psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Trzymała dystans obawiając się strzału w twarz, ale też myśląc o tym, że Greta nieźle namieszała. Sama nie wnikała w to po co kobieta załatwiła jej przydział w kuchni. Wolała nie pytać wiedząc, że i tak się domyśli. Domyśliła, ale nadal nie chciała znać szczegółów. To nie jej interes. Nie będzie miała z tego żadnego zysku poza spokojem we wspólnej celi ze starszą osadzoną. Dopóki nie wchodziła jej na odcisk, mogła jakoś funkcjonować w więzieniu. Bez tego nie mogłaby liczyć na chwilę oddechu nawet w celi.
- Ty też nie jesteś moją koleżanką! – warknęła zła, że kobieta mówiła do niej w ten sposób. – Nawet cię nie znam! – Miałaby jej tak nagle zaufać? Bo co? Bo sypała pseudo złotymi radami? To właśnie takich osób – niby miłych – powinno się unikać. Warren mogła ją ostrzegać, ale w jej słowach były też ostrzeżenia przed nią samą. – Nagle się pojawiasz i myślisz, że ci zaufam, bo sypiesz złotymi radami?! – O co tej kobiecie chodziło? Joan miała nikomu nie ufać, ale jej już tak? Z jakiej racji? Bo raz dała w twarz Alabamie?
To za mało. Terrell jej nie znała. Widziała na stołówce oraz spacerniaku i dobrze wiedziała, z kim Val się zadawała. Były wśród nich matki oraz córki kochające swe rodzicielki; kobiety tak wściekłe na Joan, że pierwszego dnia chciały wydłubać jej oczy. Miałaby uwierzyć Warren, że nie myślała podobnie? Pewnie widziała w Joan kolejną młodą nieprofesjonalną siksę, którą można wykorzystać ma miłe słówka i więzienne porady.
Pochyliła się przy zniszczonym pudle nie mając pojęcia jak się wyłga z tego przed Gretą. Cholera, już pierwszego dnia schrzaniła. Nawet nie wiedziała co konkretnie, ale na pewno musiała pilnować tych pudeł. Przerzucać je z wózka na pułki i mieć oko na to, żeby nie wpadły w niepowołane ręce. Sama się tego domyśliła, ale jak widać nawet o niczym nie wiedząc (i działając jedynie z domysłami), umiała coś spieprzyć.
Wszystko przez tę Warren, która nie wiedzieć czemu się jej uczepiła.
- O co ci – do cholery – chodzi?! – Ta cała sytuacja strasznie ją zdenerwowała i choć normalnie nie ważyłaby się postawić kobiecie, to teraz nie mogła się już wycofać. Nagłe milczenie i dystans nie pomogą. Padły pierwsze krzyki, więc poleciały też kolejne aż w ruch pójdzie pięść. Naprawdę się tego bała, ale już nie mogła się schować. - Nie jesteś moim doradcą, rodziną, koleżanką, przyjaciółką ani nikim. Nawet nie wiem, jak masz na imię! Jasne, dziękuję za ratunek, ale to wszystko. Nie myśl, że jak mnie wystraszysz to będę za tobą lecieć jak szczeniaczek. Strach może i jest walutą, ale nie kupisz tym mojego szacunku! Mogę się ciebie bać, ale.. – Urwała słysząc z oddali krzyk strażnika, który zwrócił uwagę na wrzaski dochodzące z kuchni. Terrell nie zauważyła, kiedy z wściekłych szeptów przeszła na wyższe tony, przez co teraz albo mogły mieć przesrane albo.. To było głupie, ale i tak doskoczyła do Warren, złapała jej twarz w dłonie, stanęła na palcach i przycisnęła swe wargi do jej.
- Co tam się kurwa dzieje?! – Wołanie strażnika było wyraźniejsze. Trzeba było przedłużyć udawany pocałunek, więc poruszyła wargami. – Żadnych kłótni i walk! – Już tu stał. Wiedziała, że na nie patrzy, dlatego gwałtownie oderwała się od ust Val i niezbyt mocno, ale efektownie dała jej z liścia w twarz. Nie dała kobiecie czasu na reakcję i znów ją do siebie przyciągnęła na kolejny pocałunek. Brakowało tylko siarczystego „Lubisz to, co?”.
- Hej! Te swoje sado masochistyczne akcje zostawcie na później! Wracać do roboty! – Uderzył pałką we framugę drzwi. Mógł w nie, ale pokracznie pojął, co tutaj robiły. Raczej udawały, że robiły.
Ważne, że im uwierzył.
Terrell odsunęła się od Warren lekko otępiała, jakby w ogóle nie zauważyła obecności strażnika ani nie usłyszała jego krzyków. Była świetną aktorką. Dowiedziała się o tym jeszcze w poprawczaku i zamierzała pielęgnować tę umiejętność tak długo, jak tylko się dało.
Zerknęła na Val pewna, że dostanie jej się za tę akcje, ale to nic. Ważne, że nie dostała pałką po plecach albo głowie.
Wróciła do pracy i starając się już nie patrzeć na Warren przerzucała pudła z wózka na pułki. Nie kłamała. Bała się starszej osadzonej. Kobieta przestraszyła ją swoim zachowaniem w pralni (poczynając od walenia w drzwi) i to było silniejsze od wdzięczności za ratunek przed Alabamą.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie podejrzewała, że Terrell nagle przybierze bojową postawę, słyszalną przede wszystkim w gniewnie rzucanych słowach. Być może zbyt mocno ją osaczyła, zmuszając do spontanicznej ofensywy… Nie widziała jednak innego sposobu, na dotarcie do Joan. Albo to, albo terapia szokowa, do której nie chciała przykładać ręki. Niestety, zaprzepaściła tę szansę.
Zatrzymała dłonie na biodrach, patrząc na nabuzowaną dziewczynę, z względnym spokojem. Przygryzała nerwowo usta i na zmianę skubała je zębami, czekając a moment opamiętania. Chciała sprecyzować, że musiała jej zaufać, ze względu na sytuację z listem (o którym nikomu nie powiedziała), ale Joan rozpędziła się na dobre, pchana gwałtownym przypływem odwagi.
- Ciszej - syknęła po drugim, głośnym zdaniu, jednak dziewczyna nic sobie z tego nie robiła.
Za późno.
Strażnik już wyczuł okazję, zaciekawiony podniesionymi głosami, dobiegającymi z kuchni.
- Zjebałaś - machnęła rękoma z wyraźnym niezadowoleniem. Miała jedno zadanie. Wystarczyłoby odrobinę przykręcić decybele, a nie miałyby na ogonie jakiegoś spoconego nerwusa w mundurze.
- A teraz spadaj na zaplecze, zanim…
Urwała nagle, zaskoczona gwałtownym ruchem ze strony Terrell. W pierwszej chwili chciała odepchnąć od siebie dziewczynę, przypominając sobie o podobnej sytuacji, gdy prawie dostała żyletką pod żebra. Może rzeczywiście przeceniła Joan, szufladkując ją w kategorii tych lepszych?
Niby trzymała się na uboczu, nie wychylała, jednak gdy robiło się gorąco, potrafiła wykazać się zimną krwią.
Nie, jednak to nie to.
Nie dostała żadnym, tępym narzędziem, co zmusiło ją do przyciągnięcia dziewczyny nieco bliżej, tak, aby odebrać jej możliwość sięgnięcia po potencjalną broń, ukrytą pod ubraniem. Przesunęła dłonie na materiale jej ubrania przy biodrach w wyuczony, policyjny sposób, kiedy przerwano niezgrabny pocałunek. Cios z otwartej dłoni przyszedł tak niespodziewanie, że nie miała szans na zrobienie uniku. Biorąc pod uwagę obecność strażnika, chyba nawet nie powinna. Mogłaby przejąć pałeczkę, jednak wszystko działo się tak szybko, że każdy, niepasujący do całości ruch, zaalarmowałby strażnika.
Policzek zaszczypał ją delikatnie, co świadczyło o użyciu niewielkiej ilości siły. Joan raczej nie chciała jej wkurzyć po raz kolejny, a przy okazji nie spieszyła się do powrotu do izolatki. Teraz zdecydowanie posiedziałaby w niej dłużej, ze względu na szybkie spowodowanie kolejnej bójki.
Strażnik w końcu się wycofał, co dało im czas na wzięcie oddechu.
Warren targały sprzeczne emocje, bo z jednej strony chciała porządnie potrząsnąć Joan, a z drugiej… to i tak nic by nie dało. Nie uciekła więc przed wymianą spojrzeń, twardo zaciskając przy tym usta, na których nadal czuła te drugie. Uszy zaczynały ją piec za sprawą kumulowanego w środku gniewu, wymieszanego ze zdezorientowaniem. Jeszcze nie pozwoli sobie wybuchnąć. Nie tutaj i nie przy tej Terrell.
Z twardym spokojem, ściągnęła pudła z wózka, bo już dawno temu powinna wrócić do magazynu. Nie chciała przecież, żeby nabrano podejrzeń.
Nie musiała nic więcej robić. Skoro Joan tak dobrze radziła sobie z więziennym bałaganem szajki narkotykowej, z pewnością wymyśli odpowiednią wymówkę na zniszczony karton. Zawsze mogła przekazać współlokatorce prawdę, co na swój sposób ekscytowało Warren. Poniekąd chciałaby, aby Greta się dowiedziała o jej małym sabotażu, jeszcze zanim Leah weźmie sprawy w swoje ręce. Nie rządziła kuchnią, jednak miała oko na to, co przewijało się przez magazyn, poprzez Val. Ciekawe co za dostawca maczał palce w zaopatrywaniu ćpunek, bez udziału Alabamy.
- Pria - rzuciła w końcu, powoli wycofując się z wózkiem ku drzwiom. Nawet nie patrzyła w stronę Joan. Nie chciała bardziej się denerwować.
- Mówiłaś, że nie wiesz, jak mam na imię.
Szybko zniknęła za drzwiami, prowadzącymi na korytarz, bez upewniania się czy jej słowa w ogóle dotarły do dziewczyny.

- Uczepiła się tej raszpli, jak rzep psiego ogona - Leah pokręciła głową, zerkając w stronę bufetu, przy którym kręciła się kuchenna zmiana. - Ciężki przypadek.
Warren grzebała plastikową łyżką w brązowej brei, stanowiącej dzisiejszy obiad. Według menu, ową breję stanowił gulasz wołowy, smakujący jak rozwodnione kostki rosołowe. Cóż, lepsze to, niż nic.
- Myślicie, że Greta imponuje jej tym, co przeskrobała? - Summer, siedząca obok Lei, wtrąciła się do rozmowy. Wszystkie cztery siedziały w tym miejscu co zwykle, z całkiem niezłym widokiem na ekipę, wydającą żywność. Leah bardzo szybko dowiedziała się o kartonach, przerzuconych na kuchnię. Ceniła sobie prawdomówność Val i nie podejrzewała jej o knucie z Gretą, bez wiedzy reszty. To byłoby, jak zdrada własnej rodziny.
- Może po prostu podobają jej się takie stare jędze? - zażartowała kolejna z dziewczyn, prowokując u reszty ciche rozbawienie. - Laska zabiła swoją matkę, nie jest normalna.
Akurat.
- Nic na nią nie masz? - Leah jeszcze raz skierowała do niej swoje słowa, na wypadek, gdyby Val cos się jednak przypomniało. Z okularami na nosie i skrzyżowanymi ramionami, wyglądała prawie jak surowa nauczycielka.
Warren pokręciła przecząco głową, nie odrywając spojrzenia od zawartości swojej tacki.
- Myślisz, że przekazała Grecie, co zrobiłaś z częścią towaru?
- Nie wiem - wymamrotała cicho, z buzią pełną szarego gulaszu. Na korytarzu, w drodze na stołówkę nikt jej nie zaczepił, ani nie użył prawdziwego imienia, które Joan mogła wszystkim rozpowiedzieć, w ramach małej zemsty. Byłoby to ryzykowne, ale nie niemożliwe.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Ja pierdolę! Kurwa jebana mać! Parszywy pies! Oby nic nie wygadał ten gnój pierdolony! – Greta krzyczała w niebogłosy, co wcale nie było takie dziwne w więziennych murach. Nikt nawet nie interesował się kogo tak klęła. Jedynie Joan wiedziała, kimże był adresat tych jakże siarczystych przekleństw. Niezasłużonych przekleństw, ale stało się. Mogła albo powiedzieć prawdę albo nieco ją nagiąć. Nie chciała wpaść w kłopoty ani ciągnąć za sobą innych. To drugie oznaczałoby kolejne problemy z całą rzeszą kobiet, czego z całych sił starała się uniknąć. Postawiła więc nagiąć fakty mówiąc Grecie, że zanim przyszła do kuchni, to jeden ze strażników grzebał w jej kartonie. To klawisza nikt się nie przypierdoli, żeby nie wyszło na jaw, kto stał za przemytami, dlatego też pozostało kląć faceta. W rzeczywistości niewinnego, ale też najmniej poszkodowanego w tej całej historii. Jemu nic się nie stanie. Joan za to mogła zyskać limo pod okiem, połamane żebra i kolejną wizytę w izolatce. To ostatnie nie było takie złe, ale po pobycie tam nie miałaby do czego wracać. Wściekła Greta to kiepska współlokatorka.
- Co się stało z Annie? – zapytała nagle nie wstając ze swojej pryczy.
- Co kurwa?! – Może to i był kiepski moment na zadawanie podobnych pytań, ale albo teraz albo nigdy.
- Słyszałam na stołówce, że dzieliła z tobą celę.
- I co? – syknęła niczym cwany gad podchodząc do Joan na niebezpieczną odległość.
- Wyszła?
- Można tak powiedzieć. – Zaśmiała się chrapliwie.
- Czyli przedawkowała? – strzeliła prosto z mostu. – Tak słyszałam. – Wzruszył ramionami, jakby to nie miało większego znaczenia. Nie dla niej, bo nie znała Annie ani dla niej samej, bo dzielnie się trzymała ani razu nie dając wciągnąć w narkotyki. Była świetna w szmuglowaniu, a raczej przekazywaniu towaru z ręki do ręki, ale nigdy nie da się namówić na wzięcie czegokolwiek. Już jako trzynastolatka miała okazję palić marihuanę, dzięki wspaniałomyślności jednej ze starszych koleżanek, która była ciekawa jak młody organizm zareaguje na zioło. Później były jakieś dziwne tabletki przemycone przez chłopaka jednej z dziewczyn i raz coś dziwnego wciąganego przez nos (nie podejrzewała, że to koks. Prędzej proszek z zozoli). Próbowała paru rzeczy, ale nigdy się nie wkręciła. Wszystko dzięki perspektywie powrotu do brata, który choć przez te wszystkie lata nie odpisywał na jej listy, to.. cóż, Joan miała nadzieję.
- Annie była słaba. Skorzystała z okazji, że miała towar pod ręką i przesadziła.

Ze strachem i ogromem niepewności obserwowała grupkę Warren zbliżającą się do kuchennej lady. Bała się, że zostanie zaczepiona w ten nieprzyjemny sposób i nie będzie miało to związku z zabójstwem matki. W duchu odliczała czas aż tamte zbliżą się do niej, ale poza surowymi spojrzeniami nie uzyskała nic więcej. Żadnego złego komentarza o tym, że uderzyła ich koleżankę, że ją całowała i na nią krzyczała. Zero. Terrell nie spodziewała się, że Pria zachowa dla siebie informacje o lewym przemycie. Na pewno o tym powiedziała, jak o udziale Joan w tej całej farsie, ale najwyraźniej nie wspomniała o liściu, który dostała. W sumie to rozsądne. Mało kto chciałby się przyznać, że został uderzony przez małolatę.
- Hej, Val!
Val?

Resztę dnia poświęciła na lektury w bibliotece. Często tam bywała nie tylko z powodu małej ilości osadzonych, ale także z czystego przekonania, że jak już wyjdzie to musiała być ogarnięta. Nie po to w poprawczaku uczyła się na egzamin, który zdała na medal, żeby teraz cały ten wysiłek poszedł na marne. Chciała od życia czegoś więcej i zarazem pragnęła wierzyć, że jej się uda.
Z jedną z książek krążyła między regałami. Po drugim zakręcie prawie wpadła na osadzoną, której imienia nie znała, ale zwróciła na nią uwagę z powodu prędkości z jaką wyskoczyła spomiędzy regałów. Automatycznie zmarszczyła brwi, ale szła dalej i kiedy odwróciła głowę z powrotem przed siebie zauważyła Warren; wysoką i stanowczą jak zawsze.
- Więc to tutaj handlujesz? – zapytała szybko ganiąc się w myślach, że nie powinna jej zaczepiać. Po co jej to było? – Albo uprawiasz seks. W sumie wszystko mi jedno bylebyś nie zostawiała na książkach swoich płynów ustrojowych. – Powinna się zamknąć. Zaczepianie tej kobiety nie skończy się dla niej dobrze, dlatego powinna przestać, a jednak mówiła to wszystko jakby ją sprawdzała. Sama nie wiedziała po co albo po prostu tęskniła za izolatką.
Zamknij się; powtórzyła w myślach podchodząc do pułki, z której wzięła książkę. Wcisnęła ją między inne zgodnie z alfabetem i wzrokiem zaczęła szukać kolejnej. Przesunęła wzrokiem po publikacjach autora i ku swemu niezadowoleniu musiała zadrzeć głowę i spojrzeć wyżej na półkę, do której – cholera – nie sięgnie. Pieprzony Freud i jego „Psychologia nieświadomości” musiały stać tak wysoko..

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Musiała bardzo umiejętnie wcisnąć Leah kit w sprawie Joan. Ostatecznie kobieta znalazła inny sposób na odcięcie kuchni od gratisowego towaru. Najważniejsze było dotarcie do źródła - dostawcy. Val kojarzyła większość z nich, toteż nie miała problemów z namierzeniem konkretnego kierowcy, przyjeżdżającego co drugi dzień, szarym vanem. Resztą miał zająć się kontakt Leah z zewnątrz. Jeśli on by nawalił, Warren miała zaangażować któregoś ze swoich kuzynów, czego wolała unikać. Okazywali jej zbyt duże wsparcie, aby dodatkowo wplątywać ich w jakieś waśnie dwóch osadzonych bab.
W każdej chwili Val spodziewała się zasadzki, zorganizowanej przez Gretę, przez co siedziała jak na szpilkach. Wyczulona na każde, podejrzane roszady, starała się mieć oczy dookoła głowy. Po tym, co zaszło w kuchni z udziałem Terrell, nie była już taka pewna jej osoby. Co jeśli wolała stanąć po stronie Grety, mając w poważaniu wszystko, o czym usłyszała? Nie ufała jej, a to dobry nawyk. Problem w tym, że nie stosowała tej zasady do tych najbardziej przebiegłych osadzonych. Geta z pewnością do takich należała.
Biblioteka, pełna regałów z książkami stanowiła idealny kamuflaż do różnych czynności. Przekazywania prochów, produktów deficytowych, trzymania za ręce…
Elida dwudziestoczterolatka, z którą przyczaiła się w ciemnym kącie, potrzebowała leków na kręgosłup. Nie były to narkotyki, więc Warren miała czyste sumienie, przekazując kobiecie ilość, wystarczającą na miesiąc czasu. W zamian dostawała kasę przelewaną na konto, albo przysługi, z czego te drugie były cholernie przydatne w więziennej rzeczywistości.
- Hej – złapała ją za rękaw przy koszuli, gdy dziewczyna zbierała się do wyjścia zza regałów. - Dostanę coś w gratisie?
Tyle wystarczyło, aby wywołać uśmiech na twarzy Elidy.
- Później.
Nie mogła powstrzymać przewrotu oczami, połączonego z cichym westchnieniem.
- I tak jestem już spóźniona. Zobaczymy się później.
Warren musiała się zadowolić krótkim buziakiem, po którym dziewczyna prędko wpadła w wąską alejkę między regałami. Cóż, Val też nie miała tu nic do roboty i już miała się zbierać, gdy dojrzała przed sobą Terrell. O dziwo, dziewczyna odezwała się pierwsza, wchodząc na zaczepne tony, zarezerwowane dla weteranek tego pudła. Najwyraźniej Joan czuła się w jej towarzystwie bardzo swobodnie.
W ciszy przeszła za dziewczyną w stronę półek, krzyżując ramiona.
- Ostatnim razem nie przeszkadzały ci moje płyny ustrojowe - zauważyła jakże trafnie, zatrzymując wzrok przy książce, w którą wpatrywała się Joan. Nie sięgała?
Jak gdyby nigdy nic, wyjęła książkę z wysoko położonej półki, przekładając ją do tej niższej, w wolne miejsce. Jeśli bezpośrednio by ją podała, znów wyszłaby na podejrzanie miłą. Musiała dawkować te dobre uczynki, albo nie podstawiać ich pod sam nos.
Skrzywiła się lekko, widząc nazwisko autora.
- Ciekawy masz gust.
Nie ukrywała, że poglądy Freuda, szczególnie te, dotyczące seksualności, uważała za nieźle popierdolone. Koleś zdecydowanie sam potrzebował terapii.
- Twoje kumpele czekają gdzieś za rogiem, żeby spuścić mi lanie? - zapytała bez większych emocji, odruchowo oglądając się przez ramię. Joan nie wyglądała na poszkodowaną. Żadnego siniaka, rozciętej wargi… Greta mogła podjąć decyzję o skopaniu młodej po żebrach, ale wtedy ta nie miałaby sił, żeby włóczyć się po bibliotece. Wychodziło na to, że Terrell nie wzięła na siebie winy za rozwalony karton. Ktoś musiał ją ponieść, a skoro nie padło na dziewczę, Warren zamierzała mieć się na baczności.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Osiem centymetrów robiło różnice. Nawet jakby stanęła na palcach i się wyciągnęła to nie sięgnęłaby do tej konkretnej półki. Brakowało jej paru centymetrów. Tych cennych, które posiadała Warren kradnąca książkę. Przynajmniej tak z początku uznała Terrell, ale szybko okazało się, że lektura została przestawiona, jakby od niechcenia albo w celach zmieszania prawie idealnego alfabetycznego układu.
Zmarszczyła brwi, ale niczego nie powiedziała. Nie sięgnęła też po książkę uznając, że wyglądałoby to na desperację i niewdzięczność z jej strony. Nie zrobi tego od razu. Chwilę poczeka zwłaszcza, że wciąż miała towarzystwo.
- Freud to część podstawy programowej na studiach. Czy tego chce czy nie, muszę poznać jego poglądy. – Podobnie było z lekturami szkolnymi. Dzieciak musiał je czytać niezależnie od tego, czy mu się podobało czy nie. Taki był przymus podobnie jak z książkami na studiach, których tytułów i tak zbyt wiele nie było w marnej więziennej bibliotece. Fartem Joan znalazła cztery a resztę czytała tylko po to, żeby nie dopadło ją okropne uczucie stania w miejscu. Przynajmniej tego mentalnego i umysłowego, bo fizycznie nie miała wyboru. Musiała tkwić w więzieniu.
- Bo się pokłóciłyśmy? – zapytania ni to głupio ni świadomie brnąc w kłamstwo, które sama stworzyła. Oto historia, którą sprzedała Grecie pomijając tę część o kłótni, bo oficjalnie nie widziała w kuchni Prii czy tam Val. – Baby już tak mają – skomentowała krótko, jakby naprawdę tak myślała a ona po prostu nie chciała, żeby ktokolwiek usłyszał szczegóły całego zajścia. To dlatego nie mogła powiedzieć „Słuchaj, nie wspominałam im o tobie”. – Chyba, że masz coś wspólnego towarem znalezionym przez strażnika? – zapytała wbijając długie spojrzenie w Val. Bała się jej i wcale teraz nie groziła ani nie wyzywała. Chciała, żeby tamta wiedziała, że tak właśnie brzmiała oficjalna wersja. – Ktoś się strasznie wściekł. – Konkretniej to Greta. – Podobno śmiał powstrzymać wszystkie dostawy, ale przecież ona nic nie zrobi, bo nie przyzna się, że miała coś z tym wspólnego. – Wzięła współlokatorkę pod włos. Niby jej kłamstwo mogłoby wyjść na jaw, ale czuła, że Greta nie zaryzykuje wpadki tylko po to, żeby dorwać klawisza. Na pewno znajdzie inny sposób na przerzucenie towaru. Przynajmniej tak wspominała w momencie wybuchu wściekłości, więc dopóki istniała jakaś alternatywa to łgarstwo Joan nie wyjdzie na jaw.
Powróciła spojrzeniem na półki i sięgnęła po książkę, którą wcześniej Warren ściągnęła z wyższej półki.
- Rozumiem, że według ciebie jestem strachliwym szczylem, który niczego nie wie. Możliwe, że masz trochę racji, bo co ktoś siedzący w zakładach od trzynastego roku życia może wiedzieć o świecie? – Dobrze wiedziała, że jeszcze się uczyła. Brakowało jej wielu rzeczy i nie posiadała pełnej wiedzy, ale się starała. – Wychowałam się w poprawczaku i choć nie jestem dla ciebie przykładem idealnej osadzonej z wielkimi jajami, to jakoś sobie radzę. – Jakoś prześlizgiwała się przez kolejne lata i choć dostawała po dupie, to nadal żyła. – I nie mam koleżanek. – Warren bardzo lubiła korzystać z tego zwrotu, chociaż Joan nie uważała Grety ani jej świty za swoje kumpele. – Po prostu próbuje przetrwać ten ostatni rok odsiadki, więc nie chcę mieć na pieńku z żadną z was. Ani z nimi ani z tobą i twoimi kumpelkami, które za mną nie przepadają. – Miałaby teraz deptać na odcisk kobietom, które już w pierwszym tygodniu potraktowały ją okropnie? Wystarczyło, że przeszkadzało im to za co siedziała. Nie zamierzała dolewać oliwy do ognia przez akcję w kuchni.
Wzięła głęboki wdech i choć nagle się rozgadała to i tak nie potrafiła spojrzeć Warren w oczy. Wciąż się jej bała, ale mimo to chciała wyjaśnić pewne kwestie, żeby wreszcie kobieta dała jej spokój. Żeby już się nie przypierdalała i nie myślała, że Joan jakkolwiek angażowała się w przemyty czy inne ciemne interesy. Nie interesowało ją to. Ona tylko miała być „dobrą duszą”, której Greta zawierzyła, żeby pilnować towaru (o którym też nie miała pojęcia, dopóki Warren nie zniszczyła pudła) i ewentualnie mówić co działo się w kuchni. Nic więcej. Nie miała z tego żadnego zysku poza względnym spokojem w celi.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
To niezłe pojeby układają tę podstawę programową.
O psychoanalizie wiedziała więcej, niż mogłoby się niektórym osadzonym wydawać. Ukończyła szkołę policyjną, gdzie przebrnęła przez zajęcia z różnych dziedzin; między innymi psychologii. Wciąż daleko jej było do typowego studenta tego kierunku, nie mniej, orientowała się we wszelkich podstawowych terminach. Gdyby tylko przestawiła się na rzeczowy język, którego uczyła się prawie na pamięć, współosadzonym oczy wyszłyby z orbit. W tych murach znacznie więcej mocy miało zwykłe „tępa cipa”, niż „zaburzona psychopatka”. Na swój sposób - nie dziwiła się.
Nie zaskoczyła jej również chęć Joan na podjęcie studiów. Dziewczyna wydawała się inteligentna i ogarnięta w tych kwestiach. Czasami bywała porywcza, jak w przypadku sprowokowania Alabamy, ale całościowo, nie spisałaby jej na straty. O ile wreszcie oderwałaby się od pieprzonej Grety.
Ściągnęła brwi, słysząc o towarze, znalezionym przez strażnika. Czy nadal rozchodziło się o ten jeden, rozerwany karton czy o cały asortyment, wepchnięty na kuchenne półki? Skrzyżowała swoje spojrzenie z brązowymi oczami, pojmując ostatecznie historię o strażniku. Ona była tym strażnikiem. Nikt poza ich dwójką nie wiedział, co tak naprawdę stało się z gratisowym towarem.
Dlaczego ją kryła?
Przecież wyraźnie trzymała się Grety, odwalając dla niej robotę.
Nie rozumiała również, czym zasłużyła sobie na fakty z życia dziewczyny. Osadzone niechętnie się nimi dzieliły, chyba, że chciały kogoś zastraszyć swoją przestępczą przeszłością, ociekającą brutalnymi morderstwami. Z takimi kobietami, całe szczęście, Warren nie miała kontaktu. Siedziały po drugiej stronie kompleksu więziennego, w bloku określanym terminem supermax. Super maksymalny poziom bezpieczeństwa dla klawiszy. O ile jakaś pojebka nie zechce rzucić się na niego z plastikową łyżką.
Czuła, że Terrell domagała się odpowiedzi. Nie zadała żadnego pytania, ale wzięła Freuda i pomimo tego, wciąż tkwiła przy regale. Raczej nie zamierzała zgłębiać lektury w tak ciasnych okolicznościach, wiec pozostawało tylko jedno wytłumaczenie.
- Nie jesteś strachliwym szczylem - musiała to podkreślić, bo wcale tak o niej nie myślała. Być może przypięłaby dziewczynie taką łatkę po akcji w pralni, ale później wydarzyło się znacznie więcej. Obrzucenie Alabamy jedzeniem, bezczelne udawanie przed strażnikiem narwanej parki, lubującej w masochizmie. Niewiele osób miało w sobie na tyle odwagi, żeby sprzedać Val liścia.
- Gdybyś nim była, nie miałabym teraz z kim rozmawiać - bo Joan nie wzięłaby winy za swojego brata, więc nie wylądowałaby w więzieniu. Szczegóły postanowiła zachować dla siebie, mając nadzieję, że dziewczyna złapie aluzję. To, co zawarto w liście, znalezionym przy ich pierwszym spotkaniu, musiało pozostać tajemnicą, której Warren nie chciałaby użyć w kontekście szantażu. Takim zachowaniem skazałaby Terrell na śmierć.
Wciąż stała blisko, tym razem sięgając dłonią do półki po drugiej stronie, aby oprzeć ją na krawędzi. Gdyby ktoś chciał przejść obok, musiałby się schylić.
- Nie wiem, jakie zasady obowiązywały w poprawczaku, ale tutaj, robiąc dla kogoś robotę, opowiadasz się za którąś ze stron. Z każdego, kto próbuje pozostać neutralny, koniec końców robią dziwkę. Albo gorzej…
Rany na psychice potrafiły doprowadzić do najbardziej ekstremalnych czynów.
- Rozumiem, że chcesz wrócić do brata - dodała już znacznie ciszej, nachylając się nad ramieniem Joan. - Nie chcesz, żeby był sam po tym wszystkim, rozumiem cię.
Z młodszym rodzeństwem już tak było, o czym Val wiedziała sporo. Czwórka braci to nie przelewki.
- Leah chciała, żebym znalazła na ciebie brudy, bo oficjalnie jesteś z Gretą - kontynuowała, raz jeszcze zerkając ponad ramieniem Terrell, na otoczenie. Gdyby w zasięgu wzroku pojawił się ktoś nieodpowiedni, musiałyby się schować w kącie, w którym przed chwilą Warren prowadziła transakcję.
- Chcą ją wykurzyć z interesu. A ty… jeśli przyłapią cię z narkotykami, nikt nie wypuści cię po roku.
Nie groziła jej; zwyczajnie tłumaczyła jak to wszystko działało i kto poniesie konsekwencje, gdy zrobi się gorąco. Stanie się tak już niedługo, co widać było w zachowaniu Leah.
Czy Val chciała pokrętnie przeciągnąć Joan na swoja stronę? Tak. Czy sądziła, że razem z nią będzie bezpieczniejsza, niż z Gretą? Tak. Wiedziała jak rozegrać tę grę, ale potrzebowała zaangażowania z drugiej strony. Czekała tylko na to jedno zdanie, na pełna napięcia „co mam w takim razie zrobić”. Była w stanie przeprowadzić ją przez wszystko krok po kroku, byle tylko wróciła do młodszego brata.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Była strachliwa. Nawet teraz się bała. Właściwie to codziennie czuła strach, że wydarzy się coś, co nie pozwoli jej znów zobaczyć się z bratem. Nawet jeśli ten nie odpisywał na jej listy ani nie odwiedzał w zakładach, to miała nadzieję, na Reunion. Na ponowne spotkanie, o którym zawsze marzyła jednocześnie chcąc się dowiedzieć, jak Hyde się trzymał. Czy dawał sobie radę? Czy przytłaczało go to, co wydarzyło się w domu? Na pewno. Musiał być przerażony i zagubiony a ona nie mogła mu pomóc, bo siedziała tutaj.
- Nie mów o moim bracie – wtrąciła starając się ukryć złość na wspomnienie o Hydzie. – Nie masz prawa.. – Powstrzymała się przed dalszymi słowami. Mogła próbować kozaczyć, ale tak naprawdę niczego nie zabroni Warren. Nawet jeśli bardzo nie chciała, żeby ktokolwiek mówił o jej braciszku. Czuła, że musi go chronić, choćby w ten sposób - zabraniając innym używać go jako argumentu.
- Co mam niby zrobić? Dzielę z nią celę. – A to oznaczało tylko albo aż tyle, że jedno przewinienie a skończy z kosą w żebrach. Nikt jej nie uchroni przed Gretą, która w każdym momencie, szczególnie we śnie, mogłaby ją wykończyć. Nawet zapewnienia Warren by tego nie dały, dlatego.. – Nic nie mów – poprosiła na moment opuszczając wzrok i wzięła głęboki wdech. Zapach kurzu z półek o dziwo był bardzo przyjemny. Przypominał ich dom, w którym rzadko kto sprzątał. Matka miewała przebłyski i pucowała chatę na błysk, ale częściej było w nim sporo kurzu. - Z Alabamą też byłam sąsiadką. – W Izolatce. Jedynym miejscu, w którym czuła spokój. Nagle znów zaczęła o niej marzyć. – Na detoksie ludzie mówią dziwaczne rzeczy. – Wykrzykiwali różne brednie, ale nie wszystkie one nie miały sensu. Należało tylko go odnaleźć, zrozumieć ukryty przekaz i metafory.
Znów wzięła głęboki wdech i uniosła wzrok na Warren, która cały czas się nad nią pochylała.
Dzielenie celi z Gretą nie było złe. O ile sama robiła co trzeba, to mogła liczyć na względny spokój. Podobnie jednak może być, gdy zostanie w tej celi sama, kiedy Gretę przerzucą gdzie indziej za jej przewinienia. Jasne, mogą dać Joan kogoś gorszego, ale.. ryzyk fizyk.
- Hydraulik Jasper zawsze zostawia swoją torbę w narzędziowni, ale też jakimś cudem za każdym razem wychodzi z nią z zakładu. – Innymi słowy były dwie torby, które regularnie podmieniał. Przychodził z tą pełną towaru, zostawiał i wychodził z drugą. Regularnie je podmieniał, o ile był wzywany naprawić stare więzienne orurowanie. – Alabamę to zastanawiało. Sądziła, że dwoi jej się w oczach albo że Jasper jest magiem. – Ćpunki były dziwne po działce i nawet po niej nie były pewne, czy to co widziały to prawda.
Zerknęła na bok wsłuchując się w ciszę panującą w bibliotece. Nie chciała, żeby ktoś przypadkiem usłyszał to co mówiła.
- Słyszałam, że zlew w kuchni coś szwankuje. – Jasper niebawem musiał się pojawić. Najpewniej jutro. – Greta lubi go odwiedzać chwilę przed obiadem. – Wtedy wszyscy szli do stołówki, więc droga była teoretycznie wolna i Greta wcale nie szła do niego a po torbę w składziku, do którego jakimś cudem miała klucze. Nie zamierzała nikomu ich oddawać, więc wszystko robiła sama. Wszyscy na pewno obserwowali płotki. Nikt nie wziął pod uwagę, że Greta jednak brudziła sobie ręce.
Może przyłapanie jej z taką ilością kontrabandy coś da? Jedno słowo odpowiedniemu strażnikowi i będzie po sprawie?
- Tyle ci wystarczy? – zapytała wprost czując nieprzyjemny uścisk w żołądku. Właśnie skazała się albo na spokój albo na przekleństwo. Jeżeli padnie na to drugie zrobi wszystko, żeby trafić do izolatki, chociaż to marna metoda, bo prędzej czy później i tak wróci do tego piekła.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Rozumiała rozgoryczenie, związane z tematem brata. Z tego, co dowiedziała się przez zniszczony wybielaczem list, Joan nie miała z młodym żadnego kontaktu. Żadnych telefonów, odwiedzin. Nic. Nikt nie zasługiwał na samotność w miejscu takim, jak to. Tutaj, bez odpowiednich kontaktów i znajomości, szybko się przegrywało. Łatwo było popaść w uczucie beznadziejności i strachu, których Val wolała oszczędzić dziewczynie. Współczuła jej, ale nie była na tyle bezczelna, aby mówić to na głos. Jak już miała okazję się przekonać, protekcyjnym zachowaniem tylko bardziej zdenerwowałaby Terrell. Musiała podejść do niej ostrożniej, powoli, jak przy procesie oswajania.
Miała kilka pomysłów na to, co mogła zrobić Joan, dzieląc celę z Gretą. Wiadomo, że żadna przymusowa eutanazja z użyciem poduszki nie wchodziła w grę. Prukwę należało odsunąć od koryta, niekoniecznie od życia. Za przemyt narkotyków z pewnością dostanie większy wyrok i przeniesienie na blok o większym rygorze. Zasługiwała na to. Po sytuacji z Annie, tym bardziej. Szkoda tylko, że wymierzenie starej cholerze sprawiedliwości musiało trwać tak długo. Skubana, niezłe koneksje sobie ogarnęła, byle nie brudzić rąk i nie ryzykować jakimś szajsem.
Do czasu.
Uniosła brwi, czekając na kolejne słowa Joan. Nie od dziś wiadomo, że Alabama pierdoliła głupoty - zarówno na haju, jak i przy zjeździe, bo rzadko kiedy bywała zupełnie trzeźwa. Najpewniej jej organizm nie wytrzymałby zbyt długiej rozłąki z zażywanym gównem, niszczącym wnętrzności. Cóż, w takim stanie ludzie bywali również kompletnie szczerzy, więc kto wie - być może Joan połączyła wszystkie elementy ćpuńskiej układanki, odnajdując ukrytą wiadomość.
A więc ten chuj Jasper.
- Kto by pomyślał, że ta ruda klępa coś zauważy…
Będzie musiała powiedzieć o tym Lei. Kobieta z pewnością wymyśli coś, aby dopiec Grecie i przy okazji nie narobić problemów Joan. Dziewczyna nie była przecież niczemu winna. Dała się podpuścić nieodpowiedniej osobie. Gdyby nie zgodziła się na współpracę, Greta szybko sprowadziłaby ją do parteru. Terrell z pewnością to wyczuła - była bystrą osobą.
Pytanie, co stanie się dalej. Leah zechce dorwać się do narzędziowni przed Gretą czy za cel obierze Jaspera? Warren nie powinno to obchodzić, przy czym lubiła przewidywać poszczególne ruchy tych bardziej przebiegłych kobiet. Zupełnie, jakby grała z nimi w szachy po niewidzialnej szachownicy. Nigdy bezpośrednio bo robiąc z siebie konkurencję dla starszyzny, szybko stałaby się celem. Wolała zawsze mieć w zanadrzu plan zapasowy, gdyby coś poszło nie tak. Zaczęła myśleć w ten sposób dopiero po roku spędzonym za kratkami, ale przekonała się, że to wcale nie taki zły nawyk.
Nie mogła niestety przewidzieć czy koniecznie dojdzie do rękoczynów albo czegoś innego, bo informowanie strażników to ostateczna ostateczność. Wiadomo, co później spotykało konfidentów
Skoro kuchnia potrzebowała rzekomych napraw, Jasper zjawi się jutro. To bardzo mało czasu na odpowiednie przygotowanie, ale nie miały wyjścia. Albo zrobią to wtedy, albo narażą cały blok na narkotykowe szaleństwo.
- Powinno - delikatnie kiwnęła głową, nie odwracając wzroku od Joan. Stojąc tak blisko niej, czuła kremowy zapach szamponu, używanego przez część osadzonych. Trafiały się takie co w ogóle unikały kąpieli, ze względu na swoje dzikie odpały.
- Nie wiem co powie na to Leah i jaką strategię obierze - nie czytała jej w myślach i jednocześnie nie lizała tyłka na tyle, aby kobieta chciała się dzielić każdym sekretem. - Ale dla spokoju… lepiej nie kręć się jutro przy składziku.
Wciąż mówiła cicho, zaledwie szeptem, co w przypadku Val nie było żadnym, zaskakującym zjawiskiem. Nie raz i nie dwa, subtelnie nachylała się nad dziewczętami w bibliotece, często powodując u nich jakże zawstydzony chichot. Lata praktyki.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie obchodzi mnie co zrobicie. – Żadna strategia Leah lub jej brak. - Bylebyście zostawiły mnie w spokoju. – Tylko tego chciała. Nie zamierzała się w nic mieszać. Jedynie przez przydział do celi Grety została wplątana w coś niekoniecznie odpowiedniego, ale godziła się na ów warunki, bo tylko tak mogła jako tako spać spokojnie. Nie planowała być z kimś w zmowie albo zaogniać konflikty. Nie reagowała na zaczepki ani gorszące słowa zawierające określenie „matkobójczyni”. Znosiła je dzielnie, byleby nie pogarszać sprawy i jakoś prześlizgnąć się przez ostatni rok odsiadki. Spróbuje być niewidzialna na tyle na ile się dało. Z Gretą najwyraźniej to nie było możliwe, więc podjęła szaloną decyzję, która być może odbije się czkawką.. albo nie.
Nie kłamała. Nie miała koleżanek i takowych też nie szukała. Nie wierzyła w zażyłości w zakładach zamkniętych, bo już parę razy przejechała się na nich w poprawczaku. Nie zafunduje sobie powtórki z rozrywki. Kolejnego zawodu myślą, że znalazła kumpelę albo przyjaciółkę. One nie istniały; nie w miejscu, w którym egoizm i ignorancja przekraczały poziom krytyczny.
Zrobiła krok w tył, a potem do przodu sugerując, żeby Warren ją przepuściła. Miała książkę, więc mogła sobie iść i właśnie to zamierzała zrobić. Wrócić do celi i oddać się lekturze starając nie myśleć o tym, co właśnie zrobiła.

Stłumienie stresu nie było łatwe. Patrzenie na Grete tym bardziej, ale całe szczęście jej dotychczasowe zachowani nie różniło się od tego aktualnego. Od samego początku była przestraszona i unikała spojrzeń, więc wielkim zaskoczeniem nie było to, że ciągle unikała wzroku współlokatorki z celi.
Gorzej było ze snem. Prawie go nie doświadczyła myśląc tylko o tym, co zrobi niejaka Leah i jak to będzie skutkować na jej własne dalsze losy w więzieniu. Prawie znów zwymiotowała, ale przełknęła żółć i przewróciła się na drugi bok. Miała ochotę wstać i się przespacerować, ale to luksus, na który nie mogła sobie pozwolić.
Jeszcze tylko niecałe jedenaście miesięcy i będzie mogła spacerować do woli o każdej porze dnia i nocy.

Greta spóźniała się na obiad. To nie było nic nowego zważając, że to właśnie dziś miała odebrać towar przemycony przez Jaspera. Mimo tego, z jakiegoś bzdurnego powodu, Joan wyczekiwała jej powrotu. Spodziewała się, że kobieta mogła już nie przyjść, ale jednocześnie chciała, żeby nic jej nie było. Wiedziała, że nie powinna dbać o kogokolwiek ani tym bardziej pragnąć czyjejś obecności, ale Greta była jedyną, która nie wytknęła jej bycia matkobójczynią. Przynajmniej jedyną z pierwszych i przede wszystkim zadbała o Terrell, zaś jej prawie sędziwy wiek sprawił, że w J. obudziła się jakaś matczyna fantazja. Potrzeba posiadania opiekunki w podobnym do Grety wieku. W psychologii miało to swoje odpowiednie określenie, ale wolała nie stosować go na sobie, bo wtedy musiałaby przyznać, że miała więcej problemów niż tylko strach przed wszystkimi osadzonymi.
Wkładała kolejne porcje obiadu starając się dostrzec cokolwiek na twarzach koleżanek Warren, której też nie wyłapała spojrzeniem. Możliwe, że to tylko przypadek albo już stała gdzieś w gęstej kolejce po posiłek i kryjąc się za wysokimi koleżankami.
Znów powróciła spojrzeniem na wejście do stołówki, kiedy wbiegła do nich zasapana osadzona. To nie Greta.
Cholera. Co tam się działo?
Co wyniknie z tego szamba? Czy już miała użyć chochli i trzepnąć nią koleżankę, żeby móc wrócić do izolatki?

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Nie ma mowy, aby Greta przeszła niezauważenie z torbą narzędziową - szeptała dalej Leah, nie zwracająca większej uwagi na dramat romantyczny, wyświetlany przez rzutnik. - To musi być dyskretna paczka. Taka mieszcząca się w gaciach, albo…
Czują na sobie wzrok strażnika, przyczajonego na krześle przy drzwiach świetlicy, przysunęła palce bliżej ust, udając, że gryzie paznokcie. Dyskretnie spojrzała w stronę Warren, siedzącej z jej lewej strony. O dziwo, wydawała się całkiem zaangażowana w oglądanie Pamiętnika, który wspaniałomyślnie udało się skombinować władzom więzienia, po kinowej premierze. Istotnie, Val wolałaby w pełni skupić się na filmie, niż gdybać, w jaki sposób stara rura przenosiła towar z kantorka, na resztę kompleksu. Z pewnością zabierała go ze sobą, a później ukrywała w specjalnie zakamuflowanych miejscach (być może w kuchni), ale na dociekanie do nich, nikt nie miał czasu. Wiedziała jednak, że w sprawie dotyczącej Grety, zostanie wytypowana jako osoba od brudnej roboty. Ktoś musiał to robić, a przecież Leah miała za mało siły na takie krzywe akcje.

Lubi go odwiedzać chwilę przed obiadem.
To był ten czas. Summer miała grać pierwsze skrzypce, ze względu na aparycję brytyjskiego dresa spod bloku (głównie przez ogoloną głowę) oraz doświadczenie w podobnych przepychankach. Wystarczyło dorwać Gretę tuż po tym, jak wyjdzie z narzędziowni razem z towarem. Wydawałoby się - nic prostszego.
Mimo to, Val przyczajona w pobliżu składzika, miała złe przeczucia.
- Nie powinnaś czasem być na obiedzie? - głos Summer wybrzmiał zza zakrętu, niedługo po tym, jak Greta opuściła pomieszczenie konserwatora.
- Zejdź mi z drogi.
- Nie tak szybko. Co masz pod ubraniem?
- Nie twój interes.
Czas płynął zbyt szybko.
Głuchy odgłos zderzania ze ścianą, towarzyszył twardemu sapnięciu.
- Val!
Natychmiast wychyliła się zza winkla, podbiegając do dwójki kobiet. Zaskoczył ją widok krótkiego ostrza, przytwierdzonego do ołówka, trzymanego tuż przy barku Summer. To nie wystarczyło, aby dziewczyna nakazała Warren odwrót.
- Załatw ją.
- Spróbuj tylko pod-
Greta nie spodziewała się bezpośredniej reakcji ze strony Warren. Momentalnie znalazła się przy kobiecie, na co ta zareagowała koślawym cięciem wymierzonym w odkrytą skórę Summer, przy obojczyku. Krew pociekła obficie z naciętego miejsca, plamiąc ubrania dziewczyny.
Val nie miała czasu, aby udzielić jej pomocy. Musiała w pełni skupić się na Grecie, którą złapała za przedramiona; niestety za wolno. Napędzana adrenaliną, nie czuła bólu, spowodowanego dwoma cięciami przy nadgarstku. W pełni skupiła się na obezwładnieniu starszej kobiety przy ścianie, kompletnie ignorując nadciagającą, potężną osadzoną.
- Uważaj! - zwijająca się z bólu Summer, nie zdążyła w porę jej uprzedzić. Silny cios, wymierzony przez Helgę, skutecznie ogłuszył, Warren zmuszając do poluzowania chwytu, w którym trzymała Gretę. Oszołomiona uderzeniem, gwałtownie odsunęła się do tyłu, czując jak coś ciepłego cieknie wzdłuż ramion, brudząc dłonie na czerwono.
- Złap ją, mocno.
Ledwo rozpoznała ton głosu Grety, czując grube ramiona, otaczające szyję w śmiercionośnym chwycie. Nie umrze tak szybko. Stara osadzona nie mogła przecież pozwolić sobie na zabójstwo, nawet w formie bezpośredniej, na zasadzie wyręczania się innymi.
Tlenu było coraz mniej.
Po raz kolejny zachłysnęła się powietrzem, zablokowanym w płucach, czując narastające odrętwienie.
Wtedy usłyszała dźwięk wyjących syren alarmowych. Ktoś musiał wcisnąć napadówkę, alarmującą cały więzienny personel. Niestety, żelazny uścisk Helgi, odbierający resztki powietrza, uniemożliwiał jej zlokalizowanie prowodyrki nagłego zwrotu akcji. W duchu liczyła, że to Leah postanowiła wkroczyć do akcji i zaryzykować, pomimo nikłego doświadczenia w fizycznych starciach.
Ciemne plamy, przysłaniające pole widzenia, postępowały w szybkim tempie.
- Ty tępa pizdo! - gniewny głos Grety wypełnił korytarz, umazany w kilku miejscach plamami krwi. Nie ma mowy, aby tak szybko zdążyła pozbyć się schowanego towaru. Jeden z pierwszych strażników już wychylił się zza sąsiedniego korytarza.
- Na ziemię, już!
Na ślepo, nie widząc już kompletnie nic, upadła na posadzkę, porzucona przez przeciwniczkę. Boleśnie obiła sobie kolana, ale nawet nie zwróciła na to uwagi. Odruchowo nabrała powietrza, na co płuca zareagowały nieprzyjemnym kłuciem, ostatecznie odcinając ją od resztek świadomości.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Najpierw było dziwne zachowanie strażników, a potem alarm powodujący ogólny chaos. Wszystkim w kompleksie kazano położyć się na ziemi. To kwestia bezpieczeństwa i zapewnienia, że do napaści nie dojdzie w paru miejscach naraz.
Ktoś zapytał o to co się działo. Któraś z osadzonych mogła posiadać informacje, ale tak się nie stało. Każda kiwała głowę albo zaprzeczała. Tylko jedna ze strachem zapytała o Grete, której twarz pojawiła się przed oczami Joan.
Na pewno chodziło o nią i o towar przyniesiony przez Jaspera.
Co tam się stało? Kto kogo napadł? Czy były ofiary?
Ktoś krzyknął, że polała się krew, a potem strażnik kazał zamknąć japy.
Czy to była krew Grety? Dios mio, nie chciała jej zabijać. Nie chciała śmierci nikogo. Marzyła tylko o świętym spokoju nieskalanym dodatkowym poczuciem winy. Czy nie wystarczy, że siedziała tu za skazanie jej i brata na życie z taką a nie inną matką? Gdyby choć trochę była inna albo udzielono jej odpowiedniej pomocy psychologicznej, to ich życie potoczyłoby się inaczej. Joan nie byłaby tutaj a Hyde’a nie zżerałoby poczucie, że to wszystko przez niego. A może w ogóle nic nie czuł? Może o niej zapomniał? Nie miała pojęcia, bo nie pisał do niej cholernych listów!
Jakim cudem z myślenia o Grecie przeszła na Hyde’a?
- Medyka! – Głos z krótkofalówki strażnika rozległ się po kuchni.
Żeby tylko nikt nie umarł. Niech nikt nie umrze! Proszę!

Wieści rozeszły się jak świeże bułeczki.
Greta przerzucała sporą kontrabandę i wraz z Helgą zaatakowała pozostałe osadzone. Dwie z nich – Summer i Val – trafiły do szpitala, zaś niejaką Elide zamknięto w izolatce za współudział w napaści. Nikt jednak nie wiedział, po której stronie tamta stała, co ostatecznie miało rozwiązać przesłuchanie zorganizowane przez głównego naczelnika. Po twarzy Elidy nie było widać aby czymkolwiek się przejęła. Wypuszczono ją po tygodniu i już pierwszego dnia stała się bohaterką Leah. To w końcu dzięki niej dwie zaatakowane osadzone nie umarły przez brudną żyletkę na ołówku. Grupka w to zaangażowana wręcz podrzucała Elidę, którą Joan kojarzyła z biblioteki. Zapamiętała uśmiech tamtej, kiedy wychodziła spomiędzy półek i choć nikt nie podejrzewałby Terrell o podobne zachowania, to wiedziała, że albo coś zrobi albo będzie źle.
Trochę zło wróciła, bo nie znała planu Leah, ale żaden z nich nie mógł skończyć się dobrze. Joan mogłaby sama (pod pretekstem wyjścia do toalety na dwójkę) sprawdzić, czy wszystko było pod kontrolą, ale zważając na jej relacje z Gretą, nie powinna pokazywać się w okolicy narzędziowni. Miałaby wtedy przechlapane jako podwójny kapuś. Nie dość, że wezwała strażników to jeszcze zdradziła Gretę. Kobieta nigdy by jej tego nie wybaczyła. Dopadłaby ją nawet z Maxa, dlatego nie mogła aż tak ryzykować.
Za to umiała być przekonująca i dobrze wiedziała, gdzie Greta ukrywała swoją małą porcyjkę narkotyków. Przekazanie go Elidzie wraz z hasłem „To prezent od Val. Będzie na ciebie czekać..” było łatwizną. Reszta sama się zadziała.
Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, ale sądząc po tym, jak długo Warren leżała w szpitalu uznała, że podjęła słuszną decyzję.
Po kolejnym tygodniu doszły ją słuchy o przebywaniu Val i Summer w izolatce. Leah psioczyła na strażników, że przesadzają, bo to przecież tamte były poszkodowane, ale nikt nie zamierzał przystawać na jej odwołania wobec decyzji wyższych instancji.
A wszystko to było zasłyszane tylko ze stołówki.. Centrum informacyjnego całego zakładu karnego.

Samotność w celi była lepsza niż sądziła. Miała szczęście, że w tym czasie nie pojawiła się nowa osadzona, co jednak było kwestią czasu. Dnia lub dwóch.
Terrell mogła swobodnie czytać książki bez bycia zaczepianą lub zagadywaną na potrzeby wysłuchania szalonych historii Grety. Spała nieco gorzej, bo już nikt jej nie chronił, ale i tak uznała, że to lepsze niż dalsze wciąganie się w interesy starszej kobiety.
Trochę za nią tęskniła. Może i nie była najlepszą osobą na świecie, ale też nie najgorszą. Przypominała matkę Joan, co z pewnością nie było komplementem, ale pomimo złej renomy oraz przeszłości z rodzicielką, nawet Terrell miała potrzebę odczucia matczynej troski.
Greta ją zaspokajała.
Słyszała plotki o wypuszczeniu Warren i Summer z izolatki. Widziała je obie w pokoju dziennym otoczone innymi osadzonymi, które słuchały opowieści o walce na korytarzu. Joan przystanęła w drzwiach patrząc jak Summer z ekscytacją machała rękoma. Nikt nie wspominał o kontrabandzie, ale o wielkich walecznych wyczynach dwóch kobiet, które pozbyły się staruchy Grety.
Po niecałej minucie Terrell poszła dalej w dłoniach trzymając książkę z biblioteki. Poszła w kierunku innych cel, co wzbudziło zainteresowanie niektórych więźniarek, ale się nie przejęła. Zatrzymała się przed jedną z cel, która całe szczęście była pusta. Musiała jednak powiedzieć jakiejś wielkiej babie, że przyszła tu tylko zostawić książkę.
- Która prycza należy do Warren? – zapytała jeszcze zanim tamta zniknęła w swojej celi.
Zero odpowiedzi.
- Po lewej!
O, a jednak.
Na poduszce zostawiła książkę „Godziny” Michaela Cunninghama, z której spomiędzy kartek odstawała karta z podpisem – Freud – zaś na ów konkretnej stronie zaznaczono krótki cytat.
„Lepiej, naprawdę, stanąć oko w oko z przerażającym wyzwaniem, niż żyć w ukryciu, jak gdyby nadal trwała wojna.“

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Pobytu w szpitalu wcale nie wspominała źle. Wreszcie mogła się wyspać i nie przejmować kolejnymi intrygami Leah, w imię stłamszenia konkurencji. Wiele obowiązków zdjęto z jej barków na rzecz szybszego powrotu do zdrowia. Nie narzekała na taki stan rzeczy, jednak co i raz przypominała sobie o Joan. Czy dawała radę po wyprowadzce współlokatorki, czy nikt jej nie zaczepiał i nie próbował uwikłać w inne, brudne roboty. Czuła, że mało komu mogła zaufać z trzymaniem Terrell na oku. Zaraz zaczęłyby się spekulacje, a mimo wszystko, szanowała chęć dziewczyny do trzymania się z daleka od grupek. Każda miała w sobie coś toksycznego, ale zapewniała większe bezpieczeństwo. Samotniczki zawsze stawały się łatwym celem.
Po kilkunastu dniach, obfitujących w przesłuchiwania, gojące rany i gdybania, razem z Summer wróciły na stare śmieci, ciesząc się ogólną aprobatą reszty osadzonych. Nie pamiętała podobnego entuzjazmu, odkąd tu trafiła. Zupełnie, jakby zbliżał się dzień wyjścia na wolności, przynajmniej jednego bloku.
Starała się oszczędzać głos po tym jak oberwała od Helgi. Pozwalała Summer na całkowite zaangażowanie się w opowieści z legendarnego już starcia. Gdyby nie tamten alarm, byłoby po nich. Niestety, Leah okazała się mało skłonna do opisywania wszystkiego, co miało wtedy miejsce.
Dopiero książka, pozostawiono na jej pryczy przyniosła odrobinę wyjaśnień. Szybko połączyła wątki, orientując się kto podrzucił lekturę o całkiem safickim klimacie i jaką wiadomość miał do przekazania. Joan zaskoczyła ją nie pierwszy raz, ale w głębi duszy, mogła się tego spodziewać. Przy okazji miała nadzieję, że tym razem dziewczyna pamiętała o przestrogach, dosyć dosłownie nazywanych w trakcie krótkich rozmów.
Nie mogły pozwolić sobie na potknięcia. Nawet teraz, gdy napięcie związane z obecnością Grety, znacznie zelżało.

Kąpiel po kolacji pozwalała na nieco więcej prywatności i spokoju. Z tej luki korzystało niewiele kobiet, chyba, że umawiały się na późniejszą godzinę, w wiadomych celach. Warren co nieco o tym wiedziała, ale tym razem wolała po prostu zmyć z siebie całe przeżycia z dnia, bez wysłuchiwania kolejnych pytań.
A jednak, kolejne dotarło do jej uszu, wypowiedziane przez wychodzącą z łazienki Williams.
- Hej Val, jak ręka?
Kobieta należała do tych mniej konfliktowych osób; od kilku miesięcy pracowała w bibliotece i zwyczajnie robiła swoje.
- Nie gorzej, niż po małej bójce z braćmi - odpowiedziała krótko, czym zasłużyła sobie na niewielki uśmiech. Tyle wystarczyło, co przyjęła z wyraźną ulgą.
Nareszcie.
Oprócz niej, przy prysznicach przebywał ktoś jeszcze, o czym świadczył dźwięk wody, odbijającej się od płytek. Nie musiała prowadzić wnikliwej analizy, aby poznać tę konkretną sylwetkę nawet jeśli nigdy nie widziała jej bez jakichkolwiek ubrań. Musiały się dotychczas mijać w higienicznej rutynie.
Liczyła jednak na to, że koniec końców wpadną na siebie przy nadarzającej się okazji. Powinny porozmawiać i chociaż pomysł Terrell z cytatami był ciekawą formą przekazywania informacji, Val potrzebowała bezpośredniego kontaktu. Niekoniecznie nastawiała się na rozmowy pod prysznicami, ale skoro obie już tutaj były... W tym wszystkim, najzwyczajniej w świecie stęskniła się za młodą osadzoną, czego na głos nie mogłaby powiedzieć. Przynajmniej nie na tym etapie.
Chociaż ścianki działowe nieco przysłaniały, zarówno plecy, jak i inne części ciała (w zależności od ustawienia), pozostawały na pełnym widoku. Cóż, Joan zdecydowanie miała się czym pochwalić.
Warren w samym ręczniku przeszła pod prysznic, znajdujący się obok tego, używanego przez Terrell, starając się nie patrzyć bezpośrednio w jej stronę. Nie chciała krępować dziewczyny, mając na uwadze jej młody wiek. W poprawczaku raczej każdy kąpał się osobno.
Postawiła dwie małe tubki z kosmetykami na ściance działowej i powoli zsunęła z siebie ręcznik.
- Dostałam twoją książkę - mruknęła, tuż przed puszczeniem wody, lekko zagłuszającej kolejne słowa. - Nikt ci się nie naprzykrzał?
Słowne zaczepki to jedno; ważne, aby reszta osadzonych nie pozwalała sobie na nic więcej. Gdyby tylko usłyszała o nieprzyjemnym incydencie, podobnym do tego z pralni, nikt by jej nie powstrzymał. Helga podzieliła los Grety i nie zapowiadało się na wielki powrót.
Jakby nie patrzeć, Terrell uratowała jej skórę, więc była jej dłużna. Zamierzała o tym wspomnieć, tuż po otrzymaniu odpowiedzi na zadane pytanie.

Joan D. Terrell
ODPOWIEDZ
cron