psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nadal nie przywykła do wspólnych pryszniców z osadzonymi. Pod tym względem poprawczak także był lepszy. Mieli normalne kabiny; zniszczone, pełne kamienia i pleśni, ale jednak. Tu nie można było liczyć na prywatność, do czego Joan jeszcze nie przywykła. Miała problem nie tylko z nagością innych kobiet (bo się ich wstydziła), ale także własną. Od kiedy urosły jej piersi, co stało się koszmarem w poprawczaku, nie czuła się komfortowo. Były duże, niewygodne, ciężkie i nijak pasowały do tego, co Joan uważała za ładne. Już zdążyła wypracować sobie tę opinię dzięki łazience w zakładzie karnym. Wiedziała, że nie lubiła przesadnie dużego biustu, jak u siebie, a za eleganckie uważała te nieco mniejsze. Tak, myślała o tym. W więzieniu człowiek miał czas na różne głupoty, jak chociażby obserwowanie czyichś ciał pod kątem tego, co się lubi a czego nie. Co uważało się za estetyczne, ładne a co niekoniecznie do niej przemawiało.
Była młoda. Jeszcze się uczyła a tu, w więzieniu, tylko te aspekty życia i świata mogła poznawać.
Nie usłyszała, że ktoś wchodził. Dopiero kiedy odwróciła się chcąc nakierować strumień wody bardziej na plecy zauważyła ściągającą ręcznik Warren. Od razu stanęła tak, żeby za wiele nie widzieć i jednocześnie nie pokazywać. Trochę bokiem i trochę tyłem do kobiety, która zdecydowała się ją zaczepić.
- Na razie nie – odpowiedziała krótko bardziej do ściany, bo wciąż wstydziła się spojrzeć w kierunku Prii (albo Val). – Wmawiam innym, że jeszcze nie wiadomo, czy Greta nie wróci. – Gdyby wróciła i dowiedziała się, że ktoś namieszał w jej celi albo dobrał się do Joan, to na pewno by zadziałała. To kłamstwo jednak nie miało nieskończonej mocy. Kiedyś się przedawni i Terrell wiedziała, że stanie się to lada moment (bo ile można?). – Stara Sue chce wprowadzić się do celi na miejsce Grety. – Kobieta była dziwna. Nietypowa i lekko szalona. Joan nie wiedziała za co tamta siedziała ani nie miała z nią żadnych nieprzyjemnych sytuacji, a jednak czuła pewnego rodzaju niepokój na myśl o jej przeprowadzce. – Nie wiem, czy tak w ogóle można. – Takich szarad jeszcze nie widziała. Za mało siedziała w więzieniu i nie miała koleżanek, które by jej o tym powiedziały, więc stała przed jedną wielką niewiadomą.
Odwróciła głowę niepewnie zerkając w stronę Warren.
- Jak się czujesz? – Słyszała wiele o wydarzeniach niedaleko narzędziowni, ale w opowieściach było mnóstwo sprzeczności, dlatego nie chciała brać ich za pewnik. Nie mogła więc stwierdzić, czy Warren była cała poharatana, miała dziurę na plecach (bo takie plotki też poszły) albo połamaną rękę, co zweryfikowała od razu widząc, że nie. – Co tam się stało? – zapytała, ale szybko pokiwała głową na boki. – Co ci się stało? – To było ważniejsze od tego, jak doszło do samego ataku, co stało się z towarem, kto miał ołówek z ostrzem i czemu Val poszła tam sama z Summer.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Poczuła w środku wyraźną ulgę, na wieści, że nikt niczego nie próbował. Te nieco bardziej rozbrykane osadzone najwyraźniej wciąż były w rozsypce po zawinięciu Grety. Od pamiętnej szarpaniny przy narzędziowni minęły ponad dwa tygodnie, więc lada chwila wszystko pójdzie swoim torem. Tym razem bez nadmiernej aktywności miłośniczek narkotyków.
Lekko ściągnęła brwi, słysząc imię potencjalnej, nowej współlokatorki Terrell. Kojarzyła tę kobietę i wcale nie uważała jej za odpowiednie towarzystwo dla osiemnastolatki.
- Zależy, jak dobre ma układy z personelem - zdarzało się, że ktoś kierował prośby do wychowawców, aby otrzymać celę z koleżanką. Takie połączenia łagodziły konflikty, ale wpierw należało wybadać sytuację. Nikt przecież nie wsadziłby do jednej celi osób, prowadzących ze sobą wojnę. Chyba, że przyniosłoby to jakiś upragniony cel.
Socjopatów tu nie brakowało; nawet wśród personelu.
- Wolałabyś kogoś innego? - zerknęła kątem oka na dziewczynę, sięgając po tubkę z żelem.
Mogła spróbować coś zdziałać, niekoniecznie powodując u Sue nagły wypadek, uniemożliwiający przeprowadzkę. Miała dobre noty u wychowawczyni i psycholożki. Tyle wystarczyło, aby uważały jej opinię za przydatną.
- Mam nadzieję, że do mnie też nie wrzucą jakiejś wariatki - jej własna cela również była tymczasowo jednoosobowa, a to nasuwało pewne myśli. Wystarczyłoby podczepić Joan, w sposób, który nie budziłby w reszcie osadzonych jakichkolwiek podejrzeń. Mając na uwadze ostatnie wydarzenia, nikogo nie zdziwiłoby połączenie Warren ze spokojniejszą osadzoną. Joan zdecydowanie za taką uchodziła, przy czym Val wolałaby jak najdłużej utrzymać ten stan rzeczy. Zamierzała o nią zadbać, nawet jeśli nie przyjdzie im w udziale dzielenie pokoju.
Już miała pokrótce opisać całą sytuację z osaczeniem Grety, kiedy Terrell nieco zmodyfikowała pytanie. Nie ważne, że zabrzmiałaby tak samo, jak mnóstwo innych, ciekawskich bab; z nią mogła rozmawiać bez marudzenia.
- Rany na ręku wciąż się goją - delikatnie uniosła lewe przedramię, ukazując dwie szramy, pokryte strupem. Na krawędziach były różowe, przez co cholernie swędziały. - Dostałam jeszcze prostym w twarz. Od Helgi. Ma krzepę większą od mojego najstarszego brata.
Tuż po wyjściu z izolatki, zgarnęła odrobinę podkładu od jednej z dziewczyn, chcąc zakryć resztki blednącego, żółtego siniaka.
- Drugiego dnia spuchłam jak pieprzona rozdymka - parsknęła krótko, na samo wspomnienie. Wtedy nie mogła się nawet zaśmiać, żeby nie czuć bólu. - Poza tym, nie jest źle.
Powoli rozprowadziła żel po odkrytych obojczykach i ramionach, uważając na gojące się rany.
- Gdyby nie alarm, byłoby znacznie gorzej.
Dla pewności, szybko zerknęła przez ramię, po czym zatrzymała spojrzenie na Joan, próbując sprowokować tym samym jej uwagę. Cholernie korciło ją, aby spojrzeć niżej, jednak w tej sytuacji mocno się zaparła. Terrell zdecydowanie zasłużyła sobie na szacunek i uznanie.
- Czegokolwiek byś nie potrzebowała, możesz na mnie polegać. Mam u ciebie dług.
Gdyby nie dziewczyna, Greta miałaby czas, aby podrzucić towar Summer, albo jej samej. To tylko przedłużyłoby im odsiadkę i naraziło na masę nieprzyjemności. Nie wspominając o gorszym scenariuszu, zawierającym wyjście z więzienia na noszach. W czarnym worku.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Westchnęła ciężko na wspomnienie o układach z personelem. Stara Sue może i nie była zdrowa na umyśle, ale siedziała w więzieniu już ponad ćwierćwiecze, więc miała czas na nawiązanie odpowiednich znajomości. Przynajmniej tego bała się Terrell, która niechętnie podchodziła do perspektywy dzielenia celi z tą kobietą. Wolałaby zostać sama, ale z drugiej strony w ten sposób nigdy nie była bezpieczna. Nawiązane relacji z Gretą było przymusem i koniecznością, jeżeli chciała przetrwać, więc na pewno zrobi to samo z kolejną osadzoną. Dostosuje się, bo nie miała większego wyboru. Zdążyła do tego przywyknąć. Od kiedy ją zamknięto, decydowano za nią. W co ma się ubierać (identycznie jak wszyscy, co pozbawiało ludzi osobowości), co jeść, gdzie spać, jakie zajęcia wykonywać i z kim rozmawiać.
- Wolałabym wrócić do domu, ale przecież w tym miejscu nie ma znaczenia, co chcemy a czego nie. – Większość rzeczy było narzucane z góry, więc mogła „woleć” dzielić celę z kimś innym, ale nie wiązała z ów wizją żadnych nadziei. Poza tym, kogo miałaby do siebie zaprosić? Nie kłamała mówiąc Warren, że nie miała żadnych koleżanek. Nie chciała ich. Bała się też komukolwiek zaufać nie licząc przymusowych układów, jak ten z Gretą.
Wbiła długie spojrzenie w Prie nieumyślnie nieco bardziej obracając ciało. Już nie stała do niej plecami tylko jak głupia gapiła się na kobietę zastanawiając, czy to była jej szansa na zmianę warunków życia w więzieniu. Mogłaby zaproponować Warren wspólną celę. Bez różnicy, która do kogo się przeprowadzi. To mogłoby jej wyjść na dobre albo odbić się czkawką, co także brała pod uwagę. Wiele jednak znaków przemawiało za tym, żeby wydobyć z siebie propozycję dzielenia celi. Była już na to gotowa. Rozchyliła wargi, spomiędzy których wypuściła powietrze i.. nic więcej. Żadnego słowa.
Zacisnęła szczękę i opuściła spojrzenie w dół.
- Elida na pewno byłaby chętna. Chyba cię lubi. – Chyba na pewno, o czym przekonała się posyłając kobietę w okolice narzędziowni. Już w bibliotece skojarzyła, z czym wiązał się uśmiech tamtej kobiety i bezczelnie to wykorzystała.
Czemu nie zaproponowałaś dzielenia celi?; zapytała samą siebie. Miewała przebłyski przejmowania inicjatywy. Zrobiła to w kuchni, kiedy pocałowała Warren i z Elidą, którą przekonała do spotkania się z tą pierwszą. To jednak było mało zważając na czas jaki spędziła w więzieniu. W tym czasie wiele osadzonych zdążyło naście razy przejąć inicjatywę w przeróżnych sytuacjach. Ona taka nie była albo po prostu się bała. Jak zawsze. W tym przypadku nie chodziło tylko o strach przed zaufaniem Warren, ale także świadomość, że tę otaczały kobiety niespecjalnie przepadające za Terrell. Dzielenie celi jedynie przysporzyłoby Warren dodatkowych kłopotów.
Dopiero teraz spostrzegła, że stała przodem do ścianki działowej, więc szybko odwróciła się w przeciwnym kierunku znów praktycznie stając plecami do kobiety.
Odwróciwszy głowę spojrzała na okazaną rękę myśląc o tym, co mogłoby się stać, gdyby prowizoryczne ostrze wbiło się głębiej.
- Masz brata? – zapytała automatycznie nie z zaskoczeniem a ciekawością. Znów jednak skarciła się w myślach, bo przed ponad dwoma tygodniami nakrzyczała na Warren, żeby nie mówiła o jej bracie. Teraz sama pytała o rodzeństwo kobiety tak, jakby tamto nie miało miejsca.. to dlatego nie miała koleżanek. Nie umiała się odnaleźć ani zdecydować, przed kim rzeczywiście się otworzyć.
- Rozdymka? – Może i zdała egzaminy oraz zaczytywała się w książki psychologiczne, ale nie miała zielonego pojęcia, czym była rozdymka. Nauka w poprawczaku była okrojona. Uczyła się o morskich zwierzętach, ale rozdymkę bezczelnie pominięto. Nie była taka ważna a Joan.. cóż, może gdyby miała okazję oglądać z bratem jakiś nudny kanał przyrodniczy albo „Gdzie jest Nemo” to wiedziałaby, czym była ów przedziwna kolczasta ryba.
Za długo stała pod wodą. Już dawno zmyła z siebie mydło, ale lubiła przeciągać czas spędzany pod prysznicem zwłaszcza, gdy akurat była sama.
Wyłapała spojrzenie Prii, ale zanim cokolwiek powiedziała to wyłączyła strumień i sięgnęła po ręcznik, którym szczelnie się owinęła.
- Nic nie zrobiłam – skłamała. – To Elida włączyła alarm. Nie chwaliła ci się? – W kółko o tym gadała, kiedy wyszła z izolatki. – Nawet jeśli, to.. ja mam dług u ciebie. – Danie po mordzie Alabamie, zniszczenie listu (za co na początku była zła), pozbycie się Grety i nawet głupie zdjęcie książki z górnej półki. Nie była pewna, na ile sama się spłaciła nie kapując Warren Grecie (w sprawie pudła w kuchni) i podając jej potrzebne informacje. Nie znała ceny za swoje uczynki.
Wyszła z przydzielone prysznica uwiązując mokre długie włosy w kucyk i usiadła na ławce pozwalając ciału nieco oschnąć bez szorowania go ręcznikiem, który w dotyku był jak papier ścierny.
- Jak długo siedzisz? - zapytała nie wiedząc, czy w ogóle mogła wiedzieć takie rzeczy. Czy Warren chciała o nich mówić.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Czasami uda się wpłynąć na jakąś decyzję - sama zamierzała zrobić, co w jej mocy, byle tylko wpłynąć na decyzję o przydzieleniu Joan kogoś normalnego. Summer nie byłaby zła, ale od dawna dzieliła celę ze swoją koleżanką, z którą się zżyła. Coś wymyśli. Miała jeszcze kilka normalnych kandydatek w pamięci.
Nie od razu wyłapała długi wzrok Terrell, zamiast tego skupiając się na stopniowym rozluźnianiu spiętych mięśni, rozbijanych przez wodę pod ciśnieniem. Dopiero, gdy dziewczyna wspomniała o Elidzie, zerknęła na nią, lekko zamglonym spojrzeniem drażnionym przez krople wody.
Zauważyła? No tak, pewne rzeczy wyglądały na oczywiste.
- Ciekawe czy lubiłaby mnie tak samo, gdybym nie załatwiała jej leków.
Większość relacji w więzieniu polegało na otrzymywaniu coś w zamian. Elida pozwalała jej się dotykać, całować i pieścić. Niewykluczone, że z czasem zaczęło jej się podobać to, co razem dzieliły. Przychodziła do niej nie tylko w sprawie medykamentów. Zwyczajnie domagała się jej uwagi, czemu Val nie zawsze potrafiła się oprzeć. Przy okazji otrzymywała od dziewczyny szczere informacje, zawsze na czas. Była ładna, wcale nie taka zniszczona przez więzienne życie, ale brakowało w tej relacji pewnej głębi, o której Warren marzyła, jeszcze za czasów nastoletnich. Zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie pierwsze, bliższe relacje z innymi kobietami. Korzystała z tego, co miała pod ręką, bo na nic lepszego raczej nie miała co liczyć. Po wyjściu z więzienia, kobiety wracały do społeczeństwa, do swoich ukochanych, chcąc zostawić za sobą to, co przeżyły w zamknięciu. Odcięcie się od tego etapu w życiu wydawało się najrozsądniejsze.
Mimowolnie przesunęła wzrokiem po odkrytych partiach Joan, podkreślonych przez wąskie strumienie wody. Struktura ciała wręcz zachęcała przesunięcia po nim palcami, albo przynajmniej wypowiedzenia drobnego komplementu. Nie mogła sobie pozwolić ani na jedno, ani na drugie. Nie chciała, żeby to zabrzmiało dziwnie. Nie po tym, jak poruszono temat Elidy, wyprawiającej z Val przeróżne rzeczy.
Zamiast tego, wolała odpowiedzieć na pytanie o rodzeństwo, w czym nie widziała problemu.
- Braci - poprawiła, używając liczby mnogiej. - Całą czwórkę.
Brzmiało jak niezłe utrapienie, ale ciocia Aubree wcale nie narzekała na rozgardiasz. Gdyby było inaczej, nie przyjęłaby tak ciepło kolejnej pociechy, tym razem po swojej świętej pamięci siostrze.
W międzyczasie Joan znów się obróciła, nieco gasząc dwuznaczny tor myśli Warren. W samą porę.
- No wiesz, taka rybka - była przekonana, że Terrell przynajmniej raz o niej słyszała. - Jak wyczuwa niebezpieczeństwo, nadyma się jak mały, kolczasty balonik.
Dla przykładu, wydęła policzek po poszkodowanej stronie, co by zobrazować opisaną poprzez zwierzątko, opuchliznę. Obiecała sobie, całkiem spontanicznie, że jak Joan się kiedyś zdenerwuje, będzie ją nazywać rozdymką. Albo lepiej nadymką, bo wtedy przy pudłach z towarem Grety nieźle się nadymała. To będzie jej forma zemsty za odważnego liścia, którego mimo wszystko, nie miała za złe.
A ty znowu o niej?
Z politowaniem spojrzała na Joan, jakby telepatycznie chciała przekazać, co myśli o jej zasłanianiu się Elidą. Musiała jednak przyznać, że to bezpieczne zagranie z jej strony.
- Jesteś zbyt skromna.
Być może jeszcze nie rozumiała powagi swoich działań, ratujących życie. Sam fakt, że trzymała język za zębami i nie wygadała się starej współlokatorce, wiele dla Warren znaczył. To pozwoliło na w miarę schludne wyeliminowanie raszpli, stojącej za tragedią, związaną z Annie.
Po zmyciu resztek żelu, przyszła kolej na włosy, których mycie trwało nieco dłużej, niż zwykły prysznic. Rodzice przekazali jej w genach całkiem gęste pasma, które zasługiwały na odpowiednią pielęgnację. Przynajmniej taką, na jaką zezwalały więzienne warunki. Zdobycie małej butelki odżywki i wygładzającego szamponu było zdecydowanie łatwiejsze od przerzucania innych fantów. Część rzeczy i tak dostawała w paczkach od rodziny, wcześniej przetrzepanych przez klawiszy.
- Już ponad dwa lata - przekazała bez zwłoki, nanosząc na włosy szampon, który szybko się spienił. - Podziwiam spokój, z jakim o to zapytałaś.
Nie każdy pozwoliłby sobie na podobne zagranie.
- Lubisz mnie, co? - pozwoliła sobie na tę małą zaczepkę, wraz z wyraźnym uśmiechem, ukrytym przed wzrokiem Joan, jako że stała przodem do ściany z natryskiem, a tyłem do niej.
- Ja ciebie też - musiała to dodać, aby przypadkiem Terrell nie poczuła się nieswojo. Rozmawiały razem, dochowywały swoich tajemnic i pytały nawzajem „jak się czują”. To mówiło samo za siebie.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Ah, ta – udawała, że nagle ją olśniło i wiedziała o jakiej rybie mowa. Nie chciała wyjść na głupią, dlatego postanowiła nagiąć prawdę. Tylko trochę, bo jak tylko będzie miała okazję to spróbuje poszukać ów rozdymki w tutejszych książkach. Może się uda. Jeżeli nie, to może poprosi Frederice o narysowanie takowej. Słyszała, że kobieta pałała się w szkicowaniu, więc jak załatwi coś dla niej w zamian, to na pewno zyska rysunek rozdymki.
Czy była skromna? Z pewnością nie chciała rzucać się w oczy a to oznaczało mało zaangażowanie w otaczający świat i zero bohaterskich wyczynów. Była zdania, że wykorzystała Elide. Raczej nie opisałaby tego w liście do brata. Nie chciała, żeby ten wiedział o jej wyczynach. Niby nie zrobiła nic złego, a jednak patrząc na wszystko z boku naraziła niczego nieświadomą kobietę na atak Grety albo Helgi. Wszystko dlatego, bo sama nie chciała się narażać. Wykalkulowała to sobie i wyceniła wartość siebie oraz Elidy.
Za bardzo chciała wrócić do brata, żeby teraz móc ryzykować. To jej jednak nie tłumaczyło. Przynajmniej tak myślała i nawet nie miała z kim tego obgadać. Zrozumieć, czy rzeczywiście zrobiła coś złego czy jednak nie. Ciężko o słuszną ocenę, kiedy przez ostatnich parę lat obserwowało się skrajne reakcje na różne sytuacje. Dziewczyny w poprawczaku cieszyły się z powodu złych rzeczy. Jedynie strażnicy nie byli zadowoleni a czasami po prostu je ignorowano. Ciężko więc było podać poziom moralności uczynków, bo Joan nie miała dokładnie do czego się odnieść; przynajmniej nie do naturalnego społeczeństwa i jego funkcjonowania skrajnie odmiennego od tego, co przeżywała w poprawczaku.
Zmarszczyła brwi z zaskoczeniem patrząc na Warren. Zbyt długo wpatrywała się w jej nagie plecy i pośladki. Zabawne, że usiadła akurat naprzeciwko jej kabiny..
- Powinnam nie być spokojna? – zapytała nie wiedząc, w jaki sposób miałaby o to zapytać. Już na początku zauważyła, że kobiety w więzieniu niechętnie o tym mówiły, dlatego ich nie zaczepiała, ale.. – W poprawczaku dziewczyny lubiły się chwalić swoim stażem. Wręcz wykrzykiwały na głos, która była lepsza a w pokoju dziennym powstawał ranking tych najdłużej zamkniętych. – To był wyznacznik doświadczenia, który osadzone w poprawczaku uważały za pewnego rodzaju odnośnik statutu. Im dłużej siedzisz, tym ważniejsza jesteś. – Przez trzy lata byłam na szczycie. - Joan nie chciała w tym uczestniczyć, ale nie miała wyboru. Dziewczyny same ją mianowały i słusznie, bo mało kto siedział w poprawczaku od tak młodego wieku. Terrell była rekordzistką, czym wcale się nie chwaliła. Nawet teraz powiedziała o tym bardziej ze wstydem i zażenowaniem.
To nie był powód do dumy.
Rozchyliła wargi czując jak policzki się rumienią a słowo sprzeciwu utyka w gardle. Nic dziwnego, bo byłoby kłamstwem albo niesprawdzoną prawdą, bo nie była pewna czy lubiła Warren. Na początku jej się bała, wręcz wystraszyła okrutnie, kiedy ta waliła w drzwi składziku. Teraz.. teraz ją zawstydzała i onieśmielała.
- Czemu? – Czemu ją lubiła? Na jakiej podstawie to oceniła? Które zdarzenia i sytuacje miały stwierdzać, czy kogoś się lubiło? To Joan również miała spaczone i mocno zaburzone. Ocenienie czy kogoś lubiła skupiało się raczej na tym, ile mogła komuś dać. Coś za coś; bardziej materialnie i w ramach korzyści niż mentalnego spokoju ducha. – Czemu ze mną rozmawiasz? – Bo to najwyraźniej łączyło się z lubieniem. – Świta Leah za mną nie przepada. – Przynajmniej na początku, kiedy dowiedziały się za co siedziała. Potem może im przeszło, ale Terrell tego nie wyczuła. – Możesz mieć przez to kłopoty. - Nie była poniżej skali. Za najgorszy sort uważano morderczynie dzieci, te które się nad nimi znęcały psychicznie oraz fizycznie i molestatorki nieletnich. Matki były później. Matek się nie zabijało. Ojców co innego, bo na samo wspomnienie uznawano, że był zwyrodnialcem. Mało to jednak chciał wiedzieć, że rodzicielki też nie były dobre w swej roli. Że tak naprawdę śmierć pani Terrell wyzwoliła jej dzieci.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Delikatnie pokręciła głową, czego Joan mogła nie widzieć.
- Nie, nie o to chodzi - jakby nie patrzeć, Val była teraz kompletnie odsłonięta, a co za tym idzie - mniej groźna. Pod prysznicem nie dało się zachować prywatności czy wzmożonej czujności. Idealnie obrazowały to stare horrory, w których wykorzystywano podobny motyw. Nic dziwnego, że Joan czuła się spokojnie.
- Od dawna nikt nie miał odwagi, żeby zapytać mnie o to, ile siedzę. Nie wspominając już o pytaniu: czy naprawdę to zrobiłam. Na pewno wiesz o czym mówię. Kobiety lubią plotkować.
Szczególnie, gdy dookoła kręciło się ich mnóstwo. Nawet nie potrzebowały czytać magazynów z zewnątrz. Tutaj tworzyły własną telenowelę, z nagłymi zwrotami akcji.
Słysząc kolejny raz o poprawczaku, zerknęła na Joan przez ramię, pomimo wody cieknącej po twarzy. Mimo wszystko, ciekawiły ją doświadczenia dziewczyny z poprzedniego miejsca. Porównując je z więzieniem, brzmiało jak zapuszczony plac zabaw, pełen młodocianych oprawców. Nie wyobrażała sobie Joan w tej roli. Musiało być jej ciężko. W tych czasach nawet pedagodzy nie wypełniali odpowiednio swoich obowiązków.
Nie zwróciła szczególnej uwagi na zajęte przez Terrell miejsce, pozwalające na podziwianie pewnych widoków. Zwyczajnie uznała, że rozchodziło się o utrzymanie komfortu rozmowy. Gdyby krzyczały do siebie z przeciwnych końców łazienki, ktoś mógłby je usłyszeć. Nie potrzebowały dodatkowego towarzystwa. Nie, kiedy rozmawiały na takie tematy.
Nie wiedziała, jak skomentować topowego miejsca na liście. Sądziła, że Terrell chce się pochwalić, ale ton jej głosu wcale na to nie wskazywał. Warren potrafiła wyłapać takie rzeczy. Czasami sama mowa ciała czy też ekspresja, widoczna twarzy, zdradzała więcej, niż słowa.
- Tutaj jest trochę inaczej - o czym Joan z pewnością zdążyła się przekonać. Przynajmniej pobieżnie. - Staż robi na niektórych wrażenie, ale najbardziej liczy się to, kto za co siedzi. I który raz z rzędu.
To więzienie również posiadało swoje córki marnotrawne. Nie ważne ile razy by je wypuszczano i tak wracały, nie mogąc dostosować się do życia na zewnątrz. Val zdecydowanie nie chciała skończyć w podobny sposób. Miała nadzieję, że Joan również.
Znów powróciła wzrokiem na wprost, wcierając w skórę głowy spieniony szampon.
- A czemu nie? - odbiła piłeczkę, dając sobie czas na odpowiedź. Lubienie Joan nie było trudne. Odkąd trafiła do więzienia miała ją na oku, ale dopiero później zdecydowała się wkroczyć do akcji. Była jeszcze Greta, która czuwała nad dziewczyną, aby ta nie padła ofiarą napaści. To jedyna, pozytywna rzecz, jaką starucha zrobiła. Gdyby nie jej chore ambicje rozprowadzania narkotyków i załatwiania niewinnych kobiet, być może wciąż dzieliłaby celę z Terrell.
- Może po prostu lubię kłopoty - pozwoliła sobie na jeszcze jedną, sympatyczną zaczepkę obracając się przodem do Joan. Musiała zmyć z włosów szampon, a dzika gimnastyka pod strumieniem wody, wyglądałaby zbyt pokracznie. Terrell tylko nabawiłaby się koszmarów.
Odchyliła głowę do tyłu, wbijając wzrok w niedawno malowany sufit.
- Nie jestem Leah, ani żadną inną osadzoną - miała swoje zdanie i nie podążała ślepo za zachowaniem innych, bo tak powinna. - Pomyślmy…
Ściągnęła brwi,
- Nie używasz słowa kurwa, jako przecinka, co jest plusem - Warren sama nie grzeszyła stosownym językiem, jednak zdecydowanie milej podchodziła do osób, ograniczających wulgaryzmy. - Czytasz książki i wiesz kim jest ten pojeb Freud, co znaczy, że masz większe ambicje, w porównaniu do reszty.
Mogłaby się rozgadać jeszcze bardziej, dodając do tego przyjemny dla ucha ton głosu Terrell oraz zwyczajne dobre przeczucie co do jej osoby. Jakby to powiedziała ciocia Aubree, miała pozytywną aurę. Coś co w tym wielkim pierdolniku było cholernie niespotykane.
- Nie bałaś się postawić Alabamie i wywalić na nią tacy z jedzeniem - co sama uznała za zabawne i całkiem przydatne. Czas spędzony bez liderki ćpunów zdecydowanie był spokojniejszy.
- Obie zostałyśmy wrzucone na głęboką wodę i musiałyśmy się do tego dostosować… - próbowała pokrętnie przekazać, że również trafiła tu za czyn, którego nie popełniła. Nie miała jednak pewności czy Joan to wyłapie. Chciała, żeby jej zaufała. Razem mogłyby odpowiednio zadbać o siebie nawzajem. Warren by się nie przyznała, ale również tego potrzebowała. Brakowało jej kogoś, komu mogłaby w pełni zaufać. Kogoś, kto niekoniecznie widziałby w niej rzekomą zabójczynię policjantów, zgadaną z grupą przestępczą.
Zakręciła kurek i sięgnęła po ręcznik, aby szczelnie owinąć mokre ciało. Odżywkę mogła w spokoju nanieść na mokre włosy, bez potrzeby późniejszego spłukiwania.
Zajęła miejsce obok Joan, korzystając jeszcze z chwili, gdy mogły pogadać, bez niepotrzebnej, węszącej widowni w tle.
- Więc… tak. Myślę, że tyle mi wystarczyło, aby cię polubić,
Utkwiła spojrzenie w dziewczynie, specjalnie zatrzymując dla siebie wydarzenia z wszczęciem alarmu. Jeszcze ktoś zbłąkany, wchodzący do łazienki by je usłyszał i co wtedy?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
O tak, kobiety uwielbiały plotkować. Nawet jeśli Joan z premedytacją nie uczestniczyła w tym rytualne, to miała uszy i słyszała wiele pogłosek na temat różnych osadzonych. Mówiono o Warren wiele rzeczy. Często historie były naciągane, bo choć wszyscy wiedzieli, że nie siedziała za zabójstwo to mówiono o jej rzekomym udziale w morderstwie policjanta. Osadzone wspominały też o romansie rodem z Romeo i Julii, jakby w mundurze zakochała się w gangsterze. Tak – mężczyźnie – dlatego Joan z góry założyła, że to nie prawda. Pozostała jeszcze jednak plotka o rzekomym sprzedaniu się przestępcom, którzy mieli informacje o przewożonej broni. Prawdopodobnie zyskali je od Val, ale czy w tak młodym wieku ryzyko było warte świeczki? Trafienie za kraty tuż po tym, gdy zdarto z niej mundur to ogromny koszt. Jak na kogoś wyjątkowo ogarniętego Warren nie wydawała się kimś, kto potykał się na byle zakręcie.
Chyba.
- Dlatego Greta miała posłuch – wyjaśniła to sobie w ów sposób, ale wiedziała, że na ów pozycję kobieta musiała zapracować. Nie tylko tym, co zrobiła i że już trzeci raz trafiła do paki. Miała wiele sojuszniczek, bo je sobie zaskarbiła posiadając również kontakty, które umożliwiły jej przemycenie kontrabandy.
- Bo nie mam nic do zaoferowania. – Właśnie temu. Nie posiadała pieniędzy, którymi mogłaby obsypać Warren, kontaktów, potrzebnej wiedzy lub czegokolwiek innego, co kobieta mogłaby potrzebować. Informacje o Grecie to jedyne co posiadała. Nie miała nic więcej.
- Czy nie radziłaś, żeby trzymać się od nich z dala? – zapytała chyba już rozumiejąc sposób w jaki Warren ją zaczepiała i że mogła się odgryźć, co chciała skwitować uśmiechem, lecz ten nagle przygasł, kiedy ku zaskoczeniu przed jej oczami ukazało się coś więcej niż tylko plecy. Szybko odwróciła wzrok i po niecałej sekundzie do jej świadomości dotarła informacja o dość nietypowym elemencie na ciele. W normalnych warunkach już nie miała problemu, żeby kręcić się wokół nagich osadzonych, ale inaczej czuła się rozmawiając „twarzą w twarz” z jedną z nich. Musiała jednak podejrzeć upewniając się, czy rzeczywiście coś widziała. Tylko zerknie i.. a jednak to co wcześniej zauważyła było blizną po lewej stronie przy żebrach.
Uważnie słuchała jednocześnie zastanawiając się nad ewentualnymi odpowiedziami. Czuła, że zaprzeczenie nie miało sensu. Nie była też gotowa na dyskusję z kimś, kto stał przed nią całkowicie nago. Nie chciała tego wykorzystywać. Poza tym, sama czuła się bardziej obnażona, nawet jeśli miała na sobie ręcznik.
Powędrowała wzrokiem za Warren aż ta usiadła obok. Z początku, bardziej odruchowo, chciała się odsunąć. Nauczyła się by trzymać dystans, nie patrzeć za długo i nikogo nie dotykać. Kontakt mógł oznaczać niepotrzebne zaczepki albo kłopoty; z tą zasadą żyła, a jak wiadomo im młodsza osoba tym bardziej podatna na wszelkie nauki (niekoniecznie słuszne).
- Przeceniasz mnie. Wszystko, co robię.. jest z jakiegoś powodu. – Na pewno nie była nim odwaga albo dobre wychowanie, bo nie powiedziałaby, że była dobrze wychowana. Nie w poprawczakowych warunkach. – Matka dużo klęła. Nie chciałam, żeby brat to robił. – Dlatego jeszcze jako dziecko uznała, że nie będzie nadmiernie używać brzydkich słów. Zwłaszcza przy Hydzie. – Czytam nie przez ambicje a dlatego, że chce zrozumieć, czemu przydarzyło mi się to wszystko. – Wzięła głęboki wdech cały czas patrząc przed siebie na kabinę, którą niedawno opuściła Val. – I postawiłam się Alabamie nie przez odwagę – Bo jej nie miała. – a dlatego, że chciałam trafić do izolatki. – Nie uznawałaby tego wszystkie za coś wyjątkowego albo wielkiego, ale to tylko było jej zdanie. Możliwe, że błędne, czego nie wykluczała ale nikt nie miał okazji jej tego wyperswadować.
Powoli wypuściła powietrze przez nos i nagle zrobiła coś, o co jeszcze trzy tygodnie temu by się nie posądziła. Odchyliła głowę w bok kładąc ją na ramieniu Warren.
- Może mogłabym wprowadzić się do twojej..? – Nie dokończyła. Sielanka nie trwała długo, wręcz okrutnie krótko, przerwana głośnymi rozmowami grupki osadzonych, które były czymś ubrudzone.
- Mówiłam wam, że tarzanie się w błocie jest super! – Wszystko stało się jasne. Dzisiaj mocno padało i niektóre wykorzystały to, żeby się nieco zabawić. Jak dzieci, ale Joan nie uważała, że to coś złego.
Gwałtownie podniosła głowę i odsunęła się od razu sięgając do swoich ubrań. Ledwie zerknęła na Warren i szybko przeszła do nakładania dolnej bielizny. Z górną poszło nieco dłużej zwłaszcza, kiedy próbowała się przed wszystkimi schować, ale się udało. Ubierałaby się szybciej, gdyby nie jedna z osadzonych, która nagle podeszła do Val.
- Myślisz, że byłabyś w stanie coś dla mnie załatwić? – zapytała tamta czując się niezwykle swobodnie. Musiała ufać wszystkim, bo nie mówiłaby o tym tak głośno. A Joan.. cóż, ją ludzie ignorowali, bo nie wydawała się groźna i właśnie tak mieli ją postrzegać (do tego dążyła).
Postanowiła się nie wtrącać i po nałożeniu na siebie wszystkiego co miała, zgarnęła ręcznik wraz z mydłem i jak najszybciej opuściła łazienkę. Wolała nie rzucać się w oczy i nie słyszeć tekstów w stylu „Po co tu jeszcze stoisz?” albo „Czego się gapisz?”. To zwiastowało kłopoty a ona ich unikała.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Bzdura - odpowiedziała niemal od razu, gdy Joan powiedziała, że nie ma nic do zaoferowania. Mogłaby rozwinąć temat, wspomnieć chociażby o nietuzinkowej urodzie, ale to już nakierowałoby Joan na niekoniecznie bezpieczne zagrywki. Kobiety, handlujące swoim dobrym wyglądem szybko popadały w zależności od innych osadzonych, często uwikłanych w sprawy narkotykowe. Tego zdecydowanie by dziewczynie nie życzyła. Niedawno uwolniła ją od przymusowej roboty dla Grety i lepiej, aby tak pozostało.
Poza tym, Terrell miała przyjazne usposobienie, co sprzyjało pozyskiwaniu informacji w dyskretny sposób. Szkoda tylko, że większość bab miało ją za morderczynię własnej matki.
Podobały jej się te małe, zaczepne teksty, na które poniekąd liczyła. Odsłaniała się przed Joan, wręcz prowokując do odbijania piłeczki. Chciała, żeby dziewczyna czuła się w jej towarzystwie swobodnie. Zasługiwała na to, po ciągłym znoszeniu obleg i innych, nieprzyjemnych określeń.
Z wyraźnym zaciekawieniem słuchała wyjaśnień, co do trafnych przykładów dotychczasowego zachowania Joan. Mniej więcej w połowie, pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, zdradzający odrobinę sceptycyzmu.
- Wydaje mi się, że jest w tym coś więcej… - mruknęła, z lekkim uśmiechem wciąż przyczajonym na ustach. - Do izolatki można trafić na masę różnych sposób, niekoniecznie narażając się narwanej ćpunce.
Brzmiało sensownie, czyż nie? To już nasuwało pewne pytania, chociażby te, związane z chęcią trafienia do izolatki. Czy Joan jej się wtedy obawiała? Być może, gdyby nie sytuacja z pralni, Terrell nie musiałaby szukać sposobności na odizolowanie od reszty więźniów; szczególnie od Warren.
Mimo wszystko, dziewczyna zaskoczyła ją niespodziewanym oparciem głowy na ramieniu, co wyglądało w ich położeniu bardzo naturalnie. Jedynie otoczenie zaburzało tę chwilę, przypominając o tkwieniu w zamknięciu. Na zewnątrz kobiety były o wiele bardziej swobodne względem siebie. Tutaj niektóre gesty łatwo można było zinterpretować jako zaproszenie do czegoś więcej, niż typowo przyjacielskich uścisków. Val nie zamierzała tego wykorzystywać, pomimo rosnącego, przyjemnego ciepła.
Zdążyła odgadnąć sens wypowiedzianych przez Joan słów, niestety, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, do środka weszła grupa kobiet, porządnie obsmarowana podmokłą ziemią.
Nie chciała, żeby Terrell zbyt szybko ją opuszczała. Wiedziała jednocześnie, że nie mogły pozwolić sobie na pełną swobodę, w otoczeniu innych osadzonych. Koniec końców ktoś brutalnie by to wykorzystał.
Przystąpiła do wycierania ciała z resztek wody, zerkając na Howell, pytającą o jakąś przysługę.
- Jasne - jeśli nie rozchodziło się o twarde narkotyki, zawsze mogła spróbować coś załatwić. - Napisz czego potrzebujesz i podrzuć mi w książce do celi. Leah na mnie czeka, sama rozumiesz.
Uśmiechnęła się przepraszająco, jawnie wciskając kobiecie kit. Istniały rzeczy ważne i ważniejsze, a teraz musiała dogonić Joan, aby upewnić się, że na pewno chciała się do niej wprowadzić. To byłaby dla Warren całkiem miła odmiana. Nie musiałaby się martwić o wojny z potencjalną, nową współlokatorką, wprowadzającą do celi własne wizje.
Zdążyła nałożyć bieliznę oraz bluzę, nim wypadła z łazienki ze spodniami i kosmetyczką pod pachą. Żywo drepcząc w klapkach, skierowała się we właściwy korytarz, podejrzewając, że Joan zmierzała w kierunku swojej celi. Prawie wpadła na nią przy drugim zakręcie.
Całe szczęście, w korytarzu nikogo nie było.
- Hej, słuchaj - zaczęła, zatrzymując się tuż obok dziewczyny. - Odnośnie twojego pytania, to…
- Warren, gdzie masz spodnie?
Drgnęła jak oparzona, rozpoznając głos jednego ze strażników – Buckley’a. Wyróżniał się posturą typowego miłośnika pączków ale nie prowadził większych wojen z osadzonymi. Czasami wydawało się, jakby w więzieniu pracował za karę.
- Zaraz je założę.
Buckley jedynie pokręcił głową z rozżaleniem, przechodząc dalej, do pokoju socjalnego.
- Możemy o tym pogadać w bibliotece? - zapytała cicho, nasłuchując zbliżających się kroków. - Jutro wieczorem. Zobaczę, co uda mi się ugrać.
Nie zamierzała przychodzić do Joan ze złymi wieściami. Tym razem się postara, zagrywając odpowiednimi kartami przed wychowawczynią. Jakby nie było, ostatnim razem powstrzymała Gretę, obładowaną towarem. Uchroniła tym samym pracowników przed kolejną aferą, związaną z narkotykami. To już nie byle co. Warren zamierzała mieć się na baczności, na wypadek ataków ze strony ćpunek. Spałaby zdecydowanie lepiej, gdyby w celi towarzyszyła jej Joan.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Zmartwienie osiągnęło zenitu.
Wiedziała, że decyzja podjęta wczoraj miała swoje plusy i minusy. Do tych drugich należało niezadowolenie świty Leah, ale jakoś to przeboleje, o ile nie dostanie w mordę. Kolejnym minusem była świadomość tego, że ludzie zaczną podejrzewać jej udział w akcji niedaleko Narzędziowni. Istniało ryzyko, że ktoś bystry pomyśli – To ona przekazała informacje Leahi – co do końca skreśli jej względny więzienny spokój. Miałaby na głowie jedno zmartwienie więcej, jakby dotychczas było ich za mało.. Chciała jednak wierzyć, że nic złego się nie stanie. W końcu ludzie mieli ją za strachliwą młodą pannę, która prędzej by się popłakała niż wydała Gretę. Nikt nie wierzył, że stać ją na takie rzeczy, dlatego aż tak bardzo nie bała się konsekwencji.
Aż do pory obiadowej, podczas której usłyszała plotkę o powrocie Helgi. Nie spodziewała się tego. Sądziła, że kobietę przeniosą do Maxa razem z Gretą i nikt już nie będzie musiał się nimi przejmować. Świta Grety też nie powinna być problemem dopóki nie wybiorą nowej naczelnej, ale nawet ta nie mogłaby się równać ze starszą kobietą, której już przy nich nie było.
Tylko ta cała Helga.. cholerna Helga.
Jej powrót zwiastował przeogromne kłopoty.
Starała się skupić na książce, ale nie dała rady. W myślach ciągle miała przed sobą twarz wściekłej Helgi, która może jako jedyna domyśliłaby się ewentualnego udziału Joan w spisku. Cholera, zamieszkanie z Warren byłoby potwierdzeniem ów teorii, przez co Terrell czuła się rozdarta. Bała się tego, że ktoś odkryje prawdę, ale równie mocno panikowała na samą myśl o nie zamieszkaniu z Prią/Val. Powoli godziła się z tym, że być może właśnie Warren będzie kimś, komu zaufa w pełni. Była w stanie do tego dopuścić. Powoli, ale się przemoże. Teraz jednak wszystko stanęło przed znakiem zapytania i obawiała się, że być może traciła szansę na coś dobrego.
Wgapiała się na drzwi do biblioteki i kiedy zauważyła w nich Warren z ledwością powstrzymała się przed szybkim wstaniem z miejsca. Musiała odczekać. Pozwolić kobiecie spokojnie przejść do miejsca, w którym ostatnio przypadkowo się spotkały. Dopiero po okrutnie długiej minucie (dokładnie liczyła sekundy do sześćdziesięciu słoni. Jeden słoń, drugi słoń, trzeci słoń..) zamknęła książkę i razem z nią przeszła między regały.
- Nie jest dobrze – stwierdziła na wstępie nie tracąc czasu na przywitania. Bała się. Znowu. – Podobno Helga wraca. Słyszałaś o tym? – Mocno przyciskała książkę do piersi i jeszcze silniej zacisnęła na niej palce. - Jeżeli się dowie.. jeżeli się domyśli.. nie da mi żyć. – W panice błądziła oczami dookoła jednocześnie nerwowo oglądając za siebie. – Czemu to zrobiłam? Trzeba było siedzieć cicho. – Przecież dobrze wiedziała, czemu wydała Gretę, a jednak teraz pod wpływem stresu i nowego problemu zaczęła podważać swą decyzję sprzed paru tygodni.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Miała dla Joan dobre wieści. Tuż po śniadaniu spotkała się z wychowawczynią, chcąc podpytać o potencjalną współlokatorkę. Jak to dobrze, że zdążyła przed porannymi roszadami. O mały włos do jej celi trafiłaby Mollie, którą za plecami nazywano Snorlaxem. Odpoczynek w takim towarzystwie byłby istnym utrapieniem. Chrapanie kobiety niosło się poza celę, co zmuszało najbliższe sąsiadki do przymusu zasypiania w stoperach. Problematyczna sprawa.
- Jest jeszcze Joan Terrell. Myślisz, że się dogadacie?
Oczywiście.
Musiała użyć całej swojej siły woli, żeby nie wygadać się Joan, przy odbieraniu posiłku. Zdołała posłać jej dyskretne spojrzenie, przyozdobione drobnym uśmiechem. Dziewczyna jednak nie zwróciła na nią większej uwagi, pochłonięta własnymi myślami. Warren w ciszy dotarła na swoje miejsce, dwa razy obracając się przez ramię. Już po chwili miała dowiedzieć się, co takiego zaprzątało głowę Terrell.
Do biblioteki trafiła punktualnie. Od razu skierowała się w stronę regałów, niedaleko ustronnego kącika, w którym poprzednim razem przebywała z Elidą. Nawet nie musiała szukać Joan wzrokiem. Pojawiła się po krótkiej chwili, tuż obok, panikując jak mała nadymka.
- Niestety - wolałaby nie słyszeć, ale całe grupy o tym rozmawiały. Musiałaby żyć pod kamieniem, albo w izolatce, żeby nie domyślić się, co to oznaczało. Helga niekoniecznie wykazywała się instynktem detektywa. O ile wszystko pójdzie dobrze, nawet nie powinna zawracać sobie głowy osiemnastolatką.
- Hej, spokojnie - zatrzymała dłonie po obu stronach ramion Joan, widząc strach w postawie dziewczyny. - Nic nie zrobiłaś, pamiętasz? To była Elida. Wiedziała, że będę przy narzędziowni, bo sama jej o tym wcześniej powiedziałam.
Kłamała, ale chciała, żeby Terrell to podchwyciła i nie myślała o swoim udziale, jak o czymś realnym. Val z nikim z zewnątrz ekipy nie dzieliła się szczegółami tamtego planu. No, prawie. Spoza grupy Leah , jedynie Joan wiedziała o zasadzce. Warren byłaby w nie mniejszych tarapatach, gdyby prawda wyszła na jaw. Leah być może zaakceptowałaby Joan, jednak niesubordynacja jednej ze swoich, sprawiłaby jej wielki zawód. Nie obeszłoby się bez kary dyscyplinarnej, której skutki Val czułaby przynajmniej przez jeden tydzień.
- Z resztą, Helga nie ma już takiej siły przebicia jak kiedyś, przy Grecie - przemówiła w następnej kolejności, używając spokojnego, naturalnego tonu. - Jest w mniejszości. Sama widziałaś koleżanki Grety. Nagle zaczęły przypominać starowinki, które skarżą się na wypadający dysk.
Prychnęła pod nosem, bo bawiły ja takie zwroty akcji. Nagle wielkie gangsterki truchlały pod naporem bandy młodych dziewczyn.
Zachęciła Joan do zajęcia miejsca siedzącego, w kącie za półkami. Tutaj będą niewidoczne.
- Gdyby Helga ci groziła, musiałabym wkroczyć do akcji - jak już wspomniała, miała u Terrell dług. - Jeśli by mnie dotknęła, cóż… tym razem miałaby na karku kogoś więcej, niż Summer.
Wtedy działały jako partyzantka, jednak teraz, przy większych możliwościach, Helga skończyłaby marnie. Musiała zwyczajnie zaakceptować wyższość zgrai Leah, w ogólnej hierarchii. Po akcji z Gretą dziewczyny wskoczyły wyżej.
- Dostałaś informację od wychowawczyni, albo strażnika? - dopytała w końcu, nawiązując do ich wspólnego przydziału. - Prawie wcisnęli mi Snorlaxową. W akcie desperacji musiałabym udusić ją poduszką. Co te więzienie robi z człowiekiem…
Ironicznie pokręciła głową, wzdychając z przerysowanym przejęciem. Poczucie humoru było nie najgorszym sposobem na złagodzenie powrotu wielkiej kobity od Grety.
- Helga też wygląda trochę jak Snorlax - uznała rzeczowym tonem, lekko szturchając Joan ramieniem. Niech się w końcu rozchmurzy!

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nazbyt zachłysnęła się dobrą perspektywą zmiany więziennej celi, co w efekcie wpłynęło na jej zwiększoną panikę z powodu Helgi. Kobieta wszystko mogła jej odebrać. Nie żeby Joan cokolwiek posiadała, ale sama myśl o możliwych dobrych skutkach przeprowadzki napawała ją małą nadzieją, że mogłoby być lepiej. Starała się nadmiernie nie cieszyć, ale to trudne, kiedy w natłoku kłamstw i wykorzystywania być może znalazł się ktoś godny zaufania. Terrell naprawdę chciała wierzyć Warren i powoli się do niej przekonywała będąc jednak ostrożną na tyle na ile mogła, chociaż jej młody umysł był gotów wystrzelić endorfinami jak szalony. Podobno nastolatki tak miały. Radowały się w drobnych i głupich rzeczy. Też by tak chciała, gdyby rzeczywiście sobie na to pozwoliła (tak w stu procentach).
- Ale to ja.. – szepnęła nie chcąc zostać usłyszaną ani tym bardziej nie zamierzała kończyć zdania oznajmiając światu, że wydała Gretę. Sprzedała informacje o niej, czego wcale nie musiała robić. Dała się skusić i nie wiedziała, czy przez węża czy dobrą wróżkę.
Zacisnęła wargi już nie kręcąc głową na boki tak, jakby bała się ujrzeć za sobą jakiegoś potwora. Pria ją trzymała i tylko dlatego względnie się uspokoiła nie przerywając wywodów o tym, że mogła być spokojna. Chciałaby je przyjąć za pewnik, prawdę najwyższą i niezaprzeczalną, ale i tak jakiś mały głosik w głowie szeptał, że kiedyś dostanie za to wszystko w dupę.
Nie oponowała, kiedy kazano jej zająć miejsce. Nagle wydawała się posłuszna, co jeszcze mocniej podkreślało fakt, że zaczynała akceptować obecność Warren i nie weryfikowała każdego jej słowa.
- Wolałabym, żeby nikt nikogo nie dotykał. – Zwłaszcza z jej powodu, bo jakby nie było wszystko zaczęło się od sprzedania Grety. – Chyba, że w ten miły sposób. – Posłała kobiecie niepewny uśmiech próbując zażartować, ale poczuła, że nie za bardzo jej to wyszło. Nie umiała być zadziorna ani tym bardziej flirciarska. Nie nauczyła się tego, bo nie miała okazji. Nie czuła też potrzeby manipulowania dziewczynami w ten sposób. Metoda na „przestraszoną i spokojną” działała wspaniale i wcale nie była kłamstwem, które musiała wciskać.
- Nie. A co? – zapytała trochę głupio, jakby zapomniała czemu w najbliższym czasie strażnik miałby z nią rozmawiać. Za bardzo przejęła się Helgą.
Miała dopytać o szczegóły, ale Warren zaczęła mówić o Snorlaxowej. Znała to przezwisko, ale nie miała pojęcia do czego się odnosiło. Nie znała Pokemonów. W domu nie mieli telewizora a w szkole nie kumplowała się z dzieciakami, więc nie poznała ich nowych zajawek. Mówienie o bajkach w poprawczaku nie było dobrym pomysłem. Jeżeli ktoś próbował od razu mieli go za dzieciaka i cholera.. byli nimi, ale nie mogli dać tego po sobie poznać.
- Czyli zamieszkamy razem? – Dopiero teraz to do niej dotarło. Za bardzo skupiła się na Snorlaxie, którego w tej chwili już miała głęboko w poważaniu, świecącymi oczami wpatrując się w Prie jak w obrazek.
Wystarczyło jedno kiwnięcie, drobny gest, żeby zachłysnęła się powietrzem. Zrobiła to z radości tłumiąc niespodziewany okrzyk, który pragnął się z niej wydobyć. Nie umiała powiedzieć, skąd ta reakcja. Najwyraźniej pokładała w tym wszystkim większe nadzieje niż sama przed sobą przyznawała.
W ostatniej chwili spięła się w sobie powstrzymując wszelkie inne reakcje, które mogłyby przyciągnąć uwagę reszty osadzonych i posłała Warren szeroki uśmiech.
- Udało ci się – stwierdziła z zadowoleniem. – Udało – powtórzyła patrząc przed siebie tak, jakby rzucała okiem ku przyszłości. Szkoda, że nie widziała jaka ona będzie.
Nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie siedzieć w tym miejscu ramię w ramię z Warren. Z tą samą kobietą, której parę tygodni temu powiedziała, żeby dała jej spokój. Z tą, której się przestraszyła i jakiej dała z liścia.
Los bywał przewrotny.
Co dalej?
Przede wszystkim należało wyznać, że się cieszyła, ale zamiast tego zapytała:
- Kim jest Snorlax?

Koniec części I
Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Część II
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Odrobinę blefowała. Chciała wrócić już do celi, aby sprawdzić czy z Joan wszystko w porządku. Odkąd razem zamieszkały, starała się ją wspierać, na wielu płaszczyznach. Wszystko, w ramach dyskretnych działań, byle nie dawać reszcie powodu do plotek, albo innych insynuacji. Joan tego nie potrzebowała, szczególnie, że dwie ostatnie noce z rzędu wierciła się na łóżku. Niczego nie powiedziała jednak wprost. Może po prostu praca na kuchni zaczynała ją męczyć?
- Dla Leah?
Nie odpowiedziała, rozglądając się za spodniami, których nie zdążyła założyć, po prysznicu. Dała się ponieść chwili tak bardzo, że przerwała proces nakładania ciuchów jakoś w połowie, od góry zaczynając.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć Elidzie, dostrzegła, jak drzwi od łazienki się otwierają.
Joan.
Wymieniła z nią krótkie spojrzenie, słysząc, jak Elida rzuca w stronę dziewczyny krótkie „hej”. Odkąd dała jej cynk o sytuacji spod narzędziowni, nie miała powodu, aby jej nie lubić. Poza tym, była współlokatorką Val, a takich lepiej nie drażnić.
Warren nie miała pojęcia czy Terrell kręciła się pod drzwiami już wcześniej czy może dopiero wyszła z korytarza. Nie sposób było całkowicie zamknąć łazienki. Drzwi i tak się nie domykały, co pozwalało na wybadanie terenu, przed wejściem do środka, przez strefę umywalek. Można powiedzieć, że Val i Elida były na widoku, czego nie do końca przemyślały, chcąc rozładować napięcie.
No cóż…
Joan skierowała się w stronę kabin toaletowych, co zachęciło towarzyszkę Val do dalszych słów.
- Pogadamy jutro. Obiecałam, że zrobię Lucy herbatę na dobry sen. Kompletnie wypadło mi z głowy.
Zaśmiała się krótko, szybko przystępując do zakładania ubrań. Nie brzmiała zbyt przekonująco, aczkolwiek nie zamierzała wypominać Warren ukrócenia ich schadzki. Jak nie tym razem, to innym, a argumentów powiązanych z Leah, wolała nie podważać.
Pria uznała, że chętnie rozezna się w okolicznościach nocnego spaceru Joan, kiedy już Elida zniknie za drzwiami, prowadzącymi na korytarz. Mogło się rozchodzić o zwykłe pójście za potrzebą, albo coś innego, mającego związek z niespokojnym wierceniem na pryczy.


Joan D. Terrell
ODPOWIEDZ