przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Odkąd razem z Joan podjęły między sobą bezpośrednią rozmowę (czyli dokładnie wczoraj, w Shadow), sypały takimi tekstami, że postronny obserwator jednoznacznie wziąłby je za flirt. W więzieniu również zdarzało im się wypowiadać zdania z ukrytym, drugim dnem, przy czym Joan korzystała z nich nieco rzadziej. To zrozumiałe, chociażby ze względu na młody wiek dziewczyny oraz brak kontaktu ze światem zewnętrznym, od ukończenia lat trzynastu. To potrafiło dobić człowieka, dlatego Pria stopniowo przyzwyczajała Terrell do wielu rzeczy, typowych dla ludzi w ich wieku. Jedna nadrabiała zaległości, a druga dobrze się przy tym bawiła, tylko czasami pozwalając sobie na żartobliwe wprowadzanie przyjaciółki w błąd. Ostatecznie i tak wszystko korygowała, bo za bardzo lubiła tę dziewczynę.
- Głodnemu chleb na myśli - zaznaczyła, z wraz z wymownym spojrzeniem. - Mówię serio.
Co znów wybrzmiało jak seksualna przysługa, powodująca podejrzany uśmiech na twarzy Joan. Gdyby tylko Pria miała poduszkę pod ręką, właśnie pacnęłaby nią w tę jakże nieprofesjonalną panią psycholog.
- Ale jeśli ziółka nie pomogą, to nie wykluczam innych opcji.
Musiała w ten sposób podsumować temat, bo nie byłaby sobą, gdyby o tym nie wspomniała. Po ostatnim razie miała całkiem miłe wspomnienia.
- Mniej więcej - przytaknęła, bo wstępnie tydzień mógł zamienić się w osiem, albo sześć dni. Wszystko zależało od okoliczności. - To wcale nie tak długo.
W porównaniu z innymi wyprawami, to jak wyjście do sklepu po mleko. Najważniejszy w tym wszystkim jest powrót - w jednym kawałku i z kompletnym towarem. W przeciwnym razie, pojawiały się problemy. Chcąc ich uniknąć, Warren dobierała sobie zleceniodawców albo sprawdzonych, albo mało niebezpiecznych. Świstak może i przypominał oblecha, ale jego wpływy nie sięgały na tyle daleko, aby skutecznie zagrozić Prii.
Delikatnie wzruszyła ramieniem. Tak jakoś wyszło.
- Chyba stałam się bardziej wybredna, odkąd wyszłaś - wywnioskowała, na podstawie rotacji współlokatorek. I to wcale nie tak, że nie dogadywała się z większością. Niektóre bywały przenoszone przymusowo, poprzez decyzję personelu.
- Ani trochę mnie to nie dziwi - Alabama wyglądała na zawodniczkę, co wypytywała każdej ćpunki o jej preferencje dragowe, przy okazji zawierając sojusze. - Hieny to zwierzęta stadne.
Ćpunki wyglądały bardzo podobnie do tych afrykańskich ssaków. Na dodatek wydawały z siebie podobne odgłosy. No hieny, jak znalazł.
- Pewnie jakąś filozofię, albo resocjalizację - zaśmiała się, podłapując pomysł drugiej specjalizacji. Zapewne wybrałaby coś lajtowego, co pozwalałoby na zasmakowanie studenckiego życia nieco bardziej, niż w typowo kujońskim stylu. Warren niekoniecznie uważała się za duszę towarzystwa, nie mniej, była ciekawa świata i lubiła zgłębiać nowe doświadczenia. Człowiek bardzo się dzięki temu rozwijał.
- Może coś w tym jest… - dodała nieco ciszej, myśląc o tym całym przeznaczeniu. Ciotka jednoznacznie określiłaby jej temat, obeznana we wszelkich tajnikach filozoficzno-metafizyczno-okultystycznych. Osobiście, Pria pozostawała w tych sprawach sceptykiem, z otwartym nastawieniem na trafne argumenty.
- Czemu nie? - mruknęła, zupełnie, jakby leżenie w łóżku było świetnym sposobem na spędzanie czasu. - Tam jest wygodnie.
Mimo wszystko, była otwarta na propozycje. Jak można przypuszczać, Pria należała do całkiem aktywnych ludzi i rzadko kiedy spędzała cały dzień na kanapie, albo w łóżku. Jeśli już, to odsypiała wtedy wyjazd, albo inne, wyczerpujące zajęcia, jak całodniowe grzebanie przy łodziach.
Opatrunek nie wyglądał najgorzej i gdyby nie sugestia Joan, pewnie zostałby wymieniony dopiero następnego dnia. Dopóki bandaż się nie rozwiązywał i nie przypominał strukturą starej szmaty, dało się z nim jeszcze pracować.
Warren uśmiechnęła się po raz kolejny, kiedy Terrell przysunęła się bliżej, wręcz przyklejając do jej ciała. Intensywne ciepło spowodowane przez kontakt z drugim ciałem, połaskotało ją pod ubraniem. Jeszcze chwila i zacznie się pocić. Mogła założyć jakiś krótki zestaw, zamiast dresów.
- Zaprzeczasz swoim własnym słowom.
Nie mniej, chętnie skorzystała z okazji, obejmując Joan ramieniem, w pasie.
- Mogę ci załatwić spodnie - nie widziała problemu w skombinowaniu dla Joan kolejnego elementu garderoby. Dresy wydawały się idealne, bo nawet jeśli będą trochę przydługie, nic się nie stanie.
Po chwili padło pytanie, bezpośrednio związane z powodem, dla którego wylądowała w więzieniu. Nie miała przed Joan tajemnic w tym temacie, dlatego teraz również zamierzała odpowiedzieć szczerze.
- Prawie go dorwałam. Kiedy wspólnie działałyśmy z Mią. Byłam o włos od dorwania frajera.
A jednak…
Westchnęła cicho, opuszczając wzrok na odkrytą nogę Joan.
- Może innym razem się uda. Jeśli znów nadarzy się okazja. I będę miała taką chęć.
Teraz koleś pilnował się nieco bardziej. Najważniejsze, że nie odkrył tożsamości osoby, przez którą wtedy prawie wpadł. Gdyby rozpoznał Warren, nie puściłby tego wszystkiego płazem.
- To jak będzie z tymi spodniami? - wróciła do poprzedniej kwestii, zaczepnie przesuwając palcami po odkrytym udzie. Nie potrafiła zbyt długo trzymać rąk przy sobie, szczególnie w takiej pozycji. I vice versa.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Czyli to nazywasz magicznymi ziółkami? – zapytała z delikatnym uśmiechem czując dotyk na udzie. Było coś swoistego w oddawaniu się chwili. Dokładnie to zrobiła w motelu jednocześnie unikając rozmowy, czego ani trochę nie żałowała. Stało się i teraz nadrabiały tę drugą część, której albo mogła się oddać albo skusić na zaczepki Warren. Ba, obie się zaczepiały, co z jednej strony (niektóre z gestów) było dla niej normalnie, zaś z drugiej przekraczały teraz granice wcześniej wytyczone. Z pewnością w taki sposób nie dotykały się po udach. W ramach pocieszenia siedząc obok siebie – owszem. Jednak nigdy nie robiły tego w sposób prowokujący, czego Terrell i tak by pewnie nie wyczuła. Miała uczucia i czuła podniecenie, ale w więzieniu bardziej liczył się dla niej powrót na wolność niż myślenie o seksie, który kojarzył jej się głównie z molestowaniem przez napalone osadzone.
- To bardzo kuszące. – Przysunęła twarz bliżej do tej drugiej łaskocząc policzek Prii swym oddechem. Rzuciła okiem na jej oczy i nieco wyciągnęła szyję w stronę ucha, do którego wyszeptała. – Ale chodźmy na spacer. – Gwałtownie obróciła się na drugi bok wraz z tym ruchem wstając z kanapy. – Później poleniuchujemy. – Wyciągnęła dłoń ku kobiecie, jakby ta serio potrzebowała pomocy ze wstaniem. Nie prawda, ale chciała wykonać ten gest, przy okazji łapiąc Warren mocno za dłoń i od razu pociągnęła ją w stronę kuchni. Na stole wciąż leżały rzeczy kupione w aptece.
Joan nakazała towarzyszce usiąść i jak zapowiedziała wymieniła gazę pod bandażem. Upewniła się też, że plasterki imitujące szwy dobrze się trzymały. Na wszelki wypadek dokleiła jeszcze dwa, położyła nową gazę w razie gdyby pojedyncze krople krwi wydostały się z rany i wszystko szczelnie owinęła bandażem.
W przydługich spodniach od Warren wyglądała dziwnie, ale starała się podejść do tego w żartobliwy sposób, co jednak nie było takie łatwe. Od zawsze dbała o swój wygląd, zwłaszcza jeżeli z kim wychodziła i pokazywała się wśród ludzi. W Lorne Bay nieco to zaniedbała chodząc byle jak do sklepu, ale w Shadow zawsze pokazywała się w pełnym opancerzeniu hot laseczki. Teraz niekoniecznie musiała być super sexy, ale wypadało wyglądać reprezentatywnie u boku Prii, co by nie robić jej siary przy sąsiadach. Nie miała jednak wyboru w podwiniętych nogawkach krocząc obok kobiety po jej osiedlu.
Kiedy Terrell kogoś zauważała to od razu odwracała wzrok, głowę albo całe ciało udając, że zobaczyła coś ciekawego i rzeczywiście wskazywała na to zadając pytania albo komentując w inny sposób. Starała się brzmieć naturalnie i ukryć fakt, że wolała nie zostać zauważona głównie ze względu na Warren, której nie chciała przysporzyć problemów. Wolała nawet nie myśleć, co jakiś sąsiad kojarzący twarz Terrell, mógłby sobie pomyśleć, zrobić i jakie plotki puściłby na temat przemytniczki. Może kiedyś fenomen z jej powrotem ucichnie, ale jak na razie wolała trzymać się na uboczu.
Nigdzie się nie śpieszyły, dlatego po lekko ponad godzinie wróciły do chatki Warren.
- Sama przyznaj, że gdyby nie mój wiek to byłabym jak dzieciak, który chodzi w przydużych ubraniach swojej starszej siostry. – Obie były chude, ale osiem centymetrów to jednak różnica zwłaszcza w spodniach. Z koszulką nie było źle, bo nadrabiała biustem, który zgarniał nieco materiału ku górze i dzięki temu nie wyglądała jak ktoś, kto nie znał wartości swojej figury. Tak, miała na tym punkcie lekką obsesję zwłaszcza, jak się miała pokazać wśród ludzi. W końcu, swego czasu, zarabiała swym wyglądem. – Musiałaś wyrosnąć taka duża? – Uśmiechnęła się zdejmując klapki, które również pożyczyła od Prii. Przecież nie poszłaby na spacer w szpilkach. – O kurczę – rzuciła w przestrzeń na widok ekranu telefonu, który zostawiła w domu. – Muszę oddzwonić – Wybrała numer i odeszła parę kroków bliżej salonu. Rozmowa nie trwała długo i głównie opiewała w nieco nerwowy śmiech Joan, którym chciała przykryć lekkie zażenowanie. Miała być odpowiedzialną dorosłą a nie.. – Dzwonili do mnie z HelpDesk w ramach przypomnienia, że nie logowałam się od trzech dni. – Innymi słowy zaniedbała pracę tam i to nie tak, że wykorzystywała pracodawcę, bo płacili jej od godziny. Po prostu była do czegoś zobowiązana zwłaszcza, że chętnych na podobne stanowiska było coraz mniej. – Będę musiała wrócić dziś do motelu. – Nie ustalały jeszcze, ile Joan zostanie. Sama wczoraj zaproponowała, że spędzi z Warren dzień i brała pod uwagę przedłużenie pobytu na Tingaree, o ile dostanie na to zgodę. Teraz jednak sprawa miała się jasno. Musiała wrócić, żeby usiąść przed laptopem i odebrać parę telefonów. Możliwe, że zrobi sobie nockę albo weźmie się za to dopiero rano. Jeszcze miała czas, żeby podjąć decyzję.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
W trakcie spaceru zdążyła pokazać Joan kilka miejsc, wolnych od wścibskich ludzi oraz ogólnego gwaru, panującego chociażby w centrum. W zachowaniu swojej towarzyszki wciąż widziała pewną rezerwę, objawiającą się szczególnie w otoczeniu przechodniów. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, jednak ta i tak unikała spoglądania na postronne osoby. Nie powinno tak być. Joan powinna czuć się swobodnie, w jakimkolwiek miejscu na świecie by nie przebywała. Każdy miał do tego prawo. Ludzi, mających na swoim koncie pobyt w więzieniu, czekała resocjalizacja, nie zawsze udana sukcesem. Gdyby sprawa Terrellów nie odbiła się w okolicy takim echem, nikt nie zwracałby na kobietę uwagi, pod kątem jej przewinień. Człowiek każdego dnia mijał osoby, o których nic nie widział. Losowy współpasażer mógł okazać się napastnikiem seksualnym, albo innym zwyrodnialcem i dopóki media go nie rozsławiły lub nie miał tego napisanego na czole, nikt niczego nie podejrzewał.
Dlaczego przestępca, krzywdzący innych, który nigdy nie został złapany, cieszył się większym szacunkiem, niż siostra biorąca winę za brata? Świat był popaprany, a ludzie przyzwyczajeni do tworzenia własnej prawdy oraz oceniania kogoś, bez znajomości szczegółów.
Wystarczyło spojrzeć na nią, w tych przydużych ubraniach. Czy tak wyglądała niebezpieczna morderczyni biednej matki?
- To nawet całkiem urocze - stwierdziła już we wnętrzu domu, mierząc Terrell wzrokiem. Wizualnie podobała jej się w każdym wydaniu, a przynajmniej tak sądziła, na podstawie dotychczasowych doświadczeń.
Geny rzeczywiście zafundowały Warren całkiem postawny wygląd. Już w przedszkolu górowała wzrostem na tle pozostałych rówieśników i dopiero na wczesnym etapie liceum, zatrzymała się na tym ponad metrze siedemdziesiąt. To jednak nic. W trakcie swojego życia poznała wiele wyższych kobiet, przy których to ona wyglądała, jak młodsza siostra. Helga z więzienia była idealnym przykładem. Mogłaby rzucać Prią, jak szmacianą lalką.
W pytającym wyrazie uniosła brwi, widząc lekkie zamieszanie ze strony Joan. Dała jej chwilę dla siebie, na wykonanie telefonu, przechodząc tym samym do kuchni. Z lodówki wyciągnęła banana, bo w trakcie małego spaceru, zdążyła odrobinę zgłodnieć. Przy okazji nalała do dwóch szklanek odrobinę herbaty z butelki i z takim zestawem wróciła do salonu.
Od trzech dni?
- Ktoś tu się trochę rozkojarzył - odezwała się zaczepnie, stawiając obie szklanki na stole. Najwyraźniej coś (albo ktoś) musiało porządnie zająć myśli Joan, skoro pominęła kwestię logowania się do pracy.
Nie chciała, aby Terrell zbyt szybko wracała do motelu. Ok, spędziły razem połowę dnia i wczorajszy wieczór, ale ciągle było jej mało. Nic dziwnego - lada moment miała wypływać, przez co chciała wykorzystać czas wolny.
Małym nożykiem, ówcześnie wetkniętym do kieszonki spodni, przekroiła banana na pół, jedną z części wyciągając w stronę Joan.
- Jeśli miałabyś taką chęć, mogłabyś wziąć parę rzeczy i wrócić tutaj - zaproponowała bez cienia wahania. - Nikt nie będzie ci przeszkadzał.
Zawsze mogła odstąpić Joan swoją sypialnię, posiadającą na stanie biurko i wygodny fotel, w którym Pria wcale zbyt długo nie przesiadywała. Jeśli już nachodziło ją na oglądanie filmów, przenosiła się z tobołami do salonu, gdzie miała lepszy ekran.
Nic nie stało na przeszkodzie, aby Terrell nadrobiła swoje służbowe zaległości, kiedy Warren zajmie się przygotowywaniem do rejsu.
- Jak myślisz? Dasz się namówić?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Trochę tak – odpowiedziała z początku bardzo ogólnikowo przez chwilę zastanawiając się, czy warto ciągnąć pracę w HelpDesk. Na ten czas było to jedyne źródło jej utrzymania. Marne, ale zawsze coś zważając na to, że większość oszczędności wydała na remont niesprzedawalnego domu. – Przejęłam się wyjazdem brata zwłaszcza, że nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego. – Ruszało to ją nawet jeśli z początku przyjechała do Lorne z nadzieją, że nie spotka Hyde’a. Wszystko przez przekonanie, że ten jej się wyrzekł; bo nie pisał, nie odwiedzał w więzieniu i właśnie tak powiedziała Sheppard. – Ty się pojawiłaś. – Skłamałaby mówiąc, że to nie namieszało w jej głowie. – Miałam spotkania z trzeba potencjalnymi kupcami, którzy nagle zrezygnowali zapewne przestraszeni przez sąsiadów i prawie cały dzień poświęciłam na zdecydowanie czy spalić rzeczy po matce. – Nie musiała się tłumaczyć, ale skoro miały być na bieżąco ze swoim życiem, to właśnie tak ono wyglądało. – Jeszcze tego nie zrobiłam – dodała odrobinę niechętnie, bo matka nigdy nie była kimś, kogo dobrze wspominała. Mieli lepsze wspólne chwile, ale te zostały przyćmione przez ostatnie minuty żywota rodzicielki, co owocowało uświadomieniem sobie, jak tragiczną kobietą była. Stała więc przed wyborem spalenia rzeczy albo przejrzenia ich zanim to zrobi.
Nie zdecydowała się na żadną z opcji.
Usiadła przy stole wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Poważnie rozważała „nocną zmianę”, bo to głównie wieczorami dzwonili najwięksi desperaci.
- Dzięki. – Odebrała połówkę banana i odgryzła jego kawałek w trakcie żucia zostając zaskoczoną przez propozycję Warren. Rozejrzała się, jakby oceniała przestrzeń, którą zaproponowano jej do pracy. Niekoniecznie potrzebowała spokoju a bardziej miejsca, w którym nikt nagle nie zacznie do niej mówić, kiedy prowadziła rozmowę. To mogłoby speszyć osobę po drugiej stronie. – Takie śmiałe propozycje po jednej nocy? – zapytała z nutką żartu w głosie. – Nie wiem, czy to nie za wcześnie, Prisilo.. Patricio? Prudence? Portia! – Udawała, że nie pamięta imienia kobiety „poznanej poprzedniego wieczora” tym samym podkreślając swoją niepewność, co do propozycji Warren. Nie żeby nie była kusząca. Kusiła Joan aż za bardzo, ale zarazem.. – Jesteś pewna, że nie będę ci przeszkadzać? – dopytała znów rozglądając się na boki, jakby szukała czegoś, w czym mogłaby przeszkodzić Prii. – Zwłaszcza, że pracując tutaj nawet nie pobędziemy razem. – Będzie musiała skupić się na rozmowach i nie była pewna, czy to urabiało Prie. Czy kobieta nie chciała zatrzymać jej, żeby faktycznie pobyć razem zamiast oddzielnie. Terrell nie chciała jej ranić ani sprawiać, że poczuje się zignorowana. Z drugiej strony w więzieniu, kiedy Joan zaczytywała się w kolejne książki, Warren to nie przeszkadzało co sprawiało, że była idealną współlokatorką. – Nie chciałabym zakłócać porządku w twojej przestrzeni. – Być jak niechciany gość albo raczej dodatek, którym czuła się dość często po nocach spędzonych w czyiś mieszkaniach, z których szybko się ulatniała. – Z drugiej strony miło będzie, w ramach odmiany, popracować gdzie indziej. – Niż w motelu, za który płaciła psie pieniądze a w jakim już powoli czuła się jak w domu. Cóż, nic dziwnego, skoro spędziła tam już tyle czasu. – Ale to by oznaczało, że zostałabym tu na jeszcze jedną noc. – Musiała mieć pewność, że dobrze zrozumiała propozycję Warren. Nie chciała nadwyrężać jej gościnności ani nadinterpretować słów, co było możliwe zwłaszcza z powodu tego jak się czuła przy Prii.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Domyślała się, z czego mogło wynikać wspomniane rozkojarzenie Terrell. Pomimo wyjścia z zakładu karnego, wciąż miała mnóstwo zmartwień na głowie. Brat, wyjeżdżający z miasteczka pod pretekstem zdjęć do swojego programu, remont domu, jego sprzedaż i borykanie się ze skutkami wypadku. To wiele to udźwignięcia, szczególnie dla jednej osoby. Dlatego też nie stroniła od towarzystwa kobiety, a wręcz zachęcała ją do korzystania z oferowanych przysług czy też zwykłego nadrabiania czasu rozłąki. W tym wszystkim nie zapomniały o sobie nawzajem, co idealnie odzwierciedlało ich podejście do relacji.
- Jeśli potrzebowałabyś z tym pomocy, jestem obok - może nie dosłownie (jeśli będą przebywać w innych miejscach), ale w wymiarze metaforycznym, jak najbardziej. Wystarczyłoby tylko wysłać wiadomość, albo podejść do Warren i zgarnąć ją, jeśli nie będzie akurat w zleconej podróży. Pani Terrell była dla niej kompletnie obca, więc przejrzenie jej rzeczy i jednoczesne wsparcie Joan, nie brzmiało zbyt skomplikowanie. Nie widziała najmniejszego problemu w poświęceniu dawnej więziennej współlokatorce, dodatkowej uwagi. I tak by to zrobiła, w ten czy inny sposób, chcąc mieć oko na kobietę. Głównie ze względu na jej bezpieczeństwo. Nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś lokalny chojrak poczuje przypływ odwagi, względem domniemanej matkobójczyni. Ludzie byli gwałtowni w dokonywaniu pochopnych samosądów.
A jednak, mała, krótka zaczepka wystarczyła, aby znów przywołać na usta Warren dyskretny, jakże sympatyczny uśmiech.
Również zajmując miejsce przy stole, przesunęła jedną ze szklanek z herbatą, w swoją stronę.
- Gdybyś mi przeszkadzała, nie zaproponowałabym tego - zauważyła, posyłając rozmówczyni uważne spojrzenie. Jakby nie patrzeć, spędziły w swoim towarzystwie już co najmniej kilkanaście godzin i Pria ani trochę nie czuła się tym zmęczona.
- Nic nie szkodzi. Ja też mam kilka rzeczy do zrobienia.
Musiała trochę poszperać w piwnicy, znaleźć wspomniane nagrania zespołu i wyciągnąć kilka szpargałów przydatnych do rejsu. Jej osobista łódź, praktycznie zawsze gotowa była do wypłynięcia. Pozostało jej skompletowanie zapasów i innych podręcznych narzędzi, do użytku osobistego. Zarówno Pria, jak i Joan posiadały obowiązki, którym musiały poświęcić trochę swojego czasu. Nic zaskakującego, wszak z tym wiązała się dorosłość.
Rozumiała również, że każdy potrzebował chwili dla siebie. Sama to praktykowała i nie ogarniała osób (szczególnie par) spędzających ze sobą maksymalną ilość czasu. Gdzie w tym wszystkim moment wytchnienia, pozwalający na zebranie myśli?
- Już go zakłóciłaś… i ani trochę tego nie żałuję - sprostowała, mając na myśli samo pojawienie się Joan w Lorne oraz ich bezpośrednie spotkanie po latach. Od tamtego momentu wydarzyło się naprawdę sporo, co tylko utwierdzało Prię w chęci przedłużenia ich wspólnych chwil. Niekoniecznie takich, w których musiały cały czas ze sobą rozmawiać. Wystarczyła nawet zwykła świadomość przebywania tej drugiej osoby w pobliżu. Chciała zapewnić Joan lepsze warunki, w porównaniu do tych okropności, serwowanych przez uprzedzonych mieszkańców.
- Widzisz? - cieszyła się, że dała radę ją namówić. - To nawet lepiej.
Mała zmiana otoczenia dobrze jej zrobi.
- Mogę wziąć dzisiaj kanapę, jeśli będziesz wolała mieć trochę więcej przestrzeni w łóżku.
Szczególnie, gdy wyczerpana pracą Terrell, zechce pozwolić sobie na pełen komfort wypoczywania. Nie znała jeszcze pewnych nawyków kobiety. Nie wiedziała czy lepiej spało jej się samej czy jednak lubiła świadomość przebywania drugiej osoby, tuż obok, na tym samym materacu. Stopniowo chciała nadrabiać te wszystkie zaległości.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Dała się namówić. Już od razu zamierzała się zgodzić, ale nie chciała wyjść na taką, co wykorzystuje Prie i jej dobroć, bo tak – kobieta była wobec niej wyjątkowo dobra i to trochę krępowało Joan. Nie wiedziała, co miała zrobić. Dotychczas zazwyczaj wszelkie relacje polegały na wzajemności coś za coś. To była transakcja wymienna, w której Joan starała się niczego nie schrzanić, żeby nie stracić pewnych profitów. Tak, zależało jej na tym, bo tylko tak mogła przetrwać, ale wcale się nie usprawiedliwiała. Wodziła ludzi za nos, była tą, z którą mężowie zdradzali swe żony.. wiedziała, że robiła źle, ale w tamtym czasie czuła, że nie miła innego wyjścia.
- W porządku, pojadę po rzeczy. – Zgarniając sukienkę z krzesła zamierzała jakoś upchać ją do torebki, a potem zadzwonić po taksówkę. Ku swemu zdziwieniu usłyszała brzęk kluczy. Zmarszczyła brwi i spojrzała na Warren gotową do wyjścia.
Nie sprzeczała się, chociaż miała ochotę powiedzieć, że Pria i tak robi dla niej za dużo. Nie dość, że zaproponowała zostanie u siebie to jeszcze podwiozła ją pod motel i poczekała w samochodzie aż Terrell zgarnie parę drobiazgów. Laptop, ładowarka, ubranie na zmianę i wszystko co potrzebne do podstawowego porannego ogarnięcia się. Spakowała wszystko w szmacianą torbę, zaś laptopa trzymała w specjalnej torbie, w której miała też książkę i słuchawki z mikrofonem potrzebne do pracy. Z całym zestawem wróciła do auta upewniając się, że nikt ich nie widział. To było szemrane miejsce, więc lepiej, żeby nikt nie znał powiązań pomiędzy jedną a drugą osobą. Wtedy obie były bezpieczniejsze.
Po drodze zajechały od jedynej jadłodajni w miasteczku, w której mogły wybrać typowo domowy obiad i odgrzać go sobie u Warren.
Po powrocie Joan powiesiła szmacianą torbę tam, gdzie wcześniej była jej sukienka i od razu przeszła z laptopem do sypialni Prii, której pozwoliła nieco ogarnąć przestrzeń na biurku. Przez cały czas, od kiedy wyszły z domu wymieniały się spojrzeniami, żarcikami albo anegdotkami trzymając się jednak z dala od cięższych tematów. To był czas na luz, którego też potrzebowały zanim drzwi do sypialni zostały zamknięte.
Nim włączyła odpowiedni program zintegrowany z systemem HelpLine przyłapała się na wahaniu. Nie wiedziała, skąd się wzięło. Może to już nie była praca dla niej? Nie. Nie chodziło o pracę. Musiało to być coś innego, czego jeszcze nie wyłapała. Na razie nie chciała ani nie mogła, bo musiała odbębnić chociaż tych parę godzin na linii.
Pierwsza rozmowa potrwała lekko ponad pięćdziesiąt pięć minut. Po każdej takiej dłuższej rozmowie dawała sobie od dwóch do pięciu minut przerwy na toaletę, wypicie wody i rozciągnięcie się. Od zawsze stosowała zasadę aby mieć przy sobie tylko pół szklanki wody. Po resztę zmuszała się, żeby podejść; wstać, rozruszać kości i pobudzić krążenie, nawet skromnym spacerem. W motelu pokój był mały, więc robiła w nim kilka długości, zaś tutaj trochę automatycznie otworzyła drzwi i ruszyła w kierunku kuchni zanim zauważyła Prie. Patrzyła na nią pytająco jednocześnie przyciskając telefon do ucha. Na pewno coś załatwiała.
- Wszystko gra. Nie przeszkadzaj sobie – powiedziała prawie bezgłośnie i wznowiła kroku. Dolała wody do szklanki, wypiła całą i wypełniła szkło do połowy.
Ten czas był nie tylko dla niej, ale także na uporządkowanie myśli i zamknięcie tematu poruszanego przez słuchawkę. Nie mogła pozwolić sobie na długie analizy. Zwariowałaby, gdyby poświęcała tym ludziom więcej niż tylko czas podczas połączenia, bo prawdopodobieństwo, że kiedyś znów na nich trafi było bardzo małe. Nie mogła więc zadręczać się ich problemami. Zrobiła co mogła podczas rozmowy i tyle powinno wystarczyć.
Oparła się o blat w kuchni i dała sobie tę chwilę na uporządkowanie myśli. Nie zamierzała podsłuchiwać, ale na pewno parę słów z rozmowy Warren dotarło do jej uszu.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Potrzebowała kompana do wyprawy. Już jakiś czas temu próbowała znaleźć odpowiedniego kandydata, niestety z marnym skutkiem. W opcję wchodził jeszcze Jarrah, ale on był ostatecznością. Rozchodziło się o mało ryzykowną wyprawę, ale i tak wolała jeszcze wstrzymać się z pełnym angażowaniem bratanka. Dotrzymywanie towarzystwa przy zbieraniu zleceń, to jedno. Sam udział w bezpośrednim przemycie wymagał odpowiedniej znajomości tras żeglugowych, potencjalnego ryzyka oraz doskonałej improwizacji, w razie kłopotów. Jarrah nie miał zbyt dużego doświadczenia. Nie licząc obsługi łodzi, był zielony w sprawach, związanych z przemytem. Nigdy nie musiał tego robić, będąc jeszcze kilka lat temu zbyt młodym do takich akcji. Ostatnio wręcz rwał się do działania, chcąc doświadczyć czegoś więcej, niż monotonnej pracy w wypożyczalni. W jego wieku, Pria siedziała za kratkami, kombinując na różne sposoby, byle jakoś przetrwać kolejne, cztery lata w zamknięciu. Wiedziała, że bratanek miał spore ambicje na zdobywanie doświadczenia, ale wplątywanie go w nielegalne działania, wiązało się ze sporym ryzkiem. Jego ojciec nie miał większych obiekcji, jako, że Warren zawsze odkładała część zarobionych pieniędzy na leczenie Aubree. Wciąż jednak wszyscy myśleli o tym, jak o ostateczności.
Miała jeszcze jednego kandydata na oku, któremu mogła zaufać. Zdecydowała się do niego zadzwonić, kiedy Joan w drugim pokoju zajmowała się nadrabianiem zaległości w związku z pracą na linii.
Przygotowała kilka mocnych argumentów, w tym bardzo hojny podział wynagrodzenia, niestety Dingo wydawał się nieugięty.
- Spróbuj go przekonać - powiedziała do telefonu, krążąc w kółko po salonie. - Albo wiesz co? Jebać go. Nie jesteś jego służącym. Możesz robić, co chcesz.
Kątem oka zauważyła ruch na korytarzu, dostrzegając Terrell. Słysząc od niej zapewnienie, że wszystko jest ok, ponownie skupiła się na rozmowie.
- Jeśli się o tym dowie, nie dam mi spokoju. Wiesz o tym. Słyszałaś co mówił o Mii, jest teraz cholernie przeczulony.
Pieprzony Greg, znów stawał na drodze jej planom.
- W takim razie się nie dowie - zapewniła, nie widząc powodu, dla którego miałaby się chwalić swoją wyprawą. - Nie musisz mu przecież podawać konkretnego powodu nieobecności. Ma całą szajkę dookoła siebie.
W razie, gdyby potrzebował wsparcia, nie musiał przecież od razu wzywać Dingo.
- Nie wiem, Val. Muszę to przemyśleć. Dwa dni na przygotowanie to i tak mało. Będę wzbudzał podejrzenia.
To żadna wymówka.
- Nie mogę niczego obiecać. Przykro mi.
Dingo zakończył połączenie, powodując u Warren mocne zagryzienie zębów. Oderwała telefon od ucha, od razu wsuwając go do tylnej kieszeni spodni.
Kurwa.
Przesunęła dłonią po twarzy, kierując swoje kroki do kuchni.
- Przerwa? - zapytała Joan, podchodząc do lodówki. Miała ochotę na odrobinę alkoholu. Niekoniecznie na całą flaszkę; butelka piwa powinna ją przynajmniej trochę ugłaskać po nerwowej rozmowie.
Wyciągnęła schłodzoną butelkę na blat, zerkając na Terrell.
- Masz ochotę?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Po każdej rozmowie daję sobie chwilę na oddech – wyjaśniła obserwując poczynania Prii. Chłód z lodówki poczuła nawet z odległości metra, ale nie na tym skupiła swoją uwagę. Bacznie przyglądała się kobiecie, jej ruchom i twarzy. Każdy głupiec zauważyłby, że była nieco podenerwowana. Coś musiało pójść nie tak, co jak sądziła przed wyprawami zdarzało się dość często. Jak nie zepsuta łódź to telefon wpadnie do klopa, co też zniszczy humor na kolejne dni.
Zerknęła na butelkę i pokiwała głową na boki.
- Dziękuję, ale podczas rozmów muszę mieć trzeźwy umysł. – Jeden łyk niczego by nie zmienił, ale nie chciała mieć na sumieniu jakiejś osoby tylko dlatego, bo po spróbowaniu piwa zachęciła się na całe albo nawet dwa. Musiała zachować rozsądek. Nawet jeśli nie ponosiła odpowiedzialności za osoby dzwoniące do niej, to nie chciała ich zawieźć ani sprawić, żeby poczuli się niezrozumiali albo olani.
- Kto cię tak zdenerwował? – zapytała łagodnie i podeszła do Warren. Ułożyła rękę na jej ramieniu i szybko przesunęła w stronę pleców, po których powiodła dłonią góra-dół. Spokojnie, trochę lakonicznie, ale z pełną troską, którą dało się wyczuć w głosie. Już tak miała. Ten głos, którego używała podczas rozmów z podopiecznymi nie był tylko wypracowanym działaniem. Podobno miała tak od zawsze, co słyszała od paru osób, co jedynie podniosło poziom jej pracy.
- Chodzi o twoją wyprawę? – zapytała mogąc zadać jeszcze więcej pytań, ale nie chciała przekraczać swych kompetencji w tej relacji ani wchodzić z butami tam, gdzie mogła nie być mile widziana. Musiała najpierw wybadać ten grunt niż od razu wskakiwać do niego, bo mogło się okazać, że wpadnie w ruchome piaski. – Wiesz, że nie musisz mi wszystkiego mówić. – Ani razu nie zapytała, co Warren tym razem będzie przemycać. Tak było lepiej, nawet jeśli to ją ciekawiło. – Ale może poczujesz się lepiej, jak wyrzucisz z siebie parę spraw? - Tego co ją denerwowało i z czym teraz miała problem. Jak wielki on był i co się stanie, jeżeli go nie rozwiąże. Jakie będą konsekwencje poszczególnych decyzji i czy Pria w ogóle chciała je podejmować.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Racja… - mruknęła pod nosem, podziwiając profesjonalizm Joan. Poważnie podchodziła do swojej pracy i nie ma się co dziwić, ludzie potrzebowali kogoś, kto wysłucha ich w trzeźwy sposób. Podobnie Pria podchodziła do swoich zajęć, acz zdarzało jej się wypić jedną butelkę piwa dla lepszego odprężenia. O ile nie wyczuwała nadchodzącego, ewentualnego zagrożenia. W fachu przemytniczym najlepiej stronić od nadmiary procentów. Zbyt wyluzowany, otumaniony człowiek stanowił o wiele łatwiejszy cel dla konkurencji, albo służby celnej (oraz granicznej).
Tuż po wypiciu pierwszego, chłodnego łyka, poczuła na ramieniu dotyk. Oparłszy dłonie na krawędzi blatu, przymknęła na krótką chwilę oczy, stopniowo rozluźniając napięte mięśnie. Ani trochę nie dziwiła się specjalizacji Terrell. Jej głos potrafił skutecznie stłumić kłębiące się w środku podenerwowanie.
- Rozmawiałam z Dingo - odezwała się, ugłaskana gestami oraz chłodnym smakiem piwa. - Chciałam, żeby popłynął ze mną po towar, ale boi się Grega.
Naprawdę nie rozumiała tego faceta. Dingo był o wiele lepszym człowiekiem od pieprzonego Grega, a mimo to wciąż mu się podlizywał. Znała sposób na pozbywanie się palantów, ale w pojedynkę niewiele wskóra. Musiałaby doprowadzić do chaosu w szeregach Grega, a do tego potrzebowałaby konkretnego planu, albo poparcia ze strony przynajmniej połowy zbieraniny.
- Muszę na szybko znaleźć kogoś zaufanego, zanim Jarrah zgłosi swoją kandydaturę.
To miłe, że chłopak tak pchał się do pomocy swojej cioci. Jeśli rzeczywiście nie będzie miała wyjścia, zabierze ze sobą bratanka. Jemu mogła zaufać w stu procentach, czego nie mogłaby powiedzieć o pierwszym, lepszym przemytniku wyhaczonym w okolicach Lorne.
- Kilka dni temu rozmawiałam z koleżanką po fachu. Wspomniała o ewentualnym załatwieniu drugiej osoby do wyprawy, ale sama nie wiem czy chcę brać kogoś, z kim jeszcze nie współpracowałam.
Wcześniejsi wspólnicy zawsze pochodzili z rekomendacji tych wcześniejszych, albo znali Warren jeszcze przed połączeniem sił. Teraz, gdy myślała o wzięciu kogoś w ciemno, nachodziły ją obawy. Po tym, co Greg odwalił w Shadow, mogła się nawet spodziewać jakiegoś podstawionego knypka, sabotującego jej wprawę po towar.
- Dużo się pozmieniało, kiedy uciekałam z Ukrainy - podsumowała, biorąc jeszcze jeden, porządny łyk schłodzonego piwa. Gdyby tylko przewidziała tak duży poślizg, w związku z dostarczaniem towaru na wschód Europy, bardziej przygotowałaby się na wszelkie zmiany. Być może nawet przekonałaby kuzynów do trzymania ręki na pulsie, aby Greg nie zbudował sobie stabilniejszej pozycji. Cóż, stało się inaczej i teraz musiała odpowiednio zaimprowizować w tej nieco innej rzeczywistości.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Kiedy znikamy czas niestety nie staje w miejscu – stwierdziła cicho i zabrała dłoń uznając, że spełniła swoje pierwsze zadanie. Teraz, skoro już zaczęły, porozmawia z Warren. Nie powie jej co ma robić ani nie sprzeda żadnych dobrych odpowiedzi, ale mogła zadawać pytania, które być może nakierują Prie na podjęcie jej zdaniem lepszej decyzji.
- Dziwi mnie, że Diego boi się Grega. Nie znam faceta, ale widziałam co zrobił i jak dla mnie Greg jest bardzo niepewny swej pozycji. – Mogło wydawać się inaczej. Facet wyglądał na pewnego siebie świra, który trzymał wszystkich pod butem, ale to tylko pozory. Przynajmniej zdaniem Joan. – Boi się dlatego sięga po dziecinne metody, jak ta z szklanką. – Zrobiła krótką pauzę patrząc na zabandażowaną dłoń Warren. – W takich chwilach ludzie myślą, że jest świrem, więc na pewno zrobi coś gorszego, ale jak dla mnie.. ktoś, kto jest pewny swej pozycji nie musi bawić się w głupie zaczepki, bo tak, to była głupia zaczepka. Jak na placu zabaw. Zniszczyłaś mi plastikowego robota, więc ja oderwę głowę twojej lalce. – To była drobna sprawa i gdyby Greg był pewny swej siły, to nie musiałby robić takich głupot. Wystarczyłoby jego spojrzenie, stanowcze słowo albo groźba nieokalana głupią szklanką sprzed X czasu. – Nie mówiąc już o tym, że jest cholerną damulką, która długo trzyma urazę za byle gówno. – To kobiety dominowały w tych sprawach. Jak to napisała Virginia Andrew
„Nawet piekło nie zna gniewu urażonej kobiety”, bo wiedziała, że ów płeć miała tendencję do zagryzania zębów. Do tego aby zbierać swój gniew i wykorzystać go w najlepszym momencie a wtedy były nie do pokonania. – Przecież nie zabiłaś mu rodziny, prawda? – zapytała tak, jakby miała wątpliwości, ale dobrze wiedziała, że Warren nie byłaby do tego zdolna. Nie narzucała też swego zdania. Jedynie dzieliła się przemyśleniami pewna, że gdyby ktoś odebrał Gregowi dostęp do towarów, to ten nie umiałby utrzymać swej pozycji, bo sam się bał. Być może wspomniana w Shadow Mia była rozwiązaniem. Niszcząc jego dochody pociągnie na dno również Grega i jego pozycję, na której jakimś cudem się znalazł.
- Wracając jednak do twojej sprawy. – To nie tak, że bardzo mocno chciała rozmawiać o Gregu. Był dla niej obojętny, ale zarazem należał do życia Prii, którą uwierała jego obecność, więc w każdej chwili mogły o tym podyskutować. – Musisz zapytać samą siebie, co będzie gorsze. Współpraca z kimś, kogo nie znasz czy wzięcie ze sobą Jarrah? A może jest jakaś inna opcja, którą z jakiegoś powodu wykluczasz? – Niech przemyśli, ile wad wiązało się z jednym i drugim. Co takiego może się stać, jeśli nieznajomy okaże się chujem? Albo co jeśli Jarrah zachłyśnie się adrenaliną związaną z ów robotą? – Nie robisz tego pierwszy raz. Nie jesteś w tym zielona. Znasz się na rzeczy. Musisz tylko sobie zaufać. – Co być może podważała z powodu dwóch ważnych dla niej osób, przez które została zdradzona. - Podobno jak czegoś mocno szukamy, to tego nie znajdujemy, więc może.. na moment oderwij od tego myśli? Zajmij się czym innym. - Na godzinę albo dwie. Na pewno miała mnóstwo innych rzeczy do ogarnięcia przed wyprawą.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Schlebiało jej, to, jak bardzo Joan zaangażowała się w rozmowę, przedłużającą przerwę. Pracowała, a jednak znalazła w wszystkim czas na wypowiedzenie kilku zdań w temacie, który bezpośrednio jej nie dotyczył. Nie zmieniła się aż tak bardzo, od czasów więzienia.
- To prawda - skomentowała z uśmiechem, słysząc porównanie Grega do typowej damulki. - Greg nie stoi jednak na szczycie tej pojebanej piramidy przestępczej. Jest pionkiem. Dingo pewnie boi się tego, kto sprawuje kontrolę nad Gregiem. Jeśli jemu coś się nie spodoba, będzie miał na karku kogoś więcej, niż obrażoną damulkę.
Przejecie wpływów w Shadow przypominałoby odbicie zamku jakiemuś małemu książątku, pod nieobecność króla i wojska. Największym wyzwaniem było utrzymanie fortecy, po powrocie ojca. To jeden z powodów, dla których Pria nie rwała się do przejmowania sterów w zorganizowanych szajkach. Nie robiła tego w więzieniu i teraz również niczego nie próbowała. Chyba, że koniec końców będzie do tego zmuszona.
Posłała Terrell uważne spojrzenie, przy pytaniu o zabójstwo rodziny. W życiu nie dopuściła się morderstwa, o czym kobieta z pewnością wiedziała.
- Dogłębnie zraniłam jego ego - i przy okazji podważyła rzekomy autorytety, wśród reszty wyrzutków. - Wydaje mi się, że ceni je nawet bardziej, niż własną rodzinę.
O ile jakąś ma. Nie zbierała zbyt dokładnych danych o parszywcu. Nie zamierzała go straszyć, albo torturować. Wystarczyło tylko odebrać mu wiarygodność i siłę przebicia, a sam leciał na dno. Facet miał charyzmę gołębia miejskiego i urok blobfisha. Mieszanka wybuchowa, jak radziecki niewypał.
Pociągnęła jeszcze dwa duże łyki mocnego piwa, zastanawiając się nad słowami Joan. Chciała wierzyć w to, że miała jeszcze czas do namysłu. Lada moment miała wypływać i bez zaufanej osoby, szanse na powodzenie drastycznie spadały. Jeśli ktoś niepowołany dowiedziałby się, że wyrusza w pojedynkę, zbyt wiele rzeczy by się skomplikowało.
W podejmowaniu decyzji starała się kierować logiką oraz własnym instynktem. Problem w tym, że dawno nie tkwiła w tak głębokim dylemacie.
- Z tobą odrywanie się od myśli przyszłoby mi z łatwością - mruknęła z tą flirciarską naleciałością, kątem oka zerkając na Terrell, przy kolejnym łyku alkoholu. Nie miała w planach jej prowokować, po prostu żartowała, rozluźniając przy okazji napięcie.
Machnęła ręką na znak, żeby Joan nie brała jej sugestii zbyt poważnie. Miała pracę, przy której nie powinna jej rozpraszać.
- Może po drugim piwie mnie olśni - uznała, odsuwając dłonie od blatu. - Będę w piwnicy, gdybyś czegoś potrzebowała.
Zgarnie kilka przydatnych do wyprawy szpargałów i przy okazji nieco wyciszy umysł. To całkiem niezły plan.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie czuła się zmuszona do interakcji. Sama chciała rozwinąć temat, podzielić się jak wszystko widzi i pozostawić Prie z nowymi przemyśleniami. Uznała, że przedyskutowanie, nawet chwilowe, pomoże jej nieco odciążyć się od własnych myśli. Niestety Terrell nie powie jej, co powinna zrobić, ale chociaż tak mogła wesprzeć kobietę, w której pracę nie zamierzała ingerować. Jednak kwestię Grega pozostawiała otwartą, bo nawet jeśli ten kutafon miał nad sobą kogoś jeszcze, to pozbycie go stołka mogło wiele zmienić w miasteczku oraz w Shadow. Na pewno ułatwiłoby to pracę Prii, która nie miała dobrych kontaktów z Gregiem.
- Tobie tylko jedno w głowie. – Pokiwała głową z udawaną dezaprobatą. – Może zamiast zaczepiać flirciarskimi tekstami, to zaproś mnie na randkę? – zasugerowała unosząc jedną brew do góry. Nie oczekiwała odpowiedzi od razu. Właściwie to nawet nie było pytanie a jedynie propozycja równie zaczepna co słowa Warren, którą bezczelnie klepnęła w pośladek. – Mam nadzieję, że nie trzymasz tam swojej ex dziewczyny. – Puściła do niej oczko swobodnie zmierzając do sypialni, której drzwi zamknęła za sobą.
Przystanęła zastanawiając się nad swoimi słowami. Czy powinna prowokować Warren, żeby poszły na randkę? Niby tylko sobie żartowały, a jednak nie stroniły od bliskości dalece przekraczającej granice przyjaźni. Robiły to już w więzieniu ograniczając się jednak do gestów i spania na łyżeczkę lub w innych bliskich pozycjach. W tamtym czasie Joan nie myślała o romansach, acz nigdy nie powiedziałaby, że przebywanie z Warren nie było przyjemne. Było. Gdyby tylko wtedy potrafiła się określić, być może pozwoliłaby na coś więcej, chociaż w więziennych warunkach przysporzyłoby im to tylko więcej problemów.
Powinna zająć się pracą.
Upiła łyk wody i usiadła przy biurku. Założyła słuchawki zauważając dwa oczekujące połączenia. Wybrała pierwsze, które potrwało zaledwie pół godziny. Nie był to ktoś wymagający. Ot, starsza osoba, która chciała z kimś pogadać. Czasami i tak bywało. Lepsze to niż natręty sądzące, że to sex telefon pod przykrywką.
Znów zrobiła przerwę. Skorzystała z łazienki, dopiła wodę, nalała nowej i na moment zajrzała do piwnicy upewniając się, że z Prią było w porządku i czy już nie wychlała tych dwóch piw. Po krótkiej kontroli, głównie z powodu stresu związanego z wyprawą, powróciła do pracy. Tym razem trafił jej się trudny przypadek potrzebujący jej pełnej uwagi oraz czasu.
Kiedy zaczynała pracę w HelpLine nieraz miała ochotę przekazać rozmówcom swój numer. Całe szczęście powstrzymywała się przed tym błędem. Koleżanki po fachu zapewniały, że to jedynie ją pogrąży lub zafunduje stalkera, którego nie potrzebowała. Miały rację, lecz czasem ciężko było zakończyć rozmowę z wiedzą, że to jeszcze nie był koniec. Że problemy tej osoby nie zniknęły w magiczny sposób.
Pierwszy raz od dawna musiała powstrzymać się od podania swego numeru. Nie chciała zostawiać dziewczyny samej, ale takie były zasady tej pracy. Bardzo rozsądne zasady, bo co by było, gdyby ktoś taki zaczął do niej wydzwaniać dzień i noc? Za mało miała swoich problemów?
Po ponad dwóch godzinach zdjęła słuchawki i odchyliła głowę do tyłu czując zmęczenie ciągłym skupieniem na rozmówcy po drugiej stronie słuchawki. Jak zwykle i tym razem zamierzała wstać uzupełniając wodę w szklance dodatkowo również zaparzając sobie kawę. Rytuał się nie zmieniał. Niektóre schematy były potrzebne aby utrzymać się przy zdrowych zmysłach.

Val Warren
ODPOWIEDZ