physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Nie potrafił wykrzesać z siebie uśmiechu. Wsłuchując się w kolejne nuty czyjegoś ciepłego głosu, w regularnych odstępach kiwał jedynie głową na znak, że sens posyłanych mu słów wcale mu nie umyka. Myślami był jednak daleko. W innym szpitalu, zaraz na krańcu miasta, w którym postać w białym złowrogim kitlu wyliczała ostatnie oddechy jego siostry. Nie był jej nic winien - oczywiście, że nie. A jednak odnajdując jej nazwisko wśród listy niedawno przyjętych pacjentów, postanowił niezłomnie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by uratować tę kruchą istotę przed wiecznym zapomnieniem. Tyle że czas kurczył się z uporczywością źle wykończonej tkaniny, a założona w pośpiechu zbiórka pieniędzy świeciła pustką, nie przyciągając niczyich oczu. Stan konta nie był aż na tyle obiecujący, a dodatkowe zmiany nieroztropnie łapane nie miały zagwarantować mu satysfakcjonujących rezultatów w czas. Duma nie pozwalała natomiast błagać przyjaciół o pożyczkę, a nową rodzinę pragnął zakopać głęboko w przeszłości, nie zgadzając się na jej gwałtowny powrót. To więc było zmartwieniem dzisiejszego dnia - te niemożliwe do zebrania fundusze, pochłaniające baltazarowe myśli nawet podczas prowadzonej fizjoterapii. Zerknął nieobecnie na panią Dankworth, użyczając jej swojego silnego ramienia jako podpory przy schodzeniu z rotora, po czym znów pokiwał głową, udając, że wysłuchał jej opowieści o owdowiałym niedawno synu. - Ktoś tu chyba nie wykonywał swoich ćwiczeń - zauważył wybudziwszy się jednym okiem z tego przedziwnego transu, drugim natomiast wciąż zerkając wprost w złowróżbną przyszłość. - Jeszcze sporo pracy przed panią, pani D. - westchnął, po raz pierwszy od dawna dając się strawić rozczarowaniu. Dotychczas starając się pozostać wyrozumiały względem swych pacjentów, teraz złościł się niepotrzebnie na bezowocność poświęcanego im czasu. To jednak nie oni odpowiadali za jego irytację. To te pieniądze i… och, oczywiście, że Uriel. W pamięci wciąż przechowując ich ostatnią rozmowę, wściekał się za słowa, których wówczas nie wypowiedział, a także za wszystkie, które padły. Rozpamiętywał ów spotkanie w kółko i kółko, w wyobraźni przemieniając je w istną katastrofę nijak związaną z prawdą. Jedno pozostawało jednak niezmienne - wciąż go nienawidził. Ale kiedy ten niespodziewanie przeniósł się z odmętów wyobraźni Balthasara wprost do rzeczywistości, wyłaniając swą sylwetkę w odległości zaledwie pięciu kroków od niego, tuż na progu sali, Steffler z rozkojarzenia i silnego szoku posłał mu aż swój pierwszy tego dnia uśmiech. Cholera. Ściągając prędko z jego osoby wzrok, pomógł Dankworth usiąść na ławce nieopodal, teraz już wcale nie słysząc jej słów, a jedynie własne rozszalałe serce. Dlaczego tu był? To przecież nie wtorek, a on zagląda tylko we wtorki. Czego mógłby chcieć? Czy za tę niegrzeczną rozmowę sprzed kilku dni mógłby zapragnąć go zwolnić? Skoro klinikę tę finansowała jego rodzina… Tego było za wiele. Dłonie poczęły nieprzyzwoicie się pocić, spojrzenie nie potrafiło się okiełznać, błądząc chaotycznie po ziemi, a on starał się odnaleźć w swym sercu tamtą palącą złość, której przecież nie mógł pozwolić odejść.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Choć pierwsze pasmo wiadomości, w którym poinformowano o jego śmierci, miało swoją premierę już o piątej nad ranem (dziesięć minut później komunikat roztaczał się po internetowych witrynach, ginąc pośród wytłuszczonych prasowych nagłówków mówiących o sprawach politycznych, gwałtownej zmianie pogody i wpadkach celebrytów), Uriel dowiedział się o wszystkim jako pierwszy. Niedługo po pierwszej w nocy ze snu wyrwał go ciąg połączeń (pierwsze cztery pozostały bez odpowiedzi), pośród których ciężko było się mu początkowo odnaleźć — przekazywane mu w języku szwedzkim informacje, chaotyczne i przerywane zdławionym zawodzeniem, wymagające słów pocieszenia. Kiedy jednak powtarzał łagodnym, opanowanym tonem liczne zapewnienia, poszukiwał na swym biurku odpowiednich informacji. Dopiero kiedy połączenie zostało zakończone, pozostawiając go z informacjami na temat pogrzebu i wyznaczoną godziną pierwszego odczytu testamentu, przeprowadzonego jako wideokonferencja, zdołał pojąć sens minionego wydarzenia. I kiedy o piątej zero cztery blondynka o filigranowej sylwetce z wyuczoną zadumą poinformowała o śmierci Gustafa Bernadotte, zdołał przypomnieć sobie zaledwie skrawek wspomnień związanych ze swoim dziadkiem. Jakieś nieistotne spotkanie, wspólne przesiadywanie nad jeziorem (w mglistych wspomnieniach był ktoś jeszcze, wiedział to na pewno, choć jawił się jako ponury cień), śmiech, radość, szczęście. Nie mógł później długo zmrużyć oczu; jakim cudem nie pamiętał osoby, która była dla niego tak ważna? I czy najgorsze nie było w tym wszystkim to, że podczas odczytu jego testamentu, jego własna córka, a więc matka Uriela, była nieobecna? Czy jednak dużo większym ciosem było to, że to właśnie Uri otrzymał większość jego dóbr na własność, w tym drewniany dom, leżący na skąpanej w wiecznym mrozie wysepce, który należało n i e z w ł o c z n i e oczyścić? Chodziło o pogrzeb, przypadający na przyszły tydzień — nie było normą oczekiwanie z pochówkiem tak długiego czasu, lecz było w tym przypadku koniecznością — przed którym, w najbliższym gronie, zamierzano odprawić coś na kształt wikińskiego pochówku. Symbolicznie; media nie mogły zostać o tym poinformowane. Tak więc Uriel czym prędzej udać miał się do Ny-Alesund, by pomóc w przygotowaniach, ale… problemem pozostawały jego nogi.
Brzmiało to wszystko jak podły żart. Złość Sigrid, liczne wyjaśnienia, stanowczość (puknij się w tę głupią głowę, Uriel), a wreszcie też zapisane na kartce imię i nazwisko jakiegoś mężczyzny. On pojedzie z tobą na pewno, Uriel. Tylko mu porządnie zapłać. Początkowo literki były tylko literkami. Nie wywołały w nim żadnych uczuć. No, może złość, że w tak ważną podróż będzie musiał zabrać ze sobą kogoś obcego, a nie Sigrid. Dowiedział się, gdzie mężczyzna obecnie przyjmuje pacjenta i po chwili ociągania się i kolejnym już, nieco gniewnym zapewnieniu kobiety, że nie zamierza ze swojej wyprawy zrezygnować — było to dla niego nazbyt ważne — ruszył na poszukiwania odpowiedniej osoby. Lecz kiedy stanął pod właściwą salą i dostrzegł go, poczuł, jak dziwna fala ciepła przemyka przez jego ciało. Od czasu tamtej niefortunnej rozmowy myślał o nim bezustannie. Nie śmiał go zaczepiać, prowokować, domagać się wyjaśnień (choć jego urażone ego wyrażało ku temu bunt), lecz w myślach bezwiednie malował jego tajemniczy portret, niezdolny do pojęcia tej jego wysokiej niechęci. A teraz stał niedaleko, zaciskając nerwowo dłonie na kuli i musiał poprosić go, żeby wyjechał z nim na kilka dni do Norwegii. Gotów był się odwrócić, wycofać, ten jeden raz prosząc o pomoc rodziców, ale właśnie wtedy został zauważony. Zaszczycony tak pięknym uśmiechem, którego nie byłby nigdy w stanie sobie wyobrazić. — Dzień dobry, pani Dankworth. Baltazarze — przywitał się z tą dziwną książęcą manierą, którą przekazała mu jego matka, a następnie wykonał jeden krok do przodu. Kobietę tę kojarzył z widzenia, owszem, ale nazwisko jej znał tylko dlatego, że podała mu je wcześniej Sigrid. — Czy mógłbym go na chwilę pożyczyć? — spytał ze słodyczą w głosie, nie ściągając z niej wzroku dopóki, skąpana w rumieńcach, nie wyraziła na to zgody. Dopiero wówczas przeniósł na niego krótkie spojrzenie, wycofał się i oparłszy plecami o ścianę wziął głęboki wdech.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Nie wodził już wzrokiem za nazwiskiem tego mężczyzny nieustannie przewijającym się na portalach plotkarskich. Nie pogłaśniał telewizora, kiedy w porannych programach jakichś dwóch zaspanych celebrytów rozprawiało o jego podróżach za ocean i aktualnych partnerkach. Nie chodził do kina na filmy, w których występował i nie zatrzymywał się przy sklepowych wystawach, które reklamował swoim nazbyt dużym zdjęciem. Niemalże całkowicie wymazał Willema Wordswortha ze swej codzienności, pozwalając światu tylko na te wtorki. Jak wychodzący z nałogu narkoman sięgał wówczas po umiarkowany ból, spalając jego zasoby z organizmu przez następny tydzień, niegotowy jeszcze pożegnać się z ów bólem całkowicie, a jednak na tyle silny, by nie pozwolić na nowo nim sobą zawładnąć. Teraz jednak panikował. Czując w koniuszkach palców rozszalałe serce, wiedział już, że tym razem przesadził z dawką. Wpatrując się w błękitne oczy swego przekleństwa, zerkając na jego miękkie (nie, tego już wiedzieć nie mógł) wargi wypowiadające kuriozalne słowa, powtarzał tylko w myślach, że dzisiaj nie wtorek. Nie wtorek, a więc nie czas ich ponownego spotkania. Mimo to nie wyraził sprzeciwu, kiedy sylwetka tego znienawidzonego przezeń chłopca zniknęła za ścianą sąsiadującą z drzwiami, posyłając nie prośbę, a raczej żądanie, by Alty niezwłocznie do niego dołączył. Zupełnie jakby był jego własnością. - Jaki to zaszczyt mnie spotkał, wasza książęca mość - zdanie nasączone jadem rozbrzmiało na korytarzu wkrótce po tym, kiedy brunet odziany w śnieżnobiały uniform przeprosił swoją pacjentkę i uporawszy się z pierwszym szokiem, pokonał drogę dzielącą go od Wordswortha. - Pierwszy raz ktoś był dla ciebie niemiły? I co, zamierzasz mnie teraz zwolnić, upomnieć, wręczyć mi jakiś przeklęty pozew? - prychnąwszy, wywrócił jeszcze oczyma i stojąc tak naprzeciwko blondyna, w odległości około dwóch kroków, wbrew swej fizjoterapeutycznej wiedzy splótł na klatce piersiowej ręce, byleby tylko dobitniej zademonstrować swą złość. Nie wiedząc z czym innym powiązać mógłby tę nieoczekiwaną wizytę, na myśl przyszła mu tylko ich ostatnia wymiana zdań sprzed kilku dni.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Idąc tropem głosu cynicznego i złośliwego (s p e c j a l n i e, cholera, było to wymierzone z niezwykle drobiazgową dokładnością) nie potrafił uwierzyć w to, że mógłby dziś cokolwiek zdziałać. Po pierwsze zamiast tłumaczyć powody swojej wizyty i niezbyt uprzejmego wtargnięcia w sam środek cudzej sesji, pragnął przymusić Balthasara do złożenia mu kilku istotnych wyjaśnień. Dlaczego tak bardzo go nienawidzi? Co i kiedy zdążył mu zrobić, jaką krzywdzę wyrządził, sprowadzając wobec tego na siebie tak nieprzyjemne doznania? I po co, cholera, te uśmiechy, których choć był świadom, nie mógł brać za pewnik? No i dlaczego książę, skoro… Zmarszczył dość dziwnie czoło i zamiast udzielić mu jakiekolwiek odpowiedzi, poszukiwał najmniejszego choćby dowodu, że znali się przed tym wszystkim. Przed wypadkiem i utratą pamięci. Nic to jednak nie dało, pustka przewlekana była chwilową fascynacją (przejdzie mu to, oczywiście) i dostrzegł wreszcie, że łatwiej byłoby mu uwierzyć w jakąś ich wspólną, zawiłą przeszłość, niż zaakceptować fakt, że Balthasar go nie lubi. I że nie musi ku temu posiadać żadnego powodu, bo tak to już po prostu czasami bywa. — Jestem zaznajomiony z koncepcją antypatii — odparł pokracznie, nie czując się jakkolwiek wygodnie w przybranej pozie — kant korkowej tablicy wżynał się mu w łopatkę, a chłód ściany przenikał falami do jego kości. Nie poruszył się jednakże nawet o milimetr, wpatrując się z lekkim przejęciem w tę zagadkową, pełną sprzeczności twarz mężczyzny. — I chociaż niezwykle frapuje mnie pytanie, co też takiego ci zrobiłem, nie zamierzam wykazywać się jakąkolwiek małostkowością. Chciałem zaproponować ci dodatkową pracę — wyjawił, czując jak niespokojne serce przyspiesza swój, jak dotąd melodyczny, taniec. Wiedział, że Balthasar mu odmówi. Że już teraz powinien dać za wygraną, odwrócić się i poszukać w tymże ośrodku jakiejś innej duszy łasej na dodatkowe źródło gotówki. Tylko że Uriel nie potrafił sobie wyobrazić już tego wyjazdu z kimkolwiek innym, nawet jeśli bez przerwy miałby słuchać jedynie kąśliwości wymierzanych z jawną premedytacją. — Muszę wyjechać na tydzień za granicę i… cóż, Sigrid nie jest w stanie polecieć ze mną, więc poleciła mi ciebie — dodał, choć pewnie powinien był w pierwszej kolejności poruszyć temat zapłaty. Naiwnie liczył jednak, że to nie one skłonią mężczyzny do wyrażenia zgody na udział w tymże zleceniu.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Boże kochany, jakże on go irytował. Tymi swoimi dobrymi manierami, nazbyt wyszukanym językiem wypowiedzi, brzmiącym tak, jakby jedynie wyśmiewał się z podobnie wysławiających się osób, a także demonstrowanym nieustannie, rozległym wykształceniem. Tym, że stale podkreślał swą wyższość i że bynajmniej nie można było mu jej odmówić. Tym, że Alty do niedawna w nim to wszystko u w i e l b i a ł. Tym, że go kurwa teraz nie pamiętał i tym, że gdyby było inaczej, i tak zapewne zachowywałby się tak samo. Stałby tu przed nim, nie widział problemu w proponowaniu tak zuchwałych ofert i może zapytałby jeszcze, czy mogą zachowywać się d o j r z a l e, jak na ich wiek przystało. Zdziwił się, że od początku nie brał pod uwagę takiego potoczenia się spraw, a wszystko zrzucił na chęć odgryzienia się i wręczenia mu jakiegoś przeklętego pozwu. Dowodziło to tylko, że Alty nigdy tak naprawdę Uriela nie znał. - Nie chce zostawić swoich dzieci, czy uważa, że ten wyjazd to zły pomysł? - postanowił odezwać się dopiero na sam koniec, kiedy blondyna strawi niepewność, cisza i zakłopotanie. Kiedy będzie zastanawiać się, czy spotka go jeszcze zaszczyt dosłyszenia odpowiedzi, czy może należałoby już sobie pójść. Steffler rozplątał ręce i opuścił je swobodnie wzdłuż ciała, nie ściągając wzroku z twarzy blondyna. W tonie jego głosu na próżno było szukać uprzejmości i szczerego zainteresowania, a tym bardziej troski. Pytał raczej ze zgryźliwości. Podejrzewał bowiem, że Sigrid odmówiła mu jako fizjoterapeutka, nie matka trojga dzieci. Sam także - a jak inaczej - zamierzał go odprawić, widząc w tej propozycji największą obelgę i zniewagę. Teraz zupełnie nie był już pewien tego rzekomego zaniku pamięci Uriela i zastanawiał się, czy zgrywając się idiotycznie, nie chciał zrekompensować mu pieniężnie ich rozstania. Albo, jeśli jego wspomnienia faktycznie zostały wymazane, czy nie usłyszał gdzieś o kiepskiej sytuacji finansowej Alty’ego i zamierzał się nad nim zlitować. Niezależnie od kierujących nim pobudek, nie chciał pieniędzy Wordswortha. Choć rzeczywiście ich potrzebował, tak przyjmując je utraciłby resztki godności, którą, notabene, trzy lata temu odebrał mu dokładnie ten sam mężczyzna. - Ubierasz to w słowa tak, jakby już wszystko było przesądzone. Mówisz, że chciałbyś zaproponować mi pracę, ale nie zadajesz mi żadnego pytania. Posługujesz się sugestią Sigrid, jakby za mnie odpowiadała i jakbyś ty wyświadczał nam olbrzymią łaskę. Mam nadzieję, że nie frapuje cię już dłużej moja niechęć względem twojej osoby, książę - zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie, starał się powstrzymać dalszą salwę nieżyczliwych słów. - Zupełnie cię nie znam i nie przyjmuję na swoich pacjentów byle kogo. Nawet jeśli faktycznie zadbasz, żeby mnie przez to zwolnili - oznajmił po chwili, w sposób bardziej wyważony i spokojny od poprzedniego. Ból rozdarł jego pierś przy początkowym wyrażeniu, ale Alty potrzebował powiedzieć to na głos, by w końcu to do niego dotarło. Naprawdę go nie znał.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Zmienił się. Nie mógł tego wiedzieć na pewno — wskazówką było zdumienie, kiedy odkrywano przed nim decyzje podjęte przed wypadkiem (był pewien, że dziś dokonałby zupełnie innych wyborów) — ale nie sposób było ukryć przed nim to przenikliwe spojrzenie, gdy czymś, przeważnie małym szczegółem, zaskakiwał swojego rozmówcę. Ojciec jego zaniepokojony był ów kwestią w sposób nieomal naukowy; zażądał od lekarzy przeprowadzenia serii dodatkowych badań, mających wytłumaczyć jakoś te nieprawidłowości. Naturalnie tomografy, skany i ogólna opinia niczego nie wykazały; po prostu, jak to czasem bywa, wypadek posłużyć miał serii dobrych zmian w urielowym życiu. Może więc dlatego nie wpadł na to, by doprowadzić do zwolnienia Balthasara; może będąc tym dawnym sobą, od razu wykonałby tak haniebny krok. — Przede wszystkim chodzi o dzieci, ale tak, nie uważa, że jest to dobry pomysł. Ale nie jestem w stanie z tego zrezygnować — zakomunikował, poszukując w jego spojrzeniu choćby cienia zrozumienia. Czy słyszał o żałobie, która na kilka dni spowije Szwecję? Przecież musiał, trąbili o tym wszędzie. Na próżno jednak oczekiwał przejawu jakiegokolwiek człowieczeństwa; być może właśnie teraz, po raz pierwszy ujrzał tego człowieka takim, jakim był naprawdę. Nie uroczym, tajemniczym facetem, a ordynarnym i gruboskórnym, czerpiącym najwidoczniej radość ze swej podłości. Kierowanej wyłącznie do Uriela. — Przestań mnie tak nazywać — wycedził przez zaciśnięte zęby, jakby tylko to, ten jeden epitet, był najważniejszym aspektem ich rozmowy. — Jeśli mi odmówisz, to jakoś to przełknę. Wątpię, żeby moi rodzice uznali to za odpowiedni argument ku temu, by cię zwolnić— jakże się mylił! Nie miał pojęcia, że rodzice jego w istocie przejęliby się tą sprawą na tyle, by pozbyć się kłopotliwego pracownika; nie byłby to zresztą ich pierwszy raz. Ale Uriel naprawdę nie wiedział. Nie wiedział, że jest o krok od zniszczenia Alty’emu życia. — Jasne, kompletnie się nie znamy, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie ku temu, by to zmienić — zasugerował niespokojnie, odrywając wreszcie plecy od ściany. Nieco go to bolało; to, że musi tak bardzo się upokarzać, pragnąc po prostu, by obcy mężczyzna uraczył go choćby jednym miłym słowem. Może po prostu niósł w sobie nazbyt wiele destruktywnych zachowań, może po prostu lubił komplikować swoje życie w każdy możliwy sposób. — Dlatego wcale nie oznajmiam, a proszę, żebyś przemyślał tę ofertę. Możesz podać jakąkolwiek kwotę, dobra? I jakieś warunki, po prostu… po prostu chciałbym, żebyś poleciał do Norwegii ze mną — wzruszył lekko ramionami i odwrócił wzrok, zdając sobie sprawę, jak żałośnie to wszystko brzmi.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Serce wygrywało mu w piersi swój chaotyczny rytm - czuł coś w rodzaju adrenaliny, kiedy psychicznie znęcał się nad tym pięknym chłopcem, uwielbianym przez cały świat. Wiedział o przewadze, jaką ten nad nim posiadał; dyrekcja bez wahania wręczyłaby mu do rąk wymówienie, gdyby przyszło jej wybierać między Altym, a Urielem. Nawet sama pani Dankworth - rzekomo zakochana w opiece, jaką roztaczał nad nią jako fizjoterapeuta - złapałaby się za serce słysząc słowa, jakie cyzelował w stronę blondyna. Każdy stanąłby po stronie Wordswortha. Każdy, nawet przeklęta Lisette, która rzekomo Alty’ego kochała. Tak mu się przynajmniej zdawało, kiedy wpatrywał się w jego fałszywe, dobroduszne oczy. - Wolisz utracić sprawność w nodze, niż… co, ominąć jakiś event, etap nagrań, rodzinny obiad? - spytał pogardliwie, prychając cicho pod koniec. Teraz faktycznie zachowywał się już grubiańsko. Dziecinnie. Z widoczną, żenującą przesadą. Ale trącanie go złośliwościami sprawiało mu radość, jakiej nie czuł od dawna - od trzech lat, które przyszło mu spędzić bez niego. Myślał, że to zemsta. Że w jego czynach i słowach nie skrywa się nic innego, jak tylko chęć odgryzienia się za zadane mu cierpienia. A jednak, kiedy blondyn upomniał go, by nie nazywał go księciem, w niewielkim uśmiechu zakwitającym na ustach Alty’ego dało się odnaleźć coś niepokojącego. Niepoprawnego, tak bardzo złego. Bo on czuł się jak wtedy - gdy tylko się z Urielem przekomarzał, by ostatecznie irytację zastąpić uniesieniem w postaci serii namiętnych pocałunków. - Oczywiście, że przełkniesz. Jestem pewien, że puszczanie niewygodnych znajomości w niepamięć przychodzi ci bezproblemowo - odrzekł złudnie miłym tonem, brzmiąc zapewne, jakby pił do jego wypadku, co, swoją drogą, byłoby już zbyt okrutne. Osiągał punkt krytyczny w swych złośliwościach, ukrywanym cierpieniu i gniewie - gdyby się teraz nie uspokoił, dostałby, z całą pewnością, gorączki albo epilepsji. Wypuszczając głośno z płuc powietrze, w reakcji na padającą propozycję spuścił na moment wzrok na ziemię. Rozluźnił także palce dłoni i poczuł, jak piecze go skóra. A kiedy Uriel odbił się sylwetką od podpieranej dotychczas ściany, Alty automatyczne wykonał krok do tyłu. - Słuchaj, Willem - nie był w stanie mówić do niego po imieniu. - Niczego od ciebie nie potrzebuję i nie chcę - znów na niego spojrzał, ze wszelkich sił starając się przybrać względnie nieszkodliwą barwę głosu. Nie mógł drażnić się z nim w nieskończoność; dostrzegał tę okropną nieprawidłowość, jaka naradzała się przez to w jego sercu. - Wziąłem na siebie ostatnio więcej pacjentów, niż powinienem. Nawet gdybym chciał, nie miałbym dla ciebie czasu - dokończył, a mdłości niemal powaliły go przy wyrażeniu “gdybym chciał”. Dobre sobie. Nie chciałby n i g d y. Za żadne skarby tego świata.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Kipiąca w nim złość nie miała nigdy odnaleźć swego odzwierciedlenia w równie paskudnych słowach; gdyby tylko stracił nad sobą kontrolę, udowodniłby mu jedynie, że ciąg padających nieprzyjemności w istocie go rani. Że dociera nie tam, gdzie padać powinny słowa nieznajomych. Że cała ta podłość i niechęć zadają mu więcej bólu, niż te wszystkie wredne komentarze, które zwykł odnajdywać w internecie. Najgorsza jednak była świadomość, że nadal, mimo wszystko, pragnie jego akceptacji. Zainteresowania. Zgody. — Pogrzeb — odparł lakonicznie, zachowując przy tym opanowany ton. Mógłby zapewne wziąć go na litość; opowiedzieć mu o tym, że dziadek był dla niego ważny, że nie poradzi sobie w świecie, w którym nagle go zabrakło. Że dom, który po nim odziedziczył, wtrąci go w szpony żałoby i przez długie miesiące nie pozwoli tak po prostu odnaleźć radości w tym, że teraz ma dokąd uciekać. Wiedział to wszystko wyłącznie z cudzych opowieści. Wiedział, lecz nie czuł. Nie mógłby go więc okłamać, skoro nie pamiętał, że dziadek był dla niego jakkolwiek ważny. Nie potrafił myśleć o nim nawet teraz, szczególnie w chwili, w której oczy Balthasara rozświetlone zostały przedziwnym błyskiem. Czy to wszystko było wyłącznie grą? Czy każda podłość miała wzbudzać jego zainteresowanie? Uriel był kompletnie zagubiony, co pogłębiły tylko kolejne jego słowa. — Wybacz — rzucił z lekką wyższością, choć z wielce widocznym niezrozumieniem. Niepewnością, w którym momencie popełnił błąd. — Ale nie rozumiem — dodał, doprawiając to bezwiednie przepraszającym tonem. Cholera. Chciał być stanowczy, obojętny, równie podły, ale nie potrafił. Był jedynie w stanie wbić w niego wyczekujące spojrzenie; wyjaśnij mi krzyczały jego oczy, po prostu wyjaśnij. Byłby w stanie przeprosić go za cokolwiek — nawet za to, że utracił pamięć w tym pieprzonym wypadku, że niemal stracił nogę — jeśli tylko mogłoby to pomóc w odmienieniu losów ich nieszczęsnej znajomości.
Znaleźliby kogoś na zastępstwo. Wyjaśniłbym dyrekcji okoliczności — odpowiedział prędko, akceptując nawet to nieprzyjemnie brzmiące imię; wszystko, byleby tylko zyskać ostatnią szansę. Wiedział jednak, że jego starania na nic się nie zdadzą — Balthasar podjął decyzję już na samym początku i nie zamierzał jej zmieniać. — Wyjeżdżam jutro rano. Gdybyś… gdybyś jednak zmienił zdanie, możesz wziąć od Sigrid mój numer i… — nie miał pojęcia dlaczego wciąż nalega. Skąd w nim ta desperacja, zmuszająca go do tak licznych upokorzeń. — Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś raz jeszcze to przemyślał — mruknął, uśmiechając się z lekkim zakłopotaniem, tak szczerze i prawdziwie; nie był to jeden z tych wyuczonych grymasów, które zwykł przybierać jako Willem.

alty steffler
ambitny krab
-
-
physiotherapist — cairns private hospital
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Podobno teraz radzę sobie już o wiele lepiej i mówią mi, że praca dobrze zrobi mi na serce
Alty nie był człowiekiem z natury złośliwym, o zimnym, przemienionym w bryłę lodu sercu. Cudze tragedie wciąż go ruszały, a posłanym ku jego osobie prośbom zazwyczaj nie potrafił odmówić. Jakie więc katusze przeżywał, kiedy ten przeklęty blondyn o chabrowych oczach prosił go o coś, na co jeszcze trzy lata temu przystałby z entuzjazmem w oczach i ekscytacją szalejącą w sercu. Albo kiedy informował o rzeczach, które niegdyś w nim samym wywołałyby niepohamowane pokłady smutku. Pogrzeb. Wybierał się na pogrzeb, a Alty jak ostatni skurwysyn wykorzystywał tę okazję, by mu dogryźć. I co najgorsze, nie odczuwał wcale z tego powodu wstydu.
- Co? - spytał jednakowo zbity z pantałyku, co wpatrujący się w niego mężczyzna. Zauważył. Zauważył, że ta zgryźliwość była jedynie maską, że tliły się w nim jeszcze te dawne uczucia, prawda? - Znam ludzi twojego pokroju, Wordsworth. To znaczy znałem. Kiedyś. I nauczony przeszłością, nie zamierzam tego błędu popełnić po raz kolejny. To nie o ciebie mi chodzi - odrzekł pokracznie, starając się w pełni zapanować nad tonem swego głosu, wymykającym mu się w otchłań zgryzoty. Wzroku także nie potrafił odpowiednio kontrolować - ten bowiem tonął w intensywności krystalicznych błękitów jego oczu, których Alty, już tak bardzo, tak tragicznie i histerycznie, nienawidził.
- Nie, to… To pacjentów nie chciałbym… - pochłonięty myślami, nie potrafił odpowiednio wyrazić swych motywacji. Przez moment faktycznie się nad tym zastanawiał - czy byłoby to tak straszne, jak początkowo zakładał. Uciec z nim z kraju na kilka dni, nie zdradzać przy tym prawdy skrywającej się w przeszłości i wrócić z dokładnie tą kwotą, której potrzebował na wyciągnięcie swej siostry krainy Hadesu. A potem znów o nim zapomnieć, wymazać jego istnienie ze swojego życia. Ale coś mu w tym wszystkim nie pasowało. - Dlaczego ja? Dlaczego akurat na mnie tak ci…- zależy? Nigdy mu przecież na nim nie zależało - ani kiedyś, ani tym bardziej teraz. Zmarszczył gniewnie czoło i pokonał znów dwa kroki do tyłu. - Powinieneś w dzień wylotu poruszać się na wózku, nie o kulach. Twój organizm będzie już wystarczająco osłabiony lotem, no i… pamiętaj o stosowaniu profilaktyki przeciwzakrzepowej - mruknął, nie spoglądając już na jego oblicze. - Tylko tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić - dodał, jeszcze ciszej niż poprzednio i tonem bardziej rozeźlonym. Nic nie był mu winny. N i c.

uriel wordsworth
niesamowity odkrywca
lunatyk
aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Desperacja. Tymże właśnie były wszystkie wymawiane przez niego słowa; tymże był każdy drobny gest, który wykonywał jakby wbrew własnej woli. Nie potrafiąc odnaleźć dla tego wytłumaczenia, powtarzał sobie, że jest to konsekwencją towarzyszących mu przyzwyczajeń — każdy zwykł przecież obdarzać go sympatią, przystając na każdy z sugerowanych przez niego pomysłów i… Nie, to nieprawda. Odmowy padały często. Ze strony rodziców, menadżerki, znajomych. Ale dopiero przy Balthasarze czuł się z całą tą niechęcią źle. — To wszystko, co wydaje ci się, że o mnie wiesz, to nieprawda — być może nie były to wyjaśnienie na które liczył, ale przynajmniej uzyskał c o k o l w i e k. Wskazówkę, która pozwalała mu jeszcze zawalczyć, nawet jeśli faktycznie cechowała go desperacja. I choć najrozsądniej byłoby uszanować jego wolę i dać mu spokój, omijając te strefy ośrodka, w których mogliby na siebie natrafić, Uriel czuł wzrastające zaciekawienie. Kogo takiego znał? Co takiego musiało go spotkać, że winą za to postanowił obarczyć zupełnie niezwiązaną z tym osobę? — Nie wiem — odparł po dłuższej chwili, szczerze, jako że naprawdę nie miał pojęcia, co takiego nim kieruje. Skąd ta intensywność determinacji, skąd palący nieprzyjemny upór. Uśmiechnął się jednakże szerzej i cieplej, wzruszając lekko ramionami. — Sigrid ci ufa. Nie poleciła nikogo poza tobą — odparł, choć nie był pewien, czy Alty w ogóle oczekuje jakichkolwiek wyjaśnień. — No i myślę, że po prostu potrzebujemy siebie nawzajem — dodał nieśmiało, choć wierzył, że ma rację. Bo potrzebował dobrego terapeuty. A Balthasar potrzebował pieniędzy. Prosty, sprawiedliwy układ. Skinął jednak głową na jego zalecenia, wiedząc, że nic już zrobić nie może. Że poleci tam sam, dopiero na miejscu poszukując jakiegoś zastępstwa. — Dzięki — odparł mimo to przyjaźnie, przez chwilę jeszcze go obserwując. A potem wycofał się, opuszczając budynek bez informowania o wszystkim Sigrid — nie miał już sił na toczenie podobnej rozmowy z kimkolwiek innym. Wątpliwe naturalnie było to, że ktoś miałby postąpić w identyczny sposób, ale Uriel po prostu nie chciał oferować tego wyjazdu nikomu innemu. Chciał wyłącznie Balthasara, choć nie miał pojęcia dlaczego.

koniec :ok:
alty steffler
ambitny krab
-
-
ODPOWIEDZ