W swojej pracy spotykała się ze strasznymi przypadkami - na szczęście z banalnymi również - więc starała się zawsze jak mogła by podtrzymywać w poszkodowanych siłę woli i walki. Nigdy jednak nie obiecywała braku bólu czy magicznego uzdrowienia jeśli sama nie miała tej pewności - mimo, że bardzo by chciała. Dlatego też faktycznie można rzec, że wolała widzieć szklankę w połowie pełną.
- Czyli jak już jesteś jedną nogą w grobie - skomentowała w sposób żartobliwy bo jednak faceci - nie wszyscy oczywiście - często przesadzali przy takich temperaturach. Jakby faktycznie umierali.
- Dobrze zatem wiedzieć, że aktualnie nie gorączkujesz - bo marudzenia wielkiego nie słyszała, a powód miał bardzo dobry do tego. Tak więc chociaż temperatury mierzyć nie trzeba. Z drugiej strony równie dobrze Adam mógł należeć do tego samego grona osób co ona i ruszać z gorączką do pracy. Co też zdrowe nie było! No, ale dała mu wotum zaufania i będzie obserwować ewentualne objawy.
- Zdecydowanie przypadki - sama się temu dziwiła acz siedmiu Brooksów to jednak szanse większe niż jakby Ezra miał tylko jednego brata.
- Mam nadzieję, że jeśli dane mi będzie kiedyś poznać resztę Waszych braci to tym razem bezwypadkowo - no bo serio... wpierw Ezra w karambolu, a teraz - nie z jej winy - stłuczka z Adamem. Jakaś klątwa została na nią zesłana? Choć może to ona zsyła nieświadomie klątwy poznawcze na Brooksów? Trochę strach resztę poznawać by nie ucierpieli przypadkiem.
- Nie potrzebne są opatrunki, więc na pewno to dużo przyjemniejsze okoliczności. No i nie ucierpiał przy mnie od tamtego czasu - nie żeby to była jej zasługa, ale widać trzeba podkreślić, że był cały i zdrowy - nie liczyć pierwszego spotkania. I to chyba nic podejrzanego, że trafiali na siebie? Czasem przypadkiem, czasem może nie, ale starała się nie dać po sobie poznać jej skomplikowanych odczuć względem Ezry. Chociaż pewnie jakieś małe wahania w pewnych momentach były widoczne, ale ciężko coś na to poradzić.
- Dziękuję. I nie. Nie byli szczególnie zadowoleni - do dzisiaj nie są, ale zrobiła coś gorszego, więc można rzec, iż mieli na nią całe mnóstwo powodów by się odciąć - nawet jak teraz była inna, a błędy każdy popełnia. Szkoda, że akurat jej rodzice tego nie rozumieli. Miło więc było słyszeć, że nie każdy uważa to co zrobiła za błąd.
- Można tak powiedzieć. Jeśli do dzisiaj bym ich słuchała to pewnie bym właśnie umierała w jakimś biurze - może nawet dosłownie! Z nudów! I uwięzienia!
- Nie krępuj się. To nie brzmiało jak wykład, a dobrze czasem usłyszeć potwierdzenie, że błędy się zdarzają - zwłaszcza ona musiała to czasem usłyszeć bo została wychowana w taki sposób, że błędy były czymś niewybaczalnym i długo trwało nim zaczęła się przestawiać na "normalne" tory.
- Och... Czyli jesteś człowiekiem o anielskiej cierpliwości. To trochę tłumaczy, dlaczego teraz rozmawiamy na spokojnie - ktoś inny do tej chwili mógłby na nią ryczeć i zwalać winą czy jeszcze jakie gorsze rzeczy. Tymczasem Hargrove należała do osób, które wolą pomagać z własnej woli komuś kto jednak jest miły i podchodzi z szacunkiem do drugiego człowieka. Oczywiście w pracy nie wybierała, ale tak jak teraz to wiedziała, że w dwustu procentach chciała załatwić sprawę, koszty itp. - a taka chętna by nie była przy kimś "krzykliwym". -
Ekscytujące, nie do przewidzenia atrakcje to zawsze urozmaicenie. Straż pożarna za to powinna lepiej uważać jak jeździ bo mogą kiedyś skasować kogoś kogo zdecydowanie nie powinni - westchnęła ciężko, cmokając z dezaprobatą na taką jakże wcale nie z życia wziętą sytuację. Wstydziliby się ci strażacy, naprawdę!
Adam Brooks