były aktor — bezrobotny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Zdobywca Oscara. Lokalny duch. Koneser kokainy.
4. + Outfit

Normalnie to Matt absolutnie nie zorganizowałby u siebie żadnej imprezy. Nigdy w życiu. Nie przepadał za zbyt dużą ilością osób. Zwłaszcza w swoim domu. Ale przy ostatnim spotkaniu ze swoim najlepszym przyjacielem uznali, że właściwie to na żadnej dobrej imprezie dawno nie byli. Matt to nawet kilka lat, bo nie chciało mu się wychodzić z domu. Może nawet nie, że nie chciało, bo ostatnio wyszedł kilka kroków poza teren swojej posiadłości. Po prostu nie widział sensu w opuszczaniu willi, w której miał dosłownie wszystko. Wiedzieli, że nie znajdą, żadnej porządnej imprezy, która sprosta ich wymaganiom, więc zorganizowali swoją.
Matt mimo swojego społecznego wycofania, miał jeszcze jakieś kontakty, więc zaprosił kilku dawnych znajomych, zaproponował Jasonowi, żeby ten też zaprosił lepszych znajomych, którzy na zaproszenie zasługują. Nie wnikał kogo Brooks zaprosi, bo ostatecznie wierzył w jego osąd. Matt obiecał, że zajmie się kokainą, alkoholem i dziwkami. O kokainę i alkohol poprosił swoją agentkę, Mirę. Niespecjalnie podobało jej się, że musi to robić, ale wiadomo, nie zawsze jesteś agentem tak upadłej gwiazdy jak Matt. Nie chciał jej jednak martwić i denerwować, więc towarzystwem damskim sam się zajął. Pewnie nawet nie zadzwonił do pierwszego lepszego burdelu, tylko znalazł jakąś ekskluzywną agencję. Nie mógł sobie przecież pozwolić na to, żeby w jego domu łaziły zwykłe dziwki czy damy nocy. Żeby nie być wulgarnym.
Tak czy siak impreza była nawet udana. Matt odnosił wrażenie, że wszyscy się dobrze bawili. I to nie tak, że zależało mu na byciu dobrym gospodarzem. Miał w to wyjebane. I tak większość imprezy spędził w towarzystwie Jasona. Matthew miał wielu znajomych i bliskich znajomych, ale to Jason był jego najlepszym przyjacielem. Nikomu nie ufał tak jak jemu. Wrócił na leżaki przy basenie, gdzie sobie czilował w towarzystwie Brooksa. Na stoliczku między nimi postawił dwie czyste szklaneczki i butelkę jakiegoś alkoholu. -Chcesz? - Zapytał wyciągając z kieszeni dwa skręty. Jednego od razu wsadził sobie w usta i odpalił. O alkohol nie pytał tylko od razu nalał sobie i Jasonowi. Nawet nie przejmował się tym, że wlał do szklanek trochę za dużo. Byli na własnej imprezie, a nie na pokazie, gdzie byli oceniani. -To chyba najlepsza część życia, co? - Zagaił układając się wygodniej na leżaku, a szklankę z alkoholem ułożył sobie na udzie. -Alkohol, narkotyki i muzyka - Uśmiechnął się i patrzył jak dziwki tańczą próbując zarobić dodatkowe hajsy.

Jason Brooks
ambitny krab
małpie psoty
strażak — w Fire Station
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
~3~

A little party never killed nobody...


To nie tak, że był w takim wieku aby kłaść się i umierać jeśli chodzi o życie towarzyskie, to nie tak też, że coś nie wypadało bo był strażakiem a więc funkcjonariuszem państwowym i tak dalej. Miał swoje lepsze i gorsze chwile i jak każdy czasami przeżywał te mocne akcje gdzie ktoś zginął niestety. Miał jednak zasadę aby nie pić ani nie balować w czasie służby i w tygodniu. Ale gdy tylko się nadarzył jakiś urlop lub dłuższy weekend, był skłonny się napić czegoś mocniejszego. Wszystko co dobre jest w końcu dostępna dla człowieczeństwa, trzeba tylko znać umiał i swoje granice. Jason swoje już przeżył, poznał swój organizm i też to co lubi, toteż nie było problemu aby skupić się na tym co dobre podczas konkretnej imprezy u przyjaciela.
Chyba on bardziej potrzebował tego rozruszania, nawet jeśli średnio interesował się tą imprezą którą się u niego rozkręciła. W sumie to i Brooks miał w tyłku to co czy będzie dużo ludzi czy też i nie, jemu na prawdę aktualnie nie potrzebne było wiele do szczęścia. Dobry rocznikowo alkohol, do tego jakieś ładne panie wyginające się w rytm muzyki i totalna chillerka jak właśnie w tamtej chwili. Basen i plusy całej posiadłości Comstocka, powodowały w całości iż sam Jason czuł się jak jakaś gwiazda choćby w ten jeden wieczór. Nikt nie musiał wiedzieć kim jest i jaki daje przykład innym, ale to chyba normalne że chciał chociaż raz w miesiącu porządnie odpocząć. Miał już ponad czterdzieści lat na karku i niestety bardziej odczuwał trudy służby w straży ale też ogólnie samotność. Aby totalnie nie zwariować w czterech ścianach dobrze było się do kogoś odezwać, w tym przypadku do kumpla.
Leżał sobie pewnie już dobrą chwilę przy basenie w rozpiętej błękitnej koszuli i swoich lnianych jasnych spodniach - trochę jakby to on sam był tutaj tą gwiazdą. Natomiast on sam chętnie oglądał jak panie ochlapują się wodą w basenie, w którym to wylądowały na jego "rozkaz". Zerknął na przyjaciela, który pojawił się z tym co trzeba, a więc kolejną dawką wzmacniaczy humoru.
- Nie za dużo, bo jeszcze pikawka mi siądzie od tego wszystkiego. - rzucił i w sumie to znacznie wolał zapalić skręta niż coś wciągnąć, ewentualnie jakieś dobre cygaro i szklanka whisky, o nic więcej nie miałby śmiałości prosić. To chyba dobitnie podkreślało to życie jak w Madrycie, które miał w tamtej chwili w willi Matthew.
- Niby tak, ale to jest dobre na chwilę, na moment. Dla kogoś takiego jak ja, to niczym wakacje od życia. - przyznał i sięgnął z automatu po uzupełnioną szklankę z trunkiem, którą to pewnie się jeszcze stuknęli gdy mężczyzna zasiadł obok niego na drugim leżaku.

matthew comstock
powitalny kokos
Jason Brooks
brak multikont
były aktor — bezrobotny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Zdobywca Oscara. Lokalny duch. Koneser kokainy.
Otworzył usta i uśmiechnął się, żeby coś odpowiedzieć na komentarz przyjaciela. Pierwsze co mu się rzuciło na myśl to „no, a nie taki jest sens tego wszystkiego?”, ale po chwili, jego ostatnie szare komórki zakminiły, że nie wszyscy mają tak silne pragnienie śmierci jak on. Chociaż czy można tu mówić o silnym pragnieniu skoro nadal jeszcze żył? Bardziej chodziło o pozbycie się bólu, na które tak naprawdę nie było lekarstwa. Mówili, że najlepszym lekiem na złamane serce jest otworzenie się na kogoś nowego. Jak mógł się otworzyć na kogoś nowego, kiedy wiedział, że nigdy nie pokocha nikogo tak jak swojej Michelle. Zmieniła go w lepszego człowieka. Nie. Nie zmieniła go. Była sobą, a on postanowił dla niej zrobić z siebie kogoś lepszego. Nawet wyszło. Nawet wszystko układało się idealnie. Do czasu kiedy stracili dziecko. Później stracił Michelle, a nic inne nie miało żadnego znaczenia. Lata od jej śmierci do dzisiaj pamięta jak przez mgłę. Nawet nie stara się niczego sobie przypomnieć. Jaki był tego cel? O czym miał myśleć? O tym jak został sam? Że nie mógł uratować jedynej kobiety, z którą widział swoją przyszłość? Bez sensu.
-Nie siądzie. Jesteś jeszcze młodym facetem. – Prychnął poprawiając okulary na nosie. –Poza tym nie wiem czemu chowasz się za tą koszulę. Jestem pewien, że dziewczyny chciałyby popatrzeć na twoją klatę. – Zaciągnął się skrętem. Przeniósł zaraz wzrok na dziewczyny, które bawiły się na różne sposoby. Zastanawiał się przez chwilę czy rzeczywiście dobrze się bawią czy udają. A w sumie to go to nawet nie interesowało. Podpisał umowę z firmą, że żadna nie może rozmawiać o tym co się tutaj wydarzyło, więc miał to wszystko w nosie.
-No w sumie tak. – Zapominał, że nie wszyscy żyli w ten sposób co on. Dla niego to pójście do pracy byłoby wakacjami. Tylko, że nie był zainteresowany powrotem. –Co z tobą w ogóle? – Podniósł okulary i zmrużył oczy patrząc na kumpla. –Nie mówię, że masz wejść do basenu i taplać się z nimi, bo nie życzę ci związku z dziwką, ale… nie spotykasz się teraz z nikim, nie? – Zapytał zaciekawiony. To, że on nie wierzył w swoje szczęście nie oznaczało, że nie życzył tego swojemu najlepszemu przyjacielowi. A jednak Jason był mu najbliższy na swiecie. Nawet bliższy niż jego własny syn.

Jason Brooks
ambitny krab
małpie psoty
strażak — w Fire Station
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Tak to bywało, że człowiek miał gorsze i lepsze etapy w swoim życiu i nie bylo wyjątków bo nawet tym co się wiodło niby lepiej, zawsze coś się mogło przytrafić. Bo jak dobrze wiadomo za pieniądze nie kupi się szczęścia, miłości czy zdrowia. Pewne rzeczy też są przypisane chyba do człowieka a nie które są jego wytworem przez podjęte decyzje czy wybranie danej ścieżki. Jason wybrał taką, w której to kariera była priorytetem póki co, bo jego małżeństwo już dawno się rozwaliło i nie było w tym czegoś takiego jak i on i jego żona. Miało to swoje plusy bo mógł znowu wrócić do „biznesu” ale z drugiej strony chyba był już zmęczony takim życiem, chyba po raz pierwszy chciał tej stabilizacji, chciał rodziny.
Gdy stuknęło mu już te czterdzieści lat zaczął zwracać uwagę na różne takie rzeczy jakie powinien już mieć facet. Myślał nad sobą jako tym facetem który kosi trawę w weekendy czy odwozi swoje dziecko do szkoły. Dużo tego było jakby nie spojrzeć, chwil do przeżycia które sobie wyobrażał, ale aktualnie pasowało skupić się na tej imprezie. Chociaż na moment jeszcze pożyć tym życiem singla a przy tym pewnie i dawnymi młodzieńczymi latami, które dawno już uleciały, ale które takie wieczory czy dni miały przywoływać.
– Nie gadaj, po czterdziestce siada wszystko, niestety. Chociaż popęd to chyba się zwiększa jednak, tak myślę. – tutaj chyba miał rację bo odczuwał czasami jakieś takie dziwne emocje względem na przykład młodszych pań. To nie było też aż tak przesadne bo jednak stawiał sobie granice, że dwa razy młodsze od niego to już przesada.
– Dzisiaj potrzebny mi akurat spokój a nie ekscesy czy pseudo amory. Ewentualnie jestem jeszcze za trzeźwy na to. – odpowiedział ze śmiechem. Dużo też było w nim z lenia, bo jednak ograniczał się jedynie do podziwiania a nie działania. Nie był pewien czy to dojrzałość czy może właśnie fakt, że alkohol jeszcze mu nie uderzył do głowy ograniczały go w takich kwestiach.
– Mógłbym Tobie to samo wypomnieć, że leżysz a nie działasz. Ale jak widać chyba obaj nie mamy ochoty i weny na to. Popatrzeć, wypić i do spania. Nawet jeśli nikt nie czeka w łożu, to po prostu nie jest jakiś dobry dzień na ekscesy, po prostu. – nie umiał mu tego wytłumaczyć i chyba nawet się nie próbował to zrobić bo sam nie miał pojęcia. Może to fakt iż miał do czynienia z dziewczynami niekoniecznie porządnymi go też odpychał, a może też wcale nie miał takiego czystego konta jak myślał. W sensie, ktoś pewnie wciąż zaprzątał mu głowę przez co trwał w tym głupim stanie, gdzie ani krok w tył ani wstecz nie jest właściwy..

matthew comstock
powitalny kokos
Jason Brooks
brak multikont
ODPOWIEDZ