Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Ach, dom pogrzebowy!
Ni to dom, ni cmentarz, ni sklep, ni miejsce w którym powinien przyjmować terapeuta… Tak, dom pogrzebowy z pewnością miał swoją własną, specyficzną atmosferę która całkiem nawet przypadała do gustu Louisowi Abernathy. Do tego stopnia, że nie raz przed robotą chętnie przyjeżdżał wcześniej, aby omówić odpowiednie szczegóły oraz napić się paskudnej, cholernie mocnej kawy i wymienić kilka, wyjątkowo niestosownych żarcików. I lubił te niewielkie rytuały doskonale wiedząc, że w tej branży potrzeba było zarówno mocnej kawy jak i poczucia humoru, by samemu nie popaść w ramiona paskudnej depresji.
Dziś wyjątkowo przypałętało go tutaj już po zakończonej pracy, gdy uklepali szpadlami ziemię, przykryli ją tą tandetną sztuczką trawkę i złożyli wieńce od zrozpaczonej rodziny… A stąd dzieliła go tylko krótka przejażdżka karawanem (który mógłby mieć kilka dodatkowych koni) i już siedział sobie wygodnie przy biureczku domu pogrzebowego. Z kubkiem kawy w dłoni, papierosem wystającym spomiędzy warg siedział ubrany w czarny garnitur oraz równie czarną koszulę (na tej w końcu nie było widać śladów po wilgotnej ziemi, a on specem obsługi pralki nie był nigdy) mrucząc sobie pod nosem jakąś zasłyszaną w radio melodyjkę. Nie były to dźwięki z jego ojczyzny, jednak wżynały się w mózg niczym przepełniona foliowa siatka w dłonie sprawiając, że nie mógł o niej zapomnieć.
Czuł się niezwykle sielsko w tym jakże posępnym otoczeniu pełnym trumien, ciemnych kolorów oraz szarf ukazujących najróżniejsze możliwe pożegnania… I byłoby naprawdę pięknie, gdyby relaksu nie przerwał mu delikatny dźwięk dzwoneczka zwiastującego przyjście klienta. No też naprawdę nie mogli poczekać? Niechętnie wysunął papierosa z ust aby odgasić go w plastikowym kubeczku.
- Dzień dobry! - Grzecznie przywitał blondynę skinieniem swojej głowy, by powolutku rozpocząć desant w stronę zaplecza - tam bowiem było jego miejsce a nie tutaj, gdzie czaili się klienci których jego brak detalicznej wiedzy pogrzebowej oraz specyficzne maniery mogłyby urazić. Tylko dlaczego nie było tego rudzielca, który zawsze prezentował trumny? Wyraz konsternacji pojawił się na jego twarzy gdy wyciągał telefon aby wymienić kilka szybkich wiadomości i dowiedzieć się, że rudzielec poszedł na przerwę i to jemu przyjdzie zmierzyć się z klientką.
A może zdąży się jeszcze desantować, nim kobieta go zauważy? Miał taką nadzieję, wykonując kolejny krok w stronę zaplecza… Zatrzymał się jednak, dochodząc do wniosku, że jeśli ma odnieść porażkę to przynajmniej z honorem, który tak mocno wbijał mu go głowy ojciec. Poprawił więc marynarkę, przywdział na usta firmowy uśmiech numer sześć -uprzejmy, lecz nie radosny - i podszedł do kobiety. - W czym mogę pomóc? - Spytał miękko, by chwilę później już rozważać czy miała jakieś inne opcje odpowiedzi - w końcu nie kupi tu ani drożdżówki ani nowego zegarka… Chociaż to drugie dałoby się zorganizować.
Na upartego, oczywiście.

Previa Goldstein
ambitny krab
Grabarzem, baby!
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Organizowanie pogrzebu za życia brzmiało dość makabrycznie i mało brakowało, a zaraz po znalezieniu się na tej przeklętej ulicy powróciłaby do samochodu i odjechała w siną dal. Rokowania jednak były kiepskie, a ona już powoli dojrzewała do decyzji, że nie zamierza cierpieć w agonii, więc postanowiła odejść szybko i bezboleśnie. Właściwie była przekonana, że niewiele ludzi będzie o niej ciepło myśleć i uroni łzę, więc i ona musiała podejść do tego pragmatycznie.
Bzdura, właściwie do wszystkiego podchodziła w ten sam, ściśle określony sposób. Po żołniersku wręcz. W końcu tam, na wojnie nikt się nie rozczulał trupami, a i bywały sytuacje, w których nawet żołnierzowi kradło się buty, jeśli pasowały bardziej i nie były zniszczone, więc nic dziwnego, że i teraz miała do tego stosunek bardzo… adekwatny.
To jest postanowiła zachować się jak królowa i zorganizować sobie próbę przed jej wielkim dniem wstąpienia na katafalk i pozwolenia na odśpiewanie hymnów. Tak naprawdę jeszcze nie zdecydowała czy woli trumnę czy być spaloną, więc musiała rozeznać rynek. Mało brakowało, a wzorem innych urzędowych spraw ogłosiłaby przetarg na zorganizowanie pogrzebu idealnego i obserwowałaby zwycięzców.
Postanowiła jednak konsekwentnie oddzielać sprawy zawodowe od prywatnych i pojawiła się tutaj jako osoba niezwiązana z miastem, w ciemnych okularach i czerwonej sukience, w której mogła zostać pochowana. Nie spodziewała się jednak, że zamiast starego pryka, który pieprzy zazwyczaj coś o ostatniej drodze i pożegnaniu, spotka jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy, który popalał sobie papieroska w otoczeniu trumien.
Mało brakowało, a wyszłaby ze sklepu z trumnami (tak to się nazywało?) i sprawdziła, czy nie trafiła do jakiegoś nowoczesnego, hipsterskiego baru, gdzie po prostu piło się czystą w otoczeniu katafalku i wieńców z lilii, które drażniły jej nozdrza.
Tak jak i oto wkurzał ją ten jegomość, więc na jego powitanie przewróciła oczami (dobrze, że w okularach) i postanowiła czekać jak na zbawienie na osobę znającą się na rzeczy. Najwyraźniej jednak Bozia ją pokarała sromotnie, bo nim się obejrzała, a znowu pojawił się mężczyzna, który… zapewne był jakimś skazańcem i to była jego praca społeczna. Ewentualnie (i to była całkiem prawdopodobna opcja) był jakimś upośledzonym dzieckiem, a ona choć była za eutanazją takich przypadków to jako burmistrz musiała zachować twarz i nie kopnąć go ze szpilki, gdy zadał najgorsze pytanie świata.
- A masz jeszcze jedną fajkę? – zapytała więc i zdjęła okulary. Podeszła bliżej trumny i poklepała ją, zupełnie jakby miała do czynienia z wyścigowym koniem. – Potrzebuję kogoś kompetentnego, chcę zorganizować pogrzeb – wyjaśniła, ale nie widać było śladu łez, a czerwień jej sukienki zapewne dziwnie kontrastowała z tym miejscem, tak przyzwyczajonym do czerni żałobników.

Louis Abernathy
powitalny kokos
boska
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy zwyczajnie nie przejmował się tym, jakie wrażenie robił na ludziach. Owszem, gdy przyszło mu oficjalnie występować na ceremoniach w tym swoim czarnym gajerze i równie czarnej koszuli, posiadał na tyle przyzwoitości aby zachowywać się w odpowiedni, wyuczony przez babkę oraz matkę sposób. Gdy jednak bywał sam, tak jak teraz w domu pogrzebowym, zwyczajnie chował maniery w buty ciesząc się z rozkoszy nic nie robienia - pojęcia, znanego jedynie Włochom, będącymi najmądrzejszym narodem na tej ziemi kropka. Jako Louis jednak nie przyznawał się do swoich, jakże cudownych korzeni wszystkim sprzedając bajeczkę, co by pochodził z miasta w Tasmanii.
I z pewnością nie był tym, kto paniusia w czerwonej sukience pragnęła zobaczyć, chociaż sam uważał, że za wszystkich pracowników domu pogrzebowego był tym o najprzyjemniejsze mordzie i największych perspektywach, w końcu miał pod sobą dobre tysiąc osób… O fakcie, że były to zimne trupy w tym momencie zapomnijmy.
- Ile tylko pani sobie życzy, tylko proszę o tym głośno nie mówić bo się sępy zlecą. - Mruknął pół żartem, po czym wyjął paczkę aby poczęstować kobietę i, niczym gentelman najznamienitszy odpalił jej papierosa, jeśli tylko sobie tego życzyła. Bo przecież klient nasz pan, czyż nie? Jego klienci co prawda byli niezbyt rozmowni i dziwnie mu było z klientem, który nie dość, że mówił to jeszcze się ruszał, nie miał jednak zamiaru się poddawać będąc pewnym, że żadna blondyna w czerwonej sukience nie była mu straszna (a i czasem dogadywał się z rodzinami, więc mielić ozorem powinien potrafić).
- Proszę przyjąć moje kondolencje. - Standardowa formułka uleciała z jego ust, choć kobieta nijak nie przypominała kogoś, kto tkwiłby w żałobie. W kolorze, bez łez zalewających jej twarzy i roztrzęsienia - to zdawało się być standardowym pakietem żałobnika. - Na chwilę obecną jest pani zdana na mnie. - Stwierdził wzruszając ramieniem, bo jeśli chciała cokolwiek osiągnąć dzisiejszego dnia, nie miała innego wyjścia niż dogadać się właśnie z nim. - Louis Abernathy, obsługa ceremonii oraz miejscowy grabarz. - Przedstawił się jak należy, wyciągając dłoń w kierunku eleganckiej kobiety. Wiedział, mniej więcej, co z czym się je i był pewien że będzie wiedział jak pokierować rozmową. - Kogo będziemy żegnać? I czy rodzina ma już zakupioną kwaterę na cmentarzu? - Jakże sprytnie zaczął więc od kwestii która była mu najbliższa oraz najłatwiejsza do omówienia - a o kwaterach byłby w stanie mówić na tyle długo, aby doczekać się przyjścia zmiennika.
I oby dostał za to podwyżkę!

Previa Goldstein
ambitny krab
Grabarzem, baby!
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Jako burmistrz powinna być znana ze swoich zdolności interpersonalnych, ale Previi nadal było bliżej do suflera, który w umiejętny sposób pociąga za sznurki niż do głównego aktora, więc nadal była nieco nieopierzona. Ten piękny eufemizm tłumaczył fakt, że najchętniej wysłałaby biedotę do innego miasta, prześladowały ją nocne koszmary w których dusiła ludzi oraz jej życie toczyło się pod zwrotnik Raka, który na dodatek osłabiał jej i tak wątłe zdrowie.
Które nadszarpnęła w imię zachowania dobrej atmosfery z tym kimś, kto mianował się obsługą tego przybytku. A nie wyglądał, właściwie miała niezły instynkt i musiała przyznać, że dawno już nie dawał jej tak oczywistych znaków (również dymnych), by spieprzać spod kurateli tego jegomościa i poszukać szczęścia w innym przybytku.
Tyle, że zamiast go posłuchać, jak ta nastoletnia cizia wyciągnęła dłoń łapczywie po papierosa i dała sobie go odpalić, skanując z bliska twarz przebierańca. W mieście było pełnych takich – działających pod przykrywką, o kiepskiej reputacji, może i ten smagły brunet był jednym z nich, a może… po prostu działały już jej paranoje, bo grabarz nie będzie przecież wyglądać wyjściowo i oględnie.
- Dzięki. Ratuje mi pan życie – wskazała na fajkę i postanowiła dać mu szansę, choć nadal szukała po ścianach odpowiedniego certyfikatu na brak kretynizmu tego pracownika. – Za kondolencje również dziękuję, ale nie będą one konieczne – wyjaśniła krótko i podała mu swoją dłoń z nietęgą miną.
Teraz już na pewno będzie musiała zdezynfekować ręce, a blizny w obrębie palców świadczyły, że robiła to wręcz kompulsywnie. Ktoś to nawet jej pięknie zdiagnozował, ale wywaliła jego zalecenia do kosza, a potem wystawiła mu niepochlebną opinię. Nie będzie byle konował jej zabraniać myć rąk!
Ani organizować jej pogrzebu?
Westchnęła, bo najwyraźniej czas ucieczki z tego przybytku pełnego grozy skończył się w chwili uściśnięcia prawicy tego mistrza ceremonii.
- Tak właściwie to co pan robi? – zapytała podejrzliwie, bo niewiele jej to mówiło. Z papierosem między palcami – a umiała trzymać go z niebywałą gracją i jednocześnie niedbale – przeszła kilka kroków, a stukot szpilek odbijał się echem po parkiecie, wśród tych wszystkich martwych, których nie dobudzi nawet taki dźwięk. Postukała kciukiem po trumnie, licząc, że jak w dziecięcej zabawie ktoś odpowie kto to, a potem spojrzała na niego znowu.
- Nie, żadnej kwatery nie ma. Też pragnę ją wykupić, oczywiście w najdroższej alejce i pod drzewem – zaznaczyła bardzo poważnie. Nie będzie leżała gdzieś na uboczu, nawet jeśli grób miał zostać opuszczony, bo nie wyobrażała sobie jaśnie pana byłego męża, który ją nawiedza z nową ladacznicą. – A pogrzeb ma być dla mnie – odpowiedziała wreszcie na podstawowe pytanie i wzięła do ust kolejny raz papierosa, by dostarczyć sobie nikotynę do płuc, a temu cofniętemu w rozwoju cwaniaczkowi dać czas do namysłu.

Louis Abernathy
powitalny kokos
boska
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy akurat dzisiejszego dnia prezentował się, jak na siebie, niczym milion świeżutkich, zielonych dolarów. W końcu nie pojawi się na ceremonii w swojej żonobijce poplamionej ziemią oraz plamami po obiadach, które nie chciały się już doprać - tak bywał na cmentarzu, gdy wiedział, że nikogo nie przyjdzie mu spotkać a w jego planach znajdowało się popołudnie spędzone ze szpadlem. Dziś jednak, w czarnym gajerze i jeszcze czarniejszej koszuli, przynajmniej w swoim mniemaniu, wyglądał niesamowicie dobrze! A fakt, że do istot skromnych nie należał, w tym momencie należy zręcznie pominąć.
Tak jak on miał ochotę pominąć tę rozmowę, bo przecież z planowaniem ceremonii nie miał nic a nic wspólnego. Jak to jednak mawiają klient nasz pan, a jeśli dobrze to wszystko rozegra może ominie go opierdol od szefa domu pogrzebowego, co chwila powtarzającego, że jest go zbyt wiele… w zasadzie wszędzie.
- Uznam to za komplement, droga pani. - Odpowiedział więc z firmowym uśmiechem numer pięć, mającym roztapiać lody spowijające ludzkie serca i programować je na sympatię w jego kierunku, której w tym momencie mocno potrzebował. Chwilę później już przyglądał się zainteresowany tej blondynce, gdy wyjawiła, że kondolencje nie będą konieczne. I już, na końcu ust miał żarcik o nielubianej teściowej, w ostatniej chwili powstrzymał się jednak przypominając sobie, że przecież nie każdy miewał równie czarne poczucie humoru, co on sam.
- Przede wszystkim opiekuję się cmentarzem. Wie pani, przygotowuję kwatery, dbam o porządek, pilnuję aby nic z niego nie ginęło, takie tam… W domu pogrzebowym zajmuję się obsługą ceremonii, przenoszeniem trumny, umieszczaniem jej w kwaterze, pilnowaniem aby przebiegała dokładnie tak, jak powinna. - Spokojnie, obojętnym tonem wypowiadał swoje kolejne obowiązki. I choć klienci nie należeli do rozmownych, Louis Abernathy niezwykle lubił swoje zajęcie, co widać było po uśmiechu, jaki pojawił się na jego ustach. Obserwował, jak kobieta ogląda trumny uważnie, mając nadzieję, że nie poniesie okrutnej porażki.
- Mamy dwie kwatery, które powinny się pani spodobać. Pod wierzbą płaczącą z widokiem na rzekę… - Trzecia w tym miejscu miała należeć do niego, nie przyznał się do tego jednak, nie wiedząc jak sam zapatruje się na poznawanie przyszłych sąsiadów jeszcze za życia. To wydawało mu się odrobinkę dziwne, w ten paskudny, oślizgły sposób. - Jeśli będzie miała pani ochotę, możemy się umówić na pokazanie kwatery. - Dodał, bo przecież dla niektórych rodzin widok znad grobu wydawał się być niezwykle ważnym, zupełnie jakby planowali spędzać tam niezliczone ilości czasu…
Szybko jednak dowiedział się, że to ta kobieta miała zająć ów kwaterę, na co zagwizdał z wyraźnym podziwem.
- Zapobiegawcza, co? W sumie to się pani nie dziwię, gdyby moja matka miała urządzać mi pochówek, posłałaby mnie na drugi świat w białej koszuli, a taka nie pasuje mi do oczu. Na szczęście mamusia już dawno zamknęła oczy. - Mruknął z rozbawieniem, po czym ponownie przeczesał włosy niewielkim grzebykiem. - Ma pani już jakąś wizję ceremonii? - Spytał, bo było to przecież niezwykle istotne!

Previa Goldstein
Opóźnienie sponsorowane przez gwarancję jakości Cukiereczku <33
ambitny krab
Grabarzem, baby!
burmistrz — która trzęsie ratuszem
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
niegdyś była wojskową i w Iraku wydawała rozkazy, a całkiem niedawno objęła stanowisko burmistrza i postanowiła zrobić wszystko, by zostać zapamiętaną - niekoniecznie w ten dobry sposób, ale ważne, że mówią, a nie jak mówią
Z sympatią w jej przypadku było jak z jednorożcem. Bywali i tacy, którzy z wypiekami na twarzy opowiadali o tym, że istnieje, ale większość pukała się w głowie i stwierdzała, że to wymysł i fantasmagorie. Previa wiedziała, że daleko jej do bycia uroczym słoneczkiem tego miasta i że ulotki wyborcze z nią w pełnym uśmiechu by się nie sprawdziły, bo byłyby nieprawdziwe, ale przecież nie zbudowano wielkich imperiów za pomocą grymasu buzi, a stanowczości i konsekwencji, a tej jej nie brakowało. Może i nie powinna widzieć tego sennego miasteczka jako zaczątku wielkiej historii, ale była burmistrzem i mogłaby sobie hiperbolizować do woli.
- A ja uznam to za dużą uprzejmość z mojej strony – powiedziała więc szczerze, ale odwzajemniła uśmiech, bo póki miała papierosa mogła sobie pozwolić na bycie mniej upierdliwą i sztywną jak zawsze. Miała wrażenie, że dlatego otrzymała od Losu (czy innej Bozi) nieuleczalnego raka, bo już za życia była osobą niezwykle spiętą, jak ulał pasującą do tych wszystkich trumienek, które przyciągały jej uwagę. Może i powinna skupić się na tym uśmiechającym się mistrzu ceremonii, ale miała wrażenie, że ma do czynienia z jakimś nieznośnym akwizytorem, a tych z chęcią wykopywała ze swojego domu. Razem z innymi czcicielami ekologii bądź innego Jezusa.
- Czyli jest panem takim przynieś, wynieś, pozamiataj – podsumowała go krótko, ścierając palcami kurz z trumny. Najwyraźniej o porządek tu nie za bardzo dbał, ale musiał jej przypaść do gustu, bo inaczej przecież zabrałaby siebie i swoją butę do innego zakładu pogrzebowego. Miała również wrażenie, że biedny grabarz czy kimkolwiek też mężczyzna był nie miał dotąd okazji, by się zwyczajnie wygadać, więc pozwalała mu na to, a sama z niesmakiem spoglądała na trumny. Właśnie podjęła pierwszą decyzję dotyczącą jej pochówku, ale na jego sugestię o wierzbę podniosła do góry głowę i zaśmiała się lekko.
- A co ja, Chopin jestem? – zapytała, choć podejrzewała, że ten nieboraczek nie słyszał o znanym kompozytorze. – Tak właściwie chciałabym głównie ukryć moją śmierć przed… pewnymi osobami – na myśli zaś miała byłego męża, bo miała wrażenie, że nikt się tak nie ucieszy z jej śmierci jak szanowny były małżonek, a ona obiecała sobie, że po jej trupie (dosłownie) doświadczy tej satysfakcji. Na razie jednak skończyła swoją przygodę z trumnami i powróciła do swojego akwizytora od spraw wiecznych.
- Przede wszystkim chcę być skremowana. Trumny są obrzydliwie w złym guście, a sam moment w którym żałobnicy podchodzą i się mi w niej przyglądają… - aż się zaczęła trząść z hipotetycznego oburzenia. Może i była umierająca, ale chciała odejść z klasą i przede wszystkim na własnych zasadach, a nie jak jakaś ostatnia sierota. – Chcę mieć wszystko najdroższe i najbardziej luksusowe. Cena nie gra roli – dodała ten wabik specjalnie, bo wiedziała, że odtąd ten cały Mariano Italiano z grzebykiem będzie traktował ją znacznie lepiej.
Wszystko miała swoją wartość, nawet zwykła uprzejmość i Previa zdawała sobie z tego sprawę.

Louis Abernathy
powitalny kokos
boska
ODPOWIEDZ