komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Gdyby istniały reklamy prochów, to byłby przekonany, że byłyby przaśnie kolorowe i wesołe. Pewnie występowaliby w nich młodzi ludzie, którzy bawiliby się na festiwalach bądź szaleliby w klubie. Dzięki naszemu proszkowi można się wyluzować i dać mocno w palnik. Znikają ograniczenia, świat nagle nabiera barw i czujesz się jak ten skrzat, który tęczę traktuje jak bieżnię. Właśnie tak reklamy kokainy widziałby Dick. Stek kłamstw, który podają w jakże brokatowej formie, pełnej jednorożców i smoków. Tak, nawet on bez tego typu propagandy uwierzył w istnienie tego bajkowego świata.
Nie pamiętał kiedy dokładnie to było. Zapewne nie był wtedy jeszcze pełnoletni i w głowie miał siano, które wystawało mu także z butów. Wprawdzie wcześniej, u boku matki napatrzył się na skutki uboczne magicznych leków, ale jak mu wszyscy mówili, uczy się tylko na swoich błędów, a ten był cudzy. Na nic więc zdały się przestrogi i ostrzeżenia drogiej rodzicielki z odwyku. Po prostu kiedyś spróbował i pogrążył się w tym cyrku, który rozkładał mu namioty w głowie. Pokochał to i mógł to stwierdzić z całą świadomością ciężkości tego słowa. W życiu w nikim nie był tak zakochany jak w tym pierdolonym, białym proszku i dla niego był gotowy na wszystko.
Ba, udowadniał to bez końca rujnując wszystko, co było w jego życiu dobre. Tym razem jednak był przekonany, że mu się uda, bo nagle spadły mu okulary i zaczął widzieć narkotyki takimi jakimi są. Uświadomienie sobie, że utkwił w toksycznym związku miało być początkiem absolutnego końca tej relacji. Była inna, która nagle zaczęła się liczyć i dlatego późną porą spacerował po cmentarzu w poszukiwaniu swojej zjawy. Najwyraźniej jednak srogo się zawiódł, choć to brzmiało jak odrzucenie nastolatki. Dick czuł zaś rozpacz tak potworną, że powinien zapuścić grzywkę i stać się emo.
Divina nie przyszła. Nie pojawiła się na ich kolejnym spotkaniu, bo pewnie dała sobie wmówić, że Remington jest skończonym chujem. Podejrzewał, że po złamaniu jej kilku żeber nie mógł liczyć na inne traktowanie, ale łudził się, że mu to wybaczyła.
Na próżno, po dziewczynie nie było śladu i właśnie wtedy poczuł ciężar woreczka strunowego znajdującego się w jego kieszeni. Gdyby nie to, nigdy by jej nie pobił. Mógłby teraz nadal być jej przyjacielem i może nawet ten psychopata wyraziłby na to zgodę. Zamiast tego znalazł się w sytuacji bez wyjścia.
Porzuciła go, więc skierował kroki na most. Nie był pewien tylko czy skoczy on czy woreczek z najczystszą kokainą.
W najśmielszych snach zaś nie przypuszczał, że spotka tam kogoś, kto niejednokrotnie towarzyszył mu podczas akcji. Kobieta, wobec której nie miał jasno określonego stosunku, ale czy to było ważne, gdy serce pękło mu na pół?
To samo, którego ponoć nie posiadał.
- Czy tu jest kolejka do skakania? - zapytał nader uprzejme, równie mogła sobie spacerować po moście, ale chciał zagaić rozmowę, a Remington pozer nigdy nie robił tego w ten najbardziej oczywisty sposób. Cześć było zarezerwowane dla słabych prawiczków.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Często marzyła o tym, żeby walka w końcu się skończyła. Walka o życie, oddech, jedzenie, pieniądze, relacje i o święty spokój. Ciągłość zabiegania o to wszystko prowadziła do wyczerpania i każdy, ale to każdy chojrak, kiedyś wreszcie poczułby się zmęczony. Paxton nie miała się za mega osobę. Nie była bohaterką ani wojowniczką. Nie czuła, żeby jakkolwiek pasowała do kreacji osoby, za jaką niektórzy ją mieli i to również ją męczyło; walka o to, żeby pokazać ludziom siebie w takiej wersji, jaką sobie wyobrażali. Nie żeby ich zadowolić. O nie. Eve miała po dziurki głęboko w poważaniu zdanie innych. Robiła to tylko po to, żeby zyskać chociaż odrobinę świętego spokoju. Kiedy była taka a nie inna, ludzie nie zadawali niewygodnych pytań i nie przywalali się o byle gówno. Dzięki temu, w pewnych aspektach, była nietykalna. Nie licząc słów, które fundowała sama sobie zawartych w nieprzyjemnych myślach. Ostatnimi czasy miała ich coraz więcej i nijak nie potrafiła sobie z nimi poradzić.
Miała wyczerpane baterie.
Po przedziwnej rozmowie z Williamem postanowiła przespacerować się okrężną drogą. Szybki powrót do domu oznaczał konieczność skonfrontowania się z tym, co dzisiaj usłyszała a o czym wolałaby nie wiedzieć. Wciąż była zdania, że im mniej informacji posiadała tym lepiej spała. Nie potrzebowała dodatkowych problemów zwłaszcza takich, których sama nie wywołała, a z jakimi teraz musiała mierzyć się w swej głowie. One jednak nie były najgorsze. Co najwyżej dokładały ciężaru na ramiona, które skuliła opierając się o barierki.
Zagajona wyprostowała się gwałtownie tak, jakby została na czymś przyłapana. Przecież to nie tak. Niczego nie planowała, a jednak czuła, że głos wypowiadający te konkretne słowa przez chwilę miał dostęp do jej natłoku myśli, a przecież nie chciała do nich nikogo dopuszczać. Jakiekolwiek by one nie były.
- Ustąpię miejsca – stwierdziła dostrzegając, z kim miała do czynienia. – Nie jest mi śpieszno. – Nie znała Remingtona zbyt dobrze, ale pod wpływem chwili uznała, że jego zaczepka była formą swoistego żartu, któremu nie pozostawała dłużna. Lubiła czarny humor, nawet jeśli nie zawsze był on na miejscu. – Pechem będzie, jak skoczek jedynie się porządnie połamie. – Nie zasugerowała, że tym kimś miało być jedno z nich. Parę lat temu przeżyła epizod samobójczy z udziałem narkotyków, których nie zażywała nałogowo. Zrobiła to tylko trzy razy z myślą o śmierci. Była w tym kiepska, skoro tylko ostatni raz okazał się prawie skuteczny.
- Okropnie wyglądasz – stwierdziła bez ogródek przyglądając się jego twarzy oświetlonej latarnią stojącą nieco dalej. – Remington, prawda? – upewnia się jeszcze. Jak bezczelnie trzeba się zachować, żeby najpierw ocenić czyjś kiepski stan, a potem pytać o nazwisko? Cóż, wcale. Ludzie nawet po seksie nie wiedzieli, jak mieli na imię, więc Paxton nie zrobiła nic niestosownego.
Ponownie pochyliła się opierając łokciami o barierkę. Powietrze na moście wydawało się inne niż w centrum. Paradoksalnie było bardziej rześkie.
To dobre miejsce, żeby wszystko z siebie wyrzucić. – Nie musiała dzielić się z nim tą myślą, ale skoro już oboje stali na moście, nic nie stało na przeszkodzie, żeby przerwać ciszę i zarazem zneutralizować panującą w głowie burzę.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie był pierwszy do ratowania ludzi w potrzebie. Brzmiało to być może absurdalnie, jeśli weźmie się pod uwagę jego zawód, ale strażakiem jedynie bywał. Nawet teraz, po niespodziewanym awansie na komendanta prędzej odwróciłby swoje piękne oczęta od samobójcy niż poświęciłby swoją uwagę. Jeszcze krew zachlapałaby mu perfekcyjnie białe buciki, a na to nie mógł sobie pozwolić. Mimo wszystko zatrzymał się przy Paxton, która wyglądała jak jeden z tych przegranych przypadków.
Najwyraźniej ostatnio sam lubował się w takich. Mawiano, że przyciąga się ludzi, którzy w danym momencie są najbliżsi i musiał przyznać, że jest w tym jakaś prawidłowość. Ostatnio nie kręciły go bary i łatwo dostępne panienki. Tarzał się po uszy w dramatach innych, zupełnie jakby psychika również w ten specyficzny sposób wrzeszczała o pomoc. Na próżno, gdyby był na tyle odważny to po prostu wylądowałby na odwyku. Był jednak tchórzem, który wybierał po raz kolejny most.
Tym razem- i to była chwalebna nowość- nie zamierzał pociągać za sobą nikogo. Ten psychol na dobre wytłukł mu takie pomysły z głowy, więc to był moment, gdy powinien przegonić dziewczynę z miejsca swojej kaźni i dać sobie pozwolenie na latanie.
O naiwności! Nie był aż tak dzielny, by po prostu spotkać się z gruntem. W końcu jego ludzie się obawiają, nie zaś wysokości.
Może dlatego zrobił wielkie oczy, gdy dziewczyna wspomniała o konsekwencjach. Brak życia jeszcze mógł znieść, ale bycie rośliną kojarzyło mu się jak największa kara. Podejrzewał zaś, że Bozia za próbę ubicia swojego anioła może zrobić mu na złość i wyląduje w łóżku na wieki wieków, amen.
Cofnął się nieco od barierki.
- Jest tu za nisko. Musi być wyżej, żeby fizyka zrobiła swoje i zabiła na miejscu - podzielił się opinią, zupełnie jakby z naukami ścisłymi miał kiedykolwiek do czynienia. Niektórzy ludzie rodzili się mędrcami, zaś Dick urodził się w dobrze sytuowanej rodzinie i to powinno wystarczyć.
Z miejsca przypomniał sobie, czemu ją lubił, choć jego sympatia wyparowała bardzo szybko, gdy stwierdziła, że kiepsko wygląda. Dobre sobie, przeglądała się w lustrze? A może jak w tych bajkach usiłowała zbić go z pantałyku?
- To zarzut czy troska, bo nie jestem dobry w formułowaniu opinii na podstawie czyjegoś zachowania - powinien zadać pytanie, ale najwyraźniej w ferworze absolutnego skupienia na swoim wyglądzie (na dodatek naruszonym przez okoliczności) potrafił jedynie rzucać stwierdzeniami. - I jak możesz nie znać mojego nazwiska? Prasa je powtarza bez końca - upomniał ją, ale nie brał najwyraźniej tego do siebie tak bardzo, bo gdy wyjął papierosy, poczęstował także ją. - Zgubiłem kogoś. Na cmentarzu, może to faktycznie była zjawa - wyjaśnił, choć zdawał sobie sprawę, że pewnie średnio ją interesowała jego saga grobowa.
Przecież jego też nie interesowało ratowanie jej życia, choć przecież nadal tu stał i roztaczał nad nią taktownie parasol ochrony w postaci swojej osoby. Jeśli ludzie dostają takiego anioła, na którego zasłużyli to Eve Paxton musiała nieźle narozrabiać, bo trafił się jej Dick Remington.
Lepszy jednak taki niż żaden, prawda?
- A ty czemu chcesz skoczyć? Dziewczyna cię rzuciła czy matka nie kocha? - ach, mówił o niej czy o sobie?
Na jedno wychodziło.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Szczera opinia. Niech będzie, że z troski. – stwierdziła bez ogródek, nawet jeśli nie padło żadne konkretne pytanie. – Ostatnio kłamstwa wychodzą mi bokiem. – Tylko to chciała zarzucić światu. Nie musiała, ale czuła niezwykłą potrzebę podzielenia się z kimś opinią na ten temat. Starała się być szczera, mówić prawdę albo po prostu ją przemilczeć. W końcu milczenie nie było kłamstwem, a jedynie zatajeniem pewnych spraw, o których nie chciało się mówić. To nie było nic złego w porównaniu z łgarstwem, z którym ostatnio miała sporo do czynienia. Nie lubiła ich. Wręcz gardziła fałszem i co gorsza, ostatnio zaczęła je praktykować, czego efektem było również gardzenie samą sobą.
Wzruszyła ramionami. Nie interesowała ją prasa. Plotki o miasteczku słyszała jedynie w swojej ulubionej knajpie i od kolegów weteranów, ale nie skupiała uwagi na nazwiskach lub szczegółach. Nie wszystkie one były ważne. Eve uważała, że to nie była jej sprawa. Czyjeś życie lub praca opisała w prasie to nic, do czego ją ciągnęło. Nie była jak inni, którzy interesowali się życiem obcych bardziej niż swoim własnym. Nie obchodziło ją, czy ktoś schrzanił w pracy, rozwodził się, źle dobrał buty do torebki albo że tym razem wyszedł bez makijażu. Miała to głęboko w poważaniu, bo jej własne życie było wystarczająco ekscytujące i jeżeli już miała się kimś interesować to tylko swoimi bliskimi.
Odmówiła papierosa. Nie lubiła palić. Być może gdyby upiła się w sztok to wypaliłaby z nim teraz całą paczkę, a potem zapewne musiałaby mu oddać połowę kasy w przerwie na rzyganie, ale całe szczęście nie musiała tego sprawdzać. Z drugiej strony, kto wie jak potoczy się wieczór.
Niespodziewanie ogromną przestrzeń wypełnił jej śmiech. Szczery, niewymuszony i rozbawiony śmiech będący reakcją na jego ostatnie pytanie.
Trafił z punkt.
- Co jeśli powiem, że obie te rzeczy? – zapytała wyjaśniając swoją reakcję. – Mam wrażenie, że połowa tego miasteczka ma problem z matkami. To jakieś okropne fatum. – Prychnęła wciąż z nutką rozbawienia, ale również pogardy. Wiele mówiło się o Lorne Bay. Sporo legend opowiadało o tajemniczych i dziwnych sytuacjach powiązanymi z nieprawdziwymi kultami. Ludzie znikali, ale w dużej mierze byli też niekochani przez swe matki. – A kobiety.. powinnam przestać się za nimi rozglądać i wrócić do randkowania z facetami. Byłbyś zainteresowany? Wiesz, w ramach przed samobójczej randki. – Nie miała problemu z czarnym humorem ani sugerowaniem podobnych rzeczy. Nie oczekiwała zgody ani nie mówiła w stu procentach serio. Skoro już stali tu mówiąc wprost o rzeczach być może niemożliwych, ale wcale nie takich znowu niewykonalnych, to Eve zamierzała grać w tę grę. Bawić się słowami zanim wszystko znów się zatrzyma i dojdzie do wniosku, że skok wcale nie byłby takim złym pomysłem.
- Kim była zjawa z cmentarza? – Uznała to za ciekawą metaforę. Za coś, o czym mogłaby teraz rozmawiać, bo wszystko co ostatnio się działo było cholernym snem wyreżyserowanym w krzywym zwierciadle.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- A to mi wychodzi bokiem bycie dupkiem i agresorem - wzruszył ramionami. W katalogu swoich przewinień miał sporo pozycji i każda z nich sprawiała, że najchętniej rzuciłby się z tego mostu. Tak naprawdę miał milion powodów do samobójstwa i na dodatek zapewne mógłby znaleźć kilka osób, które chętnie wykonaliby za niego tę brudną robotę. Gdyby ktoś go zabił i porzucił to pewnie nawet współczuliby jego ojcu, dostałby nowy program i dzięki temu zapamiętałby Dicka jako syna, który dla odmiany czegoś nie spieprzył Perspektywa była szalenie kusząca i mało brakowało, a już zacząłby przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu numerów do osób, które skrzywdził.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że takie tomy nie mieszczą się w wąskiej kieszeni i musiałby nosić ze sobą pokaźną walizkę na adresy ludzi, którym zaszedł za skórę. Delikatnie rzecz ujmując, bo można zajść komuś za skórę, gdy się porysuje auto. Natomiast to, co wyprawiał Remington pod wpływem kokainy przechodziło ludzkie pojęcie.
Jak na razie kokainy na stole- a raczej na belce od mostu- nie było, więc mógł spokojnie ćmić papierosa i nawet przyjmować ze zrozumieniem fakt, że ona wcale nie chce. Każdemu mogło się zdarzyć, on przed śmiercią wypaliłby ze trzy paczki, bo przecież to nie tak, że w zaświatach dojedzie go jakieś wstrętne raczysko, prawda?
Może ona jednak preferowała spalanie czegoś innego, bo nagle śmiała się jak nawiedzona, a on też musiał parsknąć, bo brzmiało to komicznie. Jak tak dalej pójdzie to wezmą ich za jakichś wariatów, którzy faktycznie szykują się do ostatniego skoku.
- To taka plaga matek, które są absolutnymi porażkami - skinął jej głową ze zrozumieniem. Jego własna wpisywała się doskonale w ten schemat i zapewne mógłby napisać o niej całe elaboraty, bo taka była toksyczna. - Co ci zrobiła twoja? Moja ćpała w ciąży, aż dziw, że nie jestem opóźniony - prychnął, ale na jej propozycję pokręcił stanowczo głową. - Widzisz, jakbyś poszła ze mną na randkę to faktycznie pozostałoby ci tylko skoczenie z mostu - chwilowo zaś nie zamierzał kolejnej dzielatce fundować traumy obcowania ze swoją osobą.
On dla odmiany rozważał przerzucenie się na chłopców, ale z drugiej strony czy to uchroniłoby go przed katastrofą? Szczerze wątpił.
Jak i w to czy będzie potrafił przedstawić jej eteryczność kogoś takiego jak Divina. Dla niego była ona zjawiskiem, wręcz cudem, który próbował zgładzić. Czytał kiedyś- dobra, oglądał film- że z Jezusem usiłowali zrobić to samo. Nie różnił się więc wcale od tych podłych Rzymian.
- Spotkałem na cmentarzu dziewczynę. Nie znam jej, wygląda jak amiszka, ale gra w kościele i generalnie jest taka niespotykana. Trochę porozmawialiśmy i się tak jakby przywiązaliśmy do siebie? Nie wiem jak to określić, ale jej brak wywołuje u mnie burdel emocjonalny - wyjaśnił tak skrótowo jak się dało. Może to Paxton pocieszy, że nie tylko ona miała problemy z laskami, ale jej dziewczyny przynajmniej były z tego świata, a Norwood zachowywała się tak jakby zstąpiła z samego nieba.


Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- A może to spisek? – zapytała całkowicie na luzie, bo nie lubiła gdybać albo tworzyć teorii spiskowych. Nie była ich fanką, a jednak teraz miło byłoby choć przez chwilę uznać, że ich los nie był zwykłym przypadkiem. – Powiedzmy, że to wielki eksperyment, w który zaangażowano kobiety z pokolenia naszych matek. Zebrano je w tym miasteczku i obserwowano jak destrukcyjne zachowanie wpływało na ich dzieci. Taka trochę powalona wersja „Truman Show”. – Możliwe, że cieszyłaby się z udziału w takim eksperymencie. Wtedy może przestałaby obwiniać samą siebie o wszystko, co złego działo się dookoła. Niektóre z tych rzeczy były prawdą i brała za nie pełną odpowiedzialność, ale cała reszta to jedynie wytwór jej spustoszonego umysłu, który uwielbiał jej dowalać.
To moja wina. To moja bardzo wielka wina.
- Chciałam powiedzieć to samo o sobie. – Wcale nie chciała podbudować Remingtona. Ostatnimi czasy zawalała wiele rzeczy oraz relacji, więc miała podobne zdanie o sobie, co Dick na swój własny temat. – Też ćpasz, co? – zapytała bez ceregieli wbijając uważne spojrzenie w mężczyznę. Nie oceniała go ani nie wytykała palcami. Stwierdziła fakt, bo głupia nie była. Wiedziała, że dzieci osób uzależnionych często popadały w te same nałogi. Miała też do czynienia z narkomanami w pierwszych miesiącach po swoim powrocie z Uruzgan. Posiadając taką wiedzę powinna komuś to zgłosić, ale w tej chwili ani o tym nie myślała ani też nie planowała nikomu podstawiać nogi. Moralność i odpowiedzialność społeczna na pewno by tego wymagała, ale gdzie ta cała społeczność, której teraz potrzebowała? Nigdzie. Zamiast tego trafił jej się Remington.
- Za to moja matka porzuciła rodzinę niedługo po tym, gdy jakiś popierdoleniec zabił moją siostrę. Musiałam zająć się młodszym bratem, bo ojciec całkowicie zamknął się w sobie a.. to babsko zmieniło nazwisko i robiło karierę uśmiechając się do widzów swojego pieprzonego programu, kiedy ja starałam się nie zwariować po ujrzeniu wnętrza twarzy ojczulka. – To nie był jedyny problem, z którym się zmagała, ale nie chciała zanudzać Remingtona historią swego życia. Właściwie nawet nie planowała zdradzić nawet tyle, ale jego szczerość pozwoliła Eve na odsłonięcie tej karty. – Użycie strzelby z bliskiej odległości robi sporo bałaganu. Nie polecam, jeśli nie chcesz zrobić na złość osobie, która potem będzie musiała to sprzątać. – Posłała mu uśmiech. Jeden z tych nie smutnych a bardziej w stylu „chociaż po swej śmierci nie bądź chujem” z domieszką „Takie rozmowy mnie nie ruszają, czy to źle?”. Ponownie spojrzała przed siebie już nie zerkając w dół. Przez chwilę myślała, że to zrobi, ale najpierw musiała skonfrontować się z paroma osobami, bo to nie przed nimi uciekała. Nie unikała ciężkich tematów, sytuacji lub emocji. Jedyne czego chciała, to uwolnić się od siebie.
- Jeżeli nie skok z mostu, to jakbyś to zrobił? – zapytała wprost o ewentualną metodę samobójstwa. Wcale nie szukała wskazówek, jak najlepiej to zrobić. Można to uznać za rozmowę mini klubu, w którym każdy dzieli się spostrzeżeniami, która metoda byłaby dla niego najlepsza.
- To czemu ją wypuściłeś? – zapytała, chociaż to nie było dobre. Równie dobrze mogła zapytać samą siebie, czemu spieprzyła różne relacje; to po prostu się działo. Nie było dobrej ani słusznej odpowiedzi. Jednak była na tyle śmiała aby założyć, że to Dick wypuścił zjawę z cmentarza. Czemu? Bo sam przez tych parę chwil wiele razy zasugerował, że był zjebanym człowiekiem a Eve nie znała go na tyle, żeby móc to podważyć. Z góry więc założyła, że oboje byli zjebani i lubili niszczyć wokół siebie ważne rzeczy.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Mój stary jest gwiazdą Netfliksa, dla mnie życie to jedno wielkie show, więc czy to byłaby wielka różnica, gdyby mama okazała się kimś innym? - zapytał z wątłym uśmiechem, ale wystarczyło się przyjrzeć kobiecie dłużej, by zrozumieć. - Też myślę, że byłoby łatwiej. Nie musiałbym się obwiniać ani zastanawiać dlaczego - to była tylko część pytań, jakie sobie zadawał. Kiedyś, gdy był młodszy, święcie wierzył, że otrzyma na nie odpowiedzi. Obecnie zaś wiedział, że nie wszystko musi zostać odkryte. Jego mama po prostu potknęła się o jeden raz za dużo i to kwalifikowało ją do miana najgorszej rodzicielki.
Dick, który skatował dziewczynę w ciąży i doprowadził do poronienia, również nie był przykładem najlepszego ojca. Powinien jej więc wybaczyć, a nie rozdrapywać stare rany. Na jego nieszczęście jednak nigdy nie zostały zabliźnione i dlatego doskonale rozumiał Eve.
Uśmiechnął się porozumiewawczo, gdy na starcie ustalili, że nie są dobrą partią. Powoli zaczynała mu przypadać go do gustu, więc nie obruszył się za to śmiałe i bardzo jednoznaczne pytanie.
- Mam momenty, w których idę na odwyk. Zazwyczaj, gdy już tak narobię burdelu, że prawnicy mojego tatusia nie są w stanie mnie obronić - wzruszył ramionami. Przejawiał wobec niej dziwną szczerość i otwartość, która mogła się dla niego skończyć nawet degradacją, ale przecież na tym moście nie było kamer czy podsłuchów. Tylko dwójka absolutnie nieszczęśliwych ludzi i tak podobnych, bo gdy usłyszał, że jj matka robi telewizyjną karierę, wybuchnął szczerym i niespodziewanym śmiechem.
- My też powinniśmy mieć program, jakieś dzieci toksycznych i popierdolonych rodziców, którzy dla nowego show zrobią nawet laskę producentowi. Wchodzisz? Mam wtyki w tym biznesie - parsknął i mimo okoliczności tego spotkania zrobiło mu się nagle nawet lekko.
Z taką samą swadą zaś postanowił wyjaśnić jej jedną ważną rzecz.
- Widzisz, Paxton, ja za życia mam w dupie innych, więc kim miałbym się przejmować po śmierci? Strażacy podłączą węża, zmyją krew w kilkadziesiąt minut. Zostanie jakaś tam plama. To będzie moja dusza popierdalająca do piekła - wyszczerzył ząbki, ale spoważniał, gdy zapytała w jaki sposób odszedłby z tego świata.
Odpowiedź znał od zawsze i czasami zastanawiał się, dlaczego się jeszcze wahał.
- Jak każdy ćpun. Wziąłbym za dużo, o dużo, oczywiście przez przypadek - zapatrzył się w przestrzeń ponad jej głowę, zupełnie jakby już dostrzegał mary wołające go na jego prywatny pogrzeb.
Ciągle miał w tyle głowy przeświadczenie, że tak byłoby lepiej dla wielu osób i to sprawiało, że coraz częściej pogrążał się w osobliwej depresji. Nikt przecież nie dostrzegłby jej u komendanta Remingtona, więc jego smutek mógł budzić jedynie politowanie. Kiedyś przejąłby się, teraz zaś jego uwagę zaśmiecała tylko jedna dziewczyna z cmentarzem w tle. Dlaczego ją wypuścił?
Nie widział w tym żadnej, swojej woli. To była tylko i wyłącznie decyzja tego całego pieprzonego gangstera, a Dick (mimo, że charakterny) wyjątkowo się z nią zgadzał.
- Dlaczego ją wypuściłem? - powtórzył więc po Eve. - A ty chciałabyś mieć w otoczeniu faceta, która stoi na moście i zastanawia się czy skoczyć? A może takiego, który na pogrzebie swojego kochanka dowiaduje się o tym, że on był z kimś zaręczony? A może takiego, który cię kiedyś pobił do nieprzytomności, bo chciał właśnie z tobą odejść do lepszego świata? Bo ja nie, bardzo nie - prychnął i sam był zaskoczony, że mówił tyle i że wreszcie powoli rozumiał fakt, że nawet jeśli Divina wróci, to powinien trzymać się od niej z dala.
Takie skurwysyny nie zasługują na dobre dziewczyny i nawet Paxton powinna spierdalać, a nie prowadzić z nim konwersacji, którą wręcz zamieniał w spowiedź. Klasyczny Richard.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Parę razy zawitała na AN, ale nigdy nie uważała, że tego potrzebowała. Nie ćpała by ćpać. Zrobiła to dwa razy, żeby się zabić i oczywiście jej to nie wyszło. Wiedziała jednak, a raczej nabyła tę wiedzę podczas grup wsparcia, że pomaganie nałogowcowi nie miało sensu. Nie takiemu, który cały czas się potykał, co było oczywistym błędem wspomnianego przez Dicka tatuśka. Kim jednak była Paxton by krytykować podejście mężczyzny, który nie rozumiał, że pomagając synowi robił mu większą krzywdę? Na pewno nikim, kto powinien się na ten temat wypowiadać, bo sama wszystko koncertowo chrzaniła.
- Wchodzę, ale ty robisz laskę producentowi. Ostatnio penisy jakoś mnie nie kręcą. – Nie gardziła nimi. Była skłonna na jednorazowy numerek, ale była już zafascynowana męskimi członkami aż tak bardzo, żeby paść na kolana i wypełniać nimi całą jamę ustną. Chyba nawet to ją obrzydzało, co dawało Eve nowy obraz tego kim była. Rzadko kiedy definiowała się pod kątem seksualności. Określała się raczej na podstawie tego, co aktualnie lubiła potwierdzają teorię o płynności sfery intymnej. Swego czasu uwielbiała facetów, ale teraz skłaniała się bardziej ku kobietom. Była nimi tak bardzo zafascynowana, że skrycie ciekawiła ją zdrowa wypracowana relacja na stałe; niestety wątpiła, że kiedykolwiek sobie na taką zasłuży.
- Cholera. Gdzie byli ci strażacy, kiedy musiałam sprzątać pokój, bo popisie ojca? – O dziwo nie zapytała o to ze złością, ale tak jakby właśnie coś odkryła. Coś niewiarygodne fantastycznego, jakby lada moment mogła przenieść się w czasie i zrobić wszystko inaczej. Aż zazdrościła innym, że mogli liczyć na podobne usługi. Już nieco mniej w kwestii odnajdywania samobójów, ale to się wytnie.
- Wiesz, że próbowałam zrobić to aż dwa razy. Dwa! – Pokazała dwa palce, jakby do niego nie dotarło albo po prostu olała grzeczność, dobre wychowanie i odpowiednio społeczne zachowanie. Im dłużej tu była i z nim rozmawiała czuła się swobodniej i nie musiała się strofować. – Raz prawie mi się udało, ale pies mnie uratował. Dasz wiarę? Pies. – Na ludzi nie można było liczyć. – A ty? Masz jakieś próby na koncie? – Skoro już wyznała swoje dwa, to spodziewała się, że mogła liczyć na podobne wyznanie od niego. Oczywiście mógł się okazać silniejszy i ani razu nie zagrozić swemu życiu nie licząc nadmiaru brania wszystkiego (podczas którego przedawkowanie byłoby przypadkowe).
- Stoję tu z tobą – wtrąciła zanim Dick rozwinął myśl zadając kolejne pytania i ujawniając fakty ze swego życia. Pozwoliła mu na to i nawet nie drgnęła, kiedy wspomniał o ostatnim. Gdyby chciał zrobić jej krzywdę, to już dawno by to uczynił. Możliwe też, że by mu na to pozwoliła, bo potrzebowała czegoś.. cholera, chciała poczuć coś innego niż do tej pory a ból fizyczny był cholernie realny. – Niestety od siebie nie uciekniesz. – Znacząco spojrzała na Remingtona. Mógł mówić innym, żeby go unikali, ale sam codziennie musiał siebie znosić. – Nie licząc tego. – Kiwnęła głową w stronę przepaści za barierką. – Pobiłeś ją, bo nie chciałeś umrzeć samotnie? – zapytała ciekawa, co nim kierowało. Nie zamierzała go oceniać. To miejsce było wolne od osądów. Być może później je wyda, ale teraz most stał się bezpieczną przestrzenią dla niedoszłych samobójców.
A może jednak któreś z nich zdecyduje się skoczyć?

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tego typu rozmowy nie przychodziły mu nigdy łatwo, bo mógł żartować i drwić z relacji z ojcem, ale w ostatecznym rozrachunku okazywało się, że tego typu związki rzutują na wszystko, co dzieje się w przyszłości. Kiedyś miał nadzieję, że uda mu się ominąć tę rodzinną klątwę i zostanie przykładnym mężem Ainsley, ale wybrał kokainę. Może tak naprawdę bał się, że prędzej czy później zacznie ją krzywdzić, a tego by nie zniósł. Z tego też powodu ukrywał najbardziej brutalną prawdę przed osobami, na którym mu zależało. Paxton jeszcze nie dostąpiła tego zaszczytu, by być w tym gronie, więc mógł swobodnie dywagować z nią o wszystkich, co sprawia, że życie jest tak popieprzone. Niesamowite, że każdy psychiatra w pierwszej kolejności odwołuje się do powiązań rodzinnych. Najwyraźniej nie tylko Edyp miał problem ze swoimi rodzicami.
- Mnie kręcą i to stanowi źródło całego zła - odpowiedział dziwnie spokojnie jak na fakt, że ostatnio po odejściu Hectora miał ochotę rozwalić cały świat. Po raz pierwszy od dawna ktoś wdarł się pod powierzchnię jego myśli i gwałtownie się z niej wycofał zostawiając go jak tego bezdomnego menela.
Cierpiącego i żałującego, że kiedykolwiek dał się omamić. Od tamtej pory poprzysiągł sobie, że nie będzie zbliżać się do nikogo i wychodziło mu to całkiem zgrabnie. Jak i bycie komendantem. Wszyscy czekali na jego epicki upadek, ale jak na razie sprawował się całkiem nieźle.
- Pewnie zbierali koty z drzew. Ewentualnie węże - aż się wzdrygnął, ale nie ze względu na myśli o gadach wszelakich. W Australii trzeba było przywyknąć do tego, że podczas sikania można przeżyć seks oralny z czymś jadowitym. Nigdy więcej kochanka z Sapphire River. To jej słowa jednak wzbudziły jego niesmak. Wyobraził sobie bowiem jak biedny pies znajduje swoją nieprzytomną panią.
- Jak mogłaś zrobić coś takiemu zwierzęciu? Wiesz jaką musi mieć traumę? - zapytał człowiek, który na swoim sumieniu miał pobicie i gwałt. Nigdy jednak nie krył się z tym, że swoich braci mniejszych traktuje znacznie lepiej niż ludzi. Pewnie dlatego, że oni przynajmniej czasami go kochali, zaś to wstrętne społeczeństwo…
- Oprócz tego z Diviną nie - dokończył. Po śmierci swojego dziecka planował szumne samobójstwo na torach, ale akurat pociąg nie jechał. Wrócił do domu i zabrali go na odwyk, gdzie nad plastikową miską zwracał swoje wnętrzności i był przekonany, że już na pewno umiera. - Nie, żebym nie miał ochoty, bo zazwyczaj mam, ale wydaje mi się, że jestem lepszy w krzywdzeniu innych. To moja specjalna umiejętność - uśmiechnął się nieco smutno, bo wcale nie był z tego dumny. Tyle, że jak zawsze, rozczulał się nad sobą i swoim postępowaniem, ale nie zrobił niczego, by tego zmienić.
- Pobiłem ją, bo jakaś zazdrosna cizia powiedziała, że jest przeklęta. Niespodzianka, nie była… chociaż teraz zniknęła i mam wrażenie, że może faktycznie była jakimś aniołem albo wiesz, przyćpałem tak mocno, że wydawało mi się, że ją widzę, a to był czysty blef - wzruszył ramionami. Słów o uciekaniu od siebie nie skomentował, bo co niby miał jej odpowiedzieć na ten truizm?
Oczywiście, że musiał siebie znosić, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nareszcie ktoś to powiedział! Penisy to źródło całego zła. – Domyślała się, że Dick mówił o czym innym, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby obrócić wszystko w żart. Udawać, że pisiorki to niszczycielskie dodatki przyczepione do mężczyzn, którym odbierały rozum albo wręcz przeciwnie namawiały do podejmowania najgorszych decyzji na świecie. To wszystko wina penisów; tak powinien brzmieć tytuł jednego z odcinków tv show o ich poruchanym życiu.
- Chwała im za to! – Za ich wielce trudną pracę, którą wykonywali. – Powinni się zająć kangurami. Te gnojki zabijają więcej ludzi niż rekiny. Wiedziałeś o tym? - Tak naprawdę nie miała nic do kangurów, ale była wściekła na cały świat, więc rykoszetem dostawało się wszystkim i wszystkiemu dookoła. W tym jej samej, bo do siebie miała największy żal.
- Niby co zrobiłam? – zapytała nie rozumiejąc jego pytań w formie małych oskarżeń. – Nawet nie wiedziałam, że tam była. To jakaś przybłęda. – Eve specjalnie ukryła się w gęstwinach, a raczej trafiła tam pod wpływem narkotyków. Kwestią czasu było aż te zrobią swoje, ale wspomniana psina miała inne plany. – Przynajmniej wtedy to była przybłęda – dodała ciszej i z delikatnym uśmiechem pomyślała o Jello, która wtedy ją uratowała. Nie znały się, ale czworonóg i tak postanowił jej pomóc, a potem ku zaskoczeniu Paxton suczka czekała pod szpitalem. Takiemu oddaniu, nawet z przypadku, się nie odmawiało. Zerknęła na Dicka przez chwilę myśląc o tym, czy on również był takim przybłędą, który chciał ją uratować przed podjęciem złej decyzji. Sądząc po ich rozmowie druga część zdania się nie zgadzała albo po prostu oboje byli przybłędami udającymi, że nie obchodził ich los drugiej załamanej osoby.
- Wiesz, że nie musisz z niej korzystać? – zapytała na temat jego specjalnej umiejętności. Owszem, była świadoma tego, że nie wszystko złe było czynione z rozmachem. Rzadko kiedy to był wielki plan mający na celu skrzywdzenie innych. Przynajmniej ona sama tak miała. Nie planowała. To po prostu się działo. Spontanicznie, jak pieprzona nieudana improwizacja.
- Przeklęta? – Z zaskoczeniem wysoko uniosła brwi. – Wierzysz w takie rzeczy? – Nie pytała z pogardą. Nie skrzywiła się ani nie spojrzała na niego jak na debila. Była zaskoczona, bo sama nie wierzyła w demony, duchy i inne temu podobne, więc pobicie kogoś, bo kto inny wspomniał, że był przeklęty to.. jak scenariusz kiepskiego horroro dramatu. – Przeklęty anioł brzmi osobliwie. – Bo można być przeklętym i jednocześnie aniołem? Eve aż tak bardzo nie wnikała w historie. Nigdy nie interesowały ją kwestie religijne ani tym bardziej możliwość upadku anioła.
Momentalnie znów zapragnęła się napić, ale najlepszym było, że przez chwilę zapomniała o sobie. Interesując się innym łatwiej było udawać, że samemu było się normalnym i wszystko było w porządku. To dobra metoda. Nie zawsze skuteczna, ale pozwalała na parę minut odzyskać resztki rozumu.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Dość brutalne postawienie sprawy, ale niechaj ci będzie -uśmiechnął się z pobłażaniem, zupełnie jakby przemawiał do niesfornego dziecka, które niewiele jeszcze wie o świecie. Tymczasem był przekonany, że było zupełnie na odwrót i to Eve mogłaby go wiele nauczyć. Była starsza, mądrzejsza, a nade wszystko przeszła sama przez piekło. Dick potrafił je jedynie zgotować innym i to dla własnej frajdy, jaką od zawsze były prochy w jego życiu. Był jak typowy, bananowy chłopiec, który zgrywa pokrzywdzonego, by wiele rzeczy uchodziło mu płazem. A może było na odwrót i głównie pozował na lekkomyślnego młodzieńca, a przeżywał piekło?
Tak naprawdę nie wiedział, ale opowieść o psie tknęła w nim jakąś sentymentalną strunę, bo uśmiechnął się całkiem szczerze i zupełnie nie jak ten cwaniak, na którego ciągle pozował.
- Ty masz uczucia, Paxton - skomentował jedynie krótko, z lekkim wyrzutem, bo przecież to takie nietypowe w ich zawodzie. Pomoc ludziom zabierała wszelkie współczucie. Miał wrażenie, że empatą bywał już jedynie podczas ratowania ofiar, potem był wyrżnięty do reszty z ludzkich odruchów. Być może jednak nie wszyscy tak mieli i był tylko jednym z tych niechlubnych wyjątków osób, którym naprawdę nie zależy.
- Co do kangurów to jeden sukinsyn ostatnio przerwał mi seks z taką laską -i nie byłby sobą, gdyby nie zaczął opisywać jej kształtów rękami. Pokręcił głową, bo wciąż w pamięci miał świeżo upieczoną wdowę, która szukała ukojenia w jego ramionach. Na próżno, rozwiała się w australijskiej mgle, a jemu zostały mosty i próby samobójcze. Nie, żeby narzekał na obecne towarzystwo, ale jakoś nie spodziewał się, że dziewczyna zrobi mu loda, zwłaszcza po tym wstępie na temat penisów, więc tak, nienawidził kangurów bardziej niż rekinów. Te przynajmniej kulturalnie pływały sobie w akwenach, a nie wyskakiwały ludziom pod koła drogich samochodów.
Tak właściwie były trochę jak Dick- bezmyślnie krzywdzili bliskich.
- Ach, nie muszę korzystać - powtórzył więc po niej z ironią. - Bo to takie proste- rzucić w cholerę kokainę, znaleźć porządną dziewczynę i żyć zwyczajnym życiem - prychnął, bo choć miał już kiedyś tego typu partnerkę i całkiem im szło to i tak nie wierzył w tego typu szczęśliwe zakończenia. Jak i w przesądy, uroki czy klątwy, więc pokręcił głową.
- Byłem naćpany, porzucony i chyba szukałem powodu do zemsty. Oberwało się Divinie - wyjaśnił cicho i usiadł tak, by nogi zwisały mu poza most. Nie zamierzał skoczyć, ale pozycja wydawała się wygodna i kusząca. Najwyżej po prostu przeżyje (albo i nie) nieszczęśliwy wypadek i ukróci swoje marne życie.
- Nie mówmy o mnie, bo to chyba temat na niezłą psychoanalizę. Naprawdę chcesz teraz skoczyć? - chciało się zakrzyknąć, że droga wolna, ale to nie była prawda.
Tęskniłby.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Mam ich wiele. – Nie była wypruta z uczuć. – Szczególnie do psów. Bez żadnych dwuznaczności. – Psy kochały bezwarunkowo i „po prostu kochały”. Nie ważne kim człowiek był, czym się zajmował lub ile pieniędzy posiadał. Jeżeli dobrze traktowało się psa, ten odwdzięczał się dozgonną miłością, której ludziom brakowało. – Do ludzi to zależy. – Pokręciła nosem. Dick słusznie zauważył, że praca wysysała z człowieka ostatnie emocjonalne soki. Kiedy Paxton z pomocą psów musiała odnaleźć zwłoki robiła to z dystansem. Nawet nie chciała wiedzieć kogo dokładnie szuka. Liczył się trop podany psu i nic więcej. Nie musiała znać przeszłości lub całej historii poszukiwanego lub ofiary, bo nie była od rozwiązywania zagadek tylko od poszukiwań. Całą resztą zajmowała się policja albo inne służby.
Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie wrednego kangura.
- Wiesz, co? Mam wrażenie, że twoje ostatnie osiągnięcia to seks z pannami. – Albo same panny, bo ciągle o jakichś gadał. Możliwe, że chodziło tylko o jedną, ale Eve nie mogła tego wiedzieć. Uznała jednak, że Dick musiał mieć branie, co wcale nie było takie dziwne. Był przystojnym facetem, za którym niejedna panna się oglądała i być może gdyby nie jego wewnętrzne problemy to były po trzech rozwodach i w trakcie czwartego cudownego małżeństwa z dwunastką dzieci (to też byłby niezły scenariusz dobrego telewizyjnego show pod nazwą „tak się robi dzieci barany” – sponsorowanym przez PiS).
- Zwyczajne życie. – Pokręciła głową. – Pokaż mi kogoś, kto takie prowadzi a postawię Ci zgrzewkę mocnego trunku. – Była sceptyczna co do „zwyczajnego życia”. Nikt takiego nie miał. Nie dało się chyba, że żyło się z dnia na dzień, ale nawet i to nie uchroniłoby człowieka od śmierci, bólu, straty, gniewu i całej reszty negatywnych uczuć, przez które Dick popadł w nałóg.
- Więc dilerzy kłamią mówiąc, że ich towar uczyni świat lepszym? – zapytała z przekąsem i znów z nutką uśmiechu nie kryjąc żartobliwego tonu okraszonym czarnym humorem. Dobrze wiedziała, że ćpanie wcale nie polepszało sytuacji a jedynie pogłębiało stan beznadziejności. Był jednak moment, ta wspaniała chwila błogiego uczucia, tuż po zażyciu, kiedy wszystko było naprawdę wspaniale. Potem.. potem człowiek z bolącą głową i głodem wracał do rzeczywistości. Do poczucia beznadziejności albo jak w przypadku Dicka „do uczucia porzucenia”.
Oparła się łokciami o barierkę i zerknęła na mężczyznę.
- Sama nie wiem. – Westchnęła. – Może nie teraz? – Nie pytała jego a samą siebie. – Kiedy weszłam na most to pomyślałam, że właśnie w tym momencie wszystko mogłoby się skończyć i to było naprawdę przyjemne uczucie. – Wypełniło ją całą jak orgazm albo chwila przyjemności po zażyciu narkotyku, którego maksymalna dawka dawała wspaniałego kopa. – Tylko, że.. – Popatrzyła w dół. – Przyszedłeś i zepsułeś mi całą frajdę. – Ponownie na niego spojrzała i tym razem posłała mu nieco szerszy uśmiech, po którym spoważniała. – Tak naprawdę to nie umiem odpuścić. Chciałabym. Naprawdę. Jednak całe życie walczyłam o coś.. albo z kimś. Robiłam wszystko, żeby jakoś przeżyć na tym świecie i choć już parę razy mogłam umrzeć, jakimś cudem nadal tu jestem. Szkoda byłoby posłać to w diabły skacząc z mostu. Tyle wysiłku, pracy, stresu i całej reszty. Zabijając się okazałabym brak szacunku wobec tych wszystkich wywalczonych lat. – Nawet jeśli bywały chwile, kiedy już nie dawała rady i była gotowa zrobić największe głupstwo, to ostatecznie albo działo się coś albo odnajdywała w sobie ostatnią iskierkę woli walki. Po prostu taka już była. – Dobrze byłoby choć raz przestać myśleć o życiu, jak o ciągłej walce – dodała wracając wzrokiem przed siebie, ale nie w dół. Już nie myślała o tym, co czaiło się w ciemnościach pod mostem.

Dick Remington
ODPOWIEDZ