let's make something special
: 06 lis 2022, 19:58
Nie przypuszczał, że jego kariera wikliniarza zacznie się kiedykolwiek rozwijać. Robił to głównie z pasji i dla ukojenia nerwów. Zaczął od marnych groszy za koszyki na targu, a teraz ludzie sami do niego dzwonili z pytaniem o prywatne zlecenia. Fotel z wikliny miał już za sobą, ale to było niczym w porównaniu z tym w co wpakował się teraz. Pierwotnie odmówił, bo doskonale wiedział z jakim stresem będzie się dla niego wiązać takie przedsięwzięcie, ale po przemyśleniu oraz długiej rozmowie z przyjaciółką, zdecydował się wyjść ze strefy komfortu i zaryzykować.
Czekało go wyplecenie kilku dużych, ale w zasadzie prostych koszy oraz gwoździa programu - przepięknego łuku ślubnego przeplatanego kwiatami, pod którym para młoda powie sobie sakramentalne tak. Nie ukrywał, że czuł pewien zaszczyt z tego tytułu, ale... co jak jakimś cudem nie wyjdzie, a konstrukcja spadnie im na głowę i zepsuje całą imprezę? Spaliłby się ze wstydu!
Zapukał nieśmiało do drzwi kwiaciarni i wszedł do środka z przyjaznym uśmiechem. - Przepraszam? - wyszeptał, choć jeśli chciał zwrócić czyjąkolwiek uwagę, to musiał się bardziej postarać. Odchrząknął i podszedł bliżej lady. Nikogo za nią nie było. - Przepraszam? - tym razem jego głos wybrzmiał na cały lokal. Poczuł się z tym trochę dziwnie, bo nie był szczególnie głośną osobą, ale chciał się upewnić, że ktoś tutaj w ogóle był.
- Dzień dobry! Jestem Lowell Hawkins. Czy zastałem może Aspen? - zapytał pracownicę, która pojawiła się niedługo po jego zawołaniu. Tak miała na imię kobieta z którą miał współpracowac w kwestii łuku. Nie mogło się odbyć bez konsultacji, więc pomimo iż nie umówił się z nią telefonicznie, to panna młoda zdradziła mu jej miejsce pracy i zachęciła go by tutaj przyszedł.