samotna mama — na bezrobociu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ma roczną córeczkę, której ojciec zwiał pozostawiając za sobą szereg dłużników. Wraca do rodzinnego Lorne, jednak żyje na bezrobociu, bo cały swój czas poświęca małej Ruthie i ledwo wiąże koniec z końcem. Mieszka z Noel, która zgodziła się przygarnąć je pod swój dach.
- dwa -
Decyzja o powrocie do rodzinnego miasteczka nie była do końca przemyślana, jednak co mogło być gorsze od życia w miejscu, które przez najbliższe lata miało jej do zaoferowania jedynie samotne macierzyństwo, zalegające długi byłego partnera oraz dzielący ją od rodziny dystans. W Lorne poza siostrą i grupką starych przyjaciół nie czekało ją tak naprawdę nic, jednak nie chciała dłużej skazywać się na samotność i unosić się dumą, gdy ktokolwiek oferował jej pomoc. Liczyła na to, że w rodzinnym miasteczku uda jej się pogodzić pracę oraz opiekę nad dziesięciomiesięczną córeczką, jednak nie mogła przecież polegać wyłącznie na Sole, która miała własne życie i obowiązki. Podrzucanie dziecka znajomym też nie było czymś, co jakkolwiek ją uspokajało. Znalazła się w kropce i musiała poświęcić każdą wolną chwilę córce, rezygnując tym samym z pracy i możliwości zarobienia pieniędzy na utrzymanie siebie i małej Ruthie. Nigdy nie przypuszczała, że doczeka dnia w którym będzie się wstydzić za to jaką matką była.
Gdy pojawiło się rozwiązanie jej dotychczasowych problemów, czuła się jeszcze gorzej. Nie wyobrażała sobie mieszkać pod jednym dachem z obcym mężczyzną, który zgodził się przyjąć ją i córkę z litości. Nie była na tyle żałosna by kogokolwiek prosić o jałmużnę i wcale tego nie robiła ale mimo to czuła niechęć do samej siebie. Gdyby nie przyjaciele ręczący za Forsberga oraz paląca potrzeba zadbania o własne dziecko, nigdy w życiu nie zgodziłaby się na taki układ, jednak po kilku bezsennych nocach na kanapie siostry, zdecydowała się spotkać z mężczyzna i przegadać szczegóły wprowadzenia się do jego domu. Wierzyła tez, że poznanie go przed zapadnięciem decyzji, pomoże w jej podjęciu.
Krótko po zjedzeniu śniadania i porze karmienia Ruth, brunetka zaparzyła w ekspresie kawę, która przelała do ulubionego kubka, który przywiozła ze sobą jeszcze z Gold Coast. Wpatrywała się w kalendarz, odhaczając w myślach pierwszy tydzień, który względnie minął jej pod dachem Branwella. Nie było kolorowo i przez większość czasu czuła się jak intruz ale za wszelką cenę starała się stłamsić to uczucie dla dobra córki, której teraz niczego do życia nie brakowało. Gdy brunet przestąpił próg kuchni, dziewczyna trzymając córkę na rękach, odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się ciepło.
Dzień dobry — odparła nieśmiale na przywitanie i zaczęła odrobinę podrzucać, wiercącą się dziewczynkę, która najwyraźniej mocno się niecierpliwiła. — Zaparzyłam kawę, napijesz się? — zapytała, jedną ręką obsługując ekspres i napełniając jego zawartością swój fancy kubek. Odkąd wspólnie dzielili jego dom, czuła się zobowiązana do tego by zając się odrobinę porządkami i gotowaniem. Nie chciała być darmozjadem, a poza tym nie lubiła bezczynnie siedzieć. Musiała mieć zajęcie.

bran forsberg
sapphire river
rejwen#6729
brak multikont
żeglarz — cały świat
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe my soulmate died, I don't know. Maybe I don't have a soul.
  • 01.
Lorne Bay dawało mu jedyną i niepowtarzalną możliwość, żeby schować się przed światem, co Branwell Forsberg ostatnimi czasy skutecznie wykorzystywał. Rzadko wychodził z domu, zakupy robił, kiedy miasteczko wydawało się być już uśpione albo prosił o to Greer. Prosił ją o różne rzeczy i był jej wdzięczny, że nie krytykowała jego wyborów. Dom nadal wyglądał tak jakby Reenie nadal tutaj mieszkała. Nie był gotowy, żeby spakować jej rzeczy i tak po prostu wyrzucić. Jedynymi osobami, przed którymi próbował grać byli rodzice. Zamartwiająca się matka już wielokrotnie mówiła mu, że powinien zacząć spotykać się z przyjaciółmi, a on nie chciał bez przerwy tego słuchać. Co sprawiło, że pewnego dnia jednak to zrobił? Sam nie wiedział. Jego przyjaciel z liceum, z którym dawniej spotykał się regularnie, zaprosił go do siebie. Wyciągnął rękę po raz kolejny w ciągu kilku miesięcy. Robił to dość często, a Bran nie miał serca znów mu odmawiać. Sam nie wiedział jak wypłynął temat Cecili. Żona przyjaciela wspomniała przy kolacji o swojej przyjaciółce, która miała trudną sytuację życiową. Po prostu zapytała Forsberga jak rozwiązałby tę kwestię, a on powiedział, że potrzebowałby kogoś, kto pomógłby mu w domu. Było to kłamstwo, za które miał ochotę dać sobie po twarzy, bo przyjęcie Cecili pod swój dach, w dodatku z małym dzieckiem wiązało się z tym, że musiał dom doprowadzić do porządku. Gdzieś tam nadal na kanapie leżał sweter Reenie, w łazience stały jej kosmetyki, w sypialni leżała nadal niezamknięta książka, grzbietem do góry, za co wielokrotnie na nią krzyczał.
Dzień przed przeprowadzką Cecili, kiedy pakował rzeczy do kartonów, płakał jak mały chłopiec. Nie potrafił się pozbierać i kiedy to wszystko miało miejsce, jeszcze bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że obecność Trelawney jest mu tutaj potrzebna. Choćby po to, żeby doprowadzić się w końcu do ładu. Nie dał jej żadnej szansy poznania się, oprócz tych spotkań, kiedy dogadywali szczegóły. Po prostu siedział w swojej sypialni albo pokoju służącym za gabinet. Chciał, by poczuła się tutaj jak u siebie. Nie sądził, że sprawia, że jest na odwrót. Któregoś dnia, nie wiedział ile minęło czasu, tydzień? Wyszedł z pokoju i poszedł na dół, bo kiedyś czuł, że może się tutaj poruszać swobodnie, a teraz wcale tak nie było. Musiał to zmienić, oboje musieli się do siebie dopasować, skoro Cecilia już tutaj zamieszkała, żeby ustabilizować swoją sytuację życiową. – Cześć – odpowiedział po prostu, próbując uniknąć oficjalnej atmosfery. – Jasne, dzięki – odpowiedział i podszedł do szafki po swój kubek, który postawił obok. – Zrobimy listę zakupów? Może po południu… wybralibyśmy się do sklepu? – zaproponował. – Albo mogę sam to zrobić – wzruszył ramionami. Jeśli miałaby się czuć nieswojo, biorąc jakieś produkty z półki, to mógł to załatwić sam, jeśli powiedziałaby mu, czego potrzebuje.

cecilia trelawney
samotna mama — na bezrobociu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ma roczną córeczkę, której ojciec zwiał pozostawiając za sobą szereg dłużników. Wraca do rodzinnego Lorne, jednak żyje na bezrobociu, bo cały swój czas poświęca małej Ruthie i ledwo wiąże koniec z końcem. Mieszka z Noel, która zgodziła się przygarnąć je pod swój dach.
Odkąd wyrwała się ze szponów dłużników, którzy nachodzili jej mieszkanie w poszukiwaniu Maxwella, pragnęła w końcu oddychać pełną piersią i cieszyć się choćby spacerami po parku bez obaw, że ktoś ją obserwuje i zamierza skrzywdzić. Zbyt długo żyła w strachu o życie córki i swoje własne, dlatego wróciła do rodzinnego miasteczka, nie wspominając o tym nikomu. Nawet Max, chcący odzyskać córkę, którą porzucił nie miał pojęcia o ich wyjeździe, choć z pewnością nie miał by większych problemów ze znalezieniem dziewczyn. Wiedział przecież, że jedyne miejsce do którego mogłaby się udać Cecilia to rodzinne Lorne i dom siostry. Miała jednak cichą nadzieje, że jego noga nigdy tutaj nie postanie, bo Ruth nie potrzebowała ojca, którego długi i ucieczka sprawiły, że prawie wylądowały z małą na ulicy. I bez względu na to jak skrępowana czuła się w obecności Branwella, wiedziała, że była bezpieczna.
Gdy zaproponował jej wspólną wycieczkę na zakupy, znowu poczuła to nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Ilekroć płacił za rzeczy dziecka czy nawet higieniczne drobiazgi, których potrzebowała jako kobieta, ogarniał ją potworny wstyd. Obcy facet płacił za jej podpaski i waciki. To była dla niej ogromna ujma ale wiedziała, że nie powinna zostawiać go z tym samego, bo nie był zobowiązany latać między damskimi regałami. Wystarczy, że wydawał na to swoje pieniądze.
Jasne, możemy jechać — odparła z udawanym przekonaniem w głosie. Oczywiście chciała by wiedział, że nie czuła się z tym wszystkim komfortowo ale kręcić nosem take nie mogła. Zawdzięczała mu życie swoje i córki. — Ruthie uwielbia wycieczki do sklepu. Jest tam tyle ciekawych i kolorowych rzeczy, które można ściągnąć z półek — odparła z rozbawieniem, spoglądając na małą i pogładziła delikatnie jej maleńką główkę na której wyrastały jaśniutkie włoski. Pewnie będzie blondynką, jak jej ojciec. Gdy ekspres zakończył swą pracę, podała mu pełen kubek kofeiny i sięgnęła po swój by upić z niego kilka, większych łyków. Wciąż brakowało jej snu i kawa była dla niej jedynym wybawieniem w ciągu dnia.
Co masz ochotę zjeść dziś na obiad? Na pewno masz jakieś ulubione danie, które mogłabym przygotować a skoro będziemy na zakupach, moglibyśmy od razu wszystko kupić — zaproponowała i odstawiła kubek, by poprawić małą. Była zobowiązana pomóc mu w domu i przynajmniej przygotowywać posiłki (bez względu na to czy rola kury domowej jej odpowiadała) ale nie chciała gotować jedynie według własnych przepisów. Chciała zrobić coś miłego i ponownie odwdzięczyć się za jego dobroduszność.. i litość, której zdzierżyć nie potrafiła.

bran forsberg
sapphire river
rejwen#6729
brak multikont
żeglarz — cały świat
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe my soulmate died, I don't know. Maybe I don't have a soul.
Nie znał życia z problemami. Przynajmniej do śmierci jego żony, wszystko było proste. Jego rodzina była normalna, bez żadnych kłótni, afer. Rodzice się kochali, on i Greer dokuczali sobie – uważał to za standardowe wśród rodzeństwa, a jednak zawsze wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Nie miał problemów w szkole, ludzie go lubili, bo uwielbiał żartować, podobał się dziewczynom, bo może nie był najprzystojniejszy, ale był wygadany i w każdym ze swoich związków chciał, żeby partnerka czuła się wyjątkowo. Jego kariera zawodowa była równie prosta. Od zawsze wiedział, co chce robić i dążył do tego, by mu się to udało. Nie narzekał na brak pieniędzy. Okazuje się, że mając dryg do żeglowania, można świetnie na tym zarobić, a Bran nie roztrwaniał ich na głupoty. Kupił dom, samochód i… to wszystko. Po prostu zwyczajnie żył jak każdy normalny facet w towarzystwie swojej żony. Aż pewnego dnia jego bańka mydlana pękła. Rennie utonęła. To była ironia losu, bo przecież tak świetnie potrafiła pływać, tak dobrze radziła sobie na jachcie, jakby urodziła się w wodzie. Od tamtego czasu żył z dnia na dzień, ale pojawienie się dwóch osób miało na pewno coś zmienić.
- Mogę ją potrzymać? – zapytał po prostu. To dziwne, ale ta mała sprawiła, że poczuł jeszcze większą dziurę w swoim sercu, a to dlatego, że tuż przed zawodami obiecali sobie z Iriną, że po nich będą starać się o dziecko. Oboje tego pragnęli równie mocno, a teraz to już nigdy miało się nie spełnić. – Myślę, że jakoś sobie poradzimy, tak, Ruthie? – zapytał córeczkę Cecili. Była słodkim dzieciakiem. Musiał to przyznać. Wziął kubek i napił się kawy. Od razu poczuł się lepiej. Nie wiedział czy kawa rzeczywiście na niego działa, czy to efekt placebo, ale automatycznie czuł się pobudzony i gotowy do działania.
- Obojętnie, po prostu weźmy więcej, żebyśmy nie musieli tam zbyt często jeździć – zaproponował. Nie znosił wychodzić i zazwyczaj robił to późnym wieczorem, kiedy sklepy były otwarte, ale ludzi co raz mniej. – Wiesz, że nie musisz tu nic robić? Ja wiem, że pewnie czujesz się dziwnie, ale chcę wam pomóc, a nie was wykorzystywać – powiedział, nie owijając niczego w bawełnę. Nigdy nie zdradzał swoich pobudek, dlaczego to robi, ale zakładał, że Cecilia znała częściowo jego historię od przyjaciółki i mogła wyrobić sobie jakiś pogląd na ten temat.

cecilia trelawney
samotna mama — na bezrobociu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ma roczną córeczkę, której ojciec zwiał pozostawiając za sobą szereg dłużników. Wraca do rodzinnego Lorne, jednak żyje na bezrobociu, bo cały swój czas poświęca małej Ruthie i ledwo wiąże koniec z końcem. Mieszka z Noel, która zgodziła się przygarnąć je pod swój dach.
Mówi się, że człowiek nie zna życia z problemami dopóki nie dorobi się własnych pociech, które choćby najbardziej poukładane życie potrafią wywrócić do góry nogami. Oczywiście nie postrzegała własnej córki jak problemu ale nie ukrywała, że macierzyństwo odrobinę ich namnożyło. Nieprzespane noce, ząbkowanie, skok rozwojowy i przeziębienie — to jedne z wielu problemów z którymi musiała mierzyć się matka ale w jej sytuacji było to także bezrobocie, które rodziło kolejne, piętrzące się kłopoty. W zasadzie bez względu na to czy byłeś/łaś rodzicem czy też nie, nie istnieje coś takiego jak bezproblemowe życie — każdy jakieś posiada. Nieistotne na jakiej płaszczyźnie. Takie przynajmniej było jej zdanie ale najwyraźniej dotąd nie znała kogoś takiego jak Branwell Forsberg.
Gdy zadał jej pytanie, poczuła paraliż. Stała bez ruchu, wpatrując się w niego i próbując dojść do tego czy faktycznie dobrze zrozumiała. Poza tym nie lubiła oddawać dziecka ludziom, których nie znała zbyt dobrze — to kwestia zaufania i pewnego rodzaju obaw. Nie chciała jednak zachować się niegrzecznie, dlatego rozchyliła w końcu usta i wydusiła z siebie słowo, a potem kolejne.
Ekhm, t-tak, pewnie — uśmiechnęła się niechętnie i podeszła, przekazując mu ze szczególną ostrożnością dziewczynkę. Obsewowała jego dłonie by upewnić się, że właściwie i przede wszystkim bezpiecznie trzymał małą, jednak nie zwróciła mu uwagi. Stała spokojnie i czuwała na wypadek gdyby jednak potrzebował jej pomocy. Ku jej zdziwieniu, po kilku nieumiejętnych chwytach, udało mu się stabilnie złapać Ruth, która najwyraźniej była cholernie zadowolona z jego bliskości i bujnej czupryny w którą wlepiała swój wzrok. Uśmiechnęła się już nieco szerzej i wpatrywała się w małą oraz mężczyznę, którego uśmiechu wcześniej nie miała okazji widywać.
Polubiła cię — skomentowała ten jakże przyjazny obrazek i ponownie sięgnęła po swój kubek z kawą — Zwykle jest bardziej nieśmiała i nie lubi gdy ktoś inny bierze ją na ręce — dodała widocznie zaskoczona reakcją córki. Może powinna zacząć korzystać z faktu, że ta dwójka tak dobrze sobie radziła? Nie byłaby jednak skora prosić go o to by jeszcze zajmował się jej córką. To zbyt wiele.
Pomimo wypowiedzianych przez niego słów, czuła, że i tak powinna jakoś mu się odwdzięczyć za całą ofiarowaną pomoc. Przygotowanie posiłku nie było czymś nadzwyczajnym, a na pewno sprawiłoby, że poczułaby się trochę lepiej. Poza tym, czym on się żywił? Rzadko kiedy widywała go w kuchni.
Ale to nic wielkiego, Bran. Lubię gotować i chętnie zainspirowałabym się jakimś nowym przepisem. Zaskocz mnie — rzuciła i oparła się tyłem o kuchenny blat. Mogliby choć raz zjeść też obiad wspólnie, prawda?

bran forsberg
sapphire river
rejwen#6729
brak multikont
żeglarz — cały świat
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe my soulmate died, I don't know. Maybe I don't have a soul.
Myślę, że ludzie nie znają wagi cudzych problemów, dopóki się w nich nie znajdą, dlatego Bran nie próbował teraz stawiać się w jej sytuacji. Tak samo jak ona nie powinna stawiać się w jego. I raczej nie warto się licytować, kto miał teraz gorzej, bo każdy przeżywał to na swój własny sposób. Jej sytuacja była o tyle trudna, bo nie miała przy sobie nikogo, kto mógłby jej pomóc, a przecież skoro dwoje ludzi decyduje się na dziecko, są również oboje gotowi stawić temu czoła. Bran był przekonany, że nie zostawiłby swojej żony świadomie. Chyba, że przydarzyłyby się jakieś kwestie niezależne od niego. Przekonał się na własnej skórze, że niczego nie można być pewnym.
Zauważył rekcję Cecili, ale zdecydował się niczego jej nie ułatwiać z prostego powodu – nie mogła robić wszystkiego sama, a on chciał jej pomagać. Skoro już u niego zamieszkała, musieli nauczyć się jakoś razem żyć. On musiał pogodzić się z faktem, że jakaś kobieta będzie bezpardonowo spacerować po jego domu i wprowadzać swoje rządy, ale żeby mogła to robić, nie mogła wiecznie zajmować się Ruth. No i kiedyś musiała znaleźć trochę czasu wyłącznie dla siebie, prawda? Nie do końca potrafił się odnaleźć, ale po chwili dziewczynka znalazła dla siebie wygodną pozycję, a on uśmiechnął się do niej, bo była najsłodszą istotą na świecie. – Cześć, Ruthie – przywitał się z dziewczynką, bo zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć. – Polubiłaś? To dobrze, bo będziemy spędzać razem więcej czasu. Będziemy się bawić, tak? – dalej radośnie do niej paplał jakby na świecie nie było niczego innego. Spojrzał na Cecilię jakby wybudzony z transu. – Dobrze wiedzieć, że jestem wyjątkowy – zażartował, znów się uśmiechając. Nie robił tego od bardzo, bardzo dawna. Tym razem to on trzymając dziecko jedną ręką, sięgnął po kawę. Zauważył, że pozornie prosta czynność była wyjątkowo trudna. Cecilia miała taką wprawę jakiej Branowi brakowało. I pewnie jeszcze długo będzie brakować. – Dobra, lubię wszelkiego rodzaju zapiekanki. Z makaronem, ryżem, ziemniakami, możemy coś pokombinować – zaproponował na początek, bo już dawno nie miał szansy jest czegoś podobnego.

cecilia trelawney
samotna mama — na bezrobociu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ma roczną córeczkę, której ojciec zwiał pozostawiając za sobą szereg dłużników. Wraca do rodzinnego Lorne, jednak żyje na bezrobociu, bo cały swój czas poświęca małej Ruthie i ledwo wiąże koniec z końcem. Mieszka z Noel, która zgodziła się przygarnąć je pod swój dach.
Nie znali się dobrze, a na dobrą sprawę nie wiedzieli o sobie nic. Dzielili wspólnie dach nad głową, jednak nie spędzali razem czasu i raczej schodzili sobie z drogi by nie naruszać swojej przestrzeni osobistej. To było całkiem zrozumiałe, bo przecież była to dla nich zupełnie nowa sytuacja i każdy na swój sposób próbował się w niej odnaleźć. Ona nie chciała panoszyć się po jego domu i jakkolwiek mu przeszkadzać, dlatego większość dnia spędzała w pokoiku z Ruthie bądź w niewielkim ogrodzie, ciesząc się wiosenną pogodą, która rekompensowała im teraz miesiące nieprzyjemnego chłodu i pochmurnego nieba. W końcu mogła z małą wyjść na zewnątrz i pobawić się na świeżym powietrzu!
Na pewno tego nie wiedział ale Cece wciąż uczyła się tę pomoc przyjmować. Przez ostatnie dwa lata uczyła się samodzielności i radzenia sobie w pojedynkę przez co teraz ciężko było jej zmienić ten nawyk. Wierzyła, że jako samotna mama musiała mieć nad wszystkim kontrolę, jednak coraz częściej przekonywała się o tym, że obecność drugiego człowieka znacznie ułatwiała jej codzienne funkcjonowanie. Pomoc Sole oraz Milesa była nieoceniona - zabawiali małą i od czasu do czasu zajmowali się nią, by Cecilia mogła wyskoczyć na małe zakupy bądź załatwić coś na mieście. Teraz, ku jej zdziwieniu, Bran pchał się do tego by ją odciążać i przejąć część jej obowiązków przy Ruthie. Była mile zaskoczona ale i odrobinę skrępowana.
Poczekaj z takimi deklaracjami, nie zawsze jest taka grzeczna i chętna do zabawy. Niech cię nie zwiedzie jej słodka buźka, potrafi pokazać różki — przyznała i uśmiechnęła się szeroko, głaszcząc mała po główce. Nie mogła narzekać - miała wspaniałą i prze grzeczną córeczkę ale oczywiście bywały też chwile, gdy dziewczynka bywała kapryśna i marudna. Mężczyzna na pewno będzie miał okazje doświadczyć bezsennych nocy i jej pisków, które postawiłyby na nogi nawet trupa.
Chcesz konkurować z Milesem o miano najlepszego wujka? Na to chyba za wcześnie ale jesteś na dobrej drodze — odpowiedziała i zasłoniła usta kubkiem z którego po chwili pociągnęła kilka łyków. Co prawda panowie nie mieli okazji się poznać ale Bran na pewno kojarzył Vanderberga, który kilka dni temu przyjechał po Cecilie i małą. Nie chciała by myślał, że jacyś dziwnie, obcy mężczyźni kręcą się w pobliżu jego domu, więc wspomniała o spotkaniu z przyjacielem z dawnych lat. Nie musiała mu się meldować ale chciała.
Dobra, to zaraz coś wymyślę i zrobię większa listę zakupów. Małej kończą się pampersy i mleko, więc tez je dopisze — wspomniała i złożyła usta w prosta linijkę. Zdawała sobie sprawę z tego, że to zupełnie nie jego świat ale to nie były ich pierwsze zakupy, mieli już okazje przemierzać wspólnie market, pakując do wózka produkty dla małej. no dobra, zwykle porzucała go w jednej z alejek i robiła to sama, czuła się wtedy swobodniej.

bran forsberg
sapphire river
rejwen#6729
brak multikont
żeglarz — cały świat
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe my soulmate died, I don't know. Maybe I don't have a soul.
Nie robił praktycznie żadnych kroków, żeby spróbować ją poznać, a to nie było najrozsądniejsze, bo zaprosił ją pod swój dach. Wiedział o niej, co nieco od znajomych i to mu właściwie wystarczało. Była samotną matką, z problemami, ale nie chciał w nie wnikać, bo to była wyłącznie jej sprawa, którą też nie musiała chcieć się z nim dzielić. Unikał ich, żeby dać im czas na zapoznanie się z domem i jego schematem, a jego obecność mogłaby być dla Cecili krępująca. Jednak musiał nastąpić taki dzień, kiedy spróbują ogarniać to swoje życie jakoś wspólnie. Co do tego nie miał wątpliwości. Po prostu każde z nich potrzebowało czasu, bo to nie była typowa sytuacja. Ba, nie byli nawet normalnymi współlokatorami, choć gdyby się nad tym zastanowić, to właśnie się nimi stawali. Zdecydowanie rozmowa była początkiem.
Ruthie wydawała się grzecznym dzieckiem. Nawet jeśli był gdzieś zamknięty w swoim pokoju, to nie słyszał jakiegoś przesadnego płaczu, krzyku czy czegokolwiek innego. Albo po prostu nie zwracał na to uwagi. Teraz również wydawała się być spokojna. – Chyba jak każdy. To znaczy wiesz, kiedy mi coś nie pasuje, to pokrzyczę albo to powiem, a ona nie bardzo ma na to szansę – powiedział. Nie dość, że uczyła się tych wszystkich emocji, które nią targały, to jeszcze nie znała innego sposobu jak je wyrazić. Płacz był idealny. Problem pojawiał się wtedy, kiedy matka musiała zareagować, a nie miała pojęcia, co się dzieje. Co prawda była ta matczyna intuicja, która dla Brana była jakąś czarną magią, ale nie zawsze działała w stu procentach, prawda?
- Raczej nie będę z nikim konkurował – odpowiedział po prostu. Byli zupełnie innymi ludźmi na innym etapie życia. Bran nie znał Ruth, Miles znał ją świetnie. Bran nie przyjaźnił się z jej matką, więc Cecilia też na pewno nie czuła się wyjątkowo komfortowo w jego towarzystwie, a dzieci takie rzeczy czuły. Na pewno zajmie chwilę, zanim poczują się ze sobą dobrze.
Skinął głową, a kiedy ustalili już wszystko, Bran oddał jej córkę i zniknął jak zwykle u siebie. Musiał przyznać, że integracja z ludźmi była cholernie męcząca.

koniec.
ODPOWIEDZ