malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Dawno tu nie przychodziła, a za każdym razem, gdy sztuka zdawała się być jej obca, odczuwała to samo mrowienie czystego wstydu, zupełnie jakby wyrzekała się własnej rodziny. Nietypowo, bo przecież była sierotą z własnego wyboru i już przeszła przez wydziedziczenie z kręgów elity. Miała podejrzenia nawet, że matka czyniła nad nią czary i sporządzała laleczkę voodoo z jej włosami, do której nieustannie wbijała szpilki. Chyba wizja posiadania nad sobą klątwy była bardziej znośna niż zmierzenie się z faktem, że ona sama raz po raz, bez końca i z wprawą osoby doświadczonej rozpieprzała sobie życie w drobny mak. To przypominało trochę umycie rąk przez Piłata – pozbawiała się w ten sposób ciężaru win, które spoczywały na jej kruchych, ozdobionych tatuażami ramion, które gięły się obecnie do podłogi z powodu wszechogarniającego smutku.
Uczucie to jednak zostało przez Julię wyparte dawno temu, więc obecnie miała wrażenie, że nie do końca umie sobie z nim poradzić. Trochę przypominało sprzęt, taki, który wyjmuje się z opakowania po długim czasie nieużytkowania i znowu chce się go wykorzystać, ale zgubiło się do niego instrukcję i trzeba działać po omacku. Niektórzy nawet mówią, że to łatwe, że pewnych rzeczy jak jazdy na rowerze się nie zapomina, ale okazuje się, że to jedynie dobre rady, które nie mają zastosowania.
Tak właśnie było z jej smutkiem, bo choć stała przed absurdalnym – dla niej, artystki – obrazem to i tak nie umiała wykrzesać z siebie emocji, które splątały ją i sprawiły, że przyjechała właśnie tutaj. Byli ludzie, którzy w ramach rozpaczy upijali się do nieprzytomności, inni zaś zaciągali się fajkami bez przerwy, zaś Crane w przypływie wszechogarniającej rozpaczy pojawiała się tutaj i przekonywała siebie, że piękno jest wieczne i że nawet jeśli obecnie przeżywa swój wielki upadek to obrazy w tej galerii będą wisieć niewzruszone, a przez to karmić następne pokolenia.
Może i niektórzy nie mieli zaufania do tych przyszłych, następujących po nich, ale Julia pozostawała optymistką w tej materii, przekonana, że zmieni się wszystko, ale sztuka będzie dalej najlepszym punktem odniesienia. W końcu była i dla niej, choć gdy usiadła wreszcie pod ścianą, w wygodnej pozycji, z wyłożonymi nogami w wysokich szpilkach nie wyglądała jak fanka obrazów, ale jakaś zbuntowana pannica.
Tatuaże, kolczyki, czarny strój i podziurawione dżinsy mogły być dla wielu czymś w rodzaju braku szacunku, ale prawda była taka, że przychodziła tu tak często, że galerię przestała traktować jak kościół dla artystycznego ducha, a jak swój prywatny dom, w którym cóż, zapomniała, że istnieją inni domownicy. Na dodatek, ta amnezja sprawiła, że chciała nagle skrzyżować nogi i zanim zdołała to uczynić, zaobserwowała, że podłożyła je brunetce, która skupiona na innym obrazie potknęła się na nich i wywinęła wcale nie tak artystycznego orła.
- O cholera, przepraszam! – wstała gwałtownie, by podać jej rękę i zrozumieć, że jest najlepsza nie tyle w smutku co we wprowadzaniu chaosu, co zaowocowało bardzo niestosownym w tym momencie śmiechem. – Przepraszam – powtórzyła raz jeszcze. – Ja wcale nie śmieję się z pani, tylko z tej sytuacji – wyjaśniła, mając nadzieję, że nieznajoma zrozumie i nie każe jej spierdalać.

Elphaba Flynn
ogrodnik/odpoczywająca aktorka — fleuriste
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Don't wish. Don't Start. Wishing only wounds the heart
#2

W dni wolne od pracy lubiła praktycznie wykorzystywać czas, a że nie często mogła pozwolić sobie na przyjemności, zdecydowała się odwiedzić galerię sztuki, o której kilkakrotnie miała okazję słyszeć od czasu przeprowadzki do Lorne Bay. Pomimo iż uwielbiała swoje obecne życie, brakowało jej aspektów dawnego, a sztuka zdecydowanie była jednym z nich. Czasami odczuwała dziwne poczucie winny, spowodowane decyzją o wyjeździe z Anglii i porzuceniu kariery aktorskiej. Nie żałowała, po prostu była świadoma, że już nigdy nie znajdzie się w tym samym miejscu, nawet jeśli zdecydowałaby się na powrót do branży. Ogrodnictwo było na swój sposób relaksujące i Flynn dobrze odnajdywała się w tej roli, ale była świadoma, iż nie chciała zajmować się ogrodami do końca swoich dni. Własnym tak, w ramach wspomnianego relaksu.
Galeria nie była sporych rozmiarów, za to znajdowało się w niej wiele interesujących dzieł sztuki. Każdemu z nich Elphaba poświęcała kilka dłuższych chwil, nie chcąc, by umknął jej jakikolwiek szczegół. Nie bardzo zwracała uwagę na otoczenie, oczarowana pięknem obrazów i innych dzieł. Szybko okazało się, że było to sporym błędem. Gdy była gotowa skierować się w stronę kolejnego z pięknych obrazów, napotkała przeszkodę, której w ogóle się nie spodziewała. Nie tylko potknęła się o coś, czego jej zdaniem nie powinno tam być, ale również napotkała spore trudności z utrzymaniem równowagi, co zaowocowało bliskim spotkaniem z twardą, zimną posadzką. Zabolało. Zanim zdążyła zorientować się co tak właściwie się stało, do jej uszu dobiegł kobiecy śmiech i niezbyt szczere przeprosiny. Dość zwinnie podniosła się do pozycji siedzącej i nieco pochmurnym wzrokiem zmierzyła swojego oprawcę.
- Gdybym wiedziała, że w taki sposób witacie tutaj cudzoziemców, podjęcie decyzji o przeprowadzce zajęłoby mi zdecydowanie więcej czasu - powiedziała poważnie, aczkolwiek pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. - Chwilę sobie posiedzę - dodała, dostrzegając wyciągniętą w jej kierunku dłoń. Odczuwała ból w prawej kostce, z którą w przeszłości miała już problemy. Rozmasowała bolące miejsce, po chwili ponownie spoglądając w kierunku nieznajomej. - Żadna ze mnie pani, Elphaba - tym razem to ona wyciągnęła rękę w kierunku, z którego wciąż dobiegał śmiech. - Szczerze powiedziawszy, nie trudno doszukać się komizmu w całej tej sytuacji, tak więc przyjmuję przeprosiny - uśmiechnęła się nieco szerzej.
Mogła złościć się na nieznajomą, ale to nie zmieniłoby niczego. Poza tym wciąż była nowa w Lorne Bay i nie miała nic przeciwko nawiązaniu jeszcze kilku nowych znajomości, tym bardziej, że planowała zatrzymać się tutaj na dłużej.

Julia Crane
powitalny kokos
Elphie
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
W jej długiej egzystencji (całe trzydzieści pięć lat!) zdarzało się jej robić rzeczy gorsze niż podstawianie nogi nieznajomej. Nie do końca wiedziała czy to wynika z pecha czy z wrodzonej przekory, ale Julia pomstowała na poznanie ludzi w warunkach ściśle sterylnych. Zazwyczaj miała na myśli zwykłą rozmowę bądź wymienianie uprzejmości. Za bardzo kojarzyło się jej to z rodzinnym domem w którym small talk o pogodzie był religią dominującą. Często widząc te półuśmiechy bądź ekscytację na wieść o opadach deszczu na twarzy zebranych miała ochotę podejść do tej jednostki i zetrzeć jej z twarzy ten irytujący i nieszczery uśmiech. Brzydziła się kłamstwa, a w takich konwersacjach odnajdywała je za często, nie było wcale świętym Graalem, a pospolitą błyskotką, która mieniła się wśród elit.
Może dlatego, gdy dorosła, stała się absolutnie odporna na takie rozmowy o niczym. Często zaczepiała interesujących ludzi ze względu na swoje prace, ale zazwyczaj było to szybkie wyłożenie kawy na ławę. Ze wszystkimi tak się obchodziła – przyjaciółmi, kochankami, interesantami. Może i była impulsywna i namiętna, ale przede wszystkim szczera i wiedziała, że niegdyś napyta sobie biedny. Ciekawa jednak była czy ten moment nastąpił już, gdy przewróciła kobietę czy za chwilę, gdy nieznajoma poczuła ból w kostce, a na dodatek Crane skwitowała go śmiechem.
Nie potrafiła jednak inaczej.
- Czyżby Wielka Brytania? Byłam tam w szkole i wiele spraw załatwiacie w białych rękawiczkach – uśmiechnęła się, powróciły wspomnienia za czasów internatu i życia w dopasowanych mundurkach. Już wtedy przekrzywiła krawat, by nikt nie pomyślał, że jest grzeczną panienką z dobrego domu. – Julia – również się przedstawiła, ale przyglądała się kobiecie uważnie. Smutek, który przed chwilą ją opanował, zniknął ja sen złoty, bo zżerała ją ciekawość, taka naturalna, występująca przy poznaniu kogoś z zupełnie innej bajki. – Skąd takie imię? Nie brzmi zbyt tradycyjnie – zastanowiła się i uścisnęła dłoń, gdy nareszcie wylądowała w okolicach jej ręki. – Śmieję się, bo to wcale nie tak, że czekam na ofiarę, a potem ją przewracam – uściśliła, ale mogło to tak wyglądać. Może i nie powinna być tym rozbawiona, ale Crane nie miała ostatnio za wielu okazji do szczerego śmiechu, więc wyciskała ten moment jak cytrynę.
Uniosła się w końcu i spojrzała na obraz.
- Rzadko kto się przed nim zatrzymuje. Jest symbolem niepokoju – wyjaśniła, skoro kobieta nie była tubylcem i omijały ją historie o Lorne Bay. Takie do których Julia zachowywała wprawdzie swój zdrowy sceptycyzm, ale i tak lubiła ich słuchać.

Elphaba Flynn
ODPOWIEDZ