kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
4

Odnajdywał spokój w poznawaniu Lorne Bay na nowo. Mieszkanie w obcym mieście uwrażliwiło go na zachwyt nad miejscem w którym przebywasz. Lorne Bay zawsze brał jako coś oczywistego. A nagle będąc w Madrycie, zaczął tęsknić za widokiem oceanu. Ciasne uliczki i zabudowane miasto wydało się takie okropnie niekomfortowe. Oczywiście, po jakimś czasie się przyzwyczaił. Musiał się przyzwyczaić. A może chciał? Uznawał przecież, że to jego miejsce na ziemi i zostanie na stałe. Wystarczył jednak mały kryzys, utrata zaufania. Tracąc je do jeden osoby, utracił również do całego miasta. I całego życia jakie tam planował.
Lorne Bay przynosiło jednak jakiegoś rodzaju spokój. Było znajome, przewidywalne. No, może nie zawsze. Ostatnio właściwie było bardziej zaskakujące niż przewidywalne. Wciąż wpadła na ludzi, których nie widział latami. Odwiedzał nowe miejsca, w których nie miał okazji bywać. A wszystko za sprawą cudownych przypadków. Nie pozostawiał jednak przypadkowi upijania się. Podejmował świadome decyzje by raz na jakiś czas odkryć uroki zabawy w Lorne Bay. Analizując ostatnio swoją wiedzę na temat możliwych miejsc do kulturalnego wypicia piwka zrozumiał, że nigdy nie pił w Lorne Bay legalnie. Nie miał więc pojęcia gdzie, z kim i co można wypić. Na równi więc ze stoickim spokojem jakiego się uczył zwiedzając rodzinne miasto, z równie ambitnym zaangażowaniem poznawał lokalne bary i kluby. Tym razem, zapewne znów przez boski przypadek, wyszedł na miasto sam. Odnalazł na google maps jeden z wyżej ocenianych barów (dobra, nie miał za dużej konkurencji, tak naprawdę to żadnej) i nie zastanawiając się ani chwili (bo nie było nad czym się zastanawiać jak był jedyny w okolicy) pokierował ubera w jego stronę. Spędził przejażdżkę na edukującej rozmowie na temat zmian klimatu (bo gdzie indziej jak właśnie w Australii można dostrzec skutki tego na własne oczy) i wysiadł, jak się okazało, przed dobrze zapowiadającym się miejscem. Już na zewnątrz słychać było głośne rozmowy ludzi, co nakarmiło Alexandra optymizmem, że nie jest to jakaś dziura i skończy się na piciu piwka i jedzeniu orzeszków. Chciał poznać ludzi, porozmawiać z kimś całkowicie niezobowiązująco. To miejsce miało mu to umożliwić.
Przepchnął się przez tłum aby dobić się do baru. Niestety w ostatnim momencie gdy myślał już, że wszystko poszło bezinwazyjnie wpadł ktoś na niego, a on na kogoś, kto finalnie rozlał trzymany w ręce napój na cały bar. – O jezu, przepraszam – powiedział w stronę pokrzywdzonej przez siebie osoby, równocześnie szukając już agresywnie wzrokiem osoby, która popchnęła jego. – Odkupię – dodał jeszcze, po czym spojrzał na twarz poszkodowanej. – Gia? – zapytał zaskoczony zbiegiem okoliczności, chociaż przecież doskonale wiedział, że to ona.

Gia Faraday
Alexander Brooks
Mania
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.

[akapit]

SIEDEM

Ostatnio całkiem często wychodziła – czy to ze znajomymi, z pojedynczymi koleżankami, a czasami też po prostu sama, szukając sobie rozrywki, która choć na trochę zajęłaby jej czas. Odkąd wróciła do Lorne Bay, nie była w stanie pozbyć się wrażenia, że wszystko się tutaj zmieniło. Dawni znajomi mieli już nowe życie – niektórzy bardziej poukładane, a inni po prostu rozjechali się w swoje strony, tak jak ona zrobiła to przed niespełna dekadą. To było dziwne – choć zdecydowanie nie powinna oczekiwać, że czas tutaj zatrzyma się w miejscu, chyba tak właśnie myślała o tym miasteczku, kiedy sama korzystała z życia gdzieś indziej. W każdym razie, kiedy pozostawiła za sobą przeszłość i na nowo zagościła w rodzinnych stronach, ona również musiała odkryć to miasteczko na nowo. Nic więc dziwnego, że kiedy praca schodziła na dalszy plan, a ona sama znajdowała trochę więcej czasu, aby poświęcić go rozrywce, lądowała w miejscowym barze. Bo owszem, wybór rzeczywiście nie był powalający, a jeśli nie miało się własnego transportu i nie chciało się płacić milionów za taksówkę, wszelkie kluby znajdujące się poza miasteczkiem również nie wchodziły w grę. I chyba właśnie na to postawiły dziś jej koleżanki, które wyciągnęły Giannę na ten wieczorny wypad, w trakcie którego wlała w siebie chyba ciut za dużo alkoholu. Nie osuwała się jeszcze z nóg, nie bełkotała, a jej spojrzenie nie wyglądało na martwe, ale nie można było powiedzieć, że procenty nie uderzyły jej do głowy. Całe szczęście, że w przypadku Faraday wiązało się to głównie z jeszcze lepszym humorem, niż posiadała na co dzień, ale ciut gorzej, że była przy tym jeszcze bardziej zakręcona niż zwykle. Nic więc dziwnego, że kiedy samotnie udała się po kolejnego drinka, już przy pierwszej okazji skończyło się to wypadkiem. Na szczęście obyło się bez zmoczonego ubrania! - O rany - jęknęła pod nosem, gdy tylko spostrzegła, że zawartość jej szklanki wylądowała na barze. Nie musiała podnosić wzroku, aby zdać sobie sprawę z tego, że barman już mordował ją spojrzeniem. Straciło to jednak na znaczeniu, kiedy znajomy głos przykuł jej uwagę, ściągając spojrzenie brunetki na dobrze znaną jej twarz. Ten widok sprawił, że jej buzię momentalnie rozświetlił uśmiech. - Allie! - pisnęła wyraźnie podekscytowana i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rzuciła mu się na szyję. Cała Gia – impulsywna i radosna, pod tym względem nic się nie zmieniła. - Wieki cię nie widziałam! Dorobiłeś się kolczyka? - zapytała chwilę po tym, jak cofnęła się nieznacznie i miała okazję lepiej mu się przyjrzeć. - Teraz to już koniecznie musisz odkupić mi tego drinka - dodała, co jednak wcale nie było wynikiem tego, iż uważała, że jej się to należało. Nie, była po prostu ciekawa tego, co się u niego pozmieniało, a przecież najlepszą okazją do nadrobienia zaległości była dyskusja w towarzystwie alkoholu.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
Gdyby mogli zbadać swoje myśli Alex zawtórowałby jej we wszystkim co czuła w związku z powrotem do domu. Wiedział, że Madryt to żadna inna czasoprzestrzeń, że życie w Lorne Bay musi mijać dokładnie tak samo jak u niego. Mimo to czuł się zagubiony w tych zmianach, w tym, że jednak wszystko się bez niego układało, płynęło, ludzie żyli swoim życiem. Ale przecież on też tam żył, miał się dobrze. Planował najlepsze życie pod słońcem, z najlepszą kobietą na świecie. Źródło problemu nie było więc ani w Lorne Bay, ani w Madrycie, ani nigdzie pomiędzy. Było w jego nagłej zmianie życia, której nie przewidział. Która wywróciła jego życie do góry nogami, a właściwie nogami znów na pierwotną stronę, bo pewnie gdyby nie to, długo jeszcze by do Lorne Bay nie wrócił. Właściwie mógłby nie wrócić już nigdy.
- Widzę, że humor już masz adekwatny do otoczenia – zaśmiał się w jej włosy kiedy niespodziewanie zawiesiła mu się na jego szyi, zmniejszając, już i tak niewielki, dystans. Dłoń delikatnie położył na jej plecach i przysunął do siebie w geście powitania. – Tak, kolczyka i kilku tatuaży. Madryt potrafi zrobić z człowieka kryminalistę – odpowiedział żartobliwie, asekurując odsuwającą się Gię aby przypadkiem zaraz nie wpadła na czyszczony przez barmana bar. Ten rzucił na nich nieco zirytowane spojrzenie, więc co by zreflektować ich wpadkę szybko zwrócił się do niego. – Poproszę dla niej to samo, co właśnie tu wylałem – wskazał palcem zalany blat – tylko nieco mocniejsze – puścił do dziewczyny półuśmiech, bo przecież gdyby nie wypadek wypiłaby dwa drinki. Musi więc w jednym nadrobić stracone procenty. – A dla mnie 4 shoty – ostatni uśmiech posłał do barmana aby dodać mu nieco otuchy w tej mizernej sytuacji. Chyba było to dla niego wystarczające by im wybaczyć, bo zabrał banknot z baru i trochę mniej spięty ruszył przygotować im trunki.
Al oparł się o, już wyczyszczony na błysk, blat baru i przyjrzał się wreszcie Gii. Dawno jej nie widział, więc przenalizował szybko jak wydoroślała i zmieniła rysy na poważniejsze. Wciąż jednak jej twarz zdobił szeroki uśmiech, powodujący mimowolną radość towarzyszy.
- Wieki się nie widzieliśmy, bo chyba tobie też wiecznie nie po drodze do Lorne – zagaił. Obydwoje mieli coś z uciekinierów, chociaż zdecydowanie lepiej brzmieli poszukiwacze czy ciekawi świata. – A czego ty dorobiłaś się na imigracji? – zapytał, bo o ile on wrócił z kolczykiem i złamanym sercem to przecież Gia też musiała z jakiegoś powodu znów zakotwiczyć się na rodzinnych wodach.

Gia Faraday
Alexander Brooks
Mania
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Kiedy niespełna dekadę temu wsiadała w samochód swojego chłopaka, Gianna również nie zakładała powrotu. Chciała się stąd wyrwać – chciała razem z nim poznawać wielki świat, a przy okazji poznać też siebie. Choć jakiś czas temu myślała, że to drugie udało jej się osiągnąć, teraz brakowało jej tej pewności. Gdy wróciła, nie poznawała osoby, którą była, a przy okazji miała też spory problem, by odnaleźć się w nowej codzienności. Czuła się zagubiona, a jednocześnie nie dawała tego po sobie poznać, ponieważ nie chciała, żeby ktokolwiek ją oceniał. Wiedziała, że jeśli tylko wspomni lub pokaże, że sama wyrzucała sobie własne przewinienia, ludzie pójdą w ślad za nią. Ostatnie, czego potrzebowała, to powtórka z oceniających ją spojrzeń.
- Kryminalistę? Mnie tam się podoba - przyznała bez cienia wątpliwości w głosie. Kolejna rzecz, którą można o niej powiedzieć to to, że potrafiła być bezpośrednia i w ogóle przy tym nie kłamała. Nigdy zresztą nie była dobrą aktorką, ale przynajmniej nie miała problemu z tym, aby zagrać z drugą osobą w otwarte karty. Przynajmniej przez większość czasu, ponieważ o zakończenia jej małżeństwa nie można tego samego powiedzieć. Teraz jednak nie myślała o tym; nie myślała o przeszłości, którą pozostawiła za sobą w Perth, zamiast tego cofając się do tej, którą kiedyś miała w Lorne Bay. Spotkanie z Alexandrem naprawdę pozytywnie wpłynęło na jej humor, choć wcześniej też niczego nie można mu było zarzucić. - Nieprawda. Już prawie rok tutaj jestem - odparła w taki sposób, jakby teraz udowodniła mu, że jest w ogromnym błędzie. Sama również oparła się o blat baru w oczekiwaniu na drinki, przy okazji omiatając jego twarz spojrzeniem, jakby chciała doszukać się na niej jakichś zmian. Oboje bez wątpienia dojrzeli, przynajmniej fizycznie, ponieważ zachowaniem Gianna dalej przypominała dziecko. - Niestety żadnych kolczyków. Ale tatuażem też mogę się pochwalić - oznajmiła, wygodnie pomijając przy tym kwestię tego, że na emigracji dorobiła się przede wszystkim męża. Zamiast o tym myśleć, obróciła się lekko, aby ukazać Brooksowi fragment swoich pleców – ten, który był odsłonięty przez jej bluzkę – i tym samym zaprezentować mu własny tatuaż. - Przyjechałeś na wakacje? - zapytała, po czym przechyliła na bok głowę. Choć w tak niewielkim miasteczku, jakim było Lorne Bay, na pewno roiło się od plotek, Faraday nigdy nie przywiązywała do nich jakiejś szczególnej uwagi. Jeśli więc ktokolwiek wspominał o klapie, jaką okazał się być jego związek, ona zwyczajnie tego nie wyłapała. Miała jednak świadomość tego, że z jej sytuacją mogło być przeciwnie, niestety.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
Muzyka bębniąca mu w uszach pozwalała wyzbyć się nieco chaosu jaki panował w jego głowie. Miło było więc spoglądać na radosną Gię bez zbędnego ciężaru i rozmawiać w pozytywnym nastroju. Dawała mu poczucie jakby właśnie rozmawiał z kimś w madryckim barze. Ludzie tam zawsze byli w podobny sposób do dziewczyny bezpośredni i mili. Skracali dystans i niwelowali dyskomfort.
- A dziękuję, pozwól, że sobie to zapiszę i przekaże mamie – zaśmiał się, bo gdy tylko mama zobaczyła kolczyk to była gotowa zapisać go na terapie, a przy tatuażach prawie mdlała. Na szczęście i tak była dość wyrozumiałą kobietą i szybko się z tym obyła. Może tylko czasem wraca z genialnym pomysłem kolejnego kremu, który idealnie zasłania tatuaże.
- Prawie rok? Puszczać korzenie? – dopytał ciekawsko, bo czasem miał wrażenie, że jak ktoś już wyjedzie to nie chce wracać z powrotem, a tym bardziej na dłużej. Chociaż oczywiście mierzył to wszystko swoją miarą i nie myślał w tym wszystkim o podejściu dziewczyny. On sam chciałby zatrzymać się tu na chwilę, pół roku i planować życie gdzie indziej. Tylko skoro nigdzie indziej nie miał po co jechać, to może się okazać, że Lorne Bay go zatrzyma chociażby z uwagi na rodzinę i bliskich. A może właśnie to było wyznacznikiem „swojego miejsca” na ziemi.
- Wow – skomentował jej tatuaż. – To może coś z Lorne jest nie tak, że nie chcemy to robić tatuaży? – zapytał poważnie, bo pojawiła mu się ta myśl nagle i średnio chciała wyjść. Może przez to, że byli tu dziećmi miasto miało otoczkę takiej niewinnością, którą tatuaże zdawały się zrywać. – Koniecznie musimy sobie zrobić tatuaż w Lorne Bay – oznajmił pewnie, a że akurat barman podstawił im pod nosy zamówione trunki uznał to za świetną okazję do opicia tego pomysłu. – Za niewinne Lorne Bay – powiedział i podniósł jeden ze swoich kieliszków do góry, gotowy do zbicia go z naczyniem Faraday.
- Wakacje? – dopytał bardziej sam siebie niż dziewczynę, bo przecież doskonale usłyszał o co zapytała. – Właściwie to nie. Przyjechałem… póki co na bliżej nieokreślony czas – odpowiedział i przechylił kolejnego z kieliszków. Póki nie pytała nie musiał na szczęście dzielić się tym jakim nieszczęśnikiem jest i jaką porażkę osiągnął w życiu. Wiedział, że nie będzie musiał zdradzać jej powodu pobytu, a właściwie powrotu, ale nie lubił okłamywać ludzi w tej kwestii. Za każdym razem wmawiał sobie, że spróbuje ułożyć jakąś świetną, wymijającą odpowiedzieć co tu robi. Mało jest kreatywny jak się okazuje, bo wciąż nic nie wymyślił. – A ty co ciekawego robisz teraz w Lorne Bay? – W końcu nie widzieli się trochę czasu, a pewnie ostatnią rozmowę o życiu mieli jeszcze w trakcie studiów lub nawet pod koniec liceum. Nie miał pojęcia czym pałała się teraz Gia, a było to zdecydowanie ciekawsze niż opowiadanie o swojej pięknej narzeczonej, która wolała go zdradzić z jego kumplem.

Gia Faraday
Alexander Brooks
Mania
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Zaśmiała się pod nosem, doskonale wiedząc jak przewrażliwione potrafiły być mamy. W jej przypadku prezentowało się to jeszcze gorzej, a wszystko przez traumatyczną historię, która rozegrała się w ich rodzinie, kiedy Gia była jeszcze kilkuletnim brzdącem. Ucieczka jej brata była dość głośną sprawą w mieście, a jej widmo ciągnęło się za rodziną Faradayów jeszcze przez długie lata. Prawdę powiedziawszy do tej pory miała wrażenie, że część osób spoglądała na nią jako na tę, której brat ćpun uciekł z domu i pewnie umarł w jakimś rynsztoku. Nie lubiła tej łatki, ale nauczyła się z nią żyć, jak zresztą z wieloma innymi niechlubnymi opiniami. - Jeszcze nie wiem - odparła, po czym wzruszyła ramionami. Choć wydawać by się mogło, że mówiła tak tylko, ponieważ nie chciała zabrzmieć jak osoba, która po latach wraca z podkulonym ogonem w rodzinne strony, żeby zmierzyć się z pasmem własnych niepowodzeń, z Gią nic nie było czarno-białe. Jasne, pewne sprawy skopała i teraz musiała się z nimi uporać, ale czy to oznacza, że była skazana na wieczność w Lorne Bay? Skądże znowu. Ona również brała pod uwagę to, że kiedyś stąd wyjedzie. - Pewnie nie mam co liczyć na słoneczną Hiszpanię, ale może jeszcze kiedyś spróbuję się stąd urwać. Zawsze chciałam zwiedzić Amerykę autostopem. No i zobaczyć też resztę świata - przyznała, myślami odpływając gdzieś dalej. Faraday była wolnym duchem – chciała zobaczyć wszystko, co jej samej wydawało się nieodkryte. Potrafiła być też impulsywna, więc gdyby tylko znalazła odpowiedniego kompana, prawdopodobnie już teraz skłonna byłaby spakować trochę rzeczy do plecaka i pognać ku przygodom bez oglądania się za siebie. - I za tatuaże w Lorne Bay - dodała, po czym zbiła się z nim szkłem i zatopiła usta w kolorowym drinku, w którym teraz rzeczywiście było czuć alkohol. Gdy upiła kilka łyków, skrzywiła się nieznacznie, ale po odstawieniu szkła i tak oblizała górną wargę. Prawdopodobnie powinna zwolnić tempa, bo głowy nie miała najmocniejszej, ale… Szkoda byłoby odpuścić sobie teraz, skoro już trafiła na Alexa. - Świetnie - skwitowała, ponieważ nie miała bladego pojęcia o tym, jakie powody stały za jego powrotem. Sama mogła wyłącznie cieszyć się, że w Lorne Bay zyskała kolejnego kompana do zabawy – bo owszem, zakładała, że teraz będą widywać się częściej. - Otworzyłam swoją pracownię z sojowymi świeczkami. Wiesz, komponuję własne zapachy i później je sprzedaję. Trochę w internecie, trochę na miejscu - wyjaśniła, a w zasadzie pochwaliła się raczej, po czym znów upiła kilka łyków alkoholu. - Trochę też wróżę z kart, ale z tym dopiero zaczynam. Nie wiedziałam, że tak ciężko będzie się tego nauczyć - dodała, szczególny nacisk kładąc na to ostatnie zdanie. - Musisz koniecznie kiedyś do mnie zajrzeć! - zachęciła jeszcze, po czym leniwie przyklapnęła na jednym z barowych stołków. Wszystko wskazywało na to, że prędko się z tego miejsca nie ruszą, a na obcasach szkoda było męczyć nogi.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
Alexander poczuł nagłą więź z dziewczyną kiedy odkrył w niej tą samą niewiedzę na pobyt w mieście. Sam nie wiedział ile jeszcze, jak długo i właściwie po co tu był. Może tak było z rodzinnymi stronami? Czasem wracasz z nadzieją, że znajdziesz tu odpowiedź. W końcu to w tym miejscu uczyłeś się myśleć, podejmować decyzję. To właśnie w Lorne Bay Alex pierwszy raz podjął decyzję o wyprowadzce. O trochę innym życiu. I chyba miał nadzieję, że to powietrze, ten duch domu pozwoli mu zdecydować co dalej.
- Zobaczenie świata to bardzo dobry plan na przyszłość – podsumował jej pomysł, pozwalając sobie też odlecieć myślami gdzieś w głąb pragnień jakie miał. Chociaż Madryt był całkowicie przypadkowy, otworzył go na chęć poznawania świata. Poniekąd dziękował za to również dotychczasowej narzeczonej. To ona bookowała losowe wycieczki w ciągu tygodnia, informując go, że gdzieś jadą. I było to oczyszczające za każdym razem. Jakby wiedziała jakiego miejsca właśnie Alex potrzebuje. – Ale nie wiem czy Ameryka to dobra destynacja. Wolałabym coś… spokojniejszego – dodał. Bo chociaż Ameryka stanowiła niesamowicie ciekawe miejsce, pełne różnorodności, nie był zwolennikiem american dream. Ameryka wydała się przytłaczająca i nie miał jej na swojej check liście. – Ale jak już tam będziesz, koniecznie mnie zaproś. – Uśmiechnął się, bo na zwiedzenie małego, ciekawego kawałka był jeszcze gotowy. Nie mówiąc o ciekawym towarzystwie i zapewne wzorowej funkcji kierownika wycieczki jaką pełniłaby Gia.
Alkohol powoli gościł w jego organizmie, rozprowadzając przyjemne ciepło i uczucie rozluźnienia. Rozejrzał się po pubie jakby w celu ocenienia na jaką zabawę może tu liczyć. Mimo wszystko ludzie byli bardzo spokojni - głośni, ale kulturalni. Co jakiś czas słyszał z tłumu wyraźnie lub mniej wyraźnie „przepraszam”, co świadczyło o wysokiej uprzejmości Australijczyków. Uśmiechnął się pod nosem będąc świadkiem kultury z jaką przyszło mu obcować.
- Moja… - zaczął, ale urwał w porę zanim zdołał zakończyć zdanie – moja mama uwielbia sojowe świeczki. Uważa to za super eko sprawę. Koniecznie muszę jej jakąś sprezentować – dokończył umiejętnie, czując się nieco głupio z białym kłamstwem jakie puścił. W prawdziwej wersji chodziło oczywiście o jego byłą, która miała wręcz obsesję na punkcie handmadowych świeczek sojowych, a na wszystkich ludzi, którzy kupowali świeczki w supermarketach łypała złowrogim spojrzeniem. Przy drugiej wypowiedzi poczuł się nieco zbity z tropu, bo miał kilka znajomych, którzy pałali się tego typu przedsięwzięciami, ale nie traktował tego zbyt poważnie. I nie do końca spodziewał się tego po Gii jakby takie dziwności były zarezerwowane tylko do ludzi, których poznał po dwudziestce i na pewno musiało się dziać coś w ich dzieciństwie, że obrali taką ścieżkę wiary.
- Nauczyć? – dopytał. – A to nie trzeba mieć jakiegoś trzeciego oka czy coś? – Kojarzył rozmowy na temat tarociarstwa z wkręconymi to znajomymi i na pewno nie twierdzili, że jest to coś czego można się tak po prostu nauczyć. Zawsze musiało stać za tym powołanie czy inne duchy. – Zajrzeć żebyś mnie poświęciła na jakimś rytuale dziewiczym? – zaśmiał się, nie do końca wiedząc co dziewczyna miała na myśli, a że myśli miał już upośledzone przez ilość alkoholu to wydawało się to całkiem sensowne. A na dobitkę dopił ostatniego shota i już łapał kontakt wzorkowy z barmanem żeby zamówić następną kolejkę.

Gia Faraday
Alexander Brooks
Mania
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Czegoś takiego dla siebie chciała – przypadkowych podróży, które pozwoliłyby jej poczuć się w pełni wyzwoloną. Faraday była tym rodzajem osoby, który nie potrzebował w swoim życiu ogromu stałości, zamiast tego pragnąc co tydzień znajdować się w nowym miejscu. Właśnie taki scenariusz byłby dla niej spełnieniem marzeń, na które tak naprawdę nie mogła sobie pozwolić. Bądź co bądź ograniczały ją fundusze, dlatego cieszyła się, że przynajmniej wyprowadzka do Perth zagwarantowała jej poznanie skrawka świata, jakim była jej własna ojczyzna. Gdyby mogła, przeżyłaby to jeszcze raz, ale tym razem uwiązana była sprawami rodzinnymi. Albo raczej samopoczuciem własnej matki, o które chciała zadbać, skoro ona sama nie potrafiła.
- Tak jak ty zaprosiłeś mnie do Madrytu? - wytknęła mu, choć to też nie tak, że cokolwiek miała mu za złe. Kiedy oboje rozjechali się po świecie – ona trochę bliżej, on trochę dalej – zaczęli żyć swoim życiem i to, co zostało w Lorne Bay, nie miało większego znaczenia. Znalezienie się w nowym miejscu było niesamowitą przygodą, tak ciekawą, iż nie chciało się wracać myślami do jakiejś małej mieściny, która znajdowała się jakby na drugim końcu świata. W chwili obecnej droczyła się więc z nim zatem, choć też niczego nie mogła obiecać. Jeśli ich znajomość nie utrzyma się na dłużej, za pewien czas ta dyskusja może stać się czymś, o czym Gianna nie będzie pamiętać. Choć może tym miała stać się niezależnie od postępu czasu? Bądź co bądź wlała w siebie trochę alkoholu, a ten często skracał jej pamięć.
Uniosła jedną brew ku górze, ale nie wyczuła tego, że początkowo mógł zmierzać do czegoś innego. Zamiast tego uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie zadowolona z tego, że istniał ktoś, kto był w stanie docenić jej pracę. - Może nawet załatwię ci jakąś zniżkę - rzuciła w odpowiedzi, a później wetknęła sobie między zęby kolorową słomkę, która wbita była w jej drinka. Pociągnęła przez nią spory łyk, a kiedy już się napiła, chwyciła ją w palce i lekko nią zakręciła. Oderwała się od tego dopiero w momencie, w którym Alex zadał jej pytanie, w odpowiedzi na które prędko pokiwała głową. - Też, ale to nie chodzi tylko o to. No bo wiesz… Tych kart jest dużo, każda oznacza coś innego. Tego trzeba się nauczyć, a interpretacja przychodzi już bardziej naturalnie. To trochę jak… Połączenie nauki z magią, tak - wyjaśniła z przekonaniem, a później lekko wzruszyła ramionami. W końcu to nie tak, że ktoś budził się nagle z jakimś cudownym talentem i bez jakiejkolwiek praktyki rozumiał wszystko, a jeśli nawet, cóż, najwyraźniej nie była to Gia. - A ty myślisz, że na czym dokładnie polega tarot? - zapytała z rozbawieniem, a później omiotła go spojrzeniem. - Ale jeśli bardzo się boisz, że ktoś cię kiedyś w takim poświęci, mogę umówić cię z jakąś koleżanką. Może to rozwiąże twój problem? - kontynuowała, tak ociupinkę czepiając się tego jednego, felernego słówka. Za to jednak winić jej nie mógł – przecież kiedy dotarła do baru, była już nieco podchmielona, a on zamówił jej drinka, w którym znajdowała się gratisowa porcja alkoholu! Dobrze chociaż, że nie plątał jej się jeszcze język, przynajmniej pod tym względem się nie kompromitowała.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
- Ze mnie lepiej nie brać przykładu jeśli chodzi o zapraszanie ludzi do nowego miejsca – zaśmiał się, bo wiedział, że Gia nie powinna mieć mu za złe braku zaproszenia do Madrytu, a nawet jeśli by miała to na swoją obronę wskazałby praktycznie całą rodzinę, która również nie zobaczyła go w hiszpańskim słońcu. Alex z niezrozumiałego dla siebie powodu mało kogo zapraszał do swojego madryckiego życia, a nawet jeśli zapraszał, to jeszcze mniej osób finalnie go odwiedziło. Może miał podobnie jak Gia – nie myślał o jakieś małej mieścinie, którą zostawił gdzieś daleko za oceanem. Która miała spokojnie sobie bytować bez jego poświęcania jej uwagi i tylko budzić się na jego krótkie, mało znaczące, przyjazdy, które regularnie odbywał a to na urodziny któregoś z braci, a to na święta czy inne ważne wydarzenie, o którym informowała go rozemocjonowana mama, ciesząc się na jego chwilowy pobyt w Lorne Bay.
- Nauka z magią… - powtórzył za dziewczyną tak jakby sam próbował siebie przekonać do wiary w tę sferę oświecenia. O ile naukę rozumiał i szanował, to część z magią była nieco oderwana od rzeczywistości. A chyba tego typu oderwań to Alex nie lubił. Był już jednak trochę wstawiony wypitymi, dość szybko, szotami. Do tego widząc kolejne, pełne kieliszki, które pojawiły się na blacie specjalnie dla niego, trochę sam odrywał się od rzeczywistości. – Tarot to kojarzy mi się tylko z tymi dziwnymi obrazkami, które każda wróżka sobie po swojemu interpretuje. "A to karta śmierci, czeka cię zwolnienie z pracy". Tak to mniej więcej widzę – powiedział, naśladując żartobliwie klasyczny obraz tarocistki jaka pojawiła mu się w głowie. Był to oczywiście klasycznie przerysowany obraz kobiety odzianej w wielowarstwowe chusty, która w skupieniu chyli się nad szklaną kulą.
- O ile masz ładne koleżanki – odpowiedział i wywrócił oczami, bo jak zwykle musiał palnąć coś co tak łatwo było obrócić przeciwko niemu. Wypił kolejne dwa kieliszki i przez myśl mu przeszło, że rzeczywiście mogłaby go polecić jakimś fajnym koleżanką. Mimo to ugryzł się w język żeby nie wkopać się w jakieś randki w ciemno, ale gdzieś na równi z koleżankami, z tyłu głowy śmignęła mu myśl, że skoro Gia ma możliwość zerknięcia w jego przyszłość mógłby z tej okazji skorzystać. W razie czego zawsze będzie mógł zrzucić winę na alkohol. – Gia, a jak daleko w tę przyszłość jesteś w stanie zerknąć? Masz może przy sobie jakiś podróżny zestaw kart? – zapytał jakby od niechcenia, chociaż w głowie miał już obraz jak kulą się w jednej kabinie łazienkowej w barze, a ona mu przepowiada bogactwo, przepych i piękną niewiastę. – Tak wiesz, czysto teoretycznie, jakbym był zainteresowany to jesteś w stanie od ręki powiedzieć co nie co o mojej przyszłości? – Dopił ostatni kieliszek i próbował nie łapać Gii wzoru jakby przypadkiem umiała czytać w myślach i wyczuła jego prawdziwą ciekowość w tym temacie.

Gia Faraday
Alexander Brooks
Mania
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Wzniosła spojrzenie ku niebu, a później zerknęła na niego tak, jakby przesadzał. Gia patrzyła na świat przez różowe okulary i warto wspomnieć, że często dało jej się wcisnąć zdecydowanie za dużo. Wierzyła też, że ludzie są z natury dobrzy, a kiedy w grę wchodziło czytanie z kart, również uczciwi. Nie miała świadomości tego, że w pewnym stopniu musiałaby przyznać Alexowi rację. Było przecież wiele wróżek – nie tylko kobiet, mężczyzn również – którzy tak naprawdę nie opierali się na tym, co pokazywały im karty, a ustawiali swoje seanse specjalnie tak, aby dać klientowi dokładnie to, czego w danej chwili potrzebował. Faraday przez pewien czas właśnie na tym bazowała. Odwiedzała od czasu do czasu właśnie kogoś takiego, jednocześnie pozwalając na to, aby zupełnie obca jej osoba miała wpływ na jej życie. Dopiero po czasie zrozumiała, że niezależnie od tego, co pokazały karty, ona nadal mogła zmienić bieg swojego losu. To ona decydowała o tym, co zrobić z życiem, a wróżby zmieniały się pod wpływem jej decyzji. Nauczyła się właściwie je interpretować, ale i to nie uchroniło jej przed popełnianiem błędów. Na tym jednak polegało życie. Nie zawsze udawało się robić wszystko tak, aby każdy dookoła był zadowolony. - Zupełnie się na tym nie znasz - wytknęła mu, a później wypuściła głośniej powietrze, jakby uznała jego przerysowane wyobrażenia za obraźliwe. Zaraz jednak uśmiechnęła się, jednocześnie upijając kilka kolejnych łyków drinka. Powoli zaczynało szumieć jej w głowie, a to oznacza, że teraz byłaby już skłonna bronić własnej racji za wszelką cenę. - Oczywiście, że mam - odparła bez cienia zawahania. Może to pytanie było jego błędem? Faraday bowiem już zaczęła układać sobie w głowie plan, zastanawiając się nad tym, która z jej koleżanek najbardziej pasowałaby do Brooksa. Starała się ostrożnie to przekalkulować, żeby przypadkiem nie walnąć jakiejś gafy, ale od tego odciągnęło ją późniejsze pytanie mężczyzny. Zamrugała kilkukrotnie, a później spojrzała na niego tak, jakby nie do końca była przekonana, czy przypadkiem nie robił sobie z niej żartów. - Nooo… to zależy - odpowiedziała, po czym lekko wzruszyła ramionami. - To nie kryształowa kula, nie jestem w stanie powiedzieć ci, co będziesz robił za dwadzieścia lat - przyznała, po czym znów pociągnęła trochę ze swojego drinka. - Musisz zadać konkretne pytanie, a później karty pomogą na nie odpowiedzieć. Ale musielibyśmy pójść do mnie. To znaczy, jeśli chcesz faktycznie - zasugerowała niepewnie, jakby właśnie proponowała mu spędzenie wspólnej nocy. W rzeczywistości to jednak ich prawdziwe plany mogły być dla niej bardziej ekscytujące – do tej pory nie miała bowiem zbyt wielu okazji, aby komuś powróżyć, dlatego cieszyła się na każdą, która się pojawiała. Skoro więc Alexander narobił jej nadziei, teraz już musiał się z tego zadania wywiązać.

Alexander Brooks
kreatywny księgowy — ratusz i prywatne rozrachunki
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Jeden z Brooksów. Po liceum mieszkał w Madrycie, wrócił niedawno z uwagi na zdradę swojej narzeczonej. Próbuje sobie na nowo życie ułożyć.
Alex był nieco dystansowany do wszystkiego na co nie miał naukowego potwierdzenia. Nawet swojemu własnemu przeświadczeniu nie ufał tak jak nauce. Mimo to potrafił myśleć bardzo krytycznie i nie do każdego naukowego bełkotu podchodzić jak do czegoś pewnego. W końcu nawet gość od lobotomii dostał Nobla, co dziś prędzej zasługiwałoby na więzienie.
Szumiało mu jednak w głowie i jego twardo stąpające po ziemi przekonania odpłynęły gdzieś w z tym szumem daleko za bar. Miał bowiem gdzieś głęboko zakorzenione przekonanie o przeznaczeniu. Oczywiście wiedział, że może zmienić bieg zdarzeń jeśli będzie wystarczająco świadomy, ale czasem miał przekonanie, że „tak miało być”. I tarot idealnie spełniał wymagania tego „tak ma być”, a procenty we krwi tylko go w tym uświadamiały.
- Jak konkretne musi być to pytanie? – dopytał, bo nie zamierzał przecież wychodzić teraz na desperata i pytać czy mu się życie ułoży po zdradzie jego najukochańszej Pilar. Wolałby coś niedosłownego, bardziej na około. Gdyby tylko wypił kilka głębszych może i byłby w stanie zadawać bardzo dosłowne pytania, póki co miał jeszcze hamulec, którego używał.
- Ogólnie to nie wierzę w to – powiedział poważnie. Na tyle poważnie na ile mógł w swoim stanie. Przerwał na chwilę wypowiedź aby machnąć na barmana, którego gestem ręki poinformował, że chce jeszcze raz to samo. – Ale teraz się ze mną napijesz po dwa shoty – kontynuował, kładąc na ladzie pieniądze, które zaraz miały zmienić się w czystą wódkę. – I pójdziemy do ciebie, a ja postaram się zadać w miarę konkretne pytania – dokończył i wychylił kieliszek, który w międzyczasie pojawił się pod ich nosami. – Ale bez żadnych rytuałów – wycelował w nią palcem, chociaż z uwagi na nietrzeźwy stan, wskazany został pan za nią, a nie ona konkretnie, ale kto by tam zwracał na to uwagę.

Gia Faraday
Alexander Brooks
Mania
robi świeczki i stawia tarota — gia's candlewick
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna dobra wróżka, która umie czytać z kart i robi sojowe świeczki. Przed rokiem przyjechała z Perth, gdzie kilka dni po ślubie zostawiła męża.
Była całkowicie przyzwyczajona do tego, jak sceptycznie ludzie podchodzili do kwestii wszelkiego rodzaju magii. Poniekąd była w stanie to zrozumieć, choć szczerze nie znosiła tych osób, które zakładały sobie na oczy klapki i patrzyły na świat wyłącznie z jednej perspektywy. Sama nie narzucała nikomu własnych poglądów, nie była taka, ale tego samego oczekiwała od ludzi, w których towarzystwie się obracała. Niestety, niejeden raz usłyszała już, że jej podejście do świata było zgoła szalone. Ludzie, którzy myśleli rzekomo zdroworozsądkowo, mieli dziwną tendencję do wywyższania się na tle tych, którzy w życiu starali się doszukać czegoś więcej, poza szarą rzeczywistością. Gia naprawdę chciała wierzyć, że gdzieś tam istniało jeszcze coś lepszego.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad dobrym przykładem. - No… Możesz zapytać na przykład o to, czy masz szansę na awans, albo czy wpadłeś w oko sąsiadce z naprzeciwka. Tak naprawdę możesz zapytać o cokolwiek, byle nie było to jakoś mocno szerokie - wzruszyła lekko ramionami, po raz kolejny mieszając słomką zawartość swojego drinka. Nie ulega wątpliwości, że interpretowanie kart było znacznie prostsze, kiedy temat był zawężony do tego, co interesowało daną osobę. Nad tym właśnie zastanawiała się, kiedy nagle Alex zaskoczył ją swoją późniejszą decyzją. Gianna uniosła więc ku górze jedną brew, a później wyraźnie zadowolona, skinęła lekko głową. - Zobaczysz, będziesz bawił się świetnie - obiecała, po czym uśmiechnęła się triumfalnie. Czy była zadowolona? Owszem, ponieważ wydawało jej się, że wbrew temu, co próbował jej wmówić, trochę go do tego przekonała. Później już, kiedy dotarli do jej chatki, zadbała o to, aby nie zabrakło jej alkoholu, dzięki czemu jej wróżby brzmiały pewnie jeszcze bardziej wiarygodnie. Według nich Brooks nie musiał martwić się o swoje życie uczuciowe, ponieważ adoratorek miał mieć teraz na pęczki. Możliwe jednak, że szumiało jej w głowie na tyle, że gdzieś po drodze trochę się w tym wszystkim pomyliła, heh.

[akapit]

KONIEC

Alexander Brooks
ODPOWIEDZ