Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
25.

stylówa

Chciała do tego wszystkiego podejść na spokojnie, udawać przed samą sobą, że spotkanie z Anthonym w żaden sposób jej nie rusza. Mimo to nie potrafiła zasnąć, musiała przegadać tę sprawę z Remigiusem, jakby liczyła na to, że przynajmniej blondyn przypomni jej o tym, jaką nienawiścią powinna darzyć Huntingtona. Była jednak tylko głupią naiwną kobietą, w której szczególnie w przypadku tego jednego człowieka czaiło się mnóstwo sprzeczności. No bo wmawiała sobie, że to nic takiego, a jednak wstała wcześniej, by delikatnie pokręcić włosy i nałożyć lekki makijaż na twarz. Mówiła sobie, że wyciągnęła z szafy pierwszą lepszą sukienkę, ale w pracy usłyszała kilka razy, że ładnie wygląda, co podbudowało jej samoocenę, a przecież wcale jej na tym nie zależało. Napisała jeszcze do Anthony'ego gdzie mają się spotkać i ku jej zaskoczeniu wymienił Carnelian Land, ale odmówiła, gdy zapytał, czy ma po nią przyjechać. Przynajmniej tyle w niej było asertywności. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, ale na pewno nie liczyła na to, że po przyjściu na miejsce zobaczy Huntingtona z piknikowym koszem i kocem, który wyglądał, jakby dopiero co go kupił. W sumie nie mogła się dziwić, dlaczego mężczyzna taki jak on, wielkomiejski, miałby posiadać podobne rzeczy we własnym domu. Ukuło ją jednak poczucie, że się postarał i - co nawet gorsze - planował z nią spędzić czas tak, jak to miało miejsce lata temu, gdy byli jeszcze razem.
- Ty i piknik? - musiała mu to jednak wytknąć, nie ulegać aż tak wspomnieniom, wytyczyć granicę między nimi, którą coraz trudniej było jej utrzymywać. - Jestem zaskoczona - dodała po chwili, gdy ruszyli nierównym terem w kierunku miejsca, którego pewnie nie odwiedzała od dawna. Jego rodzina posiadała stadninę, więc kiedyś często w tych okolicach spędzali wspólnie czas, patrząc na konie i inne zwierzęta korzystające z pastwisk. - Gdybyś mi powiedział, też bym coś przyniosła. Tak nieszczególnie wypada - dodała, stawiając ostrożnie nogi, żeby nie nadepnąć na nic, co mogłoby ją zaatakować lub ubrudzić. Zerknęła też do boku i cóż, nie mogła powstrzymać myśli, że w końcu wyglądał trochę bardziej, jak ten człowiek, którego przecież tak dobrze znała. - Rozmawiałam o tobie z moim przyjacielem i dał mi do zrozumienia, że głupio postępuje spotykając się dzisiaj z tobą, sama mam podobne odczucia, więc... dlaczego ty takich nie masz? - zapytała, gdy w końcu zatrzymali się w odpowiednim miejscu, a Tony postanowił rozłożyć koc. Zbyt długo ją to męczyło, by teraz czekała z tym pytaniem na lepszy moment.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Chyba nie do końca wierzył, że Laurissa w ogóle zgodzi się na to spotkanie i może dlatego nagle sam zaczął panikować, bo czasu było niewiele, a on dawno już wyrósł ze spontanicznych wypadów. Odkąd opuścił Lorne Bay zdecydowanie preferował wystawniejsze spotkania, teatr, elegancka kolacja, może opera czy jakaś wystawa. Podobało mu się takie życie, poczucie, że sam o nie zawalczył, ciężką pracą zostawił za sobą okres, w którym był jedynie synem właścicieli miejscowej stadniny. Z drugiej strony, trudno było mu stwierdzić co tak naprawdę w tym lubił. Poza satysfakcją, niewiele byłby w stanie wymienić, ale chyba wolał się do tego sam nie przyznawać. Tylko, że tej jednej nocy, kiedy planował spotkanie z Laurissą, świadomy tego, że nie może postawić na typowe dla siebie karty, poczuł, że w końcu robi coś właściwego. Nie wybiera suchej restauracji na podstawie recenzji, a zastanawia się na tym, co sprawiłoby Hemingway prawdziwą radość. Tylko, że przy tym miał wrażenie, że sam wpycha palce między drzwi. Po co to wszystko? Czemu tak cholernie mu zależało i właściwie to dokąd zmierzał? Wolał nie odpowiadać, usprawiedliwiając się przed sobą tym, że unikanie siebie na wzajem jest absurdem i to spotkanie pozwoli im w końcu zachować się, jak przystało na dorosłych.
Chciał po nią pojechać, ale odmówiła, więc przybył nieco wcześniej do umówionego miejsca. Z domu rodzinnego zabrał kosz piknikowy, który pamiętał chyba jeszcze te czasy, gdy z Laurissą całkiem często zabierali go na dalsze i bliższe wyprawy. Koc kupił nowy, zaopatrzył się też w wino, jakieś owoce, lokalne sery i pieczywo upieczone przez sąsiadkę. Wszystkie te szczegóły przypominały mu coraz bardziej o tym, jak lubił życie, które przecież z własnej woli porzucił. Jak lubił te momenty, gdy tak jak teraz czekał na Laurissę z obawami, czy dotrze na pewno, ale zawsze zjawiała się tam, gdzie powinna. Tym razem nie było inaczej.
- Przesadzasz, przecież kiedyś często na nie chodziliśmy - odpowiedział, aczkolwiek musiał przy tym się usprawiedliwić. Sam jeszcze nie do końca odnajdywał się w tej nowej aranżacji, ale skłamałby mówiąc, że nie była to przyjemna odmiana. Podobnie jak strój który miał na sobie. Eleganckie, szyte na miarę garnitury i drogie koszule nagle zaczęły Tonego uwierać i nie pasować. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne wyolbrzymiał pod wpływem emocji i bieżących wydarzeń, ale fakt faktem, coś zaczynało się znów zmieniać. - I tak wziąłem zbyt wiele, poza tym to było zaproszenie wychodzące ode mnie, więc nie powinnaś czuć się zobowiązania do przynoszenia czegokolwiek - dodał, po czym powoli ruszyli w stronę polany, na której dawniej niejednokrotnie spędzali głupie godziny, leżąc na kocu i obserwując gwiazdy. Laurissa opowiadała o nowo usłyszanych plotkach z Lorne, a Tony udawał, że słucha i przysypiał wsłuchany w jej głos. - Skąd pewność, że ich nie mam? - Rzucił nim pomyślał. Po prostu Rissa zaskoczyła go tą bezpośredniością, tym bardziej, że nawet nie usiedli, a póki co Tony zdążył tylko rozłożyć koc i odłożyć na nim koszyk. - Chciałbym powiedzieć, że twój przyjaciel ma rację, ale nie potrafię... Uwierz mi, że naprawdę chciałem dać ci spokój, odpuścić i... Sam nie wiem, ale przecież widzisz, że nam to nie wychodzi, prawda? - Też postawił na zbyt wielką szczerość, ale skoro mleko się rozlało to nie ma co nad nim lamentować. - Trzymaj - mruknął, wciskając w rękę Laurissy plastikowy kieliszek do wina, po czym sięgnął po butelkę i korkociąg. - Niby wiem, że mnie nienawidzisz i zjebałem ci życie, ale też jesteś tutaj teraz ze mną, a tym samym przekreślasz to, co sam sobie wmawiam, co mi wmawiałaś... - Zaczął, napełniając przy tym oba kieliszki. - Dlatego chcę pogadać, nie wiem o czym, o nas, o tym co było... Chyba przez to, że nagle wszystko się urwało i skończyło, może to sprawia, że jakiś rozdział naszego życia nadal jest niezamknięty i nie pozwala nam iść dalej... Nie wiem, Rissa i jestem, kurwa, zmęczony myśleniem nad tym - wyznał wzdychając przy tym, po czym wypił kilka sporych łyków alkoholu. - Jestem zmęczony wszystkim - dodał z wyrzutem, jakby nagle cały świat był przeciwko niemu, chociaż w zasadzie właśnie tak się czuł.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Trudno było nie ulegać temu miejscu i wspomnieniom z nim związanymi. Chciałaby mówić, że te wycieczki w przeszłość nie były przyjemne, ale wówczas musiałaby sklamac, bo przecież jeśli kiedyś była szczęśliwa, to właśnie wtedy, gdy Huntington był przy niej. Może to on nauczył ją czym to szczęście w ogóle jest? Było to wielce prawdopodobne, chociaż przez ostatnie lata próbowała samą siebie okłamywać w tej kwestii.
Prawda była taka, że nie widzenie go było dobrą strategią. Negowanie wszystkiego, co mówił pomagało jej jakoś pogodzić się z sytuacją, w której mężczyzna jej życia był znów w Lorne Bay, ale nie był w nim dla niej. Bolało ją to bardziej, niż powinno i wstyd było się przyznać do tego, ale wiele razy wyobrażała sobie jego powrót. Noe powinna była tego robić, ale fakty były takie, a nie inne. Wyobrażała sobie więc, że staje w drzwiach jej firmy i od progu mówi jak im był głupcem, że nie dba o to, czy ktoś przy niej teraz jest, bo oto wrócił i nie spocznie dopóki nie będzie jego. Tylko, że Anthony wrócił z narzeczoną, a w progu firmy stanął po to, by Laurissa urządziła mu wesele. Nie do końca taki scenariusz sobie wyśniła.
- Kiedyś robiliśmy dużo rzeczy, które już nie sprawiają ci przyjemności - wytknęła mu jeszcze walcząc o to, by jasnym było jęk zniechęcone podejście. Mocno się tego uczepiła, chociaż podobne zachowanie nieszxzwgole jej leżało. Nie była taką kobietą. Była z kolei zbyt wrażliwa i to jego pytanie bez przemyślenia sprawiło, że boleśnie sobie o tym przypomniała. Igrał z nią? Skoro sam nie wierzył w sens tych spotkań, to po co marnował jej czas? Wiele pytań pojawiło się w jej głowie, ale na szczęście Anthony postanowił się zreflektować.
- Nie wychodzi, bo nie chcesz dać mi spokoju - zauważyła, ale wzięła kieliszek i przysiadła na kocu, uznając, że alkohol nie będzie złym wyjściem. Tylko, że przez słowa Tony'ego nie upiła nawet kropli. Sama była zmęczona. Od wielu już lat. Z jednej strony część niej nadal chciała stawać okoniem, nie zgadzać się z nim i unikać znaczących rozmów, ale druga... Druga była słaba, zawsze była słaba, nie miała już sił, nie na taką długą batalię. Sądziła, że jego nagle pojawienie się nie będzie związane z tak długim pobytem w jej aktualnym życiu.
- Dobra, pogadajmy - złożyła broń, bo dodatkowo w tym wszystkim zrobiło jej się go żal. Była doprawdy naiwna. Miała mu życzyć wszystkiego, co najgorsze, a nie go żałować, ale nie potrafiłą inaczej. - Ty poszedłeś dalej. W końcu masz swoją karierę, miałeś narzeczoną, przykro mi, że wam nie wyszło - może nie do końca było jej przykro, ale tak wypadało powiedzieć. Tym bardziej, że to też nie tak, że skakała z radości. - Ale ja faktycznie stałam przez ciebie w miejscu... Wiesz, dopiero dwa lata temu pierwszy raz opuściłam Lorne Bay na dłużej... Wcześniej bałam się, że może byś wrócił i mnie nie zastał - nie patrzyła na niego, a na ten przeklęty kieliszek trzymamy w dłoni, kiedy z trudem dobierała słowa. Chciał szczerości, to miał ja dostać. - Żałosne, co? A już w odniesieniu do tego, że wróciłeś z narzeczoną... No boki zrywać - parsknęła gorzkim śmiechem. Nie lubiła o tym mówić, zwykle z resztą poruszała te tematy na terapii, ale też tam mogła płakać, a tu niekoniecznie chciała. - Dlatego unikałam tych rozmów Tony, bo ty chcesz zamykać rozdziały, a ja nie potrafię... Od lat nie potrafię się z ciebie wyleczyć i myślę, że wygodniej w takim razie będzie, jeśli będziemy się od siebie trzymać z daleka - przelknęła ślinę, nie spodziewając się tego, że ten ich piknik zacznie się od tak ciężkiego tematu i to z jej winy. Kiedy to sobie przekalkulowała, aż przeszedł jej dreszcz. - Wiesz co, albo lepiej zapomnij o tym co właśnie powiedziałam, może miły piknik lepiej nam zrobi. Co masz do jedzenia? Jakiś ser? - pochyliła się nad koszem i faktycznie sięgnęła po kawałek camemberta, zła na siebie, że od początku nie mogła zrezygnować z tego swojego dystansu i udawać, że to spotkanie może być dla niej przyjemne. Tak byłoby łatwiej.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Nie spodobało mu się to jak Laurissa odpowiedziała na jego słowa odnośnie pikniku. W jej podejściu dało się wręcz wyczuć jak na siłę stara się demonizować wszystko to co łączyło ich w przeszłości. Tony żadnym psychologiem nie był, ale wystarczyło połączyć kilka kropek, aby zrozumieć, że nie robiła tego przypadkowo. On sam starał się nie rozczulać nad przeszłością, ale skłamałby mówiąc, że miejsce w jakim się znajdowali i powód dla którego tutaj byli nie robił na nim wrażenia; nie przywoływał uczuć, które wcale wygodne nie były.
- Gadasz głupoty... Nigdy nie mówiłem, że spędzanie czasu z tobą nie sprawiało mi przyjemności. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że każde miłe wspomnienie z Lorne nieodłącznie wiąże się z tobą - wyznał szczerze, bo zgrywanie oschłego dupka ostatnio nie wychodziło mu na dobre. Zresztą chwilę później wyrzucił z siebie kolejny potok słów, ale nie spodziewał się, że na równie wielką szczerość pokusi się także Rissa. Słuchał jej więc, a wyrzuty sumienia, które przez tyle lat uciszał spychając na samo dno świadomości, uderzały w Tonego raz za razem.
- Iris, czekaj... - Wcale nie chciał nagle rozmawiać o serze, gdy wreszcie, po raz pierwszy dokąd wrócił do miasteczka, udało im się poruszyć temat przeszłości, a przy tym nie wrzeszczeć na siebie w złości. Każda ich poprzednia rozmowa kończyła się dość tragicznie, nawet ten pocałunek, którego Anthony nie rozumiał, okazał się być fatalnym w stukach krokiem. - Przepraszam... Naprawdę przepraszam za to, że wyjechałem i zniknąłem bez słowa na tyle lat. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że nie potrafiłbym inaczej o tobie zapomnieć - wyjaśnił zgodnie z prawdą, bo tylko totalnie odcinając się od przeszłości i Laurissy, którą przecież kochał, mógł ruszyć na przód. -Chociaż... Jak widać wystarczyło kilka miesięcy abym znów wszystko spierdolił, gdy pojawiłaś się obok... Gadam o zamykaniu rozdziałów, a dręczę cię, bo tak naprawdę nie umiem tego zrobić... Zapomnieć o tobie - dodał pod nosem i wypił do końca wino, a że Laurissa nadal trzymała kawałek camemberta w dłoni, Tony zabrał go od niej, wyciągając zaraz potem winogrona, krakersy i deseczkę, aby móc pokroić ser i ułożyć na niej całe jedzenie. - Nie wiem... Może zamiast trzymać się od siebie z daleka, postarajmy się po prostu jakoś poukładać nasze życia na nowo? Koniec końców mieszkamy teraz w jednym mieście, póki co... - Ciągnął dalej. Wcale nie myślał o jakiś wielkich powrotach, bo zdawał sobie sprawę z tego, że Rissa zapewne go bynajmniej nie lubi. Bardziej chciał jej zrekompensować te wszystkie lata, w których nie dał jej znaku życia, ulotnej informacji o tym, że ona także była dla niego istotna. Nadal jest.... - Mówisz, że nie ruszyłaś z miejsca, ale przecież ci się udało... Spełniłaś swoje marzenie, masz kwiaciarnię - zauważył, chcąc też nieco zejść z trudnego tematu, który nie do końca wiedział jak ciągnąć dalej. - Zawsze ci mówiłem, że powinnaś bardziej wierzyć w siebie. Jesteś dla siebie zbyt surowa - dodał.
Uzupełnił ponownie wino w ich plastikowych kieliszkach i sięgnął po jedno z winogron. Słońce przyjemnie ogrzewało ich sylwetki, schowane w gęstej trawie na wzgórzu. Gdzieś w dole pasły się konie, a jeden z nich właśnie galopem przemierzył odległość dzielącą jeden padok od drugiego.
- Hope była pomyłką... Wiedziałem to od dawna, ona zresztą także - podjął nagle. - Żyliśmy jak taka idealna para, w swoim idealnym świecie i perfekcyjnym domu, ale wszystko to było równie sztuczne jak uczucie, które wzajemnie udawaliśmy.... Wróciła do byłego, a przynajmniej tak sądzę, bo wyjechali razem na jakieś medyczne gówno, a więc... Sama się domyśl - poskarżył się przy tym, aczkolwiek absolutnie nie oczekiwał współczucia. W sumie było mu lżej odkąd przestał oszukiwać siebie samego, że jego związek z Hope miał jakąkolwiek przyszłość.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Starała się faktycznie na siłę przypominać sobie, że Anthony jest jej wrogiem, ale skłamałaby mówiąc, że w tym otoczeniu było to dla niej łatwy zadaniem.
- Kiedy mówisz mi takie rzeczy, wcale nie jest łatwiej - przyznała, bo jednak... serce zabiło jej szybciej. Skłamałaby mówiąc, że nie chciała tak tego widzieć, ale to też zaczęło rodzić pytania... dlaczego w takim razie zniszczył to wszystko, co mieli? Po co? W jakim celu? Nie mogła tego pojąć niestety, ale też bała się zapytać, wyjść na żałosną trzydziestolatkę, która wciąż roztrząsa młodzieńcze załamanie.
- Tony, proszę... jak mówisz do mnie Iris, naprawdę nie wiem, co mam myśleć - chciał szczerości? Ona też nie była żadną siłaczką, żeby tak długo tej unikać. Nigdy nie była ani dobrą aktorką, ani też dobrze nie radziła sobie ze swoimi emocjami. - Naprawdę nie potrafisz o mnie zapomnieć? - przyglądała się temu, jak rozkładał sery, żeby nie musieć patrzeć na niego. Wówczas byłoby o wiele trudniej, tak przynajmniej podejrzewała. - Póki co? Znów planujesz stąd uciec? - z jego wypowiedzi wychwyciła tylko ten fragment, może niezbyt ładnie, ale cóż... największym bólem było dla niej to, że wyjechał, to też nic dziwnego, że była dziwnie czuła na kolejne wspomnienie wyjazdu. - Może to nie taki zły pomysł, skoro trzymanie się z dala nam nie wychodzi... tylko, że nie wiem do końca jak powinnam się przy tobie zachować - przyznała, jak ta ostatnia pierdoła, którą w gruncie rzeczy była i udawanie, że jest inaczej chyba nie miało już sensu. - Daj spokój, Tony... spełniłam to marzenie dzięki pożyczce u siostry i jej męża - tu też postawiła na fakty, bo chyba puste pochlebstwa były teraz dla niej jeszcze gorsze, niż oschłe komentarze. Musiała się w tym wszystkim odnaleźć, to też z ochotą zaczęła od upicia niemałej porcji wina. Tym bardziej, że serce jej zabiło gdy wspomniał to, co powtarzał do niej w przeszłości. Dlaczego nadal tak reagowała? Zerknęła na jego twarz i odpowiedź była jasna... bo mimo zmian, to nadal był on. Znała tą twarz, nawet jeśli z większą ilością zmarszczek, ten głos, nawet jeśli odrobinę niższy, fakturę włosów, pomimo nowej fryzury. To wciąż był człowiek, którego kochała w przeszłości bezgranicznie.
Może nawet nieco za bardzo odpłynęła w tym analizowaniu zmian i podobieństw do jej chłopaka sprzed lat, bo nagle słysząc o Hope, speszyła się lekko. Nie życzyła wcale ich związkowi dobrze i teraz miała przez to wyrzuty sumienia. Z drugiej strony... rewelacje jakie jej sprzedał były zaskakujące.
- Ale rozstaliście się przed tym, tak? - dopytała, całkiem tym zaciekawiona, chociaż to nie powinno być jej sprawą. Sięgnęła po winogrono, by się czymś zająć i przeżuwając je uznała, że znów musi popić winem. Potem sięgnąć po kolejne winogrono i za trzecim dała sobie spokój.
- Tęskniłeś za mną chociaż trochę? - wypaliła więc, unosząc na niego te swoje wielkie oczy. Nie odwróciła spojrzenia. - Wiesz... najgorsza była myśl, że nawet w najmniejszym stopniu ci mnie nie brakuje - przyznała, bo sam chciał takiej rozmowy, wiec nie miała zamiaru dłużej uciekać. Była tym zmęczona.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Sam czuł jak ta rozmowa zaczyna schodzić na tory, po których Anthony poruszać się nie potrafił. Wspominanie przeszłości i mieszanie jej z tą zagmatwaną teraźniejszością w jakiej przyszło im egzystować na pewno nie wróżyło niczego dobrego. Nawet jeśli Huntington łudził się, gdzieś tak bardzo ukrycie, nadzieją, że jeszcze on i Rissa mogą się dogadać "nadrobić" stracony czas, i tak malowało się to w ciemnych barwach. Przecież po tym co on jej zrobił, co ona przeszła, na pewno nie przyjdzie im łatwo znów się porozumieć. Poza tym Tony miał swoją szansę, którą koncertowo zjebał i wątpił w to, że Hemingway byłaby mu wstanie ponownie zaufać. A jednak nie odpuszczał i brnął ścieżką, której nie znał i na której potykał się raz po raz.
- Nie potrafię... W przeciwnym wypadku nie wracałbym do kwiaciarni pod byle pretekstem, by tylko móc pobyć z tobą, spojrzeć na ciebie... Sam nie wiem, nieudolnie naprawiać co spierdoliłem - przyznał, gdy zapytała, czy nie naprawdę nie potrafił o niej zapomnieć. Sądził, że potrafił, że była zamkniętym rozdziałem, ale wystarczyło kilka spotkań, aby pojął w jak wielkim zakłamaniu żył. - Nie wiem... Odkąd wróciłem wszystko się sypie - przyznał zgodnie z prawdą, bo Lorne Bay przestało być przystanią, do której Tony wracał z utęsknieniem. Lata temu, na własne życzenie odciął się od tego miejsca i obecnie czuł na każdym kroku jak nie potrafi odnaleźć się w nim, będąc w swojej "nowej" skórze. - Chyba czuję to samo, bo z jednej strony znałem ciebie kiedyś na wylot, a obecnie mam wrażenie, że nie wiem o tobie już nic... Poza tym, nie oszukujmy się, masz pełne prawo mnie nienawidzić, wiem o tym, a i tak nie daję ci spokoju - Podzielił się własnymi przemyśleniami na temat tego jak on sam nie potrafił przyjąć odpowiedniej postawy będąc w pobliżu Rissy. Nie wiedział jak powinien ją traktować, czego od niej oczekiwać, czego ona spodziewała się po nim. - Jak zwykle siebie nie doceniasz... Oni nie zmusili ciebie, abyś otworzyła ten biznes i to nie oni go prowadzą każdego dnia - podkreślił, bo doskonale pamiętał jak Rissa stawiała siebie w cieniu innych, a przecież osiągnęła sukces. Nie ważne, że miała kredyt, obecnie każdy jakiś posiadał, więc nie Tony absolutnie nie patrzył na to z takiej perspektywy z jakiej robiła do Hemingway.
Kłamstwem byłoby nie przyznać, że ta rozmowa szła im topornie. Tony czuł się niezręcznie. Zwykle skrępowanie było mu obcym odczuciem, ale przez to, że faktycznie pierwszy raz od ich rozstania, mogli porozmawiać normalnie, Huntington czuł znacznie większy stres i stremowanie tym spotkaniem. W zasadzie podejrzewał, że jak coś znów spieprzy to już kolejnej szansy na bank nie dostanie. I tak cudem Laurissa zgodziła się z nim spotkać, bo pewnie jakby nie zjadały ją wyrzuty sumienia, nie siedziała by z nim na tym pastwisku i nie udawała, że interesują ją sery, które przyniósł.
- Masz na myśli nasz pocałunek? - Akurat jemu nie przeszkadzało nazywanie rzeczy wprost. - Po nim - dodał zaraz i chociaż wcześniej stresował się tym faktem, zdał sobie sprawę, że i Hope nie była wobec niego fair. Może to nieetyczne i samolubne, ale mówiąc potocznie jej grzeszkami wytarł własną gębę. - Ale nie to było przyczyną naszego rozstanie... Hope, ona także nie była ze mną szczera ze wszystkim - dodał pospiesznie, aby przypadkiem Laurissa nie dopowiedziała sobie zbyt wiele do tej historii.
Wpatrywał się w konie, beztrosko pasące się na padoku w dolinie. Na kilka chwil pogrążył się w rozmyślaniu o majestacie tych zwierząt i o tym, że dawniej one także stanowiły ważną część jego życia, a obecnie były niemym tłem, kompletnie nie mającym żadnego znaczenia.
- Tęskniłem, nie trochę, a bardzo - odpowiedział, powracając spojrzeniem do Laurissy. -Był moment, w którym myślałem, żeby wrócić i błagać, abyś do mnie wróciła, ale potem... Potem zdałem sobie sprawę, że wtedy będę musiał zrezygnować z kariery i uznałem, że najlepszym co mogę zrobić jest zapomnieć i kompletnie odciąć się od ciebie i od Lorne Bay - wyznał jak na spowiedzi, bo właśnie takie pobudki kierowały nim przez te wszystkie lata milczenia. - Byłem samolubnym, egoistycznym dupkiem... W sumie nadal jestem - dodał jeszcze, po czym przechylił do dna kieliszek z winem. Całkiem sprawnie szło im to picie, bo po rozlaniu kolejnej kolejki w butelce nie zostało już nic więcej. - Także wiesz, że mi ciebie brakowało, brakuje... Odkąd tutaj wróciłem na każdym kroku czuję to jeszcze mocniej - znów wbił wzrok w horyzont. - Może to co powiem zabrzmi głupio, ale mam wrażenie jakbym nie umiał żyć w Lorne nie będąc z tobą... Nie będąc chociaż po części tym kim byłem kiedyś; męczę się, a z drugiej strony boję się, że jak wyjadę nic się nie zmieni - mruknął cicho, bo nie chciał dalej siebie oszukiwać i okłamywać wmawiając sobie, że czas i odległość ponownie pozwolą mu zapomnieć. Nie pozwoliły przez osiem lat, a więc co miałoby się zmienić przez następnych kilka?

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Z jednej strony rozmawianie o przeszłości nie powinno być dla niej trudne, w końcu tą żyła przez cały czas, ale z drugiej, kiedy to Anthony miał dzielić z nią dyskusję, czuła się odsłonięta w sposób, który ją przerażał. Nagle przylapywala się na myśli, że kręci jej się w głowie, że ta ją w zasadzie boli, bo linia między tym, co było, a jest zacierała się samoistnie. Poza tym bała się, że źle zrozumie jego słowa, tym bardziej, że pozostawiał jej wiele przestrzeni do własnej interpretacji.
- Co to znaczy, że chcesz naprawić? Jak naprawić? Co dokładnie masz na myśli? - być może weszła mu w słowo, ale nie chciała się teraz skupiać na frazesach związanych z tym, że powinna bardziej siebie doceniać. Nie ta kwestia, anie żadna inna związana z jej biznesem nie była na tyle ważna, by pozwolić jego wcześniejszym wypowiedzią przeminąć. Powiedział wiele, ale wcale nie czuła się przez to lepiej, raczej była bardziej zagubiona, bo brakowało jej konkretów. Umysł w końcu już wszystko zakrzywiał, już plątał figle, dopowiadał sobie.
- Oboje robiliście źle rzeczy za swoimi plecami? - zmarszczyła lekko czoło, a przy tym żałowała doboru słów, bo te pytanie brzmiało, jakby była dzieckiem bojącym się nazwać pewne sprawy po imieniu. Wolała jednak iść dalej, niż jakoś to teraz korygować. - To może lepiej, że się rozstaliście... Bylibyście pewnie kiepskim małżeństwem - przyznała dość swobodnie, zgodnie z własnymi przekonaniami, ale przy tym w jej tonie była jakaś gorycz, której wolała tam nie słyszeć. Nie chciała, żeby Anthony sądził, że źle im życzyła, nawet jeśli właśnie tak było. Zastanawiała się, czy powinna dodać coś jeszcze, ale to Huntington przerwał ciszę i odpowiedział na pytanie, którym zadręczała się od lat.
- Czyli znów myślisz o wyjeździe? - po jego wypowiedzi nastała chwila ciszy, która już zaczynała ją drażnić i wiedziała, że tylko ona może ją przerwać. Było ciężej, niż przypuszczała, że będzie. - Wybaczyłabym ci... Gdybyś wrócił i błagał, wybaczyłabym - przechyliłam kieliszek do końca i westchnęła ciężko. Musiała przetrzeć twarz dłonią, znów bojąc się, że to do niczego nie zmierza, że gonią się w jakimś kołowrotku, ale jednocześnie, gdy patrzyła na niego dłużej, wcale nie chciała odwracać wzroku. - Tylko, że teraz jestem z Othello i nawet nie spotykając się z tobą na piknikach, jestem raczej kiepską dziewczyną... Cholerna, nie wiem co robię. Pamiętam jak mój ojciec pierwszy raz ciebie widział i powiedział, że będę miała przez ciebie kłopoty, czuję, że to się nie zmienia - wyrzuciła wyraźnie zagubiona, przygryzajac przy tym dolną wargę. Musiała zrobić cokolwiek, zmienić jakoś pozycje, poruszać się. Uniosła się więc nieco, a potem chciała przysiąść na nogach, ale tyle co obniżyła biodra, a zaraz poczuła ukłucie gdzieś na udzie pod pośladkiem i zaraz wyskoczyła na proste nogi.
- Au! - wrzasnęła, patrząc na koc, na którym leżała zmiażdżona przez nią pszczoła. - Cholera - jęknęła, łapiąc się za obolałe miejsce i próbowała wykręcić głowę tak, by móc je jakoś dojrzeć z tyłu. Jak nietrudno się domyślić, trochę straciła wątek. - Dlaczego zawsze mnie to spotyka? - odkąd pamiętała, była pierdołą i najwyraźniej teraz nie miało być inaczej, chociaż przed Anthonym wolałaby wypaść lepiej.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
W pobliżu Laurissy zapominał o samokontroli. Czuł się zbyt swobodnie, dokładnie tak jak kiedyś, a przez to mówił o rzeczach, o których mówić nie powinien. Bez potrzeby wspominał o tym, że chciałby cokolwiek naprawiać, bo przecież sam nie wiedział jak sprecyzować swoje myśli, więc gdy Hemingway zadała mu pytanie, absolutnie nie potrafił odnaleźć odpowiedzi.
- Nie wiem, Iris... - Zatrzymał się na moment, przenosząc spojrzenie z galopujących w oddali koni na tafle wina, wirującą w plastikowym kieliszku. - Nas? Myślę o tobie ostatnio... Wiesz, tak ogólnie myślę zbyt wiele - dodał. Z jednej strony chciał być szczerym, chciał przełamać jakaś tam głupią granicę, którą postawił sam sobie, a z drugiej, gdy tylko podchodził zbyt blisko, zaraz szukał jakiegoś alternatywnego rozwiązania; tak na wszelki wypadek.
Stwierdzenie Rissy odnośnie jego związku z Hope, absolutnie go nie zaskoczyło. W zasadzie była delikatnym określeniem tego co obydwoje sobie na wzajem robili. Owszem, miewali dobre, a wręcz doskonałe momenty, jak to w każdym związku bywa, ale Lorne Bay okazało się dal nich fatalną decyzją.
-Można tak powiedzieć... Jej były, o ile mogę go tak określić, przyleciał za nią do Lorne. Znalazł pracę w szpitalu w Cairns, a ona uznała, że to totalnie nic nie znaczącego... Zaś ja... Sama wiesz - wyjaśnił, aby Laurissa miała lepszy obraz chociaż w sumie chyba tego od niego nie oczekiwała. Jednak sam Tony, prawdopodobnie, nie chciał wychodzi w jej oczach na dupka, który spierniczył swoje narzeczeństwo. - Nawet nie będę oponował, bo czuję, że masz rację... W stu procentach - zgodził się z Hemingway, bo trochę na siłę aranżował swój związek z Hope jako ten idealny. Ten, który idealnie uzupełniał wszystko to co Anthony, zachłyśnięty karierą i blichtrem, chciał osiągnąć. - Nie... Nie wiem... To zależy - odpowiedział wymijająco, ale przed oczami widział wydrukowane wypowiedzenie lezące w jego szufladzie w biurku. Nie chciał o nim myśleć w tamtej chwili. Nie chciał też nic mówić, ani przed samym sobą przyznawać się do tego, że czuł jak wiele zależy w tej kwestii od samej Rissy. - Iris... - Spojrzał na nią nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. - Przepraszam, że tak cholernie ciebie skrzywdziłem - powtórzył więc po raz kolejny. Potem zaś wsłuchał się w słowa Laurissy i był szczerze zaskoczony tym co mu opowiedziała. Nie miał pojęcia o jej nowym związku, w sumie nie mieli nawet okazji o tym pomówić jakoś więcej. Poza tym był zaskoczony też tym co powiedziała... Niby mówiła o sobie, jako o kiepskiej dziewczynie, ale wspomniała też o ich spotkaniu, o pikniku i jakoś tak w serce Tonego uderzyło kilkakrotnie mocniej w jego klatce piersiowej. - Twój ojciec zna się na ludziach - przekręcił więc to wszystko w głupi żart, ale nie umiał oderwać wzroku od Hemingway. Gdzieś tam wewnętrznie bolała go świadomość, że Rissa nadal z kimś jest. Owszem wiedział o jej związku, ale póki nie znał imienia jej faceta, póty ten mógł pozostawać tylko głupią wymówką. Jednak jakiś tam Othello istniał i Huntington nie lubił go od tamtej pory - Nadal przynoszę ci same kłopoty i chyba nie umiem przestać -dokończył myśl i może potem znów zrobiłoby się między nimi intymniej. Może Tony ponownie złamałby zasady i zbliżył do Rissy bardziej niż powinien, ale pieprzona pszczoła wszystko popsuła.
- Co się stało? - Zaskoczony dziwnym zachowaniem Laurssy, Tony dopiero po chwili dostrzegł leżącą na kocu pszczołę. Sekundę później zareagował dość instynktownie, łapiąc Rissę za udo, tym samym nakazując dziewczynę zmianę pozycji na taką, która umożliwiłaby mu lepszy dostęp do miejsca, w którym ta została użądlona. - Kurwa, żądło nadal jest w skórze -mruknął. Pamiętał dobrze o tym, że Hemingway może nie miała uczulenia, ale zwykle kiepsko znosiła jakiekolwiek ukąszenia, więc musiał zadziałać szybko. Alkohol się skończył, nie mieli też nic dobrego pod ręką, a chociaż nie powinno się robić tego, co on chciał zrobić to jakieś głupie nawyki z młodzieńczych lat popchnęły go do podjęcia dość zuchwałej decyzji. - Zaraz je wyciągnę i... Połóż się.. Eh... A podobno to ja przynoszę kłopoty - mruknął cicho, po czym uśmiechnął się pod nosem, aby chociaż odrobinę rozładować napięcie.
Nie myślało o tym jak bardzo niestosownym i dziwnym było to co robił, gdy przyłożył usta do miejsca ukąszenia, aby wyssać żądło i część jadu. Nie miał pojęcia też o tym, że postępuje głupio, bo przecież rodzice, dziadkowie i inni krewni nie raz opowiadali o tym jak to pomogło nie jednemu z nich. Dopiero w chwili, w której dotknął skóry Laurissy pojął jak dziwnie się czuje. W zasadzie znał jej ciało (zapewne lepiej niż ktokolwiek inny), każdy fragment jej skóry, każdą skazę, pieprzyk i znamię. Znał historię każdej blizny i każde miejsce, które było dla Hemingway szczególnie wrażliwe. Poza tym zapach jej ciała był intensywniejszy niż normalnie, ciepło, dotyk... Wszystko to sprawiło, że zaszumiało mu w głowie, a dłoń jakoś tam mimowolnie zacisnęła się mocniej na jej udzie. Dopiero po kilku sekundach oderwał się od niej i chociaż powinien się odsunąć, nie potrafił. Rissa była zbyt blisko.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Zabawne... tylko Anthony miał nad nią tę władzę, że mógł jednocześnie powiedzieć coś, co pragnęła usłyszeć i czego za żadne skarby słyszeć nie chciała. Serce więc zabiło jej szybciej, a ona nie wiedziała, jak ma rozumieć to, co właśnie usłyszała. Nie chciała sobie dodawać, ale jednocześnie jej natura nie pozwalała jej zachować rezerwy.
- Nas? - powtórzyła więc, niby spokojnie, ale miała wrażenie, że brakuje jej powietrza. - Myślisz o mnie w jakich kategoriach? - mogłaby siebie znienawidzić za to pytanie, ale gdyby go nie zadała, przez najbliższy tydzień nie spałaby po nocach, zastanawiając się nad ewentualną odpowiedzią. Przynajmniej tłumaczyła to sobie tym, że chciała wiedzieć na czym stoi - nic więcej. Już nawet nie potrafiła go upomnieć za to, że wciąż nazywał ją Iris.
- Wow... przyleciał tu za nią? Pewnie nie to chcesz teraz usłyszeć, ale trochę jej zazdroszczę - nie chciała wbijać Huntingtonowi szpilki, nie była z tych kobiet, ale czuła, że mimowolnie tak to mogło zabrzmieć. Ostatecznie nadal była kobietą, którą porzucił, więc to nic dziwnego, że wzmianka o innym mężczyźnie, skorym do takich poświeceń, robiła na niej wrażenie. Poza tym... faktycznie cieszyło ją to, że ich ślub został odwołany, chociaż nie mogła być z tego dumna. Uznała, że w tym temacie już wystarczająco powiedziała, a przy tym jej potrzeba rozmowy nieco przygasła, gdy wyczuła jego zawahanie odnośnie wyjazdu. Nie zaprzeczył... nie oczekiwała niczego, a mimo to poczuła jakiś zawód. Oczywiście, że nie zaprzeczył... idiotka, dlaczego nie potrafiła podejść do tego z dystansem? To było jego życie i przecież wcale go tutaj nie chciała.
Akurat w chwili, w której ona tak bardzo się gubiła we własnych myślach, on musiał przeprosić i pierwszy raz czuła, że te przeprosiny faktycznie były jej potrzebne. Bo spojrzała na niego swoimi sarnimi oczami, w którym może przez moment kryło się zbyt wiele. Serce jej biło, a pod powiekami poczuła szczypanie, w końcu od zawsze była beksą i reagowała zbyt emocjonalnie. No, ale nie mogła tutaj płakać, więc jedynie pokiwała głową, jakby chciała powiedzieć, że to nic.
- Dzięki... że przeprosiłeś - odezwała się dopiero po tym, jak już była pewna, że zapanuje nad emocjami i nie wybuchnie mu tu płaczem niezrównoważonej kobiety z nieprzepracowaną depresją. - Długo nie potrafiłam się po tym pozbierać, ale to już przeszłość - zdobyła się nawet na uśmiech i bardzo sama chciała wierzyć w to kłamstwo, którym właśnie go częstowała. - Nie utrzymuję z nim kontaktu - mruknęła odnośnie ojca, by jakoś tak zmienić temat, rozluźnić atmosferę, ale zachowanie Anthony'ego jej w tym nie pomagało. Powietrze zdawało się być teraz gęstsze, ale nim wydarzyło się coś nieodpowiedniego, ta cała pszczoła musiała wbić się w jej skórę.
- Cholera jasna - jęknęła, gdy wspomniał o żądle, a chociaż udo ją bolało, to większe wrażenie zrobiło na niej to, jak Anthony złapał ją za nogę. Nie miała raczej prawa zgrywać cnotliwej kobiety, a mimo to poczuła się niezręcznie, bo jednak... sama nie potrafiła tego wyjaśnić. Miała krótką sukienkę, stała nad nim, a on dotykał jej skóry położonej znacznie powyżej granicy ustanowionej przez kolana. - Co? Nie, nie trzeba - spąsowiała, bo jednak... nie tak chciała się prezentować przed Huntingtonem, ale jednocześnie ta pamięć mięśniowa... mówiła jedno, a jej ciało zdawało się słuchać niemych poleceń płynących z ruchu jego dłoni. Nim się zorientowała, klękła już, a potem położyła się na brzuchu, wciąż jednak czując, że to jest mocno niepoprawne. - Tony, nie musisz, naprawdę ogarn... - zassała powietrze w pół słowa, kiedy poczuła jego usta na swojej skórze. Jęknęła z zażenowania mimowolnie i schowała twarz w kocu, czując, że nigdy jej nie wyciągnie. Poza tym poczuła, jak Anthony dla wygody unosi jej nogę, jak materiał sukienki opada jeszcze niżej. Kiedy jego place przesuwały się po jej ciele, miała wrażenie, że znów jest tą samą niedoświadczoną dziewczyną, co kiedyś, dawno temu. Serce waliło jej w takim tempie, że nawet nie zarejestrowała chwili, w której odsunął już usta. Nawet ból się nie liczył. Poza tym przeszedł ją dreszcz, kiedy zacisnął mocniej dłoń, ale to chyba normalne, prawda? Tak sobie wmawiała, bo umiejscowienie ugryzienia nie było zbyt korzystne. Nie miała pojęcia co powiedzieć, pewna też była, że widzi jej bieliznę, więc tym bardziej nie chciała się odwracać... i to wcale nie tak, że uważała to wszystko za nieprzyjemne. To chyba było najgorsze. - Wyssałeś na pewno wszystko? - mruknęła więc głupio, opierając brodę na dłoniach i patrząc przed siebie, bo żadne skarby świata nie zmusiłyby jej teraz do odwrócenia głowy i spojrzenia na Anthony'ego. Uważała, że tak długo, jak tego nie zrobi, im obojgu będzie prościej.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Mógł lepiej ważyć słowa, bo nie chciał wcale poruszać kwestii jakich sam ze sobą nie umiał przedyskutować. Przecież nie wiedział co czuł do Rissy, a nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że pewne uczucia na nowo się w nim rozbudziły to najmniejszej nadziei nie miał na to, że Hemingway mogłaby odwdzięczyć się tym samym w stosunku do niego. Tym bardziej, że ostatnie ich spotkania przebiegały dość dramatycznie, żeby nie powiedzieć drastycznie.
- Może... Po prostu myślę o tobie - przyznał szczerze. - Nie chcę mówić, że popełniłem błąd. Minęło zbyt wiele lat, a my na pewno cholernie się zmieniliśmy, ale skłamałbym mówiąc, że odkąd trafiłem na ciebie ponownie, nie odżyły we mnie wspomnienia - miał już w zasadzie gdzieś co się stanie. Stawiał wszystko na jedną kartę i albo jakoś pociągną tą popieprzoną sytuację, albo faktycznie Tony podpisze wypowiedzenie i znów wyjedzie. - Przepraszam... Nie powinienem ci tego mówić, a tym bardziej wiedząc o tym, że kogoś masz i że ułożyłaś sobie życie. Nie chcę ci nic spierdolić, a wiesz, że mam do tego talent - zażartował gorzko, ale potrzebował chyba dodać tych kilka słów w ramach jakiegoś usprawiedliwienia dla swojej szczerości. - Dobrze jednak wiedzieć, że to już dla ciebie przeszłość - skomentował po chwili, gdy poruszyli kolejne tematy, a na słowa o ojcu Laurissy tylko przytaknął lekko głową. Nigdy nie lubił tego człowieka, on zresztą za nim także nie przepadał, więc nawet mu nie było szkoda tego, że posypała mu się relacja z córką. Jak go znał, na pewno sobie na to zasłużył.
Niestety Tony i Rissa mieli najwyraźniej tendencję do wpadania z deszczu pod rynnę, bo o ile ich rozmowa była już trudna i kłopotliwa, o tyle incydent z pszczołą nadał całości jeszcze dziwniejszej atmosfery. Niby Anthony nie zrobił niczego nadzwyczajnego, bo przecież kiedyś i kilkanaście razy do roku musiał ratować Laurissę i jej wrażliwą skórę, aczkolwiek wtedy byli razem, a bliskość była dla nich drugim językiem, zaś w tamtym momencie niewiele ich łączyło poza przeszłością.
- Tak sądzę - odpowiedział, spoglądając na udo Hemingway i kompletnie bezmyślnie przesuwając po nim palcami. - Nic się nie zmieniło - dodał, ale nie miał na myśli nogi dziewczyny, a zupełnie coś innego. Dlatego zaraz po tych słowach położył się na wznak obok niej na kocu i spojrzał do boku. - Nadal masz niesamowity talent do wpadania w kłopoty - dokończył swoją myśl, po czym uniósł dłoń, aby sięgnąć do kosmyka włosów Laurissy. Ostrożnie przesunął po nim palcami, aby na sam koniec wyciągnąć z jej włosów małego żuczka i na placu unieść go przed nos dziewczyny. - Urocze - skomentował i właśnie wtedy ponownie spojrzał na Hemingway.
W jego oczach nic się nie zmieniła. Jej zarumieniona twarz, która skąpana była w promieniach zachodzącego słońca, przypominała mu te wszystkie wieczory jakie spędzili na "swojej" plaży. Dłonie, wiecznie pokaleczone i podrapane od grzebania w ziemi i podcinania roślin, odtwarzały w pamięci Tonego chwile, w których godzinami słuchał o tym jaka gleba najlepsza jest dla sukulentów. Ciepły wiatr rozwiał i tak już niesforne włosy Rissy, które połaskotały go delikatnie po policzku, a wraz z nimi jej przyjemny zapach, który rozpoznałby wszędzie, bo dawniej otulał go on do snu przez wiele nocy.
- Jeśli mnie nie powstrzymasz... - Wyszeptał, unosząc się lekko w jej kierunku. - Nie odpuszczę - dodał, będąc na tyle blisko, aby czuć na swoich wargach jej oddech. Spojrzał w oczy Laurissy, aby tylko upewnić się, że ona sama będzie śledzić wzrokiem jego wzrok. Dostrzeże jak skupia się on na jej ustach, na wargach, pokrytych delikatnym błyszczykiem, wytartym już przez winogrona i alkohol. - Powiedz, abym tego nie robił... Powiedz, że nie mam spierdolić tego co odbudowałaś - mruknął jeszcze raz cicho, gdy palcami ujął jej policzek. Już tylko milimetry dzieliły ich usta, ale on czekał. Dał jej jeszcze tych kilka sekund, aby mogła się wycofać, aby dała sobie szansę na ucieczkę, bo potem... Potem nawet wypity alkohol nie będzie tłumaczył moralnego kaca jakiego mogłaby się nabawić.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Miała problem, by pamiętać przy nim o tym wszystkim, co jej zrobił. Może dlatego tak bardzo chciała podkreślać, że go nienawidzi, nie, żeby to jemu uzmysłowić, a samej sobie. Niepotrzebnie też przyznała się do tego, że gdyby wrócił, to by mu wybaczyła. Teraz natomiast dość głupio czekała na jego odpowiedź i chociaż ta sprawiła, że serce zabiło jej szybciej, to jednocześnie ją zawiodła.... bo nie chciał mówić, że popełnił błąd, a ona chyba właśnie to chciałaby usłyszeć. Dlaczego po prostu nie mógł tego przyznać?
- Wspomnienia... chyba boję się pytać, jakie dokładnie - mruknęła niby obojętnie, ale nie chciała siebie karmić głupią nadzieją, mogły u przecież wrócić wspomnienia powodów, dla których ją porzucił, skoro nie uważał tego za błąd. Fakt, życie nie było czarno białe, ale Laurissa nie umiała być tutaj obiektywna. W jej głowie miłość powinna być ważniejsza od kariery, pewnie dlatego nie powodziło jej się tak dobrze, jak komuś z jej rodowodem powinno. - Dobrze, że nie chcesz, bo ja też nie chcę, jestem na typ etapie życia, na którym bardzo chcę być - nie była najlepszym kłamcą, wiedziała o tym, ale mimo to próbowała zabrzmieć swobodnie. Kochała Othello, naprawdę, tak samo, jak nigdy nie wątpiła w to, że on kochał ją, tylko, że... to nie był ten rodzaj miłości, który spaja na całe życie, wiedzieli o tym od pierwszej chwili, mimo to, teraz, przed Anthonym chciała, by jej związek wyglądał na coś trwałego, coś, czego może jej zazdrościć i z czego ona mogłaby być dumna. - Byłam głupią nastolatką, kobiety tak chyba mają, przeżywają za bardzo pierwszy związek, a przecież to normalne, że te zawsze się kończą - wzruszyła ramionami, chcąc brzmieć dość swobodnie, jakby naprawdę wierzyła w to, co mu opowiadała. Jednocześnie często zastanawiała się nad tym, czy może... gdyby ona była też jego pierwszą dziewczyną, przez sentyment byłoby mu trudniej ją porzucić? Głupie, a jednak pojawiające się cyklicznie w jej głowie myśli.
Naprawdę chciała przed nim wychodzić na dojrzałą, tym bardziej, że rzucił ją pewnie też przez jej dziecinność, która mimo zmian w metryce, nadal była na tym samym poziomie. Bała się jednak, że jeśli mu to pokaże, będzie go jedynie utwierdzać w przekonaniu, że postąpił dobrze, a naprawdę chciała, aby żałował... dotkliwie, nieskończenie, żeby go to zżerało od środka. Jednocześnie jednak trudno było jej o tym pamiętać, gdy czuła jego usta na swoim udzie, tuż pod pośladkiem i nie wiedziała, czy bardziej w głowie miesza jej ból wywołany ukąszeniem, czy jego bliskość.
- To dobrze - a jednak było jej szkoda, bo chciała poczuć to jeszcze raz, jego wargi na swojej skórze. Kiedy przejechał po ukąszeniu palcami, spięła się delikatnie w zawieszeniu, pewna, że może przypadkiem dłonią przejedzie odrobinę wyżej, ale kiedy zdała sobie sprawę, że na to liczyła, poczuła jak wzbiera w niej panika. Musiała uciekać i zwiększyć dystans, natychmiast, ale gdy ona to planowała, on położył się obok i czuła już, że jest w pułapce. - Zawsze byłam pechowa, to niezależne ode mnie, więc trudno z tym walczyć - zamiast się podnieść, leżała nadal na brzuchu, zamiast zachowywać dystans, odwróciła głowę w jego kierunku i zamiast zabrać jego dłoń od swoich włosów, przymknęła na moment oczy, gdy wyciągnął z nich żuka. - Już nie lubisz uroczych kobiet - przypomniała mu nieładnie, ale jednocześnie... niepoprawnie, bo co ją mogło obchodzić, jakie kobiety lubi. Poza tym, zdmuchnęła owada z jego palca, czując, że się przy tym rumieni i traci rezon. Był stanowczo za blisko. Co więcej, zbliżał się jeszcze bardziej, a ona nie wiedziała nawet w którym momencie doszło do takiej zmiany atmosfery. Miała z tyłu głowy rozsądne ostrzeżenia przyjaciół, próbowała o nich pamiętać, naprawdę. Poza tym był podły, bo jej asertywność zawsze była na wybitnie niskim poziomie.
- Powinnam już się zbierać - wyszeptała, ale nie ruszyła się nawet o milimetr. Krew huczała w jej skroniach, gdyby nie leżały, nogi by pod nią zmiękły przez jego słowa. Tak znaczące i nieprecyzyjne jednocześnie. Poddawała mu się, śledząc jego wzrok tak, jak tego chciał i chociaż nie powinna, po tym jak przełknęła ślinę rozchyliła swoje usta, gdy jej całe ciało pokryła gęsia skórka. - To niesprawiedliwie, Tony... - jęknęła, przymykając oczy w chwili, w której złapał ją za policzek. - Wymagasz ode mnie niemożliwego - i niemożliwym było to z wielu względów. Po pierwsze nigdy nie umiałaby komuś czegoś takiego powiedzieć. Po drugie była podatna na taką bliskość, łaknęła jej, łatwo jej było zakręcić w głowie. No, a po trzecie... to był on. Mimo wszystkich tych lat, nigdy się z niego nie wyleczyła. - Nie powinieneś chcieć tego niszczyć - wypomniała mu, ale oddech miała już przyspieszony, a jej wzrok wbrew jej słowom, jasno wskazywał na co czekało całe ciało. - Proszę - nie była nawet pewna o co prosiła, ale wiedziała, że słowa te wyszeptała prosto w jego wargi, a potem... potem poczuła je na swoich własnych i mimo zaskoczenia, nie potrafiła się temu nie poddać. Rozsądek przycichł, obawy, rady, to co przez niego przeszła. Ile miała się jeszcze opierać? Oddała pieszczotę z pasją, a jej dłoń natychmiast odnalazła jego włosy, kark, plecy po których zsunęła się zachłannie w dół. Nagle dotarło do niej, jak bardzo chciała go dotknąć od chwili, w której stanął w drzwiach jej firmy, ogłaszając, że będzie jej klientem, że ma mu urządzić ślub z inną kobietą. Bała się, że ma tylko te parę chwil i przepadła, zapomniała się, jak i o tym, gdzie w ogóle jest, to nie miało znaczenia, gdy nogę, z której jeszcze chwilę pozbywał się pozostałości po ukąszeniu, uniosła odrobinę, by otoczyć nią jego biodra. Miała wrażenie, że wszystko to, co w sobie wstrzymywała przez cały ten czas, zerwało się ze smyczy i było już stracone.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Nie miał prawa nie wierzyć w jej słowa, bo właściwie gówno wiedział o tym jakim człowiekiem była Laurissa Hemingway. Od ich rozstania upłynęło wiele lat, ale Tony przekonany był o tym, że dziewczyna kłamała. Kiedyś znał ją lepiej niż samego siebie i bez cienia wątpliwości, tym pięknym, zielonym oczom brakowało blasku, który kiedyś Anthony widział każdego dnia. Który zapewne sam zabrał ze sobą i pogrzebał... W kłamstwo o byciu głupią nastolatką także nie wierzył, bo przecież planowali wspólną przyszłość. Mieli wyjechać z Lorne Bay, otworzyć własne biznesy, wychować gromadkę dzieci, wspólnie się zestarzeć i popijać wino na ganku swojego domu z widokiem na bezkresne pola.
- Nie da się zaprzeczyć - zaśmiał się, słysząc jak Rissa sama wspomina swój nietypowy dar do wpadania w kłopoty. Tony niejednokrotnie w przeszłości przekonał się o tym na własnej skórze i akurat w te słowa uwierzył bez podejrzeń. Natomiast co to stało się potem, tylko mogło potwierdzić tą pechową naturą Hemingawy, bo jeśli układała sobie życie u boku kogoś innego, jeśli wierzyła, że to ich spotkanie podszyte było niewinnością i jeśli sądziła, że uwolni się od Tonego - była w wielkim błędzie. - Niemożliwego... - powtórzył po niej, ujmując palcami kosmyk włosów, który opadł na policzek Laurissy. - Część muszę... Pozwolisz mi na to - dodał, wcale nie siląc się na jakieś pytania, bo widział przecież jak dziewczyna reagowała na jego gesty. Chciał dobrze zapamiętać tę chwilę, więc nim jeszcze jego usta sięgnęły tych należących do Rissy, Tony zatrzymał się na ułamki sekund, skupiając uwagę na ich oddechach, cieple zachodzącego słońca i zapachu trawy zmieszanym z perfumami szatynki. Zaraz potem nastąpiła nicość, w której bezgranicznie się zatopił, by wreszcie poczuć jak emocje w nim wręcz eksplodują. Nie sądził, że ten pocałunek przerodzi się w tak namiętną i pełną pasji chwilę, ale nie potrafił zapanować nad własnymi pragnieniami. Tym bardziej, że Laurissa wtórowała mu w tym, pozwalając na więcej i więcej. Mruknął cicho, czując jak jej noga ułożyła się na jego ciele. Nie czekał długo, by położyć się na plecach i wciągnąć dziewczynę na siebie. Jego dłonie z zachłannością, ale też uwielbieniem przesunęły się po jej udach. Znał jej ciało tak doskonale, a jednocześnie miał wrażenie jakby odkrywał wszystko na nowo. Ich pocałunek stawał się coraz bardziej intensywny i tylko nabrał na sile, gdy Huntington zacisnął palce na pośladkach Laurissy. Był o krok od tego, aby kompletnie zatracić się w tym momencie, poddać się temu za czym tak tęsknił, czego tak pragnął, chociaż odkąd ponownie trafił na dziewczynę zawzięcie wmawiał sobie, że to tylko jego urojenia, że niczego nie żałował. Żałował i to cholernie, ale nie chciał, aby Rissa pożałowała tego co właśnie robili.
- Iris.... - Mruknął cicho, odrywając na moment wargi, ale trwało to tylko ułamki sekund, bo ponownie je złączyli, a on nie miał siły walczyć. Dopiero po chwili spróbował ponownie, ujął przy tym jedną z dłoni policzek Hemingway i cofnął lekko głowę, aby przerwać pocałunek. - Iris.. - Wyszeptał ponownie, pozwolił jej wtulić się w swoją szyję, po tym jak samemu kilkukrotnie pocałował jej czoło. Wtopił palce w jej piękne, gęste włosy i trwali tak przez moment, aż Tony nie podniósł się do siadu, tym samym zmuszając do tego także Rissę, która siedziała na jego kolanach. - Masz kogoś... Nie chcę, żebyś żałowała tego potem - to był ostatni krzyk rozsądku na jaki było go stać i trzeba przyznać, że zaskoczony był własnym podejściem, bo ten egoistyczny dupek, który w nim siedział wciąż chciał rozpiąć sukienkę Lauirssy, gdy ten drugi Tony, zaczął przejmować się tym, co dziewczyna sama poczuje, gdy już ich emocje opadną. - Po prostu... Zostanę w Lorne Bay, dobrze? - Dodał, samemu nie wiedząc jak miałby wyrazić to wszystko o czym myślał i co czuł. Nie umiał jednak przerwać tej ich bliskości, zbyt długo czekał, aby ponownie poczuć Laurissę przy sobie, by tak bezceremonialnie móc jej powiedzieć aby odeszła nim spierdoli sobie swoje "poukładane" życie.

Laurissa Hemingway
ODPOWIEDZ