komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dziewczyny go zostawiały. Zazwyczaj po wspólnej nocy, gdy pierwsze promienie serca wdzierały się do sypialni i oświetlały scenę zbrodni, jaką była wzburzona pościel i ślady spermy. Wówczas zdawały sobie sprawę, że przespały się z nie tym mężczyzną co trzeba i wybiegały przerażone z mieszkania. Część poprzedniej nocy była tak pijana, że nie widziała różnicy między nim, a swoim ojcem. Raz nawet obudził się z jakąś małolatą i podejrzewali, że wzięli ślub. Można by rzec, że był wręcz koneserem dezercji ze strony płci przeciwnej.
Tyle, że nie spodziewał się, że ktoś taki jak Divina Norwood wywinie mu taki numer.
Po pierwsze, dlatego, że wcale z nią nie spał i nie miał tego w planach, choć jej uśmiech zdecydowanie pobudzał w nim motylki. Te same, które już dawno zdechły w oparach jego ironii i poczucia beznadziei. Mimo wszystko jednak nie traktował jej jak obiekt seksualny właśnie dlatego, by nie chciała mu po drodze zwiać.
Miała -mimo oczywistych przeciwwskazań- zakotwiczyć w jego życiu na dobre. Był zdecydowanie idealistą, bo ciągle wierzył, że będą spotykać się w sekrecie i tym sposobem umkną uwadze jej stalkera numer jeden. Wprawdzie opowiadała mu o ostatnim występie, ale podskórnie czuł, że ten gangster jej tak łatwo nie zostawi.
Miał jednak nadzieję, że pojawi się na cmentarzu. Najwyraźniej nadzieja była jednak jeszcze gorsza niż jego stara i choć mijały dni, to dziewczyna nie zjawiała się. Przełamał w końcu swój opór i nawet pojawił się w kościele, choć był przekonany, że już na progu spłonie od święconej wody. Na próżno, zapadła się pod ziemię i to sprawiło, że niepokoił się jeszcze bardziej. Zostawiłaby wszystko, ale nie swoją Bozię i organy, więc musiało dziać się coś absolutnie strasznego. Ta myśl go tak dręczyła, że wreszcie postanowił posunąć się do czegoś na co absolutnie by nie wpadł na trzeźwo.
Był jednak lekko podchmielony i w głowie miał tylko jej obraz jedzącej beztrosko ciastka na cmentarzu. Jeśli ten psychopata jej coś zrobił… z remizy wziął siekierę i właśnie z nią, kiepsko schowaną pod kurtką udał się pod Shadow. Nie, nie zamierzał wchodzić do środka i mordować kogo popadnie (aż tak mu jeszcze nie odbiło), ale jak to dziecko we mgle zbliżył się do okienka piwnicy i postanowił wyłamać swoim sprzętem zamek.
Ten cały Nathaniel powinien być szczęśliwy, że nie zaangażował w to całej jednostki. Był do tego zdolny po stracie Diviny, choć nadal mocno łudził się, że ona gdzieś tam jest, po prostu uwięziona w piwnicy i czekająca na swojego księcia w osobie Dicka Remingtona.


pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Numer ogarnę, serio

Ostatnie kilka dni spędziła z dale od Shadow, głównie siedząc w wannie i wychylając zbyt duże ilości taniego wina. Musiała znów to wszystko przetrawić... nie tylko fakt, że o mało co nie wzięła udziału w śmierci obcej dziewczyny, która... która musiała być w podobnym wieku do tego, w którym zamordowano Lucille. Przez to obraz siostry nawiedzą ją coraz częściej i częściej, widziała jej martwe, szeroko otwarte oczy za każdym razem, gdy trzeźwiała... po pijaku z resztą też, ale wtedy znosiła to jakoś lepiej. Poza tym... od kiedy Nathaniel dał jej do zrozumienia, że naprawdę stała za podpaleniem domu Christophera... wspomnienia wróciły. Jedno po drugim, wszystko to czego się wypierała. Pamiętała, jak przeczytała tą jego parszywą książkę, a potem poszła do szafy, gdzie zaatakowała ją jego koszula, ta którą kiedyś mu ukradła, śmiejąc się, że wygląda w niej znacznie lepiej. Kiedy tak szarpała się z materiałem, z wieszaka obok spadła stara marynarka, której nie nosiła od lat. Miała ją po prostu podnieść, gdy zrozumiała, że z kieszeni musiał wypaść zapomniany woreczek strunowy. Nie chciała tego brać, ale była słaba... potrzebowała na moment o nim zapomnieć i cóż, nie wyszło to najlepiej.
Na tym etapie wiedziała już, że jest winna, chociaż była pewna, że dom stoi pusty, to pamiętała, aczkolwiek sąd mógłby tego tłumaczenia nie uznać. Tylko, że jeśli jeszcze czegoś była pewna, to tego, że nie pójdzie do więzienia. Powinna i może nawet żałowała, że jej wola przetrwania i wolności jest na tyle silna, by przyćmić sprawiedliwość... nie było mowy, by dała się zamknąć, tylko, że bardziej przerażały ją wyrzuty sumienia. Miała ich dość, męczyły ją i one i obraz konającej Diviny, jak i martwej Lucille. Było tego za dużo i chociaż wstyd było się przyznać, pomyślała, że może Nate da jej coś spod lady. Głupia chwila słabości, ale odkąd musiała wziąć prochy przy Leonie, myślała o nich coraz częściej. Jak ten głupi człowiek, stanęła z papierosem z tyłu budynku, wmawiając sobie, że jeśli jakiś znak od losu jej nie powstrzyma, to wejdzie tam i zrujnuje sobie - nie pierwszy raz - życie. Szkoda tylko, że nie przewidziała znaku w postaci Remingtona z siekierą.
- Dick?! Co ty do cholery wyrabiasz? - ciszę wypełnił pospieszny stukot jej szpilek o asfalt, kiedy natychmiast podbiegła do mężczyzny majstrującego przy drzwiach. Może powinna zachować dystans od faceta z siekierą, ale zamiast tego natychmiast złapała go za ramię, upewniwszy się, że nie pomyliła osób. Aż serce zaczęło jej walić. - Popierdoliło cię? - rozejrzała się, jakby w obawie, że ktoś ich widział, ale na szczęście byli tu sami. - Słuchaj, w cokolwiek się bawisz, to nie jest dobre miejsce na pijackie burdy, serio, idź sobie porozwalać jakiś bar w centrum - jęknęła, bo czasem przerażało ją to, jak wielu ludzi nie zdawało sobie sprawy z tego, do kogo należało Shadow. Większość gości uważało to miejsce za klub, którego zła renoma jest częścią jego sukcesu i zbieraniną wyświechtanych historyjek. Na tym etapie Pearl sądziła, że Dick także należy do takich gości, bo przecież nie mogła założyć, że zdążył on już poznać Nathaniela i to nie od najlepszej strony.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Zdecydowanie powinien wziąć wóz strażacki i obrócić w perzynę to podłe miejsce. Odkąd nie uczęszczał tutaj na drinki (nad jego głową wisiał niewidoczny ban) to nie miał żadnych skrupułów. Może i mieli tu niezłą kokainę i dark room z prawdziwego zdarzenia (a on posiadał z tego pokoiku sporo dobrych wspomnień), ale tak poza tym nie było gorszego przedsionka piekła, a w samym jądrze siedział sam diabeł w osobie Nathaniela.
Wspomnienia o Divinie, jedzącej herbatniki powracały i sprawiały, że był nieobliczalny. Tak naprawdę po raz pierwszy od dawna przekonał się jak to jest, gdy mu na kimś zależy za bardzo i wcale mu się to nie podobało. Ta gęsia skórka ze strachu i przejmujący smutek, który zwiastował nieuniknione, był wręcz okrutny.
Oddałby każdą ze swoich dwóch nerek (tylko trochę używane i przepracowane przez kokainę), by odsunąć od siebie te podłe uczucia. Na próżno, ale odkrył, że siekiera pomaga. Przynajmniej miał jakiś cel i wspomnienie ślicznej, rumieniającej się dziewczyny przepadło w jego pamięci, a zastąpiła ją zwykła potrzeba rozpieprzenia zamka piwnicy. Może i bardziej prozaiczna, ale działało i to było najważniejsze.
Przez chwilę był pełen nadziei, że się uda i wyciągnie swojego anioła prosto z tego szeolu, ale nagle usłyszał stukot szpilek, a potem głos, który rozpoznałby wszędzie. Głównie dlatego, że swojego czasu szalał za tą dziewczyną, a jej słowa traktował jako swoistą wyrocznię. Właśnie z jej powodu zaatakował Norwood i wszystko wróciło do niego jak obuchem, prosto w gębę, która jeszcze nie wyglądała na wyjściową.
- A któż to się objawił? Władczyni podejrzanych kontenerów w porcie! - wrzasnął nieelegancko jej przypominając, że kto jak kto, ale ona nie ma żadnego prawa, by prawić mu morały, bo sama się wplątywała w większe bagno niż to teraz.
Tak naprawdę, zresztą, przyganiał kocioł garnkowi. Ona też sobie spokojnie paliła papieroska przed tym barem o podejrzanej reputacji.
- Poza tym chciałbym być pijany. Wówczas nie pierdoliłbym się z tą piwnicą, ale zajebałbym temu pierdolonemu psychopacie! - wrzasnął, cóż, w tej chwili nie należał do najbardziej rozsądnych ludzi na tej planecie. Zdawało się, że postradał rozum ze szczeniackiej tęsknoty za dziewczyną, która wcale nie była jego To wszystko musiało się odbić na jego zachowaniu, bo niemal nie zamachnął się z siekierą na Pearl, gdy skojarzył jeszcze jeden fakt.
- Ty, ty… Powiedziałaś, że ona jest przeklęta i pewnie rzuciła na mnie klątwę, a ja jej zrobiłem krzywdę! Wszystko przez ciebie! - wycelował w nią palcem chowając siekierę za siebie. Przecież nie zamierzał jej zabić, po prostu był wzburzony, bo jego anioł odleciał i nie dość, że musiał znosić to względnie na trzeźwo to jeszcze Cambell odrywała go od zajęcia, które sprawiało mu satysfakcję i przybliżało do odkrycia (zapewne) zwłok dziewczyny.
Gdzieś w głębi duszy czuł, że to wszystko może być jego winą. W końcu on spotykał się z nią po kryjomu i dywagował na tematy, które mogły nie przypaść do gustu temu psychopacie. Jeśli coś jej zrobił, to była tylko i wyłącznie jego zasługa i powinien smażyć się w piekle. W tym momencie właściwie przestało go interesować czy ten gangster mu coś zrobi. Pewnie tak byłoby nawet łatwej, a Remington był fanem prostych i oczywistych rozwiązań.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Może pojawienie się znikąd Dicka z siekierą faktycznie miało być darem od losu, bo z miejsca przestało ją telepać z potrzeby zażycia czegoś mocniejszego. Adrenalina zrobiła swoje, krótki ale żwawy podbieg do mężczyzny dotlenił ją trochę i teraz już nawet nie myślała po co tutaj przyszła, bo ważniejsze było odwiedzenie Remingtona od rychłej śmierci lub przynajmniej sporych kłopotów. Może nie powinna tak chętnie wbijać się w pole zasięgu człowieka z siekierą, ale jak zawsze w jej przypadku, tak i teraz pewna była swojej nieśmiertelności.
Wywróciła oczy na to jego wyszukane przywitanie, bo jak przystało na pełnoprawnego hipokrytę, nigdy nie stosowała się do zasad i rad, którymi chętnie częstowała innych. Tym razem nie miało być inaczej. Może też powinna czuć się nieswojo przez to niespodziewane spotkanie, ale za bardzo była zaaferowana jego okolicznościami, by rozpamiętywać to, do czego doszło między nimi podczas kilku ostatnich okazji, kiedy to mogli spędzić nieco czasu w swoim towarzystwie.
- Puste kontenery mają to do siebie, że nikogo w nich nie ma - burknęła, jakby miała pozwolenie na prawienie mu morałów. Niby wiedziała, że tak nie jest, ale teraz się to nie liczyło. Przyjrzała mu się badawczo, papierosa zostawiając między wargami, by mieć obie wolne dłonie i złapać go za ramiona, tak dla pewności, gdyby miał jeszcze walić tą siekierą.
- Słuchaj panie drwalu, to naprawdę nie jest mądre! Ten psychopata ma ostatnio gorszy dzień, więc serio odpuść, bo... Chwila, co? - nagle coś do niej dotarło i zmarszczyła przez to czoło w zamyśleniu. Jeszcze raz przeanalizowała to, co Dick powiedział, łapiąc na moment papierosa w dłoń. - Skąd u diabła znasz Nate'a? - wyrwało jej się, ale liczyła jeszcze na to, że się myli. W końcu mało to psycholi chodziło po świecie? Serce zabiło jej szybciej, bo naprawdę liczyła na to, że Dick ją teraz wyprowadzi z błędu i powie, że ma na myśli kogoś innego. Bądź co bądź był dla niej ważny, a ważnych dla siebie ludzi wolała trzymać z dala od Hawthorne'a. Nic więc dziwnego, że tak na tym polu zawalała. W dodatku zaraz też Dick dołączył do powiększającego się ostatnio grona osób, które miały do niej o coś pretensję. Mimo całej tej sytuacji rzuciła papierosa o ziemię i pezydeptala go butem z pewną dozą irytacji.
- Do diabła, nie gadaj że ty też! - warknęła o jak gdyby nigdy nic złapała za ten jego palec, którym tak w nią celował. - Jeśli mówisz o organistce, to nie wiem co jej zrobiłeś, ale najwyraźniej nie kłamałam mówiąc, że jest przeklęta! Poza tym brałeś coś? Co niby przeze mnie? Ostatnio ciągle tylko słucham narzekań na swój temat, że aż rozważam postawienie przed domem skrzynki na zażalenia - nie miała ostatnio łatwo i też dużo w niej siedziało. - Nie mniej jednak nadal nie rozumiem czemu próbujesz rozjebać te drzwi, więc cokolwiek zrobiłam, pogadajmy o tym bez topora, Gimli! - dodała patrząc na niego z determinacją w oczach, bo pomimo niezrozumienia dla tej sytuacji, wiedziała, że musi go ogarnąć zanim wpisze się na wolontariat w dokarmianiu krokodyli.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie powiedziałby, że rozpamiętywał jakoś szczególnie ich ostatnie spotkanie, choć fakty przemawiające na niekorzyść Pearl były nieubłagane. Zakręciła mu w głowie, zwodziła go, a potem porzuciła na progu ich epickiego romansu. Dick jakoś przemilczał fakt, że w tym czasie również grał na dwa fronty i zapewne, gdyby Hector nie opuścił miasta to pewnie nie pamiętałby zniewagi, jakiej dostarczyła mu blondynka. Tyle, że ponurego autostopowicza nie było, a on był podpity i niepewny losom dziewczyny, która stanowiła ostatnio lwią część jego życia. To wystarczyło, by całą swoją irytację i gniew (na szczęście bez siekiery) skierować w stronę jego byłej niedoszłej.
Nie był wcale dumny ze swojego niedojrzałego i szalenie dickowego (w przenośni i dosłownie) zachowania, ale poniekąd złamała mu serce, a było to doprawdy bolesne. Głównie dlatego, że Remington wcześniej nawet nie przypuszczał, że ma taki organ i że może tak kurewsko boleć. Na dodatek jeszcze jak typowa kobieta przeszkadzała mu w planie, który był przemyślany przez całą minutę i zakładał włamanie do ukochanego klubu gangstera. Nic więc dziwnego, że wyglądał jak te wszystkie kreskówkowe postacie, którym niedługo para pójdzie z uszu.
- Oprócz podejrzanych pakunków, prochów i zapewne trupów, ale przecież tobie, kurwa, wolno! Znalazła się panna od dawania dobrych rad, zmienili ci fuchę w tej gazetce dla cofniętych umysłowo?! - nie pojmował jednak, dlaczego wrzeszczał tak bardzo. Zupełnie jakby ten strach o Divinę ulatniał się u niego w postaci wrzasku na dziewczynę, która z tym nie miała nic wspólnego.
O słodka naiwności! Myślał, że jest tu tylko przelotem, że nie ma żadnych koneksji z tym barem o podejrzanej reputacji, wreszcie, że nie spieszcza imienia tego psychopaty, który kojarzył mu się z najbardziej bolesną wizytą u dentysty, z wylewem i z całą resztą bagna, która wylała się po jego pobiciu. Najwyraźniej jednak nie wiedział kompletnie nic o tej, którą obdarzył afektem i poczuł się jak pierdolony Don Kichot, który wzdychał do wiatraków.
Tak, oglądał ekranizację.
- Nazywasz tego zjeba Nate'em? Czy tym z nim, kurwa, sypiasz?! - nagle na chwilę stracił impet, bo bardzo chciał poznać odpowiedź na to pytanie i gdyby miał do wyboru to czy UFO... wciąż wybrałby tę tajemnicę. Tyle, że nie był pewny czy jej potwierdzenie ponownie nie doprowadzi go do jakiegoś wylewu czy zawału, a lekarz ostrzegał, że ten drugi może być ostatnim.
Napięcie jednak nie pozwalało mu się zatrzymać w półkroku, parł do przodu wręcz jak szaleniec i przyglądał się jej z zaciśniętymi wargami, masując palcami trzonek od siekiery.
A po chwili również dłoń Pearl, która go złapała za palec i nie chciała puścić.
- Co ja też? - sprecyzował, bo nie był w najlepszej kondycji, a dziewczyna nagle mówiła nieznanym mu angielskim. Jeśli tak wyglądała wieża Babel to ludzie mieli przejebane i to był jego najbardziej elokwentny wniosek. - Umówiłem się z nią na cmentarzu. Nie przyszła. Wiem, że twój słodki misiaczek od piąchy coś jej zrobił - wyjaśnił, ale to chyba nie była odpowiedź na jej pytanie.
Tyle, że co miał jej powiedzieć? Że ją obwiniał, że go tak bezczelnie odsunęła od siebie? Że nie odezwała się już nigdy po ich pocałunku? To wszystko brzmiało tak niedorzecznie, że zgodnie z jej życzeniem odłożył siekierę i spojrzał na nią dłużej.
- Wypraszam sobie. Gimli jest niski, rudy i może mi ewentualnie buty czyścić -zaznaczył najbardziej palącą kwestię, a potem zupełnie jak nie on (a może właśnie jak klasyczny Dick) zaczął wrzeszczeć na całego: - Viny, Viny, Viny! - nawet echa nie było, by powtórzyło jego słowa aż do portu.
Na próżno, już jej nie odnajdzie.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Przyszła tutaj, bo była - nie pierwszy raz z resztą - o krok od załamania. Siedząc sama na zniszczonej farmie, w otoczeniu roślinności, która nieszczególnie jej się podobała, zwierząt rolnych, za którymi nie przepadała i sąsiadów, z którymi wolała nie mieć nigdy nic wspólnego. Tu przynajmniej, chociaż nigdy nie była z tego dumna, czuła się trochę bardziej, jak u siebie, wiedziała też, że może tu dostać pomoc, bez potrzeby proszenia o nią i przyznawania się do błędów. Tą magiczną, w proszku czy tabletkach, przez którą w oczach tutejszych wyjdzie na wyluzowaną, a nie upadłą i zepsutą. Niby była wściekła na to, że spotkała tu Dicka i to jeszcze z siekierą i potrzebą rozwalenia drzwi, ale była pewna, że jutro, gdy emocje opadną, podziękuje losowi za to, że postawił na jej drodze zawianego strażaka. Nie był na pewno z tych bohaterów, którzy nosili peleryny, ale kolejny raz miał uratować ją przed upadkiem - chociaż tym razem nie tak dosłownie, jak przy ich pierwszym spotkaniu.
- A żebyś wiedział, że dostałam kącik doradcy popierdolonym dzieciakom i świetnie się składa, że ciebie spotkałam, bo potrzebuję zebrać materiał - warknęła, bo sama była mocno tą sytuacją poruszona, a głównie tym, że zamiast jej słuchać od razu, to robił raban i ryzykował swoim życiem, kiedy ona próbowała je uchronić. - Do cholery, uspokój się i pogadajmy normalnie - poprosiła niby spokojniej, ale w jej głosie pobrzmiewał ten ostrzegawczy ton, który jasno wskazywał na to, że stoi oto na przepaści i niewiele jej trzeba, aby sama dała się ponieść.
Na pewno nie spodziewała się takiej akcji akurat tego wieczora, ale kiedy już siłą rzeczy wzięła w niej udział, sądziła, że główne rewelacje mieli za sobą. Wtedy to Dick postanowił poczęstować ją pytaniem, na które nie tyle, że nie była gotowa, co odebrała je jak wybitnie podły afront. Zabolało mniej więcej tak, jakby słowem tym wręcz rzucił jej w twarz, głównie przez to, że w ostatnim czasie nie tylko on to jej sugerował.
- Za kogo ty mnie masz?! - nim się zorientowała, naturalnie, jak to ona, nie oceniając potencjalnego zagrożenia tak naprawdę, zacisnęła dłoń gdzieś w okolicach kołnierza jego koszulki, wlepiając w niego wściekłe spojrzenie. - Czy ja mam na twarzy napisane, że sypiam z kim popadnie!? Bo co?! Bo jak znam kogoś, to pewnie musiałam dać mu dupy?! - nienawidziła tego, miała wrażenie, że właśnie tak oceniali ją wszyscy mężczyźni i dlatego też Richard trafił w wybitnie czuły punkt. Na tyle czuły, by przez chwilę rozważała odepchnięcie go i pozostawienie w tej jego samobójczej misji. Może nawet poczułaby chwilową satysfakcję, ale potem... potem pewnie nie wybaczyłaby sobie tego już nigdy, a i tak wątpiła, by na tym etapie żył na tym świecie ktoś, kto nienawidził jej i gardził nią bardziej, niż ona sama. Wzięła więc głębszy wdech, chociaż uspokajanie się nigdy nie było jej mocną stroną, bo należała raczej do choleryków.
- Nie nazywaj go tak! - musiała zacząć od tego, co jasno pokazywało jak pojebane były priorytety w jej życiu. Nie chciała jednak by ktoś mianował w ten sposób Nathaniela w kontekście jej osoby, szczególnie teraz, gdy byli jakby nie patrzeć pokłóceni, a raczej Pearl miała do gangstera żal, bo ten był zbyt skupiony na świętej, by zwrócić na blondynkę uwagę. - Umówiłeś się z nią? Czekaj ty... - no i nagle zrozumiała, że faktycznie Dick nie mógł wiedzieć. Nikt nie wiedział, bo poza księdzem, któremu wystarczyło powiedzieć, że Norwood nie będzie przez jakiś czas w pracy, nikt losem tej dziewczyny nawet się nie przejął. Tak przynajmniej założyli. Tylko, że nim dokończyła myśl, on przypomniał jej, że chwilę temu ich dyskusja była jeszcze żywa, a ona nie myślała tak trzeźwo, jak w tym momencie.
- Dick... Dick, siedź cicho! - doskoczyła do niego na powrót, przyciskając mu rękę do usta, ale nie była już zła. Prawdę mówiąc nie wiedziała do końca co ma zrobić, co powiedzieć. - Jej tam nie ma... - dodała spokojniej, nie unosząc już głosu. - Zdarzył się wypadek podczas jej występu - może nawet w jej spojrzeniu mógł teraz znaleźć troskę. Pewnie tak. - Znałeś ją? Sądziliśmy, że nikogo nie miała - dodała ciszej, chociaż serce jej waliło, bo ten wieczór zdecydowanie nie powinien tak wyglądać.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Musiał chyba przyzwyczaić się do tego, że spotkaniu z Pearl zawsze towarzyszą jakieś fajerwerki. Zawsze razem wpadali w kłopoty, zupełnie jakby mieli zamontowany system przywołania ich i to właśnie on sprawiał, że widywali się jedynie w tak szaleńczych okolicznościach, które wymagały powzięcia przez Dicka odpowiednich środków. Wprawdzie jak strażak najlepiej reagował w sytuacjach skrajnie kryzysowych, ale najwyraźniej wyjątkiem były te dotyczące go bezpośrednio.
Wróć, nie jego, a osoby, którą obdarzył uczucie w najbardziej skomplikowany sposób. Ta niemożność rozpoznania własnych emocji plus ogromna troska o Divinę zaowocowała absolutną paniką w jego wykonaniu i bodaj to był pierwszy raz, gdy tak zwyczajnie stracił głowę.
Może i on nazajutrz podziękuje niebiosom za spotkanie na swojej drodze dziennikarki o niewyparzonym języku i wysokich szpilkach, ale jak na razie na to się nie zapowiadało.
Atmosfera zaś gęstniała z każdą minutą i zanosiło się na konkretną burzę. Preludium zawierało zaś te urocze przepychanki na odzywki rodem z ławy szkolnej.
- Czekaj, a to z autopsji nie ogarniasz? Kochane dzieci, nie wspinajcie się po drzewach ani po kontenerach, bo możecie spaść i złamać panu strażakowi rękę, a przy okazji serce! - ale się uspokajał. Po swojemu, z ogromną dozę sceptyzmu i ironii, ale i tak sam fakt, że z nią rozmawiał, świadczył o tym, że porzuca swoje liche plany napaści z siekierą w ręku.
Nie porzuca, a odkłada na czas bliżej nieokreślony.
Właściwie nie miał wyboru, gdy doskoczyła do niego i złapała go za koszulkę. W ostatnim odruchu powstrzymał się przed tym, by zwyczajnie nie dać jej z liścia. Czasami zapominał, że jest kobietą, bo mógł powiedzieć o niej wszystko, ale zdecydowanie nie była słabą płcią i z wielkim trudem przyznawał, że nawet bez narzędzia rolniczego miała nad nim przewagę.
- Dobra, weź wyluzuj. Nie wiem, co was łączy, ale ten twój Nate próbował mi rozpieprzyć głowę o krawężnik. Wystarczające, by uznać go za psychola? A może mam ci opowiedzieć co robił tej dziewczynie z cmentarza? - dopytał i właściwie mogliby dalej dywagować nad moralną oceną postaci takiej jak właściciel Shadow, ale on tu przybył z misją ratunkową i nie zamierzał dać się jej zbić z tropu.
W swojej zaćpanej i ubogiej w szare komórki głowie już wykoncypował, że Pearl jednak ochrania Nathaniela i dlatego powstrzymuje go przed atakiem. Liche były to przemyślenia, ale nie był już zbyt przytomny i trzeźwy.
A właściwie dopiero miał otrzeźwieć i w to najbardziej przerażający sposób, gdy nagle poczuł, że Pearl kładzie dłoń na jego ustach i wypowiada słowa, których nie spodziewał się usłyszeć. Bzdura, od tego pikniku czuł, że Divina się z nim żegna i że to spotkanie, przesycone niespodziewaną bliskością i wyznaniami, jest zaraz ich ostatnim. Nie, to nie mogła być prawda. Ona nie… Widział w swoim życiu wiele ofiar wypadku, niektóre były nawet młodsze od Diviny, a ich zmasakrowane ciała powinny śnić mu się po nocach. Po drugich wymiotach jednak przestały. Zawsze czuł się winny wobec tego, zupełnie jakby to on wymordował tych wszystkich ludzi, a potem rozczłonkował ciała i rozrzucił we wszystkich kierunkach.
Teraz zaś ją widział i to bez snu. Był wściekle przytomny, a przed oczami przesuwała się mu biała sukienka Diviny, cała upaprana we krwi i podarta na udach. Jej kończyny powyginały się w zabawnych kierunkach, ciało przybrało odcień trupiej bieli, a z pustych oczodołów wyczołgiwały się robaki. Jego wyobraźnia, zwykle płytka i pozbawiona polotu, obecnie wręcz rozrosła się monstrualnie i powaliła go dosłownie na ziemię.
Upadł na kolana, w tej pozycji modlitewnej, choć nie byłby w stanie wykrzyczeć niczego poza nienawistnymi okrzykami.
- Jestem… byłem jej bratem - musiał w końcu jej odpowiedzieć i wybrał najprostszą z możliwych odpowiedzi, nieco naginającą rzeczywistość, ale jak nazwać tę specyficzną więź, która ich połączyła? Jak zakwalifikować tę sympatię, połączoną z bólem, łamaną przez smutek i przekleństwo?
A teraz to wszystko zniknęło, rozpłynęło się, starło w proch, stało się jednym z wielu nagrobków na cmentarzu, na którym jego noga już nie powstanie. - Ja pierdolę, kurwa, jego mać! - w wolnym przekładzie dla Dicka brzmiało to niemal jak Eli, Eli, lama sabachthani?

Divina Norwood
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Wszystko szło nie tak, jak powinno i zwyczajnie miała już tego dość. Chciała chociaż na moment odetchnąć, bo nie pisała się na takie fajerwerki, kiedy tamtej pamiętnej nocy przychodziła do Shadow, tylko po to by później opuszczać je w vanie, w towarzystwie rannej dziewczyny. Dziś miała o tym nie myśleć, a jednak obecność Dicka sprawiała, że znów zaczęła się bać o to co będzie i jak tym razem Nathanielowi odwali. Póki co jednak skupiła się na strażaku, który przynajmniej nie wyglądał już na kogoś, kto myśli jedynie o waleniu siekierą w drzwi.
- Nie będę ich uczyła na własnym przykładzie, nie jestem hipokry... czekaj, co? - skrzywiła się, bo jednak coś innego przykuło jej uwagę w jego wypowiedzi. - Jakie znowu kurwa serce? - wypowiedziała niezbyt grzecznie, nie kryjąc swojego sceptycyzmu. Nie była z tych kobiet, które wierzyły w miłość, jakieś piękno z tym związane, już nie. Kiedyś owszem, ale zabito to w niej i pozostał realizm, to też teraz, gdy Dick wspominał o czymś takim, uznała po prostu, że musiał wypić więcej, niż początkowo sądziła. Te myśli jednak też trzeba było odsunąć na bok. Wiedziała, że wiadomość o strzelaninie nie jest przyjemna, ale żeby upadać na kolana? Aż przeklęła, natychmiast kierując głowę w dół. Źle zrobiła, mówiąc mu? Przez moment na tym się skupiała, ale ostatecznie uznała, że nie jest to czas i miejsce na takie dywagacje, bo pora odnaleźć w sobie głęboko skrywane, szczątkowe pokłady empatii, które oszczędzała na czarną godzinę.
- Bratem? - skrzywiła się, bo trochę trudno było jej w to uwierzyć. - Jesteś pewien, że mówimy o tej samej sierocie z lasu? Kurwa, Dick, ostatnio sama ci mówiłam, że jest nawiedzona, nie jesteś jej bratem - może wziął jakieś prochy? Po chwili wahania kucnęła, ostatecznie stabilizując się na podparciu kolanem, z nadzieją, że jej spodnie na tym nie ucierpią. On przeżywał swoje rozterki, ona swoje, ale przede wszystkim złapała jego twarz w dłonie i przyjrzała się źrenicą, jakby nie omawiali właśnie niemalże śmiertelnego wypadku organistki. - Brałeś coś? - może nie zapytała zbyt czule, ale rzeczowo. Mimo że szybko nie dostrzegła śladów świadczących o prochach, nie puściła jego twarzy, teraz dochodząc do wniosku, że może warto dodać coś jeszcze.
- Nie dramatyzuj... Skołowaliśmy z Nate'em pomoc - niby byli tu sami, a mimo to zniżyła nieco ton głosu, tak dla pewności. - Leży w śpiączce, ale podobno skoro jeszcze nie zmarła, to jest duża szansa, że się obudzi w końcu - nie chciała mówić, że na pewno będzie żyła, bo byłoby jej głupio, gdyby Norwood jednak umarła, ale Jonathan mówił, że pocisk nie zasiał aż tak wielkiego spustoszenia... nie na tyle, by zginęła na miejscu, ale na pewno na tyle, by o mało co nie wykrwawiła się im na posadce. - Straciła bardzo dużo krwi, więc pewnie przez to jeszcze się nie budzi - dodała, dziwnie czując się w roli pocieszyciela. Nie uważała, że jest do tego stworzona, a raczej wiedziała, że nie jest. Poza tym nie robiła tego też bez powodu. - Nic więcej ci jednak nie powiem, jak się zaraz nie ogarniesz, rozumiesz? - zaszantażowała, ale robiła to dla jego dobra. Gdyby ktoś ich tu przyłapał, to nie jej życie byłoby zagrożone, no ale... Dick nie musiał wiedzieć, że się o niego szczerze martwiła, a ona nie zamierzała mu tego podkreślać.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Moje. A co myślałaś? Że ćpunowi się nie da złamać serca? Nie przejmuj się, wiedziałem, że za wysokie progi… - prychnął i w jego słowach pobrzmiewała gorycz braku wiadomości od niej czy jakiegokolwiek innego kontaktu. Wiedział, że być może wtedy przegrałaby z kretesem z pewnym brunetem, który robił chaos najlepiej jak potrafił, ale musiał zdusić to kiełkujące uczucie w zarodku. A przecież zależało mu na niej. Był gotowy do ryzykowania u jej boku, do ochrony, po prostu nie odczuł nigdy, że ona odwdzięcza mu się tym samym. Pieprzona blond femme fatale, która na dodatek również teraz odwodziła go od najlepszego planu, na jaki wpadł pod lekkim wpływem.
Na dodatek jeszcze była posłańcem bardzo złych wiadomości, a nawet taki kretyn jak Dick wiedział, że tego typu ludzi należało zgładzić.
Tym razem jednak upiekło się jej, bo nie miał siły nawet zatrzymać się na jej osobie, bo jego myśli, pragnienia i wszelkie emocje (a miał ich niewiele i były ściśle reglamentowane) zatrzymały się na Divinie. Martwej sierocie z lasu, którą spotkał na cmentarzu i która dała mu tyle ciepła, że wreszcie coś zaczęło w nim się topić.
Najwyraźniej jednak ten proces miał swoje ciemne strony, bo zamiast zachować zimną krew kompletnie się rozpadł i miał wrażenie, że za chwilę wsiąknie w ten asfalt, przesycony mocnym zapachem uryny i krwi. W końcu to była miejscowa highway to hell, wystarczyło tylko obrać właściwy kierunek.
Albo próbować zadźgać go siekierą. Właśnie ta myśl kiełkowała teraz w umyśle Dicka i była jedną z najbardziej przytomnych, bo cała reszta nie nadawała się nawet do wypowiedzenia głośno. Tyle, że Pearl mogła je bez trudu odczytać, gdy spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie tego rodzaju bratem - nie wiedział po co jej tak naprawdę to tłumaczy. - Ona mi pomogła, wyrwała mnie z tej obojętności, jest dla mnie jak siostra - i właściwie to by się zgadzało, bo tylko rodzeństwo tłucze się czasami na kwaśne jabłko, niezależnie od powodu bójki. O tym jednak Cambell nie musiała wiedzieć, choć przez sekundy, dobre sekundy przypomniał sobie dlaczego szalał właśnie za tą dziewczyną i zatęsknił za ich głupimi żartami i poczuciem zrozumienia, które sprawiało, że to właśnie ją umieszczał w swoich Simsach.
To durne, że świat mu się walił, a on żałował najbardziej w tej chwili tego, że usunął jej simce drabinkę do basenu.
- Może jak zresetuję to się nie utopi - powiedział sam do siebie, co zapewne jedynie utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że znowu posypał głowę białym proszkiem w akcie pokuty. - Piłem tak właściwie, ale… - machnął ręką, przy ilości specyfików, jakimi karmił swój organizm to wydawało się znikomym zagrożeniem. Pozostawał przytomny, bo doskonale usłyszał, gdy wreszcie powiedziała mu, że Divina żyje.
- Ja pierdolę, nie mogłaś od tego zacząć?! - zapytał wzburzony, bo choć ta wiadomość była dobra to nadal czuł się ogłuszony, zupełnie jakby to jego dorwał jakiś psychol z siekierą. Serce waliło mu za szybko, język sztywniał i miał wrażenie, że to preludium do jego kolejnego wylewu, ale przynajmniej tym razem miał go dostać z czystego, wręcz euforycznego szczęścia.
Czy pominął, że była w śpiączce?
Ależ była dobra, ksiądz się na pewno modli, obudzi się, wróci do niego…
I nagle usiadł na krawężniku jak balonik, z którego ktoś wypuścił powietrze. Ostatkiem sił sięgnął po papierosy.
- Jest u niego, prawda? - nie musiała go już uspokajać, był wręcz grobowo spokojny, zupełnie jakby dobiło go jej miejsce pobytu.
Dla niego dom właściciela Shadow był jak Hades, a on nie był w tej bajce Orfeuszem, by zachodzić po Eurydykę.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Wciąż była skołowana zarówno swoją sytuacją życiową, jak i tą, w której znalazła Dicka, więc każda nowa rewelacja zdawała się być kolejnym niespodziewanym ciosem.
- Co ty pierdolisz? - zapytała niezbyt ładnie, marszcząc także nieładnie czoło. Coś zaczęła łapać, ale też widziała, że Remington nie był w pełni trzeźwy, a przy tym w tym wszystkim dotknęła ją wcale nie główna kwestia jego wywodu. - Za wysokie progi? Kogo ty ze mnie robisz? Paniusię z wyżyn? - obruszyła się, jakby to miało ją najbardziej obrazić. Być może tak było. Owszem, kreowała się często na taką, co to ma u stóp cały świat, ale niewiele miało to wspólnego z prawdą i nie lubiła, gdy jej to wypominano, nawet jeśli była przez to hipokrytką. - Jesteś komendantem straży pożarnej, a nie bezrobotnym pijakiem z baru, więc się ogarnij, Dick - tymi słowami w swoim stylu miała mu przypomnieć o poczuciu własnej wartości, a także dała do zrozumienia, że wiedziała o jego awansie. Teraz jednak nie to było najistotniejsze.
Nie mogła przewidzieć tego, że nagle wszyscy mężczyźni w jej życiu okazywali się jakoś powiązani z sierotą z lasu, do której Pearl nie potrafiła, chociażby ze zwykłej przekory, zapałać sympatią. Może to zazdrość... brzydka i nieczysta, może nawet niemoralna, biorąc pod uwagę fakt, że Divina nic właściwie nie miała, a jej życie przypominało drogę przez ciernię, ale w oczach Pearl ta wizja mocno się zakrzywiała, gdy zobaczyła, ile osób o nią dba, ile się o nią szczerze troszczy. Niby nie była to imponująca liczba, ale no... po prostu była zazdrosna, tym bardziej, że przez swoją skomplikowaną przyjaźń z Nathanielem kiedyś czuła się w Shadow, jak pani na włościach, a teraz gangster szantażował Campbell tylko po to, by pomóc jakiejś tam organistce.
- Prawdziwa bohaterka - mruknęła pod nosem, nie wiedząc co innego mogłaby powiedzieć. Poza tym z natury była dość sceptycznie do wszystkiego nastawiona. - Co? - niby zapytała o to utopienie, ale coś czuła, że chyba wolałaby nie wiedzieć, że Dick odprawiał na niej simsowe voodoo. Chciała go prędzej pouczyć co do picia, chociaż akurat ona nie miała do tego prawa, ale nagle zareagował tak żywo, że aż sama drgnęła. Przyglądała mu się, by w końcu podejść do tego krawężnika, gdzie też uraczyła się papierosem.
- W sumie mogłam... nie pomyślałam - wzruszyła ramionami, bo na próżno było w niej szukać wyrzutów sumienia. Zerknęła jeszcze na niego od boku, zastanawiając się ile wie, ale ostatecznie pokiwała twierdząco głową. - Nie martw się o nią... chociaż tego nie rozumiem, Nathaniel o nią dba. Nie wiem, co o nim wiesz, ale nie skrzywdzi jej... chyba - musiała dodać chyba, bo nie lubiła sprzedawać niepewnych informacji, a o relacji gangstera z organistką nie wiedziała jeszcze tyle, by wszystkiego być pewną. - Załatwiłam dobrego lekarza, ale za szybko nie wróci do siebie... plus jest taki, że nikt jej nie szuka. To znaczy poza tobą, nawet ten jej ksiądz się nie przejął - zaciągnęła się papierosem, unosząc kącik ust do góry, chociaż w uśmiechu tym na pewno brakowało jakiejkolwiek wesołości.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę nie do końca mógł pojąć, dlaczego przywołuje duchy z czasów, gdy był w niej zauroczony. To była już prehistoria- oboje poszli dalej i nie narzekał. Przyzwyczaił się do tego, że każda mądrzejsza kobieta kładzie na nim krzyżyk, a mimo, że droczył się z Pearl w najlepsze to ją szanował. Mało która niewiasta zasługiwała na szacunek z jego strony, więc to było zdecydowanie coś wartego wzmianki. Mimo wszystko wiedział, że choćby łamali go kołem to nigdy jej nie zdradzi, że ją podziwia. Zbyt mocno był na nią wkurwiony o wszystko, a jego gniew mógłby doprowadzić nawet do spłonięcia tej rudery, w której jak szczur w kanale, chował się sam Nathaniel.
Na razie jednak musiał przystopować i choć boksowali się o urażone uczucia, nie mógł nie zauważyć jednego faktu.
- Skąd ty, do cholery, wiesz, że zostałem komendantem? - ciekawiło go to niezmiernie, bo przecież wyszli ze swojego życia po angielsku. Przynajmniej on już nie latał jak kot z pęcherzem po wszystkich kontenerach i jej nie szukał, więc skąd Pearl wiedziała, co dzieje się w jego życiu.
- Pocałowałem cię, a ty spierdoliłaś, więc tak, to było trochę zagranie księżniczki - zdecydował, ale machnął ręką, by wiedziała,że to już nieważne. Nie z powodu Diviny, która dosłownie przewróciła jego piramidę potrzeb życiowych o sto osiemdziesiąt stopni, ale z przeświadczenia, że z tego i tak nie wynikłoby nic dobrego, a może i był sukinsynem do potęgi entej, ale jej, Cambell nigdy nie chciał skrzywdzić.
Z tego też powodu przyjął od niej fajkę pokoju.
- Oprócz tego, że zostałem komendantem… Spotkałem ją na cmentarzu i tak jakby nawiązaliśmy więź. Żadną uczuciową, po prostu mnie wysłuchała, potem mieliśmy mały kryzys i próbowałem ją zabić - dzień jak co dzień w wykonaniu Dicka Remingtona - ale przebaczyła mi, tyle, że nawinął się ten twój Nate i mi wybił zęby. Powiedzmy, że spotkaliśmy się trochę za jego plecami, więc raczej nie mogła mnie powiadomić, że żyje - prychnął, dwudziesty pierwszy wiek, ludzie rejestrują każdą chwilę swojego życia, a Norwood zapewne nie wie jak używać telefonu komórkowego.
- I tak, wiem, że jej nie skrzywdzi, bo się w niej buja - przewrócił oczami, to akurat ślepy by zauważył, tylko Divina udawała, że nie wie o co chodzi. Czasami jej naiwność go irytowała, a już do reszty był wściekły na fakt, że ona znalazła się tutaj i omal nie zginęła. Tak naprawdę szukał powodu do tego, by ją znienawidzić, bo wtedy jej nieobecność nie byłaby tak odczuwalna.
Może powinien po prostu zobojętnieć jak ten cały ksiądz?
- Wcale mnie to nie dziwi - skomentował jej rewelacje. - Klecha ma ją gdzieś, mieszka w chatce, chodzi ubrana byle jak. Nie pomógł jej, więc ma ją gdzieś. Proponowałem jej ostatnio, by zamieszkała z tym twoim gangsterem. Nie wiedziałem, że jest taka konkurencja i ją zagryziesz - wytknął jej zazdrość, choć sam nie był lepszy. Konkurował z tym mężczyzną o względy Diviny, Pearl, a przecież w jego życiu liczyła się tylko kokaina.
Pora przestać się oszukiwać i otrząsnąć z tego pięknego snu, w którym ma ludzi bliskich. Doskonale wiedział, że koniec końców zostanie znowu sam i to uderzało w niego bardziej niż siekiera, którą trzymał w ręku. Zdecydowanie musiał się napić.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Jeśli kogoś lubiła, to starała się ze wszystkich sił nie doprowadzić do sytuacji, w której miałaby do takiej osoby poczuć coś więcej, niż jedynie przyjacielską sympatię. Głównie dlatego, że historia jej związków - wszystkich, jak leci - zarówno tych chwilowych, jak i dłuższych, jasno pokazywało, że ktoś komu raz okazała uczucia, szybko przeradzał się w kogoś, kto na pewnym etapie zaczynał nią gardzić lub jej nienawidzić. Naturalnie kreowała się na kobietę, której tak negatywne uczucia wycelowane w jej kierunku wcale nie wzruszały, ale było to jedynie fasadą. Nienawidziła tego. Momentu, w którym ktoś, kto deklarował jej sympatię, a kilka razy nawet miłość, z taką łatwością o tym zapominał, przeradzając uczucia w coś paskudnego. Nie chciała przechodzić przez to kolejny raz, nie chciała znów tracić ludzi i uświadamiać sobie, że jest tak łatwa do zapomnienia. Nawet ona miała limity wytrzymałości.
- To małe miasteczko, Dick - wzruszyła ramionami. - A mi na rękę wiedzieć, kto z moich znajomych gdzie ma jakie chody - wyjaśniła niekonkretnie, a przy tym w typowy dla siebie sposób podkreślając, że liczyły się dla niej tylko interesy. Przecież przyznanie się do tego, że jego życie ją interesowało nie było w jej stylu. Jeszcze by wyszło na to, że Pearl Campbell ma uczucia i się przywiązuje...
- Ach, o to ci chodzi - mało to była odkrywcza uwaga i chyba powiedziała to tylko po to, by powiedzieć cokolwiek. Zmieszała się lekko, bo jakoś liczyła na mniejszą bezpośredniość, chociaż o pocałunku nie zapomniała. Kupiła sobie kilka sekund na zastanowienie się, w którym kierunku iść... Kpić, jak to miała w zwyczaju, czy postawić na szczerość, za czym z kolei nie przepadała. - To pewnie zabrzmi kiepsko, ale ucieczka była najlepszym co mogłam dla nas zrobić - rzuciła na wydechu, nie patrząc na niego, bo było jej głupio. Zwykle unikała podobnych rozmów, w tych nie czuła się zbyt swobodnie.
- Zabić? Jak to zabić? - zaciągnęła się papierosem, z jego opowieści wyłapując to, co najbardziej jej nie grało i brzmiało dość osobliwie. Poza tym skrzywiła się przy tym. - To nie jest żaden mój Nate, dlaczego wszyscy go tak nazywają? - burknęła, bo podobnego określenia użył już kiedyś Jasper i cóż, blondynka nie była tego fanem. No, ale przynajmniej bez potrzeby wyjaśniania, zrozumiała dlaczego Divina nie mogła powiadomić Remimngtona o swoim stanie... w sensie póki co była nieprzytomna, ale wątpiła, aby Nathaniel martwił się informowaniem strażaka, skoro ich spotkanie nie przebiegało w przyjacielskim tonie.
- Buja się w niej? - zmarszczyła czoło. - Myślisz, że to o to chodzi? - dopytała zaraz, bo chociaż wydawało jej się, że znała Nathaniela nie najgorzej, dla niej ta cała akcja wciąż pozostawała zagadką i skłamałaby mówiąc, że ją w pełni rozumie. Nie chciała wyciągać zbyt pochopnych wniosków, bo z Hawthornem nigdy nic nie wiadomo.
- No, przyszłam jako obca osoba powiedzieć, że jej nie będzie, a on nawet nie wydawał się być podejrzliwy - zgodziła się z jego opinią na temat księdza, bo sama była mocno sceptycznie nastawiona. To jednak nie ubodło jej tak, jak jego kolejne słowa, które musiała podsumować prychnięciem i przewróceniem oczu. - Jakie zagryziesz? A co ja jej niby złego zrobiłam? Dzięki moim znajomością w ogóle przeżyła, a tym czasem czuję, że każdy ma do mnie pretensje - burknęła unosząc się przy tym lekko, bo cały wypadek Norwood sprowadzał się głównie do tego, jak Nathaniel wyżywał się na Campbell, która niczemu winna nie była. Teraz jak widać nawet Dick stał w obronie organistki i to niestety nie wpływało pozytywnie na poziom sympatii, jakim Pearl darzyła Divinę. - Poza tym to urocze... ty jej proponowałeś, żeby zamieszkała z Nathanielem? Jak dla mnie powinna trzymać się swojej rudery w lesie - wypuściła z płuc powietrze zabarwione o tytoniowy dym i wyrzuciła papierosa do studzienki kanalizacyjnej. Teraz jej słowa i tak niewiele znaczyły, bo Norwood leżała w śpiączce i była zdana na łaskę Hawthorne'a, a też nie było po nim widać, by chciał się tej swojej sieroty pozbyć zaraz po jej obudzeniu.

Dick Remington
ODPOWIEDZ