pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Zasługiwała. Była może i młoda oraz piękna (dwa przymioty idealnej kochanki), ale to nie było tak, że widział w niej tylko gorące ciało. Znał jej wartość i doceniał to, że daleko jej od stereotypowej blondynki, która płaszczyłaby się przed znanym pisarzem. Może i wiedział, że frazesem wielu żonatych mężczyzn jest stwierdzenie, że żona go tak nie rozumiała jak nowopoznana dupa (trywializował, ale bawiły go te samce w kryzysie wieku), ale po poznaniu Pearl zrozumiał, że to może być prawda. A przynajmniej wówczas dla niego była, bo stracił dla niej głowę zupełnie. Przez pierwsze miesiące był zakochany w niej jak uczniak i zawsze łudził się, że nikt nie odbierze im tym wspomnień i tego, że przeżywali swoją miłość. Zakazaną, niegodną, brudną i skazaną na potępienie, ale nie wątpił przez chwilę, że łączyło ich prawdziwe uczucie. Tyle, że po upływie czasu stał się kalką wszystkich tych, którymi tak otwarcie gardził i mamił ją obietnicami bez pokrycia.
Zrozumiał, że faktycznie, wie o sobie jedynie tyle, na ile go sprawdzono i w tym teście z zatrzymania przy sobie kobiety wręcz idealnej poległ przez swoje tchórzostwo, reputację i chęć zysków. Nic dziwnego, że wówczas tak prędko znienawidził swojego detektywa – nie dość, że przestał być jego wiernym alter ego to z powodu chciwości odebrał mu coś, co Chris wówczas definiował jako szczęście.
I choć teraz z perspektywy lat nie wiedział czy zostaliby parą, czy w ich domu nie latałaby talerze i noże to zawsze miał pozostać ten margines pytań o to co by było gdyby. A jako pisarz nienawidził tego rodzaju znaków zapytania, doprowadzały go szału wielokropki i raził sztucznie zakończony rozdział między nimi, gdzie ktoś po prostu obwieścił złowieszczo KONIEC.
Zaraz po wielkim pożarze.
Nie zamierzał jednak jej tego wszystkiego wyjaśniać, jej gniew i jego chęć zemsty stanowiły lepszą mieszankę niż jakaś karykatura neutralnej znajomości, która mogłaby się pojawić, gdy już oczyszczą atmosferę. Nie sądził jednak, że mimo wszystko będzie jej w stanie wybaczyć, choć zarzekał się, że nic jej nie zrobi. Była jego najgorszym koszmarem i co bardziej straszne, Haynes zdawał sobie sprawę, że to on zawinił i nie może ciągle przerzucać odpowiedzialności w jej stronę.
Nie grali wszak w tenisa, a pili drinki i wymieniali się uwagami na temat przeszłości.
- Skoro zasługiwałaś to dlaczego przy mnie wciąż byłaś? Nie byłem wówczas taki przystojny – pozwolił sobie na żart, ale akurat pod tym względem miał szczęście, jeśli nawet można było to rozpatrywać w tych kategoriach. Twarz Josha była tak piękna, że przez miesiące nie mógł spojrzeć na siebie w lustrze i ciągle zapuszczał brodę, by ukryć te idealne kości policzkowe. Czuł się jak skończony oszust.
Zaś jej słowa sprawiły, że poczuł coś jeszcze – wstyd. Nie ona miała żonę i to nie ona powinna być oceniana przez pryzmat swoich postępków. To on był skończonym kurwiarzem, więc na moment oparł dłoń o jej ramię.
- Przepraszam. To było zbyt… - wredne, samolubne, podobne do niego? Nie kończył, mogła sobie wybrać odpowiednią wersję, a on w mówieniu nigdy nie zdobywał Himalajów. Zdecydowanie lepiej szło mu ze słowem pisanym i z wyobraźnią, która przez nią i jej papierosa pracowała na zwiększonych obrotach. Westchnął, a potem jak skończony kretyn dał się jej złapać w pułapkę spojrzenia. Teraz, gdyby odwrócił wzrok, wiedziałaby, że i tak kłamie. Nie zrobił tego, choć padło pytanie na które nie znał odpowiedzi, a gdy pochyliła się do niego, instynktownie otworzył wargi, by przejąć od niej dym i choć tym współdzieleniem papierosa przypomnieć sobie czasy, gdy palili nago w łóżku.
- A ty byś nie chciała, żebym tobą gardził? Myślałam, że cię to kręci, Pearl – pozwolił sobie na uśmiech, który miał zgasnąć za sprawą jego psa, choć przecież to było dawno i wiedział, że kiedyś go odzyska. Należało jednak zapisać tę wiedzę do niespełnionych marzeń, tuż obok wyjaśnienia zdarzeń z tej felernej nocy, która na zawsze zmieniła ich życie.
- Cieszę się, że doceniasz jej małostkowość, zwłaszcza że to on miał zginąć w tym pożarze – i choć można było to interpretować jako zwykłe przekazanie informacji, ot, wiadomość, jakich zazwyczaj wiele w natłoku konwersacji to tak naprawdę badał jej reakcję.
Musiała gdzieś mieć słaby punkt i choć na pewno nie zależało jej na jego cierpieniu i życiu po pożarze (co dobitnie pokazała) to może rozczuli się nad zwierzęciem, które nie było niczemu winne.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Powinna była wyjść w chwili, w której się tutaj pojawił, nawet nie odpowiadać na pierwsze z jego słów, nie pozwalać sobie na to spotkanie, jakikolwiek kontakt. Nie chodziło wcale o to, że mógł ją przyłapać na zbrodni, której faktycznie nie wiedziała, czy się dopuściła... po prostu to on sam w sobie był problemem. Nie musiał jej o nic oskarżać, wystarczyło, że był tutaj, siedział obok, nawet z inną twarzą, ale z tymi samymi oczami i głosem. To wszystko sprawiało, że przypominała sobie nie tylko własne występki, ale też ich całą relację, tą, która jasno nakreśliła obecną Pearl Campbell, kobietę, która sama do końca nie wiedziała kim jest, kiedy mówi szczerze, a kiedy udaje. Przestała ufać innym tak bardzo, że na którymś etapie przestała zaufaniem darzyć także samą siebie i pogubiła się w maskach przykrywanych innymi paskami. Warstwa, za warstwą i teraz sama nie mogła mieć pewności, że po zdarciu ich wszystkich cokolwiek by zostało.
- Bo wierzyłam w ciebie - szczerość zaskoczyła ją samą, bo dopiero gdy usłyszała te słowa wypowiedziane na głos, nawet jeśli z tą znudzoną, lekceważącą wręcz manierą, w której uwielbiała się pławić, zrozumiała, że właśnie tak było. Przełknęła wyznanie, jakby taka wiarygodność kaleczyła jej przełyk, ale nie planowała się wycofywać. Nigdy nie mogła pokazać, że coś ją dotykało, przerastało, uwielbiała zgrywać się na kobietę, której działania są w pełni świadome, jednak przeważnie błądziła po omacku. - W nas - mruknęła już nieco ciszej i niemalże natychmiast uniosła do ust drinka, jakby musiała te dwa słowa przepić, albo nawet przepalić alkoholem. Była taką idiotką. Z perspektywy czasu, jak często to bywa, widziała to dokładnie. Miał żonę, a Pearl nigdy nie suszyła mu głowy, była doskonałą kochanką, nie robiła chorych jazd poza tymi, która nakręcały ten rodzaj nieszkodliwej złości, jaka mogła wzbogacić uczucia panujące między nimi. Wystarczyły jej słowa zapewnienia, pocałunki, czułe gesty, by nie prosiła o nic więcej. Bo był to ten rodzaj kobiety, do której zadzwonić można w środku nocy i rzuci się, jak w ogień, by odpowiedzieć na wezwanie, by wydrzeć z siebie wszystko tylko po to, aby czuć się dla kogoś ważną i właśnie przez takie podejście w jej życiu nie brakowało bydlaków, którzy ją wykorzystali i porzucili. Dlatego teraz tak uparcie uciekała od mężczyzn, a jednocześnie... stale się nimi otaczała, bo była jak jakiś magnez niekonsekwencji.
- Ta... było - zmarszczyła czoło, nieco wyrwana z własnych myśli przez jego dotyk na własnym ramieniu. Nie spodziewała się tego, było widać po niej lekkie rozkojarzenie, ale nie pozwoliła mu na długo panoszyć się po jej twarzy. Całe szczęście teraz to Haynes miał być w pułapce i z pełną satysfakcją zamierzała go w niej trzymać, nie dawać przewagi.
- Unikasz odpowiedzi - wytknęła mu, zamiast samej ulec jego pytaniu. - Gardzi mną ogrom ludzi, jeden w tę czy we w tę nie robi dla mnie różnicy - wzruszyła ramionami i wcale nie kłamała. Z mężczyznami w jej życiu tak to już bywało. Zaczynało się niewinnie, nigdy nie prosiła o atencję, to oni na nią polowali, oni wyszukiwali jej w tłumie. Potem, kiedy zaczynali łowy, ulegała, jak ta ćma przy ogniu, wierząc, że uczucia będą dwustronne. No i gdy sama się spalała, w drugiej stronie powoli wszystko dogasało, a z czasem zaczynała pojawiać się niechęć, niezrozumienie, kłótnie, pogarda i tak to jakoś się toczyło.
- Był wtedy w domu? - zapytała jeszcze o psa i zmarszczyła czoło. Poczuła się trochę tak, jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim w skroń. Nawet się za nią złapała, jakby miała na moment stracić równowagę pomimo pozycji siedzącej. Z tyłu głowy rozległo się jakieś szczekanie. Było jej już niedobrze i nic nie rozumiała. - Pójdę już - oznajmiła po prostu i sięgnęła po torebkę, bo powinna była zakończyć te spotkanie już dawno.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Nie powinien narażać się na spotkanie z nią. Wprawdzie jego życie było dalekie od ułożonego i pełnego sukcesu stanu jak wcześniej, ale nareszcie był w dobrym miejscu. Z podłą pracą, ale zapewniającą zarobek. Z mieszkaniem, wprawdzie zakurzonym i pełnym książek z dawnych czasów, ale swoim własnym. Po rozwodzie, ale z usankcjonowaną majątkowo sytuacją z byłą żoną. Poza tym próbował za wszelką cenę naprawić swoje błędy i przynajmniej zadośćuczynić pewnym osobom, a to dla tego egoisty i alkoholika było wielkim poświęceniem. Nie wspominał już nawet o Alasce, która mimo całego specyficznego otoczenia – bo przecież była narzeczoną jego dawcy twarzy – nagle stała się mu bliska. Co więc robił w tym barze z byłą kochanką?
Miał wrażenie, że mimo potwornego sparzenia nadal uwielbiał pakować się prosto w ogień. Nie różnił się w tym od tysięcy ludzi, którzy z uporem maniaka wpadali prosto w to samo ognisko przy którym tak dobrze było wcześniej ogrzewać ręce. Nie po to Prometeusz sprowadził ludzkości ogień, by teraz rozsądnie go uważać.
A Pearl Cambell była ogniem, płomieniem, który tlił się nadal w jego podświadomości, niszczycielską siłą pasji tak ogromnej, że niemalże uwierzył w ich szczęśliwe zakończenie. Przeliczył się jednak i teraz należałoby to zdeptać butami, podlać wodą i wreszcie patrzeć jak żarzący się płomień zamienia się w popiół i proch.
- A ja byłem tylko człowiekiem – i on był szczery, bo wcale nie szukał wymówek odnośnie tego jak ją potraktował. Mogli się przekrzykiwać do kogo należała wina, ale było to zbędne. Wiedział, że w ostatecznym rozrachunku to on stchórzył i to on odpowiadał za rozpad tego związku. Chętnie dowiedziałby się czy to wyszło jej na dobre i poza spaleniem go (o ile to była ona, bo chciał w to wątpić) wyszła na ludzi, może znowu się zakochała? Nie śmiał jednak pytać o takie szczegóły. Stracił prawo do takich rozmów już dawno temu i choć pewnie dzisiejszy wieczór poświęci na research jej osoby Pearl nie musiała o tym wiedzieć. Jak i o tym, że podświadomie wciąż uruchomiała w nim szereg reakcji fizjologicznych i duchowych, bo mózg był na tyle przepastną krainą, że wciąż ukrywał przed nim wspomnienia, relacje i poszczególne słowa, które teraz wynurzały się z jego odmętów i przypominały mu o tej (nie)winnej dziewczynie, która latem zawładnęła jego duszą. Wystarczył dotyk, by pamięć ciała zareagowała bezbłędnie i przeniosła go w tamte rejony, zupełnie jakby był jakąś Dorotką, odwiedzającą krainy tak dziwne, niebezpieczne i zwodnicze, że powrót do domu zdawał się być wybawieniem.
A jednak wciąż mierzyli siebie spojrzeniami i udawali, że mają jeszcze coś sobie do powiedzenia. Czy naprawdę wierzył, że się mu przyzna? A może zwyczajnie chciał ją znowu zobaczyć i poczuć tamten żar, choć obecnie już nie musiał martwić się płomieniami?
Zastanowił się nad jej słowami.
- Myślę, że nie umiałbym tobą gardzić. Miałaś pełne prawo mnie zabić, wykastrować i zrobić wszystko, bym cierpiał. Mogę w odwecie marzyć o tym samym dla ciebie, no poza kastracją – zaśmiał się cicho – ale zawsze będziesz osobą przy której byłem szczęśliwy jak diabli – przyznał całkiem szczerze i może nawet w tym momencie zakopaliby topór wojenny i rozeszli się w swoich kierunkach, gdyby nie jej reakcja, która powiedziała mu więcej niż jakiekolwiek słowo z jej strony.
- Był. Wróciłem po niego – wyjaśnił więc zupełnie innym tonem, a gdy wstała, zwyczajnie wyjął z portfela pieniądze i zapłacił za jej drinki. Mimo wszystko nie spuszczał z niej wzroku, zupełnie jakby przyłapał ją na jakimś skomplikowanym kłamstwie i teraz znalazła się pod cenzurą. Właściwie tak dokładnie było i choć nie miał dowodów (oprócz zmyślonej naprędce spinki) to przeczucie obecnie robiło mi fikołka w żołądku i czuł, że za chwilę zwymiotuje.
Mógł mówić co chciał, zapewniać ją, że nie czuje żalu, ale świadomość, że ona NAPRAWDĘ to zrobiła i obróciła jego życie w piekło było nie do zniesienia. Z prostego powodu – on kiedyś tak bardzo ją kochał i nie mógł sobie poradzić z faktem, że to najbliższa osoba dopuściła się do czegoś takiego, nawet pod wpływem prochów. Zzieleniał na twarzy i dlatego kiwnął głową, a potem jak to zombie pobiegł do łazienki, by zwymiotować ten spokój i tę przyjemną konwersację.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
O ileż jej życie było łatwiejsze przed tym jednym wieczorem, w który to Chris postanowił ponownie o sobie przypomnieć? Nie, żeby jej codzienność pozbawiona Haynes przypominała sielankę. Stale wynajdowała sobie nowe powody do zmartwień, robiąc to niemalże na własne życzenie. Była głupcem, który nie wiedział kiedy powiedzieć stop, wycofać się, uspokoić... gnała na przeciw idei, za które inni nie daliby złamanego grosza i pewnie koniec końców skończy tak, jak jej przepowiadają, gdzieś w rowie bez dokumentów przy ciele. Tylko, że siedząc tutaj, może słusznie, a może, jak to ona miała w zwyczaju - naiwnie - wykluczała możliwość, w której to rolę jej kata miałby przejąć Christopher. Nigdy nie potrafiła ocenić ryzyka, nie widziała zagrożenia, które biło neonami po oczach, miała nie nauczyć się na żadnym ze swoich błędów i nie pierwszy raz mówiła sobie, że teraz wie na pewno. Mimo to w obecnej chwili naprawdę w to wierzyła. W to, że nawet gdyby Chris miał przed sobą winowajcę, to być może... być może nie mógłby jej skrzywdzić.
- Mam do was pecha - zbyt długo utrzymująca się patetyczna atmosfera, nawet jeśli wywołana przez nią samą, kompletnie jej nie służyła. Nie mogła w niej trwać, nie potrafiła zachować tej powagi, bo chyba bała się za bardzo odsłaniać. Kpina, sarkazm, niszowe poczucie humoru, to było łatwiejsze... wybierała więc tą pożywkę dla tchórzy, wmawiając sobie, że prezentuje się z nią, jak jedna z tych kobiet, które świadome są własnej potęgi na tyle, by móc wszystko lekceważyć. - Do tylko ludzi - wyjaśniła jeszcze co miała na myśli, unosząc kącik ust w tym wyuczonym, szelmowskim uśmiechu. Nie chciała go za bardzo winić, a przynajmniej nie na głos, bo to potwierdziłoby przypuszczenia, jak jej na tym wszystkim zależało. Wyszłaby na klasyczną małolatę, która dawała się wykorzystywać dojrzalszym mężczyzną, którzy o życiu wiedzieli znacznie więcej, niż ona.
Ucieszyło ją to, że i on postawił na żartobliwy ton wypowiedzi. Tak przynajmniej sądziła, już planując ripostę, kiedy wybił jej z głowy każdy złośliwy tekścik, tym jednym stwierdzeniem, na które nie była gotowa. Miała ochotę... sama nie była pewna, z jednej strony rzucić się na niego i wykrzyczeć, że nie ma prawa mówić takich rzeczy, a z drugiej... zawierzyć im przesadnie, pozwalając na rozpalenie tej durnej nadziei, którą z trudem w przeszłości ugasiła.
- No chyba słaby ten diabeł - skwitowała więc kąśliwie, nie wiedząc, czy sens jej słów zostanie przez niego wyłapany, bo zwyczajnie miała w głowie pustkę i musiała na szybko wypowiedzieć jakieś w miarę rozsądne słowa. Wszystko po prostu zaczęło ją tutaj przerastać, a wzmianka o psie już w ogóle. W głowie jej się kołatało i wiedziała, że ucieczka jest nieunikniona. Nie powiedziała nic odnośnie tego, że zapłacił, uznała, że powinien, nie musiała wykłócać się o to, by zapłacić za siebie, aby udowodnić innym swoją niezależność. W to przynajmniej wierzyła. Poza tym przez chwilę patrzyli się na siebie w tym zawieszeniu, aż Christopher nie uciekł w stronę toalet. Nim się obejrzała była już w połowie drogi za nim, zmartwiona stanem mężczyzny, ale przy którymś kroku się opamiętała. Nie. Po prostu nie. Nienawidziła go, skrzywdził ją, nie powinna więc sprawdzać czy wszystko z nim dobrze, poza tym... wciąż pojawiały jej się przed oczami sceny z nocy, której nie chciała pamiętać. Potrzebowała wina... dużo wina, w zaciszu własnej łazienki, ale przede wszystkim potrzebowała zapomnieć o rozmowie z Christopherem i o nim samym także.

Chris Haynes
<koniec>
ODPOWIEDZ