Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Miała wrażenie, że ostatnio prowadziła wzmożoną walkę. Od zawsze to robiła, ale przez minione tygodnie bitwa była wręcz zawzięta, co doszczętnie ją wymęczyło. Paxton uchodziła za silną babkę i taką też była, ale każdy posiadał swój limit. Dotarła do momentu, do pewnej granicy, która stawała się ostatnim punktem zdrowego rozsądku. Czymś, co utrzymywało człowieka na prostych nogach. Za tą cienką linią znajdowało się szaleństwo. Coś, co już kiedyś czuła a z czego pokrętnie zdołała się wyleczyć. Poprawka, nie wyleczyć a naprostować wraz z terapeutą, który nauczył Eve żyć z problemami oraz skutkami bombowego ataku w Uruzgan. Jednak nie chodziło tylko o to. Jej problemy zaczęły się znacznie wcześniej i je też umiała stłumić, lecz miniony czas przekonał Paxton, że cała poprzednia walka nie miała sensu. Wszelkie starania o coś lepszego doprowadziły ją do punktu, w którym znów myślała o śmierci. O chwili wytchnienia bez bólu i cierpienia.
Właśnie o ty myślała znajdując się na głównej drodze w Opal Moonlane. Chciała to wszystko przerwać zbliżając się do skrzyżowania i z premedytacją naciskając pedał gazu.
Coś drgnęło. Niewidzialna siła, pewna myśl, to wciąż utrzymujące ją przy życiu kazało zahamować.
W ostatniej chwili nacisnęła hamulec wmawiając sobie, że nic takiego się nie stało. Gdyby ktoś pytał powiedziałaby, że zagapiła się na szalejący nieopodal tłum. W końcu to był czas szaleństw w tej dzielnicy, chociaż Eve nie zwracała uwagi na imprezy a na bezdomne zwierzęta pałętające się dookoła.
Wymówek miała naprawdę wiele – gdyby ktoś pytał – ale tego, co stało się ułamek sekundy później, nie mogła przewidzieć.
To była chwila. Nie więcej.
W błędzie są ci, którzy sądzą, że w podobnych sytuacjach przed oczami przelatuje całe życie. Nie było na to czasu.
Pierwsze mocne uderzenie z tyłu sprawiło, że ręką automatycznie sięgnęła do ręcznego hamulca (jakby to cokolwiek mogło zmienić). Tylko sięgnęła, ale nie złapała, bo efektem uderzenia było gwałtowne szarpnięcie ciałem. Przyrżnęła twarzą w kierownicę automatycznie zamykając oczy, pasy boleśnie przycisnęły się do klatki i kiedy otworzyła to powieki mózg nie zdążył zakodować tego, że miała właśnie potylicą zderzyć się z zagłówkiem, bo poczuła kolejne uderzenie. Tym razem z boku. Jej świat zawirował. Poduszki wreszcie wystrzeliły tym razem asekurując twarz z bliskim kontaktem z twardymi częściami auta.
Wszystko działo się tak szybko, że jedynie w chwili, kiedy o coś nie uderzała pomyślała tylko „Czy to już?”. Nie było czasu na przemyślenie własnego życia. Tylko to jedno pytanie przewinęło się przez jej głowę, kiedy ciało bezwiednie poddawało czynnikom zewnętrznym.
Hałas, huk wielu uderzeń, czyjś krzyk i wreszcie zamknięcie komór, jakby świat w ramach drwin zatrzymał czas.
To także trwało ułamek sekundy.
Świadomość powróciła równie szybko. Na panelu auta wyświetliły się wszystkie kontrolki a piosenka, w którą wsłuchiwała się przed nagłym hamowaniem, wciąż grała w radiu.
W pierwszym odruchu zaciągnęła hamulec ręczny, chociaż auto już nigdzie nie pojedzie. Szybko wyłączyła radio i odpięła pas dając sobie chwilę na zorientowanie się w sytuacji. Plecak, który zawsze ze sobą nosiła, leżał na podłodze w miejscu pasażera. Cieszyła się, że dzisiaj nie jechała z psem, ale nieco mniej radował ją fakt, że nie wiedziała gdzie był telefon. Przed wypadkiem leżał w miejscu na kubki, ale już go tam nie było.
Do kogo by zadzwoniła?
Teraz to nie miało znaczenia.
Adrenalina działała cuda. Nie czuła bólu. Zero skutków uderzeń, które miały miejsce. Nie spostrzegła też, że poruszała się jakoś pokracznie. Liczyło się tylko to, że w ogóle mogła wykonywać jakieś ruchy i że nie krwawiła. Sprawdziła – ledwie rzucając okiem – ale to zrobiła.
Sięgnęła do klamki. Drzwi nie drgnęły. Zrobiła to jeszcze raz, ale jednocześnie pchnęła twardą powierzchnię ramieniem co wymagało od niej nieco więcej wysiłku.
Puściły.
Nie wyszło jak chciała. Nie wyszła z auta zgrabnie niczym niezniszczalna. Prawie z niego wypadła, ale całe szczęście nie przyrżnęła twarzą o ziemię.
- Kurwa mać – warknęła pod nosem stając na równe nogi. Była pewna, że wygląda na super zdrową. Dzięki adrenalinie czuła, że mogła wszystko i jednocześnie przeraziło ją to, co zobaczyła. Nie chodziło o jej własne auto, ale całą resztę otoczenia. O autobus, z którego wyszło część osób. Osobowe auta z widocznymi śladami zderzenia (doliczyła się przynajmniej czterech) i ten jeden samochód leżący kołami do góry.
Nie była strażakiem, ratownikiem ani lekarzem, ale i tak przekonana co do swoich sił, ruszyła w stronę dachującego auta.
Ktoś zapytał jak się czuje, ale tego nie zakodowała. Ktoś inny rozmawiał z policją albo karetką. Ciężko powiedzieć, bo równie dobrze to mogła być relacja na żywo na Instagrama czy inny szajs. Cokolwiek działo się dookoła Eve skupiła się na tym, co wyglądało najgorzej, czyli na przewalonym aucie.
- O cholera. - Nie rozpoznała samochodu, ale kiedy padła przed nim na kolana i zajrzała przez rozbitą szybę drzwi kierowcy spostrzegła znajomą twarz. - Florina! Słyszysz mnie? Flo! - Adrenalina znów uderzyła blokując wszystkie inne bodźce.

Florina Birdwhistle
aktorka — eclipse pictures
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Moon has punished itself for every wish it wasn't able to fulfill; lovers have burdened it with their secrets for far too long. It's filled with goodbyes and remorse; it's covered in self inflicted wounds of restless despair.
  • 6.
Lorne Bay nie było już takie samo.
Nieobecność Jennifer adekwatnie odmieniła postrzeganie świata poprzez aktorkę. Niegdyś przyjazdy do rodzinnego miasteczka głównie wiązały się ze spędzaniem czasu z rodzoną siostrą. Teraz wszystko co otaczało Bridwhistle bezwzględnie przypominało jej o tej stracie. Powrót miał zaledwie jeden cel: kupno domu, sprzedanie farmy i przeprowadzka matki - chciała ją uszczęśliwić, doprowadzić do porządku; odebrać tą rozpacz. Jednak minęło półtora miesiąca, a blondynka bezustannie kryła się z daną informacją. Bała się? Trudno stwierdzić, jednak Dora (mama) zamieszkiwała tereny farmy od samego początku - przez dziesiątki lat miejsce było dziedziczone poprzez najstarsze dziecko rodu. Z prada na dziada - na syna, córkę lub wnuczkę; i choć Florina była starsza (o zaledwie dziesięć minut) bliźniaczki umówiły się, że to Jen zaopiekuję się posiadłością. Jednakże teraz gdy odeszła - wszystko ponownie przeszło na blondynkę. Chciała pozbyć się problemu, ściągnąć z matki obowiązek ciągłego wycieńczenia, wstawania w nocy, przerzucania całej energii by zająć się dobytkiem. Nie była już młoda, kobieta po pięćdziesiątce nie powinna wiecznie pracować fizycznie, lecz część szatynki była pewna, iż Dorothy nie porzuci wieloletniej tradycji - nie zrezygnuję z własnej ziemi na rzecz luksusów - była zbyt uparta - niczym jak osioł, jednak „trafił swój na swego” - akurat tą cechę Florina odziedziczyła po kobiecie.
Na horyzoncie znajdowała się również druga osoba, Bennett Croocker - mąż Jenny, aktualnie wdowiec. Po śmierci ukochanej pozostał na farmie - z początku zdaniem Flo nie był to najlepszy kandydat by opiekować się teściową. Artysta - wiecznie „bujający w obłokach” - taki osobnik nie pójdzie nawrzucać nawozu. Jednak przy dłuższym poznaniu i bacznym obserwowaniu towarzysza (szczególnie po ostatnich wydarzeniach, gdzie Flori nie chciała zaprzątać sobie tym głowy) zrozumiała, iż mężczyzna jest prawdopodobnie bardziej zagubiony niż Dora - i dobrze wpłynie przyda im się wspólne towarzystwo. Zwłaszcza że bardzo powoli zaczynała darzyć go sympatią.
Było dziś parno, w powietrzy było czuć, iż nadchodzi wiosna; ubrana cienki sweter postanowiła zwiedzić miasteczko (ostatnim razem była tu na pogrzebie siostry, była to chwilowa obecność - samego rana powróciła do Nowego Jorku) - być może wiele się zmieniło, a może bardziej pragnęła ujrzeć stare kąty[/i] - które przypomną dziewczynie szczęście jakie trzymało się jej w młodości. Wcale nie jechała szybko - wręcz przeciwnie, ludzie są tu inni, nie gną przez życie tak intensywnie jakby miało im się zaraz skończyć - to nie było wielkie miasto pełne szczurów do jakiego przez ostatnią dekadę się przyzwyczaiła. Są spokojniejsi, życzliwsi - w pełnych uśmiechach na twarzy. Zawsze mówią „dzień dobry” a nie „spierdalaj” - niczym jakby to był najszczęśliwszy dzień ich życia. Troszeczkę tęskniła za tym widokiem, małych domków - śpiewu ptaków, a szczególnie nocy - gdy można było ujrzeć najpiękniejsze gwiazdy. Wielkiego Jabłko - było zbyt oświetlone, pełne gwary by móc choć na chwilę się zatrzymać. W końcu włączyła muzykę, w głośniach głośno śpiewała Celine Dion - a Flo we własnych rytmach jej pomagała.
I wtedy nagle, niespodziewanie usłyszała tylko huk - głośny, bezczelnie przedzierający się przez uszy by w ostatnim sygnale zacząć piszczeć niczym tak, jakby zapragnął przebić jej bębenki. Później słyszała tylko krzyki, a ostateczny kwartał to bezdenna cisza. W tym samym czasie pod nieobecność umysłu Floriny - samochód zataczał kółka, doszczętnie niszcząc siebie i trawnik, który niedawno posiał ogrodnik wspólnoty. Wgniecenia były wszędzie, z przodu z tyłu - na samym środku. Dwie szyby zbite, przednia i boczna ze strony pasażera. Nikt nie wiedział kto był w środku.
A ona nie miała pojęcia ile czasu była nieprzytomna. Bo ocknęła się dopiero wtedy gdy telefon w prawej kieszeni jeansów zaczął wibrować lecz nie mogła sięgnąć (ruch bezwarunkowy) - czyli uzależnienie od elektroniki. Otworzyła oczy, czarne źrenice się rozszerzyły - pierwsze co poczuła to ogromny, wręcz zgniatający jej czaszkę ból głowy - następnie lewa dłoń, spróbowała poruszyć palcami - nadaremno, przegrana już na starcie. Pierwsze co zobaczyła - to jak krew spływa z czoła na ciemną kierownice, oraz jak dziwne wręcz nielogicznie wykrzywiona jest jej ręka. Znajdowała się do góry nogami. Samochód zrobił obrót o sto osiemdziesiąt stopi. Pasy wrzynały się w klatkę piersiową kobiety. Pierwsze co usłyszała; to czyjś (nawet znajomy) głos żeński.
Florina! Słyszysz mnie? Flo!
Starała się poruszyć lecz przeszywający ból z nią nie współpracował. Z początku westchnęła co spowodowało wyplucie dużej ilości czerwonej cieczy z ust. - Nie... - zaczęła, nerwowo a jednocześnie z widoczną paniką chcąc się wydostać. -...mogę... - dodała z taki wyrzutem jakby to była najtrudniejsza czynność we wszechświecie. - ...oddychać. - zakończona niezbyt pozytywnym triumfem. Wtedy prawa dłoń wylądowała na brzuchu - tam też była krew - czyżby to krwawił narząd? I nagle pierwszy zapach który wyczuła to wręcz uderzająca w nozdrza benzyna.


Eve Paxton
ambitny krab
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To ja, Eve. Nie ruszaj się – nakazała starając się nadmiernie nie reagować na widoczną we wnętrzu auta krew. Przywykła do jej widoku. Nie było to dla niej pierwsze rodeo, ale zdecydowanie wolałaby takowych unikać. Wolałaby także aby krwi w ogóle nie było. Rany nie oznaczały niczego dobrego, zaś szkarłatna ciecz wyciekająca spomiędzy warg wróżyła najgorsze. Paxton mogłaby teraz przeklinać cały świat, ale to nic nie da a jedynie zestresuje uwięzioną w aucie kobietę.
- Proszę pani – Usłyszała nad sobą męski głos i zbyt gwałtownie uniosła spojrzenie do góry. Przed oczami ujrzała mroczki a serce gwałtownie zwolniło, jakby przeżyło szok. A może tylko tak jej się wydawało? Zamrugała parokrotnie starając się jakoś ogarnąć zanim mężczyzna wskazał coś na aucie.
- Benzyna wycieka.
Wystrzeliła do góry – znów za szybko – prawie tracąc równowagę. Nieznajomy złapał ją pod ramię pytając, czy wszystko było w porządku. Jasne, jest świetnie. Wręcz wspaniale. Czuje się jak na wakacjach.
Poszukała wzrokiem wyciekającej śmierdzącej cieczy. Była tam. W najlepsze zdobiła asfalt, na który prawie nikt nie chciał wejść. Czego się bali? Życie to nie film. Samochody nie wybuchały tak po prostu, lecz zalecanym było trzymanie się z dala. To tak samo, jak nie zalecało się pić alkoholu do Apapu, ale w rzeczywistości nikt jeszcze nie umarł od jednej tabletki słabego leku przeciwbólowego popijanego piwem (a samochodu nie zapalały się samoistnie).
- Widzi pan tamten samochód? – Wskazała na swojego pic kupa, którego widok ją zaskoczył. Wcześniej mu się nie przyjrzała i nie była świadoma tego, jak mocno oberwał. Teraz – powoli – to do niej docierało. – Na tylnym siedzeniu był plecak. Proszę mi go przynieść. – Nie była pewna, czy plecak nadal tam leżał, ale facet na pewno go znajdzie. – Flo, jestem. – Znów padła na kolana zaglądając do samochodu. Czuła się dziwnie, ale buzująca we krwi adrenalina dawała jej kopa. Dodatkowym determinantem była pomoc drugiej osobie. Gdyby nie to już dawno by sobie odpuściła. – Nie ruszaj się. Jestem – powtórzyła zapewniając, że kobieta nie była sama. – Spróbuje cię wyciągnąć. - Ignorując leżące wokół szkło wczołgała się do samochodu. – Pomoc jest w drodze. – Miała nadzieję, że to nie było kłamstwo. Nie miała pewności, ale chciała wierzyć, że ktoś wezwał pogotowie. – Zobaczmy – rzuciła bardziej sama do siebie i zaryzykowała próbując odpiąć pas. Nic z tego. Wcale nie była zaskoczona. Pasy blokowały się, żeby skutecznie zabezpieczyć przed większymi obrażeniami, co jednak nie oznaczało, że same ich nie zadawały. Paxton tego jeszcze nie czuła, ale za jakiś czas mostek się odezwie.
- Proszę pani.. – Przynajmniej jedna osoba nadawała się do pomocy i wcale nie zawodziła. Eve była wdzięczna za nieznajomego.
- W małej kieszeni z przodu jest scyzoryk. – zerknęła za siebie, a potem znów do góry na Flo. – Hej, Birdwhistle. Nie zasypiaj. Tu nie ma kanapy, na której możesz się zdrzemnąć. – Znały się. Trochę pokrętnie, bo Eve przez ostatnie lata była bliżej z siostrą Flo, ale od kiedy ta druga wróciła do Lorne to kontakt się odnowił. Parę razy się widziały, trochę rozmawiały a raz się upiły i Florina musiała nocować u Eve na wspomnianej kanapie.
- Scyzoryk. – Chwilę wcześniej poczuła jak facet próbuje się wcisnąć przez niedużą szparę okna i wyciągnął ku niej rękę z scyzorykiem. Odebrała ostrze tuż po tym, gdy przewróciła się na plecy i przesunęła nieco dalej wciskając się między głowę Flo a dach. Użyje swego ciała jako amortyzatora, żeby kobieta nie przyrżnęła głową o twardą powierzchnię.
- Hej, Flo. – Znów ją przywołała. – Pamiętasz, jak kiedyś we trójkę wkradłyście się do mojego pokoju i znalazłyście Playboya? – Oczywiście miała na myśli Florine, jej siostrę oraz Isabelle. W tamtych czasach łatwiej było dostać Playboya niż magazyn z nagimi panami. Eve wraz z koleżanką była ciekawa, o co tyle krzyku z tym całym magazynem z paniami, więc ukradły jeden koledze. Później to samo pismo trafiło w ręce dziewięcioletnich dziewczynek wielce zdziwionych wielkością piersi u pań ze zdjęć.
Użyła całej swojej siły, żeby jak najszybciej przeciąć pas jednocześnie ignorując skapującą na nią krew. Nie była świadoma tego, że jest mniej sprawna niż zwykle a przed oczami miała kiepską widoczność. Była tak bardzo skupiona na Florinie, że ignorowała samą siebie, nawet kiedy wreszcie kobieta zleciała na dół (na nią).
- Proszę pana! Niech pan mnie wyciągnie! Za nogi. – Na tyle na ile się dało złapała kobietę, żeby ją również wyciągnąć. Było ciasno, nieprzyjemnie, boleśnie i na pewno ryzykownie, ale Paxton na to nie zważała. Ważne, że lada moment obie będą na zewnątrz.
Gdzie ta cholerna karetka?

Florina Birdwhistle
aktorka — eclipse pictures
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Moon has punished itself for every wish it wasn't able to fulfill; lovers have burdened it with their secrets for far too long. It's filled with goodbyes and remorse; it's covered in self inflicted wounds of restless despair.
Podobno w momencie przed śmiercią powinno zobaczyć się wszystko; dobre i te złe chwile - rzekomo całe życie przelatuję przed twoimi oczami. Czy w przypadku Floriny tak było? Niestety nie, a pragnęła widzieć. Śmiejącą się perliście Jennifer, skuloną na kanapie i wgapiając się w telewizor - podczas jej ulubionego programu. Dorothy - tańczącą pośród kuchni i śpiewającą do chochli swe ukochane piosenki z lat osiemdziesiątych; zawsze wtedy piekła - czekoladowe babeczki. Harolda, najdroższego [otóż wcale nie...] męża siedzącego po ciemku w swym gabinecie i wpatrującego się w (który coś miał zmienić) scenariusz z takim natchnieniem - jakby miał uratować świat. Pierwszego śniegu na ulicach, rozkwitających pąków na drzewach - i wszelakich koncertów, które pozostaną w jej pamięci.
Pragnęła poczuć zapach pierwszego jesiennego wiatru w Nowym Jorku - gulaszu z pieczarek przyrządzanych przez matkę podczas bożonarodzeniowego poranka. Przymrozku na policzkach, który doprowadzał do zaczerwienienia - gorącej wody na stopach w Kalifornijskim morzu. I tego, że żyję.
Bo nie chciała umierać.
Nie teraz, nie za dziesięć lat - kochała życie, kochała istnieć - nawet w tych najgorszych momentach. Nie mogła też zrobić tego matce, Dora straciła już pierwszą córkę, ale było źle - wręcz tragicznie. Pas wcinał się w klatkę piersiową, uniemożliwiał tym swobodne oddychanie. Wykręcona ręka, oraz bezustannie skapująca krew z okolicy skroni - również wydobywały z aktorki resztę energii. Czy to właśnie jest koniec? Czy w ten sposób odchodzimy?
Bridwhistle nadal nie wiedziała co się dzieje - być może doszło do wstrząsu mózgu, lub adrenalina zamroczyła umysł blondynki. W pierwszej chwili próbowała odpiąć pas - nadaremnie, ból rozprzestrzenił się od ramienia aż do najmniejszego palca w dłoni- co ona teraz zrobi?
To ja, Eve. Nie ruszaj się
Kim jesteś, Eve? - w pierwszym momencie nie skojarzyła, a nawet nie poznała - umysł utrudniał kobiecie jakiekolwiek funkcje rozpoznania otoczenia. Czuła się bezsilna, lecz dobrze, że ktoś przy niej był.
Nastała cisza, a raczej piękna ciemnowłosa zniknęła - a przynajmniej Flo ponownie nie dostrzegała nikogo wokół, lecz kiedy natężyła słuch w oddali można było dostrzec gwar ulicy - niektórzy szeptali, inni zaś krzyczeli - niekiedy pojawiało się głośne trąbienie. Wtedy zrozumiała, przecież Lorne Bay - opisywanie go to jak taniec bez muzyki, nic tu się nie dzieję i nigdy nie zdarzy. Taki wypadek, to niczym melancholia dla mieszkańców - widok nie z tego świata.
Powrót brunetki wprowadził lekkie zamieszanie w logice aktorki, lecz jednocześnie rozszerzył horyzonty - w końcu sobie przypomniała, a to sprawiło, że w jednej chwili poczuła ulgę. Lecz tylko na kilka sekund, albowiem pojmując zamiary Paxton wpadła w lekkie przerażenie. Owszem, ufała jej - aczkolwiek dawna przyjaciółka nie była lekarzem. - Poczekaj... - wypowiedziała, lecz słowa jedynie rozpłynęły się w powietrzu - treserka działała i choć w ciele dziewczyny wciąż istniały obawy - to ostatecznie Eve była jedyną, która rozpoczęła etap ratunku aktorki. - Tak pamiętam... - skwitowała owe zdanie z ciężkim oddechem, przypomnienie sobie akurat tej sytuacji nieco ją rozluźniło... - Niczego przed nami nie mogłaś ukryć. - ...jednak spowodowało też inną formę odczucia, powstała w niej rozpacz. Kiedyś były we cztery, teraz pozostały jedynie dwa ułamki te gorsze paczki.
Opadła wprost na nią, bezustannie z drżącym ciałem umożliwiła (a także pomogła) w próbie wydostania jej z pojazdu. Nie umierała, choć ból ciągle o sobie przypominał. Były na zewnątrz - akcja zakończona sukcesem. - Wolę posiedzieć. - mruknęła zanim Eve zechciałaby ponownie użyć swoje siły.
Uniosła jedynie głowę, zielone ślepia Floriny skupiły się na brązowych towarzyszki. - Dziękuję. A jak Ty się czujesz? - prawą dłoń trzymała lewą rękę. - Chyba nikt nigdy nie zadał Ci tego pytania, prawda? - było to raczej stwierdzenie niżeli pytanie: prosty fakt. Obie wiedziały, że nie chodziło tylko o wypadek, a całokształt.

Karetka nadal nie nadjeżdżała.

Eve Paxton
ambitny krab
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Znała procedury.
Nic nie rób i czekaj na pomoc, bo jedynie możesz zaszkodzić.
Poprawkę brało się wtedy, kiedy istniało zagrożenie życia, ale i w ów okolicznościach należało wstrzymać się przed działaniem. W takich chwilach można zaszkodzić nie tylko osobie poszkodowanej, ale także samemu sobie. Z jednej ofiary zrobią się dwie albo i więcej. Tylko, że w tej chwili kalkulacja była zupełnie inna. Cieknąca benzyna i naruszona w aucie elektronika stanowiły zagrożenie głównie dla blondynki. Gdyby Paxton czegoś nie zrobiła, być może skończyłaby gorzej. Owszem, mogła naruszyć zranione struktury ciała Floriny. Mogła zrobić jej jeszcze większą krzywdę, ale starała się jak mogła żeby do tego nie dopuścić. Zapewne na nic zdadzą się te starania, ale albo to albo śmierć w potencjalnych płomieniach.
Eve zadecydowała sama.
Najwyżej potem będzie żałować.
- Miałam przez was niezłe kłopoty. Szlaban na pół roku i jeszcze musiałam za wszystko przepraszać waszą mamę. Posłała mi wtedy to swoje surowe spojrzenie.. – Birdwhistle na pewno wiedziała o jakie spojrzenie chodziło. Kiedyś mogła się go obawiać, ale teraz Eve starała się brzmieć tak, jakby to była zwykła luźna anegdotka. Zazwyczaj ciężko mówiło jej się o Isabelle, ale teraz działając po omacku próbowała przywołać te w miarę zabawne chwile. Coś dobrego, co miała w życiu a o czym podobnie mogła myśleć blondynka, którą starała się uwolnić z ciasnego pasa.
Kolejne obrazy były jedynie fragmentami z długiej kliszy. Czuła jak szoruje ubraniami po twardej powierzchni, jak próbuje wygrzebać się z ziemi na kolana jednocześnie dbając o to, żeby Florina przypadkiem o coś się nie uderzyła.
- Dasz radę wstać? – zapytała niepewnie spoglądając na samochód, przy którym wciąż się znajdowały.
Wolała posiedzieć. Eve pomyślała o tym samym, a raczej pochodnym. O czymś przyjemnym. O swobodzie. O odpoczynku, którego pragnęła.
Z zamyślenia wyrwało ją pytanie kobiety.
- Dobrze. Chyba. – Wciąż miała sztywne ciało. Była świadoma jak niepewne wykonywała ruchy i że być może było z nią gorzej niż w tej chwili sądziła. Powiedziałaby, że wyszła z tego cało, ale tak naprawdę jeszcze nie widziała swego auta. Nie zdążyła się mu przyjrzeć; gnieceniom z prawie każdej strony, oklapniętym już poduszkom i rozbitej bocznej szybie, w którą musiała nieźle przywalić.
Z niepewnością spojrzała w oczy Floriny czując zimny dreszcz przeszywający całe ciało. Skąd wiedziała?
- Co z nimi?
- Ktoś wezwał karetkę?
- A tamci z autobusu?
Nagle Paxton poczuła napierający na nie tłum. Ludzie z ciekawością gromadzili się wokoło nie zważając na to, że jedynie wszystko utrudniali.
- Odsuńcie się – nakazała, ale zbyt cicho. – Odsuńcie się, do cholery! – Warknęła czując okropny ból głowy, jakby ktoś wbijał w nią szpikulec. – Z auta cieknie benzyna! – Może to sprawi, że ludzie nieco oprzytomnieją. – Flo.. – Nie chciała przy niej krzyczeć, ale nie miała wyboru. – ..musimy cię przesunąć. Tu nie jest bezpiecznie. – Rozejrzała się za kimś postawnym i w miarę ogarniętym Całe szczęście facet, który wcześniej podał jej scyzoryk wciąż był w pobliżu. – Musimy ją stąd zabrać. – Im dalej tym lepiej. Przeszłość byłaby ok. Przynajmniej godzinę wstecz, podczas której zdecyduje czy chciałaby raz jeszcze przeżywać ten wypadek czy jednak wybrać inną drogę. – Flo? Hej. – Poklepała ją po policzku mając wrażenie, że kobieta odlatywała. – Nie zasypiaj. Popatrz na mnie. Nie zamykaj oczu, dobrze? – Nieznajomy mężczyzna czekał na znak. – Teraz cię przeniesiemy a ty.. może w międzyczasie opowiesz mi o tym jak poznałaś moją siostrę? – O ile pamiętała tę historię, ale z tego co Eve kojarzyła była bardzo zabawna i warta wspominania. To przynajmniej zmusi blondynkę do pozostania w pełni świadomości.

Florina Birdwhistle
aktorka — eclipse pictures
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Moon has punished itself for every wish it wasn't able to fulfill; lovers have burdened it with their secrets for far too long. It's filled with goodbyes and remorse; it's covered in self inflicted wounds of restless despair.
Wprawdzie Flo niekoniecznie zdawała sobie sprawę w jakiej sytuacji się znalazła, choć nieustannie bolało ją całe ciało, bodziec w umyśle nie wychwycił wszystkiego - jednego jednak była pewna, pośród tych chaotycznych twarzy - co jakiś wynajdowała buzię Eve - dobrze mieć przy sobie kogoś bliskiego. - Ochhhh, daj spokój było to w pewien sposób śmieszne. Nadal masz do nas urazę? - odpowiedziała, pomimo wszystko całkiem wyraźnie, lecz jej śmiech bazował bardziej na takich dźwiękach - jakby była w tej chwili pod wpływem czegoś mocnego.
Takie uderzenie - mogło spowodować uraz w czaszce blondynki, jednakże nie zapowiadało się na to, aby miała stracić przytomność; rzecz jasna niekiedy oczy jej się zamykały i być może na kilka sekund traciła kontakt z rzeczywistością; niemniej jednak gwar uliczny nie pozwalał aktorce do końca odpłynąć. Jednak nie tylko on - była w tym też Paxton - cała nabuzowana (zdaniem Flo) jakąś niewidoczną dla oczu energią, posługiwała się wszystkim a zarazem wszystkimi niczym jakby od zawsze była przygotowywana na podobne tego typu okoliczności. Było to właściwie niebywałe - widzieć ją w takim marazmie - trochę jak „ryba w wodzie” i choć Florina wciąż znajdowała się w trybie szokowym - to częściowo wyłapywała tą „akcję ratunkową” na której czele stała Eve Paxton.
Dasz radę wstać?
Pokiwała twierdząco głową wyciągając ręce wyżej - niestety ból o sobie przypomniał i na twarzy Birwdwhistle ukazało się ewidentne skrzywienie. - Nie możesz czegoś zrobić, aby tu została? - cóż, kobieta nie miała bladego pojęcia jakie niebezpieczeństwo czyhało tuż za jej plecami. Czuła tylko zmęczenie, słyszała krzyki - i ciągłe „rozkazy” przyjaciółki - tego było za wiele, nawet dla wiecznie w centrum uwagi celebrytki.
Mimo tym sprzeciwom - pozwoliła aby opadły jej powieki. Teraz chciała już tylko zasnąć. Odpocząć od tej narastającej anarchii. Niestety (bądź stety...) brunetka uniemożliwiła aktorce zanurzyć się w tej fantazji. - Okej, mogę w ten sposób współpracować. Ale później chce tylko zapalić. Obiecaj mi to. - właściwie to Florina nie paliła nałogowo - wręcz niekiedy wzbraniała się od papierosów, nie przepadała za tym zapachem a raczej smrodem, który pozostawał na ubraniach, włosach a nawet palcach. Jednak dzisiaj - w tym momencie tylko o tym zaczęła myśleć, by usiąść najlepiej przy kawie i wchłonąć w swoje płuca upragniony dym. Chyba na to zasługiwała, prawda?
- Znowu chcesz o tym słuchać? - mruknęła, oliwkowym spojrzeniem przesuwając po twarzy towarzyszki. - To było w przedszkolu, kiedy mama nas wysłała Jenny cały czas płakała, więc razem z „ciocią” próbowałyśmy ją uspokoić. Wtedy podeszła do na Izzie, wprawdzie poprawiła humor Jennifer ale wkrótce sama zaczęła płakać. Więc pocieszałyśmy się na zmianę i gdy wasza mama po nią przyszła... - trochę łamał się jej głos, albowiem takie wspomnienie - gdy wszystkie były razem, przed taką tragedią jak zaginięcie Isabell oraz później śmiercią Jen - sprawiło, że na twarzy Florrie ukazały się łzy, zaledwie kilka, ale nagle zaczęła pojmować jak bardzo za nimi tęskni. - Powiedziałyśmy, że to przyjaciółka naszej mamy i ona nas zabrała, wszystkie we trzy... i spędziłyśmy cały dzień bawiąc się w Twoim pokoju. Do tej pory nie wiem, jak przez tyle lat Isabell znajdowała Twój klucz. Zawsze wiedziała gdzie go chowasz. - po tym zdaniu roześmiała się, w taki sposób jak to zazwyczaj jest w przyjemnych sytuacjach. - A Ty jak to pamiętasz?


Nieopodal można było usłyszeć wydźwięk syreny w karetce. - Po kogo jadą? - w tej chwili zupełnie przestała kojarzyć gdzie właściwie się znajduję.

Eve Paxton
ambitny krab
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nieznajomy, który od samego początku okazywał się bardzo przydatny, niespodziewanie wysunął paczkę papierosów machając nią tuż przed twarzą Eve. Gdyby kobieta stała teraz z boku mogąc spojrzeć na wszystko z dystansem, to uznałaby tę scenę za przekomiczną. Uśmiałaby się, nawet z własnej reakcji, czyli niezadowolonego spojrzenia, wraz z którym machnęła ręką otrącając paczkę z nikotyną.
Jeszcze nie teraz.
- Obiecuje, że po wszystkim zapalisz papierosa. – Niby w szpitalu to nie było możliwe, ale Paxton w niektórych sprawach miała zasady głęboko w poważaniu. Jeżeli taką zachciankę miała Florina, spełni ją w imię dawnych czasów.
- Lubię to. – Długo wyrzekała się wspomnień. Do niedawna nadal na wspomnienie o siostrze chciało jej się wymiotować, bo mózg przywoływał tylko te złe obrazy. Teraz jednak umysł zmącony przez wypadek oraz adrenalinę zablokował niektóre doznania. Mówienie o zmarłej siostrze stało się nad wyraz lekkie, jakby wcale do żywego nie zraniło rodziny Paxton.
W trakcie opowieści z uwagą przyjrzała się wygiętej ręce Floriny. Zdecydowanie była złamana i przez chwilę Eve zastanawiała się, czy mogła coś z nią zrobić. Tylko, że im dłużej patrzyła na chorą kończynę tym więcej mroczków przed oczami widziała.
Jeszcze nie. Nie mogła odpuścić. Musiała działać. Skupić się na tym, co działo dookoła i przede wszystkim na pannie Birdwhistle.
- Ja pamiętam wredne małe dziewczyny, które wkradły się do mojego pokoju. – Zareagowałaby inaczej, gdyby nieznajome wraz z Isabelle nie wkradły się do pokoju. Jednak widząc je na swoim łóżku z prywatnymi rzeczami poczuła złość i kazała im wszystkim wyjść. Trzasnęła drzwiami tak mocno, że nie obyło się bez reakcji matki. Później młode cwaniaczki były ostrożniejsze i musiały nasłuchiwać powrotu Eve, która już tylko parę razy (a nie ciągle) przyłapywała młode w swoim prywatnym sanktuarium.
- Po ciebie, słońce. Po ciebie.. – Ostatnie słowa wyszeptała patrząc, w kierunku z którego dojeżdżała karetka. Poszkodowanych było o wiele więcej i możliwe, że ktoś znajdował się w podobnym stanie co Florina, ale w tej chwili Eve miała to głęboko w poważaniu. Zależało jej tylko na tym, żeby wpakować kobietę do karetki.
- Niech pan ich tutaj sprowadzi – poprosiła już łagodniej nieznajomego, któremu później będzie musiała podziękować. Na razie jednak niech sprawdzi się jako goniec przekonujący ratowników, żeby w pierwszej kolejności przyszli po Flo. – Zaraz cię zabiorą. Wszystko będzie dobrze. – Miała taką nadzieję, chociaż bała się obrażeń wewnętrznych niewidocznych gołym okiem. – Zadzwonię do twojej mamy. Nie przejmuj się. - Teraz była pewna, że tak właśnie zrobi, ale nie mogła przewidzieć tego, że adrenalina kiedyś przestanie działać. Po prostu o tym nie myślała zawieszona w teraźniejszości. W chwili przeciągającej się w nieskończoność, a przynajmniej takie wrażenie miała Paxton. W rzeczywistości wszystko działo się szybko. Zbyt szybko, żeby móc w pełni zapamiętać wszystkie szczegóły zdarzenia.
Będzie miała mętlik w głowie. Już go czuła niepewna czy widziała jedną czy dwie karetki.

Florina Birdwhistle
aktorka — eclipse pictures
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Moon has punished itself for every wish it wasn't able to fulfill; lovers have burdened it with their secrets for far too long. It's filled with goodbyes and remorse; it's covered in self inflicted wounds of restless despair.
Florina wciąż (...do końca) nie zdawała sobie sprawy z aktualnej sytuacji w jakiej się znajdowała. Wydawać się mogło, że wpadła w jakiś dziwny trans w którym całkowicie wyparła ten wypadek. Niestety będąc popularną celebrytką, zapewne niedługo dowie się jak w rzeczywistości wszystko wyglądało (możliwe, że nawet w niektórym artykule pojawią się zdjęcia, w końcu mamy XXI wiek i prawdopodobnie wszyscy gapię mają przy sobie telefony z aparatem); niemniej jednak blondynka w danej chwili się tym nie przejmowała - „szła z nurtem” lekceważąc ból i zawroty głowy.
Tak, chciała zapalić - uzbroić swe myśli w dymie papierosowym - czuła się tak jakby była to najważniejsza rzecz na całym świecie. Od tego nałogu uzależniła się poprzez byłego męża - zawsze gdy myślał - skupiał się na swoich projektach pomiędzy wargami znajdował się pet; niegdyś marudziła - aby następnie wychodzić z Haroldem i zanurzać się w tym doznaniu. Kiedy się rozwiedli - obiecała sobie, że poprzestanie, lecz dzisiaj (i w sumie od śmierci Jen) pozwalała sobie na tą przyjemność. Zasłużyła, była dziś dzielna. - A jak Ty się czujesz? - wyrzuciła w końcu obserwując przyjaciółkę, wszystko kręciło się wokół Floriny - a to przecież Eve okazała się dziś prawdziwym bohaterem. - Odpocznij. - rzuciła, w pewnym momencie pozwalając sobie na cień uśmiechu, bo mimo wszystko dobrze było ją widzieć. - Może lepiej do niej nie dzwoń. - wtrąciła czując w ciele odrobine przerażenia; obawiała się tego jak Dora może zareagować na wypadek drugiej córki - szczególnie, że nie tak dawno straciła pierwszą. - A co z Tobą, nie jedziesz? - tym razem już krzyknęła, albowiem dwóch ratowników wsadziło ją na nosze.
Niestety nie udało się aktorce usłyszeć odpowiedzi Paxton - albowiem mężczyźni zamknęli drzwi i od razu wyjechali wprost do szpitala.


koniec.
Eve Paxton <3
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ