Can't fight no more, you knock me out
: 14 lis 2022, 19:14
Zaparkowawszy pod kawiarnią – jednym z nielicznych miejsc, których odwiedzanie sprawiało mu s z c z e r ą przyjemność – obejrzał się przez ramię, chcąc sprawdzić, czy podczas gwałtownego hamowania, gdy rozwydrzony kundel wbiegł mu przed maskę, żadna z toreb wypełnionych zakupami nie przewróciła się, rozsypując zawartość między siedzeniami. Odetchnął z ulgą, widząc je na swoim miejscu. Wyszedł z samochodu, mocno zatrzaskując za sobą drzwi; leciwa furgonetka nie lubiła pobłażliwego traktowania i ulegała jedynie rządom twardej ręki. Na zewnątrz było słonecznie, ale porywisty wiatr znad oceanu niszczył przyjemne wrażenie. Bradley zasunął kurtkę i postawił kołnierz, by osłonić kark przed wiatrem. Rozejrzał się pobieżnie i przebiegł przez jezdnię, od razu kierując się do kawiarni. Uderzyło go przyjemne ciepło oraz intensywny zapach mielonych ziaren. Podchodząc do lady, uśmiechnął się niedbale do młodej dziewczyny przygotowującej zamówienia; zdawał sobie sprawę, że powinien być dla niej bardziej uprzejmy, gdyż kilkukrotnie częstowała go darmowym ciastem, a on – nie lubiąc spędzać za dużo czasu w miejscach wypełnionych ludźmi – prosił o jego zapakowanie i zjadał dopiero po dotarciu do warsztatu. Tym razem również próbowała nawiązać z nim niezobowiązującą rozmowę, ale skończyło się na wymianie krótkich spostrzeżeń dotyczących pogody. Odebrał kawę, na ladzie zostawiając pięciodolarowy banknot, natomiast do słoika z napisem „na lepszą przyszłość” wrzucił monety, które znalazł na dnie kieszeni. Zamierzał podążać za ustalonym planem – chciał w spokoju dotrzeć na kuter (wciąż nie nauczył się nazywać tej łajby łodzią), rozpakować zakupy, a następnie pojechać do warsztatu, gdzie przez resztę dnia i prawdopodobnie część nocy, dłubałby przy stolarskich projektach. Udałoby mu się to, gdyby nie drobna blondynka, która mocując się z torbami wyglądającymi na ciężkie oraz teczką wypełnioną zapisanymi kartkami, nie próbowała odebrać telefonu wygrywającego irytującą melodię. Biorąc pod uwagę szalejący wiatr, zgodnie z przewidywaniami Bradleya, papiery wymknęły się jej z rąk i zaścieliły całą szerokość chodnika. Zwykle przechodził obok takich wydarzeń obojętnie. Obojętność tłumaczył pośpiechem, własnymi obowiązkami i wyraźną niechęcią do obcowania z ludźmi – wszystko, byle tylko nie dać nikomu okazji do nawiązania głupawej rozmowy o pogodzie. Tym razem zachował się inaczej, gdyż jedna ze stron zatrzymała się tuż przy jego bucie. Pochylił się więc i zebrał te, które leżały najbliżej, wcześniej odstawiając kubek z kawą na chodnik.
— Jesteś niezdarna — zauważył ostro, bo podczas gdy on p r ó b o w a ł ratować jej prywatne papierzyska przed porwaniem przez wiatr, ona szarpała się z torbami. Robiła to na tyle gwałtownie, że trąciła kubek z kawą, która rozlała się po chodniku, zalewając kilka kartek, których nie zdążyli zebrać. Przykucając, zdegustowany opuścił głowę, starając się ukryć rozdrażnienie; co go podkusiło, by w ogóle się w to mieszać?! Teraz ma za swoje! Najgorsze było to, że będzie musiał wrócić do kawiarni i po raz drugi (w przeciągu tych kilku minut) porozmawiać z baristką.
suzie worthington