właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#27

Ostatnie dni były dla jej wyjątkowo ciężkie i dziwne. Najpierw odwiedziny nekrofila, który wypytywał ją o jej eks, a później przebywanie na farmie u Paxton, bo trochę bała sie mieszkać sama w dużym domu, do którego jakiś debil z łatwością mógłby sie włamać, zabić ją, a później wykorzystać jej stygnące ciało. Miała naprawdę zryty beret przez to wszystko i stresowała ją ta sytuacja. Dlatego starała sie wciągnąć w prace i plany rozszerzenia działalności. Sad prosperował całkiem nieźle, ale wydawało jej się, że to wciąż za mało. Miała trochę wolnego miejsca i pomyślała, że winorośl byłaby całkiem spoko rozwianiem. Lubiła wino, więc nawet gdyby miala produkować je na swój własny użytek to i tak, by na tym zaoszczędziła. Musiała jakos rozwijać swój biznes żeby nie stać w miejscu i nie marnować swojego potencjału.
Blackwell miala pewne plany na przyszłość. Chciała założyć szkole tańca i bar, to były dwie rzeczy, na których tak naprawdę się znała. Potrafiła wybitnie tanczyc, prowadziła też teraz zajęcia dla dzieciaków wiec mogłaby po prostu trochę rozszerzyć działalność. Za barem natomiast stała przez większość swojego dorosłego życia. Wiedziała jak wygląda funkcjonowanie takiej instytucji od środka i była pewna, że dałaby sobie z tym radę. Potrzebowała tylko odrobiny środków i czasu, by wszystko sobie ułożyć.
Środki mogła pozyskać przez rozwinięcie sadu. Nawet gdyby miala go później sprzedać to będzie lepiej działać na kupujących jeżeli nie będzie on złożony z samych jabłek. Chciała zrobić coś więcej i w końcu znalazła ku temu motywację. Czas, który spędzała u Eve przeznaczała na poszukiwania nowych możliwości rozwoju jej obecnego miejscu pracy. W ten oto sposób umówiła się smsowo z właścicielem sąsiedniej farmy, żeby kupić od niego kilka szczepek winorośli. Jego drzewka były podobno najlepsze w okolicy. Pewnie miał solidny konar he he.
Blackwell trochę błądziła, ale w końcu znalazła mężczyznę, który robił coś między winoroślą. - Dzień dobry - powiedziała głośno podchodząc do faceta. - Pisałam do Pana w sprawie kupna winorośli- Chciała żeby od razu skojarzył z jaką gwiazdą ma do czynienia. No i wtedy sie wyprostował... pierwsze co Gin sobie pomyślała to " o kurwa Volverine" ale później twarz zaczynała być dla niej coraz bardziej znajoma, aż w końcu dopasowała mężczyznę do sytuacji z jej życia. - To Ty... nie wiedziałam - myślała pewnie, że mieszka w tym mieszkaniu które tak ładnie remontował. - Masz cos we włosach - powiedziała, bo coś tam było białego i Gin chciała mu to ściągnąć ale okazało się, że jest już po prostu stary. - A nie, to tylko siwy wlos - zabrała szybko rękę, która wcześniej wyciągnęła żeby mu zabrać paprocha, który nigdy nie istniał.

salvador callaway
towarzyska meduza
catlady#7921
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
2.

Salvador naturalnie nie marnował czasu na nic. Wstał przed siódma rano, miał już taki odruch, że nie musiał nawet ustawiać budzika. Przygotował śniadanie dla swojego syna oraz ojca, bo domyślam się, że tata też tu mieszkał. Nie wiem. Tak czy siak miejsca było wystarczająco dla wszystkich. Sal też zjadł sobie jakieś śniadanko i z kubkiem kawy przelewowej w ręku zaczął sobie spacerówce w okolicy domu, zawsze robił taki poranny obchód. Przy nogach kręcił mu się pies, albo psy, bo wstyd mieć tak wielki teren i nie mieć żadnego psa. Nacieszył wzrok pięknością terenu, który należał do niego i rozmyślał o tym jak piękne jest życie. Nie musiał się martwic absolutnie niczym. Miał cudowne dzieci, które nie narzucały mu się jakoś specjalnie, miał fantastyczna winnice i psy, które nie szczekały jak szalone za każdym razem jak coś się odjebalo. Czego można było chcieć od życia więcej? Sal nie wiedział.
Tak czy siak nie mógł tak bez końca sobie chodzi i wpadać w samozachwyt w związku z tym co stworzył jego ojciec, a co on upiększał. Wrócił więc do domu, wsadził kubek do zmywarki, przebrał buty na jakieś buty robocze i ruszył w teren pracować. Nie wiem niestety jak się zajmować winoroślą, bo czytałam o uprawie mango indyjskiego, a tego tematu zagłębić niestety nie dałam rady. Tak czy siak, Sal zapewne spinał jakieś krzaczki czy coś i nawet nie zauważył jak mu zleciało parę godzin pracy.
Z ciężkiej pracy wyrwał go kobiecy głos, który na pewno nie należał do żadnej z jego córek. Córki to on by rozpoznał w tłumie rozregulowanych nastolatek. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Przerwał swoją prace, bo nie chciał być nieuprzejmy. Otarł czoło, na którym od zapierdolu zebrały się kropelki potu. A to jednak nie taka prosta sprawa harować przy tych krzakach. Nawet jeśli nie była to pora na australijskie upały. -Witam.- Przywitał się niepewnie, bo już się domyślił, że to jakaś akwizytorka co mu chce sprzedać zraszacze czy cos. Zdjął rękawice gotowy na przemowę o tym jak on niczego nie potrzebuje, bo doskonale daje sobie radę sam ze wszystkim. -Ah.- Mruknął i nawet się rozchmurzyl. No tak, rzeczywiście coś takiego było. Już miał zacząć mówić o tym, że wszystko spoko, ale on nic od siebie nie sprzeda kiedy ta go rozpoznała. On oczywiście potrzebował chwilki, żeby ogarnąć. -To ja.- Potwierdzil równie zaskoczony. Wiedział, że Lorne Bay jest małe, ale nie spodziewał się, że na nią wpadnie. I to na terenie swojej winnicy.
Przeczesał sobie włosy ręką jak pomyliła jego włosy z paprochem. Jeszcze rzucił szybko okiem w stronę domu w naturalnej obawie, że żona zobaczy i sobie dopowie niestworzone rzeczy. -No jestem już w odpowiednim wieku do tego, żeby jednak mieć siwe włosy.- Odpowiedział niespecjalnie się tym przejmując. I tak miał lepsza aparycję fizyczna niż większość jej chłopaków. Jeśli nie wszyscy. Z pewnością lepszą niż poprzedni. -Wiesz, wypominanie wieku jest też niekulturalne w stosunku do mężczyzn.- Powiedział, bo niemiło się zachowała, jeszcze na terenie jego winnicy. -Powinnaś to wiedzieć jako kobieta zbliżającą się do czterdziestki.- Uznał, że nie pozostanie jej dłużnym.
-Nie mogę odsprzedać moich winorośli.- Powiedział chowając rękawice do tylnej kieszeni spodni. -Mój ojciec je sprowadzał i sadził.- Rodzinny sekret. Ich wina nie bez powodu były popularnymi winami.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Wyglądał na zapracowanego typa. Co go Gin gdzieś nie spotykała to ciężko pracował, jak nie przy remoncie mieszkania to teraz tutaj po środku winnicy. To dobrze o nim świadczyło. Był robotnym facetem, niewiele takich się na świecie ostało. No, a może raczej niewielu takich znała Blackwell. Większość mężczyzn poznawała w barach, a tam towar byl czasem dość mocno wybrakowany, w końcu miejsca w których pracowała nie były jakieś wybitnie eleganckie. Bardziej przypominały speluny. - Dobrze, że i tak jest ich mało - stwierdziła z lekkim uśmiechem czując się trochę dziwnie. Nie wiedziała się z nim od jakiś dwóch lat i nie miala za bardzo pomysłu na to jak z nim przeprowadzić rozmowę żeby nie było dziwnie i niekomfortowo. Włosy i wiek były bardzo głupim tematem ale postanowiła się tego trzymać. - Ahh... pewnie dlatego nie będę nigdy mogła być w jury Projektu Lady - odpowiedziała z przekąsem i zdawała sobie sprawę, że jest to dość słaby pocisk ale nie miała pomysłu na nic lepszego. Jakby nagle jej zabrakło języka w gębie. - Wiek to tylko liczba, chociaż w Twoim wypadku stosuje się już zasadę matematyczna żeby zaokrąglać do góry - To już było lepsze! Chociaż jeszcze nie na jej poziomie.
- Ohh... rozumiem - kiwnęła głową I zmarkotniala trochę, bo właśnie ogarnęła że niepotrzebnie sie kurwa malowała i goliła nogi wieczorem. Jeszcze tylko brakowało żeby zaczęło padać. Ale dobra, jebać to, postanowiła nie dać dać spławić tak łatwo. - A chociaż jeden krzak? Potrzebuje czegoś na próbę, nie wiem czy byłabym w stanie się tym zająć... nie mam zamiaru robić wina na sprzedaż, oczy nie i tak by się nie utrzymało - bo prędzej by je wypiła zanim pojawiłby się ba miejscu pierwszy klient. - Mam sad i myślę o jego powiększeniu ale nie wiem jakie owoce by się tam przyjely, pomyślałam o winogronie w ramach eksperymentu - wyjaśniła, bo naprawdę mocno jej na tym zależało. - Cos mi się należy w ramach podziękowania za to, że nie robiłam awantur jak wierciłeś wiertarką w niedzielę przed 8... mam takie dobre serce - uśmiechnęła się I nawet lewą rękę sobie położyła na miejscu, w którym to jej serduszko biło.

salvador callaway
towarzyska meduza
catlady#7921
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Podejrzewam, że Salvador po prostu wychował się jeszcze w czasach, gdzie jednak chłop musiał potrafić wykonywać jakąś pracę fizyczną. Zresztą, wychował się na tej farmie, więc to naturalne, że nie chciał dopuścić do tego, żeby popadła w ruinę. Nie wyobrażał sobie też tego, żeby ludzie o farmie mówili, że lata świetności ma już za sobą. No i priorytetem były dla niego dzieciaki. To dla nich robił to wszystko. Zdawał sobie sprawę z tego, że bliżej mu do śmierci niż dalej. Nie chciał ich zostawić z niczym. Gdyby nie miał Sylvana, który chętnie się garnął do tego, żeby winnicę przejąć, to Sal po prostu by się tą winnicą zajmował, żeby po jego śmierci, dzieci ją sprzedały i po prostu podzieliły się zyskami. A była jednak warta tłuste miliony. A przynajmniej tak zakładam. Dlatego też kilka lat wcześniej zajął się inwestowaniem w mieszkania. Żeby dzieci je miały i żeby miały gdzie mieszkać, albo żeby po prostu coś poza winiarnią przynosiły zyski. Bo wiadomo, że taka farma to też nieco sezonowa. Czasami zbiory były obfite, a czasami nie. Przecież to nie tak, że regularnie składał ofiary Demeter. Może powinien zacząć.
-Dobre geny. – Odparł, ale zaraz przypomniał mu się siwy łeb swojego ojca. –Albo może po prostu… szczęście. – Zmarszczył brwi. Będzie musiał zapytać swojego ojca kiedy ten zaczął tak ostro siwieć. Może Sal powinien się już zacząć szykować na coś takiego. Tak czy siak sięgnął po kapelusz kowbojski i nałożył go na głowę. Nie chciał, żeby odkryła więcej siwizny. Teraz będzie miał kompleksy. Super.-Może. – Nie wiedział co powiedzieć, bo nie miał pojęcia czym jest Projekt Lady i czemu nie mogłaby być w jury. Uznał, że to może jakiś lokalny, wiejski festyn gdzie wybiera się miss wsi. No i najczęściej wybiera się brzydką dziewczynę, żeby chociaż jeden dzień w roku mogła się poczuć wyjątkowa. Będzie musiał podpytać Tate.
-Próbowałem ci to wyjaśnić w smsach, ale wy młodzi ludzie zamiast pisać wszystko w jednej wiadomości tekstowej, rozbijacie to na kilka krótkich i później gubi się sens wypowiedzi drugiej osoby.- Zauważył, że zmarkotniała, a wiadomo, on nie lubił sprawiać nikomu przykrości. Chyba, że musiał. Wtedy nie miał z tym żadnego problemu. Teraz jednak nie musiał. –Przykro mi. – Pokręcił głową. –Dla mnie to mógłby być ewentualny strzał w kolano, bo wzbogaciłbym konkurencję o coś co jest charakterystyczne dla moich win. – Wyjaśnił mając nadzieję, że Gin zrozumie, że nie robi tego po złośliwości. –Mogę ci za to powiedzieć co nieco. Od jakich winorośli powinnaś zacząć i jak je pielęgnować. – Zaproponował, bo to wydawało mu się sensownym rozwiązaniem. Tym bardziej, że nawet w sklepie w Lorne czy Cairns mogła dostać jakieś podstawowe krzaczki.
Zaśmiał się i pokręcił głową. –Nigdy nie pracuję w niedzielę, więc nie próbuj mnie wystrychnąć na dudka. – Pomachał palcem przed jej nosem. –Jeżeli nie wiesz w jaki owoc chcesz konkretnie zainwestować to proponuję posadzić po dwa krzaczki, albo drzewka tego co by cię ewentualnie interesowało. Borówka, malina i poziomka są łatwe w uprawie i zazwyczaj dają dużo owoców. – Sam miał też po kilka rzędów takich owoców. Są idealne do wszystkiego. Ciasta, wina, przetwory, podjadanie.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Rozmowa o jego włosach była jednak trochę głupia. Co mogła zrobić? Zmienić temat. Na jaki? Jeszcze głupszy. - Tak, pewnie geny... ja mam chyba włosy po mamie, też ma takie ciemne, moi bracia zresztą tez, chyba wszyscy takie mamy, ale siwieje tylko jeden, chociaż to pewnie z głupoty - bo jak wiadomo jej drogo brat Logan B. nie należał do osób mądrych, a raczej chujowych. Gin dawno z nim nie rozmawiała, pewnie wyjechał gdzieś na Kajmany. Rodzina. Z drugim bratem też tak nie do końca rozmawiała, bo jakoś nie było czasu. - My młodzi ludzie? - Zaśmiała się troche może za bardzo. Śmieszył ją ten zwrot, bo absolutnie nie uważała sie za młodego człowieka, może fizycznie to i owszem, ale tak mentalnie to była rozrywkową 70-latką i było jej z tym dobrze. Najwidoczniej smsy zdradzały jej prawdziwy wiek. - Ciesz się, że w ogóle to były smsy, a nie wiadomości na whats upie, albo insta, albo tinderze... - jak się dzisiaj dowiedziałam istniało też coś takiego jak zaadoptuj faceta, gdzie można było sobie z babami licytować mężczyzn, z którymi chcesz pogadać. To jest dopiero kurwa dziwne. Gin powinna się zarejestrować na tą stronę. - Nie ma sprawy, naprawdę rozumiem - nie miała mu tego za złe. Rozumiała jego motywy i nie miała zamiaru go dłużej namawiać do tego, by się z nią swoim skarbem podzielił. Zdawała sobie sprawę, że pewnie długo musiał pracować nad tym co miał, a kto wie, może jak ona będzie pracować wystarczająco długo to sama kiedyś też coś tak ładnego osiągnie. Na razie niestety, nie miała się za bardzo czym chwalić, bo chociaż była posiadaczką pięknego sadu, to odziedziczyła to wszystko po dziadkach. Niewiele tam było jej zasługi. - Naprawdę? Chętnie przygarnę każdą radę, rzucili mnie na głęboką wodę, a nie znam się zupełnie na drzewach, krzewach i innych rzeczach... okej, o jabłkach już co nieco wiem, ale cała reszta jest dla mnie magią - ona pewnie, by sprawiła, że taka winorośl zaczęłaby szybko umierać. No, bo takie już Gin miała szczęście, że w jej rękach wszystko ginęło. Roślinki, pieniądze i relacje. - Tak? Czyli jakbym przyszła tu w niedzielę to nie doglądałbyś swoich plonów? - Zapytała unosząc brew, bo na tyle na ile się znała to wiedziała, że praca osób zajmujących się uprawą tak naprawdę nigdy się nie kończy. Zawsze trzeba sprawdzić czy roślinki nie mają za sucho, czy wszystko jest w porządku, lub jak w jej przypadku, przejść się po sadzie i sprawdzić czy zjebane kangury nie spróbowały przedostać się przez ogrodzenie. Miała poważny problem z tymi wojowniczymi myszami. - Nie, nie mam na tyle dużo pieniędzy, żeby inwestować w coś co być może nigdy mi się nie zwróci - winogron zawsze mogłaby sprzedać gdzieś, a poziomki? Mało kto kupi poziomki. - Myślałam jeszcze o śliwkach - z takich to śliwowice można zrobić. - Lubisz śliwki? - Nie miała pojęcia na chuj się go o to pytała. Co to mało za znaczenie oprócz tego, że żadne. - Czy Was też odwiedzają kangury? Mam z nimi u siebie spory problem, niszczą mi ogrodzenie - byli sąsiadami więc być może posiadali podobne problemy.

salvador callaway
towarzyska meduza
catlady#7921
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Wzruszył tylko ramionami, bo nie znał jej rodziny. Nie znał się też na genach, więc nie miał co tutaj potwierdzać czy nie. On był już starszy, a siwienie było oznaką starzenia się, więc nie było co drążyć tematu. Nie czuł się z tym jakoś specjalnie źle, bo i tak dobrze się trzymał jak na swój wiek i pewnie wielu facetów w jego wieku zazdrościło mu tego jak wyglądał. Nie, żeby też robił to po to, żeby mu zazdrościli. Po prostu chciał jak najdłużej żyć, żeby dzieci musiały znosić jego towarzystwo i mówiły mu teksty typu „Tata, to jeszcze przeżyje nas wszystkich”. Oczywiście nie chciał ich wszystkich przeżywać. Chciał sobie z nich trochę pocisnąć.
-Coś jest nie tak z whatsappem? – Zapytał. Swego czasu korzystał z whatsappa, nie widział powodu, żeby tego nie robić. Nie wszyscy dostają mmsy z jakiegoś powodu, a na whatsappie możesz spokojnie wysyłać zdjęcia i miliony wiadomości. No i nie płaciło się za to za każdą wiadomość z limitem. Wystarczyło połączenie z Internetem, a o to w dzisiejszych czasach nie trudno. Ostatecznie z whatsappa zrezygnował i przerzucił się na Signal, bo był bezpieczniejszy jeśli chodzi o przetwarzanie danych. Tindera nie wspomniał, bo jednak miał żonę i nie korzystał z aplikacji randkowych. Był normalny.
-No wolę zrobić to niż odprawić cię z kwitkiem. – Wiedział, że będzie u niego ciężko ze znalezieniem wolnego czasu, ale już coś ogarnie, żeby nie sprawiać jej przykrości. –Czyli rozumiem, że na swoją rękę nie próbowałaś się jeszcze dowiedzieć niczego? – Zapytał z czystej ciekawości, żeby ewentualnie ocenić jej poziom. Nie chciał przecież jej zacząć dawać rad, których nie byłaby w stanie zrozumieć.
-Nie. Nie byłoby mnie tu. – Potwierdził pewnie. Wiedział, że jego winnica poradzi sobie bez niego przez jeden dzień. Gdyby nie miał dnia wolnego to zapewne nie miałby też tylu dzieci i nie miałby małżeństwa z takim stażem. I to udanego małżeństwa, bo z żoną był szczęśliwy. A ona z nim. Pewnie dlatego, że więcej jej nie było niż było. –Poza tym nawet byś tutaj nie weszła w niedzielę i spotkanie nie odbyłoby się w ten dzień tygodnia. – Teraz drzwi wjazdowe na farmę stały otworem, żeby ewentualni goście mogli zajechać bez problemu. W niedzielę brama była zamknięta.
-Czyli rozumiem, że interesuje cię uprawa typowo pod zyski, tak? – Zapytał unosząc brwi. –W takim razie myślę, że powinnaś najpierw zainteresować się na co jest zapotrzebowanie. – Poprawił kapelusz na głowie, a po chwili drapał się po brodzie zastanawiając się na co właściwie teraz jest największe zapotrzebowanie jeśli chodzi o owoce i warzywa. –Niespecjalnie. – Uśmiechnął się. –Chociaż kompot ze śliwek lubię bardzo. – Dodał. –Moja teściowa swego czasu bardzo często robiła schab ze śliwką. Specjalnie dla mnie, żeby zrobić mi na złość. – Zaśmiał się cicho pod nosem. –Nie wiem czy śliwka będzie dobrym pomysłem. Potrzebuje wilgoci, więc musiałabyś ją często podlewać, bo jednak na opady nie ma co liczyć. Ale nie dużo ludzi ma śliwkę, więc mógłby to być dobry krok. – Nieco ryzykowny, ale być może opłacalny. Śliwka też nie była ciężka w hodowli. –Zdarza się. – Potwierdził. –Ale odkąd od strony południowej postawiłem wyższy płot to jest zdecydowanie lepiej. – Wskazał nawet ręką w stronę południowej części winnicy.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Trochę czytałam na intrenecie, ale wiesz jak jest, to nie to samo co dowiedzenie się czegoś od kogoś tak bezpośrednio - czuła się jak skończona idiotka, bo serio nie wiedziała o czym mówi. Niczego nigdzie nie sprawdzała. Miała swój sad i znała sie tylko na jabłkach i to też nie tak, że hodowanie tego ścierwa było jej wielką pasją. Dostała to od dziadków i zajmowała się tym przez ostatnie miesiące. Z każdym dniem coraz bardziej przekonywała się do mieszkania na farmie, ale jeszcze wiele jej brakowało do uwielbienia takiego stylu życia. - Tak masz rację, muszę sprawdzić na co jest popyt... genialne - jakby ją nagle kurwa olśniło. Nie miała żyłki do interesów najwyraźniej, a przynajmniej nie takich, w których nie handlowało sie alkoholem. - Jak już pewnie widzisz, absolutnie sie na tym nie znam. - Westchnęła, bo nie było co udawać i pozować na jakąś wszechwiedzącą w momencie, w którym nie znała się nawet na podstawach. - Zastanawiałam się na tym czy nie spróbować robić cydru. Mogłabym zasadzić więcej jabłek i może gruszek... czas jest teraz na to idealny. - No i na alkoholu o wiele lepiej się znała. - Mogłabym zrobić małą destylarnię w jednym z magazynów i może akurat komuś, by smakowało - a w przyszłości sprzedawałaby ten trunek w wielkich ilościach. Nazwałaby alkohol "taste of Gin" żeby wprowadzać w błąd laików, że niby to nie cydr, a Gin. Tak, robiłaby to z czystą premedytacją.
- Do mnie te małe potwory przyłażą prawie cały czas - pokręciła głową, bo nikt jej tak nie wkurwiał jak te jebane kangury. - Założyłam pastuch, ale to też za wiele nie daje, bo to psują. Chyba lubią jak je nawala prąd - albo chcą żeby Blackwell płaciła wyższe rachunki... tak, to na bank ich przemyślana, długoletnia strategia. - Zazdroszczę Ci takich pięknych terenów - przyznała rozglądając się dookoła, jej sad nie wyglądał aż tak ładnie.
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ