Importer samochodów — Venice-Cars - jdg
41 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie palimy. Domek ma drewnianą konstrukcję, jak przesiąknie dymem, to zapach już nigdy z niego nie wyjdzie. A jeśli trafią na strażników którym będzie to przeszkadzać i straż parkowa wymówi użytkowanie, to pustostan błyskawicznie popadnie w ruinę.
Okay, deal. Dwoje umiarkowanych mistrzów kuchni i utrudniony dostęp do świeżych produktów... Ciekawe, jak szybko znudzi im się jedzenie z puszek, konserw i półproduktów. Albo ile przytyją, jeśli pobyt się przedłuży. Istniała jeszcze jakaś szansa, że w końcu nauczą się gotować. O stołowaniu się "na mieście" nie było szansy - dobre pół godziny jazdy w jedną stronę.

I jemu lekko ulżyło, gdy dojechali na miejsce. Kręgosłup nie dawał się oszukać - parę godzin w jednej pozycji to nic przyjemnego. Zastane nogi i sztywne lędźwie - do opanowania w parę minut ruchu. Albo do "wyleżenia" przez noc, chociaż to złudne - kilkanaście takich "wyleżanych" przeciążeń mogło zaowocować kontuzją albo zapaleniem mięśnia. Możemy się przejść. Chociaż miasteczko wygląda, jakby w ciągu 20 minut dało się je przejść wzdłuż i wszerz. Właściwie pomyśleli o tym samym. Odrobina ruchu na pewno im nie zaszkodzi po tych kilku godzinach jazdy. Wielkie puste przestrzenie i nieoświetlone drogi w nocy były jeszcze bardziej zdradzieckie po zmroku, więc starali się poruszać za dnia.
Tym razem recepcja nie miała uwag, nawet niewerbalnych co do różnicy wieku. Nie padło nawet kurtuazyjne pytanie o cel wizyty. Widocznie telewizja okazała się na tyle interesująca, żeby nie poświęcać uwagi przybyszom. Na parkingu oprócz nich stały jeszcze trzy inne samochody. Kirk zastanawiał się, czy należą do obsługi, czy gości. Jedna tablica rejestracyjna wskazywała na przyjezdnego, jedna na lokalsa a jednej nie potrafił zidentyfikować. W sumie dziwnie byłoby dojeżdżać autem w obrębie miasteczka które dało się obejść w godzinę. W końcu to nie Stany Zjednoczone i chodniki są normą... No ale kto wie.

Ta... powiedział do niej, jednocześnie podnosząc rękę aby spróbować ściągnąć na siebie uwagę obsługi. i rozszerzyć zamówienie Nie podziałało. Widocznie był to lokal tego typu, gdzie trzeba osobiście pofatygować się do lady. Nie był to dramat, chociaż rzecz coraz rzadziej spotykana. Wybór nie był przesadnie imponujący. Dwa rodzaje lokalnego wina - jedno białe, drugie czerwone. Żadne nie pasujące do makaronu, o czym wiedział dzięki podróżom do Włoch. Każde z nich w dowolnym sklepie kosztowało maksymalnie 15 dolców. Do tego jeden rodzaj piwa. Wybór nie był więc wielki. Postawił na białe wino. Gdy wrócił na swoje miejsce przeciągnął się lekko. Nie był strasznie zmęczony. Raczej znużony i "zastany". Posiłek też był raczej średni, jednak nie odstawał szczególnie od tego, co serwowano w przydrożnych barach. Liczył na to, że nie skończy się to żadnymi rewelacjami żołądkowymi lub jelitowymi. To skutecznie unieruchomiłoby ich na cały dzień. Pod tym względem sieciówki w rodzaju McDonalds zawsze wydawały mu się bezpieczniejszą opcją.
To co - na chwilę do pokoju a potem się zbieramy na spacer? Zapytał po skończonym posiłku. Zerknął w stronę okna. Dość szybko robiło się ciemno, no ale okolica nie była zanieczyszczona światłami dużych miast czy kompleksów przemysłowych. Zapytany o to Kirk powiedziałby, że miasteczko liczyło sobie najwyżej ośmiuset mieszkańców. I było w nim coś dziwnego.

Megan Miller
born to lose live to win
towarzyska meduza
Kirk
uczennica — lorne bay
18 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała do Lorne na tydzień, została nieco dłużej
Zabrzmiało poważniej niż dym wgryzający się w zasłony, więc bez dyskusji i bezapelacyjnie – zakaz palenia.
– I właśnie na tyle mamy dziś siłę – zaświergotała wesoło. Wszystko układało się w świetną całość i wyglądało na to, że plan dnia zostanie zrealizowany w 100%. Chociaż, albo aż tyle jak na otoczkę podróży. – Kocham cię – oblizała górną wargę przyciągając do siebie kieliszek. – Żartowałam – dodała szybko orientując się co właśnie powiedziała. W jej środowisku był to dość powszechny sposób wyrażania uznania i wdzięczności, przez co zwrot tracił mocno na powadze. Po skończonym posiłku i przechyleniu kieliszka na dwa razy, poprawiła się na krześle. – Jak jestem głodna, to wszystko mi smakuje – to trochę jak z zaglądaniem do lodówki i obniżaniem standardów. Początkowo stwierdzamy, że nie ma nic do jedzenia, a za drugim, czy nawet trzecim podejściem zmieniamy jednak zdanie. Podobnie było tutaj. – Jasne, idziemy – otarła usta jednorazową chusteczką, którą zostawiła na brzegu talerza. Już będąc na schodach odczuła bardzo przyjemne ciepło, które ogarnęło ciało. Efekt wypitego gwałtownie alkoholu. To w połączeniu ze zmęczeniem, przyjemnie rozkołysało umysł. – Dziwny ten hotel. Jakiś taki… sama nie wiem. Nie podoba mi się – wyraziła bez potrzeby własną opinię. Rzecz w tym, że nikt nie pytał jej o zdanie a wycieczka nie polegała na wyszukiwaniu najlepszych i najbardziej komfortowych miejsc do noclegu. A podobnych do tej, bezpłciowej sypialni, nie wyróżniającej się zupełnie niczym, było mnóstwo. I to niestety atut.
– Kirk, idziemy na spacer – zasłoniwszy otwartą dłonią usta, ziewnęła przeciągłe. Ten jeden niewinny kieliszek właśnie zaczął nakłaniać do natychmiastowego odpoczynku. – Za pięć minut – dodała przegrywając walkę z grawitacją. Nie było najmniejszego sensu stawiać oporu. Przecież poleży kilka minut i wstanie jak nowa. – Ciekawe czy materace są miękkie i wygodne – rozpoczęcie ścigania butów było jednoznaczne z tym, że zaraz to sprawdzi. – Twój kręgosłup też na to zasłużył. Chodź – przywołała mężczyznę ruchem dłoni, a gdy ten dołączył, wtuliła policzek w poduszkę. – Pięć minutek – powtórzyła jeszcze raz zamykając oczy.


Głośne szuranie w okolicy drzwi sprawiło, że Meg poruszyła się niespokojnie. Przekonana, że ledwo co padła na materac, otworzyła oczy. Za oknem było już całkowicie ciemno. Z resztą w pokoju też. – Kirk – po omacku odnalazła ramię mężczyzny i potrząsnęła nim ostrożnie. – Kirk, wstawaj! Słyszałeś to? Coś skrobie w korytarzu. Sprawdź – podciągnęła nogi do siebie będąc w lekkim szoku. Przecież miała poleżeć chwilkę, iść na spacer, umyć się i powędrować do łóżka. Tymczasem przeleżała w ciuchach cholera wie ile. – A jak to mysz? Albo szczur? – szeptała przerażona mając łóżko za oazę i miejsce absolutnie niedostępne dla żadnego gryzonia. O ile ten hałas to wina głodnego futrzaka a nie c czegoś zupełnie innego.



Kirk Smythie
towarzyska meduza
Megan Miller
Importer samochodów — Venice-Cars - jdg
41 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Doskonale wiedział, że ten zwrot znacznie osłabł z czasem. Może i zaczęło się od reklamy McDonalds, które przez lata promowało się hasłem "im lovin it". Z resztą, nie tylko oni. Coraz więcej firm zachęcało do kochania ich produktów, kochania promocji, wyprzedaży, świąt. No i całą magię szlag trafił.

Fakt, sypiałem w lepszych. Nie zatrzymałby się tu na wakacje, ale żeby się przespać - wydawało się przyzwoicie. Co prawda od lat nie było tu remontu, ale jednocześnie było czysto.
Przynajmniej okolica hotelu wydawała się zupełnie normalna. No, może lekko bezludna, ale kto spodziewałby się tłumów, spacerowiczów albo bóg raczy wiedzieć kogo. Mieli już zbierać się do drogi, gdy Meg zaproponowała, żeby chociaż na chwilkę dali odpocząć zmęczonym plecom. Nie będę się opierał. Bo i jemu przyda się taki relaks. Nie wiedział jeszcze, jak bardzo głęboki relaks. Dziewczyna przytuliła się i po chwili zapadli w dość niespodziewany, mocny sen.

Drapanie nie ustawało. Początkowo Kirk je ignorował. W końcu żyjąc na australijskiej prowincji widział (i słyszał) wiele zwierząt. Na wezwanie dziewczyny podniósł się na łóżku. Nie orientował się, czy spali kwadrans, czy dwie godziny. Wokół panowała zupełna cisza. Wyłączając to cholerne drapanie. Mężczyzna wstał i podszedł do drzwi. Przypuszczał, że zaraz po ich otwarciu cokolwiek hałasuje - ucieknie. Chwycił za klamkę, jednak ta nie poruszyła się ani o milimetr. Odsuwając od niej rękę niemal machinalnie pokierował ją wzdłuż prawego uda do kabury, z którą się nie rozstawał. Klamka się zacięła. Powiedział, uspokajając zarówno ją jak i siebie. Cofnął dłoń z kierunku "na broń". Przysunął głowę do staromodnej dziurki od klucza. Albo jakiś śmieszek powiesił jakąś czerwoną szmatę na klamce. Nic nie widać. Poza tym, że paliło się światło - przebijało spod drzwi. Kolejny raz nacisnął na klamkę. Tym razem puściła bez cienia oporu. Na korytarzu paliło się światło. Wprawne oko mogło jednak dostrzec, że na klamce po zewnętrznej stronie niczego nie było. W dodatku była całkowicie zimna, więc nie było szans, żeby przed kilkoma sekundami ktoś mocno ją trzymał.

Megan Miller
born to lose live to win
towarzyska meduza
Kirk
uczennica — lorne bay
18 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała do Lorne na tydzień, została nieco dłużej

Na szczęście wystarczył moment, żeby Kirk dołączył do niej. Nad wyraz szybko wstał na równo nogi podchodząc trzeźwo do drzwi. Jedyne co zaniepokoiło Meg to to, że nie zapalił światła. W momencie gdy zniknął w wąskim korytarzyku, ona sięgnęła na lampki nocnej stojącej przewidywalnie na nocnej szafce. Żółto ciepły blask otulił niewielki pokój przeganiając niechciany mrok. – Jak to się zacięła. Niemożliwe – chyba, bo w sumie czemu nie? Pokój, korytarze, a nawet sam budynek nie należał do najnowszych więc nic dziwnego, że taka usterka miała miejsce akurat w ich drzwiach. Złośliwość rzeczy martwych chciałoby się rzec. – Jak wyjdziemy? – zapytała nasuwając na stopy adidasy, które pierwotnie porzuciła tuż przy nogach łóżka. – Bardzo zabawne – przełknęła nerwowo ślinę kierując kroki w stronę mężczyzny. – Naprawiłeś? – nim dotarła do wyjścia, drzwi były już uchylone. – Nie idź nigdzie beze mnie. Muszę siku – zniknęła na chwilę w łazience. Rwąc trzy długie taśmy z papieru, ułożyła na toalecie coś na wzór gniazdka. Nigdy w miejscach takich jak to, nie siadała na desce czując obrzydzenie. Chwila skupienia i w małym pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny dźwięk. Blondynka z racji braku lepszego zajęcia, rozejrzała się po łazience, a jej uwagę przykuło lustro. Właściwie to jego ramka, która wydawała się niekompletna. Po skończonej czynności, podciągnęła spodnie, spuściła wodę i stanęła przy umywalce aby opłukać ręce. Bez konkretnego powodu dotknęła starodawnej obwoluty wykonanej z płytek w stylu małych dekorów i jakie było jej zdziwienie, gdy okazało się, że jedna z nich jest mówiąc delikatnie „słabo zamontowana”. Używając paznokci wysunęła kafelek odsłaniając tym samym widok na… zupełną pustkę, mrok, sąsiedni pokój? Instynktownie odwróciła się dochodząc do wniosku, że ów ubytek umiejscowiony jest na wprost wanny.
– Ktoś chciał nas podglądać – wyskoczyła z łazienki jak poparzona. – Obok lustra jest płytka, którą można przesunąć albo wyjąc. Taki kwadrat. Kwadracik – zobrazowała palcami wielkość dekoru. – Musimy to zgłosić na recepcji. Niech dadzą nam inny pokój – objęła się ramionami będąc już na korytarzu. – Chodź. Ja tego tak nie zostawię – rozzłoszczona i zmotywowana czekała aż Kirk zamknie drzwi do tego pożal się boże pokoju.



Kirk Smythie
towarzyska meduza
Megan Miller
Importer samochodów — Venice-Cars - jdg
41 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czasem nie warto pytać o coś faceta który jest skupiony. Albo wkurwiony. Jeśli panuje nad swoimi nerwami w danej sytuacji - będzie milczał. Jeśli nie - może być to początek srogiej awantury. Na pytania o to jak wyjdą, Kirk milczał. Pewnie oknem. Wysoko nie było, mógł wyskoczyć a dziewczynę zdjąć z parapetu wysokiego parteru. Ta. Jego ten "żart" też niezmiernie rozbawił. Nie było to nic szkodliwego, ani utrudniającego życie, ale bez wątpienia - zostało przeprowadzone skutecznie. Nie, klamka sama ustąpiła. Co gdyby nie owa czerwona przesłona zrzuciłby na karb zwyczajnego zacięcia. No przecież to się zdarza. Raz już zwyczajne zacięcie uratowało mu życie. No, może w wypadku tamtego pistoletu chodziło raczej o kiepską jakość. Spoko, idź. Powiedział, opierając się plecami o ścianę vis a vis drzwi. Nieśmieszne - rzucił pod nosem sam do siebie. Ale może ktoś wziął ze sobą dzieciaka do pracy i ten się nudził. Tylko to skrobanie było dziwne. Albo szuranie?
Może otwór inspekcyjny. Powiedział uspokajająco. Ale i tak poszedł sprawdzić. Która? Zapytał dziewczynę wiszącą mu przez ramię. Żadna płytka nie wyglądała na ruchomą, co w sumie potwierdzało jej tezę - otwory inspekcyjne projektowano raczej jako łatwo dostępne zaś ich maskownica musiała być przede wszystkim łatwo dostępna. Nie poczekał na odpowiedź, gdy znów usłyszał szuranie, potem dźwięk otwieranych gwałtownie drzwi i klamki uderzającej o ścianę.
Praktycznie machinalnie obrócił się w stronę drzwi, dobywając broń. Tym samym ruchem odepchnął dziewczynę, żeby nie była widoczna we framudze. W razie wymiany ognia bariera w postaci ściany mogła ocalić jej życie. Okazało się jednak, że świeżo otwarte drzwi są puste. Klamka, odbita od drzwi sprawiła, że zaczęły się powoli zamykać.
Szuranie nie ustawało, jednak teraz miał wrażenie, że wydobywa się ze ściany. Cofnął się dwa kroki, żeby mieć na oku zarówno ścianę, jak i drzwi. Te przymknęły się już całkowicie. Na korytarzu wciąż zapalone było światło. Po wycofaniu się, zauważył, o której płytce mówiła. Zabezpieczył broń i uderzył w płytkę stopką rękojeści pistoletu. Płytka pękła i dosłownie ułamek sekundy później zgasło czerwone światełko, chyba dioda które znajdowało się tuż za nią. Dziwne miejsce, bo jeśli obiektyw był gdzieś w pobliżu, to filmował praktycznie tylko to, kto wchodzi i wychodzi z łazienki - kiepski materiał dla podglądacza. Acz musieli to sprawdzić.

O co do kurwy chodzi?


Megan Miller
born to lose live to win
towarzyska meduza
Kirk
uczennica — lorne bay
18 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała do Lorne na tydzień, została nieco dłużej

Milczała kiedy i on milczał lustrując jednocześnie skupioną, męską twarz poważnym wzrokiem. Było to dokładnie to samo spojrzenie, które ma w sobie nutkę niedowierzania. Bo jak wyjaśnić to, ze ktoś dla żartu zamknął drzwi, po chwili je otworzył i zniknął. Nic tutaj nie było nowe, więc tym większe szanse na zawodność chociażby zamka w drzwiach. Ale biorąc pod uwagę bardziej przyziemne rozwiązania tego niecodziennego przypadku i sytuacji, w której oboje się znaleźli… – Pewnie dzieciaki i głupie żarty – nie tylko im przyszło zatrzymać się w tym hotelu. Pokoi było sporo i niewykluczone, że nocowały w nim również pary z dzieciakami. Nie od dziś wiadomo, że nie ma lepszej formy rozrywki niż psocenie, a skoro nie można psocić w obecności rodziców, można robić to np. na końcu korytarza – dokładnie w miejscu gdzie znajdowały się drzwi Kirka i Meg. – Zgłosimy to w recepcji – powtórzyła zupełnie jakby to miał być złoty środek na całe zło. W tym momencie nic lepszego nie przyszło jej do blond głowy i gdyby to był jedyny problem…
– Co to otwór inspekcyjny – i dlaczego znajduje się w łazience? I to tak pokracznie ukryty… – no ta – wskazała mało elegancko palcem stojąc tuż za Kirkiem. Łazienka należała raczej do tych mniejszych niż większych, więc dwoje to już przysłowiowy tłok. Mimo to wcale nie było jej w głowie wychodzenie i czekanie na rozwój wydarzeń na korytarzu. Po pierwsze chciała dowiedzieć się czym jest wspomniany otwór inspekcyjny, a po drugie była żywo ciekawa co Kirk z nim zrobi.
Skupienie na płytce momentalnie przerodziło się w strach w chwili, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie. Odepchnięta blondynka pisnęła głośno przykładając dłoń do ust. – Co to było?! – głos zaczął się łamać choć do płaczu było jeszcze daleko. – Widziałeś? Tam coś świeciło! – zbita płytka odsłoniła zionące czernią wnętrze, skrytkę? Gdyby tak mieć pod ręką telefon, można by poświecić i sprawdzić co znajduje się w środku. Ale jak już dawno zostało ustalone – telefon był czymś, o czym powinna już dawno zapomnieć. – Chodźmy na dół – piszczała błagalnym tonem podczas gdy mężczyzna przyglądał się niespodziewanej zawartości ściany.
Gdy oboje wyszli już na korytarz, Meg zapukała do kolejnych drzwi. – Może tutaj jest ktoś z bachorami – odpowiedziała jedynie cisza, szarpnęła więc za klamkę. – Zamknięte – rezygnując z dalszego dobijania się, skierowała kroki w stronę schodów. Przez cały czas była bardzo blisko Kirka, czując przy tym trudny do opisania niepokój i strach. Ledwo pokonali kilka schodków… – No nie wierzę – przystanęła w momencie gdy światła zaczęły migać. Po krótkiej chwili zgasły całkowicie. – To się nie dzieje - uwieszona ramienia mężczyzny obróciła gwałtownie głowę słysząc biegającą po ich piętrze istotę. Tempo i lekkość kroków jednoznacznie wskazywały na dziecko.
Coś musnęło jej dłoń.
Głośne piśnięcie połączone ze wzdrygnięciem szarpnęło ciałem młodej kobiety. – To ty? – zapytała łudząc się, że to właśnie Kirk korzysta z sytuacji i robi sobie z niej żarty.



Kirk Smythie
towarzyska meduza
Megan Miller
Importer samochodów — Venice-Cars - jdg
41 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Też tak myślę. Znudzona dzieciarnia była wiarygodnym i prostym wytłumaczeniem. Pewnie gdyby sam był dzieciakiem w miasteczku liczącym dwustu mieszkańców to sam by rozrabiał na różne sposoby. A biorąc pod uwagę, że robiąc psikusy przyjezdnym nie istniało ryzyko konfliktu sąsiedzkiego albo tego, że ktoś przyjdzie na skargę-opcja ta wydawała się całkiem kusząca. I niewinna.
Przecież przyjezdni nie wiedzą, gdzie pójść na skargę, do których rodziców...
Ta. Może to gówniak któregoś z pracowników. Bo przecież chyba nie jest tak, że każdy z ulicy może sobie ot tak wejść na korytarz nie niepokojony przez nikogo. I płatać figle.
Dziura w ścianie. Taka, żeby sprawdzić na przykład szczelność rur, bez rozkuwania ściany. Najogólniej mówiąc. Bo sprawdzać można było też łączenia na kolankach, albo ułatwiać sobie wymianę uszkodzonego odcinka, licznika czy co tam było potrzebne. Ale to raczej nie temat na tę opowieść.
To przestaje być zabawne. Jakby kiedykolwiek było. Teraz czas postraszyć gówniarzy. Skoro ma pozwolenie na broń, to może się z nią pokazać. Oczywiście bez użycia. Nie był psychopatą. Gorzej, jeśli nie byli to gówniarze tylko "pościg" ich dopadł i niczym kot, postanowił pobawić się jeszcze swoją ofiarą przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Idziemy. Bardziej stwierdził, niż zarządził. Dziewczyna i tak raczej nie stawiałaby oporu. Ona też miała wolę jak najszybszego wyjaśnienia i zamknięcia tej coraz głupszej sprawy. Po korytarzu szli znacznie szybciej, niż wskazywałaby na to chęć zwyczajnego, spokojnego spaceru. Staromodne, jarzeniowe lampy przywodziły na myśl okolice 2000 roku. Ich bzyczenie wzmagało się, aż zaczęły migać a po kilku sekundach zgasły całkowicie. Kirk przywarł ramieniem do ściany i zatrzymał się dosłownie po trzech krokach. Wiedział, że dziewczyna jest tuż przed nim. Tak jak ona słyszał kroki. Coraz szybsze, ale jednocześnie lekkie. Ewidentnie należące do jednej osoby. Lekkiej i szybkiej osoby więc na pewno nie jednego ze zbirów.
Nie. Odparł krótko, niemalże wiedząc, że ktoś właśnie próbował ją chwycić. Przebiegł obok niego, zostawiając za sobą delikatny, chłodny powiew powietrza i niemal niewyczuwalny zapach konwalii. Kroki ustały. Lekki, czerwony błysk przypominający pointer, skierował się w ich stronę. Wyglądało, na stary celownik laserowy. Meg, na ziemię! Krzyknął do dziewczyny. Sam przyklęknął, żeby obniżyć sylwetkę i oddał dwa strzały. Ogień z krótkiej lufy rewolweru rozjaśnił korytarz na ułamek sekundy. W błysku dało się dostrzec ciemną postać - najpierw dość daleko od nich, po prawej. Po drugim strzale zmniejszyła dystans o połowę jak i znajdowała się po lewej stronie korytarza. Na trzeci strzał Kirk się nie zdecydował - postać minęła ich i pobiegła w stronę recepcji. Światło znów zaburczało, jednak żarnik nie mógł z jakiegoś powodu rozbłysnąć - jakby napięcie było zbyt niskie. Mężczyzna zaczął cofać się w kierunku dziewczyny. Idąc tyłem, praktycznie w kuckach potknął się o coś i niemal przysiadł na ziemi. Czuł obecność Meg, jej ciepły oddech. Dzielić ich mogło najwyżej kilkadziesiąt centymetrów. Ale czuł obecność kogoś jeszcze, tuż za swoimi plecami. W uszach dzwoniło mu od dwóch poprzednich strzałów. Obrócił się przez lewe ramię, wykonując 180 stopni, z bronią gotową do strzału. Wówczas zapaliło się oświetlenie awaryjne. Zielone strzałki z napisem "exit" kierowały ich w stronę recepcji.

Megan Miller
born to lose live to win
towarzyska meduza
Kirk
uczennica — lorne bay
18 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała do Lorne na tydzień, została nieco dłużej

Zaciskając powieki modliła się, chyba pierwszy raz od bardzo dawna, żeby Kirk przyznał się do próby podkręcenia sytuacji i muśnięcia dziewczęcej dłoni.
Zaprzeczył.
Czasu na dalszą dyskusję nie było. Głośny rozkaz nie pozostawił miejsca na wszelką wątpliwość. Blondynka padła na ziemię niczym oddany rozkazowi przełożonego żołnierz. W obawie przed czymś co znajdowało się tuż obok niej, przez strach i niewielki czerwony punkt wycelowany w ich kierunku. Przeciskając ramię do chłodnej ściany słyszała głośny łomot własnego serca i szum krwi w uszach. Odruchowo zakryła je dłońmi obawiając się, że lada chwila padną ogłuszające strzały. Nie pomyliła się. Pierwszy padł stosunkowo szybko. Widać, że Kirk nie próżnował i o ile Meg przycisnęła dłonie do uszu, aby zagłuszyć hałas, tak oczy miała otwarte i to co zobaczyła, wcale nie przypadło jej do gustu. Nie byli sami. To żadne przewidzenie ani omam. Drugi strzał rozjaśnił korytarz, a postać zbliżyła się jeszcze bardziej. Zupełnie jakby drwiła z uzbrojonego mężczyzny. Tego było za wiele. Wciśnięta w kąt między ścianą a podłogą Megan rozpłakała się. I nie było to pochlipywanie obrażonej nastolatki, a paniczny napad szlochu połączony ze spazmatycznymi drgawkami, które szarpały jej ciało. – Kirk – pociągnęła nosem śledząc powrót awaryjnego oświetlenia. Ciągle drżała obejmując własne policzki. – Zabierz mnie stąd. Ucieknijmy – pytanie gdzie? Nikt nie przewidział takiego obrotu spraw więc zarówno bagaże, jak i co ważniejsze kluczyki do auta, pozostały w pokoju. Czyli połowę drogi za nimi. – Boję się, bardzo – przyznała nie wiedząc czy powinna patrzeć za siebie, czy obserwować przód korytarza. Najważniejsze w tej chwili było znalezienie się tuż przy mężczyźnie. Był teraz jedynym realnym tworem w tej pogiętej rzeczywistości.
Ruszyli. Podparta o ścianę, Meg dźwignęła się na równe, choć niepewne nogi. Czuła, że po części uginają się pod nią kolana. Strach skutecznie paraliżował ciało odbierając nad nim pełnie władzy. – Nie ma nikogo. Tak myślałam – chlipnęła kiedy na końcu drogi pojawiła się lada recepcji. Wysoki i ciemny mebel z drewna świecił pustką.
– Przecież powinien ktoś tutaj być – jęknęła próbując wpleść do całej historii jakieś racjonalne wytłumaczenie – mimo wszystko. – Przecież strzelałeś. Ludzie powinni wyjść z pokoi. Albo pracownicy. – recepcję od wyjścia dzieliło zaledwie kilka metrów. Odłączając się od towarzysza, dziewczyna podeszła do dwuskrzydłowych drzwi i zapierając się nogą, szarpnęła za klamki. Po chwili zrobiła to o wiele mocniej. – Zamknięte – spojrzała przez ramię a jej przygnębione spojrzenie mówiło wprost „tak jak myślałam”. – Co teraz? – był starszy i odważniejszy. Liczyła, że znajdzie jakieś rozwiązanie z tej chorej sytuacji. – Kirk – uniosła palec wskazując na mężczyznę, a raczej na to co znajdowało się za nim. W odległości 6, może 8 metrów, stało dziecko. Mała dziewczynka w jasnej sukience. Nieruchoma postać wyglądała jak laleczka. Czyżby właśnie spotkali się twarzą w twarz ze sprawczynią całego zamieszania?!


Kirk Smythie
towarzyska meduza
Megan Miller
Importer samochodów — Venice-Cars - jdg
41 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie było czasu na wyjaśnienia, szukanie racjonalnych przyczyn albo uspakajanie. Jego organizm przełączył się na tryb "walka" i wiedział, że w tej grze walczy o przetrwanie. Działał bardzo instynktownie, a przebłysków inteligencji, empatii i zdrowego rozsądku zostawało mu na tyle, żeby wiedzieć, że nie jest sam i musi starać się o bezpieczeństwo dziewczyny którą powierzono mu w opiekę. Oczywiście w drugiej kolejności. Przecież martwy nikomu nie pomoże.
Wyglądało na to, że zagrożenie zelżało i dostanie się do recepcji oznacza bezpieczeństwo. Okazało się, że było to bardzo złudne. Takowa okazała się pusta. W dodatku drzwi były zamknięte. Szarpanie za klamkę, uderzenie barkiem, kopnięcie - nic nie pomogło i drzwi trzymały jak zaklęte. Obrócił w dłoni rewolwer i uderzył stopką w szybę. Szkło nawet nie zostało zarysowane. Jakby było opancerzone.
Głos dziewczyny odwiódł go od próby przestrzelenia szyby bądź zamka. Obrócił się przez ramię i odruchowo wyciągnął broń w stronę postaci. Nie zastrzeli przecież dziecka. Dziecka?
W sumie ciężko było ocenić kim lub czym była. Sposób poruszania się przywodził mu na myśl kiepskie filmy. Gdy zaczęła przesuwać się jego stronę odruchowo cofnął się, jakby chciał utrzymać dystans. Całkowicie pozbył się dylematów moralnych i nacisnął na spust. Broń nie wypaliła. Nacisnął drugi i trzeci raz - zawiodły trzy naboje z rzędu pomimo, że bęben rewolweru się obracał. Poczuł dotknięcie na prawej łopatce. Okazało się, że doszedł do drzwi. Zrezygnowany oparł się o nie, patrząc na zbliżającą się postać.
Wówczas drzwi samoczynnie puściły, pozwalając się lekko uchylić, jakby znajdowała się za nimi potężna śnieżna zaspa...


Megan Miller
born to lose live to win
towarzyska meduza
Kirk
uczennica — lorne bay
18 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała do Lorne na tydzień, została nieco dłużej

– Nie możesz tego zrobić – zdławiony szept ledwo opuścił usta blondynki, podczas gdy dłoń mężczyzny nawet nie drgnęła celując w stronę dziecka. Bo dla niej właśnie tym była istota znajdująca się niewiarygodnie blisko obojga. Jak i kiedy nadeszła, pozostawało zagadką. Podobnie jak wiele wcześniejszych wydarzeń. Nic nie układało się w całość, a każda kolejna minuta nasuwała więcej pytań niżeli odpowiedzi. Zamknięte drzwi były czymś w rodzaju wisienki na torcie. Zupełnie jakby hotel chciał oznajmić, że oboje znaleźli się w jego martwych i niewidzialnych mackach. Bez szans na ucieczkę i ratunek z zewnątrz. Teraz znaleźli się w potrzasku między kimś lub czymś, a drzwiami przypominającymi obiekt nie do sforsowania. To jakby tkwić w miejscu z pętlą na szyi, gdzie każde nieprzemyślane szarpnięcie pogorszy tylko sprawę. Megan nawet nie drgnęła. Choć ułożenie ciała wskazywało na to, że jest gotowa do ucieczki, nie śmiała zrobić nawet najdrobniejszego ruchu. Zabrakło odwagi do ponownej próby zbicia szyby. Niczym zaszczute zwierze, wpatrywała się w postać przed sobą czyniąc ją w tym momencie wrogiem publicznym numer jeden. To coś wzbudzało lęk. A ten zaś przeplatał się z niepewnością i przeświadczeniem, że to tylko dziecko.
Nie może być groźne. A co jeśli…
Cichy pisk przywołujący na myśl skomlenie psa. Jedynie na taki gest zdobyła się Meg widząc jak broń rozpoczyna strajk w najgorszym z możliwych momentów. I do tego smętny krok istoty chcącej znaleźć się blisko nich. Zbyt blisko.
Cichy trzask ustępującego zamka w drzwiach to najwspanialszy dźwięk jaki tylko mogła sobie wyobrazić. Nie czekając ani chwili dłużej wypchnęła na zewnątrz Kirka sama wypadając z budynku niczym pocisk. Przez pierwsze dziesięć metrów biegła na oślep nie patrząc za siebie. Dopiero gdy odległość wydała się bezpieczna, przystanęła zerkając przez ramię. Wokół panowała noc i przerażająca cisza. Stara lampa nasuwająca na myśl przemysłowy mechanizm, który nijak nie pasuje do miejsca takiego jak to, zalewała część placu żółtym i ciepłym blaskiem. Z okien w hotelu zionęła czerń przez co obiekt wyglądał na opuszczony. Stara jak świat elewacja odchodziła płatami przypominając łuszczącą się skórę gada w okresie linienia. Niby bryła budynku wyglądała jak ta, w której przyszło im się zameldować, ale zewnętrzny stan przywodził na myśl zupełną ruderę.
– Gdzie auto – dopiero teraz dostrzegła, że parking jest całkowicie pusty i prócz resztek kilku kartonów porozrzucanych to tu, to tam, nie ma na nim zupełnie nic.


Kirk Smythie
towarzyska meduza
Megan Miller
Importer samochodów — Venice-Cars - jdg
41 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niesamowite było to, że drzwi ustąpiły, jakby ktoś przestał je trzymać. Skorzystali z okazji i opuścili budynek, potykając się po drodze. Parking okazał się zupełnie pusty. Jakby wszystkie samochody wokół wyparowały. Ponadto cała okolica okazała się przerażająco ciemna - żadnych odległych świateł, żadnego księżyca, żadnych gwiazd. Żółte światło tradycyjnej żarówki oświetlało odpadającą z elewacji farbę. Całość wyglądała jak wyjątkowo ponury pustostan.
Gdzie auto? Jej słowa przebiły się przez granicę świadomości. Ewidentnie mówiła przez sen. Nie skojarzył, że był to jego sen... a może mu się wydawało i to mózg nałożył projekcję na dźwięk wychwycony z otoczenia. Zdarzało się. Ten sen pozostawił jednak dziwny niepokój, którego nie usunęło przebudzenie. Z resztą - Megan też była bardzo niespokojna. Kirk podniósł się na łóżku. Dziwny sen. Przeszło mu przez myśl. Przysnęliśmy. Stwierdził oczywisty fakt, potrząsając głową. Jakby chciał strząsnąć z siebie stres. Rzadko zdarzały mu się koszmary. Czy był to jednak typowy koszmar, czy po prostu surrealistyczny sen - pojęcie względne.
Zbieramy się. Stąd, czy na spacer, nie określił. Głupio byłoby rezygnować z noclegu na podstawie nieudanej drzemki. Bądź racjonalny... mówił sobie.
Miałem jakiś pojebany sen. Powiedział właściwie sam do siebie, przetarł twarz i podniósł się z łóżka. Gdzieś pod ręką leżały miętówki, nie chciało mu się myć zębów po drzemce. Mechanizm obronny organizmu zatrzymywał ślinienie w czasie snu, zapobiegając utonięciu albo zadławieniu się. Jednocześnie namnażanie bakterii pozostawało po staremu... Tak jak w jego śnie, czerwona dioda mignęła przy zamku drzwi. Stawiał, że to czujka alarmowa dawała taką poświatę.
Przy recepcji wisiała tablica z lokalnymi atrakcjami. Gdyby poświęcili jej chwilę, przeczytaliby informację o pobliskim rezerwacie aborygenów i legendzie o demonie z czerwonymi oczami, który objawiał się pod postacią niewysokiego człowieka, najczęściej dziecka.
Australia, mimo swoich nieprzebranych pustkowi, potrafiła zaskakiwać...

Megan Miller
born to lose live to win
towarzyska meduza
Kirk
uczennica — lorne bay
18 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała do Lorne na tydzień, została nieco dłużej

Przerażająco ciemne niebo całkowicie pozbawione gwiazd zaczęło wypluwać z siebie pojedyncze płatki śniegu, które osadzały się zarówno na pozbawionym wyrazu budynku, jak i nagich ramionach głównej bohaterki. Mimo to nie czuła chłodu. To co wypełniało ją od środka było bliższe pustce niż jakiekolwiek inne uczucie. Nagle wszystko zaczęło się kurczyć. A może to ona była gwałtownie wciągana w nicość? Budynek, stara lampka, a nawet Kirk, stawali się coraz mniejsi niknąc w oddali. I wtedy chciała zacząć krzyczeć. Dokładnie w tej samej chwili usłyszała głos.
Tak bardzo realny jakby pochodził z TEGO świata.
– Co? – otwierając oczy zarejestrowała siedzącego na skraju łóżka Kirka i ciemność za oknem. Tą samą, która przywitała ją w tym dziwnym, surrealistycznym świecie. – Gdzie?- ciągle mocno zaspana zrzuciła nogi na podłogę trąc przy tym prawe oko, które zaczęło jak na złość łzawić. - Miałam jakiś dziwny sen. Chyba za dużo naoglądałam się niskobudżetowych horrorów – wyciągając do góry obie ręce, prostując kręgosłup i oczekując tego charakterystycznego dźwięku nastawiania kości, ziewnęła. – Poczekaj – poziom energii przed snem był zdecydowanie wyższy niż teraz. Coś odebrało jej resztki sił. – Jesteś zły? – zadziwiająco szybko odgoniła senny koszmar na rzecz realnie naburmuszonej miny mężczyzny. – Powoli – bez gadania i stawiania oporu (choć nie miała ochoty na nocne spacery) wsunęła nogi w buty i wyszła z spokoju, a chwilę później z hotelu. Otulając się własnymi ramionami stanęła w tym miejscu, w którym już dziś przecież stała. Ale ściany budynku wyglądały inaczej, lepiej. Gdzieniegdzie w pokojach świeciło się światło, a przy parkingu stał szereg latarni dających tak potrzebne światło. Nawet pozostawione na gładkiej tafli parkingu auta były dowodem na to, że tamto zniknęło, odeszło.
– Kirk – wplotła swoją dłoń w jego, rozglądając się. Brakowało śniegu i chłodu. – Tędy – nagła i natrętna chęć opuszczenia parkingu przyspieszyła decyzję o potrzebie odbycia spaceru. Jeden z niewielu chodników prowadzących… gdzieś? Wydawał się tak samo nudną alternatywą jak wszystkie pozostałe. – Dziwne to miejsce. Nie podoba mi się tutaj. Spadamy jutro po śniadaniu, prawda? – i o ile początkowo jej, ich chód był szybki, tak teraz zwolnili mogąc celebrować jedną z niewielu chwil w ostatnim czasie, gdy zamiast gdzieś jechać, idą. – Jak się czujesz? Wydawałeś się zły, tam, w pokoju – kiwając głową przez ramię wyraźnie dała znać, że myśli o hotelu. – Mówiłeś o koszmarze. Pamiętasz go? – zapytała rejestrując szyld sklepu po drugiej stornie ulicy. Prawdopodobnie był to monopolowy. – Masz przy sobie kasę? Myślisz, że kupimy tam lody? Mam ochotę… - zagryzła lekko policzek od środka licząc, że dawka cukru przywróci umysł do utraconej równowagi.

Kirk Smythie
towarzyska meduza
Megan Miller
ODPOWIEDZ