przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Cóż, sama poniekąd poznała się na podejściu Joan do zaufania. Od samego początku chciała dla niej dobrze, co wówczas osiemnastoletnia dziewczyna, nie do końca rozumiała. W więzieniu nie poznawało się przecież przyjaciół. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Nie liczyły się sentymenty czy szlachetność, a transakcje wymienne - coś za coś. Sama Pria wielokrotnie kierowała się tą zasadą, nie mniej, miewała chwile słabości, wobec osób, co których miała dobre przeczucie. Ciotka miałaby na ten temat wiele do powiedzenia. Czasami owe przeczucie działało trochę niczym szósty zmysł, albo inne trzecie oko, rodem wyciągnięte z teorii oświeconych szamanów. Chociaż Warren zdarzało się wpadać w tarapaty, nigdy nie określała pomocy drugie osobie, jako złego wyboru. Jak na razie, nie dźwignęła na nogi żadnego, dwulicowego łachudry, odpowiedzialnego później za śmierć lub tragedię wielu osób.
Najwyraźniej „przeczucie” działało u niej całkiem nieźle.
Słysząc rozwinięcie ze strony Joan, odsunęła kubek od ust, powoli stawiając go z powrotem na stoliku. Z zaciekawieniem przysłuchiwała się padającym wyrazom, żałując, że jej plan z warunkowym wyjściem z więzienia nie wypalił. Pilnowała się, ale musiała wkroczyć do nieciekawej akcji, przez którą oberwała rykoszetem. Taka już była. Czasami nie mogła się powstrzymać, gdy na kogoś dobrego czyhało niebezpieczeństwo.
Mocno ściągnęła brwi, kiedy opowieść dotarła do momentu konfrontacji Joan z jakimś Sheppardem. Na miejscu Terrell zdecydowanie domagałaby się potwierdzenia słów starego gościa. Zasadziłaby się na brata i czekała w okolicach farmy choćby i do samego rana. Łatwo tak myśleć, kiedy sama nie miała do czynienia z podobną sytuacją… Musiała również brać pod uwagę młody wiek Joan. Czasami nastolatkom łatwo było wmówić jawne kłamstwo okraszone obelgami, gdy sami byli podłamani i czuli się beznadziejnie.
Mocno zacisnęła dłonie w pięści, czując nagłą złość, spowodowaną postawą Shepparda. Jakim cudem takie zachowanie było legalne? Naprawdę aż tak bardzo obawiał się jednej, zmarnowanej dziewczyny ledwo wypuszczonej z więzienia za coś, czego nie zrobiła? Nawet nie wyglądała na socjopatkę, której sprzątnięcie matki sprawiłoby nie lada przyjemność. Takie rzeczy wychodziły przy badaniach psychologów i psychiatrów.
No tak, tamte czasy były cholernym średniowieczem pod tym kątem.
- To miało być twoje życie - a jednak, wtrąciła ten krótki komentarz, gdy usłyszała te wszystkie osiągnięcia, których dorobił się Hyde. Nie twierdziła, że na to nie zasługiwał. Mimo to, los pisał dla niego inny scenariusz, jednak ingerencja Joan wszystko zmieniła. Być może nawet uratowała bratu życie? Wszyscy wiedzieli, jak wyglądały więzienia dla mężczyzn. Te przeznaczone dla kobiet, wypadały przy nich jak wczasy w sanatorium.
Mocno zacisnęła zęby, doskonale rozumiejąc teraz podejście Joan do kwestii zaufania.
- Byłaś tylko dzieckiem, a on potraktował cię, jak… - jak morderczynię. - Co za kawał chuja. Gdybym tylko wiedziała, co się stało, dorwałabym bydlaka, nawet zza krat.
Wystarczyłby jeden telefon do kuzynów, a pozamiataliby gościa.
- Założę się, że szmaciarz co niedzielę chodził do kościoła i pieprzył pod nosem słowa o „miłowaniu swojego bliźniego”. Jebani hipokryci.
Naprawdę ją to zdenerwowało. Byłaby gotowa już w tej chwili wybiec z domku i powiedzieć Sheppardowi co o nim myśli.
- Nie rozumiem tego - pokręciła głową, wstając z kanapy, bo nagle zaczęła wręcz kipieć emocjami. - Jak można zakazać dziecku jedynego kontaktu z rodziną, kiedy ta rodzina ma wszystko na właściwym miejscu?
Joan taka właśnie była. W więzieniu wręcz uchodziła za pacyfistkę, bo nie chciała aby komukolwiek działo się coś złego. Nie ważne czy chodziło o morderczynię czy oszustkę podatkową. Czy to brzmi jak zagrożenie dla młodego chłopaka, powoli wstępującego w dorosłość?
Musiała zapalić, bo inaczej coś rozniesie.
Przykucnęła przy stoliku i sięgnęła na półkę niżej, po lekko sfatygowaną paczkę złotych Marlboro, w zestawie z małą popielniczką. Szybko znalazła też zapalniczkę, którą odpaliła końcówkę papierosa. Został tylko jeden, ale tyle musiało wystarczyć. Nie miała też czasu, żeby wybiegać na ganek. Nie zostawiłaby Joan samej sobie, na kanapie, pod wpływem samolubnej potrzeby.
- Wybacz - powiedziała już nieco spokojniej, powoli wypuszczając z płuc kłębek dymu. - Poznałam cię i… cholernie mnie to wkurzyło, że ktoś mógł cię tak potraktować.
Zawsze troszczyła się o bliskich i nie znosiła, gdy komuś działa się krzywa - ta fizyczna, lub psychiczna. Joan jak najbardziej kwalifikowała się do tego grona.
Zajęła miejsce z powrotem na kanapie, nieco bliżej Joan. Ale chwila...
- Nie przeszkadza ci? - zapytała o dym papierosowy, stopniowo roznoszący się po pomieszczeniu. To nic takiego, zawsze można wywietrzyć. Ewentualnie mogła uciec na ten ganek, jeśli gość okaże dezaprobatę palonym tytoniem. Gdyby okazało się, że Terrell również ma chęć na odrobinę nikotyny, nic nie stało na przeszkodzie podzielenia się.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Pamiętaj, że według nich zabiłam matkę i to się nie zmieni. – Nie była pewna, czy w ten sposób próbuje uspokoić Warren czy usprawiedliwić Sheppardów. Kiedy się o tym dowiedziała robiąc aferę na farmie w obecności Hyde’a, była zła jak osa. A jednak w tamtym czasie zajęła się bratem, którego roznosiło podobnie jak Warren. W tej kwestii byli identyczni. Pozwalali aby emocje brali nad nimi górę i być może Joan również sobie by na to pozwoliła, gdyby właśnie nie ich obecność. Nie chciała się złościć, kiedy Hyde to robił ani unosić w chwili, gdy Pria prawie że strzelała laserami z oczu. Zaspokajanie potrzeb innych miała we krwi (jakkolwiek to brzmi). Nauczyła się, jak nie drażnić matki, jak nie denerwować strażników lub koleżanek z celi. Jednak zachowanie przy Hydzie wywiodło się z wczesnego dzieciństwa, kiedy jako starsza musiała złagodzić jego bolączki. Kiedy on płakał, bał się albo złościł, to nie mogła robić tego samego, bo wtedy byłoby tyko gorzej. Musiała zacisnąć zęby i spróbować go uspokoić, pocieszyć lub sprawić, żeby poczuł się bezpiecznie.
To dlatego bez słowa obserwowała reakcje Warren.
- Nie przepraszaj – To nawet miłe, że ktoś denerwował się za nią (dlatego, że ktoś ją skrzywdził). – Kiedy się dowiedziałam, też byłam zła. Hyde nie mniej, ale.. chyba trochę żałuje, że się dowiedział. Wyszło na to, że zniszczyłam mu rodzinę. Co z tego, że go okłamywali? W całej reszcie byli świetni. Wyrósł na naprawdę porządnego mężczyznę, więc poza tym jednym udało im się coś, co naszej matce nigdy by nie wyszło. Możliwe, że mi też, bo nic nie wiedziałam o wychowywaniu dzieci, o jego nauce, kolegach, życiu.. w tamtym momencie nie byłam gotowa na to, żeby nim się zająć. Chciałam, ale patrząc na całokształt w tym jednym Sheppard miał rację. – Joan nie dałaby rady utrzymać siebie i brata. Pogubiłaby się w jego obowiązkach szkolnych i swoich domowych, bo tych przecież nie miała w więzieniu. Zadania tam były zupełnie inne a ona przecież nie znała życia. Nie miała kiedy się go nauczyć, bo zbyt szybko trafiła do poprawczaka. – Co nie zmienia faktu, że mógł to zrobić inaczej. – Sheppard chciał dobrze, ale wybrał złą technikę. Razem z żoną mogli zadziałać inaczej, ale jedna decyzja sprzed paru lat generowała kolejne a to wpakowało w ich ciąg kłamstw, z których już nie mogli się wyplątać.
- Nie. – Nie była uzależniona. Nie musiała palić codziennie, ale nie gardziła papierosem podczas picia i cieszyła się z ich obecności w chwilach silnego stresu. – Kiedy jestem w domu matki palę jak smok – przyznała szczerze, wyjawiając jak źle działał na nią tamten przybytek. Na początku po prostu ją skręcało, później miała ochotę coś rozwalić, ale im dłużej przebywała w tej chacie tym gorzej to znosiła i sięgała już po wszystko co tylko mogła (czyt. po spore ilości papierosów). Lepsze to niż narkotyki albo nadmiar alkoholu.
- To miłe, że się złościsz – przyznała i bez słowa podebrała od Prii papierosa. Zaciągnęła się raz i wraz z wypuszczeniem dymu przekazała peta z powrotem w drugie ręce. – Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdyby jednak nie skłamali, ale znasz mnie. Kocham brata i zawsze chciałam dla niego jak najlepiej. Nadal uważam, że to wszystko wyszło mu na dobre. – Nawet jeśli w którym momencie zaczęła go nienawidzić za to, że nie chciał z nią rozmawiać ani znać. Złościła się, kiedy widziała go na ekranie telewizora i rzucała w przestrzeń „Jak on mógł?”. A jednak, mimo wszystko, kochała go i nigdy nie odebrałaby mu tego, co osiągnął. – Chociaż wiem, że psychicznie bywa mu ciężko. – Z powodu tego co zrobił, że nie miał kontaktu z Joan i że miał problem z relacjami, co zresztą odbiło się na nich obu. – Pomógł mi trochę przy remoncie domu, ale niedawno wyjechał ze swoją partnerką, która jest w ciąży. – Zostanie ciocią, ale niespecjalnie się z tego cieszyła. Dzieciak mógłby trafić na lepszą ciocię. – Mówił, że jedzie nagrywać program, ale możliwe że po prostu chcieli się od tego wszystkiego oderwać. – On żeby mógł pracować i skupić się na partnerce a ona, żeby spokojnie przetrwać ciążę, którą i tak ciężko znosiła. – Myślisz, że Vasilij kiedyś wróci? – pytanie może z czapy, ale kiedy pomyślała o powrocie brata jej myśli powędrowały także do Mii i Vasiliju. Ta pierwsza, jak wiadomo mogła sabotować dostawy Grega, ale Białorusin.. cóż, kto wie co siedziało w jego głowie? - Wiesz.. to z ich powodu - Mii i Vasilija. - powinnaś się złościć a nie z moich rodzinnych dramatów. - Uśmiechnęła się przez cały czas będąc spokojną acz ciężko było ukryć oczy, które wciąż szkliły się od lekkuch łez. Tak. poruszała ją sprawa z bratem, ale nie będzie płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się. Przeżyła te lata inaczej przez to, że ktoś tak postanowił. Jedna decyzja całkowicie zmieniła bieg wydarzeń.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Gdyby tylko ludzie poznali prawdę, wstydziliby się tego, jak traktowali Joan. Trzynastoletnia wtedy dziewczyna wykazała się ogromną odwagą, biorąc winę za brata. Niestety, nikt nie powinien o tym wiedzieć. To wprowadziłoby zbyt wiele chaosu, rzutującego na najbliższą przyszłość rodzeństwa Terrell.
- Nie zniszczyłaś mu rodziny. Gdyby nie ty, siedziałby w pace, nie wiadomo jak długo.
Po drodze na wolność można było wdepnąć w niezłe gówno. Narkotyki, próby morderstwa, napaści na tle seksualnym, traumy. To nie byle co.
- Jeśli mu zależy na rodzinie to prędzej czy później się pogodzą.
Tak to poniekąd działało. Jeśli matka, albo ojciec nie byli skrajnie patologicznymi personami, zawsze dało radę załagodzić pewne konflikty. Tak przynajmniej słyszała, bo nigdy nie mierzyła się z podobnymi sprawami, ze swoją rodziną. Być może do czasu.
- Nie musiałaś od razu się nim zajmować - uśmiechnęła się lekko, doceniając myśl Joan o wzięciu brata pod swoją opiekę. - Mogłabyś po prostu być obok, jako ktoś obecny w jego życiu. Czasami nawet tyle wystarcza.
Przynajmniej jej by wystarczyło. Mieć kochającą rodzinę zastępczą i siostrę pod ręką, to całkiem miły scenariusz. Szkoda, że nie wszyscy potrafili go docenić. Szczególnie, jeśli byli przewrażliwionymi opiekunami młodocianego.
Nie widziała jeszcze Joan z papierosem w ręce, a to znaczyło, że całkiem podobnie jak Pria, paliła sporadycznie, aby wyciszyć nadmiar emocji. Zwykle to zdawało test, o ile Warren nie osiągała limitu nerwów, skutkujących gwałtownymi reakcjami. Prawie to zaprezentowała to na osobie Grega, w Shadow. Terrell zareagowała w idealnym momencie.
- Pytanie, jak wpłynęło to na ciebie… - wiedziała, że w ta historia prowadziła do dalszej części, ale nie chciała naciskać na kobietę. I tak sporo od niej usłyszała, co bardzo doceniała.
Znów zaciągnęła się ostrym dymem, gdy papieros na nowo trafił w jej ręce. Szybko też usłyszała nową informację, tym razem dotyczącą ciąży.
- Oh - wyrzuciła z siebie wraz z marnym kłębkiem dymu, nie kryjąc zaskoczenia. Próbowała odczytać cokolwiek z twarzy Joan. Entuzjazmu nie dostrzegła. Być może miało to związek ze wspomnianym wyjazdem brata? Teraz sprawa, dotycząca domu w pełni spoczywała na jej barkach. Chyba, że Hyde zamierzał ostatecznie wrócić do Lorne, po tych rzekomych nagrywkach do programu.
Odruchowo ściągnęła brwi, gdy temat znów zahaczył o starego komucha, z którym niegdyś pracowała.
- Mam nadzieję, że nie - odpowiedziała krótko, oczami wyobraźni widząc, jak rzuca się na dawnego przyjaciela, chcąc z miejsca go udusić. - Mógłby chcieć się na mnie odegrać. Razem z Ukraińcami strzeliłam w jego kierunku, gdy uciekał i mógł to zauważyć.
Nie celowała w głowę, ale jednak. Chciała go spowolnić i złapać, żeby odpowiedział za swoje czyny. Niestety, ślad po nim zaginął. Najgorsze było to, że wciąż mógł gdzieś się panoszyć.
- Tylko ja mogłam wpaść na taki pomysł, nie? - użyła wcześniejszych słów Joan, cicho się śmiejąc. Dala się ponieść emocjom i strzeliła, cóż tu dużo mówić…
Końcówkę filtra zgasiła na popielniczce, czując już nieco więcej rozluźnienia, rozpływającego się po ciele. Jeden papieros wystarczył, przy czym obecność Joan również zrobiła swoje. Nie potrafiła się przy niej zbyt długo złościć.
- Mogę się złościć na co tylko chcę - oznajmiła, ze swoją typową manierą, zatrzymując wzrok na Terrell. Wciąż czuła na sobie zapach tytoniu, ale skoro nikomu, przebywającemu w domku to nie przeszkadzało…
- Dopóki siedzisz w Lorne, jesteś na mnie skazana. Niestety. Interpretuj to, jak chcesz.
Przesunęła się w miejscu, przodem do Joan, sięgając po jej dłoń. Opuściła na nią spojrzenie, przypominając sobie, jak w więzieniu również miała w zwyczaju to robić, aby podnieść dziewczynę na duchu.
- I tak jak ci pisałam… cokolwiek by się nie działo, zawsze masz moje wsparcie - znów spojrzała w brązowe oczy, delikatnie przesuwając zabandażowanymi palcami po gładkiej, ciepłej skórze.
- Tak się wyrobiłaś przez te lata, że gdy zobaczyłam cię wtedy w motelu, kompletnie odjęło mi mowę - nie kłamała. Wpatrywała się w Joan jak w obrazek, ignorując obecność swojego bratanka i Świstaka. Gdyby nie zlecenie wiszące w powietrzu, zapewne stałaby tak jeszcze dłużej, dopóki Terrell nie zaczęłaby jej machać rękoma przed twarzą. Miewała swoje słabości i nie zamierzała się z tego wykręcać.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Załamałam się – przyznała bez ogródek. Była młoda, nie miała domu, pracy ani żadnych perspektyw. Nie znała też świata i wszystko co na zewnątrz wydawało się obce oraz przerażające. W tamtym momencie była tą samą trzynastoletnią dziewczynką, bo lata spędzone w zakładach zamkniętych to jak luka w życiorysie. – Nie wiedziałam co dalej robić. Błąkałam się po ulicach. Nie wiem kiedy ani dokładnie jak, ale dotarłam na południe kraju. – Odrobinę skłamała. Nie na temat czasu, bo ten zlewał się w jedną całość, ale o sposobie przejazdu na południe. Niektóre wspomnienia się zamazywały, ale dobrze pamiętała, co musiała robić żeby gdziekolwiek trafić. Nie była z tego powodu dumna i nawet jeśli w tamtym momencie było jej wszystko jedno (co ludzie pomyślą albo jak sama siebie oceniała) to teraz nie umiała mówić o tym na głos. – Długo po prostu trwałam. Nie wiedziałam po co i czy to w ogóle ma sens. – Całe swoje dotychczasowe życie opierała na bracie. Na spotkaniu z nim, ponownej rozmowie i wspólnym życiu. Nigdy nie brała pod uwagę bycia bez niego. – To nie był najprzyjemniejszy czas – podsumowała niegotowa mówić o tym wszystkim. Długo jej zajęło zanim wyhaczyła możliwość sięgania do kieszeni bogaczy. Na początku po prostu żyła z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Może się uda a może nie. – ale on minął. – Posłała Warren delikatny uśmiech. Nadal nie mogła pochwalić się wyrafinowaną ciepłą posadką i mnóstwem dolarów na koncie. Nie bez powodu mieszkała w zapyziałym hotelu. Owszem, czuła się tam na swój sposób bezpiecznie, bo znała to środowisko, ale też nie było Joan stać na coś innego.
- W sumie to miałaś powód, żeby do niego strzelać. – Zasłużył sobie za to co zrobił zwłaszcza, że wokoło panował konflikt zbrojny. Nie było tam miejsca na zdradę podobnej do tej dokonanej przez Vasilija. Facet sam siebie skazał na śmierć i możliwe, że tak właśnie było. Mógł już leżeć parę metrów pod ziemią, ale tego Warren nigdy się nie dowie. Niestety, bo gdyby kobieta znała jego los, to nie musiałaby się przejmować ewentualnym nagłym pojawieniem się zdrajcy u progu.
- Fakt. – Nie każdy jednak tak zawzięcie walczył o to, co mógł się złościć, co jednak Joan skwitowała delikatnym uniesieniem kącików warg. – Oh, nie. Co ja pocznę. – Nawet się nie starała udawać wielce przejętej. Powiedziała to ze spokojem, co nijak nie współgrało, ale właśnie o to chodziło. – Dziękuję. – Również spojrzała na ich dłonie dobrze pamiętając chwile, kiedy siedząc razem pozwalały sobie na podobne gesty. Głównie w celi, która pewnego dnia stała się ich prywatną twierdzą. Z dnia na dzień nabierała ona nowego znaczenia i nie ważne, że co jakiś czas strażnicy robili raban szukając kontrabandy w ramach regularnego przeglądu albo że jakieś inne baby pakowały się do środka z przeróżnych powodów; nikt nie był w stanie odebrać tej konkretnej celi jej wyjątkowości.
- Prio Valentino Warren, czyżbyś mnie podrywała? – zapytała z nutką podejrzliwości w głosie przez cały czas uśmiechając się wesoło. – Muszę przyznać, że dorosłość mi sprzyja. – Znała wartość swej urody. – Chociaż w pełnym makijażu i w małej czarnej prezentuje się lepiej, wręcz zabójczo. – Puściła do niej oczko przez cały czas nie zmieniając uśmiechu na twarzy. – Wiek dodaje powagi. – Uniosła wolną dłoń opuszki palców przesuwając po lewej brwi aż po skroń i w dół w stronę policzka. – Oczy też się zmieniają. Są wyrazistsze i szlachetniejsze. – Kute i szlifowane przez lata doświadczeń. – Lubię tę dorosłą wersję. Poważniejsza, ale nadal narwana jak ta dwudziestodwulatka, którą poznałam. – O czym świadczyła sytuacja w klubie. Joan wolała nie myśleć do czego by doszło, gdy nie wyciągnęła stamtąd Prie, w którą teraz wpatrywała się ze spokojem. To też kiedyś robiły. Z początku Joan się wstydziła, ale później z łatwością przychodziło jej wymienianie spojrzenia ze współlokatorką.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie musiały o tym mówić. Czuła wyraźną niechęć Joan, do opowiadania dalszej części swojej historii. To, co działo się później, po nieudanym spotkaniu z bratem, na swój sposób musiało się wiązać z towarzyszeniem losowym mężczyznom w klubach. Mogłaby spróbować wyciągnąć z Terrell szczegóły, ale to nie byłoby nic przyjemnego. Najlepiej zostawić ten temat. Przynajmniej na razie. Teraz zamierzała skupić się na kobiecie i wesprzeć ją w powracaniu do bolesnych wspomnień, związanych z Hydem. Powinna mieć przy sobie kogoś, komu mogła zaufać. Pod tym kątem, ich relacja nie uległa zmianie.
- Może - użyła tego samego tonu, którym poczęstowała ją Joan, niedługo przed snem. Wolała zachować odrobinę tajemniczości, nie odpowiadając bezpośrednio na zaczepkę o podrywie. Wciąż hamowała pewne gesty albo słowa, przypominając sobie, z kim miała do czynienia. Kiedyś się przyjaźniły. Wspólnie stawiały czoło wyzwaniom narzucanym przez więzienne warunki. Nie miały okazji doświadczyć innych okoliczności, czego Warren bardzo żałowała. Gdyby nie ten przeklęty zakład karny, miałyby znacznie więcej możliwości. Mogłyby chodzić razem na imprezy, albo nawet na wystawy w muzeum sztuki współczesnej. Funkcjonowanie na zewnątrz otwierało przed człowiekiem mnóstwo możliwości, z których niestety, nie było im dane razem skorzystać. Dopiero po osiemnastu latach nadarzyła się odpowiednia okazja, do której Pria zamierzała podchodzić ostrożnie. W motelu obie pozwoliły sobie na odrobinę szaleństwa pod wpływem chwili, jednak im częściej będą miały ze sobą do czynienia, tym poważniej powinny to traktować. Tak, aby przypadkiem nie zniszczyć tego, co razem niegdyś zbudowały. Pilnowała się, przy czym pewne gesty były od niej silniejsze.
Nie robiły nic złego. Trzymanie się za ręce to jeszcze nie zbrodnia, ani żadna, wielka deklaracja. Nie czuła zbyt wiele, przez bandaż zaburzający receptory, ale to nic. Ważne, że Terrell odebrała ten mały bodziec, przypominający o wspólnej więzi.
- To źle? - zapytała cicho, o narwaną cechę, którą w pewnych sytuacjach odznaczała się również teraz. Nie zawsze, bo w fachu dłubania w drewnie, cierpliwość była wręcz wymagana. Tłumienie nagłych emocji nie brzmiało zdrowo, jednak praktykowała to przez większą część swojego życia. Piorunowała wzrokiem i zaciskała zęby, czekając na odpowiednią okazję do uwolnienia kumulowanej złości. Czy z racji wieku powinna kompletnie ją wygasić? Ciekawiła ją odpowiedź Joan; czy pomimo dojrzalszego wyglądu oraz przebytego doświadczenia, powinna zachowywać się inaczej, niż kiedyś.
- Herbata ci wystygnie - napomknęła szeptem, nawet nie patrząc w stronę wspominanego naparu. Jej własna porcja też już zdążyła wystygnąć, czym ani trochę się nie przejmowała. W pełni skupiła uwagę na swoim gościu, nawet na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Znów czuła znajome, przyjemne dreszcze, biegnące od karku wzdłuż ramion. Atakowały ją znienacka, nawet za czasów więziennych, co lubiła wtedy zrzucić na karb zmęczenia. Doświadczała tego głównie w towarzystwie Terrell, niedługo przed tym, jak dziewczynę wypuszczono na wolność. Mocno to przeżyła, co trzymała w ścisłym sekrecie. Nawet przed Leah nie porwała się na szczerość, wiedząc, jak by to zabrzmiało. Nie. Musiała jakoś to przełknąć i wrócić do rzeczywistości, w której nagle zapanowało o wiele więcej szarości.
Korciło ją, żeby zadać pytanie: czy Joan nie miała jej dosyć po tych kilku godzinach, spędzonych razem. Wprawdzie miały przed sobą jeszcze drugą połowę dnia, którą Pria również miała nadzieję spędzić z Terrell. O ile rzeczywiście nie miała jej dosyć.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie – od razu odpowiedziała nawet nie musząc się namyślać. – Ktokolwiek cię zna powinien wiedzieć, że to jedna z wielu rzeczy, która tworzy ciebie. Bez tego byłabyś zupełnie inną osobą a ja lubię tę, którą mam przed sobą. – Możliwe, że parę rzeczy zmieniło się w Warren, ale niektóre pozostawały stałe, wręcz niezmienne jak ta nerwowość i automatyczne działanie pod wpływem emocji. Tak, Pria miała to w sobie, że dosłownie wyrażała złość, ale właśnie taka była. Taką miała metodę na uporanie się z emocjami i Joan nie wyobrażała sobie żeby było inaczej. Tylko na początku trochę się tego bała. We własnym odczuciu, będąc po drugiej stronie drzwi składziku, przeraziła się nie na żarty. W pewnym momencie jednak już nie bała się gwałtownych zachować Warren, a nawet śmiała przyznać, że potrafiła wyczuć, kiedy ta piękna bomba wybuchnie. Czasami starała się ją uspokoić, ale momentami należało pozwolić na zachowanie ściśle powiązane z charakterem; na ten mniejszy lub większy wybuch.
- Letnia też będzie dobra. – Również nie spojrzała w kierunku kubków jeszcze przez parę długich chwil wymieniając z Prią spokojnie spojrzenia. W pewnym momencie odłożyła notatnik z długopisem na stole i rozchyliła koc. – Chodź – zaproponowała z początku może niejasno, ale po naciągnięciu drugiej nogi na kanapę i przesunięciu ciała bardziej na jej skraj, wszystko było jasne. Chciała, żeby Warren położyła się razem z nią. Musiały sobie radzić jak w więzieniu. Na zmianę jedna leżała na plecach a druga na boku. Tym razem Prii przypadł bok między Joan a kanapą. W zakładzie była to ściana, od strony której głównie leżała Terrell. Wtedy czuła się bezpieczniej mając po jednej stronie płaską powierzchnię, a po drugiej Warren. Teraz już nie musiała chować się przed światem ani innymi osadzonymi. Cisnęły się we dwie na jednej pryczy, ale to im nie przeszkadzało. Tak jak teraz J nie zamierzała proponować rozłożenia kanapy. Może i byłoby wygodniej, ale nie o to chodziło.
Ułożyła się na plecach czekając aż Pria do niej dołączy. Jedną ręką trochę niezgrabnie zarzuciła koc i spojrzała na sufit.
- Dobrze, że wróciłaś cała z Ukrainy. Gdyby było inaczej pewnie nigdy byśmy się już nie spotkały. – Warren mogłaby zginąć albo wylądować w jakimś szpitalu i zanim wróciłaby do Lorne oraz do zdrowia to Joan mogłaby już wybyć z miasteczka. – Świat niby cywilizowany a ludzie ciągle toczą wojny. – Westchnęła ciężko. – Pewnie dopiero za dwadzieścia lat dowiemy się po co to wszystko albo nigdy. – Terrell uważała, że cała ta bezsensowna wojna miała jakiś głębszy cel. Rozchodziło się o politykę, gospodarkę i ekonomię. Ktoś na tym tracił a ktoś zarabiał. Ktoś już to przewidział i ktoś chciał, żeby się stało, bo tylko tak mógł osiągnąć swój cel. Jaki? Być może nikt nigdy się nie dowie, bo ludzie to tylko małe trybiki w maszynie. Tym bardziej taka Joan, która nijak miała wpływ na losy całego świata. – Jak myślisz? – zapytała, bo tak kiedyś robiły. Dzieliły się przemyślanami, które nie zawsze były zgodne. W większości jednak Terrell pytała o porady, bo była jeszcze młoda i widziała w Warren przykład. Starsza osadzona była też skarbnicą wiedzy o świecie, o który Joan też pytała; o jej dzieciństwo, wychowanie, szkołę, o bal maturalny, akademie policyjną i pierwsze miłości. O wszystko, co Terrell z oczywistych powodów ominęło.
- Chciałabyś może czasem gdzieś wyjść? – Odwróciła głowę w bok, żeby nieco z ukosa spojrzeć na Prie. – Kiedyś mówiłaś, że pokażesz mi kilka miejsc i zabierzesz mnie na lodowisko. – Joan nadal nie umiała jeździć. Wielu rzeczy nie potrafiła i nigdy nie robiła, bo nie miała okazji albo po prostu była już dorosła i głupio się przyznać, że nie umiała rzeczy, których większość osób nauczyło się za dzieciaka. – Jak dobrze kojarzę jest takie w Cairns. To dobre miejsce. Z dala od.. sama wiesz, problemów, które mogę przysporzyć w towarzystwie. - Nie chciała, żeby patrzono źle na Warren tylko dlatego, bo pokazała się na ulicy z matkobójczynią. Nie wszyscy mieszkańcy znali te plotki, ale spora ich część już wiedziała o Joan, która nie chciała przysparzać kobiecie żadnych kłopotów. - W sumie, jak tak pomyślę, to dużo mi obiecywałaś. Byłaś bardzo rozrzutna. – Uśmiechnęła się zarazem rozkoszując chwilą. Podobnie leżały w motelu, ale w którymś momencie Joan uciekła do łazienki i być może wszystko zepsuła albo wręcz przeciwnie - uratowała tę chwilę, która na zawsze pozostanie czymś wyjątkowym.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wiele rzeczy tworzyło Prię Warren. Gotowość do nadstawiania karku dla bliskich, ostrożnie podejmowanie decyzji, ale nieostrożne radzenie sobie z emocjami. Ta obecna wersja posiadała też dodatkowe umiejętności dłubania w drewnie, pływania łodziami i obrzucania surowym spojrzeniem totalnie z zaskoczenia. Sądząc po słowach Joan, Prię Warren dało się lubić. Szczególnie, jeśli było się jednym, z bliskich przyjaciół.
Spojrzała na kobietę, nie bardzo rozumiejąc czy powinna położyć jej głowę na kolanach, czy rzucić bezpośrednio na nią. Na kanapie nie było zbyt wiele miejsca, zwłaszcza, gdy pozostawała w trybie nierozłożonym. Dopiero, gdy Terrell ułożyła się na plecach, przypomniała sobie, jak czasami okupowały jedną pryczę. O ile się nie przytulały, rozmawiały ze sobą w tych dwóch, niekoniecznie wygodnych pozycjach. Miejsca było mniej, ale przynajmniej tkwiły na tej powierzchni razem, będąc tak blisko, jak się tylko dało, patrząc sobie spokojnie w oczy.
Zastosowała się więc do sugestii, podpierając się łokciem, obok głowy Joan. Również została przykryta kocem, którego nie zamierzała odrzucać, gdy zrobi się gorąco. Tak długo nie leżała w podobny sposób, że zamierzała w pełni wykorzystać okazję.
W Ukrainie nie planowała zostawać na dłużej. To miał być zwykły punkt zrzutowy, z którego powrót miał trwać góra kilka dni. Vasilij porządnie pokrzyżował jej plany i właśnie wtedy Pria zaczęła poważnie obawiać się o swoje życie. Miała cholerne szczęście, koniec końców zjawiając się w Lorne Bay, w jednym nienaruszonym kawałku.
- Myślę, że ludzie u władzy mają zbyt dużo przywilejów - to brzmiało bardzo rebeliancko, ale całkiem prawdziwie. - Gdyby nie chcieli ugrać czegoś dla siebie, wojna nawet nie przyszłaby im do głowy. Sam fakt, że jakiś sowiecki dziadzia ma kody do broni nuklearnej…
Wywaliła oczami, lekko wiercąc się na swoim miejscu.
- Wystarczy, że gość będzie miał zły dzień i wszyscy giną. Posrana sprawa.
A demokracja umarła dawno temu, razem ze Starożytną Grecją. Ciężko powiedzieć, jaki ustrój był najbardziej odpowiedni do dzisiejszych realiów. Wszyscy mieli nasrane w głowach od tych Instagramów, Tik Toków i innych Twitterów. Era ludzkości chyliła się ku końcowi i nic dziwnego, że żadna obca cywilizacja nie chciała się pokazać takim prymitywom.
Spodobał jej się temat, nawiązujący do kolejnych spotkań. Liczyła na to, chociaż nie wiedziała, jak długo Joan planowała zostać w Lorne. Zapytałaby o to, gdyby nie obawiała się odpowiedzi. Wolała przez pewien czas żyć w błogiej nieświadomości.
- Chciałabym - odpowiedziała prawie od razu, będąc zupełnie pewną swoich słów. - Jak już wrócę z towarem Świstaka, chętnie zabiorę cię na łyżwy. Albo… na cokolwiek będziesz chciała.
Od dawna nie pozwalała sobie na żadne, rozrywkowe wyjścia, szczególnie po tej całej wyprawie na Ukrainę. Od przylotu, jej główną formą towarzyskiego spędzania czasu było rozpijanie się alkoholem ze znajomymi i kuzynami. Mogłaby trochę to zmienić. Wątroba by jej podziękowała.
- Nie przysporzysz żadnych problemów - sprostowała, bo tego Pria nie miała w planach. - To ludzie przesadnie zainteresowani nieswoim życiem, są problemem. Dlatego mieszkam tu, gdzie mieszkam.
Przywołała delikatny uśmiech na usta, odgarniając wolną ręką kosmyk ciemnych włosów, z policzka Joan.
- Byłaś moją ulubioną osobą w tamtym czasie, nic dziwnego, że byłam rozrzutna - zaśmiała się cicho. - Dziwisz się?
Wiedziała, że Joan zaprzeczy. Już poznała się po jej zaczepkach.
Nie kierowała się w tych wszystkich propozycjach współczuciem, spowodowanym taką, a nie inną przeszłością osiemnastolatki. Najzwyczajniej polubiła tę dziewczynę i nie wyobrażała sobie dnia bez przynajmniej jednej wymiany zdań. Cholernie jej tego brakowało w późniejszym czasie...

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Kiedy wypływasz? – zapytała skoro zahaczyły o temat pracy Warren. – Długo cię nie będzie? – Kolejna ważna informacja, którą chciała uzupełnić. Myślała też, żeby dowiedzieć się o jaki towar konkretnie chodziło, ale z drugiej strony im mniej wiedziała tym lepiej dla niej. Brała pod uwagę różne opcje, jak broń skoro ta była przemycana na Ukrainę i nie przeszkadzało jej to. Mogłoby, ale zważając na to, z jakimi osobami miała do czynienia Perth, praca Prii była do przyjęcia. Nie licząc ryzyka, które kobieta podejmowała. W każdej chwili mogła z powrotem trafić do więzienia, czego z pewnością jej nie życzyła.
- Jednak wolałabym, żeby się nie czepiali a wiem, że w Cairs nie będą. – Nie chciałaby niszczyć sobie humoru oraz atmosfery przez zaślepione jednostki, które robiły z jej życia małe piekiełko. Gdyby nie nabuzowani policjanci nikt by się nie dowiedział, że Terrell była w mieście. Jasne, fama rozeszłaby się po sąsiadach remontowanego domu, ale możliwe że nie dotarłaby dalej. A tak? Joan miała wrażenie, że po sieci krąży jej zdjęcie, jakby serio była wybitną kryminalistką.
Przymknęła oczy czując jak Pria odgarnia jej włosy. Tęskniła za jej czułością, za tym jak ją traktowała i za faktem, że dawała kobiecie to samo; poczucie spokoju, którego obie potrzebowały.
Wzięła głęboki wdech, gdy przyjemne podniecenie dało o sobie znać. Nie tylko dotyk i bliskość tak na nią działały, ale także słowa, których Warren nie szczędziła.
- Kiedyś się dziwiłam, ale teraz już nie. – Poznała swoją wartość, nawet jeśli bywały chwile, że sobą gardziła. W więzieniu tego jeszcze nie przeżywała. Nie potrafiła wycenić siebie w kategoriach bycia cennym członkiem społeczeństwa lub czyjegoś życia. Długo zastanawiała się nad tym, czemu Pria obiecuje jej to wszystko zarazem wiedząc, że nie dostanie nic w zamian. Joan nie mogła zaoferować niczego podobnego, bo jedynymi miejscami, które odwiedzała mając trzynaście lat była szkoła i dom (do którego wracała, żeby opiekować się bratem). – Zawsze było mi głupio, że nie mogę ci obiecać niczego podobnego – przyznała. – Wokoło było tyle kobiet gotowych oddać ci serce i swoje dziewictwa a ty zawsze wracałaś do naszej celi. – Mogła przecież chcieć spędzić noc z kimś innym, zabawić się albo lepiej poznać osadzoną, z którą spędzałaby czas w ten intymnie przyjemniejszy sposób. A jednak przez ostatnie miesiące odsiadki Joan nigdy nie poczuła się odsunięta. – Oszalałaś – W tym pozytywnym sensie. – ale ja też. Byłaś pierwszą osobą, która okazała mi tyle troski. Pomimo więziennych warunków to właśnie w tamtej celi, z tobą, czułam się bezpiecznie. – Jak nigdy dotąd, co jasno tłumaczyło zażyłość, ból po stracie i aktualne emocje ściśle powiązane z dawnymi odczuciami.
Opuściła spojrzenie patrząc w okolice talii Prii i dała sobie chwilę na przemyślenie, czy chce poruszyć temat braku kontaktu. Kiedyś powinna to wyjaśnić a opowieść o rodzicach zastępczych Hyde’a była dobrą podstawą.
- Tamtego dnia, po rozmowie z Sheppardem, poszłam do sklepu, żeby ukraść jakieś jedzenie. Podwędziłam batonika z orzechami. – Marnego, którego nazwy nawet nie pamiętała. – Błądziłam wśród sklepowych półek aż cofając się do wyjścia usłyszałam imię twojej cioci. Nie wiedziałam, czy to ona. Równie dobrze mogła to być inna Aubree, ale kiedy na nią spojrzałam poczułam, że to musi być kobieta, którą opisywałaś. – Mimo wszystko mogła się mylić a to była jakaś inna przypadkowa kobieta, której prawie wyznała grzechy. – Nagle pomyślałam, że mogłabym poprosić ją o pomoc. To był przebłysk, chwila nadziei na to, że może ktoś mi podpowie co mam dalej robić. Stałam jak głupia patrząc, jak kobieta płaci za zakupy i nie zauważyłam, kiedy ta zwróciła na mnie uwagę. Nie wiem skąd to wiedziała, ale zapytała czy jestem głodna. Przytaknęłam i dostałam od niej słodką bułkę, którą pewnie kupiła dla rodziny. Od razu dopytała, czy potrzebuje czegoś jeszcze i wtedy przypomniałam sobie słowa Shepparda. Poczułam, że nie mogę prosić tej kobiety o nic więcej. Że jestem marną jednostką, której nawet brat nie chciał znać, czemu więc obca osoba miałaby..? – Gdyby teraz mogła powiedzieć tamtej sobie, że była głupia i źle myślała, to zrobiłaby to. Niestety w tamtym momencie nie było nikogo, kto naprostowałby dziewiętnastoletnią Joan. – Podziękowałam i wyszłam. – Znów spojrzała na Warren, która cały czas wisiała nad nią. – To okropne poczucie tak bardzo we mnie ugrzęzło, że nie mogłam do ciebie zadzwonić. Wstydziłam się, bałam i nie chciałam.. Chryste, teraz jak o tym mówię wiem, że to było niedorzeczne, ale wtedy nie potrafiłam się przemóc. Czułam się naprawdę marnie i to nie pozwoliło mi zadzwonić do więzienia. – Parę razy myślała o próbie skontaktowania się z Warren, ale wstydziła się już nie tylko przez słowa Shepparda, lecz również tego kim się stała. – Przepraszam. – Że wtedy stchórzyła, że sobie nie poradziła i pozwoliła aby wszystkie negatywne uczucia (do samej siebie) wpłynęły na koniec ich relacji.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Czuła poniekąd, że zbliżała się do swojej nieoficjalnej emerytury przemytniczej. Mogłaby to robić dłużej, jednak z każdym, kolejnym zleceniem wzrastało ryzyko wpadki. Kolejne, pięć lat będzie decydujące. Głównym powodem, dla którego zdecydowała się na tak ryzykowny sposób zarabiania pieniędzy, była sytuacja ciotki. Ostatnimi czasy kuzyni radzili sobie coraz lepiej finansowo, kwestie przemytnicze trzymając „na zaś”. Z widomych powodów, nie chcieli zbyt głęboko zabrnąć w świat przestępczy, potencjalnie zagrażający członkom rodziny.
- Chciałabym powiedzieć, że maksymalnie tydzień, ale… wszystko zależy od tego jaka będzie pogoda - sztormy zdecydowanie nie sprzyjały żegludze, zmuszając załogę do przymusowego, małego urlopu w pierwszym lepszym porcie, albo na wyspie. Nie mogła więc udzielić Joan jednoznacznej odpowiedzi, co do swojego powrotu.
Nie ważne, w jakim mieście przyszłoby im spędzać razem czas. Priorytetem w tej sprawie było dobre samopoczucie Joan, dlatego też Cairns jak najbardziej wchodziło w grę. Nie znajdowało się zbyt daleko stąd. Co nieco o tym wiedziała, bo właśnie w tej portowej mieścinie, przyszła na świat. Terrell o tym nie wiedziała. Pria o swoich biologicznych rodzicach mówiła bardzo niewiele o ile w ogóle się na to porywała. Ten mały wycinek historii trzymała głęboko w sobie, zapominając o nim w natłoku codziennych wydarzeń. Większość życia i tak spędziła pod opieką ciotki, w otoczeniu czwórki kuzynów. Po Liamie i Isabel Warrenach, pozostało jedynie kilka całkiem pozytywnych, mglistych wspomnień.
Być może będzie miała okazję podzielić się z Terrell tą historią, już w Cairns.
To prawda również, że za każdym razem wracała do ich wspólnej celi w więzieniu. Pozwalała sobie na pewne niezobowiązujące zbliżenia, ale nigdy nie robiła tego w przestrzeni, dzielonej razem z Joan. Dostawała upominki i słuchała najbardziej dwuznacznych tekstów, padających z ust kobiet, szukających wrażeń. Pod tym względem, Warren była pewniakiem. Nie szukałaby wymówek w trakcie ani nie wycofała się po samym wsunięciu dłoni pod bieliznę, uznając, że to jednak nie dla niej. Pomimo pewnych opinii, posiadała własne preferencje, nie rzucając się na każdą kobietę, chętną na odrobinę szaleństwa.
- Nie chciałam cię zostawiać samej - przyznała bez ogródek, bawiąc się luźnym, ciemnym kosmykiem włosów. - Miałam jakąś dziwną paranoję, że jeśli nie będzie mnie w środku, ktoś przyjdzie i coś ci zrobi.
Obie wiedziały, jak zawistne potrafiły być kobiety. Szczególnie takie, pałające nienawiścią do rzekomych zabójczyń matek. Baby miały nierówno pod sklepieniem i wolały wziąć sprawy we własne ręce, niż obgadać przypadłości z wychowawcą.
- Dlatego też tak się pilnowałam, żeby nie trafić do izolatki.
Jej dłuższa nieobecność mogłaby nieco bardziej odsłonić Joan, czego też się obawiała. Musiała w końcu powiedzieć komuś o swoim koleżeństwie z młodszą dziewczyną. Padło na Leah, bo wydawała się najbardziej ogarnięta. Początkowo to ją dziwiło, ale była gotowa czuwać nad dobrostanem Terrell, jeśli Pria wpakowałaby się w jakiś szajs. O to nie było wcale trudno.
- Ja z tobą też - dodała ciszej, bo rzeczywiście obecność Joan pozwalała jej na znacznie spokojniejszy sen. Nie musiała podejrzewać żadnych intryg, knutych przez losową więźniarkę, przyczajoną na materacu niżej. Z Terrell nawet nie sprzeczały się o pryczę. Z przyzwyczajenia Val wolała tę usytuowaną wyżej, z której widać było ewentualne, nadchodzące zagrożenie. Joan preferowała odrobine więcej prywatności i cienia, co ani trochę nie dziwiło Warren. Zgrały się idealnie.
Nie spodziewała się jednak udziału cioci Aubree w jednym z przywołanych przez kobietę wspomnień. Na chwilę zaprzestała dotykania włosów Joan, chcąc w pełni skupić się na kolejnych słowach.
Aubree była młodszą siostrą matki Prii, a więc przez naturalną koleją rzeczy, przynajmniej odrobinę przypominała swoją siostrzenicę. Szczególnie pod kątem gęstych, falowanych włosów.
Cała sytuacja opisana przez Joan zdecydowanie brzmiała jak coś realnego. Aubree rzadko kiedy przechodziła obojętnie obok ludzi w potrzebie.
Pod kocem odruchowo powiodła dłonią do przedramienia Terrell, które delikatnie pogłaskała w pokrzepiającym geście. Niełatwo mówiło się o podobnych sprawach.
- W porządku - przemówiła cicho, z wyraźną spokojną nutą, nie odrywając dłoni od ciepłej skóry Joan. - Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem, że to był dla ciebie ciężki czas.
Ciężki to pewnie mało powiedziane.
- Nic się nie stało - dodała jeszcze, opierając głowę o skroń towarzyszki. Nie potrafiła być zła o coś ściśle powiązanego z marnym samopoczuciem tamtej młodej dziewczyny.
- Ale masz to już za sobą - przynajmniej taką miała nadzieję. W razie czego, Joan mogła ją sprostować. Podejrzewała, że remont domu nie jest jedynym powodem przyjazdu do Lorne, ale pytanie o to w bezpośredni sposób, byłoby zbyt szorstkie.
- Kiedy zdecydowałaś się skrócić włosy? - zapytała, mając nadzieję że ta decyzja nie wiązała się z niczym nieprzyjemnym (no cóż...). Wiele osób twierdziło, że kobiety zmieniały fryzurę, gdy chciały się od czegoś odciąć, albo zamknąć w swoim życiu pewien etap.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Chciałam, żebyś wiedziała. – Nie chodziło o samą opowieść a jej sens i próbę wyjaśnienia, czemu nie kontaktowała się z Warren. Chciała i miała to w planach, ale po jednym spotkaniu z panem Sheppardem cały świat się zmienił. Ona się zmieniła, bo zaczęła postrzegać siebie gorzej niż dotychczas. W końcu, skoro brat nie chciał jej znać, to na pewno nie zasłużyła sobie na nic innego; na coś lepszego, na pomoc lub dobre relacje. Właśnie tak myślała. Była na skraju osłabienia fizycznego i psychicznego. Nie była w stanie walczyć o zmianę swego zdania popadając w skrajność, z której nie umiała się wydostać. – Nie zrobiłam tego z premedytacją. Po prostu to seria.. bardzo złych decyzji. – Nie tylko jej własnych, ale także innych, chociaż to też nie tak że obwiniała wszystkich o swoje porażki. Wiedziała, że mogła postąpić inaczej. Być silniejsza i lepsza od tamtej wersji siebie, ale cóż stało się i już tego nie zmieni.
Znów przymknęła oczy czując Warren coś bliżej. Lekko obróciła głowę w bok tylko po to, żeby na nią zerknął i ani trochę nie zdziwiła się, że poczuła na policzku koniuszek jej nosa. Kiedyś też bywały tak blisko. Nieco rzadziej, jakby strefa face to face była zakazana i zbyt prowokacyjna, ale jednak.
- Mam? – zapytała bardziej samą siebie. Chciała wierzyć, że ostatecznie sobie z tym poradziła. Dodatkowo mogła wszystko sprostować o kłamstwa Sheppardów, co dodatkowo powinno dać jej motywację do uwierzenia, że wcale nie była taką złą dziewiętnastolatką. – Przypominam, że ostatnio schowałam się w łazience. – Akcja w motelu była dziwna, ale uzasadniała samą siebie wieloma argumentami, które wtedy miała w zanadrzu. Mimo wszystko przywołała ów wspomnienie z delikatnym uśmiechem, bo.. chyba już mogły sobie z tego żartować (skoro wszystko wyjaśniły)? – Tak sobie myślę, że tamta nastolatka, która siedziała w więzieniu była najlepszą wersją mnie. Miała nadzieję i cel, które potem wyparowały. – Dopiero co doszła do tych wniosków, ale od razu podzieliła się nimi z Warren. – Nie wstydziłam się siebie i tylko raz dałam komuś z liścia a to wyczyn zważając na to, z jakimi babami przyszło mi żyć. – Znów się uśmiechnęła, bo oczywiście, że mówiła o plaskaczu zafundowanym Prii. Do tamtego momentu nie wykazywała przejawów przemocy niezależnie od tego, z jak wrednymi dziewczynami miała do czynienia (a w poprawczaku nastolatki były wredne. W więzieniu były już po prostu złe).
- Parę miesięcy temu – odpowiedziała wprost niepewna, czy powiedzieć coś więcej. Już i tak sporo złego ze swego życia odpowiedziała i nie chciała, żeby Warren uznała ją za chodzące nieszczęście. – Miałam wypadek – skłamała woląc nie mieszać kobietę w tamte sprawy. Niepotrzebnie będzie się denerwować a nie po to Joan chciała spędzić z nią czas. Nadmiar stresu na nikogo nie działał dobrze. – Dość poważny. Od razu mnie operowali i musieli zgolić sporą część włosów. – To ułatwiało operację i dostęp do tkanek zwłaszcza, że mowa była o głowie. – Koleżanka z pracy uznała, że muszę ogarnąć to coś na głowie i przyprowadziła do szpitala znajomego fryzjera. Pielęgniarki prawie mnie zabiły, ale wykorzystałam fakt, że miałam uszkodzoną głowę, więc udawałam, że nie wiem o co im chodzi. – Znalazła na nie sposób, chociaż nie zawsze kłamała, kiedy gadała głupoty. – Mam teraz bliznę. O tu. – Wysunęła dłoń spod koca i sięgnęła do włosów opuszkami palców czując fragment gołej skóry. Nie będzie oponować jeśli Pria zechce zajrzeć. Musiała jednak odgarnąć część włosów. – Już jest dobrze. Czasami tylko miewam bóle głowy i dzwonienie w uszach, ale to nic takiego. – Machnęła na to ręką a jej luźne podejście zdradzało, że się nie przejmowała. Nie samym „wypadkiem” a osobami za to odpowiedzialnymi. O nich jednak wolała nie wspominać.
- Nie powiedziałaś, kiedy wypływasz – zauważyła wracając do poprzedniego tematu. – ani jak niebezpieczne to może być. – O to akurat nie pytała, ale mogła przy tej okazji. – I – co najważniejsze – kogo przydzielili ci do celi po moim wyjściu? – Była ciekawa. Obie miały swoje typy uwzględniając nowe osadzone, które mogły się pojawić. Ciekawe czy wychowawca zdecydował się połączyć wtajemniczoną osadzoną ze świeżym mięsem czy jednak nie.
- Wygodnie ci? - Przecież mogły położyć się na łóżku zamiast na kanapie, a jednak ta ciasnota pobudzała wspomnienia i reakcje ciała, które chciało mieć blisko siebie to drugie. Dawno do nikogo się tak nie przyciskała ani nie przytulała. Jednorazowe numerki albo inne przelotne znajomości nie uwzględniały nadmiaru czułości po fakcie (i przed). Tego zdecydowanie jej brakowało.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie zamierzała robić Joan awantury, ze względu na brak kontaktu po wyjściu z więzienia. Było jej przykro, ale to uczucie przygasło w znacznym stopniu, po ich bezpośrednim spotkaniu. Nie potrafiła się na nią długo gniewać, co dało się odczuć również w zakładzie karnym.
- Cieszę się, że mi powiedziałaś.
Doceniała szczerość Terrell, rozumiejąc również żal, spowodowany podejmowaniem złych decyzji. Gdyby wtedy w sklepie poprosiła Aubree o pomoc, zapewne ich dalsza relacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Być może Joan porwałaby się na odwiedziny Prii w więzieniu? To bardzo by pomogło przetrwać przez dalszy okres odbywania kary. Po wyjściu przyjaciółki, Warren znacznie bardziej zmarkotniała, nie pozwalając sobie na zbyt wiele szczerych uśmiechów czy radości. Nie miała do tego powodów, szczególnie, kiedy reszta osadzonych ją wkurzała.
- Jestem w stanie przymknąć na to oko - uznała z nutką rozbawienia, wspominając małą ucieczkę Joan do łazienki. Wtedy odebrała to jako coś niepokojącego, albo wręcz wyrzuty sumienia. Nie odczuła tego w trakcie ich zbliżenia, ale być może po przemyśleniu sytuacji, Terrell nawiedziły wątpliwości. Teraz już wiedziała, że nie o to chodziło.
Po kolejnych słowach wyczytała ukrytą wiadomość. Wstydziła się siebie? Wciąż trzymając dłoń na ciepłym przedramieniu kobiety, przesunęła nią kolejnym, delikatnym geście. Nie musiała się wstydzić; nie przy niej.
Odwzajemniła uśmiech, przypominając sobie o tym nieszczęsnym liściu, wymierzonym z kompletnego zaskoczenia. Czego by osadzone nie mówiły o Joan, była lojalna. Gdyby nie odwrócenie uwagi strażnika, towar przemycany w kartonach najpewniej zostałby odnaleziony. Najwięcej straciłyby na tym ćpunki oraz Greta, która chociaż nie ucieleśniała cnót, poniekąd zajmowała się młodą dziewczyną, odbywającą karę za brata. Dopiero pod naciskiem Warren, Joan zdecydowała się przekazać kluczowe informacje, eliminujące starszą kobietę z gry. Jak się później okazało, wyszło im to na dobre, a Terrell nie musiała żałować swojej decyzji.
- A jednak, jedną babę całkiem polubiłaś - dodała z zadowoleniem, mając na myśli swoją osobę. Obie się polubiły, czego później już przed sobą nie ukrywały.
- Wypadek? - powtórzyła cicho, niekoniecznie domagając się rozwinięcia. Zamiast tego w ciszy spoglądała na Joan, czując narastającą troskę. Cholera, powinna mieć przy sobie kogoś bliskiego w tak beznadziejnej sytuacji. Warren mogłaby być tą osobą, gdyby nie liczne atrakcje, zaserwowane przez los.
- Cholerne migreny, co? - rzuciła cicho, powoli odgarniając włosy Terrell. Nie mogła bezpośrednio zobaczyć blizny, dlatego chciała przynajmniej dotknąć jej delikatnie opuszkami. Upewnić się, że obrażenia nie były zbyt rozległe, chociaż sama słyszała o skali wypadku. Chętnie by jej tego wszystkiego oszczędziła. Joan już wystarczająco się wycierpiała.
Zamarła w środku, odnajdując pod palcami wspomnianą pamiątkę po zdarzeniu. Nie chcąc skupiać myśli kobiety na tych nieprzyjemnych wspomnieniach, więc powoli przytknęła usta do jej skroni, przesuwając dłoń w dół, z powrotem na przedramię.
- Mam sprawdzony sposób na ból głowy - przekazała cicho, powoli odsuwając wargi od skroni. - Gdybyś miała chęć z niego skorzystać, zawsze możesz mi dać znać. Choćby w środku nocy.
Zabrzmiało zabawnie, nieco tajemniczo acz nie miała na myśli żadnych dwuznaczności. Za sprawą ciotki nauczyła się neutralizować pewne dolegliwości i kto wie, może na powypadkowe bóle głowy, również się sprawdzą? Poza tym, sama obecność drugiej osoby pomagała w przebrnięciu przez nieprzyjemne sensacje.
- Zawsze istnieje ryzyko sztormu, albo innych utrudnień. Nic, z czym dotychczas się nie zetknęłam - odpowiedziała, wciąż używając tego cichego, spokojnego tonu. Wypowiadanie się w ten sposób w towarzystwie Joan, przychodziło zupełnie naturalnie.
- Za dwa-trzy dni - określiła orientacyjny termin wypłynięcia. Zostawiała sobie odrobinę czasu na poślizg, żeby Świstak nie robił awantury z wypłaceniem pozostałej kwoty. Cwaniak mógłby sobie coś odjąć za opróżnienie zamówienia.
- I… po tym jak wyszłaś, miałam jeszcze cztery różne współlokatorki - napomknęła, w temacie więziennym. - Jedna była koleżanką Alabamy. Wróciła do paki po tym, jak wpadła przez narkotyki i przy niej wolałam spać z otwartymi oczami.
Brzmiało śmiesznie, ale Pria rzeczywiście się wtedy obawiała, aby wariatce nie przyszły do głowy jakieś nocne kombinacje.
- Były beznadziejne - posumowała całą zgraję, którą jej wciśnięto. Z dwiema mogła odrobinę negocjować, ale pozostałe to istne utrapienie.
- Kiedy mieszkałam z tobą, czułam się trochę jakbyśmy dzieliły pokój w internacie – uśmiechnęła się, miło wspominając tamte chwile.- Przynajmniej na trochę.
Dopóki nie budził ich megafon, albo inne dźwięki, świadczące o pobudce, w odciętej od świata rzeczywistości. Rutyna poranno-wieczorna była wręcz narzucana w więzieniu i potrzebna, ale Val niekoniecznie za nią przepadała. Szczególnie przy pobudkach.
- Jeszcze nie zdrętwiałam, więc… - uśmiechnęła się, nie odpowiadając jednoznacznie na pytanie Joan. W tych warunkach wygoda była drugorzędną kwestią.
- A tobie? - Terrell leżała na plecach, ale być może wolałaby zmienić położenie? - Jeśli chcesz, możemy wrócić do sypialni.
Joan mogłaby się wygodnie rozłożyć na łóżku, czego nie miała okazji doświadczyć poprzedniej nocy. Obie kleiły się do siebie w wypracowanej w więzieniu pozycji, przeznaczonej do wypoczywania w dwójkę na jednoosobowej pryczy. Nie była zbyt komfortowa fizycznie, ale psychiczne czuły się dzięki temu lepiej.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Jesteś bardziej napalona niż niejeden facet – stwierdziła sądząc, że ów metodą był właśnie seks. Ile to razy Joan nasłuchała się, że bzykanko to lek na wszystko? Wiele. Aż się dziwiła, że nikt tego nie opatentował. Przecież to byłby hit - „Wyciąg z kutanga zwalczy każdą migrenę”. Nic tylko produkować i zarabiać hajsy, przynajmniej zdaniem facetów, którzy przecież cisnęli tymi magicznymi radami tak zawzięcie jak na siłę wciskali swego kutasa w czyjeś usta. Przez ciągłe funkcjonowanie wśród podobnie myślących facetów, Joan nie wzięła pod uwagę innych metod, którymi mogłaby ją uraczyć Pria. Szybko podłapała, że to mogła być zaczepka, ale jak się miała przekonać, wcale nią nie było.
- Więc za dwa-trzy dni znikasz na cały tydzień – powiedziała na głos kodując w głowie te daty trochę tak, jakby zastanawiała się co będzie przez ten czas robić. Cóż, Lorne Bay nie było jej miejscem. Unikała mieszkańców, więc bywała jedynie na salonach Shadow będącego dla Joan jedyną rozrywką. Nie licząc pracy w HelpDesk, bo tę mogła wykonywać na laptopie w motelowym pokoju.
- Aż cztery? – Zdziwiła się z tej małej stabilności współlokatorek w celi. W więzieniu było wiele chętnych i gotowych dzielić miejsce z Warren, ale były to kobiety głównie gotowe na seks i przy tym zapewne zbyt zazdrosne. Z takimi Pria nie miałaby świętego spokoju. – Nie miałam wrażenia, że Alabama zna wszystkie australijskie ćpunki? – Bo coraz to nowa była jej koleżanką, co Joan od zawsze wydawało się na swój sposób zabawne. Nieco mniej jeśli taka jednak dzieliła celę z Warren, która na pewno wtedy walczyła z niewyspaniem się. Biedna.
- Wyobrażasz nas siebie w internacie? Hot studentki śmigające na imprezy. Ty pewnie robiłabyś drugą specjalizację albo weekendowo studiowałabyś jakiś kierunek. – Skoro pierwszą „specjalnością” była u Warren służba w policji. – To zabawne, bo mówimy tak, jakbyśmy wierzyły w przeznaczenie albo coś. – W to, że nawet w internacie by się odnalazły, co ona sama przytoczyła, ale przecież zakładały też, że gdyby nie więzienie to mogłyby się spotkać w Lorne Bay (znacznie wcześniej). Każda z tych opcji była możliwa i zakładała właśnie, że niezależnie od wszystkiego tak czy siak ich losy musiały się spleść.
- O nie. Nie możemy przeleżeć całego dnia. – A propozycja położenia się w łóżku właśnie tak brzmiała. – Może przejdziemy się na spacer po okolicy? Wypadałoby też wymienić opatrunek. – Gaza w środku na pewno lepiła się od zeschniętej krwi. – Nie możemy leżeć – powtórzyła cicho i nagle przewracając się na bok oraz nieco obniżając w dół przytuliła się do Warren, twarz wciskając w okolice obojczyka. Wzmocniła uścisk zaznaczając swą obecność trochę jak dziecko tulące się do swego opiekuna z obawą, że zostanie porzucone.
Dała sobie czas na rozkoszowanie się kolejną sprowokowaną bliskością. Chciała z niej w pełni skorzystać zwłaszcza, że niebawem Warren wyjeżdża na ponad tydzień i Joan już nie będzie mogła używać jej jako Przytulanki.
Poruszyła się wyswobadzając jedną nogę spod koca, co przypomniało jej o ważnej rzeczy.
- Racja. Nie mam spodni. W małej czarnej raczej nie pójdę na spacer. – Być może musiały zrezygnować z tej propozycji, ale to nie problem. Rozluźniła uścisk, ale nie przewróciła się z powrotem na plecy. Tylko lekko odsunęła znów patrząc w oczy Prii. – Opowiedziałaś mi o sobie tak dużo, ale nie wspomniałaś, czy udało ci się cokolwiek zdziałać ze sprawą, przez którą siedziałaś. – Czy próbowała cokolwiek zrobić? A może zostawiła to w cholerę uznając, że skoro przegrała w sądzie, to nie warto do tego wracać?

Val Warren
ODPOWIEDZ