#1 it never rains but it pours
: 08 lis 2022, 01:00
Trzeba przyznać, że ostatnia wizyta u Autumn dała mu trochę w kość – i to dosłownie. Lustro, które spadło mu na stopę doprowadziło do złamania palca. I wiele osób zapewne by stwierdziło, że co to niby takiego… cóż, Remington wylądował z nogą w gipsie, mimo że się pytał, czy szyna by nie wystarczyła. Niestety, nie było takiej opcji, więc Orion chcąc nie chcąc, musiał się z tym faktem pogodzić. To sprawiło, że został uziemiony w Lorne na trochę dłużej niż planował tu być i musiał przełożyć spotkanie z klientem w Nowym Jorku. Oczywiście nie bardzo mu się to podobało, ale nie miał tak naprawdę innej opcji.
Został poinstruowany, że musi odpoczywać i tej nogi nie naruszać. Chcąc jak najszybciej wrócić do siebie, był grzecznym chłopcem i nie ruszał się zbytnio z łóżka – nie licząc toalety czy odgrzania sobie jedzenia, który pod nos przynosił mu katering dietetyczny. W tym momencie cieszył się, że na taki luksus było go stać, bo inaczej siedziałby głodny – co jak co, ale gotowanie w tym stanie nie było najlepszą opcją, nie wspominając w ogóle o tym, że Remingtonowi było naprawdę bardzo daleko do szefa kuchni.
Mimo wszystko starał się jakoś względnie produktywnie spożytkować czas spędzony w łóżku – czy to przez czytanie branżowej pracy, czy pracę, która nie wymagała od niego siedzenia przy stole kreślarskim w postaci sztywnych obliczeń, bo nim zacznie cokolwiek projektować, to musiał mieć pewność, że miał w ogóle do tego miejsce.
W pewnym momencie pod oknami jego mieszkania zrobiło się dosyć głośno – ot, jednak nie przejął się tym zbytnio, biorąc pod uwagę, że było Halloween i dzieciaków pełno latało po ulicach. Żeby ułatwić sobie życie i oszczędzić wychodzenia z domu i pukania do drzwi, postawił przed budynkiem kocioł (dosłownie) wypełniony słodyczami po brzegi, by dzieciaki same sobie brały. Była nawet kartka z napisem „samoobsługa”. Może miał trochę zbyt dużo wiary w to, że ktoś nie weźmie wszystkiego dla siebie, ale cóż lepsze to niż ciągłe dobijanie się do drzwi.
No więc gdy zaczął słyszeć uporczywy dzwonek, trochę się zdenerwował. Westchnął ciężko, chwytając za swoje kule, bez których po domu nie chodził, i zaczął kuśtykać do tych nieszczęsnych drzwi.
– Już idę! – wydarł się, tak by natarczywy przybysz w końcu przestał dzwonić.
Drzwi otworzył w dresach i zwykłej, czarnej koszulce, z kilkudniowym zarostem i ogólnie w dosyć mało reprezentacyjnym stanie. To co zobaczył, jednak go zdziwiło. Zamrugał, spoglądając na Goldsworthy z lekkim niedowierzaniem.
– Autumn? – zapytał, by następnie się zorientować, że stała w roboczych ubraniach. – Gdybym nie znał Twojego ojca to bym pomyślał, że to bardzo udany strój strażaczki. – Zaraz potem zobaczył te wszystkie wozy, gdzieś była w tle policja. – Co się dzieje? – zapytał, widocznie zdezorientowany, jednocześnie poprawiając kule.
Został poinstruowany, że musi odpoczywać i tej nogi nie naruszać. Chcąc jak najszybciej wrócić do siebie, był grzecznym chłopcem i nie ruszał się zbytnio z łóżka – nie licząc toalety czy odgrzania sobie jedzenia, który pod nos przynosił mu katering dietetyczny. W tym momencie cieszył się, że na taki luksus było go stać, bo inaczej siedziałby głodny – co jak co, ale gotowanie w tym stanie nie było najlepszą opcją, nie wspominając w ogóle o tym, że Remingtonowi było naprawdę bardzo daleko do szefa kuchni.
Mimo wszystko starał się jakoś względnie produktywnie spożytkować czas spędzony w łóżku – czy to przez czytanie branżowej pracy, czy pracę, która nie wymagała od niego siedzenia przy stole kreślarskim w postaci sztywnych obliczeń, bo nim zacznie cokolwiek projektować, to musiał mieć pewność, że miał w ogóle do tego miejsce.
W pewnym momencie pod oknami jego mieszkania zrobiło się dosyć głośno – ot, jednak nie przejął się tym zbytnio, biorąc pod uwagę, że było Halloween i dzieciaków pełno latało po ulicach. Żeby ułatwić sobie życie i oszczędzić wychodzenia z domu i pukania do drzwi, postawił przed budynkiem kocioł (dosłownie) wypełniony słodyczami po brzegi, by dzieciaki same sobie brały. Była nawet kartka z napisem „samoobsługa”. Może miał trochę zbyt dużo wiary w to, że ktoś nie weźmie wszystkiego dla siebie, ale cóż lepsze to niż ciągłe dobijanie się do drzwi.
No więc gdy zaczął słyszeć uporczywy dzwonek, trochę się zdenerwował. Westchnął ciężko, chwytając za swoje kule, bez których po domu nie chodził, i zaczął kuśtykać do tych nieszczęsnych drzwi.
– Już idę! – wydarł się, tak by natarczywy przybysz w końcu przestał dzwonić.
Drzwi otworzył w dresach i zwykłej, czarnej koszulce, z kilkudniowym zarostem i ogólnie w dosyć mało reprezentacyjnym stanie. To co zobaczył, jednak go zdziwiło. Zamrugał, spoglądając na Goldsworthy z lekkim niedowierzaniem.
– Autumn? – zapytał, by następnie się zorientować, że stała w roboczych ubraniach. – Gdybym nie znał Twojego ojca to bym pomyślał, że to bardzo udany strój strażaczki. – Zaraz potem zobaczył te wszystkie wozy, gdzieś była w tle policja. – Co się dzieje? – zapytał, widocznie zdezorientowany, jednocześnie poprawiając kule.