zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
  • 12.
Gdyby coś się nie popsuło, to byłoby przecież zbyt piękne, prawda? Niby Eden to wiedziała, niby nastawiała się na to, że wynajęta chatka za tak nieduże pieniądze może kryć w sobie wiele niespodzianek, ale kiedy przyszło co do czego i tak była zaskoczona całą sytuacją.
Tym bardziej, że nic nie zapowiadało katastrofy, tak przynajmniej zdawało się samej Goldwirth, choć prawdę mówiąc pewnie były jakieś symptomy, które mogły świadczyć o tym, że pewnego pięknego dnia to wszystko pęknie. No, może faktycznie nie wszystko, tylko konkretnie syfon pod zlewem. Eden akurat sprzątała już po obiedzie, a Belzebub kręcił się między jej nogami, płaczliwie miaucząc i domagając się uwagi, choć jeszcze dziesięć minut temu trochę ją drasnął, bo uznała, że może go pogłaskać. A jemu najwyraźniej się to nie spodobało. Zmienił zdanie, a że Eden była miękka, to szybko dała się udobruchać. Akurat pochylała się, żeby zmierzwić sierść kota, kiedy usłyszała miarowy dźwięk. Kap, kap, kap…
Potem wszystko wydarzyło się właściwie błyskawicznie. Otworzyła szafkę pod zlewem. Z syfonu wyraźnie kapała woda, ale Eden miała nadzieję, że to tylko drobna usterka i wystarczy trochę przykręcić jedną z części. To był błąd. Gdy tylko dotknęła syfonu, woda siknęła potężnym strumieniem (pewnie dlatego, że zapomniała o zakręceniu kranu), zalewając nie tylko podłogę, ale również sukienkę w kwiaty, którą tego dnia miała na sobie. Co z tego, że szybko zakręciła wodę, kiedy i tak stała już w jej kałuży, a ta kapała nie tylko z przemoczonego ubrania, ale nawet z końcówek jej włosów. Kiedy tylko rzuciła kilka szmat na podłogę, by trochę ją przetrzeć, wybiegła z domu, nie zaprzątając sobie głowy przebieraniem się. Dopadła do jednego z pierwszych domków w sąsiedztwie. I gdy tylko drzwi zaczęły się uchylać, Eden rozpoczęła swój monolog.
Cześć, przepraszam, że ci zawracam głowę, może jesteś czymś zajęta, ale możesz sobie wyobrazić, że zalało mi kuchnie? Chyba coś tam pękło pod zlewem, bo gdy tylko dotknęłam to woda tryskała jak z fontanny – wyrzucała z siebie słowa w tempie karabinu maszynowego. – I chyba sobie z tym nie poradzę, więc chciałam zapytać, czy nie masz jakiegoś zaufanego hydraulika albo kogoś, kto by mi z tym pomógł? – Mniej więcej w tym momencie Eden zawiesiła spojrzenie na wysokości, na której powinna móc dostrzec twarz sąsiadki. Ale jej tam nie było. Zamrugała zaskoczona, a potem uniosła głowę wyżej. I jeszcze wyżej. Aż w końcu dostrzegła niepasujące jej do okoliczności, ale jednocześnie znajomego oblicze. – Och, to ty. – Chłopak, którego prawie przejechała na rowerze i którego numer miała, ale jakoś głupio jej było dzwonić. – Przepraszam, pewnie pomyliłam domy, wybacz, już ci nie zawracam głowy… – Próbowała się wycofać, a jej wzrok padł na numer domu. No nie, niemożliwe, że coś pomyliła. Przecież była tu już kilkakrotnie. Dlatego odruchowo się zatrzymała, spoglądając na niego z wyraźną konsternacją.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W Sapphire River nigdy nie mieszkał, chociaż gdyby zapytać niektórych sąsiadów, zapewne powiedzieliby coś innego. Bywał tam często. Odkąd ciotka zachorowała i przeszła liczne poważne operacje, potrzebowała kogoś, kto przychodziłby niemal codziennie, pomagając w czym trzeba. A to wynieść śmieci, przesunąć komodę, skoczyć na zakupy, okosić trawnik lub po prostu pobyć, tak czysto towarzysko, bo samotność też trzeba było jakoś leczyć. I może rodzinkę mieli dużą, każdy zawsze znajdywał liczne wymówki i wymigiwał się odpowiedzialności, przez co kolejka zawijała prosto na Freddiego, a on nie miał absolutnie nic przeciwko. Lubił ciotkę. Od zawsze miała najlepsze żarty przy świątecznym stole, oczywiście nie licząc Presley, bo ta jak nikt inny potrafiła doprowadzić go do morza szczęśliwych łez. A poza tym OBŁĘDNIE gotowała: kurczaki, kotleciki, makaroniki, zupki i inne, you name it, she’ll make it. Uwielbiał jej kuchnię, dlatego gdy tylko była okazja, zapierdalał dzielnie po robocie z wielkim uśmiechem na ustach, Blink182 w słuchawkach i oczywiście burczącym brzuchem, który i tym razem udało jej się zaspokoić wyśmienitym makaronem ze szpinakiem. Złoto.
Podziękował grzecznie za jedzenie, zebrał naczynia i ruszył na zmywak. Nie zdążył jednak nawet dość do drugiego talerza, gdy w mieszkaniu wybrzmiał dzwonek do drzwi.
Ty odpoczywaj, ja otworze! — krzyknął przez ramię i łapiąc po drodze kraciastą ścierkę, ruszył do wejścia. Spodziewali się gości? Przeleciał jeszcze na szybko dzisiejsze rozmowy, upewniając się, czy może ta coś wspominała, jednak nic takiego nie przychodziło mu to głowy. Złapał za klamkę, a gdy tylko drzwi uchyliły się, ukazując znajomą twarz, usta Freddiego mimowolnie drgnęły ku górze.
Chciał się przywitać, czy chociaż rzucić krótkie cześć, jednak dziewczyna doznała jakiegoś szalonego słowotoku, nie mogąc zatrzymać się nawet na moment. Splótł wiec ręce na klatce piersiowej i opadł na framugę drzwi, nie mogąc powstrzymać szerokiego, pełnego rozbawienia uśmiechu. Musiał przyznać, wyglądało to wyjątkowo uroczo.
Brzmi jak poważny problem — skwitował po tym wszystkim, czując, jak policzki powoli zaczynają już piec od nadmiernego szczerzenia. — Zaufanego hydraulika nie mam, ale jak masz w domu kremówki, bardzo chętnie osobiście się przejdę i sprawdzę, co można z tym zrobić — zawodowym specjalistą to on nie był, ale kilka razy w swoim życiu pomagał już ojcu z podobnymi rzeczami, widział więc co nieco. A poza tym, miał w torbie taśmę izolacyjną, a przecież każdy wie, że ta była ratunkiem na wszystko.
Tak to ja. Twoja pierwsza ofiara — przekręciła głowę, cały zadowolony, widząc, jak ta delikatnie rumieni się na buzi. Może i prawie został wtedy przejechany na amen, zabity, kopnięty w kalendarz, jedną nogą w ziemi, jednak całościowo wspominał tamto spotkanie bardzo ciepło. — Mogłaś wcale nie pomylić domów. Nie mieszkam tutaj, tylko moja ciocia. Czasami wpadam jej pomóc co nieco, ostatnio miała operacje — w sumie nie miał pojęcia dlaczego ani po co tak szczegółowo się jej tłumaczył, jednak z jakiegoś powodu wcale nie miał z tym problemu. Nie wyszło niezręcznie, wręcz przeciwnie, wyszło bardzo naturalnie.
Słuchaj, jeśli chcesz, serio mogę wziąć jakieś narzędzia i sprawdzić ten kran — zaproponował, machając ręką w kierunku samochodu, w którym trzymał niewielką skrzyneczkę z przyrządami. — No, chyba że wolisz dalej walić po domach i szukać zaufanego hydraulika

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Eden wcale nie czuła się komfortowo, ciągle kogoś prosząc o coś. A właściwie w ostatnim czasie miała wrażenie, jakby robiła to wciąż i wciąż. Gdy działo się coś z Belzebubem, dzwoniła do Rose; co raz wysyłała wiadomości do Ezry, pytając czy tamto, choć cały czas tkwiło w niej poczucie, że powinna wiedzieć; a gdy sprawa dotyczyła jej nowego lokum najczęściej zwracała się do Raine. I chociaż żadna z tych osób nie dawała jej odczuć, że zawraca im głowę, Goldwirth trochę tak się właśnie z tym wszystkim czuła – jakby nie do końca potrafiła w dorosłość, pomimo tego, że powinna się z tym uporać zupełnie sama.
A teraz do tego grona – na szczęście dla nieświadomej tego faktu Eden – najwyraźniej dołączał Freddie, niedoszła ofiara jej rowerowego szaleństwa. Zawahała się, przez moment rozglądając na boki, jakby zastanawiała się nad opcjami, które w tym momencie ma. Nie miała ich przecież zbyt wiele – mogła się wycofać, spuścić głowę i dać opanować temu nieznośnemu wstydowi, który towarzyszył jej w zdecydowanie zbyt wielu kontaktach albo – skoro już tu przed nim stała – dostosować się do nowej sytuacji. Poza tym znajomy-nieznajomy był wyjątkowo miły, o czym przekonała się już podczas ich pierwszego spotkania.
Poznałam twoją ciocię – odezwała się nieśmiało, gdy pierwsze zaskoczenie mijało; chciała zresztą w ten sposób wyjaśnić ten dość niefortunny początek. W końcu spodziewała się, że to ktoś zupełnie inny otworzy te drzwi, nie on. – Mam nadzieję, że czuje się już lepiej? – Prawdę mówiąc jego ciocia była chyba pierwszą przyjazną duszą, którą Eden tu poznała, oprócz Raine, która również mieszkała w tej dzielnicy, ale z nią akurat znała się już wcześniej. Kilkukrotnie więc tu już wpadała, bynajmniej nie tylko po to, aby pożyczyć szklankę cukru czy coś podobnego. Lubiła po prostu rozmawiać z kobietą, bo wtedy czuła, że decyzje, które podjęła nie były niewłaściwe. A dość często się nad tym zastanawiała.
Przykro mi, wszystkie kremówki znikają u mnie w okamgnieniu – zdobyła się na żart, unosząc delikatnie kąciki ust w przyjaznym, choć wciąż nieco niepewnym uśmiechu – ale mam ciasto, które upiekła moja babcia. Zawsze robiło ono sporą furorę wśród moich znajomych, pewnie daleko mu do kremówek z twojego dzieciństwa, ale poziom słodkości i kaloryczności może być podobny – poniewczasie zorientowała się, że nie wiadomo czemu właśnie rozprawia o wypieku swojej babci i potrząsnęła lekko głową, chyba chcąc przywołać samą siebie do porządku. – Naprawdę mógłbyś? To znaczy, zajrzeć do mnie? Nie chciałabym cię odrywać od czegoś ważnego, jeśli jesteś potrzebny tutaj. – Pomyślała, że może właśnie pomagał w czymś cioci, a ona mu przerwała.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak — odparł prawie od razu po usłyszeniu pytania. — Jest już zdecydowanie lepiej — lekki uśmiech wypłynął na jego usta, a z twarzy dało się wyczytać ulgę i chyba nie trzeba było dużo czasu, by uświadomić sobie, jak ważna była dla Freddiego ciotka i rodzina w całokształcie. Od zawsze jakoś przejmował się najbardziej. Szanował swoich bliskich i wychodził z założenia, że rodzina jest w życiu najważniejsza. Znajomi przychodzili i odchodzili, przyjaźnie rozpadały się targane czystym przypadkiem, jednak rodzina była zawsze, czy tego chciała, czy nie. Zawsze. I tak jak doskonale wiedział, że może liczyć na ukochaną siostrę, tak otrzymywał wsparcie od matki, ojca czy też ciotki Petunii. — Lekarz mówi, że jeszcze trochę i będzie mogła śmigać nawet na wrotkach — zaśmiał się głupio, obdarzając Eden tym głupim żartem, na którego dźwięk sam wywrócił oczami kilka dni temu w szpitalu. No proszę, jacy ludzie bywają zaskakujący.
A to skoro kalorie się zgadzają, to na pewno się skuszę — po raz pierwszy, po raz drugi no i sprzedane! Freddie uwielbiał słodycze i lgnął do nich w ciemno. Nie ważne jakiego pokroju, czekoladowe, kwaśne czy owocowe, on kochał je wszystkie. I chociaż tekst o kremówce był jedynie żartem sytuacyjnym, tak w tamtej chwili naprawdę poczuł się cholernie głodny (a przecież dopiero co zjadł obiad!) — Żadem problem, no co ty. Jeszcze jak płacisz jedzeniem? Proszę cię, to przecież istny win-win — stwierdził, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. No bo w sumie była - ona dostanie naprawiony zlew, a Prescott naje się słodkości, czy mogło istnieć lepsze rozwiązanie? Nie sądzę. Chociaż chyba Eden nie podzielała tego zdania, wciąż dodając kolejne słowa do wypowiedzi, próbując upewnić się, czy aby na pewno wszystko jest okej. Freddie pokręcił głową i unosząc wysoko dłonie, usiłował jakoś wbić się w rozmowę, jednak na marne. Z braku opcji złapał ją więc za ramiona, naruszając zapewne jej przestrzeń osobistą, w końcu łapiąc błękitne spojrzenie.
Hej, hej — zniżył nieco głowę (do jej poziomu XDD too rude, przepraszam), unosząc w górę brwi. — Nie ma problemu, Eden, Okej? — upewnił się, czy any na pewno tym razem uwierzyła w jego bezinteresowną życzliwość, po czym puścił jej ramiona, które nieświadomie wciąż zaciskał.
Poczekasz tu chwilę? Skocze tylko po kilka narzędzi i możemy iść, okej? — ponownie upewnił się, wyczekując skinienia głowy z jej strony. — Dobra, to moment! — krzyknął na odchodne. Po chwili był już w garażu, zbierając kilka potrzebnych kluczy i narzędzi do niewielkich skrzynki, w której wujek zwykł trzymać przybory. Co prawda nigdy wcześniej nie naprawiał kranu i nie miał pojęcia, co dokładnie może być potrzebne, jednak popakował wszystko na czuja i wrócił przed drzwi frontowe, cały uśmiechnięty.
Gotowy! — uniósł w górę skrzynkę, tak gdyby Eden jeszcze nie zauważyła, po czym ruszył za nią energicznym krokiem. Z jakiegoś dziwnego powodu cieszył go ten przypadek. Dziewczyna wydawała się wyjątkowo sympatyczna, a musiał przyznać po ostatnim spotkaniu czuł lekki niedosyt, chciał poznać ją lepiej.
Mieszkasz sama? — zapytał, gdy tylko dziewczyna przekręciła klamkę, wpuszczając go do środka, a męskie oczy zaczęły wodzić po holu (jak na każdą, szanującą się ciekawską osobę przystało).

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Na jej twarzy pojawił się zupełnie szczery uśmiech.
Cieszę się – powiedziała miękko. Lubiła ciocię Freddiego i życzyła jej jak najlepiej, dlatego dobrze było słyszeć takie wieści. Poza tym Eden z zadowoleniem przyjęła to, że kobieta miała najwyraźniej wokół siebie ludzi, którzy o nią dbali. Z niejakim zdziwieniem natomiast odnotowała, że te wszystkie jej opowieści o krewnym, który tak jej pomaga, dotyczyły właśnie Freddiego. W takich sytuacjach świat okazywał się naprawdę mały – ale przecież to było Lorne Bay, więc może nic dziwnego?
Nic nie wskazywało na to, żeby Freddie miał wątpliwości, co do pomocy jej, tak Eden nie w pełni potrafiła odsunąć swoje. Nie lubiła tej cechy w sobie, bo doskonale dostrzegała, jakie niesie ona za sobą konsekwencje, ale jednocześnie nie umiała z nią walczyć. I może właśnie należało nią potrząsnąć (także Freddie i tak był delikatny!), żeby się wreszcie ogarnęła. Ale chyba to na ten moment wystarczyło, bo Eden, pod czujnym spojrzeniem chłopaka, natychmiast pokiwała głową.
Okej – zapewniła, na wszelki wypadek nie dodając nic więcej, bo nie ufała sobie na tyle, by mieć pewność, że nie zacznie na przykład zaraz znów za coś przepraszać. Naprawdę musiała z tym skończyć. Skinęła więc tylko głową, gdy wspomniał o pójściu po narzędzia i zaczekała na niego w tym miejscu, przestępując z nogi na nogę. Freddie wcale nie kazał na siebie długo czekać i już wkrótce mogli ruszyć w stronę jej domu.
Czyli lubisz majsterkować? – zapytała, nie mogąc pohamować ciekawości i skinęła głową na skrzynkę, którą ze sobą miał. Może się myliła i to było po prostu must have każdego mężczyzny? Tego nie wiedziała, bo też w jej życiu nie było zbyt wielu mężczyzn, na podstawie obserwacji których mogłaby wyciągnąć takie czy inne wnioski. Z drugiej strony wydawało się to nie być jedynie domeną mężczyzn, bo przecież Raine też miała taką swoją skrzynkę i w ogóle świetnie znała się na narzędziach – była więc pewnego rodzaju guru dla nieznającej się na tym zupełnie Eden.
Oba domki dzieliła mała odległość, więc dość szybko znaleźli się u niej.
Tak. To znaczy nie – zmitygowała się prędko, odkładając klucze na komodę. – Mieszkam z Belzebubem. To mój… – nie zdążyła wypowiedzieć całego zdania, kiedy jej pupil, najpewniej zwabiony hałasem, pojawił się w przedpokoju. – O proszę, o wilku, właściwie kocie, mowa. To jest właśnie Belzebub – dokonała prawie oficjalnego przywitania. Właściwie całe życie mieszkała z kimś – z babcią, a w trakcie studiów ze współlokatorami i dopiero teraz uczyła się tego funkcjonowania na przestrzeni, której nie dzieli się z innym. Choć czasem musiała znosić humorku Belzebuba, a jej kot potrafił być ogromnym uparciuchem.
Tędy do kuchni. – Poprowadziła go. Jej chatka była nieduża, ale w ciągu tych kilku miesięcy, od kiedy w niej zamieszkała, Eden zaczynała czuć się tu jak w domu. Od dawna brakowało jej czegoś takiego. – Tylko uważaj, żebyś się nie poślizgnął. Trochę zmoczyło mi podłogę, starałam się ją wytrzeć, ale gdzieniegdzie może być jeszcze wilgotno – powiedziała, znów zadzierając głowę, by na niego spojrzeć (jeszcze trochę i nabawi bólu karku) i przepuściła go w wejściu do pomieszczenia.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niewielka chatka tuż przy rzece przypomina w dużej mierze tę, z której właśnie wyszli. Pokoju ułożone są w takich samych rozmieszczeniach, jedynie dekoracje uwydatniają prawdziwą różnicę. U ciotki wszystkie ściany zaklejone były kwiecistą fototapetą w otoczeniu miliona zdjęć prababek, generałów rodzinnych i wnuków, których szczęśliwie zdążyła już się dorobić. Tutaj przestrzeń wydawała się o wiele bardziej czysta i przejrzysta. Kolory ładnie współgrały ze sobą, a i konsekwentnie dobrane meble dodawały chatce wyjątkowego klimatu. A i zapach też był inny. Nie ubliżając ciotce, jednak w porównaniu z domkiem Eden, jej jebał starą skarpetą pomieszaną z tuńczykiem (i wcale nie dlatego, że ciotka kochała ryby!).
Wrócił spojrzeniem do dziewczyny, wysłuchując wyjaśnień z kim to w końcu dzieli swoją przestrzeń, kiedy pokaźnych rozmiarów kod pojawił się w przejściu. Twarz Freddiego rozpromieniła się jeszcze bardziej na widok zwierzaka. Przykucnął powoli, umieszczając dłoń na podłodze i nawołując kocura.
Hej, chodź się przywitać — postukał o panele, zapraszając tym samym do zabawy i kiedy już tracił nadzieje na poznanie nowego kumpla, kot przyczłapał niepewnie, dając się przed chwile podrapać za uchem. — No siema, Belzebub, co tam kolego? — spytał, zupełnie jakby faktycznie oczekiwał odpowiedzi, po czym uniósł wzrok ku górze. — Swoją drogą zajebiste imię. Koniecznie muszę poznać jego historię — zaśmiał się pod nosem, wyczekując jedną z tych opowieści o dziwnych imionach dla zwierząt, jak to ludzie w młodym wieku nie potrafili na przykład wymawiać r, więc zamiast nazywać psa burek kończył jako bulek albo bujek.
Pewnie — przytaknął, zbierając się z podłogi, następnie krocząc za nią równym krokiem prosto do kuchni. — Na luzie, żadna awaria nie może się przecież obyć bez szkód, nie? — wzruszył ramionami, kompletnie zażenowany własnym pierdoleniem i rozejrzał się po pomieszczeniu. Może faktycznie przy zlewie zrobiła się niewielka kałuża, jednak nic, czym było trzeba się martwić.
Dobra, będę potrzebować jakiejś szmatki i może latarki jak masz? — odwrócił się w jej stronę, racząc pięknym uśmiechem. — Chyba że nie masz to też spoko, zawsze mogę użyć tej z telefonu — odłożył skrzyneczkę na blacie i przez chwile posiłował się z bluzą, która jak na złość z początku nie chciała współpracować, szarpiąc za bluzkę i obnażając biednego Freddiego. — Dobra, to powiedz mi, jak to się stało — dodał w końcu, klękając na podłodze i przygotowując się do inspekcji.

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
zrobi ci bukiecik — fleuriste
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Była niewysoka, nieśmiała, niepozorna i nierozmowna, jakby obawiała się być po prostu jakakolwiek.
Kiedy Eden podpisywała umowę wynajmu, wcale nie była tak zupełnie przekonana, że robi dobrze – że to ten właściwy krok w życiu, który rozpocznie lawinę samych pozytywnych zmian. Właściwie było w niej bardzo dużo strachu. Poza tym świadomość, że jej dom rodzinny ma zmienić właścicieli też była dla niej trudna, choć szczególnie przed babcią starała się o tym nie wspominać. Wiedziała, że Margaret chciałaby wrócić do swojego domku w Cairns, który przez cały ten czas wynajmowała, ale dotychczas nie robiła tego ze względu na Eden; nawet gdy ta była w Sydney. Przez lata tyle dla niej robiła, że teraz to Eden chciała się odwdzięczyć.
Spojrzała na kociaka, który wydawał się nawet zainteresowany nowym gościem w ich progach i o dziwo dał się nawet pogłaskać, a z tym bywało różnie.
Chyba cię polubił, skoro nie próbuje ci odgryźć palca – rzuciła pół żartem, pół serio. Belzebub był kotem do bólu typowym. Przychodził, kiedy to on miał ochotę na pieszczoty, a jeden nadprogramowy dotyk mógł być świetnym powodem do ataku. Eden już się przyzwyczaiła do charakteru pupila, ale czasem musiała za niego przepraszać. Cieszyła się, że tym razem nie. – Właściwie jest całkiem banalna. Gdy byłam mała i niegrzeczna babcia czasem mi mówiła, że przyjdzie Belzebub i zamieni mnie w muchę – przyznała trochę zawstydzona – więc gdy zobaczyłam, jak on – wskazała na kota – zaczyna prychać i się irytować, jak tylko usłyszy brzęczenie muchy, to nie było innego wyjścia jak tylko tak go nazwać. – Imię zresztą świetnie pasowało do kota, który miał nieco diaboliczny charakter. A może to Eden tym wyborem na to wpłynęła?
Mam! – niemal wykrzyknęła, wyjątkowo dumna z tego, że posiada takie rzeczy na stanie. W głównej mierze była to w sumie zasługa Raine, bo to ona uświadomiła Eden, co należy mieć w domu, co może się przydać w różnych sytuacjach i tego typu rzeczy. Wyszła na chwilę z kuchni, by zaraz potem pojawić się tam z rzeczami, o które pytał Freddie. – Poświecić? – zapytała i jeśli była taka potrzeba to właśnie tak zrobiła. – Najpierw tylko kapała woda. Pomyślałam, że może gdzieś się coś poluzowało i że sama sobie z tym poradzę, więc dotknęłam syfonu, ale wtedy on całkiem się rozwalił i, jak widzisz, wszystko się zalało. Prawdę mówiąc odkąd się wprowadziłam nic nie robiłam ze zlewem, nie wiem, w jakim jest stanie i kiedy był ostatnio wymieniany – przyznała, odruchowo się pochylając, by móc zajrzeć pod szafkę. – I co, da się coś z tym zrobić? – zapytała po chwili, nie dając zbyt dużo czasu Freddiemu na rozeznanie się w sytuacji. Z natury cierpliwa Eden, tym razem nieszczególnie się wykazywała tą cechą.

Freddie Prescott
sumienny żółwik
Ola
Pracownik Kina — EVENT CINEMAS CAIRNS CENTRAL
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Niesamowite — no nie było co ściemniać: Freddie absolutnie zakochał się w historii imienia Belzebuba, a na twarz mimowolnie podczas całego opowiadania Eden wypłynął wielki, szczery uśmiech. Uwielbiał takie historie: niebanalne, ciekawe, kompletnie pozbawione sensu i zabawne, bo przecież to w nich było najlepsze. — Ja to się kiedyś strasznie bałem much, jak byłem mały — przyznał się z lekkim rumieńcem na twarzy, jakby właśnie wyjawił jej sekret, którego nigdy nikomu wcześniej nie mówił. I chyba trochę tak było, chociaż bardziej z braku okazji, niż niechęci do jego opowiedzenia. — Kiedyś razem z siostrą pojechaliśmy na wakacje do dziadka. Niby nic specjalnego, kilka dni na wsi, krowy, konie i tak dalej. No i wszystko byłoby spoko, gdyby nie dziwna plaga much jednego dnia. Mówię ci Eden, wszystko było w tych cholernych muchach. Były dosłownie wszędzie, jednego zdania nie dało się w pełni wypowiedzieć, bo jakaś już wlatywała ci do buzi. Ja miałem wtedy może z dziesięć lat, więc możesz tylko sobie wyobrazić, jakiej traumy się nabawiłem — skwitował rozbawiony, bo chociaż kiedyś myślał o tym z zimnym dreszczem na karku, tak po tylu latach zdecydowanie wyrósł z dziwacznych obaw i mógł spokojnie cisnąć z tego zawodową bekę. I chyba Eden też nieco rozbawiła ta historia, a Freddie już po chili mógł przyglądać się jej uśmiechniętej twarzy, zaczynając czuć do niej szczerą sympatię. Uwielbiał otwartych ludzi i to nimi w życiu najbardziej pragnął się otaczać.
O, idealnie — odparł, gdy tylko dostał przed nos te kilka niewielkich przedmiotów, o które poprosił. — Tak, jakbyś mogła poświecić, byłoby cudownie — zaczekał momencik, aż pod zlewem przestanie panować półmrok, po czym nachylił się nieco bardziej i z fachowym okiem przyjrzał usterce, próbując ustalić, w czym tkwił problem. A potem tylko westchnął kilka razy, pomruczał specjalistyczny mhm, przy którym nigdy nie wiesz, co siedzi w czyjejś głowie, po czym na doprawkę pokiwał na boki głową, stawiając finalną diagnozę. I pewnie trzymałby ją tak w niepewności jeszcze do usranych świąt, jednak po kilku minutach postanowił się zlitować.
Wygląda na to, że coś zapchało rurę — zaczął spokojnie, wycierając lekko ujebane ręce w ciemne spodnie. — Najprawdopodobniej jakieś kawałki jedzenia, które po prostu zbierały się w pewnym miejscu, to zaś prawiło większe napięcie, a że rury są ewidentnie stare, to po prostu nie wytrzymały i się poluźniły, zalewając ci kuchnię — po skończonym monologu rodem z wali wykładowej, Freddie uniósł spojrzenie na Eden, uśmiechając się szeroko. — Tak więc na luzie, wszystko da się naprawić — uspokoił dziewczynę, świadomy, iż jego wcześniejszy wywód niekoniecznie mógł wskazywać na łatwe do naprawienia zjawisko. Przysunął nieco bliżej niewielką skrzyneczkę z narzędziami, po czym otworzył ją jednym ruchem, wyszukując odpowiednich przyrządów. Zawsze lubił mieć wszystko po ręką, niż potem przerywać czynność na poszukiwania.
Zrobiłabyś mi kawę? — spytał trochę bezczelnie i bezpośrednio. — I sobie najlepiej też. To może trochę potrwać — wyszukał jej spojrzenia, po czym uniósł kąciki ku górze. Chociaż kto wie, może ona wcale nie pija kawy? Nie znał jej przecież praktycznie pod żadnym pozorem. Nie miał jak… ale zawsze przecież mógł się dowiedzieć.
Od zawsze mieszkasz w Lorne? — zagaił w międzyczasie, gdy dłońmi wyciągał ze skrzynki kolejne to narzędzia.

Eden Goldwirth
ambitny krab
Kasik#0245
ODPOWIEDZ