nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
XVII

Mens in firma in corpore sano
outfit // Evander Gray
Korektor pod oczy. Trochę różu i rozświetlacza, minimalnie, by nie rzucały się w oczy. Włosy umyte wczoraj wieczorem. Ciemne okulary na głowę, na wszelki wypadek, gdyby pojawiły się jakieś łzy. Tabletki – połknięte. Szpilki, koniecznie szpilki. Elegancko, ale bez przesady. Młoda nauczycielka, nie podstarzała gwiazda estrady. Chusteczki w torebce. Tusz do rzęs też. Musiała wstać nieprzytomnie wcześnie, by zdążyć, ale dała radę. Długo patrzyła w lustro, by upewnić się, że w takim stanie może pokazać się psychiatrze.
Dawno nie prowadziła na dłuższe dystanse, ale odpowiednia dawka leków wystarczyła, by nie bała się aż tak bardzo. Głęboki oddech, którego dawno temu nauczyła się na terapii. Do Cairns nie było tak daleko. Powtarzała sobie, że da radę. Po drodze próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Wyjechała do Sydney, wróciła. Wszystko się stabilizowało. Tak, regularnie przyjmowała tabletki. Tak, musiała przerwać terapię, ale to przez brak czasu. Wróci, wróci, niedługo, tylko załatwi sprawy. Jest w porządku, nie wymiotowała dziś rano, absolutnie. Jest odpowiedzialna, żadnych substancji odurzających, dużo snu. Oczywiście – ma wsparcie społeczne. Nic niepokojącego, wszystko w idealnym porządku. A może delikatnie zwiększyć dawkę? Tylko troszeczkę.
Mogła. Wyszła z gabinetu z poczuciem małego triumfu. Za trzy godziny miała być w szkole. Z tym też sobie poradzi – wyglądała lepiej, niż zwykle, wszystkie materiały miała w samochodzie, a dzień zaczęła wzorowo, więc miała szansę przetrwać go bezboleśnie. Zmierzała do wyjścia, znaną już na pamięć drogą, mimo obcasów poruszając się zdumiewająco cicho. Nauczyła się udawać, że jest niewidzialna. I niesłyszalna. W przeciwieństwie do jakiejś nowej pielęgniarki, która krążyła ze starszą kobietą na wózku, wyraźnie nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. Powtarzała coś nerwowo o doktorze Andersonie, który z pewnością już czeka. I choć Violet, jako że była niemal niewidzialna, mogłaby tę scenkę ominąć i udawać, że nigdy jej tu nie było, miała przecież zbyt miękkie serce. A leków wzięła tak dużo, że była niemal znieczulona – żadnego lęku, żadnego oporu. Stan idealny.
Jeśli chodzi o doktora Daniela Andersona, to szuka pani kardiologii. Trzeba zjechać na drugie piętro. Korytarzem w lewo, potem w prawo. Gabinety są z lewej… – zaczęła tłumaczyć, jakby co najmniej tu pracowała, a przynajmniej bywała codziennie. Bo kiedyś bywała. Z matką, której dolegało chyba wszystko, i dzięki której poznała korytarze szpitala w Cairns aż zbyt dobrze. Pielęgniarka wydawała się jeszcze bardziej zdezorientowana, więc Violet odsunęła okulary na czubek głowy i postanowiła kontynuować, nie widząc żadnej potwierdzającej przyjęcie komunikatu reakcji. – Ale pani chyba dolega noga, hm? – zagadnęła staruszkę, dostrzegając amatorski opatrunek na kolanie. Kobieta wydawała się bardziej rozmowna, bo od razu pokiwała głową, dostrzegając chyba w Swan wybawienie. – Doktor Olivia Anderson, ortopedia. Też drugie piętro, ale z windy w prawo i znów w prawo. Korytarz jest ślepy – zakończyła swój wykład przewodnika wycieczki, dziwnie zadowolona z siebie, mimo braku publiczności. Przynajmniej pielęgniarka w końcu minimalnie się ożywiła. – A pani nie powinna tak trzymać nogi – dodała jeszcze Violet, zerkając na staruszkę. Nie wiedziała, czemu nie mogła przestać wyrzucać z siebie słów, ale może faktycznie powinna zacząć lepiej pilnować swoich leków.
Może wtedy pojawiłby się jakiś stan pomiędzy płaczliwym obejmowaniem toalety na kolanach a nieco przesadną pewnością siebie.
przyjazna koala
viol#9498
Neurochirurg — Cairns Hospital
34 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Życie w szpitalu potrafi być czasami naprawdę denne. Zwłaszcza jeśli jest się neurochirurgiem i nie ma zabukowanej żadnej operacji, więc w ramach rozrywki jedyne, na co mógł liczyć to jakieś nagłe wezwanie z urazówki albo ostrego dyżuru. Jakkolwiek źle by to nie brzmiało, miał nadzieję, że coś się komuś jednak przytrafi. Po kilku latach w medycynie nabiera się pewnego cynicznego znieczulenia do swoich pacjentów, dzięki któremu stają się trochę mniej ludzcy. Na początku swojej kariery potrafił się do nich przywiązywać. Zwłaszcza do tych starszych ponieważ, jak sam wywnioskował, przerzucał na nich jakieś swoje niespełnione uczucia względem rodziny, której nie posiadał. W skrócie widział w nich potencjalnych dziadków bądź rodziców, co sprawiało, że troszczył się o nich bardziej niż o całą resztę. Po kilku dość srogich reprymendach od swojego ówczesnego mentora oraz straceniu kilku z nich zaczął pozwalać sobie na częściowe popadanie w tę znieczulicę, której każdy lekarz potrzebuje by funkcjonować. Do tego, że ludzie umierają trzeba się po prostu przyzwyczaić. W zaciszu swojego gabinetu przejrzeć jeszcze raz wszystkie dokumenty, wyciągnąć wnioski i zająć się kolejnym ponieważ dla niego jeszcze może być szansa. Na koniec dyżuru można pójść do baru by wznieść cichy toast za jakąś dobrą duszę, która nie przetrwała próby czasu. Nie wszystkich dało się uratować. Niezależnie od wieku.
Jednak dzisiaj nie musząc się borykać z żadnymi większymi moralnymi dylematami, po spędzeniu kilku nocnych godzin na papierkowej robocie oraz mikrodrzemkach mógł w końcu odwiesić kitel i wrócić do domu. Nie planował na dzisiejszy dzień żadnych większych atrakcji. Może po porządnej drzemce skoczy dzisiaj jeszcze popływać? Coś na pewno wymyśli. Kierując się korytarzem do wyjścia, nadal będąc ubranym w swoje szpitalne wdzianko, których kolor niestety nie podkreślał oczu, natrafił na dość zabawną scenkę. Wiele rzeczy widywał w szpitalach, aczkolwiek jedna pacjentka kierująca drugą na badania wraz z jej eskortową pielęgniarką, nie było czymś, co spotykał codziennie. Był całkiem pewien, że ta młoda kobieta była pacjentką albo przynajmniej gościem. Poznał już większość kadry zarówno doktorskiej jak i pielęgniarskiej, a skoro już o tym mowa to ta nowa pielęgniarka będzie musiała trochę popracować nad swoją orientacją w terenie.
- Pani ma rację. Przy urazie powinna pani trzymać nogę częściowo wyprostowaną by uniknąć potencjalnym zakrzepom. - wtrącił swoje trzy grosze całkiem nonszalancko tylko kiwając na pielęgniarkę by pomogła starszej pani z ogarnięciem wózka po czym obie czmychnęły do windy.
- Nie wiedziałem, że zatrudniliśmy nową administratorkę. - uśmiechnął się wesoło do kobiety - Wie Pani, gdzie znajdę gabinet doktora Graya? - przechylił lekko głowę patrząc na nią pytająco, jednak te wesołe iskierki nie przestawały tańczyć w jego tęczówkach.
Czy jego reputacja była już na tyle dobra by i jego miejsce pracy było znane pani kierownik wycieczki? Zaraz się o tym przekona.

Violet Swan
ambitny krab
Kłapouchy
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Do swoich pacjentów przywiązywała się aż za bardzo. Przeżywała wszystkie kłopoty, trudności, umawiała się po godzinach z rodzicami na trudne rozmowy i poświęcała zbyt dużo czasu na wymyślanie strategii pomagania uczniom, którzy z jakichś powodów nie dawali sobie rady. Zdarzało się, że żałowała, zwłaszcza że każdy zdenerwowany ojciec sprawiał, że w jej wnętrzu budziła się mała Violet z pierwszej ławki, obawiająca się reprymendy – ale starała się wierzyć w swoją misję. Miłość do własnego dziecka, którym nie mogła się cieszyć, dzieliła na malutkie kawałki rozdawane każdemu dziecku w szkole. I choć przyczyniało się to do dużej sympatii, którą darzyli ją podopieczni, sprawiało też, że za każdym razem przed pracą przeżywała wszystkie lęki i zapijała gorącą kawą chęć zamknięcia się na długie godziny w toalecie. Violet Swan chyba jednak nie umiała nie przywiązywać się do ludzi, bo nawet ci najbardziej znienawidzeni, pokroju jej byłego męża, wciąż mieli przy sobie kawałek jej czułości i uwagi. Z taką obstawą go pochowała i razem z kolejnymi bukiecikami kwiatów przynosiła na cmentarz kolejne okruchy swojej godności i miłości.
Chciałaby nienawidzić ludzi. W końcu ludzi bała się najbardziej.
Dziś jednak znów nie umiała tych ukrytych pokładów nienawiści z siebie wydobyć i choć ton miała może nie najbardziej przyjazny na świecie, to w końcu chciała dobrze. I właśnie marnowała swój czas, tłumacząc jakiejś biednej, zagubionej pielęgniarce, jak wygląda szpital – jakby wszystkie tablice informacyjne i strzałki wisiały tutaj dla ozdoby, a nie dla celów praktycznych.
Nie sądziła, że jej pokaz niezbyt przydatnej wiedzy zyska jakiegoś widza. A jednak. Drgnęła na dźwięk męskiego głosu, ale nie odwróciła się, by nie pokazać, że wtargnął nieproszony w jej strefę komfortu. I że ma słabość do brytyjskiego akcentu. To znaczy – nienawidziła go. Zawsze sprawiał, że robiło jej się jakoś za gorąco. Wzięła cichy, głęboki wdech i posłała staruszce pożegnalny uśmiech – a po chwili już krzyżowała spojrzenie z mężczyzną, który najwyraźniej też nie umiał się nie wtrącać.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – odparła spokojnie, starając się powstrzymać uśmiech, który cisnął jej się na usta. Czemu musiał uśmiechać się tak zaraźliwie? Domyśliła się, że pytanie jest podchwytliwe – zmierzyła go uważnie wzrokiem, zanim wróciła spojrzeniem do oczu, jak sądziła, doktora Graya. – Jako że dziś jakieś pięć razy słyszałam to nazwisko z ust przypadkowych, ale zachwyconych starszych pań, zakładam, że to pan jest tym zjawiskiem – uśmiechnęła się w końcu lekko, dość zdawkowo jak na Australijkę. Głos miała zdumiewająco pewny i aż poczuła przyjemne mrowienie odwagi gdzieś w piersi. Miło było nie stracić głowy, ani nie uciec z krzykiem, a… sprostać. – Zgubił się pan, panie Gray? – spytała, zamiast przedstawić mu ze szczegółami drogę – bo jej nie znała. Nigdy go tu nie widziała i domyślała się, że musiał zacząć pracę w Cairns pod jej nieobecność. W końcu, niestety, tacy faceci nie umykają niczyjej uwadze. Nie umieją być niewidzialni. W przeciwieństwie do Violet.
I choć gdy tylko pytanie wybrzmiało, jako nieśmiała, zagubiona Swan pożałowała, że nie przyznała wprost, że nie wie, i nie odeszła – czuła też dziwną satysfakcję, że wciąż tu przed nim stoi.

Evander Gray
przyjazna koala
viol#9498
Neurochirurg — Cairns Hospital
34 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To, że nie przywiązywał się już tak mocno do swoich pacjentów nie znaczyło, że nie był z nimi dobry. Gdyby ktoś go o to zapytał, nieskromnie powiedziałby, że w jego specjalizacji trzeba mieć ponad przeciętne zdolności interpersonalne. Jasne, każdy boi się operacji, jednak wskażcie takiego twardziela, czy to kobietę, czy mężczyznę, którzy na wzmiankę o tym, że ktoś będzie gmerał im ostrymi narzędziami pod kopułką nie przełykają głośniej śliny. Kiedy chirurg pomyli się przy operacji jakiegoś narządu może go nieodwracalnie uszkodzić. Jednak bez niektórych narządów da się żyć, są inne opcje. Kiedy on popełni jakiś błąd gmerając w mózgu pacjenta może go pozostawić sparaliżowanego na całe życie, bądź tylko częściowo, czy całkiem odmienionego. Możliwości było wiele i każda była bardzo zła. Oczywiście operacje mózgu nie zdarzają się codziennie, o wiele częściej pomaga przy nerwach oraz kręgosłupie, lecz i te obarczone są wielką odpowiedzialnością. Nawet gdyby był światowej klasy neurochirurgiem, pacjenci obawialiby się tego, co ich czeka. Nie miał aż tak dobrej renomy, więc mocno nadrabiał swoją pewnością siebie oraz relacją z pacjentem. Musieli mu ufać by oddać się w jego ręce.
- Ta maksyma nie działa w stosunku do lekarzy. - szybko odbił piłeczkę z tym samym, bezbłędnym uśmiechem.
Nie umknęło mu jak obcięła go wzrokiem i bardzo dobrze wykorzystał ten moment by zrobić to samo. Musiał przyznać, że po tej stronie oceanu kobiety były o wiele ładniejsze. Nie patrząc nawet na szpitalną kadrę, która też była naprawdę niczego sobie, dla tych pacjentek aż chciało się starać być najlepszą wersją siebie. Zboczenie zawodowe od razu nakazało spróbować zgłębić tajemnicę tego z jakim problemem tutaj przyszła. Na pewno nie z jego specjalizacji, bo już by o tym wiedział. Sądząc po jej postawie nie miała żadnych problemów, które wymagałyby chirurgicznej interwencji, zatem jest to coś wewnętrznego. Żadnych oczywistych oznak, więc mógł zawęzić to tylko do psychiatrii, psychologii bądź medycyny ogólnej, chociaż z grypą raczej tak swobodnie by ze wszystkimi nie rozmawiała.
- Zjawiskiem? Tak o mnie mówią? - zaśmiał się cicho - Wolałbym żeby jednak wyprzedzała mnie renoma mojej pracy, a nie zjawiskowość, ale wezmę, co dają. - puścił jej oczko z rozbrajającym uśmiechem zupełnie się tymi ploteczkami w tym momencie nie przejmując, pewnie po szpitalu chodzą o wiele gorsze, lecz wśród kadry pielęgniarskiej - Hej, nie tak szybko. Powinniśmy zacząć od doktorze, jeśli jesteśmy już na panie, to w tym tempie za jakieś dziesięć minut będę musiał zaprosić panią na drinka, pani..? - nie ukrywał wcale swojego zainteresowania, ani tego, że niekoniecznie żartował, lecz na razie tylko patrzył na nią pytająco z bardzo subtelnym uśmiechem.

Violet Swan
ambitny krab
Kłapouchy
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Choć przywiązywała się do dzieci i starała się być dla nich wsparciem, nie czuła się dobrą nauczycielką. Czuła się wręcz coraz gorsza. Gdyby miała choć cień rozsądku, darowałaby sobie sięganie po alkohol i dobijanie się do drzwi dawnej miłości. I wsiadanie do samochodu z obcymi facetami, którzy nie wiedzieli nawet, co to dobra reputacja. Starałaby się nie popełniać błędów, które mogą sprowadzić ją na dno. Oczywiście z tego wszystkiego pozostawały jej tylko wyrzuty sumienia – i cienie refleksji, które jednak nie przekładały się na żadną praktykę zapobiegania nieszczęściom. Czuła, że powoli przestaje być Violet Swan, którą kiedyś była. I odnosiła wrażenie, że każdy kolejny napotkany mężczyzna odbierał jej jeszcze kawałek siebie. Niedługo pewnie przestanie wychodzić z domu ze strachu, że przy kolejnym spotkaniu nagle zniknie, bo okaże się, że nie ma już w sobie nic, co jeszcze by do niej należało.
Starała się przynajmniej w szkole trzymać coś na kształt fasonu i nie dawać po sobie poznać, że jest źle i że niewiele wspólnego ma już z etosem nauczyciela. Robiła jednak wszystko, by zamęt w jej głowie nie przekładał się na pracę z dziećmi. Poniekąd ona też była odpowiedzialna za ich mózgi.
Rozchyliła już wargi, by odpowiedzieć, ale w jej głowie nie pojawiło się żadne słowo. Zagiął ją. I nie zdążyła nawet zirytować się na własną głupotę, bo roześmiała się cicho, dźwięcznie, zbyt uroczo, zdradzając, że jednak nie umie zignorować jego zbyt idealnego uśmiechu.
Zadziwia mnie więc, że niektórzy w ogóle mogą zmrużyć oczy – odparła z rozbawieniem. Odwiedziła z matką mnóstwo lekarzy i odniosła dość przerażające wrażenie, że niektórzy nie mają pojęcia, co właściwie robią w tym zawodzie, a ich wiedza kończy się wraz z ostatnią kropką w podręczniku do diagnostyki.
Zastanawiała się, czy on już wie, że odwiedzała dziś psychiatrę. Wracała nieco okrężną trasą, tak, że nie było to oczywiste. Z jakiegoś powodu poczuła lekki dyskomfort, gdy zrozumiała, że gdyby się uparł, mógłby zajrzeć do jej dokumentacji. Lęk napadowy, uogólniony, depresja, dość świeże podejrzenie PTSD. Zapiski terapeutów o lekkim rysie osobowości unikającej, rozbudowanym Ja idealnym, wąskim repertuarze mechanizmów obronnych. Głupia. Po co miałby to robić? Oddychaj i przestań wymyślać.
Tylko ja tak mówię – uśmiechnęła się niewinnie, choć nie wątpiła, że wiele pacjentek szpitala mogło się o nim w tym tonie wypowiadać. Czy ona z nim flirtowała? Czy ktoś to widzi? Jej lekarz? Czy to się działo naprawdę? Roześmiała się znów, choć krócej, ale zdaje się, że odrobinę się zarumieniła. – Dziesięć minut? Aż żal, że nie mam zegarka… – westchnęła, na dowód unosząc dłoń, by ten brak zademonstrować – a przy okazji zademonstrować też brak obrączki. – Ale skoro to dla pana taka przykrość, doktorze Gray… Proszę mi mówić pani Swan – przedstawiła się w końcu, odrobinę nerwowym gestem zakładając za ucho kosmyk włosów. Nic więcej jednak nie zdradzało całego stresu, a równocześnie zaciekawienia, które ta sytuacja nabudowywała w jej rozchwianym wnętrzu. Zawsze umiała dobrze się maskować.

Evander Gray
przyjazna koala
viol#9498
Neurochirurg — Cairns Hospital
34 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Evander nie był tutaj długo, może trochę ponad rok, aczkolwiek zdążył już wyrobić sobie pewną opinię wśród szpitalnej braci. Wszyscy znali go jako tego dowcipnego podrywacza, który nie przepuści okazji do jakiegoś, często oklepanego, podrywu tylko po to żeby przełamać z kimś pierwsze lody. Niektórzy mogli nawet sądzić, że po cichu skręca również w stronę Panów bo i im nie szczędził tego mechanizmu, chociaż zazwyczaj zabarwiał swoją wypowiedź wystarczającą dawką sarkazmu żeby nie wzięto tego jako prawdziwy podryw. Szpitalne plotki potrafią być jednak bezlitosne, nie dało się ich opanować. Nie to żeby specjalnie się tym przejmował ani mu to przeszkadzało. Swoją reputację zostawił w Wielkiej Brytanii, tutaj miał świeży start i postanowił podejść do tego o wiele luźniej. W końcu to pacjenci będą oceniać jak dobrym lekarzem tak naprawdę jest. Kiedy weźmie się już za publikacje pewnie będą całkiem w porządku, więc jego kariera będzie się rozwijać niezależnie od tego, co będą mówić o nim w tej placówce.
Stąd całkiem miłym zaskoczeniem było, że to nie właśnie o tym doktorze Grayu słyszała, a właściwie w ogóle o nim nie słyszała. Pewnie lepiej było zacząć z czystą kartą. Dlatego też on postanowił zrobić dla niej to samo. Pohamować swoją zawodową dociekliwość. Przestać analizować symptomy, których tam nie ma i spojrzeć na nią jak na piękną kobietę, a nie piękną pacjentkę czy rodzinę jakiegoś chorego. W końcu kto powiedział, że w szpitalu nie można spotkać kogoś przez przypadek? Wypadki chodzą po ludziach i jeden na jakieś dziesięć milionów może być właśnie takim miłym spotkaniem zamiast kolejnej ofiary wypadku samochodowego. Tym łatwiej było o tym wszystkim zapomnieć, kiedy udało mu się ją rozśmieszyć. Wyglądała uroczo, a lody właśnie zostały przełamane.
- Po dwudziestu sześciu godzinach na nogach sam się domaga. - wzruszył tylko ramionami - Ja na szczęście jestem dzisiaj tylko po jednej zmianie. - puścił jej oczko z lekkim uśmiechem właśnie insynuując, że nie ma zamiaru tak szybko swoich oczu zamykać, które właśnie z przyjemnością badały jej twarz i bynajmniej nie pod względem jakichś niedoskonałości.
- Czyli podsumowując nie wiedziała pani jak się nazywam, ani kim jestem, ale i tak chce mnie pani nazywać zjawiskiem? - uśmiechnął się tryumfalnie sądząc, że z tego komplementu już się nie wykręci, a on bardzo ładnie łaskotał jego ego, co mogło nie wyjść im na dobre - Chciałbym częściej spotykać takie kobiety jak pani. - tym razem uśmiech był już w pełni szarmancki.
Zazwyczaj ten podryw służył tylko do przełamania lodów. Nie to żeby nie potrafił pójść za ciosem, tylko był już przyzwyczajony, że w szpitalu każda kobieta słyszała o nim już pierwszego dnia. Zupełnie jakby wspominali o nim na jakichś zajęciach orientacyjnych organizowanych przez pielęgniarki. Dlatego to, że całkiem swobodnie sobie flirtowali było naprawdę miłą odmianą.
- Powiedziałem dziesięć? Miałem na myśli pięć. Lekarze zawsze dają sobie zapas. - uniósł swoją rękę na której dla odmiany był zegarek, a na palcach również nie było żadnej obrączki, chociaż był chirurgiem, więc zawsze mógł ją w kimś zaszyć prawda? - Pani Swan... Miło mi poznać. Evander Gray, neurochirurg. Skoro nie jest pani moją pacjentką może mi pani mówić po imieniu. - ucałował jej dłoń na przywitanie, jeśli mu na to pozwoliła, po czym pokazał na zegarek, na którym minęły już dwie minuty niemo, samymi ustami pokazując kolejne słowa - Kończy nam się czas.

Violet Swan
ambitny krab
Kłapouchy
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Miał szczęście, że jego pojawienie się zbiegło się z jej ucieczką. O ile w ogóle możemy tę historię rozpatrywać w kategoriach jakiegoś szczęścia. Violet była uczulona na osoby, przed którymi kroczyła ich sława – może dlatego, że sama nigdy sławy nie szukała i po stokroć wolałaby być niewidzialna, niż rozpoznawalna na tym korytarzu. Swoje wiersze zamykała w szufladzie, a życie u boku bardziej przebojowego męża kosztowało ją dużo nerwów. Może gdyby pilnowała brania leków i chodzenia na terapię, w końcu też by rozkwitła i cieszyłyby ją spojrzenia i towarzystwo, ale na razie wciąż nie rozumiała, jak to jest być popularnym – nawet w tak hermetycznym środowisku, jak szpital. Może gdyby częściej zdobywała się na odwagę, by flirtować czy chociaż się uśmiechać, byłaby zaskoczona, że i ona umie zapadać w pamięć. Niemal zupełnie nie miała w sobie jednak luzu, który posiadał doktor Gray – zbyt bardzo przejmowała się tym, co kto pomyśli.
Nie oceniała go jednak jako lekarza przez pryzmat tego, że dobrze podrywał. Domyślała się, że takie poczucie humoru może cechować tylko lekarzy dość blisko związanych ze śmiercią czy jej możliwością, więc nie zamierzała prędko… oddawać się w jego ręce. Ręce zresztą miał raczej pianisty czy chirurga, niż reumatologa. A chirurgia to niemal sztuka. Violet zawsze miała słabość do artystów.
Nie wątpię, że po dwudziestu sześciu godzinach wyglądałby pan gorzej, doktorze – zmrużyła lekko powieki, nie mogąc się powstrzymać przed kolejnym otaksowaniem go wzrokiem. Nie mogła być mu dłużna, gdy czuła, że nieustannie ją sobie… ogląda. Zwłaszcza gdy sam był aż zbyt doskonały.
Na pana oddziale brakuje luster, żeby wątpił pan w swoją zjawiskowość? – spytała niewinnie, niezwykle śmiało jak na siebie, nie chcąc nagle wycofać się z komplementu. Czy brnięcie w niego było rozsądne? Nie. Ale Violet Swan nie miała w końcu już nic do stracenia. – Życzę tego panu – odpowiedziała nieco uwodzicielskim, ale bardzo subtelnym uśmiechem. Tak naprawdę w głębi duszy życzyła mu, żeby nigdy więcej nie spotykał takich kobiet – bo była zbyt rozchwiana, rozbita i zepsuta, żeby znajomość z nią mogła komukolwiek przynieść coś dobrego. Ale do takich rzeczy nie wypada przyznawać się przypadkowo spotkanej osobie.
Znów nie powstrzymała śmiechu i niemal miała sobie to za złe. Przecież ona się nie śmiała. Nie flirtowała. Nie rozmawiała z przypadkowymi ludźmi. Z pewnością winny w tej całej sytuacji był jego cholerny akcent, którego mogłaby słuchać w nieskończoność. Na pewno tylko dlatego mu odpowiadała. Żeby mówił.
I jeszcze był szarmancki. Nieważne, że kilkanaście minut temu mógł trzymać dłonie w czyichś parujących wnętrznościach – Violet poczuła lekki dreszcz, który raczej nie był dreszczem obrzydzenia. Dawno nie czuła się… taka. Zauważona, kobieca i dziwnie zaopiekowana. I nie zdążyła się nawet przedstawić, bo z jej piersi znów wyrwał się cichy, wdzięczny śmiech. Chciał wyciąć i sprzedać jej nerkę. To tylko o to chodziło.
Miło mi, doktorze Gray. Violet Swan, nauczycielka angielskiego. Nie piję drinków przed dwunastą – odparła, a kącik jej warg drgnął z rozbawieniem. Być może powinna też dodać, że nie ma po drodze do Cairns, a wieczorami boi się jeździć sama samochodem, bo przez myśl by jej nie przemknęło, że pan doktor mieszka w Lorne Bay – ale na razie chciała odczuć dziką satysfakcję z bycia zaproszoną gdziekolwiek. Bo nie pamiętała, kiedy ostatnio ktoś ją gdzieś zaprosił.

Evander Gray
przyjazna koala
viol#9498
Neurochirurg — Cairns Hospital
34 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że miał szczęście spotkać tutaj po dyżurze tak piękną kobietę, która w dodatku była dość podatna na jego urok. Tak naprawdę tego poranka chyba już nic lepszego nie mogło go spotkać, chyba, że jeden ze światowych liderów w dziedzinie neurologii przechodziłby właśnie tym korytarzem żeby oznajmić mu, że bierze go pod swoje skrzydła i nie wypuści dopóki nie stanie się jego następcą. To chyba jedyne, co mógłby uznać za lepsze, ponieważ jednak jego praca stawiana była na najwyższym miejscu. Jednak powiedźmy sobie szczerze. Szansa na to, że spotka tutaj któregoś ze sławnych lekarzy w swojej dziedzinie była taka sama, jak to, że pani Swan zdecyduje się na tę wizytę w szpitalu i akurat na niego wpadnie. Evander miał zamiar cieszyć się z faktu, że jedna z tych sytuacji w ogóle się ziściła, a co za tym idzie w pełni ją wykorzystać. Sytuację, a nie kobietę oczywiście. Był nie tylko świetnym chirurgiem, ale również całkiem w porządku facetem, kiedy już się go bliżej poznało. To oczywiście jeśli ktoś by go o to zapytał.
- Cóż, w takim razie mam chyba szczęście, że spotykamy się po zaledwie... - spojrzał na swój zegarek - Czternastu i pół godziny dyżuru. Lubię być trochę wcześniej w pracy. - puścił jej oczko z tym figlarnym uśmiechem, a że kobieta mu się podobała to i jego akcent uderzał coraz mocniej w szkockie akcenty miast tylko z południa Anglii.
- Wbrew niektórym przekonaniom chirurdzy nie są aż tak próżni żeby wstawiać sobie lustra do sal zabiegowych. Cóż... Przynajmniej większość. - uśmiechnął się rozbrajająco nie dając po sobie poznać do której grupy tak naprawdę należał.
- Nie musi mi pani tego życzyć. Wystarczy, że częściej będzie mnie pani odwiedzać. Ma pani na to największy wpływ. - bez żadnego zakłopotania patrzył w jej tęczówki z tym swoim flirciarskim uśmiechem.
Czy łapał ją za słówka? Niekoniecznie. Po prostu umiał szybko myśleć i szybko mówić obracając sytuację w taki sposób by była dla niego najbardziej rentowna. Nie znał jej, zupełnie, ale chętnie by poznał. Podobała mu się, czego wcale nie ukrywał, bo i po co? Z jego perspektywy może tylko podbić jej samoocenę, a nie widział w tym niczego złego. Lubił sprawiać by kobieta czuła się w jego towarzystwie wyjątkowa. To jak już jest zainteresowany. Przy pierwszym obyciu jest po prostu żartobliwym podrywaczem, aczkolwiek z nią dało się już zauważyć zmianę w jego podejściu. Był bardziej subtelny, mało tandetny. Po prostu wykazywał zainteresowanie, a czy nie tego właśnie kobiety pragną?
Zaczynał się też coraz bardziej przyzwyczajać do jej melodyjnego śmiechu. Lubił ten dźwięk, jej uśmiech oraz te iskierki w oczach, które z jakiegoś powodu bardzo szybko próbowała przygasić. Niestety nie miała szczęścia, ponieważ Evander potrafił być samolubny, a jako, że polubił jej śmiech, pewnie będzie chciał słuchać go częściej. Jak na Brytyjczyka potrafi być zabawny również dla Australijek.
- Violet... - powiedział cicho, jakby sprawdzając jak jej imię będzie brzmiało w jego ustach - Bardzo ładne imię. - uśmiechnął się do niej ciepło - Oh... Nie wiesz, co tracisz. Ale w takim razie... - znów spojrzał na zegarek lekko marszcząc brwi i pozwalając by zapadła cisza, kiedy on uniósł palec do góry jakby na coś czekali - Muszę cię zabawiać jeszcze przez godzinę zanim będę mógł cię zaprosić na drinka, czyli... kawa? - z wesołym uśmiechem odwrócił tarczę zegarka w jej stronę żeby mogła zobaczyć, że te pięć minut właśnie minęło, więc oficjalnie mógł się z nią umówić.

Violet Swan
ambitny krab
Kłapouchy
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Ależ Violet nie była podatna na niczyj urok! A przynajmniej w to chciała wierzyć. Tudzież – w to wierzyła do tej pory. Kompletnie nie rozumiała, co się z nią w tym momencie działo, ale jeśli właśnie tak wyglądało życie, gdy człowiek wstawał wcześnie, jadł zdrowe śniadanie, brał grzecznie leki i zimny prysznic, to była gotowa na wszystkie zmiany. Pewnie mogłaby wymyślić wiele alternatywnych scenariuszy, które sprawiłyby jej dziś radość, a ten zdecydowanie nie przyszedłby jej do głowy – ale nie zamierzała narzekać. Milion dolarów australijskich, albo… dwa miliony dolarów australijskich? Może jednak przystojny neurochirurg był godnym zamiennikiem.
I choć z początku może stwierdziłaby, że jest podrywaczem dla zasady, tak powoli stała się dla niego łagodniejsza i nawet jeśli faktycznie tak było – nie planowała już ucieczki. Dobrze się bawiła. I w żaden sposób nie czuła się zagrożona. I chyba nie była to wina jedynie leków – po prostu było jej swobodnie. Jakoś dobrze. Pewnie nie przyznałaby tego głośno, bo istnieje zagrożenie, że ten komplement już by go przerósł.
Czternaście i pół godziny? I wciąż ma pan tak ostry język? – uniosła lekko brew, pełna szczerego podziwu, choć sama potrafiła nieźle funkcjonować mimo niemal braku snu. Zwykle jednak spędzała czas po prostu w łóżku, jeśli nie śpiąc, to leżąc – a nie wysilając szare komórki na dyżurze. Imponował jej. Po tylu godzinach z pewnością nie miałaby siły na flirt z pacjentami.
Nie uwierzę, że należy pan do tej większości – zażartowała, ale jakoś tak ciepło. Nawet jeśli był trochę próżny, nie przeszkadzało jej to, a może nawet wydawało się dość pociągające. Violet brakowało próżności i pewności siebie. Potrzebowała dopełnienia.
Proszę wybaczyć, ale nie zamierzam z własnej woli odwiedzać neurochirurga. Przynajmniej w szpitalu – roześmiała się, ale w jej oczach zalśniły iskry pewnej prowokacji. Pomijając fakt, że nie chciałaby zostać jego pacjentką, zwyczajnie nienawidziła tego szpitala. I z własnej woli wolałaby spotkać pana doktora w nieco… przytulniejszych okolicznościach.
Podobało jej się to, jak delikatnie się zmieniał, tracąc na bezpośredniości, a przybierając na szarmanckości i subtelności. I choć broniła się trochę przed jego zainteresowaniem, coraz trudniej jej było ukryć, że ją zaintrygował i że najchętniej spłonęłaby bardzo gorącym rumieńcem. Na szczęście nauczyła się naprawdę dobrze grać i odpowiednim oddechem dusić emocje – przynajmniej te pozytywne. Zagapiła się jednak nieco w jego oczy i nie zdążyła nacisnąć hamulców – dźwięk jej imienia w jego ustach sprawił, że może trochę zbyt głośno przełknęła ślinę. Cholerni Szkoci.
Nie tak wyjątkowe, jak Evander – odparła z lekkim uśmiechem, już bardziej przychylnym, choć zdaje się, że trochę straciła uważność. – Wytrzymasz ze mną ponad godzinę? Odważne założenie – kącik jej warg drgnął, ale nawet nie zerknęła na zegarek. Nie wiedziała, skąd w niej dość śmiałości, by wciąż na niego patrzeć. – Nie wiem, jak w szkole przyjmą usprawiedliwienie spóźnienia neurochirurgiem, ale myślę, że może być uznane za poważne… – dodała, ujmując jego łokieć i delikatnie ściskając, by dodać do tej sceny jeszcze jeden stary zwyczaj. Byłaby zwyczajnie głupia, odmawiając mu tej kawy. I to po czternastu (i pół!) godzinach dyżuru. – Ale chyba zdejmiesz ten kitel, co? Nie jest zbyt atrakcyjny – szepnęła, wspinając się lekko na palce, jakby chciała bardzo dyskretnie przypomnieć mu, że wciąż jest w swoim szpitalnym wydaniu. Albo jakby chciała zbadać, czy na jego skórze wciąż pozostał ślad wody kolońskiej.

Evander Gray
przyjazna koala
viol#9498
Neurochirurg — Cairns Hospital
34 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Biorąc pod uwagę fakt, że nie obróciła się na pięcie i nie poszła w swoją stronę po jego pierwszym tandetnym tekście, już wykazała większe zainteresowanie niż większość kobiet w szpitalu, stąd nie mógł na to spojrzeć jako nic innego, jak tylko podatny grunt, a tego się tak łatwo nie odpuszcza. Musiała być nim chociaż trochę zainteresowana, bo w przeciwnym razie po co by zostawała? Przecież w każdym momencie mogła po prostu dać mu obojętnie jaką wymówkę i szybko się ulotnić. Mogła się gdzieś spieszyć, gdziekolwiek. Jego zainteresowanie natomiast nie wynikało z desperacji. Bądźmy realni, był całkiem przystojnym gościem. Poza szpitalem radził sobie całkiem dobrze. Po prostu wierzył, że takich okazji się nie przepuszcza. Kiedy wpadasz na piękną kobietę przez przypadek i potrafisz ją rozśmieszyć? Może nie słychać jeszcze kościelnych dzwonów, ale na końcu języka czuł już kilka przepysznych drinków oraz wyimaginowany smak jej ust, który z jakiegoś powodu był... Malinowy? Nie miał pojęcia dlaczego, ale mogła go przyłapać na tym, że o sekundę za długo spoglądał właśnie na jej usta.
Tym razem to jej udało się go rozśmieszyć. Malutkie zmarszczki pojawiły się przy jego oczach, najwyraźniej śmiał się dość często. Rozumiał, jak dla niektórych ludzi musi brzmieć spędzenie dwunastu godzin w szpitalu, w nocy i bynajmniej nie jako pacjent, a jeden z lekarzy, ale tak naprawdę po kilku latach nie było to wcale takie trudne. Najbardziej były upierdliwe właśnie te podwójne zmiany, albo kiedy wzywali Cię do jakiegoś nagłego przypadku w środku dnia czy nocy ponieważ jesteś jedynym neurochirurgiem w promieniu kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset mil. To były te gorsze sytuacje, które były jednak wynagradzane przez każdą udaną operację oraz pacjenta wracającego do pełni sił. Tak już wyglądało jego życie.
- Na nocnych zmianach zdarza się, że mogę przymknąć czasami oczy. Opanowałem już do perfekcji funkcję mikrodrzemek. - nachylił się do niej nieco ściszając głos - Czasami nawet nie zauważają, że śpię. - puścił jej oczko z rozbawionym uśmiechem.
- W takim razie muszę panią zawieść. Nie dokładam żadnych dodatkowych luster do swoich sal operacyjnych. I tak wszyscy nosimy maseczki i chusty. - wzruszył lekko ramionami z przepraszającą miną, chociaż można zauważyć, że nie przynosi swoich, nie powiedział nic o tych, które już tam są, a miał swoje dziwne rytuały, jak każdy chirurg.
- Cóż... Mogę to zrozumieć, ale zapewniam, że gdyby już się tak zdarzyło wolałaby być pani w moich rękach niż kogokolwiek innego. - choć przemawiało przez niego ego, dało się dostrzec dużą dozę szczerości w sposobie, w którym na nią patrzył.
Jego pewność siebie nie była pusta. Była wsparta wieloma, jak na jego stosunkowo młody wiek, operacjami. Przechwałki, przechwałkami, ale w tym, co robił był naprawdę dobry. Zarówno od strony operacyjnej jak i opieki przed i po. Dokładał wszelkich starań by być najlepszym w tym, co robi. Jeździł na konferencje, czytał artykuły, bezustannie podwyższał swoje kwalifikacje. A to, że wierzył w siebie? Tylko sprawiało, że dłoń nigdy mu nie drgnęła.
- Poczekaj aż usłyszysz moje drugie imię. - uśmiechnął się tajemniczo robiąc z tego o wiele lepszą historię niż była, ale jakoś trzeba się sprzedać - A dlaczego nie? Gryziesz? Czy będziesz mnie maglować z angielskiego? - pozwolił sobie na trochę żartobliwej złośliwości, którą rekompensował ten uśmiech, którym ją obdarzył - Wypisać Ci zwolnienie? Może być mailem? - zaśmiał się cicho, jednak spojrzał na nią zupełnie poważnie, a kiedy ujęła jego łokieć przyjął to z miłym uśmiechem, lekko jej przytakując - Tak, wiem, że nie podbija mi oczu. - przewrócił nimi ostentacyjnie - W czym wolałabyś mnie zobaczyć? - nachylił się do niej szepcząc podobnie jak ona, patrząc jej w oczy.
Jeśli kobieta ma naprawdę wyczulony węch pewnie może wyczuć bardzo delikatne pozostałości jego perfum w których przebijają się nuty kadzidła, cytrusów oraz drzewa sandałowego. Dzisiaj nie miał żadnych operacji, więc nie musiał się kilkukrotnie kąpać podczas dyżuru.
- Bierzemy mój samochód? - zaczął prowadzić ją w stronę wyjścia, gdzie na szczęście też była szatnia z jego rzeczami.

Violet Swan
ambitny krab
Kłapouchy
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Była zbyt miła, by tak po prostu odwrócić się na pięcie i odejść. Była mistrzynią ucieczek i wymówek, zostawionych żelazek, niby-dzwoniących telefonów, nieistniejących dzieci w żłobku, spóźnień na spotkania – ale o ile ktoś nie stanowił faktycznego zagrożenia, raczej nie odeszłaby tak po prostu. W tym miejscu i w tym czasie znalazłaby sobie tysiąc usprawiedliwień, ale z jakiegoś powodu żadne samo nie przyszło jej do głowy. Dała się wciągnąć w głupią grę, która przyniosła jej nieprzyzwoicie dużo satysfakcji – a to już jakieś pozytywne uczucie, których Violet nie miała w swoim życiu zbyt wiele. Z jakiegoś powodu nie pomyślała nawet, że to może być z jego strony akt jakiejś desperacji, choć od dawna, o ile nie od zawsze, nie uważała się za ładniejszą, niż to absolutnie konieczne, by przetrwać. Wręcz oszałamiało ją to, że najwyraźniej to był naprawdę flirt, on był naprawdę zainteresowany kawą, a ona naprawdę się śmiała i chciała tu być. Od jutra już codziennie będzie wstawać z samego rana. Wprowadzi poranną rutynę i może kiedyś usłyszy nawet znów te dzwony. Na pewno.
I choć odniosła wrażenie, że spojrzał na jej usta – dokładnie o tę sekundę za długo – w to, że pomyślał już o pocałunku, nie uwierzyłaby nigdy. Zdaje się jednak, że w swojej niewinności Violet nie uwierzyłaby w bardzo wiele rzeczy, które kryją się w męskich głowach. Rozbawiony był zbyt przystojny i w całym tym bogactwie zbytku za bardzo jej się podobał. Choć nie lubiła lekarzy ani nawet Szkotów. Podobał jej się tak bardzo, że gdy się nachylił, mimowolnie aż przygryzła na chwilę usta, jakby oczekiwała jakichś cudów. A jeszcze wczoraj powiedziałaby, że nie jest powierzchowna i byle ładnym uśmiechem nie można jej zaczarować.
Jak na razie to pana najbardziej przerażająca właściwość – mruknęła z rozbawieniem, kręcąc głową z łagodną dezaprobatą. Choć sama dałaby się pokroić za funkcję mikrodrzemek – bezsenne noce były wycieńczające, zwłaszcza gdy towarzyszył im przytłaczający mętlik w głowie. I łzy, dużo łez. Tak bez powodu.
Uniosła brew, by zdradzić powątpiewanie w jego szczerość w kwestii luster, ale nie drążyła tematu. Gdyby sama miała taką urodę, pewnie rozpraszałaby się za każdym razem, gdy widziałaby swoje odbicie – na szczęście, czy też nieszczęście, nie widziała w nim nic interesującego.
Wolałabym, żeby nasze kolejne spotkanie nie miało miejsca na sali operacyjnej – zaśmiała się, bo, choć nie wątpiła w jego umiejętności, wolałaby po prostu darować sobie dodatkowe strony w karcie pacjenta. Zwłaszcza jeśli jej następnym lekarzem miałby być neurochirurg. Nawet bardzo dobry neurochirurg. Gdyby okazało się, że jeszcze coś jest z nią nie tak, uznałaby chyba, że nadaje się tylko do połamania na kawałki i wrzucenia do śmieci. Była już zbyt… zepsuta.
Jestem nudna. Choć wierzę, że swoimi historiami skutecznie wypełniłbyś przyszłe stulecie – odcięła mu się, ale minę wciąż miała słodko niewinną i nawet nie walczyła już z delikatnym uśmiechem. Po prostu był. – Może być – zgodziła się, pozwalając temu uśmiechowi jeszcze się poszerzyć. Nawet gdyby faktycznie nie dotrwał z nią nawet do drinka, będzie mogła przynajmniej spędzić dzień w łóżku. Albo zrobić generalne porządki, które zaniedbali jej byli-obecni współlokatorzy. Gdy się nachylił, zmrużyła lekko oczy, by wyostrzyć pozostałe zmysły. Dobrze pachniał. I to po tylu godzinach. Czy był w ogóle prawdziwy? Nie tak dawno wstała, a była niemal pewna, że z jej subtelnego, nieszczególnie może wyjściowego zapachu zielonej herbaty, grejpfruta i jaśminu, nie zostało już nic. – Co najmniej w marynarce – przyznała, bo wymaganie garnituru świeżo po dyżurze byłoby już absurdalne. Choć nie wątpiła, że zwaliłby ją z nóg. A na tak bezpośredni sygnał zachwytu nie powinna sobie pozwalać.
A drinki będą bezalkoholowe? Nawet nie jestem z Cairns – dotarło do niej nagle i jakby straciła nieco rezon. Nie uśmiechał jej się powrót autobusem. Jazda z pijanym kierowcą też nie. Czy on na pewno był lekarzem?

Evander Gray
przyjazna koala
viol#9498
Neurochirurg — Cairns Hospital
34 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jedynym zagrożeniem, jakim on mógł być to narażenie na zbyt dużą liczbę tandetnych podrywów. Był już tak przyzwyczajony do tego, że nie działają na nikogo w szpitalu, że teraz, na moment... Trochę się zgubił. Nie do tego stopnia by kompletnie zapomnieć języka w gębie i po prostu tempo się na nią gapić. Był w końcu facetem i to dość inteligentnym, więc wiedział jak wybrnąć z każdej sytuacji. Teraz po prostu zastanawiał się, co sprawiło, że się nim zainteresowała. Oczywiście, był cholernie przystojny, nie zamierzał być w tym skromny, jednak po tym jak początkowo na niego reagowała podejrzewał, że nie przepadała za lekarzami, więc co sprawiło, że przebiła się przez te denne teksty, które wykorzystywał na przebicie pierwszych lodów i zaczęła z nim naprawdę flirtować? Nie miał pojęcia, lecz na pewno ją o to zapyta, jeśli przyjdzie im się rzeczywiście trochę bliżej poznać na tej kawie.
- A to tylko jedna z moich supermocy. Na medycynie trzeba je zbierać jak pokemony. - zaśmiał się cicho ponownie puszczając jej oczko.
Długie godziny pracy oraz ciągle przerywany sen wykształca u lekarza pewną odporność na zmęczenie spowodowane właśnie tymi dwoma rzeczami. Na początku cholernie ciężko jest się do tego przyzwyczaić. Tym bardziej, kiedy zaczyna się rezydenturę, aczkolwiek teraz, kiedy był już mistrzem mikrodrzemek, jak jego były mentor i nie budził się już po każdej jakby właśnie przejechał po nim walec? Całkiem dobrze sobie radził. Miał jeszcze kilka trików, których jej, ani nikomu nie zdradził by utrzymywać się w tak świetnej formie do każdego zabiegu, ale te będzie od niego znacznie trudniej wyciągnąć.
- Tak między nami... Ja też. Operacje zawsze niosą ryzyko. - uśmiechnął się nieco krzywo - W takim razie może po prostu powinniśmy umówić się na kawę gdzieś w przyszłości? W ten sposób nie ma możliwości, by nasze drugie spotkanie było w szpitalu. - uśmiechnął się szarmancko i nieco przebiegle na swój idealnie ułożony plan.
Wśród medyków panowało raczej przeświadczenie, że chirurdzy to taki odpowiednik rzeźników. Potrafią tylko kroić i zszywać, ale jak widać nie jest to prawdziwe w stosunku do neurochirurgów. Ev bardzo dobrze radził sobie zarówno ze swoimi pacjentami przed, jak i po operacji, a teraz całkiem szybko ułożył bardzo ambitny plan żeby zaprosić tę piękną kobietę na kolejną randkę. Nie tylko prosty rzeźnik, co?
- Skąd wiesz, że nie jestem tylko przystojną mordką? - uśmiechnął się zadziornie - Nie jestem aż tak przebojowy, jakbym się malował. - wzruszył nieco nieporadnie ramionami - W takim razie poproszę twój adres email oraz najlepiej telefon gdybyś potrzebowała jeszcze zwolnienia w przyszłości. - poruszył wymownie brwiami podając jej swój telefon.
Znów małe zwycięstwo dla Szkota. O ile kobieta w ogóle dała się na to złapać. Maila musi mu podać by ładnie wypisał jej zwolnienie za dzisiejszy dzień, tylko czy w pracy w ogóle je przyjmą? Wynajdzie jakąś przypadłość, którą można łatwo zaleczyć. Raczej nikt nie będzie go googlował i sprawdzał tego, że jest chirurgiem, a nie jakimś internistą. Może przyklei jej gdzieś opatrunek żeby było bardziej wiarygodnie.
- Co najmniej? Mam jeszcze założyć płaszcz i kozaki? - roześmiał się wesoło - Chyba jesteś pierwszą, która chce mnie bardziej ubrać. - uśmiechnął się do niej szczerze tym rozbawiony - No popatrz... Ja też. - dał popis swojego akcentu z szerokim uśmiechem - Mieszkam w Lorne, tylko gdzie my o tej porze znajdziemy jakieś drinki... Chyba musiałabyś wpaść do mnie. - spojrzał na nią pytająco.

Violet Swan
ambitny krab
Kłapouchy
ODPOWIEDZ