zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Nienawidził papug. Nie, nie miał na myśli poczciwych zwierząt, choć te kojarzyły mu się z piratami i Deppem, a choć wierzył, że oszukała go Amber Heard to i tak uważał, że postąpił głupio, zostawiając tą z diastemą. Tak, Jebbediah ostatnio nadrabiał popkulturowe wiadomości i jak w tyglu mieszały mu się różne historie. Mimo wygranej sprawy i tego, że sprawiedliwość nadeszła, on sam miał do papug mieszany stosunek. To znaczy do tych adwokatów, którzy tak klepali dziobami na salach sądowych, że zyskali ten zwierzęcy przydomek i niechęć ze strony Ashwortha. Nie chodziło o to, że nie wierzył w ich umiejętności bądź paragrafy – po prostu ostatnio miał wrażenie, że za dużo jest na świecie słów, a za mało czynów.
To właśnie przez ten paradoks znalazł się tutaj. Jego świętej pamięci mamusia zawsze mówiła, że otrzyma ranczo wraz ze zwierzętami, a jak przyszło do czynów (czytaj: otwarcie testamentu) okazało się, że niestety, ale wszystko dziedziczy jego brat. O którym nie miał zielonego pojęcia, bo akurat w tej kwestii jego rodzicielka zamilkła na wieki. Doprowadziło to potem do zbiegu nieprawdopodobnych i smutnych wydarzeń, które można było podsumować jednym wielkim słowem, wiszącym mu nad głową jak gradowa chmura. Był bankrutem, bo tak naprawdę wszystko inwestował w ziemię i zwierzęta, a te dobra już nie należały do niego. Z właściciela farmy stał się podłym mieszkańcem plugawej Sapphire River, stolarzem i na dodatek rozpoczął studia teologiczne.
Spadł wręcz z deszczu pod rynnę i na dodatek miał wrażenie, że to co na niego spływa, pochodzi prosto z kanalizacji. Czuł się tak potwornie przegrany, że jeszcze tamtego tygodnia złamał na kimś krzesło, bo spojrzał na niego krzywo. Mimo wszystko jednak zapragnął walczyć, a przynajmniej dowiedzieć się co może zrobić.
Poza zawiązaniem u belki sznura i zabawnym dyndaniem, bo to ze względu na jego przyszłą karierę pastora nie wchodziło w grę. Dlatego ubrał się całkiem wyjściowo, nawet założył swoje studenckie okularki i znalazł się w świecie dla niego zupełnie obcym, a na dodatek przypominającym mu jego pierwszą miłość. Jordan została prawniczką i go zostawiła, a on od tamtej pory nieco idiotycznie nienawidził wszystkich ludzi tego pokroju. Powtarzał jednak sobie, że pani adwokat to nie jego była i to nie ona mu podeptała serce w obcasikach, więc powinien zachować spokój.
Tyle, że krew mu się burzyła, zniechęcenie rosło, a na dodatek myślał zbyt wiele o swoich alpakach i dziewczynie, którą zostawił. Pewnie dlatego, gdy wreszcie dotarł do gabinetu czuł się tak jakby przebiegł maraton i na dodatek ukończył go ostatni, a stopy mu krwawiły.
Czyli paskudnie, niemrawo. Rzucił dokumenty na biurko i oparł się pokusie wyciągnięcia papierosa.
- Chciałbym podważyć testament mojej matki – zakomunikował swoim jakże radiowym głosem, który zawsze brzmiał jakby opowiadał najpiękniejszą z opowieści, choć przecież to była raczej notarialna i biurokratyczna nuda, która musiała skończyć się gigantyczną kłótnią i przeświadczeniem, że nic z tego nie będzie.
Jak ten durny Hiob na amen stracił wszystko i miał dopiero zaznać nędzy, by poczuć, że jego powołanie było gdzie indzie. Spojrzał jednak badawczo na kobietę, która wydawała się mieć pojęcie o przepisach, lukach prawnych i całym tym systemie, który obecnie kosztował go kilka nowych, siwych włosów.

Margaret Acker
towarzyska meduza
enchante #8234
adwokat — winston & strawn
45 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
try not to hold me down feel alive when I'm in this town
look at those beautiful stars
W życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment, kiedy jakieś wydarzenie skłania go do bardzo głębokiego, pełnego niedowierzania ale i z niezwykle gorzką dozą dogłębnego zrozumienia i wstydu, zastanowienia się nad dotychczasowymi wyborami życiowymi, z reguły wyrażane za pomocą tylko udawanie ironicznego: "za co" albo "dlaczego", "jak". Margaret czując przeszywający i promieniujący aż do klatki piersiowej ból biodra, w jednym tylko spojrzeniu zdołała zawrzeć zawód, ten właśnie specyficzny rodzaj głębokiego zastanowienia i absolutnie każde znane jej prywatnie jak i tylko ze słyszenia przekleństwo.
Działała na totalnym autopilocie, przez co solidnie grzmotnęła biodrem o szafkę, do której istnienia w tym miejscu nie była przyzwyczajona, ani którego istnienia nie miała szans zauważyć, pogrążona w lekturze jakże istotnych dokumentów, które otrzymała tego ranka. Ale działała na tym autopilocie tylko dlatego, że pracowała w zawodzie od lat w jednej firmie - to dobrze. Tylko że nadal notorycznie zapominała o zmianie miejsca pracy - to źle. Ale zmieniła miejsce pracy, bo potrzebowała jej córka - dobrze. Córka, która nie wymagałaby od matki zmiany miejsca pracy, gdyby tylko z jakiegoś powodu rzeczona matka była na tyle uprzejma, żeby córki nie oddawać ludziom na drugi koniec kraju - to źle.
Ale ani kiepska kawa, zupełnie inna organizacja pracy w biurze, problemy natury prywatnej i egzystencjalnej, ani nawet ta pieprzona szafka o trzy centymetry za blisko tych jebanych drzwi nie miała szans wygrać. Margaret Acker przeżyła o wiele więcej gówna niż to, to jest tylko lekki kanalizacyjny kapuśniaczek, wystarczy wbić sie w wir pracy i wszystko wróci. Pierwsze spotkanie, pierwszy klient w nowej pracy no i pierwsze wrażenie.
A to, trzeba przyznać, najlepsze nie było. Jakieś takie niezbyt uprzejme przywitanie, jeszcze groszy nieład dokumentów trzaśniętych o blat biurka, a nade wszystko śmiałość założenia, że częścią opłaty za dokonywanie cudów z pewnością nie jest wdzięczny uśmiech. Ale że pierwszego miała na pęczki i nauczyła się dość szybko ignorować, drugie przestało być istotne po paru sekundach, kiedy ułożyła dokumenty jak należy, a trzecie po przeformułowaniu mogło równie dobrze skończyć się rzuceniem do obcego mężczyzny, któremu niedawno umarła matka "ładniej by ci było w uśmiechu", dość szybko zmarszczka pomiędzy brwiami Margaret sie wygładziła. Wstała, żeby uścisnąć mężczyźnie dłoń i wskazać mu krzesło na przeciw niej.
- Z jakiego powodu? - zapytała, kiedy już usiadła z powrotem na swoim fotelu. Sięgnęła po okulary, nasunęła je na nos i zaczęła przeglądać podane jej dokumenty.
- Mogę zaoferować coś do picia? - rzuciła jakby mimochodem, znów na pełnym autopilocie, przekładając kolejną kartkę. Pomimo całkowitego braku zainteresowania czymkolwiek poza potencjalną sprawą przed jej nosem, ani myślała gubić maniery pomiędzy papierami. Nawet jeśli niektóre utarte schematy dużych firm nie miały żadnego odzwierciedlenia w tych mniejszych, ten jeden działał niezawodnie gdyż, jak się niesamowicie okazuje, stanowcza większość ludzi lubi pić.
powitalny kokos
nick
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Ashworth był mężczyzną ciosanym zbyt grubo. Określenie to oznaczało mniej więcej tyle, że był szorstkim gburem, który zawsze mówił to co myśli i nie patyczkował się, jeśli trzeba było wyciągnąć pięści i zadać cios. Z jednej strony otrzymał przydomek człowieka bardzo narwanego, takiego co poleci z widłami do sąsiadów, gdy nadepnie mu się na odcisk, ale równocześnie był tym, który pierwszy staje w obronie uciśnionych. Nie dla niego było pokorne spuszczanie wzroku, gdy komukolwiek działa się krzywda. Jego charakter można więc było rozpatrywać w kategoriach zalet i wad, a on sam zazwyczaj nie przejmował się tym jak go postrzegają inni. Może powinien? Wówczas na pewno miałby więcej przyjaciół niż wrogów, a ci z pewnością pomogliby mu w tym epizodzie utraty dorobku całego życia na rzecz nieznanego brata.
Tyle, że Jebbediah miał w zwyczaju radzić sobie samemu i nie zwierzać się nikomu z piętrzących się problemów. Tych była cała masa – począwszy od kwestii materialnych, na alkoholizmie kończąc. Z tym ostatnim pomagała mu żywo Kongregacja wysyłając go na studia teologiczne, ale nawet i oni nie mogli nic zaradzić na tę jawną niesprawiedliwość.
Oferowali jedynie wsparcie modlitewne, a on (choć wierzył w moc Boga i jego cudów) podziękował im za to z westchnieniem i udał się tam, gdzie sprawowała rządy Temida. Ponoć ślepa i sprawiedliwa, ale tego drugiego nie był pewien.
Przywitała go jednak blondynka, która budziła jego zaufanie. Może to był nieco seksistowskie, ale poczuł się pewniej, bo kobieta była starsza od niego i wyglądała na taką, która z wielu pieców chleb jadła. Nie potrzebował żółtodzioba, a kogoś doświadczonego. Kogoś kto zrozumie ból człowieka, zaczynającego wszystko od zera. Wiedział, że dla młodszego pokolenia byłaby to szansa na świeży start, ale dla niego, dla człowieka po czterdziestce, który wypruł już żyły dla tego gospodarstwa, był to koniec świata.
Dlatego podał jej pewnie swoją prawicę i tym sposobem okazał lekkie zaufanie, choć nadal nie przepadał za prawnikami i tych ich slangiem z którego niewiele rozumiał.
- Z powodu tego, że moja matka była starą wariatką? – obserwował jak w okularach wertowała rzucone przez niego dokumenty i powoli mimo wszystko tracił nadzieję. Już jeden adwokat mu powiedział, że niewiele w tej sprawie mogą uczynić. Mimo wszystko jego rodzicielka była w pełni poczytalna i wiedziała co robi ze swoją ojcowizną. Miała prawo przepisać ją komu chciała, a najwyraźniej Jebbediah ze swoją młodziutką dziewczyną nie był najlepszym kandydatem.
To wszystko sprawiło, że znowu się zdenerwował, więc spojrzał na nią i westchnął.
- Czy wypada poprosić o szklaneczkę szkockiej? Moja była pani prawnik zawsze miała alkohol w szafce i to sprawiało, że jej ufałem, nawet jeśli była alkoholiczką – i moją byłą partnerką, powinien to dodać, ale uznał, że to byłoby wielce nieprofesjonalne, a chciał przynajmniej sprawiać pozory człowieka opanowanego i pewnego siebie.
Nawet jeśli zaraz po kolejny miał się pozbawić złudzeń.

Margaret Acker
towarzyska meduza
enchante #8234
ODPOWIEDZ