kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
7

Ogarniał go chaos. Pierwsze tygodnie po zdradzie były po prostu… puste. Mijały i właściwie nic nie zmieniało. Ona się spakowała, uzgodnili wypowiedzenie umowy na wynajmem mieszkania. On złożyć rezygnacje z pracy z miesięcznym wypowiedzeniem kiedy to końcówkę już i tak miała działać zdalnie z Lorne Bay. Spakował się, umówił firmę przeprowadzką, która w ratach miała przewieźć jego rzeczy. Ogarniał. Maksymalnie, na pełnych obrotach ogarniał to wszystko co mu się rozsypało. Ale robił to jak robot. Nie do końca pamięta nawet jak wylądował w Lorne Bay i pierwszy raz stanął w domu z myślą, że to na dłużej niż tydzień.
Ale udało się, zrobił wszystko jak chciał. Szybko zmienił pracę, można powiedzieć, że się „zaaklimatyzował”. Było to jednak takie uczucie jak wędrówka z malutkim kamieniem w bucie. Nie jest tak ciężko żeby się zatrzymać i wybić z rytmu, ale na tyle uciążliwe, że co krok sobie o tym przypominasz. Kamieniem była narzeczona. Kobieta, która postanowiła tak po prostu prowadzić podwójne życie gdzieś za jego plecami.
Rozmowa z Archerem wiele mu dała, pozwolił sobie wreszcie na wypowiedzenie okropnej prawdy na głos. Oczywiście pierwszą osobą, która usłyszała prawdę była mama, ale powiedzenie jej nie wliczało się w tą kategorie. W końcu jak własna matka mogłaby go źle ocenić. Ale bracia? Bracia to zupełnie inna sprawa. Każdy z nich mógł mieć na tą sprawę inny pogląd, a chociaż zawsze się wspierali i szanowni, kto wie jak wpłynęła na ich relacje ta rozłąka. I gdzieś między rozmową z Archerem, a rozpakowywaniem kartonów, w których znalazł prezent kupiony specjalnie dla Coltona zdał sobie sprawę ze swojej ignorancji. Aż mu się gorąco zrobiło. Jak mógł nie wpaść na to, że to właśnie Colton może okazać się największym wsparciem. Lub dobić go. Zdecydował, że woli przekonać się na własnej skórze, jaki rodzaj wsparcia zaserwuje mu brat.
Dotarł pod mieszkanie Coltona, w jeden ręce trzymając obiecane M&M’s, a w drugiej Burbon gdyby zdecydowali się na umilenie sobie czasu szklaneczką alkoholu.
- Dam ci M&M’s tylko jeśli weźmiesz mnie i tą butelkę w komplecie – powiedział gdy tylko drzwi otworzyły się po jego cichym pukaniu, a w nich stanął Colton. W końcu nie miał pewności, że brat ma humor na gości, ale liczył, że kołysząca się w jego dłoniach butelka i szeroki śmiech go przekona.

Colton Brooks
Alexander Brooks
Mania
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Nie miał okazji jeszcze zapytać Alexandra o szczegóły jego powrotu. Tak w zasadzie to Colton był tym bratem, który czeka aż inni sami zechcą gadać i jak nie musi to niczego z innych nie wyciąga. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale na co dzień to nie był ciekawskim typem jeśli to w niego nie uderzało. Jak i reszta Brooks'ów cieszył się, że ten "zaginiony" w końcu do domu wrócił, ale był święcie przekonany, że był ku temu solidny powód - i wcale o tęsknotę nie chodziło. No, ale nie wściubiał nosa. Jasne, że chciał wiedzieć. Szanował jednak prywatność innych. Nawet braci... szok! Chyba, że chciał im dopiec acz to w sytuacjach nie tak wielce poważnych. Mniejsza! Albowiem w chwili odwiedzin był w domu. Przeszła już mu irytacja za knowania Scarlet - czego ona by tak na pewno nie nazwała - i planował następne kroki w związku z jej weną, a co za tym idzie z pracą, rzecz jasna. Obawiał się, że jego starania i tak na marne pójdą przez pewien punkt, który wrócił do Callaway z dnia na dzień, no ale cóż... ech, agentem był to swoje robić będzie. Wykłady potem. Przez to jednak blat kuchenny pokryty był wszelakimi notatkami odnośnie sposobów na poprawę stanu psychicznego.
- Hmm... - udał, że się zastanawia nad propozycją kiedy to otworzył drzwi wejściowe, a za nimi stał jeden z młodszych braci. - Dziwne połączenie, ale oboje wiemy, że to jest zawsze przepustką. Jak jakaś urodzinowa niespodzianka... Nie mam dzisiaj urodzin, co nie? - zmarszczył brwi, ogarniając jaki mają miesiąc bo już mu się zdarzało o własnych urodzinach zapomnieć. Pamiętał jednak, że są w zimowym miesiącu, więc nie musiał się obawiać nagle nawału ludzi w domu. Przy tym też otworzył drzwi na oścież i się przesunął co by Alexa wpuścić do środka. - Jako powracający brat wszedłbyś gratis - ale rękę i tak wyciągnął po M&M'sy. Po nich będzie miał o wiele lepszy humor. Nie żeby teraz był zły. Był normalny jak na niego - spokojny i brzmiący obojętnie, ale do tego rodzina się przyzwyczaiła na pewno dawno temu.
- Ezra jest w pracy, ale mam jeszcze pół pizzy w salonie jakbyś chciał coś do burbona przegryźć - zamknął drzwi wejściowe i skierował się do kuchni po szklanki. Po tym zawitał w salonie, kładąc szkoło na stole, ale sam otworzył M&M'sy. - Mogę się podzielić skoro to prezent od ciebie... dwoma - taki szczodry! Aż dwa cukierki mógł oddać! No, ale to nie byle co! Kawał świata te cuksy zwiedziły, więc i tak serio szczodrze jak na niego. - Jak tam powrót na stare śmieci? - domyślał się, że skoro cuksy i burbon w grę wchodziły to Alex chciał o czymś porozmawiać. Nie miał jednak zamiaru niczego wyciągać siłą, a i odwiedziny zawsze w cenie - zwłaszcza Alexandra, którego trochę się nie widziało - więc się Coltonowi nie spieszyło. No i miał M&M'sy.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
Rzucił bratu pytające spojrzenie gdy ten udawał jeszcze, że zastanawia się nad jego wyśmienitą ofertą. Nie przypuszczał żeby Colton go teraz odprawił z kwitkiem, ale dał mu poczucie tego chwilowego zawahania.
- Dokładnie, taka urodzinowa niespodzianka na najbliższe urodziny – oznajmił zadowolony z siebie. W końcu wszyscy bracia byli z pierwszej połowy roku, więc druga część zawsze była mniej imprezowa i prezentowa. – Albo niech to będzie po prostu miły gest ze strony młodszego brata, na urodziny coś jeszcze wymyślę – dodał po chwili. W końcu Alex był po prostu bardzo miłym gościem chcącym spędzić dobry czas ze swoim starszym bratem. Jednym z kilku na liście. – A to bardzo miłe, że nie przyjąłbyś ode mnie zapłaty na wejściówkę, zapamiętam to – odpowiedział zadowolony i przemknął jednym, szybkim ruchem do wnętrza mieszkania. Rozejrzał się po najbliższej przestrzeni jakby poszukując ewentualnych dodatkowych lokatorów. W końcu wpadł do Coltona całkowicie niezapowiedzianie, a kto wie czy nie kręci się tu ktoś jeszcze oprócz Ezry. No i właśnie sam Ezra mógł się wyłonić zza jakiegoś winkla.
- Mam rozumieć, że pizza jest jeszcze dzisiejsza czy walczy o życie od wczoraj? – dopytał dla pewności żeby przypadkiem nie zajeść ciężkiego Burbona czymś co powinno od kilku dni już zapoznawać się ze śmietnikiem. Oczywiście nie chciał tutaj oczerniać swoich braci, bo prawdopodobnie wynieśli z domu umiejętność sprzątania na bieżąco, jednak znając z autopsji mieszkanie samemu wolał wiedzieć na czym stoi.
Alex zajął miejsce na kanapie w salonie i czekał na powrót brata, który na chwilę zniknął w kuchni. Wrócił ucieszony, ewidentnie skupiony już tylko na ekskluzywnej paczce słodyczy. – Nie dzięki, wszystko jest dla ciebie. – Nie chciał zabierać Coltonowi przyjemności z M&Msów. I chyba sam przemyślał to dziwne połączenie jakim uraczył starszego brata, sam wolał więc nie łączyć alkoholu ze słodyczami i ewentualną pizzą.
- Powrót jest… dziwny. Nie planowałem go tak szybko, o ile w ogóle planowałem – zaczął, próbując wybadać zaangażowanie Coltona w rozmowę i samą chęć rozmowy. Nie chciał przecież od razu zarzucić go swoją tragiczną historią. Nawet się jeszcze nie napili. – Ale zanim o moich ciężkich powrotach lepiej powiedź co u ciebie. U was. Bardzo tęskniliście? – zaśmiał się. Jednak czekał z niecierpliwością na odpowiedź brata, bo niewiele wiedział co i jak u niego, a traktował to bardziej priorytetowo niż własne problemy.

Colton Brooks
Alexander Brooks
Mania
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- I to jest najlepsza opcja - zauważył z aprobatą bo już sam chciał powiedzieć, że nie odpuści prezentów urodzinowych, więc doceniał, że dostanie coś tak czy siak. - Sorry. To była jednorazowa opcja dla powracającego brata - zauważył z ciężkim westchnięciem by okazać bratu współczucie. Tak jakby to nie on ustalał zasady. Były to jednak swego rodzaju żarty bo mimo wszystko zawsze chętnie z braćmi czas spędzie bez gratisowych prezentów. Żadnemu z nich nie zatrzasnąłby drzwi przed nosem. Jeszcze któryś by mu potem marudził, że został na lodzie i się przez niego przeziębił, a przecież zdrowie jest najważniejsze, prawda? Przynajmniej tak mama zawsze mówi i był przekonany, że któryś by na skargę jeszcze poszedł. Tak o rodzeństwo dbał!
- A co? Bałbyś się zjeść? Wczorajsze też są dobre. Ale ta jest dzisiejsza, więc nie sprawdzimy jak bardzo wytrzymały jesteś - niestety dzisiaj się nie trafiło na sprawdzanie żołądków, ale cóż... może kiedyś się uda? Na tą chwilę będą musieli dać sobie radę ze świeżynką. Notabene on sam nie miał problemów z jedzeniem z wczorajszych pizz. Uważał, że dzień po jeszcze były dobre. Dwa dni już nie bardzo, ale nazajutrz dawał radę! Nie lubił jak pieniądze się marnowały.
- Nie planowałeś... No w sumie faktycznie nie dałeś znaku, że wracasz. Gdyby nie to, że odwiedzam mamę regularnie to bym się wystraszył, że coś jej jest i stąd ten nagły powrót. Na szczęście to nie jest powodem bo ma się dobrze, więęęęc... ? - słuchał go i był ciekawy. Detektyw Colton na stanowisku! Nie planowane powroty znaczyły, że coś się stało, a skoro Alexander sam zaczął rozmowę to można było próbować podpytać. - Nie zrozum mnie źle. Każdy z nas się cieszy, że wreszcie znowu wszystkie Brooksy są w mieście. Ale jeśli ściga cię włoska mafia to lepiej byśmy wiedzieli - przezorny zawsze ubezpieczony i nigdy nic nie wiadomo! Zgadywanki nie były jego mocną stroną. Nie mniej lepiej tak strzelać niż w to co mógł podejrzewać, a na co może Alex nie był jeszcze gotowy.
- Jak to za rodziną się tęskni. Ale odwołam to jeśli coś nawywijasz ze Scarlet - i chodziło mu serio o jakieś wygłupy, które po prostu zaszkodzą jej reputacji. Wiedział, że się kumplują i widział, że żadne z nich nie było rozsądnym aniołkiem. Chociaż Colton był starszym bratem, więc automatycznie uważał, że młodszych braci musi czasem przypilnować. - Cóż... niedawno się tutaj wprowadziliśmy z Ezrą, ale to wiesz z poprzedniej wizyty. Hm... od dwóch lat pracuję u Scarlet. Tak wiem, też jestem w szoku, że tyle wytrzymałem - Colt bowiem był znany z tego, że odkąd skończył szkołę to miał naprawdę multum przeróżnych prac - był np. DJ'em, mechanikiem, sprzedawcą, listonoszem i setką innych zawodów - i niestety najdłużej wytrzymywał w nich do pół roku. A pół roku to i tak był wyczyn! Dlatego fakt, że niezmiennie był agentem Callaway już dwa lata to dla niego samego był czymś niepojętym.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
Ilość zjedzonych przez Alexa niedzisiejszych pizz była pewnie nie do policzenia. Chociaż uwielbiał jeść, niekoniecznie umiał gotować. Bo może i chciał, ale każde spotkanie z piekarnikiem kończyło się spaleniem czegoś. Najgorzej jak on sam palił się ze wstydu, bo Pilar dała mu wyraźne instrukcje co ma zrobić krok po kroku, a kończyło się zamówionym sushi. Nie bał się więc tym samym zjedzenia nawet dwudniowej pizzy, ale nie chodziło przecież o to by teraz bratu pokazać, że finalnie każdy z nich kończy tak samo. Nie marnując jedzenia, a psując żołądki. – Nie, że się boję. – Machnął ręką, zerkając ukradkiem na kwadratowe pudełko. – Po prostu jak jest starsza to włączam taki tryb w głowie żeby mój żołądek się nie wystraszył – wytłumaczył poważnie tak jakby naprawdę miał z żołądkiem układ, który karze mu informować go o wszelkich możliwościach już nieco zleżałego jedzenia.
- Tak, na szczęście nie chodzi o mamę – przytaknął szybko bratu, żeby dziwną ciszą nie wzbudzić żadnych podejrzeń. W końcu wszyscy bardzo martwili się o mamę i na pewno żaden z nich nie kryłby przez resztą jej zdrowotnych tajemnic. Poprawił się nerwowo na kanapie, bo wiedział, że chciałby powiedzieć Coltonowi prawdziwy powód swojego powrotu, jednak potrzebował na to jeszcze chwili. – To prędzej ja bym ścigał włoską mafię – powiedział poważnie jakby był jakimś bossem świata. – Po za tym włoska mafia to nie ten kraj, Hiszpanie w miarę mnie akceptowali – dodał, wykonując ręką gest „pół na pół”.
- Widziałem się z nią ostatnio – oznajmił radośnie jak tylko Colton wspomniał imię blondynki. – Ale byliśmy grzeczni… chyba – wyjaśnił obronnie, bo jeśli dobrze pamięta tylko trochę popili i grzecznie skończyli w swoich łóżkach. Oddzielnych oczywiście. – Jestem w szoku, że tyle wytrzymałeś, ale nie dlatego, że pracujesz gdzieś dłużej niż pół roku – mówił, równocześnie otwierając stojącą przed nimi butelkę alkoholu – ale dlatego, że ona się zrobiłam niesamowicie… piękna – powiedział wreszcie, szukając przez dłuższy czas ostatniego słowa. Nie chciał jej bowiem urazić jakimś seksistowskim słowem, chociaż długo to właśnie one przychodziły mu na myśl. – Kiedy wspominam swoje ostatnie urodziny, które tu robiłem, nie wyglądała w TEN sposób. Ja na twoim miejscu miałabym poważne problemy z koncentracją – podsumował. Sięgnął po dwie szklanki i napełnił je whiskey. – Masz może lód? Colę? – dopytał jeszcze, bo czysta whiskey wydawała się bardzo odważna do wypicia. Nie to, że nie daliby rady. – A czemu właściwie tak pilnujesz Scarlet, często ci wywija numery? – zagaił jeszcze, bo skoro już pojawił się temat dziewczyny to mógł wypytać jak im się współpraca układa. Było to lepsze niż szybkie przejście do tematu zdrad, złamanych serc i poważniej rozmowy na temat kobiet.

Colton Brooks
Alexander Brooks
Mania
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Sam Colton również nie był wybitnym kucharzem. Co prawda kuchni raczej nie spali - jeszcze się nie zdarzyło - ale nie ma co liczyć na wielki i wykwintny obiad, który sam zrobi. Łatwiej mu zamówić. Z drugiej strony dzielił teraz mieszkanie z Ezrą, więc i tak był w lepszej sytuacji albowiem miał pewność, że jakby mu się nie chciało iść do sklepu to z głodu nie umrze bo brat coś przyniesie.
- Jasne. Dzisiejsza jest, ale żeby nie było, że kłamię to zjem pierwszy - i sięgnął po kawałek, bez problemu i bez pośpiechu się nim zajadając. I nie żeby jakaś nieufność była! No, ale byli braćmi. Niejeden raz robili sobie żarty - głównie w dzieciństwie, ale kto ich tam wie - a i kiedyś się zdarzyło, że ktoś za bardzo czyjeś śniadanie przyprawił, więc no... w sumie ogarniał, że tak lepiej pokazywać, iż jedzenie dobre było. Rozsądnie w sumie sprawdzić na kimś!
Niby wiedział, że z rodzicielką w porządku, ale i tak odetchnął bo zawsze lepiej potwierdzenie dostać. Wszak nie spędzali ze sobą całej doby na okrągło, więc... mniejsza! Grunt, że z mamą było wszystko w porządku. Za to Colton nie miał zamiaru brata popędzać jeśli potrzebował czasu na odpowiedzi. Ba, nie będzie zły jak ich nie dostanie. Mogli spędzić ze sobą po prostu czas i tyle. Sporo się nie widzieli, więc dobrze to nadrobić choćby przy oglądaniu telewizji, o.
- Ktoś tutaj ma duże ego. Cały czas się dziwię, że wśród takich braci to Ezra takiego ego nie wyhodował - jak tak się zastanawiał to faktycznie większość miała ego. Jedni większe, inni trochę mniejsze, ale skromności próżno szukać. Nawet Colton, który nie był z tych co się przechwalają to swoją wartość znał... Wróć. Złe słowa. Raczej było mu obojętne co inni myślą i się tym nie przejmował. Nie będzie się gimnastykować aby go lubiano. Albo się go bierze takim jakim jest albo nie, i już. - Geografia nigdy nie była moją mocną stroną. Płynnie się tam porozumiewałeś? - z niego poliglota żaden, ale jakieś pojedyncze słówka z różnych języków znał. Co innego jednak zamieszkać, gdzieś gdzie angielski nie jest tym podstawowym. A i tak pamiętał jak nawet anglik nie mógł go zrozumieć jak wszedł kiedyś na czysty australijski bo się za bardzo zdenerwował. Stąd nawet podziwiał Alexa, że się odważył na taki ruch.
- Nie ma "chyba". Albo się jest grzecznym albo nie - zmrużył oczy, przyglądając się bratu badawczo. Na razie nie słyszał nic złego, więc chyba martwić się nie powinien. - Tak? A jak kiedyś wyglądała? Mały kaszalot? Nie macie wspólnych fot wstecz jakiś? - niby kojarzył już Scarlet zanim zaczął dla niej pracować, ale niespecjalnie zwracał wtedy na nią uwagę, więc nie miał pojęcia jak bardzo się zmieniła. Teraz to ciekawy był. - Lata doświadczenia. Poza tym jakbym nie mógł się skupić to nie byłbym dobrym agentem i pracę bym stracił już dawno - albo sam by odszedł. Starał się profesjonalistą być - mimo, że ostatnimi czasy faktycznie sporo osób mu uświadamiało urodę Scarlet. - Mam oba - wstał, wybrał się do lodówki i wrócił z colą oraz kubełkiem kostek lodowych. Pełny wypas - nie to co pół pusta lodówka. - Zdarza się... Jest dosyć roztrzepana. Wiesz, że jakiś czas temu zatrudniła asystenta tylko dlatego, że jest ładny? Miała farta, że to nie żaden podejrzany typ. A pilnuję bo taka praca. Jak zrobi coś głupiego to to nie może trafić do opinii publicznej bo jej kariera się nie podniesie - dlatego wolał mieć rękę na pulsie. Nie wiedział oczywiście wszystkiego, ale to co ważne to lepiej by miał świadomość - tak co by się w razie czego problemem zająć... I trochę trwało niż doszli do prawowitej rozmowy, w której Colton mógł się wykazać doświadczeniem, którego nikomu nie życzył.

Alexander Brooks
ODPOWIEDZ