prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Nienawidzę takich maminsynków. – Westchnęła ciężko na myśl o panu Holland, który dzisiejszego dnia postanowił zjawić się w kancelarii i osobiście przedstawić swoją stronę linii oskarżenia. Bzdurnego aktu, bo facetowi nie podobało się jak zakład pogrzebowy umalował jego matkę. Reddick w życiu widziała większe głupoty, ale ta wyjątkowo ją irytowała, bo facet śmierdział naciągaczem.
- Jego prawnik na pewno nie będzie zadowolony, że tutaj przyszedł – stwierdziła asystentka stojąca przed biurkiem Janelle.
- To akurat na naszą korzyść. – Był zdesperowany oczekując właściwych wyników, czyli tych dobrych dla niego a nie dla domu pogrzebowego, którego bronienie przypisano Reddick. – Sprawdzisz go w sieci? Może na social mediach chwalił się swoimi wybrykami, bo coś czuję, że facet kręci i to nie pierwszy raz. – Takich „wymyślaczy” problemów było dużo. Wykorzystywali oni luki prawne lub te zawarte w umowach. – Jak dobrze pójdzie to obejdzie się bez rozprawy w sądzie. – Przez całą rozmowę z asystentką wzrok wbijała w dokument przed sobą, aż uniosła głowę na młodą dziewczynę dostrzegając za nią osobę stojącą w drzwiach. Jak długo tam była? Możliwe, że długo, bo jej postawa wydawała się być.. spięta i odrobinę nerwowa, jakby coś silnego wbiło jej ciało w podłogę. Gdyby nie oślepiające słońce padające na twarz Reddick podzieliłaby zaskoczenie niespodziewanego gościa.
- To wszystko, dziękuję. – Spojrzała na asystentkę, a potem znów skierowała wzrok na osobę stojącą w drzwiach. – Pani do mnie? – Spodziewała się kogoś z domu pogrzebowego, kto podrzuci umowę podpisaną z panem Holland, więc przypuszczała, że to właśnie z ów osobą miała do czynienia.
Jak nakazywały zasady, wstała z krzesła i obeszła biurko gotowa przywitać się z nieznajomą. To właśnie wtedy, gdy słońce przestało świecić jej w oczy dostrzegła twarz zbyt dobrze znaną. Nieco starszą, doroślejszą i poważniejszą, ale zapamiętaną tak samo silnie, jak rozgoryczenie, które czuła w chwili wyjazdu z Lorne Bay. Miała wrażenie, że cofnęła się o naście lat wstecz i znów była licealistką kłócącą się z ojcem, żeby ten jeszcze trochę poczekał na przyjaciółkę, z którą Janelle chciała się pożegnać. Nie przyszła.
Teraz stała tutaj, tuż przed nią prezentując się w sposób, w jaki wyobrażałaby sobie Alice w przyszłości.
- Alice Underwood – odezwała się po długiej ciszy i podała kobiecie dłoń. Oficjalnie i bardzo profesjonalnie, jak wskazywał na to skrojony na miarę prawniczy strój. – Proszę, usiądź. – Wskazała na krzesło, zaś sama powróciła na swoje miejsce po drodze poprawiając elegancką luźną koszulę. Odruchowo też poprawiła krótkie wyprostowane włosy, których nagle zaczęła się wstydzić. Kiedyś wzajemnie uwielbiały swoje kręcone/falowane czupryny, a teraz Janelle prezentowała się tak, jakby wstydziła tego kim była. Wręcz przeciwnie. Po prostu chciała się sprzedać jako prawniczka a nikt na poważnie nie będzie brał kobiety z czarnym baranem na głowie. – Co cię do mnie sprowadza? – Nie wiedzieć czemu widząc dawną przyjaciółkę wykluczyła fakt, że ta pracowała w domu pogrzebowym. Odrzuciła też w niepamięć to co działo się lata temu, a raczej zachowała bardzo profesjonalnie tak, jakby wcale kiedyś nie czuła urazy do Alice Underwood. Tak, jakby nigdy niczego do niej nie czuła.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
#10

Alice zawsze była promyczkiem, pełnym energii i optymizmu! Ale ostatnio… trochę przygasała. Nie wiedziała jak ma sobie poradzić z tym co działo się w domu, kiedy zjawiał się Greg. Powoli nie umiała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mieli normalną rozmowę. I to ją przerażało, bo.. bo nie wiedziała co ma zrobić. Próbowała wszystkiego. przepraszała, prosiła, próbowała rozmawiać, próbowała też ignorować. Ale nic nie zdawało egzaminu, wszystko paliło na panewce, a między nimi było coraz gorzej i gorzej. I już powoli brakowało jej sił i pomysłów, jak miałaby to naprawić. A może… może nie potrafiła, co byłoby jeszcze gorsze. W takich chwilach doceniała swoją pracę, która pozwalała jej się trochę uspokoić i wyciszyć. Może i nie była super ambitną pracą, nie miała tam jakichś super wielkich możliwości rozwoju, ani kariery, ale… wiedziała że pomaga ludziom. Pomagała też swojemu szefowi, bo jak ją o coś poprosił, to zwykle wykonywała polecenie. Na przykład jak poproszono ją o przywiezienie jakichś dokumentów od kancelarii prawniczej, to od razu się zgodziła. Pojechała na swoim rowerze, na którym zawsze wolała się poruszać. Zaparkowała pod wskazanym adresem, a potem weszła do środka i powiedziała skąd przychodzi i po co. I wtedy poszła za asystentką, zatykając za ucho swoje warkoczyki i… no jak tylko zobaczyła pochyloną nad dokumentami Janelle Reddick , to od razu wróciły do niej wspomnienia z czasów, kiedy razem pochylały się nad zadaniem domowym. I na wpisach z pamiętnika… Przygryzła wargę, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, dlatego zrobiła dwa kroki bez słowa, rumieniąc się. Jane przypominała jej… inne czasy. Łatwiejsze. A jednocześnie bardzo skomplikowane…
- Tak… - odpowiedziała cicho, kiedy ją rozpoznała. I wtedy się uśmiechnęła, bo naprawdę się cieszyła, że ją widzi. Niepewnie wyciągnęła dłoń i delikatnie ją uścisnęła, trochę z obawą.. po takim czasie. Ale tak jak wtedy, teraz też lekki dreszcz przeszedł od jej dłoni w górę ręki… Usiadła więc, uciekając od tych pytań i nierozwiązanych zagadek z przeszłości, nieco nerwowo kładąc ręce na kolanach. Po co przyszła? Zapomniała. - Nie jestem pewna… ale… co ty… w Lorne? Co robisz w Lorne? - zapytała, starając się zapanować nad językiem i gonitwą myśli. Ale to ani trochę łatwe nie było.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Nie była pewna na co liczyła, kiedy wypowiedziała pełne imię i nazwisko kobiety. To nazwisko, które przejęła po mężu, o czym Janelle doskonale wiedziała. Nie śledziła dawnej przyjaciółki i starała się nie interesować jej życiem, bo to dawno zostało oddzielone od jej własnego. Niechybnie jednak była świadkiem telefonicznej rozmowy matki z ojcem Alice. Swego czasu ich rodzice również się przyjaźnili. Mieszkali na tej samej dzielnicy, wspólnie odbierali córki ze szkoły i organizowali grille, na których przesiadywali. Nic więc dziwnego, że papo Alice zadzwonił chwaląc się dobrą nowiną i zapraszając na kolację z okazji zaślubin. Tych drugich, bo o pierwszych również słyszała wraz z okrutną opinią ojca Alice, który nie popierał tego związku. O dziwo, pomimo ogromnej chęci odcięcia się od życia przyjaciółki, która pewnego dnia przepadła jak kamień w wodę, była na bieżąco w sprawach związkowych Alice (a przynajmniej tych weselnych); stąd znajomość jej aktualnego nazwiska oraz przedziwne nieprzyjemne uczucie, że sama nie była w podobnej sytuacji. To nie zazdrość a żal do samej siebie, że zaprzepaściła wiele okazji do bycia w udanym związku.
Zmarszczyła brwi zaskoczona niepewnością kobiety, bo skoro nie ona, to kto miał wiedzieć po co przyszła?
- Pracuje – odpowiedziała rozkładając ręce przedstawiające skromne acz własne biuro w obcej kancelarii. – Musiałam wyrwać się z wielkiego miejskiego świata i nieco zmienić perspektywę – wyjaśniła, chociaż na pewno nie tak ktoś, kto znał dawną Janelle wyobrażał sobie jej przyszłość. Kiedyś dużo mówiła o muzyce. O tym, że mogłaby do końca życia grać w barach za psie pieniądze. Była kimś wolny, wyzwolonym i na pewno mniej sztywnym od ciasnej spódnicy, którą na sobie miała. – Jak widzisz. Poszłam w ślady ojca, skończyłam prawo i pracowałam w jego kancelarii. Pamiętasz go, to uczciwy facet, więc nikomu nie daje fory, nawet własnym dzieciom. Tylko, że niektórzy widzieli to inaczej a bycie wytykaną od córeczki szefa, to nie najlepszy przepis na życie, więc rzuciłam wypowiedzenie i jestem tutaj. – W bardzo dużym skrócie pomijając wiele szczegółów pomiędzy, które również wpłynęły na jej decyzję o odejściu oraz wyjeździe z Cairns. To jednak powinno wystarczyć i na tyle ją samą było stać przed dawną przyjaciółką, która bardzo mocno ją zraniła. Tak mocno, że nawet po upływie wielu lat czuła nieprzyjemne ukłucie w żebrach tak, jakby dawna rana ani trochę się nie zabliźniła. A przecież była dorosła. Powinna o tym zapomnieć.
- A ty? Nadal na starych śmieciach, co? – Nie zamierzała brzmieć źle, ale trochę jej nie wyszło. Nie powstrzymała tej nutki pretensjonalności, którą nieświadomie wbijała szpile w stylu „Popatrz na mnie i popatrz na siebie. Gdzie jestem ja a gdzie ty”. Tylko, co było nie tak z Alice? Cholera jasna, nic. Nadal była piękna, wręcz jej doroślejsza forma prezentowała się lepiej od tej dawnej i nigdy, ale to przenigdy, Janelle nie wytknęłaby jej życia, statutu czy czegokolwiek innego. Bycie prawnikiem zamieniło ją w pindę. A może to jednak dawny uraz?
- Przyszłaś konkretnie do mnie? – Wróciła do poprzedniego pytania o cel przybycia Underwood do kancelarii. – W swoim imieniu czy kogoś? A może powiesz, gdzie pracujesz to rozgryziemy, po co przyszłaś? – Ciągnęła dalej nie dając kobiecie dojść do słowa tak, jakby chciała pokazać, że to ona tutaj była bardziej ogarnięta. Jakby Alice była uczennicą, która zapomniała języka w gębie a ona wredną nauczycielką pokazującą, że nic dobrego nie wyrośnie z tego kwiatu.
Reddick była wyrafinowaną pindą i powinna się opanować zanim jej słowa przybiorą gorszego wydźwięku.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Alice była niesamowicie szczęśliwa w swoim pierwszym małżeństwie numer jeden. Ciężko powiedzieć, jak bardzo, bo aż cała promieniała. I tak, jej ojciec zdecydowanie tego nie pochwalał, bo o wiele bardziej wolał, kiedy to on układał jej życie i mówił jej co miała robić. A po utracie ukochanego… po jego śmierci była wrakiem siebie. Żyła trochę jak w transie, a kiedy się z niego obudziła, to już dawno była po ślubie z Gregiem i sama do końca nie wiedziała jak to się stało. Nawet ich ślub był dla niej trochę niejasnym i zamazanym wspomnieniem. I chociaż później, stojąc nad grobem swojej wielkiej miłości, zapewniała go, że teraz ma się kto nią opiekować, więc on nie musi się martwić, czuła jakby go okłamywała. Zarówno nagrobek, jak i wszystkie drzewa na cmentarzu patrzyły na nią z wyrzutem, że tak paskudnie kłamie.
Więc chyba lepiej, że Janelle Reddick nie była tego wszystkiego świadkiem. A teraz, jej obecność przypominała Ally o rzeczach, które myślała że dawno już zniknęły.
- I jak ta perspektywa się prezentuje? - zapytała, nieśmiało rozglądając się po pomieszczeniu. Wciąż nie mogła uwierzyć do końca w to, że ją tu widzi. Skupiała się też na brzmieniu jej głosu, który zdecydowanie zmienił się przez te lata. Już nie był dziewczęcy i delikatny, brzmiała jak zdecydowana kobieta. A to było dla niej nieco onieśmielające.
- O nie, to podłe z ich strony - zauważyła, marszcząc brwi. Nie dość, że Jan pewnie miała pod górkę przez fakt, że była kobietą, to jeszcze do tego to? Nikt nie zasługiwał na takie traktowanie przecież!
- Mniej więcej… przez pewien czas mieszkałam poza Lorne, a potem wróciłam… i teraz sama nie wiem… - rzuciła, a kolejne pytania Jan były bardzo pomocne, swoją drogą! Dlatego pokiwała głową - to znaczy wiem, pracuję w domu pogrzebowym i właśnie po to tutaj przyszłam, mój szef m a jakieś papiery do odebrania - no przypomniała sobie, więc aż palnęła się lekko w czoło dłonią. A potem zarumieniła się, bo to przecież było głupie. - Przepraszam, nie wiem czemu się aż tak denerwuje - przyznała, obejmując się ramionami i patrząc na nią z lekkim, zawstydzonym uśmiechem.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Na razie całkiem nieźle – stwierdziła i kiwając głową również rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie narzekała na nową pracę. Miała szansę obserwować pracę innych oraz odmienny system panujący w kancelarii. Była też wolna od oczu współpracowników, którzy byli zazdrości o jej powiązania z szefem i przede wszystkim nie musiała patrzeć jakiegoś koloru byli klienci. Nadal walczyła o prawa czarnoskórych i nie wstydziła się mówić o tym problemie, ale dopiero niedawno zrozumiała, jak bardzo wsiąknęła w to podejście. Jak mono-kolorowe stało się jej życie i że zamieniała się w jednego z tych białasów rasistów, których z całego serca nienawidziła (tylko jej rasizm działał w przeciwnym kierunku).
- Taka branża. Ciągle ktoś w niej podkłada nogę. – Czy to wytykając współpracowników czy podkradając im klientów. To standard, bo każdy walczy jak może o przyszłość swej kariery a to kształtuje charakter i buduje pewność siebie niezwykle potrzebną w sądzie. Life is brutal.
Bacznie obserwowała Alice starając się wyłapać z jej wypowiedzi wszystko, co mogłaby wykorzystać. To zboczenie zawodowe było aż przerażające, ale Janelle nie zauważała tego zbyt przyzwyczajona do zachowania wpojonego przez lata kształtowania. Wziąć, zgnieść i zostawić po sobie ślad; to domena dobrego prawnika, a przynajmniej taką jej ojciec przekazywał nowicjuszom. Tylko nie jej. Swojej córce nigdy tego nie powiedział.
Już miała syknąć, powiedzieć coś kąśliwego i odgryźć się za to poczucie beznadziei, które czuła lata temu. Tylko, że do cholery, była dorosłą kobietą i powinna odpuścić sobie dawne niesnaski. Było minęło a ich życie się zmieniło.
- A ja wiem – stwierdziła w kwestii zdenerwowania Underwood. – Bo zachowuje się jak suka. – Nie miała problemu, żeby to stwierdzić. Jej postawa i ton głosu mógł przytłaczać osoby postronne. – I może też dlatego, że ostatni raz, kiedy się widziałyśmy doszło do dość intymnej sytuacji między nami, która najwyraźniej cię wystraszyła, skoro w dniu mojego wyjazdu nie przyszłaś, żeby się pożegnać. – A potem jeszcze całkowicie się odcięła nie odpisując na wiadomości ani nie odbierając telefonów od Reddick. Wtedy to bolało. Tak bardzo, że w pewnym sensie Janelle przestała ufać ludziom a dopuszczanie do siebie przyjaciół było naprawdę trudne. – Nie martw się – dodała szybko nie dopuszczając Alice do słowa. – To było lata temu. Jesteśmy dorosłe więc.. – Dopiero teraz pokusiła się o delikatny uśmiech. – ..tamto już nie ma znaczenia. – Doświadczenie i rana sprzed lat zdążyła się jako tako zagoić, chociaż Janelle z melancholią i bólem wspominała te dobre czasy z przyjaciółką, która brutalnie ją wystawiła. – Nie musisz się denerwować. Nie ugryzę cię – zapewniła pozostawiając na twarzy delikatny uśmiech. Starała się jak mogła, żeby zrzucić z siebie prawniczą manierę i miała nadzieję, że ten grymas nieco rozluźni atmosferę (stroju, postawy i poważnego gabinetu teraz nie zmieni). - Tylko, że skoro jesteś z domu pogrzebowego, to jak dobrze kojarzę ktoś mi miał stamtąd podrzucić umowę klienta, który się z wami sądzi. - Wspomniała o tym delikatniej niż wcześniej. Nie wypominała błędu jak surowa nauczycielka a jedynie starała się przypomnieć, bo może to szef Alice dał dupy i coś mu się pomieszało.
Rozpięła guzik w marynarce i rzuciła okiem na zegarek na chudym nadgarstku.
- Śpieszy ci się gdzieś? - zapytała z nutką zaciekawienia w głosie. - Nie mam już dzisiaj żadnych spotkań a w szafce w biurku marnuje się butelka dobrego whisky, więc może namówię cię na drinka? O ile pijasz whisky? Jeżeli nie, to poślę asystentkę po coś innego. - Nie miała przed tym żadnych skrupułów.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Kiedy Alice tu weszła, to co prawda była onieśmielona i zaskoczona, ale.. no musiała przyznać, że Janelle Reddick wydawała się taka… pewna siebie. Potężna wręcz trochę. Jak dobry człowiek na dobrym miejscu, który kontroluje wszystko wokół. Ma poważanie. I ma profesjonalizm. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie, zaraz się okaże czy tam, czy jednak nie, heh!
- Powinnaś mieć swoją kancelarię, która będzie łamać te stereotypy - odparła od razu, chociaż nawet nie wiedziała, kto tutaj rządzi. Nie interesowała się nigdy prawnym aspektem swojej pracy, bo do niej należało koordynowanie uroczystości, więc… no zajmowała się tym, co już było prawnie uregulowane. I najważniejsza regulacja - czyli że osoba w trumnie/urnie na pewno była martwa i na pewno była tą wskazaną w papierach. Bo kiedyś różne akcje były, to w końcu branża pogrzebowa…
No ale tak, do Alice należały kwiaty, organizacja uroczystości i co najwyżej wystawianie faktur. A i to sprawdzała ostatecznie księgowa, a nie ona.
- Nie, wcale nie - zaprzeczyła od razu i nawet posła jej ładny uśmiech. A potem ten uśmiech zmienił się w zakłopotany grymas, kiedy przygryzła na moment wargę. Podobny gest wykonywała lata temu, jak stresowała się na sprawdzianie albo przed trudną decyzją. Z niektórych rzeczy się nie wyrasta. Spuściła wzrok, walcząc ze sobą i ze wspomnieniami. Zwłaszcza tym jak wściekły był jej ojciec… i to wszystko co jej mówił… czym ją straszył… chyba nigdy nie doświadczyła takich samych uczuć jak wtedy. Czuła że zrobiła coś naprawdę strasznego. Pokręciła głową. - Nie, Jan… ja… naprawdę… przepraszam - przyznała cicho, niepewnie podnosząc na nią wzrok, odrobinę się nawet kuląc. Przy Gregu przeprosiny zawsze musiały wyglądać właśnie tak. A i tak wciąż był zły. I był ostatnią osobą, o której teraz powinna myśleć.
- A nie odebrać? Mogę do niego zadzwonić i zapytać - podniosła na nią wzrok, czując się… no trochę jakby znów była nastolatką, która powiedziała coś nieodpowiedniego. A potem pokręciła głową, szukając telefonu. - Nie, właściwie to nie - odpowiedziała po chwili namysłu, szukając w telefonie numeru do swojego szefa. - Chętnie się napiję, jeśli w ogóle… no wiesz… chcesz ze mną rozmawiać, po tym wszystkim co było… - dodała, czując się jak skończona idiotka. Którą zresztą była. Jak wiadomo. Na pewno gadała same głupoty.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Dziękuję – odpowiedziała od razu na jej przeprosiny. – Doceniam to. – Bo wierzyła w szczerość tych słów i powinna wreszcie odpuścić sobie to, co działo się kiedyś. Owszem, poczuła się zraniona i wydarzenie to miało wpływ na jej późniejsze postrzeganie przyjaźni, ale każdy w życiu popełniał błędy. Minęło już wiele lat, więc mogła odpuścić, co jednak nie oznaczało, że tak łatwo byłaby w stanie zaufać Alice.
- Jestem pewna, że twój szef miał mi coś dostarczyć – powtórzyła, ale z delikatnym uśmiechem i łagodnym głosem, żeby nie wyszło, że to jakiś wielki problem. Poczeka na to kolejny dzień. Nie było kłopotu. Jak nie tą, to zajmie się inną sprawą, którą zabierze ze sobą do domu, bo nic innego nie miała do roboty w mieście, w którym nie posiadała żadnych znajomych.
- Nie proponowałabym tego, gdybym nie chciała – zapewniła wyciągając z biura wspomnianą butelkę oraz dwie zdobione szklanki, których miała cały komplet zakupiony jeszcze podczas pracy w kancelarii ojca. - W pierwszej chwili, jak cię zobaczyłam to poczułam się odrobinę zła, ale.. – Zrobiła krótką pauzę, żeby nalać whisky do obu szklanek. - ..to była złość tamtej nastolatki, która do ostatniej chwili wierzyła, że przyjdziesz. – Nie miała kiedy o tym powiedzieć. Tego, że jej ojciec już miał dość czekania a ona błagała, żeby jeszcze jedną chwilę, dosłownie momencik wstrzymał wodzy. Robiła wszystko co mogła i do ostatniej chwili wierzyła w ówczesną przyjaciółkę. – Mocno przechorowałam utratę przyjaciółki. – Nie będzie kłamać, że było inaczej. – Ale najwyraźniej tak miało być. – Nie musiało, ale się stało. Czasu nikt nie cofnie a ona.. Janelle nie będzie robić z tego afery. Powinna być ponad to, a przynajmniej tak czuła, nawet jeśli miała ochotę wypytać Alice o szczegóły tamtego dnia. O to dlaczego nie przyszła, co się stało i czemu sprawiła, że Reddick poczuła się jak idiota albo raczej ktoś, kto wszystko zmarnował przez spontaniczny pocałunek. – Mimo wszystko – Podała jedną szklankę Alice a drugą wzięła w swoją dłoń nadal jednak pozostając po drugiej stronie biurka. – wypiję za to spotkanie. – Uniosła szkło w geście toastu i upiła łyk gorzkiego whisky. Bez lodu, więc to nie było łatwe. – Nie miałam kiedy pogratulować ci ślubów. Chociaż chyba pierwszego już nie powinnam, prawda? – Bo było i minęło. W mało przyjemnych okolicznościach, ale jednak. Mimo wszystko Janelle chciała dać do zrozumienia, że mniej więcej wiedziała, co działo się w życiu Alice, a przynajmniej wiedziała o jej dwóch małżeństwach.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Bo to było szczere. Tamten okres był dla Alice bardzo trudny, bo nigdy nie miała czasu, żeby to tak naprawdę przepracować i zrozumieć. Wszystko wtedy potoczyło się tak szybko, tak… no też trochę intensywnie (nawet jeśli nic poważnego się między nimi nie stało, dla niej to był moment kompletnie otwierający oczy i… no taki, który zatrząsnął jej wtedy jeszcze bardzo niewinnym światem), a potem zostało tak brutalnie przez jej ojca zniszczone i… no trochę zbrukane. Brzmi to okropnie, jak z czasów jakichś średniowiecznych, ale tak właśnie się stało. Ojciec przekonał ją, że same myśli o tym, były złe, i niewłaściwie, że coś jest z nią nie tak. A ona niestety wtedy była bardzo podatna na takie słowa, bardzo delikatna i cóż. Zamknęła tą część siebie, wyparła ją i nigdy jej tak naprawdę nie poznała. Wciąż nie wiedziała co to wszystko wtedy znaczyło i… no przecież był Mike, zakochała się w nim. Więc… myślała że nie musi do tego wracać. A teraz widok Janelle Reddick przywołał to wszystko. Te dobre chwile i ten terror, który później narzucił jej ojciec. Był homofobem, co tu dużo mówić. I nawet jeśli ona nie kierowała się homofobią w życiu i była ultra tolerancyjna, nigdy nie miała okazji odkryć znaczenia tamtego lata.
- Przepraszam, zadzwonię do niego i wszystko wyjaśnię. Sama Ci dostarczę wszystko co trzeba. Ten okres tuż po wakacjach jest u nas w pracy po prostu strasznie trudny, dużo pogrzebów… - przyznała, chociaż początkowo nie chciała się tłumaczyć. Ale jak jest natłok obowiązków, to czasem człowiek zapomina o takich sprawach. A wakacje to sezon pijanych ludzi, głupich turystów i topielców. Pożary lasów też zostawiają okropne żniwo…
- Masz prawo być zła, nigdy nie mogłam… wyjaśnić - przyznała, zawstydzona. I… no jednak z bólem. Bo chociaż chciała jej wyjaśnić, wiele z tego wciąż było tajemnicą dla niej samej. I były pewne pytania, na które wciąż nie miała niestety odpowiedzi…
A teraz wzięła od niej szklankę i niepewnie spojrzała jej w oczy. Nawet po takim czasie to wciąż było… skomplikowane. - I Twoje zdrowie - skinęła lekko głową i napiła się łyka. A potem zakrztusiła drugim.
- Um… tak… no… - zaczęła, trochę spłoszona. Czuła się… winna. Chociaż nie wiedziała dlaczego. - Michael… - zaczęła, ale przerwała i spuściła wzrok na swoje dłonie. Tak, Jan zaczęła od bardzo trudnego tematu! Więc Alice napiła się jeszcze, tak jakby miało jej w tym jakkolwiek pomóc odrobina alkoholu. - A ty? Zero ślubów? - zapytała, czując się trochę jak na świeczniku, więc odbiła pytanie. I chryste, przecież była kobietą, która zawsze miała coś do powiedzenia, czemu zachowywała się teraz tak, jakby zapomniała jak się mówi? Była na siebie zła z tego powodu.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Wyjaśnić. Czy tego chciała Janelle? Kiedyś na pewno oczekiwałaby tłumaczenia, ale po tylu latach, pomimo odczucia irracjonalnej złości, nie miała wobec Alice żadnych oczekiwań. Dawno temu straciła przyjaciółkę, o której życiu słyszała już tylko od rodziców i im bardziej oddalała się od ich wspólnego życia tym mniej oczekiwała. Przyjaciółka była snem, kawałkiem czegoś, co rozmywało się w natłoku kolejnych wspomnień. Uczucie złości pozostało, ale cała reszta.. przyjemne chwile, wspólne wygłupy, śmiech i rozmowy o troskach przeminęły wraz z uczuciem warg, których niespodziewanie posmakowała, tym samym widząc Alice po raz ostatni. Jeszcze wtedy nie wiedziała co o tym myśleć. Nie zastanawiała się nad sobą w tych kategoriach szybko uznając, że to była tylko zabawa. Dopiero z wiekiem i poznaniem narzeczonej przekonała się, że czuła coś do kobiet, lecz nigdy nie przyznała się rodzinie. Siedziała w szafie. Być może głębiej niż Underwood.
- Michael – powtórzyła, bo do tej pory nie miała pojęcia, jak nazywał się pierwszy mąż byłej przyjaciółki. Odczekała chwilę skrycie oczekując rozwinięcia tematu, którego niestety się nie doczekała. Wiedziała, że poruszyła ciężki temat, a przynajmniej mogła się tego spodziewać po tym co pobieżnie usłyszała od rodziców, ale nie przypuszczała, że ten zostanie ucięty już na samym początku. Usłyszała jedynie imię i tyle. Ciach. Koniec. Czas do domu. Do widzenia. Albo konkretniej – odpierdol się od tego tematu.
Zmarszczyła brwi odrobinę niepocieszona zmianą tematu i upiła łyk gorzkiego alkoholu.
- Jedno byłe narzeczeństwo, ale bez ślubu. – Przytaknęła na tyle swobodnie na ile się dało, chociaż ten temat uważała za bardzo drażliwy, wciąż nieprzepracowany przez jej własną upartość i głupotę. – Odmienne priorytety – dodała w ramach wyjaśnień czemu ten jeden poważny związek jej nie wyszedł. Nie była to pora na rozwinięcie trudnych dla niej tematów związanych z kolorem skóry, na co niestety w jej rodzinie mocno zwracano uwagę. Kiedyś tak nie było, ale po przeprowadzce do Cairns wiele rzeczy uległo zmianie.
- Coś nie tak? – zapytała wreszcie o coś, co ciągle nie dawało jej spokoju. – Wydajesz się być.. spłoszona. Boisz się czegoś? – Na początku spotkania Janelle zareagowała ostro, ale teraz starała się być nieco swobodniejsza i spokojniejsza, więc w czym rzecz? - Jeżeli mnie, to się zdziwię, ale.. jeżeli nie chcesz tutaj być, to cię nie zmuszam. - Zwłaszcza, że Alice zachowywała się dziwnie. Nietypowo, jak na dziewczynę, którą kiedyś znała.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Każdy zasługuje na wyjaśnienie. I na przeprosiny. Podobno nigdy nie jest na nie zbyt późno, ale im więcej czasu upływa, tym trudniej je sformułować i tym gorzej zostają przyjęte. No ale, to nie zmienia faktu, że powinny paść. Inna sprawa, że Alice nigdy do końca nie przetrawiła tamtych wydarzeń. Musiała je szybko schować do jednego pudełka w swojej głowie, a potem schować, bez żadnego podsumowania, bez analizy. Zresztą, miały wtedy zbyt mało wspólnych chwil, żeby w pełni to zgłębić. Bo Alice nie wiedziała… czy do Janelle poczuła coś więcej, czy to było tylko takie chwilowe poczucie, że coś więcej może się pojawić? No nie wiedziała. Była wtedy głupiutką nastolatką, która najwyraźniej niewiele się w swoim życiu nauczyła. Kto wie, może gdyby wtedy porządnie to przepracowała, to teraz byłaby w stanie jasno i wyraźnie powiedzieć czego dokładnie chce, a czego nie? Chociaż no umówmy się, Alice i wyznaczanie jakichkolwiek granic nie szło ani trochę w parze. Niestety.
- A teraz jest Greg - dodała i tym razem nie uzupełniając o wielką historię tej miłości. Bo prawdę mówiąc, sama nie do końca ją znała. I w porównaniu z tym, co łączyło ją kiedyś z Janelle Reddick … o dziwo jej małżeństwo wydawało się jakby… mniej prawdziwe? Mniej ważne? Dziwna sprawa, ale nic nie mogła poradzić na to, że właśnie taka myśl zaświtała w jej głowie w tym momencie.
- Przykro mi - odpowiedziała, chociaż nie wiedziała, czy powinna. Może Jan się cieszyła z tego, że to małżeństwo się skończyło? Może jej priorytety były po prostu ważniejsze w tym równaniu? I przecież miała do tego prawo. Ale heh, no tu na Alice narzeka, że jej nic o Mike’u nie powiedziała, a sama robiła to samo! No ale, Alice nie chciała się licytować. Zamiast tego pokręciła głowa.
- Nie jestem pewna jak powinnam się zachować - przyznała szczerze, po chwili zastanowienia. - Nie, nie chce uciekać… nie tym razem - odpowiedziała po jakiejś sekundzie zastanowienia. - Ale nie jestem do końca pewna, co powinnam powiedzieć - dodała, przygryzając na moment wargę, a potem krzywiąc się, bo postanowiła wypić drinka do końca. A ona i alkohol to jednak było zabawne połączenie! Odstawiła pustą szklaneczkę na bok i westchnęła cicho. - Te lata temu naprawdę chciałam do Ciebie przyjść.... i chciałam to zrozumieć.. no to wszystko co się wtedy stało... - przyznała, pochylając się lekko na krześle i opierając się łokciami na kolanach, patrząc na Jan. - Bo sama do końca tego nie rozumiałam... - dodała, unosząc brwi. - A jak mój ojciec się dowiedział o czym myślę... był wściekły... - dodała ciszej, uciekając wzrokiem w bok. Wstydziła się tego, do czego właśnie się przyznawała. I swojego tchórzostwa, że nie spróbowała jakoś uciec wtedy z domu i się z nią chociaż pożegnać.
sumienny żółwik
-
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- W takim razie gratuluje. – Ponownie uniosła szklankę w geście toastu dobrze wiedząc o drugim mężu. O nim też usłyszała od rodziców, przez to również żałując, że ci kumplowali się z państwem Underwood. Z jednej strony mówili córce wszystko, ale z drugiej przemilczeli najważniejsze albo sami nie wiedzieli, co takiego stało się w dniu wyjazdu Reddicków. Albo wiedzieli i popierali podejście ojca Alice. Tego nikt nie wiedział a tym bardziej niczego nieświadoma Janelle, która cały czas zastanawiała się nad zachowaniem dawnej przyjaciółki. Nad jej nerwami, które rzucały się w oczy.
- Taa.. – Odwróciła wzrok na chwilę się zamyślając. – Mi też. – Bo było jej przykro, że wszystko skończyło się w taki sposób. Że dopiero zerwanie uświadomiło jej jak bardzo się zmieniła popadając w rutynę czarnego świata. Świat, w którym nie akceptowano białych ludzi w bliskim otoczeniu. Można było z nimi rozmawiać lub pracować, ale nie byli oni akceptowani w rodzinie, co Janelle przyjęła jako świętą zasadę, której teraz żałowała. Niestety – było już za późno.
Również odstawiła swoją szklankę niepewna, czego powinna się spodziewać. Nie spodziewała się wielkim wieści. Czegoś, co zachwieje jej światem, a raczej życiem, które kiedyś miała. Zaburzy dawne myślenie o przyjaciółce, a raczej skoryguje jej zachowanie, którym wtedy się odznaczała.
- Możesz mówić co tylko chcesz. Jesteśmy dorosłe. Nie będziemy ciągać się za włosami ani rzucać kamieniami. – Posłała Alice uśmiech chcąc jakoś zachęcić ją do uspokojenia się. Na początku Reddick zachowywała się jak pinda, ale szybko skorygowała swoje zachowanie uznając, że już nie była w przedszkolu. Mogła też upchać uraz głęboko w kieszeni tak samo, jak pochowała relacje z przyjaciółką. – Byłyśmy młode.. to.. – Przerwała odnosząc wrażenie, że źle wszystko interpretuje i jednocześnie pozwoliła Alice dokończyć.
Odstawiła szklankę, ale nadal trzymała ją w dłoni, którą musiała czymś zająć w głowie starając się szerzej zinterpretować słowa kobiety.
- Czemu był wściekły? – Musiała o to dopytać, a konkretniej o: - I o czym wtedy myślałaś? – Bo to najwyraźniej był klucz do wszystkiego, czego wtedy Janelle nie pojmowała. Jeszcze nie w tej chwili, bo choć starała się nie brać tamtego pocałunku do siebie, to jego zaistnienie sprawiło, że czuła się jeszcze gorzej w chwili, gdy Alice nie przyszła się pożegnać.

alice underwood
sumienny żółwik
Sekani
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Odpowiedzi na to pytanie Alice nie znała. Nie wiedziała, czy jej ojciec im powiedział, czy nie… ale w sumie, skoro był aż tak wściekły, aż tak wzburzony, to istniało pewne ryzyko, że by im wygarnął coś paskudnego, zrobił awanturę, zwyzywał ich córkę. Więc skoro nic takiego nie miało miejsce, a Janelle Reddick pewnie słyszałaby sama taką wielką awanturę ze swojego pokoju, to pewnie do tego się nie posunął. No i ostatecznie wyjeżdżali, nie był to jego problem już…. rozwiązał się sam.
- Tylko że… ja nie miałam z kim o tym porozmawiać, więc gdzieś… trochę to zepchnęłam w swojej głowie - przyznała z taką szczerością, że zaskoczyła samą siebie. Nie była typem człowieka-kłamczucha, właściwie to wręcz przeciwnie, niemniej dziwnie było się tak odsłaniać. Z rzeczy, których sama dobrze nie przepracowała. Dlatego tak trudno było znaleźć dobre słowa. Niemniej Alice była Alice, nie chciała jej zranić, dlatego tak bardzo szukała w swojej głowie odpowiednich słów.
- Był wściekły, bo uważał że to złe, o czym pomyślałam. Że za takie rzeczy idzie się do piekła.. - odpowiedziała, kręcąc głową. - Nawet nie wierzę w takie rzeczy, wiesz? W piekło. Miejsce, gdzie ludzie przez wieczność cierpią… nie, nie wierzę, że takie miejsce istnieje i że ktoś tam trafia, bo przez kilkadziesiąt lat życia nie był najlepszym człowiekiem. A czasem i mniej… - dodała, uciekając trochę od głównego tematu, ale rozkmina o piekle wydawała jej się po prostu lepszą alternatywą od przytaczania słów, które wtedy padły z ust jej ojca. Do teraz czuła się… no trochę brudna, jak o tym myślała. - Właśnie tego się nigdy nie dowiedziałam… - odpowiedziała, równie enigmatycznie, trochę nieśmiało na nią patrząc w tym momencie. Ale dziwne, wciąż widziała w niej tamtą dziewczynkę. A sama czuła się nieco jak staruszka, która ma na karku 70 lat. Pewnie paliłaby w tym wieku blanty, grała na ukulele, robiła na drutach i sadziła kwiatki na ogrodzie, jeśli oczywiście dożyje, no ale tak mentalnie czuła jakby przeżyła już przynajmniej dwa różne życia... jak nie cztery....
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ