psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Bardziej się ich wstydziłam – stwierdziła na temat swoich piersi. – Były o wiele większe od tych, które posiadały inne dziewczyny. Czułam na sobie wzrok każdego i często się ze mnie nabijano. – Wyśmiewano jej przyduży biust, który przy jej posturze znacznie się wyróżniał. Była niska, drobna i chuda, aż tu nagle – bum! – dwa uciążliwe i niewygodne wielkoludy. – O..tu; miała dodać znów chcąc wskazać na zewnętrzy bok piersi, kiedy nagle Warren stwierdziła że to żart. Głupia Joan tego nie wyłapała. Nie pomyślała też, że miałaby się rozbierać, a jedynie wskazała punkt występowania rozstępów.
Zacisnęła wargi, nadęła się jak rozdymka i klepnęła Prie w ramię w ramach kary za tak bezczelne żarty, które przypomniały Terrell o tym, jak widziały się pod prysznicem. Automatycznie jej policzki zalały się rumieńcem, czego całe szczęście nie musiała tłumaczyć, bo równie dobrze można to zrzucić na samą rozmowę o piersiach i rozstępach.
- Nie mogę przez nie spać na brzuchu. – Oskarżycielsko spojrzała w dół na swoje piersi. – Jak byłam mała bardzo to lubiłam. – Uwielbiała spać na brzuchu. To była jej ukochana pozycja, o ile akurat razem z bratem nie tulili się do siebie w ramach mentalnego wsparcia, uspokojenia i spokojnego snu.
Wbiła nienachalne spojrzenie w Warren słuchając jej opowieści o okresie, papierze toaletowym w majtkach i cioci, która uratowała dziewczynę z opresji. Pomyślała, że to zabawna historia. Na pewno stresująca dla młodej dziewczyny, ale z czasem człowiek mógł to wspominać z uśmiechem.
- Czyli od zawsze byłaś zaradna. – Nie każda dziewczyna wpadłaby na to, żeby wcisnąć w majtki papier toaletowy. Możliwe, że niektóre by panikowały, inne nawet by nie poczuły dopóki krew nie przesiąkłaby przez spodnie a inne po prostu wymieniłyby majtki na nowe z nadzieją, że poprzednie po prostu były wadliwe.
- W szkole widziałam, jak dziewczyny dostawały okresu. Kiedy zapytałam o to matkę, to objaśniła mi wszystko aż do przesady szczegółowo. – Marianne była zbyt dosłowna wykorzystując fakt, że akurat sama miała okres. – Niestety moje dojrzewanie się spóźniało i.. – Westchnęła nie chcąc jednak, żeby to zabrzmiało jak kolejny smutny epizod w jej życiu. – ..pierwszej miesiączki dostałam w poprawczaku. Wtedy też wyrosły mi piersi, więc miałam ochotę się schować. Schować piersi, zaszyć waginę.. Chciałam jakoś to zatrzymać, ale się nie dało. – Musiała przez to przejść, nawet jeśli jednocześnie pojawił się problem z krwawieniem i przydużym biustem. Figurę może i miała zasną, ale ludzie nie mieli świadomości, że pomimo super wymiarów, te mogą sprawiać wiele problemów za młodu i później obciążając kręgosłup.
- Ale na tyle, żeby się rozgaszczać na mojej pryczy? – zapytała zaczepnie i od razu ułożyła dłoń na biodrze Warren. – Żartuje. Zostań. – Nie przeszkadzało jej, że kobieta ułożyła się wygodniej i że w pewnym sensie wciąż była blisko, a nawet bliżej niż wcześniej. To była miła odmiana nie bać obecności drugiej osoby, która znajdowała się na wyciągnięcie ręki.
Mogłaby się położyć, ale poruszony temat snu zmusił ją do skulenia nóg i przyciągnięcia ich do piersi. Przytuliła się do nich i układając głowę na boki z tej jakże ochronnej pozycji siedzącej spojrzała na leżącą obok Prie.
- Czemu to ci się śniło? – Czy musiał istnieć powód? Według ulubionego przez Prie Freuda – tak.
Odczekała być może uzyskując odpowiedź albo zaledwie zdawkowe słowa.
Odwróciła twarz pocierając nią o kolana i na moment schowała się pomiędzy ramionami. Czy mogła powiedzieć Warren o swoich snach? Zważając na to, że kobieta widziała list i w ten sposób poznała prawdę, to Joan mogła być przed nią szczera nie zmieniając żadnych faktów.
Znów potarła twarz, tym razem o ramię, zanim w pełni odwróciła ją na bok patrząc na Prie.
- Strach – wymamrotała. – Zawsze zaczyna się od strachu. Teraz nie było inaczej. W panice szukałam po domu płaczącego brata. Nie wiedziałam, co się dzieje. Czy jest głodny, zranił się albo – co gorsza – matka coś mu zrobiła. Ta część zawsze jest inna, ale strach się nie zmienia. – Przeplatał się on z paniką rosnącą z czasem aż do punktu kulminacyjnego. – Aż wreszcie ona.. – Wzięła głęboki wdech, o który wtedy usilnie walczyła. – ..zaczyna mnie dusić. Rzuca się na mnie, przyciska do podłogi i dusi z całych sił. – Jeszcze raz potarła twarz o ręce wciąż obejmujące nogi tak, jakby tym gestem potrafiła wymazać sprzed oczu ten okropny obraz. – Wtedy ostatni raz widziałam ją żywą – wyszeptała dopiero teraz orientując się, że wbijała paznokcie w skórę rąk. Całe szczęście więzienne ubranie uchroniło przed dobiciem się aż do krwi.
Bez słowa i niespodziewanie, starając się też nie patrzeć na Prie, bez gwałtownych ruchów jakby to było całkowicie naturalne wyprostowała nogi, przekręciła się na bok i zaryzykowała kładąc się przodem do towarzyszki, do której dosłownie się przycisnęła. Nie w ten intymny sposób, ale jak dziecko tulące się do rodzica. Schowała twarz w okolicach jej obojczyka tak, jakby chciała się schować przed światem i cała się spięła z obawą, że zostanie wyrzucona. A jednak tak bardzo łaknęła tej konkretnej bliskości, że postanowiła zaryzykować, nawet jeśli miała zostać zrzucona z własnej pryczy.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Dzieciaki już tak mają, kiedy ktoś się wyróżnia - westchnęła z niepocieszeniem, przypominając sobie, jak ją samą zaczepiano za noszenie się na metalówę. Bo kto to widział, żeby dziewczyna w glanach chodziła, albo ramoneskach. Gdy stała tyłem, łatwo było pomylić ją z jakimś innym kolegą, wystylizowanym na fana mocnych brzmień. Nieszczególnie się tym przejmowała, bo i po co? Nosiła to, w czym czuła się dobrze i tyle. Nie zamierzała na siłę dostosowywać się do czyichś wizji.
Uśmiechnęła się, gdy Joan klepnęła ją w ramię. Skoro obie pozytywnie odbierały te zaczepki, szkoda ich nie stosować od czasu do czasu. Zawsze to jakaś odskocznia od typowo więziennego klimatu.
- Może z jakąś pompowaną poduszką pod spodem, byłoby wygodniej? - zastanowiła się na głos, próbując tym samym wymyślić jakieś dobre rozwiązanie problemu dużych piersi. Szkoda, żeby Joan rezygnowała z najbardziej komfortowej dla siebie pozycji do snu. Może ten patent przegoniłby chociaż odrobinę niesfornych koszmarów? Niestety, Warren nie znała skutecznych metod na radzenie sobie z większym biustem. Sama posiadała piersi jak u greckich, kobiecych posągów, więc nie borykała się z przeciążonym w ten sposób kręgosłupem. Dodatkowo, nic jej nie przeszkadzało w bieganiu czy dynamicznych ruchach, co bardzo sobie ceniła.
- Wolałam kombinować po swojemu - podsumowała samodzielną walkę z okresem, co nie tyczyło się tylko i wyłącznie problemów z dojrzewaniem. Kiedy coś przeskrobała, próbowała po cichu sama to naprawić, co nie zawsze było możliwe. Dopiero w ostateczności zaprzestawała kombinacji, na rzecz zaakceptowania własnych błędów. Od małego wpajano jej odpowiedzialność za własne czyny, czego niektórzy dorośli unikali w swoim dalszym życiu. Jak na swój wiek, zachowywała się bardzo adekwatnie do przewinień. Na nikogo innego nie zrzucała odpowiedzialności, w pełni nastawiając się na konsekwencje głupich wybryków.
Ściągnęła odrobinę brwi, słuchając opowieści Joan o trudnych momentach wchodzenia w dorosłość, tkwiąc równocześnie w zamknięciu. W takim otoczeniu z pewnością musiało jej być ciężko. Słyszała to w samym tonie wypowiedzi.
- Dosyć drastyczne pomysły- skomentowała wymienione rozwiązania, w pełni rozumiejąc sytuację. Bycie kobietą nie zawsze wiązało się z praktycznością. Jak nie miesiączka, niwelująca pewne plany, to zbyt duże piersi, obciążające kręgosłup i utrudniające ćwiczenia na wuefie.
Uśmiechnęła się tylko na przytyk o rozgaszczaniu się na nieswojej pryczy. Dopiero, gdyby Joan ją wywaliła, chcąc zasnąć, w pełni dostosowałaby się do jej zdania. Obie dzieliły tę małą przestrzeń i należało szanować osobę śpiącą nad lub pod sobą. Oczywiście, nie wszystkie osadzone podzielały tą opinię, prowadząc wewnętrzną wojnę ze współlokatorkami.
- To nawet nie był sen… przynajmniej nie tak do końca - doprecyzowała, bo choć opowiadała o koszmarze, wszystko działo się naprawdę. - To tak jakby… ciało obudziło się szybciej od mózgu. Kiedyś powiedziałam o tej sytuacji cioci i nazwała to paraliżem sennym.
O dziwo, sypnęła autentycznym terminem naukowym, bez tworzenia teorii o bytach z innego wymiaru. Później, będąc już nieco starszą wersją siebie, Warren wyszukała ten wyraz w ledwo chodzącym internecie i… wszystko się zgadzało.
- Podobno człowiek reaguje na ten stan strachem i widzi zjawy, zamiast skaczących jednorożców.
Chyba, że te jednorożce przypominały nadgniłe zombie.
W pełni skierowała swoją uwagę na dziewczynę, gdy ta zdecydowała się podzielić swoim snem. Z tego, co wyciągnęła z lekcji w szkole policyjnej oraz pogadanek z Aubree, opisywany koszmar nosił znamię traumy. Odkąd poznała szczegóły sytuacji mającej miejsce między Joan, a jej matką, starała się pochodzić do tych kwestii ostrożnie. Nie chciała przypadkowo wywołać u Terrell dodatkowych nieprzyjemności, płynących z tych tragicznych doświadczeń.
Przysunęła się nieco bliżej, jednak Joan i tak w całości zniwelowała między nimi dystans, co odrobinę zaskoczyło Prię. Nie spodziewała się, że znajdą się tak blisko siebie, w zupełnie naturalnych okolicznościach.
Nie zamierzała jej od siebie odpychać. Zamiast tego powoli objęła ją ramieniem, bezwiednie głaszcząc po plecach. Nie bardzo wiedziała, co mogłaby powiedzieć, aby podnieść dziewczynę na duchu. Nie zaszkodzi jednak spróbować.
- Tutaj nic ci nie grozi - odezwała się szeptem, delikatnie przechylając głowę w stronę ciemnych włosów. - Nie ważne co by się działo, zawsze masz moje wsparcie.
Bała się, że to za mało, bo nie była żadną certyfikowaną terapeutką, doświadczoną w podobnych sprawach. Chciała jednak zapewnić Joan, ze miała w niej sojuszniczkę, nie ważne czy rozchodziło się o zaczepki innych osadzonych czy błahe z pozoru, koszmary.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Poniosło ją. Wiedziała, że nie powinna sobie na to pozwalać, ale w głębi duszy wciąż była małą dziewczynką, która robiła dobrą minę do złej gry zanim całkowicie zniknęła z oczu brata. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na załamanie, które siarczyście skomentował policjant wyzywający ją od najgorszego. Joan jak przez mgłę pamiętała innego mundurowego, który zasugerował tamtemu, że coś musiało się zadziać, skoro dziewczyna miała całą posiniaczoną szyję, ale nie wszyscy słuchali. Niektórzy z góry wydali na niej swój osąd. Inni byli bardziej wyrozumiali i widzieli więcej niż tylko zwłoki Marianne. Od tamtej pory jednak ciężko było znaleźć dobry moment na wylanie łez. Za każdym razem gdy to robiła była krytykowana, co jeszcze bardziej bolało. Nie od razu się zrażała i próbowała, bo tłumienie w sobie płaczu nie było jej mocną stroną, ale ciągle dostawała po dupie albo jakimś cudem udało jej się schować w takim miejscu, że nikt jej nie widział. Przez cały czas jednak była z tym osamotniona, więc pokrętnie szukała sprzymierzeńca, którego się nie doczekała. A może jednak?
Słowa Warren zadziałały jak katalizator. Łzy same zaczęły wypływać z oczu. Joan jeszcze mocniej przycisnęła się do ciała kobiety, którą objęła w pasie i pozwoliła sobie na dalszy płacz. Nie głośno, żeby nikt się nie dowiedział. Drgała pod wpływem płaczu, ale nie wydała z siebie ani jednego dźwięku. Nie zastanawiała się także nad ewentualnymi konsekwencjami swego postępowania. Nad tym czy przesadzała albo za nadto wykorzystywała dobroć Warren. Chciała tylko wszystko z siebie wyrzucić wykorzystując obecność drugiej osoby, której ciepło ciała zadziałało kojąco. Na tyle, że zmęczona płaczem usnęła nie oznajmiając wszem i wobec, że Pria powinna się ewakuować. Nie zrobiła nic w tym kierunku, nawet nie zmieniła pozycji zapadając w sen wciąż będąc blisko Warren.

- Prii. – Kucając przy pryczy dotknęła ramienia kobiety. – Hej, Prii. Wstawaj. – Lekko ruszyła jej ramieniem. – Zaraz będą budzić.. – Jak na zawołanie rozwył się nieznośni dźwięk oznajmiający pobudkę. – Nigdy do tego nie przywyknę – stwierdziła, kiedy w placówce zapadła cisza wypełniona przekleństwami rzucanymi z pobliskich celach. – Idę do kuchni. – To dlatego już była w pełni gotowa do powitania nowego więziennego dnia. Od kiedy Greta załatwiła jej nowy przydział z ochotą wstawała przed innymi osadzonymi, dzięki czemu omijały ją kolejki oraz tłumy w toalecie.
- Prii – raz jeszcze przywołała kobietę, żeby na moment skupiła na niej całą swoją uwagę. – Dziękuję za wczoraj. – To była miła odmiana. – I przepraszam, że się rozpłakałam. – Nie chciała, żeby Warren poczuwała się w obowiązku kontynuowania. Owszem, obiecała że Joan mogła liczyć na jej wsparcie, ale to cholerne więzienie a nie świat na zewnątrz. Tutaj wszystko zmieniało się w przeciągu paru godzin i gdyby Pria miała bardzo ważny powód, żeby zmienić swe zdanie to Terrell nie miałaby jej tego za złe. Już i tak dużo dla niej zrobiła.
Czy mogła oczekiwać więcej?
- Do później. – Uśmiechnęła się, wstała na równe nogi i zgarniając książkę, którą później zamierzała oddać do biblioteki, ruszyła w stronę kuchni.
Nowy dzień czas zacząć.

Od kiedy Helga wróciła z izolatki Joan starała się ją omijać. Niestety przy wydawaniu posiłków nie było to możliwe. To wtedy zaczynała się największa gra aktorka; nie wolno się za bardzo gapić, ale też nie należało całkowicie unikać spojrzenia. Nie mogła wyglądać na podejrzaną, chociaż miała wrażenie, że całą sobą emanowała zdradziecką energią a tuż nad jej głową pojawiał się wielki neonowy napis „To ja wydawałam Gretę”.
Bardzo delikatnie uśmiechnęła się do Helgi nakładając jej porcję jedzenia. Liczyła na to, że będzie jak zwykle – uśmiech, posiłek i do następnego.
Błąd.
- Po śniadaniu widzimy się w szklarni – Heldze nawet nie drgnęła powieka. Nie zapytała, nie rozkazała a stwierdziła tak, jakby to był oczywisty fakt. – Radzę ci przyjść – dodała wciąż zbyt przesadnie pochylając się nad ladą.
- Nie pluj na żarcie! – jęknęła Judith, które machnęła metalową łyżką karząc Heldzie odejść.
Czy miała problemy? Czy Helga domyśliła się wszystkiego? A może chciała dostać dodatkowy deser? Istniała też możliwość, że Helga przejęła od Grety dopiero co rozwijający się interes z przemytem, ale tego Joan nie wzięła pod uwagę. Uznała, że temat został zamknięty tak samo, jak jej praca dla Grety nie tylko w kuchni, ale również ta poprzednia z przenoszeniem kontrabandy w staniku.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie przejmowała się ubraniem, stopniowo nasiąkającym łzami, na wysokości obojczyków. Przez cały ten czas mocno trzymała Joan przy sobie, pozwalając jej na uwolnienie kumulowanych emocji. Nie zasługiwała na to. W gruncie rzeczy, nie powinna nawet trafić do tego cholernego miejsca, pełnego kryminalistek z prawdziwego zdarzenia. Szczerze dziwiła się, że sąd skazał młodą dziewczynę na tak surową karę. Nie powinna siedzieć w poprawczaku dłużej, niż dwa lata, a jednak, Wielki Wymiar Sprawiedliwości, uznał inaczej. Co za popaprany kraj…
Jej przypadek wcale nie był lepszy.
Z zaciśniętymi zębami analizowała obie sprawy, co ostatecznie prowadziło jedynie do większej frustracji. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Przynajmniej nie z perspektywy władzy.
Dopiero po dłuższej chwili, zorientowała się, że Joan zasnęła, wtulona w jej więzienną piżamę. Mogłaby podjąć próbę wysupłania się z objęć, ale zamiast tego postanowiła zostać. Nic się przecież nie stanie, jeśli jedną noc prześpi na pryczy niżej. Przy okazji, wolała mieć oko na Terrell, gdyby kolejny koszmar dał o sobie znać.

Obudziła się niedługo po tym, jak Joan wyszła z pomieszczenia, najpewniej w kierunku łazienki. Przewróciła się na drugi bok i mocniej zacisnęła powieki, próbując skorzystać z tych kilkudziesięciu pozostałych minut snu. W więziennych warunkach, nawet kilkunastominutowa drzemka, przynosiła efekt.
Dopiero, gdy usłyszała głos swojej współlokatorki, niemrawo otworzyła oczy. Udało jej się zasnąć po pierwszym przebudzeniu, niestety, teraz czuła się tylko bardziej zamulona. Po kawie powinno jej przejść.
Sapnęła marudnie, gdy z głośników rozległ się komunikat, świadczący o pobudce. Z tego wszystkiego, tylko bardziej nakryła się kołdrą, próbując stopniowo zmusić powieki do współpracy. Zamrugała nimi energicznie, zatrzymując lekko zamglone spojrzenie na Joan.
- Weźmiesz dla mnie śniadanie do łóżka? - wymamrotała z lekką chrypą, zaczynając kolejny dzień od małego żartu. Za takie wybryki klawisze szybko ustawiliby ją do pionu. Wciąż musiała uważać na pewne rzeczy, skoro do końca odsiadki miała kolejne, niecałe trzy lata. W zamknięciu czas niemiłosiernie się dłużył.
Delikatnie pokręciła głową, przywołując na usta niewielki uśmiech.
- Za dużo razy mówisz „przepraszam” - stwierdziła wciąż lekko zaspanym głosem, powoli rozciągając kończyny. Odprowadziła dziewczynę do drzwi, z bólem serca dźwigając się do siadu. Rzuciła jeszcze krótkie „do zobaczenia”, zanim przystąpiła do przebierania się w ubrania robocze, do magazynu. W tym tygodniu nie musiała wstawać wcześniej, aby zaopatrywać kuchnię. Korzystała z tych dodatkowych godzin snu, do momentu przesunięcia zmiany na wczesne godziny poranne. Nawet jeśli będzie przeklinać okrutne pobudki, jakoś przez nie przebrnie, mając towarzystwo w postaci Terrell.

Z dłońmi wciśniętymi do kieszeni roboczej, beżowej kurtki, przesuwała się w kolejce, tuż przed bandą Leah.
- Będziemy grać w kosza po obiedzie - Summer wychyliła się ponad jej ramieniem, - Piszesz się?
- Jasne. Ale będę do tego potrzebowała przynajmniej trzech kaw w ciągu dnia - uśmiechnęła się, chwytając za jedną z plastikowych tacek. Sport to zawsze dobra odskocznia od ponurej rzeczywistości. Zamierzała jeszcze podpytać o składy, kiedy zauważyła Helgę, pochylającą się nad ladą wydawczą, bardzo blisko Joan. Co ta wielka cholera kombinowała?
Dyskretnie spojrzała do tyłu, wyłapując spojrzenie Leah. Każde, nietypowe zachowanie kobiety zapalało lampkę ostrzegawczą. Od akcji przy narzędziowni minęło sporo czasu, nie mniej, pewnych sytuacji się nie zapominało. Dziwne, że Helga w ogóle wróciła na mniejszy rygor po tym, jak stanęła w obronie Grety. Z oczywistych względów, strażnicy powinni mieć na nią oko.
Powstrzymując się z doskoczeniem do Helgi, przeszła kolejne kilka kroków, odruchowo spinając mięśnie. W każdej chwili byłaby gotowa na sprowadzenie ogrzycy do parteru. Nie byłaby w tej walce osamotniona, mając na uwadze obstawę za plecami.
Przekazała pustą tacę do napełnienia, nieco dłużej zatrzymując spojrzenie na Joan, jakby chciała ją zapytać „o co chodziło z Helgą?”. Baba ewidentnie coś kombinowała, a to nie podobało się Warren. Szkoda tylko, że bezpośrednia rozmowa z Terrell nie wyglądałaby bezpiecznie, w otoczeniu całej reszty osadzonych. Powinny pogadać, najlepiej tuż po śniadaniu.
Bez słowa zajęła miejsce przy stoliku Leah, śledząc dyskretnie położenie Helgi. Usiadła razem ze starszymi osadzonymi, o zniszczonej cerze i pokaźnej kolekcji tatuaży. Typowe towarzystwo wzajemnej adoracji. Byle tylko nie próbowały się wychylać z jakimiś nowymi biznesami po Grecie.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Zamyślona nad powodem spotkania z Helgą nie zauważyła, kiedy Warren pojawiła się tuż przed nią. Od razu lekko pokiwała głową na znak „nie”. Nie przejmuj się. To nic takiego. Nie była pewna jak wiele słów mogłaby przekazać samą mimiką oraz prostymi ruchami, ale właśnie to chciała dać kobiecie do zrozumienia.
Nie było sensu wysysać z palca teorii, które nie miałyby pokrycia w rzeczywistości. Nadmierna panika jedynie zaburzała racjonalne podejście do sytuacji, którego nie chciała odbierać Warren. Ona lepiej od Joan wiedziała, co mogłoby stanowić zagrożenie a co nie. Dlatego Joan nie zamierzała dzielić się swoją małą paniką tylko dlatego, bo w jej własnej głowie powstały najgorsze scenariusze spotkania z Helgą.
Dopiero pod koniec zmiany, mając czas na przemyślenie uznała, że rojone przez nią obawy były bzdurne. Helga nie zrobi nic głupiego zwłaszcza, że była o krok od trafienia do Maxa. Musiała być, skoro tak bardzo ostatnio nabroiła. Niemożliwe, że ktoś przymknął na to oko. Możliwe, że nie miała już szans na wcześniejsze wyjście z więzienia, ale mogło być jeszcze gorzej. Tym całym „gorzej” był właśnie zakład o zaostrzonym rygorze, do którego nikt nie chciał trafić.
Tak, z pewnością chodziło o jakąś bzdurę. Nie miała czym się przejmować.
- Jo? – Rosanne zaczepiła ją, kiedy ekipa z kuchni zaczęła się zbierać.
Terrell spojrzała na nią z wyraźnie rysującym się na twarzy pytaniem i bez oporów odeszła parę kroków od pozostałych.
- Podobno ukończyłaś szkołę – stwierdziła niepewnie zerkając na resztę kuchennej świty i kontynuowała dopiero, kiedy Joan kiwnęła głową. – Mam prośbę. – Z kieszeni wyjęła starannie złożone kartki papieru. – To list, który napisałam do syna. Jest już w tym wieku, że.. umie sam czytać i pisać.. – Rosanne uważano za silną babkę. Miała ten charakterystyczny wyraz twarzy; ostry i mało pojętny, ale wcale nie była taka głupia. Co z tego, że nie było jej dane ukończyć szkoły? Być może nawet nie miała podstawowe wykształcenia, ale na gotowaniu z pewnością się znała. – Nie chce, żeby wziął mnie za głupią. – Pomagała kartkami, które bardzo mocno chciała przekazać Terrell. O dziwo nie wciskała ich na siłę, co mogłaby zrobić grożąc Joan na przeróżne sposoby. – Sprawdziłabyś go? Zapłacę.. tym czym mogę.
Pierwszy raz widziała Rosanne w takim stanie. Tak, jakby.. było jej głupio? Dokładnie tak samo, jak ona dzisiaj z samego rana, kiedy przepraszała Prie za swoje małe załamanie.
- Jasne. – Nie była wybitną poetką, ale dużo czytała a chłopak raczej nie będzie oczekiwał poematów ani rozprawek na szóstki na szóstkę z plusem. Rozchodziło się głównie o podstawową gramatykę i jak się później okaże również interpunkcję.
- Dzięki, mała. – Wcisnęła do jej rąk list, który od razu wylądował w kieszeni. – A tak swoją drogą, jutro do kuchni przyjdzie jakaś nowa. Ty ją wprowadzisz.
Rosanne uśmiechnęła się cwanie, bo chyba tylko tak umiała i zadowolona ruszyła do wyjścia. Od kiedy to matkobójczynię akceptowano na tyle, że dawano jej listy do sprawdzenia? Nie była tego taka pewna. Możliwe, że cała negatywna energia z początku, kiedy pojawiła się w zakładzie, powoli ulatywała. Przerzucono ją na kogoś innego. W tym przypadku na Gretę, o której ataku na Summer i Warren nadal mówiono.
Racja – Helga.
Zdjęła siatkę z włosów, rozpuściła je i zawiązała w nieco luźniejszy kucyk. Nie zapomniała o słodkiej bułce, którą zgarnęła. Od czasu do czasu osadzone dostawały podobne niespodzianki, ale do kolacji bułka już nie będzie taka świeża jak teraz.
Myślała tylko o tym zbliżając się do wyjścia. Już przechodziła przez próg, kiedy nagle zza drzwi wyłoniła się Pria. Joan aż podskoczyła.
- Wystraszyłaś mnie – stwierdziła z nutką żartobliwej pretensji w głosie. – Masz szósty zmysł czy co? – zapytała zerkając na strażnika, który pilnował wejścia do kuchni. O dziwo tamten udawał, że niczego nie widział. To był ten sam, który przyłapał je na agresywnej miłości.Mam coś dla ciebie. – Zrobiła kroczek w tył odrobinę chowając się za drzwiami. Powoli wyciągnęła słodką bułkę z miodem i makiem. – Do kolacji straci na świeżości. – Nie żeby była najświeższa, ale do wieczora stanie się kamieniem, dlatego wcisnęła bułkę zawiniętą w folię do kieszeni Warren. – To w podziękowaniu za wczoraj. – Była jej wdzięczna i zamierzała to okazywać na każdy możliwy sposób. – Teraz muszę iść, ale może później.. – Tak bardzo skupiła się na bułce, że już nie myślała o powodzenia spotkania w szklarni. – Co? – zapytała, kiedy została zatrzymana w połowie kroku. – Helga. No tak. - Dziwnie się czuła, że ktoś musiał przypominać jej o czymś tak ważnym. Przecież wiedziała, dokąd musiała iść i zamierzała to zrobić, ale przez chwilę nie przejmowała się możliwymi złymi skutkami przyszłych wydarzeń. - Chciała, żebym spotkała się z nią w szklarni. To na pewno nic takiego. Po ostatnim wybryku nie zrobi nic głupiego. - Przekonywała się do tego z czasem, gdy początkowe zaskoczenia i obawa mijały. Emocje opadły i zrozumiała, że Helga nie mogła pozwolić sobie na kolejną wpadkę.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Pomimo niemych zapewnień Joan, wciąż zamierzała śledzić wszelkie podejrzane ruchy Helgi. Wiedziała do czego zdolna jest ta kobieta, pozbawiona jakichkolwiek skrupułów. Greta może i poszła do maxa, ale w czasie, gdy obie z Helgą tam odsiadywały, mogły uknuć cichy plan zemsty. Uśpienie czujności pozostałych osadzonych zdawało sukces, przy udziale niezbyt rozgarniętych jednostek. W przypadku Leah oraz jej drużyny, trzeba było postarać się nieco bardziej. Helga może i wyglądała na tępą górę mięsa, ale potrafiła ruszyć głową, jeśli tego od niej wymagano.
Trochę ociągała się ze śniadaniem, aby pod sam koniec przyczaić się przy drzwiach, prowadzących do kuchni. Nie zwróciła większej uwagi na klawisza, o całkiem znajomej aparycji. W porównaniu z resztą zgrai w mundurach, gość i tak pracował tutaj od kilku miesięcy, a Val, jako magazynierka często zapuszczała się w różne rejony, przeznaczone dla konkretnej grupy osadzonych.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy Joan podskoczyła w miejscu.
- Nie zaprzeczę i nie potwierdzę - wzruszyła ramionami, na jakże retoryczne pytanie. Ciocia Aubree z pewnością miałaby więcej do powiedzenia na ten temat, ale jej tutaj nie było. Wśród osadzonych z pewnością wzbudziłaby furorę.
Uniosła brwi, gdy Terrell wspomniała o jakimś podarku. Mogła spodziewać się wielu rzeczy i tylko przelotnie pomyślała o pokrętnym pocałunku. To wszystko przez tego cholernego strażnika, aktywującego wspomnienia z zamierzchłych czasów. Od tamtego momentu z inspekcją pudeł, przeniosły się z Joan na zupełnie inny stopień relacji. Być może już wtedy czuły między sobą nić porozumienia, przy czym żadna nie chciała tego powiedzieć na głos.
- Nie lubisz słodkich bułek? - zapytała, bo czemu Terrell miałaby komukolwiek odstępować tak pożądany smakołyk? Nie protestowała jednak, gdy bułka ostatecznie wylądowała w kieszeni roboczej kurtki. Każda taka przekąska była na wagę złota, przy pracy fizycznej.
- To nic takiego, naprawdę. Za bardzo mnie rozpieszczasz - dodała, żeby Joan nie czuła w obowiązku odstępowania jej swojego jedzenia, albo czegokolwiek innego. Z własnej inicjatywy pomagała dziewczynie i wspierała ją w trudnych momentach, przez które koszmarnie jest przechodzić samemu. Przy okazji, nie chciała, aby ktoś inny położył łapska na Joan, wykorzystując ją do swoich niecnych celów. W tym przybytku bardzo trudno o prawdziwe przyjaźnie czy nawet zwykłe, koleżeńskie znajomości.
- Ale dziękuję. Jest w dobrych rękach - poklepała dłonią kieszeń, ze słodką zawartością. Pomimo własnej bezinteresowności, w pełni doceniała miłe gesty ze strony swojej współlokatorki.
- Nie tak szybko – zrobiła razem z Joan pół kroku za drzwiami, aby klawisz zbyt wnikliwie ich nie podsłuchiwał. Cholera wie, co by wykombinował w związku z zasłyszaną informacją. Wystarczyło jedno, uważne spojrzenie, aby Terrell złapała wątek. Tak jak myślała, bystra z niej dziewczyna.
Z wolna przesunęła językiem po zębach, chłonąc szczegóły spotkania z Helgą. W tym przypadku nie byłaby taka pewna niegłupich zamiarów.
- Kiedy? - dopytała, bo to sprawa bardzo kluczowa. Nie chciała, aby Joan znalazła się w potrzasku bez odpowiedniego wsparcia, w razie potrzeby. - Na magazyn przyjechały nowe sadzonki, więc będę miała pretekst, aby zajrzeć do środka, albo przynajmniej pokręcić się w okolicy
Oczywiście, zamierzała wcześniej sprawdzić czy dostawca od roślinek nie próbował przerzucić czegoś na lewo. Magazyn był idealnym środowiskiem do przemytów. Jeśli w ekipie pracowałyby niewłaściwe osoby, więzienie wręcz pękałoby od nadmiaru narkotyków. Ktokolwiek zechciałby przejąć ćpuński interes, musiałby skutecznie zamieszać w magazynowych szeregach. Na to Warren nie mogła pozwolić. Podobnie, jak na wplątanie Joan w tarapaty.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Lubię – stwierdziła, bo tylko w taki sposób – rozmawiając – mogły się lepiej poznać. – Nie mów nikomu, ale zjadłyśmy dwie na spółę z resztą ekipy. – Było ich sporo, ale kawałki słodkiej w miarę świeżej bułki wystarczyły, żeby nieco je rozpieścić. Warren za to dostała całą porcję, co Joan zrobiła z zamysłem i ochotą. Nie chciała, żeby Val nie czuła się doceniona i nie chodziło też o żadną transakcję. W zakładach zamkniętych od zawsze rozchodziło się o zasadę „coś za coś”, ale o niej wiedział każdy i jawnie ją komunikowano. Podobnie było z Rosanne i listem. Kobieta z góry uznała, że Joan będzie czegoś od niej chciała. Terrell nie pomyślała w ten sposób, kiedy rozpłakała się w objęciach Prii. Nie usłyszała też od niej „Teraz będę cię tulić, ale jutro masz mi zrobić dobrze”. Słodka bułka była po prostu ciepłym gestem, jak ten uzyskany w nocy od Warren; bo tego chciała a nie „że musiała”.
Jednak temat dobrej słodkiej bułki musiał zejść na drugi plan. To oczywiste, nie samym jedzeniem człowiek żył.
- Teraz. – Już powinna być w szklarni, ale nie przejmowała się spóźnieniem. Mogła je wytłumaczyć na wiele sposobów, bo jak się okazało w kłamstwach też była całkiem niezła. – Nie. Jeżeli tam wejdziesz to na pewno się wścieknie. – Wystarczy, że już raz doszło do rękoczynów między Helgą a Warren. – Nie chcę żeby.. – Wzięła głęboki wdech przypominając sobie o bliznach będącymi znamionami ostatniego spotkania kobiet. – ..żeby znów cię zraniła. Bądź w okolicy, ale nie wchodź do szklarni, dobrze? – Poprosiła, chociaż z całych sił starała się przybrać nakazujący ton. Łudziła się, że wyszło jej świetnie, ale bez wzburzonych emocji nie byłą zbyt dobra w rozkazywaniu. – Bądź delikatna dla sadzonek – rzuciła na odchodne, bo wolała żeby jej spóźnienie nie było zbyt duże.
W drodze do szklarni przypomniała sobie, jaki strach czuła, kiedy Helga zasugerowała spotkanie. Zdążyła stłumić to uczucie, ale ono wróciło przypominając o tym, co Joan zrobiła; zdradziła Gretę. Starsza kobieta, mimo wszystko, była wobec niej dobra. Wykorzystywała ją do pracy, ale nie robiła nic ponad to. Nie krzywdziła jej, ale być może zrobiłaby to w przyszłości, przed czym przestrzegała ją Warren.

- Greta cię pozdrawia. – Na dzień dobry te słowa nie zwiastowały niczego dobrego, a jednak po postawie Helgi nie dało się wyczuć złowrogich intencji. O co więc chodziło?
- Jak się ona czuje? – zapytała niepewna czy ogrom roślinności w szklarni ją przytłacza czy zieleń niektórych uspokaja.
- A jak się ma kurwa czuć? Siedzi w maxie, przez tę pindę.
O której „pindzie” mówiła?
- Nie wiem.. myślałam, że została zraniona albo coś. Strażnicy niewiele mówili.
Helga nieco złagodniała widząc szczerość w intencjach Joan.
- Jest w pełni sił, ale tam nie może zarabiać tyle co tutaj. – Wydawała się zmartwiona tak, jakby były z Gretą siostrami. Może faktycznie to rodzina? – Podobno mieszkasz teraz z tą suką Warren. – W tej kwestii kłamstwo nie zdałoby testu. Takie rzeczy łatwo zweryfikować, więc niechętnie, ale przytaknęła.
- Wychowawca tak chciał. – Nie mogła powiedzieć, że to było zamierzona. Wtedy by się zdradziła i z pewnością jej twarz skończyłaby przyciśnięta do ziemi.
Jej zdzira, Elora czy jakoś tak, jakimś cudem dowiedziała się o naszym planie. Pinda sprowadziła tamte dwie suki. – Helga aż buzowała ze złości, co szybko podrzuciło Joan odpowiedź na powód ich spotkania. Nie chodziło o nią a..
- Muszę wiedzieć więcej na temat tej całej Elori. – Elida. Kurwa. Chodziło o Elide. – Gdzie łazi, z kim się zadaje i kiedy najlepiej ją przyszpilić.
Kurwa, kurwa, kurwa.
- Dużo tym zaryzykujesz. – Mogła powiedzieć wiele, ale gorsze warunki odsiadki to jedyne czym teraz Helga mogła się przejąć.
- Nie więcej niż ty. – Kobieta wbiła w Joan uważne spojrzenie pełne tajemnic, które zamierzała zdradzić. – Ta cała Warren to niezłe ziółko. Pewnie nie wiesz, ale handluje w całym kompleksie, ale to nie jej najgorsze przewinienie. Laska łamie serca wszystkim babom. Urabia je, głaszcze po główce albo piczce byleby ugrać na swoim. Robi tak z wieloma, jak z tą całą Elirą. Wystarczy się rozejrzeć a sama zobaczysz ile kobiet posyła jej maślane oczka. To wszystkie kurwa piczki, które wylizała. – Joan czuła się zawstydzona słuchając o tym wszystkim. Intymność nie była jej mocną stroną. Wciąż myślała o niej, jak o czymś złym, więc nie rozumiała, czemu ktoś miałby dać się urobić przez coś tak okropnego. - Ja wiem. Ty się nie dasz lizać, ale ona dobrze wie, jak urabiać kobiety nawet bez użycia języka. Uważaj na nią.
Joan czuła się skołowana. Miała wrażenie, że wszyscy z nią pogrywają chcąc wykorzystać jej naiwność oraz słabości, których miała wiele. Zweryfikowanie kłamstw było niezwykle trudne zwłaszcza, że Helga w jednym miała rację; Warren posiadała to coś, co przyciągało inne kobiety a co Joan zauważyła już dawno.
- Dobra mała. Greta mówi, że byłaś w porządku, więc widzimy się w środę o tej samej porze. Chcę wiedzieć wszystko, czego dowiesz się o Elori. - Helga klepnęła ją w ramię i parę sekund później opuściła szklarnię zostawiając Joan z wieloma dylematami, z którymi nie chciała mieć do czynienia. Cholera, czemu życie więzienne nie mogło być nieco prostsze?

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Zamierzała dostosować się do prośby Joan, odnośnie jej konfrontacji z Helgą. Musiała przyznać, że to bardzo rozsądna decyzja. Gdyby zbyt często wcinała się w sprawy dotyczące Terrell, mogłaby się łatwo zdradzić przed resztą osadzonych. Lepiej stwarzać pozory, przynajmniej przed szerszą widownią i naczelnymi plotkarami.
Nie wejdzie bezpośrednio do szklarni, ale mogła pokręcić się w jej okolicach, pod pretekstem przynoszenia sadzonek z magazynu. Specjalnie zamieniła się z inną osadzoną, wspominając coś o potrzebie pooddychania świeżym powietrzem. Nikt nie oponował.
Założywszy do pracy grubsze rękawice, chodziła w tę i z powrotem, nawiązując krótkie rozmowy z dziewczynami, pracującymi w zewnętrznym ogródku. Przy okazji, co i raz zerkała w stronę szklarni, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Zbyt wielu wyrzutów sumienia nabawiłaby się, pozostawiając Joan samą sobie. Szczególnie po tym, co powiedziała jej zeszłej nocy. Była wtedy w stu procentach szczera i zamierzała trzymać się tego podejścia, dopóki Joan nie wyjdzie na wolność. Dała słowo nie tylko młodszej dziewczynie, ale i samej sobie.
Widząc Helgę, wychodzącą ze szklarni w pojedynkę, poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka. Nie musiało to jeszcze o niczym świadczyć, jednak Warren, działająca na wzmożonym trybie gotowości, spodziewała się wszystkiego. Używając całej siły woli, zmusiła się do pozostania w miejscu i rozpakowywania kolejnych sadzonek z folii ochronnej. Nie musiała wyręczać w tym dziewczyn z ogrodu, ale przeciągnięcie tej chwili leżało w jej interesie.
Zbyt szybkie wejście do szklarni mogłoby wzbudzać obawy, dlatego z zaciśniętymi zębami śledziła osobę Helgi, aż ta zniknęła w budynku więzienia.
To ta chwila.
- Mówiłaś, że ta partia idzie do szklarni? - zapytała jednej z kobiet, na co ta kiwnęła oszczędnie głową. Idealnie.
Nie ociągając się ani chwili dłużej, sprawnie przeszła z tacką sadzonek do szklarni, próbując jak najszybciej udzielić pomocy Joan. Jak się okazało po otworzeniu drzwi, Terrell była cała i zdrowa. Przynajmniej tak wyglądała na pierwszy rzut oka.
Mimowolnie odetchnęła z ulgą, podchodząc bliżej dziewczyny.
- Nic ci nie jest? - musiała o to zapytać w pierwszej kolejności. To, że nie widziała żadnych obrażeń zewnętrznych, nie musiało o niczym świadczyć. Część osadzonych doskonale wiedziała, jak dać komuś w kość, bez pozostawiania śladów. Dopiero pod prysznicem widać było większe i mniejsze siniaki, stanowiące pamiątkę po małych spotkaniach.
- Czego chciała? - ostrożnie odłożyła tackę z sadzonkami na solidny, drewniany stół, nie odrywając spojrzenia od Joan. Miała nadzieję na szczerą odpowiedź, w końcu trzymały się razem. Jeśli Helga (i przy okazji Greta, zamknięta w maxie) chciałaby wykorzystać sytuację Terrell, względem jej współlokatorki, wolałaby o tym wiedzieć. To dałoby jej odpowiedni czas na przygotowanie i ewentualnie zdegradowanie baby do jeszcze niższego szczebla, zajmowanego przez niedołężne staruszki i chorowite kobiety. Tak, aby nigdy więcej nie przyszło jej do głowy wcielanie głupich pomysłów w życie. Cokolwiek Helga chciała od Joan, nie mogło to być nic dobrego.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Wszyscy wokoło mieszali jej w głowie. Jedni nadawali na drugich, jakby logicznym było rzucanie szczynami za czyimiś plecami. Ciężko wśród tych kłamstw wyłapać choć ziarno prawdy. O weryfikacji również nie było mowy, bo przecież nie można zapytać wprost. W odpowiedzi uzyskałoby się kolejne kłamstwo, a potem jeszcze jedno. Najgorsze we wszystkim było to, że ludzie wiedzieli komu mogli wygadywać takie rzeczy. Kto łyknie wszystko co im się poda na tacy. Taką właśnie osobą była Joan. Wiedziała, że pozostali tak o niej myśleli. Nie dawała im powodów do zmiany zdania, bo nie była na tyle odważna, żeby odwrócić role, ale wkurzało ją, że ludzie brali ją za idiotkę. Kogoś, kto nie domyślał się, że wszyscy dookoła próbowali ją urobić.
A próbowali – wszyscy.
Kiedy świat przestanie być taki podły?
Stała dłońmi opierając się o stół z roślinami, których nie kojarzyła z nazwy i myślała nad wszystkim co powiedziała jej Helga. Właściwie nie tylko nad tym, ale nad każdym momentem spędzonym w więzieniu. Nad punktami zwrotnymi, które doprowadziły ją do tego momentu.
Jak wybudzona z letargu spojrzała na Warren mrugając parokrotnie zanim cokolwiek powiedziała.
- Tak, wszystko w porządku – Przynajmniej w kwestii fizycznej. Helga jej nie tknęła. Za dużo by tym zaryzykowała, a przecież nie mogła zniknąć z radarów zanim nie dobierze się do tyłka Elidy.
Komu miała wierzyć?
Osobie z boku zadawanie takiego pytania i podważanie wiarygodności byłoby nie fair wobec chociażby Prii. Trzeba jednak zrozumieć, że Terrell od lat tkwiła w zakładach zamkniętych, w których kłamstwa były na porządku dziennym. Ludzie wykorzystywali ją na przeróżne sposoby, więc ciężko w stu procentach stwierdzić, że i tym razem tak nie było. Wszystko co dobre mogło być po prostu fasadą, która potem odbije się jej czkawką.
Zaciskając wargi myślała nad tym co powiedzieć. Przez dłuższą chwilę unikała spojrzenia Warren analizując w głowie to wszystko, co dzisiaj usłyszała.
- Chce dobrać się do Elidy za to, że wezwała strażników. – Nie zamierzała kłamać, nawet jeśli miała teraz mały mętlik w głowie. – Wie, że się.. widujecie.. i oczekuje, że dowiem się, gdzie najlepiej będzie ją dorwać. – Co miałaby zrobić? Śledzić Elidę? Helga pewnie oczekiwała, że dyskretnie wypyta o to Prie, ale akurat mogła mówić o tym na głos. – Chce cię zranić – Nie tylko Elide, ale także Warren, bo przecież obie panie się „widywały”. – a ja mam jej w tym pomóc. – Świat nie był dobry. Nigdy. To złudzenie, że kiedykolwiek mogłoby być w porządku. Szczęście nie istniało. - To bez sensu, Prii. Przyznam się, że to ja i będzie święty spokój. - Przynajmniej nie będzie miała na sumieniu innych osób.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Widziała intensywne procesy myślowe, zachodzące w głowie Joan. Nie zamierzała jej poganiać z odpowiedzią. Helga nie potrafiła tak umiejętnie manipulować ludźmi, jak Greta, jednak mając na uwadze potencjalny sposób działania, narzucony przez starszą kobietę, wszystko było możliwe. Podważanie pozycji innych osadzonych, mieszanie w faktach i nastawianie dziewczyn przeciwko sobie. Wszystko to prowadziło do chaosu, z którego chętnie skorzystałyby szemrane jednostki.
Skrzyżowała ramiona, powoli wypuszczając powietrze przez nos. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, przyswajając tym samym słowa Terrell. A więc jednak. Najlepiej zacząć od rzekomego, najsłabszego ogniwa, spośród grupy Leah. Wbrew pozorom, wcale nie nazwałaby Elidy najsłabszą. Helga z pewnością jej nie doceniała, a to stwarzało pewne pole do popisu.
- Nie – zaprzeczyła niemal od razu, gdy Joan zaproponowała przyznanie się do winy. - To byłoby zbyt niebezpieczne. Wiem, do czego zdolne są te babska. Greta próbowałaby cię dorwać nawet z zaświatów.
Stara klępa miała upór godny osła. Szlag ją trafiał, jeśli nie robiła czegoś po swojemu, łącznie z dokonywaniem zemsty. Próbowałaby przekupić wszystkich dookoła, łącznie z personelem. W końcu znalazłby się klawisz, chętny do upozorowania samobójstwa, albo innej bijatyki, z której wrogowie Grety nie wyszliby cało.
- Powiem o tym dziewczynom i coś razem zaplanujemy - uznała, uważając te wyjście za najlepsze z możliwych. Przynajmniej z aktualnego punktu widzenia.
- Będziesz musiała przekazać Heldze jakiekolwiek szczegóły. Powiedzieć, kiedy Elida jest najbardziej odsłonięta, a wtedy… będziemy na to gotowe.
Tym razem musiały to rozegrać nieco lepiej, niż w przypadku sytuacji spod narzędziowni.
- Jeśli Helga zmusi cię do bezpośredniego udziału w napaści, nie możesz się wahać. Możliwe też, że wtedy będę musiała cię trochę poobijać, aby całość wyszła wiarygodnie - kontynuowała, skubiąc zębami dolną wargę. - Szarpnąć za koszulę, nazwać zdrajczynią i… jakoś odciągnąć od Helgi, kiedy reszta będzie próbowała ją okiełznać.
Widziała już, że nie uderzy Joan, nawet w imię wielkiej inscenizacji. To byłoby zbyt wiele, szczególnie po tym, czego dowiedziała się o dziewczynie. Warren potrafiła całkiem umiejętnie sfałszować bójkę, bez zadawania ciosów. Jej doświadczenie we wszelkiej maści przepychankach skutkowało przydatnymi chwytami, wciąż wyglądającymi groźnie i autentycznie. Helga nawet nie rozpoznałaby w tym gry aktorskiej.
- O ile chcesz brać w tym udział.
Musiała jednak otrzymać od Terrell zgodę. Jeśli ta odmówi, trzeba będzie kombinować inaczej.
- Nie musiałaś mi o tym mówić - dodała nagle, zatrzymując łagodne spojrzenie na Joan. Równie dobrze dziewczyna mogłaby zgadać się z Helgą i przyczynić tym samym do krzywdy Elidy. Strach to właśnie robił z ludźmi. Pchał ich do czynów, których w normalnych warunkach by nie popełnili. Mały Hyde z pewnością coś o tym wiedział.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Powoli znów zamykała się w sobie. Kiedy coś ją przytłaczało, odsuwała te myśli jak najdalej zarazem dusząc wzburzone emocje. Wydawała się nie słuchać tego co mówiła Warren. O tym, że Greta dopadnie ją z zaświatów, co niewiele zmieni, bo już jedno złe babsko ją prześladowało. Ani na słowa o możliwym planie działania, bo co niby chciały zrobić? Znów się bić? Ktoś znów miał zostać zraniony albo trafić do izolatki? Nie skomentowała też słów o swoim udziale w napaści, bo nie wyobrażała siebie w takiej sytuacji i sądziła, że Helga także brała to pod uwagę. Gdyby Joan się nie wahała, to byłoby coś podejrzanego. Kto ją znał wiedział, że się nie biła a jej jedyną reakcją a fizyczną agresję była ucieczka albo kulenie się i przyjmowanie ciosów. Miałaby niby teraz z całą pewnością powiedzieć „tak, chce brać w tym udział”? Nie.
Jednak nie to teraz miała w głowie. Właściwie niewiele wyłapała ze słów Warren poza zmianką, że być może kobieta będzie musiała ją poobijać na co zareagowała zaskoczonym spojrzeniem szeroko otwartych oczu. Była teraz jak dziecko pytające – Ale jak to? – i to właśnie wtedy zrobiła krok w tył.
To był odruch silniejszy od wszystkiego. Nie chodziło o osobę, ale o słowa lub gesty. Gdyby teraz Pria nieumyślnie machnęła ręką (choćby po to żeby odgonić muchę) to Joan zareagowałaby tak samo. Odsunęłaby się tak samo, jak na samą zmiankę o możliwym fizycznym ataku.
Opuściła wzrok, bo było jej wstyd. Bała się i zarazem wstydziła tego, że była taka słaba i jak zareagowała na słowa Warren.
- O ile chcę.. – Prychnęła na te słowa, które nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie chciała, ale czy będzie miała wybór? – Jasne, że nie chcę – To był oczywiste. - ale sama to sobie zrobiłam decydując się wydać Gretę, więc.. – Przełknęła ślinę odwracając głowę i znów przetarła twarzą (bardziej policzkiem) po ramieniu podobnie jak ostatniej nocy, kiedy wspominała o matce. - Mam czas do środy. Wtedy muszę dać coś Heldze. – Wcale nie musiała. Równie dobrze mogła się przyznać, ale jeszcze nie podjęła tej decyzji, bo przecież świadomie zaangażowała Elide w tamtą akcję. Mogła zrobić to sama, ale nie chciała się mieszać. Większe zaangażowanie oznaczałoby kłopoty, których starała się unikać, żeby jak najszybciej wrócić do brata. Jednak czy będzie mogła spojrzeć Hyde’owi w oczy, kiedy ten ktoś zupełnie bez winy zostanie mocno zraniony?
- Nie musiałam – Przyznała Warren rację wciąż jednak uciekając spojrzeniem gdzieś na boki. - To ja wrobiłam Elide w to wszystko, ale nigdy nie chciałam, żeby dostała za to w papę. – Musiała więc teraz jakoś ją z tego wyplątać, co jak się okazało oznaczało kolejną gangsterką bójkę. Tak czy siak komuś się dostanie i to jej nie pasowało. Wciąż była młoda, więc chciała wierzyć, że było z tego jakięs inne wyjście; bardziej dyplomatyczne. - Możesz po prostu dowiedzieć się co na to Leah? Co zamierzacie z tym zrobić, o ile w ogóle? - Bo równie dobrze nie musiały nic robić. Mogły pozwolić Heldze dopaść Elide i tyle. - Ja muszę.. - Najlepiej uciec od tego popierdolonego świata. - ..obiecałam komuś, że coś zrobię, więc muszę iść do biblioteki. - List Rosanne będzie dobrą odskocznią. Potrzebowała też czasu, żeby przemyśleć sprawę z Helgą i zarazem chciała dowiedzieć się, co ewentualnie planowałaby świta Leah. Sama nie wiedziała na co liczyła. Chyba po prostu chciała mieć cały ogląd na sytuację, w której stała pomiędzy jak ten nic nieznaczący mały pionek, którego rzucało się na pożarcie na początku szachowej rozgrywki.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wolałaby oszczędzić Joan udziału w jakichkolwiek, więziennych potyczkach. Traktowała to jako jeden z nadrzędnych celów, dlatego przed działaniami, chciała znać jej zdanie. Nie zrobiłaby niczego wbrew jej woli.
Widząc, jak dziewczyna odsuwa się do tyłu, poczuła nieprzyjemny ucisk w krtani. Zbyt szybko. Nie powinna nawet sugerować możliwego udziału Terrell w jakiejkolwiek sytuacji, prowadzącej do eskalującej przemocy. Wiedziała, jak to się skończyło poprzednim razem, w pralni. Każdy miał swoje słabości i najwyraźniej trafiła na tą, dotyczącą swojej współlokatorki.
Wcisnęła dłonie do kieszeni kurtki, wyczuwając pod palcami folię ze słodką bułką. Zostawiła ją sobie na później, na krótką przerwę przy pracy. Takie słodkości lepiej ukrywać przed wzrokiem reszty osadzonych. Nawet, jeśli Val uchodziła za zawodniczkę, której bułek się nie zabierało.
Pokręciła głową, słysząc sugestię, jakoby zdrada Grety miała skutkować dalszym babraniem się w więziennych porachunkach. Nie musiało tak być. Osobiście by tego dopilnowała i Terrell nie powinna narzucać na siebie żadnej presji. Szczególnie, gdy nikt tego na niej nie wymuszał. To ta pieprzona Helga wyszła z maxa i już zaczęła mieszać. Typowe.
- Nikogo nie wrobiłaś. Nie kazałaś jej do mnie biec… prawda? - przynajmniej takie miała wrażenie. Elidzie wystarczyłaby sama informacja, a pomknęłaby w odpowiednie miejsce, bez specjalnej zachęty. Już tak miała. Działała pod wpływem chwili, dopiero po czasie rejestrując wszelkie skutki.
Kiwnęła oszczędnie głową. Zapyta Leah o jej zdanie, chociaż znała już sposób działania tej kobiety. Wolała snuć plany, traktować to wszystko jak strategiczną potyczkę, co niekiedy męczyło samą Prię. W przeciwieństwie do niej, wolała szybko zakończyć sprawę, zanim ta nabierze wyraźniejszych kształtów. Niekiedy działała impulsywnie, co musiało wiązać się z jej młodym wiekiem. Leah była bardziej doświadczona i przede wszystkim znała większość zasad, panujących za kratkami. To głównie z tego względu, Warren wolała trzymać właśnie z nią. Nie zgadzały się we wszystkich sprawach, ale współpraca wychodziła im wcale nie najgorzej. Lepsze to, niż sojusze z ludźmi pokroju Grety, dążącej do celu po trupach.
- Joan - ostrożnie złapała ją za ramię, pomimo zapowiedzi o przejściu do biblioteki. - Spójrz na mnie.
Dziewczyna unikała jej spojrzenia od dłuższego czasu, co wzbudzało u Warren niepokój. W celi ich rozmowy wyglądały inaczej. Zupełnie, jakby przenosiły się do świata, wolnego od więziennych dramatów.
- Wiem, jak to brzmi. Wszystko, co ma miejsce w tym pojebanym miejscu jest okropne i na zewnątrz wyglądałoby zupełnie inaczej - co do tego nikt nie miał wątpliwości. - Jeśli Helga będzie próbowała cię wmieszać w jakieś sprawy, albo zacznie ci grozić, musisz mi o tym powiedzieć.
Zamierzała wtedy wziąć sprawy w swoje ręce, bez planowania dzikich podchodów. Zrobi to po swojemu. Przede wszystkim skutecznie. Jeśli przy okazji zarobi kilka siniaków, nic się nie stanie. Najważniejsze, aby Helga znała swoje miejsce w szeregu, w którym nie ma miejsca na zadzieranie z Joan, Elidą czy innymi dziewczynami.
- Wszystko, co wczoraj powiedziałam, to prawda - pokreśliła, chcąc, aby Joan zobaczyła to w jej oczach. Nie miała przed nią nic do ukrycia. No… może poza pewnymi prywatnymi faktami ze swojego życia, niezbyt istotnymi dla ich życia w zamknięciu. Mimo wszystko, ufała jej.
- Mówiłam szczerze. Nie ważne, co przekażesz Heldze, jeśli ona weźmie cię na celownik, wróci z powrotem do maxa. Tym razem na dłużej.
Nie musiała się dłużej powtarzać. Znała bardzo efektywne metody na ustawianie osadzonych, co mogła zawdzięczać Leah. Nie zawsze były to przyjemne chwyty, jednak działały z dużą skutecznością.

Joan D. Terrell
ODPOWIEDZ