Od razu zaprzeczył, bo: -
Nie, właśnie zbierałem się do wyjścia. – przyznał otwarcie i w środku aż „przebierał nogami”, żeby w końcu usłyszeć co powiedział doktor Elliot. Bał się tego. Naprawdę bał się tego co lekarz mógł orzec. Tak naprawdę nie wiedział, bo nie mógł tego wiedzieć, na ile Lily w ogóle tego chciała – przeprowadzki na drugi koniec świata. Bo tak, do tej pory to miały być tylko wakacje. Kilka tygodni fajnie spędzonych z wujkiem Skylerem. No i prawda jest taka, że pierwsze słowa Ane wcale nie ostudziły jego obaw. Weston naturalnie spoważniał i wlepiając głównie wzrok w Ackerman, od czasu do czasu zerkał tylko za buszującą w stoczni Lily. Ściągnął nagle brwi i wrócił szybko spojrzeniem do brunetki. Dlaczego? Bo miał… Lekką burzę w głowie? Heh. –
Czekaj… – chyba aż on to skuma. Po prostu. –
To znaczy, że… Że możecie zostać? – zapytał w końcu, a w tym jak to zrobił było mnóstwo niepewności i ewidentnej konsternacji. Bo przecież najpierw powiedziała, że… Cholera! –
Tak? To znaczy, że zostaniecie? – pytał i chyba w końcu zaczynał się rozluźniać. Na pysk wpuścił rosnący uśmiech, w końcu szczerząc wesoło kły i zaraz zagarniając Ane w swoje silne łapska. Zamknął ją w mocnym, ciasnym uścisku, pysk wtulił gdzieś w okolice jej ucha i policzka i tak ją trzymając, w takim zamknięciu, wymamrotał: -
Oczywiście, że znajdziemy jej kogoś tutaj. Najlepszego… Znajdziemy jej najlepszego terapeutę pod słońcem. Za każde pieniądze, Ane. – dobrze wiedziała, że Weston nie był chytry. Szczególnie jeśli chodziło o nią i o Lily. Pocałował ją w policzek, potem w szyję i znów w policzek, a dalej złapał jej ładną buzię w obie dłonie i wesoło się szczerząc, oparł na moment skroń o jej czoło. –
Nawet nie wiesz jak ogromny głaz spadł mi w tym momencie z serca. Od rana nie myślałem o niczym innym. – praca? Dajcie spokój. To nie było ważne. Kompletnie. –
To teraz musimy załatwić wam wizę. – odsunął się od Ane tyle tylko, żeby swobodnie móc spojrzeć za tańczącą wśród łódek Lily. Nie mógł się nie uśmiechnąć na ten uroczo-zabawny obrazek. –
Jeszcze dwa miesiące możecie być na turystycznej, więc mamy trochę czasu na zorganizowanie ślubu. Wystarczy paszport. – wrócił wzrokiem do Ane. –
Potem powinnaś od ręki dostać wizę partnerską, a wtedy Lils… – zatrzymał się, bo pewnie zobaczył jej „mało bystrą” minę. Ślub, huh? Tak, tak, mówił o ślubie jak o… Nie wiem, kupnie nowego auta. Zmarszczył śmiesznie czoło i wtedy go tknęło. –
A cholera… Nie oświadczyłem ci się, tak? O to chodzi? – wargi zaczęły mu mocniej drżeć. –
No już dobrze, zrobię to jak należy, obiecuję. – uśmiechnął się i zbliżył pysk do jej warg. –
Ale jak już padnę na to kolano, to nie waż mi się odmawiać, Ackerman. – bo sam ją zgłosi do imigracyjnego! Za karę!
Ane Ackerman