20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Mieszkanie Calliope składało się głównie z artystycznego nieporządku, ustawionych wszędzie butelek alkoholu i stosów książek, które walały się po kątach jak zbłądzeni wędrowcy. Wszędzie pachniało fajkami, jej perfumami i lawendą, którego bukiecik stał osuszony na stoliku w salonie, chyba już dawno zapomniany. Były tam kocie miski, chociaż kotów nigdzie nie było widać, randomowo pozostawione przez znajomych rzeczy, odpalony telewizor, którego zapomniała wyłączyć przed wyjściem na imprezę. Może gdyby bardziej przejmowała się opinią ludzi, zrobiłaby porządek kilka godzin temu, mając świadomość, że może nie wrócić sama, ale ani jej w głowie sprzątanie dla typów, którym rano pomacha środkowym palcem, odsypiając do południa.
Mało mówiła. Spalony po drodze blant rozluźnił ją i wprowadził w miłe odrętwienie, ale też przeczucie, że kiedy tylko się odezwie, niechybnie zajebie Marshallowi, kiedy tylko przypomni jej się, jak bardzo jej towarzysz nie zasługuje na jej towarzystwo.
Na żadne towarzystwo, będąc łajzą do kwadratu, jej łajzą, której zaproponowała opatrzenie twarzy i wypicie wspólnie whisky.
W jakiś pokręcony sposób, może była mu to winna, zamiast wrzeszczenia jak opętana. Tylko i aż tyle - nie pogięło jej, by zaciągać go do łóżka, chociaż ciało mówiło zupełnie co innego i jeszcze trochę, to nieświadomie wyciągnęłaby dłonie, by tylko go dotknąć.
A jak źle obciągniesz to klepie cię po ryju?
Naprawdę tak nisko upadłaś?

Zsunęła ze stóp buty, które po drodze założyła, gdy podbicia zaczęły nieprzyjemnie ją uwierać. Odrzuciła je na bok, gestem zapraszając Olivera do środka i nie odwracając się skierowała prosto do regału, który dzielnie uchodził za barek.
- Lód jest w zamrażalniku - mruknęła, z brzdękiem stawiając dwie szklanki i napełniając je aż po brzegi bursztynowym płynem. Napełniając je nawet bardziej, bo część whisky wylądowała na drewnie i pomoczyła jej dłonie.
Naprawdę tak nisko upadłaś?
Wyprostowała się, odetchnęła i przymknęła powieki. Nie miała pojęcia kto traktuje ją gorzej - Oliver, z niewyparzoną mordą, czy Łysy ze świerzbiącymi pięściami. Przyznała Marshallowi jednak rację - od jego poznania, upadła niżej niż krawężniki przy głównej Opal Moonlane.
- Siadaj na tyłku - gdy pojawił się w drzwiach, wskazała na wygodną kanapę z której mógł obejrzeć lecące powtórki jakiegoś podrzędnego reality show. - Przyniosę apteczkę - dodała, mijając go, by zniknąć w łazience, zamykając za sobą drzwi.
Wyraźny sygnał, by nie przeszkadzał.
Wyciągnęła spod zlewu zestaw pierwszej pomocy, zdumiewająco pełen i praktycznie nigdy nie ruszony. Gdy wstawała, napotkała swoje spojrzenie w odbiciu, krzywiąc się na widok wyrastającego siniaka i lekko zaczerwienionych oczu, których powieki opadały ciężko po zajebiście mocnym, zaserwowanym przez Marshalla zielsku. Tak normalnie, uznałaby, że wygląda rewelacyjnie - Bozia dała jej ogrom poczucia własnej wartości, za co inne kobiety najczęściej po prostu jej nienawidziły.
Teraz jednak wydała się sobie przygnębiona; brwi miała ściśnięte, wargi rozchylone, a sama się przygarbiła, jakby na ramionach spoczywał jej jakiś ciężar.
Znowu popełniała błąd. Oczywiście.
- Jebany - mruknęła, zsuwając sukienkę, zamieniając ją na luźną, męską koszulkę, sięgającą do ud. Spięła włosy i z apteczką pod pachą, wróciła do salonu, by po zgarnięciu swojego drinka, usiąść na kanapie.
- Zasada pierwsza - ja dotykam, Ty kurwa siedzisz na dupie. Zasada druga - możesz skleić blancika, to jedyna rzecz, jaka Ci wychodzi. I zasada trzecia - urwała, upijając solidny łyk i pochylając się, by odstawić szklankę na okrągły stolik. Poklepała zaraz uda, dając mu znak, by się położył, bo w tej pozycji będzie wygodniej - dla niej, dla niego, dla wszechświata, bo Bóg jeden wiedział, co by zrobiła, gdyby przyszpilił ją do kanapy.
Pewnie to co zawsze.
Ale to co zawsze absolutnie nigdy nie powinno się wydarzyć.
Czekała cierpliwie, aż się ułoży, wyciągając wodę utlenioną i waciki. Nie była mistrzem pierwszej pomocy i skrycie miała nadzieję, że to nic poważnego i obędzie się bez wizyty na pogotowiu.
- Ta laska z klubu - zaczęła, zagniatając wacik i czując wilgoć pod opuszkami. - To Twoja dziewczyna? Mówiła, że jesteś jej chłopakiem - Call uśmiechnęła się w nieodgadniony sposób. Trochę kpiąco, trochę z niedowierzaniem jak można być tak głupim, by uznać Olivera za materiał na chłopaka.
- Będzie zachwycona Twoją nową, odmienioną twarzą.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
006.


Dawno tu nie był.
Przekraczając próg mieszkania Calliope miał wrażenie, że nagle cofnął się w czasie. Pomieszczenia wyglądały identycznie jak wtedy, gdy zagrzewał tu ostatni już raz.
Charakterystyczny zapach uderzył go już w przejściu, przywracając wszystkie najpiękniejsze, wspólnie spędzone chwile. Mimowolnie spojrzał na balkon, przypominając sobie tą ciepłą, wrześniowa noc, kiedy upierdolili się prawie do nieprzytomności i przegadali cały wieczór, zastanawiając się gdzie dokładnie kończył się świat. Odziani jedynie w bordowy koc, wtuleni w nagie ciała i z blantem w dłoni zamknęli się w magicznej bańce, dostępnej tylko i wyłącznie dla nich. Odcięli od rzeczywistości. A potem pieprzyli się cały poranek, wsłuchując w rytmiczne gwizdy ptaków i świata, budzącego się do życia.
Twarz Olivera mimowolnie ugięła się w krzywy uśmiech, zwiastując chwile słabości. Niewielką nostalgię i słodki sentyment, który nagle zagościł gdzieś w jego sercu. Spojrzał w kierunku kuchni, wbijając wzrok w pełne już szklanki wysokoprocentowego płynu i zgodnie z jej instrukcją ruszył w kierunku zamrażalki. Oprócz lodu wypatrzył również wielką paczkę mrożonego szpinaku, który od razu przyłożył do pulsującej mordy. Siniak i tak będzie, zapewne w towarzystwie wielkiej blizny, jednak może opuchlizna będzie dla niego nieco łaskawa.
Znalazł się tuż za Call, chcąc zaoferować trochę szpinaczku również dla jej zranionego polika, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć ta odwinęła się na pięcie i w ułamku sekundy zniknęła za drzwiami łazienki.
Westchnął głośno i chwiejnym ruchem rzucił się na kanapę, wtapiając w wyjątkową miękkość. Zioło zdawało się działać na pełnych obrotach, przyprawiając o wyjątkowy spokój i rozluźnienie wcześniej spiętych mięśni.
Uniósł głowę na dźwięk przekręcanego zamka, by już po chwili ujrzeć Call w krótkiej jak jasna cholera koszulce, ledwo zasłaniającej cokolwiek. Przełknął ślinę, bezczelnie lustrując ją od góry do dołu, zatrzymując spojrzenie na pełnej powagi twarzy. Uniósł wysoko brew, wsłuchując się w nieskończoną listę zasad, których winien przestrzegać.
- Wiesz co jest piękne w posiadaniu zasad? - zarzucił nogi na oparcie kanapy, jednak dłonią wciąż przytrzymał się przy twarzy Call. Cwany uśmiech wypłynął na jego twarz, a adrenalina zdawała się powracać na pierwotne miejsce - Są po to, by je łamać - wyszeptał, zatrzymując spojrzenie na jasnych, zaczerwienionych oczach, po czym opadł na jej uda, rozkładając się wygodnie.
Oczywiście jointa miał zamiar skręcić, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Z kieszeni spodni wyciągnął niewielkie pudełeczko z wcześniej rozdrobnionym zielskiem, bletkę oraz filterek i z wyjątkowo zadowoloną miną zabrał się za skręcanie.
- A co, zazdrosna? - przestał na moment ubijać, by spojrzeć w górę i złapać jej spojrzenie. Powolnym ruchem otworzył usta i wystawił język, po czym przejechał brzegiem papierku wzdłuż czubka, odpowiednio go nawilżając - Dobrze wiesz, że nie bawię się w dziewczyny - stwierdził czystą oczywistość, na moment nachylając się w stronę stołu i uderzając kilkakrotnie filtrem o twardą powierzchnię, upewnił się, że wszystko ubiło się jak należy - Poza tym, żaden ze mnie materiał na faceta. Jak już zresztą zdarzyłaś mi wygarnąć przed klubem - skwitował, zawijając koncóweczkę i tym samym sycząc nieznanie, na obrzydliwy ból, wywołany wacikiem z wodą utlenioną. Ale spoko spoko, przypierdoli zaraz zielonym, to raz dwa nic nie będzie boleć.
Wsadził do ust grubego skręta, a już po chwili po pokoju rozbrzmiał znajomy dźwięk zapalniczki. Nie pytał, czy może. Przecież zawsze palili w środku. Zaciągnął się mocno, zatrzymując dym na nieco dłużej w płucach i przyglądając się skupieniu na twarzy Calliope. Miała cholernie delikatne rysy. Zawsze to w niej lubił. Lubił na nie patrzeć, zapamiętywać, a potem wieczorami po piątej kresce białego prochu łapać do ręki miękki węgielek i szkicować. Tym razem jednak było w jej twarzy coś innego. Coś co nie tyle ją szpeciło, co wywoływało u Olivera mocno sprzeczne emocje.
- Bardzo boli? - spytał o dziwo wyjątkowo troskliwie, unosząc dłoń do jej policzka i ledwie namacalnie muskając opuszkami dookoła zaczerwienienia. Nie podobało mu się to. Nie podobał mu się fakt, że ktokolwiek podniósł na nią rękę i gdyby tylko mógł zapierdoliłaby tego typa raz a porządnie - Nawet wielka buła na policzku nie jest w stanie nawet w jednym procencie oszpecić tej idealnej twarzy - pozwolił sobie na chwilę słabości, wypuszczając z ust wszystko, co cisło mu się na język.
Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Calliope przewróciła lekko oczami i uśmiechnęła się, gdy Oliver lekko wytknął jej paletę zasad, których nigdy się nie trzymała. Nawet w szkole, pomimo świetnych ocen i bystrości umysłu, uwielbiała wagarować, palić na szkolnym boisku i rysować farbami po ścianach, obrażając okropnego nauczyciela od matmy.
W ich relacji zasady były czymś abstrakcyjnym. Nigdy ich nie mieli i może właśnie przez to, Quinn często gubiła się i miotała, nie mogąc odnaleźć chociażby odrobiny stabilności, której mogłaby się złapać. Chciała skakać z nim z klifu, ale trzymając jego dłoń.
Szkoda tylko, że puściłby ją, kiedy tylko jej stopy oderwałyby się od ziemi.
Gdy poczuła ciężar jego głowy na udach, przed oczami znowu pojawiły jej się wieczory, kiedy potrafili siedzieć tak po kiepskiej imprezie, albo po prostu dla zabicia czasu. Wtedy też jego smukłe palce sprawnie skręcały blanta, tworząc z tego jakąś formę sztuki - uwielbiała go przy tym obserwować, było w tym tyle płynności i pewności, że czasami pragnęła być kawałkiem bibułki w jego palcach. Towarzyszyły jej znajome dźwięki, szelest, delikatne cmoknięcie, kiedy koniuszek języka prześlizgnął się po szorstkiej powierzchni. W nosie kręcił ją przyjemny, lekko mdły zapach i czasami skupiała spojrzenie na jego dłoniach, gdy wilgotny wacik sunął po zakrwawionej twarzy, szybko zamieniony kolejnym, aż przy jej stopach nie utworzyła się mała, żałosna, czerwona kupka.
Ocierała z gęstych brwi zakrzepłą krew, delikatnie w odróżnieniu od spojrzenia, jakie mu posłała gdy spytał czy jest zazdrosna. Przez może trzy sekundy zastygła w ciemnych tęczówkach, nim nie wróciła do wykonywanej czynności, otulając kulistym ruchem linię jego włosów.
Była zazdrosna, ale najgorsze było to, że uczucie towarzyszyło jej tylko w kwestii Marshalla. Nie była zazdrosna o lepsze ciuchy, fajniejszych facetów, lepsze wyniki na uczelni. Jeśli któraś laska odbiła jej aktualnego faceta - nie była zazdrosna, raczej wdzięczna.
A teraz myśl o tym, że to nie ona zasługiwała na miano czegoś w rodzaju dziewczyny, uderzał w nią i przeszywał lodowymi, zajebiście ostrymi soplami.
- To raczej niedowierzanie - wyjaśniła, odrzucając kolejny wacik. Kolejny wsparła na jego rozchylonych wargach, z namysłem je wycierając, pozwalając sobie na zaczepną pieszczotę opuszkiem palca. - Mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która uświadamia Ci jaki jesteś zjebany - dodała z nieznacznym rozbawieniem i błyskiem w jasnych oczach. Odchyliła się na moment, sięgając plaster, który najpierw przytrzymała wargami, a następnie, uwalniając dłonie od wacików, przykleiła go w miejsce rany na brwi. Plaster był bardzo ładny, różowy i w świnki; typowy przykład tego, jak Calliope traktuje świat.
Ktoś rozjebał Ci twarz? Blant i plaster z Peppą załatwią sprawę.
Drgnęła na dotyk jego dłoni, delikatny i ledwo zauważalny, ale wystarczył ruch powietrza, by spięła się, a miejsce w którym pięść Łysego spotkała się z jej twarzą, na nowo zaczęła piec. Cmoknęła - musiała przygryźć sobie wtedy policzek, bo na języku czuła metaliczny posmak żywej ranki.
Powinna płakać? Powinna kulić się i szlochać? Ból oceniała na jakieś 7 w dziesięciopunktowej skali uderzeń i dziwne, ale chyba była zawiedziona. Wyobrażała sobie, że takie sytuacje nią wstrząsną, a tymczasem nie czuła nic, jakby była popsuta w środku.
- Nie - odpowiedziała, nieznacznie przechylając głowę, by tylko odrobinę dotknąć policzkiem jego dłoni. - Zielsko skutecznie mnie przytępia na takie rzeczy. Zresztą...- wzruszyła ramionami i tym razem nachyliła się nad Oliverem, wspierając piersi na jego ramieniu i zręcznie dosięgając wargami do trzymanej przez niego używki, by mocno się zaciągnąć. Zmrużyła powieki, czując znajome drapanie w gardle, a gdy się wyprostowała, wypuściła dym na bok. - Nie zrobił tego specjalnie. Mniej boli, jak wiem, że jest po prostu idiotą bez cela - nigdy nie stawiała się w roli ofiary o ile nie była pewna, że atak wymierzony był w nią. Czy to fizyczny, czy to słowny. Ona nie użalała się nad sobą - smutek zamieniała w dziwną siłę, przez którą parła na przód pomimo przeciwności losu, zawsze z wysoko podniesioną brodą i jebaną koroną na głowie.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale komplement w dodatku miły i wydawać by się mogło - szczery - tak bardzo zbił ją z tropu, że gorąco poczuła nie tylko w miejscu uderzenia, ale też na bladej szyi i ramionach.
- To zabawne - mruknęła, poruszając się odrobinę. Przeczesała palcami jego loki i schyliła się, by dotknąć wargami jego czoła. - Jak wiele pierwszych razy z Tobą miałam. Pierwsze zajebanie portfela - uśmiechnęła się na wspomnienie tego, jak niewiele w nim wtedy znaleźli - pierwsze MDMA, pierwsze dostanie po ryju. Jesteś takim moim ulubionym człowiekiem, którego czasami chciałabym nigdy nie spotkać na swojej drodze - szepnęła, zabierając mu blanta, by znowu się nim zaciągnąć, tym razem po prostu opierając się wygodnie o oparcie i odchylając głowę, kiedy dym wsiąkł w nią, rozluźniając jeszcze mocniej mięśnie.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Działała na niego jak nikt inny.
Jej dotyk jakimś popierdolonym cudem był w stanie zlikwidować ból do minimum, zaprzątając myśli tymi zdecydowanie przyjemniejszymi rzeczami.
I kiedy tak delikatnie muskała jego skórę, Oliver przymknął na moment oczy, delektując się tym wyjątkowym doświadczeniem. Chłonął w całości, na moment zapominając o wszystkim.
O spierdolonych relacjach w domu.
O dragach.
O ciągłej potrzebie zapijania myśli.
O nudnej szarości czyhającej za rogiem.
O tym jak bardzo zranił.
O tym jak pewnego dnia po prostu wstał nagi z łóżka, założył gacie i już nigdy nie wrócił.
O widoku jej twarzy, gdy spojrzał w jej jasne jak ocean oczy ten ostatni raz.
A o tym akurat bardzo ciężko było zapomnieć. Jej krystaliczne spojrzenie, przepełnione żalem i czystym szokiem z nutą przerażenia pojawiało się w jego myślach często i zupełnie nieproszenie, wywołując szereg sprzecznych emocji, z którymi Oliver najzwyczajniej w świecie sobie nie radził. Nie chciał. Nie potrafił. Dlatego upijał się do nieprzytomności, dopierdalając kolorową tabletką. Ogłupiał się na siłę, by w głowie w końcu zagościła słodka pustka, paćka zblendowanych myśli. A teraz proszę: leżał ponownie na jej udach, jarając kolejnego już jointa i pozwalając, by w ten swój charakterystyczny sposób bawiła się jego włosami. O ironio.
- Każdy facet zawsze bije niespecjalnie - skwitował, zaciągając się jointem. No bo co, nie miał racji? Sory, to przez przypadek, Nie wiem jak to się stało, To nic nie znaczyło - Słowa tak banalnie proste do wypowiedzenia, wymagające wzięcia zerowej odpowiedzialności za swoje czyny. Idealny pretekst. Sam stosował to nie raz i mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że działało przez większość czasu - Ja też przyjebałem mu całkiem przypadkowo. Tak naprawdę chciałem podać barmanowi szklankę, ale nie obliczyłam jak wysoki był ten twój fagas i tak się jakoś stało, że szkło wylądowało na jego głowie - wzruszył lekko ramionami, skrzywiając się na słowa twój fagas, bo chociaż dobrze wiedział, że to pewnie nic poważnego co między nimi to i tak nie był w stanie powstrzymać samej myśli, że ktoś mógł posiadać ją w większym stopniu niż on sam. Gryzło go to. Godziło prosto we wszystkie wrażliwe miejsca.
Nasłuchiwał wypowiedzi o wszystkich pierwszych razach, delektując się jej bliskością. Ciepły oddech otulał poobijaną twarz, kwiatowe perfumy atakowały zmysły, a słowa, które wylatywały z jej idealnie pełnych ust przywoływały wyraźne wspomnienia. Oglądał je pod powiekami, zupełnie jak film poklatkowy na przyśpieszonym speedzie i zdawał się czuć każdą pojedynczą emocję, jaka mu wtedy towarzyszyła.
Jesteś takim moim ulubionym człowiekiem, którego czasami chciałabym nigdy nie spotkać na swojej drodze
Otworzył oczy, odnajdując jej spojrzenie. Była blisko. Na wyciągnięcie ust. Na jeden nieostrożny ruch głową. Ponownie uniósł dłoń do delikatnej twarzy, tym razem zahaczając palce o żuchwę, a kciuk umieszczając na dolnej wardze, lekko ją naciągając. Wyprężył się nieznacznie w jej stronę.
- Nie przyzwyczajaj się - szepnął, pozwalając by na twarz zagościł niewielki uśmiech, a usta mówiły prosto w tych jej, prawie ocierając się o siebie - Jutro znowu mnie znienawidzisz - zastygł w tej bliskości, chłonąć każdą sekundę. Zbierał jej oddech, a przyśpieszone bicie serca dawało się być słyszalne nawet bez stetoskopu. Testował granice, jedynie utwierdzając się w przekonaniu, że namiętność i pożądanie, które jeszcze kiedyś ich łączyło wciąż tam było. Równie mocne. Równie popierdolone. Wywołujące równie niebezpieczne skutki uboczne.
Rozchylił szerzej wargi i wyzywającym gestem przejechał w górę językiem, zahaczając o jej jędrne usta, delektując się intymnością chwili, którą dzielili. Twarz miał spokojną i opanowaną, chociaż w środku aż w nim kipiało. Było mu gorąco. Bardzo gorąco. Miał wrażenie, że nawet ciuchy zaczynały nieprzyjemnie swędzieć domagając wolności. Nie mógł tego znieść.
- Muszę się umyć - rzucił najbardziej Z DUPY tekstem jak na tamtą chwilę i nieznanie odsunął głowę, wbijając się w jej uda, by móc spojrzeć na twarz Calliope i bez problemu odnaleźć jej spojrzenie - Cała ta krew za niedługo zaschnie. Nic przyjemnego - ponownie zaciągnął się jointem, który wydawał się już samoistnie dopalać, po czym umieścił filter w ustach Call.
Lekko chwiejnym ruchem pozbierał się z kanapy i z wyjątkowo dobrym humorem, zrzucił ciemne adaśki z nóg, kopiąc gdzieś pod stół, a następnie zwinnym gestem pozbył się koszulki.
- Tobie też by się przystało - ruchem głowy wskazał na jej brudne dłonie i męską koszulkę, która już zdążyła się cała upierdolić od jego krwi. Cofał się powoli w stronę toalety, ani na sekundę nie przerywając kontaktu wzrokowego, dając jej nieme zaproszenie. Męskie dłonie zjechały w dół, zatrzymując się na guziku od spodni, a już po chwili dźwięk rozpinanego rozporka wybrzmiał w niewielkim mieszkaniu przy Opal Moonlane, sygnalizując pozbycie się spodni - To jak będzie, Call? Dołączysz? - upadł na moment na framugę drzwi, podpierając się ramieniem i lubieżnie bawiąc gumką od bokserek, po czym zniknął za ścianą, kompletnie nagi, wskakując pod prysznic. I chyba nie muszę nawet wspominać, że drzwi zostawił otwarte. Tak dla dodatkowej zachęty.
Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Calliope nie lubiła wracać do tego jednego wieczora, kiedy jej serce rozdarło się na kawałki. Nienawidziła wspomnienia wyrazu twarzy Olivera, kiedy ubierał się w milczeniu, kiedy każdy jego mięsień napinał się i rozluźniał w chaotycznym geście. Bała się powrotu tamtych uczuć - przygnębienia, bólu, tego uzmysłowienia sobie jak bardzo ją stłamsił i wykorzystał, a ona przez cały ten czas dawała wodzić się za nos, krok po kroku odsłaniając się i pozbywając kolejnej, twardej skorupy, aż mentalnie została naga, bezbronna i wystawiony na każdy atak z jego strony.
Brzydziła się dziewczyną sprzed kilku miesięcy, która wyjawiała mu te wszystkie drobne, niby nic nie znaczące szczegóły - że uwielbia lody, ale tylko o smaku słonego karmelu, że za każdym razem płacze na Titanicu, że uwielbia śnieżne kule, które kupuje zawsze, kiedy tylko wyjedzie do innego miasta. W jeden wieczór wyjawiła mu swoje marzenia, te o wyjeździe na Bali, albo przejechaniu autostopem przez Europę.
Ufała mu, nawet, kiedy widywali się tylko nocami, ale jego ciemne oczy zawsze były z nią do bólu szczere. Widziała jak na nią patrzy, jak brąz tęczówek błyszczy, gdy tylko się zbliża. Przecież dostrzegała jak łagodnieje pod jej dotykiem, więc co zrobiła nie tak?
Może była ślepa, jak na zalegający na półkach kurz. On jej nie chciał, nie całkowicie i nie z bagażem w postaci elementów z jej życia. Chciał jej ciała, a Call, po wielu tygodniach w końcu sobie to uświadomiła, na nowo nakładając te wszystkie, niewygodne maski. Przewinęła taśmę, kasując najbardziej prywatne sekrety i już nigdy, nikomu ich nie zdradzając.
Przewróciła oczami i uśmiechnęła się z lekką kpiną.
- Nie rób ze mnie nieświadomej ofiary przemocy domowej - mruknęła, przemykając palcami na różowy plaster, który mocno nacisnęła, jakby w odwecie za jego słowa. - Oboje tam byliśmy. Znalazłam się pomiędzy wami, bo stałeś na linii jego strzału. Tylko trochę nie przewidziałam, że Derek rzeczywiście był już lekko najebany - dodała, mrużąc powieki i językiem odrobinę wypychając policzek ze strony uderzenia, krzywiąc się na rozchodzący się po żuchwie ból. W szkole zdarzało jej się bić - z dziewczynami w kiblach, szatniach, za szkołą. Miała też świadomość, że z facetem nie miałaby zbyt wielu szans nawet, jeśli była wysportowana i miała mocne uderzenie. Przecież nie prosiła sie, by Marshall odwalał cały cyrk jak jebany pies ogrodnika.
Twój fagas.
Skrzywiła się jeszcze bardziej. Nie chciała, by jakikolwiek facet był jej. By ona, była kogokolwiek, a każde spotkanie nazywała zwykłym, tym kumplowskim z drobnym dodatkiem w postaci seksu. Nadawanie statusu związkowi najczęściej przynosiło tylko komplikacje, ale może nauczona doświadczeniem, obawiała się, że gdy wykona pierwszy krok, znowu zostanie sama wśród wymiętej pościeli w towarzystwie dwóch, bezpańskich kotów, które czasami wchodziły przez uchylone okno, wytresowane, że zawsze dostaną tu miskę żarcia. Była podobna do tych kotów, które nigdy nie mogły zagrzać dłużej miejsca.
Zawsze jednak wracała do tego miejsca, z jego głową na swoich udach i zapachem, skóry, który stawiał włoski na jej karku.
Odruchowo pochyliła się bardziej, gdy musnął jej twarz, a jasne oczy automatycznie popędziły do tych drugich, pragnąc tylko na długie chwilę zatonąć w ich głębi. Czuła ciepło oddechu na rozchylonych wargach, te drażniące milimetry zabijały ją i ściskały za szyję. Na najdrobniejszy dotyk miękła, nie mogąc zrobić nic, prócz trwania w ich bańce, gdzie jego język kusił, a Call jedynie wysunęła swój, zaledwie koniuszek, by trącić drugi mięsień i zmusić świat do solidnego fikołka.
A później, oczywiście, wszystko spierdolił.
- Nie jesteśmy już na etapie przyzwyczajania się - wyszeptała, przechylając lekko głowę, by uchwycić między usta krążący gdzieś obok kciuk mężczyzny. Mruknęła, palce drugiej dłoni zaciskając na gładzonych włosach. I mogła mówić wiele, mogła wypierać się każdego wypowiedzianego słowa, ale w środku znowu poczuła się pusta.
Był tylko jeden etap. Ruchanie. I to musiało jej wystarczyć.
Puściła go, trochę dziękując niebiosom, bo jeszcze chwila, a przestałaby oddychać. Uniosła brwi, lustrując go, gdy wstawał, pozostawiając za sobą tylko chłód i brak satysfakcji, na co zacisnęła tylko wargi na wetkniętym blancie, zaciągając się nim mocno, bo może to odgoni pożądanie, gorąco, jakie paliło ją żywym ogniem. Pragnęła jego ciała, pocałunków, palców na linii kręgosłupa. Pragnęła go całego, każdego otarcia się za którym tęskniła i którego nie mogła odnaleźć.
Nie odwróciła spojrzenia, będąc świadkiem jak raz za razem kolejna część jego garderoby zostaje odrzucona. Wbiła się mocniej w fotel, rozchylając lepkie od potu uda, mało wstydliwie błądząc po odsłoniętych partiach ciała. Był bezczelny, a to z kolei wywołało delikatny, znaczący uśmiech na jej ustach.
Pozbyła się złudzeń co do obietnicy złożonej sobie, zanim przekroczyli próg jej mieszkania. Zero seksu? Doprawdy, Call?
W odpowiedzi pochyliła się i wrzuciła resztę blanta do niedopitego drinka, siedząc jeszcze na miejscu, aż nie usłyszała znajomego szumu wody. Jej ciało nie kłamało; w brzuchu pojawiło się to niecierpliwe mrowienie, sutki zrobiły się twarde i drażnione przez nieprzyjemny, szorstki materiał koszulki.
Wolno sięgnęła do gumki upiętych włosów, rozpuszczając je i wstając, pod palcami u stopy czując wilgoć rzuconych na ziemię wacików. Szła do łazienki wiedziona zapachem, wspomnieniem jego uśmiechu, perspektywą udanego orgazmu. A później rozstania.
Wolno zdjęła z siebie koszulkę, rzucając ja na bok, gdy tylko znalazła się w parnej łazience. Woda musiała być gorąca, lustro zdążyło zaparować, rozmazując kształt Marshallowego ciała. Pochyliła się, zsuwając czarną, koronkową bieliznę otulającą pośladki i na palcach, jakby bała się, że go spłoszy, wślizgnęła się do kabiny, stając za jego plecami. Odetchnęła, gdy na podjudzone dragami ciało spadły pierwsze krople, aż uniosła głowę nastawiając się na zbawienny deszcz. Odnalazła Olivera dłońmi, wtulając się w jego plecy, dotykając wargami miejsca pomiędzy łopatkami, kiedy smukłe palce leniwie, nieśpiesznie podążyły w kierunku jego podbrzusza.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
ODPOWIEDZ