lorne bay — lorne bay
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niczego nie ukrywa, wszystkiego doświadcza do samego dna.
Papieros trzymany między palcami lekko drgnął razem z ruchem ręki unoszącym go w kierunku różowych ust. Cichy dźwięk spalanego tytoniu rozniósł się w powietrzu razem z kolejnym zaciągnięciem się do przepalonych już płuc. Delikatne wydmuchanie i dym rozszedł się mieszając się z wonią alkoholu i zgnilizny rybnej towarzyszącej nieodłącznie tej dzielnicy. Papierosy były głupim nawykiem, którego nie potrafiła się pozbyć. Nauczona pracą w szeroko pojętej gastronomii przywykła do wypalania co najmniej kilku w ramach dodatkowej przerwy. W Tunezji zdarzało jej się popalać dzięki możliwości kupowania pojedynczych fajek zamiast całej paczki. Nawet zapalniczki nie można było kupić, a była trzymana na sznurku za kasą. Jednak dopiero życie w podróży nauczyło ją całkowitego uwielbienia do okrutnie niezdrowego nawyku. Bała się o swój aktualny stan płuc, a jednocześnie nie miała siły, zarówno psychicznej jak i tej fizycznej, by nawet myśleć o rzucaniu. W trakcie podróży zdarzyło jej się raz czy dwa rzucić, tylko potem by następnie rzucić rzucenie. Na coś trzeba umrzeć... Papieros powoli dogasał, więc szybkim ruchem zgniotła go o blachę śmietnika i wyrzuciła. Minęła wszystkich pijanych, popalających ludzi i szybkim krokiem wmaszerowała do klubu.
Kolorowe światełka lawirowały po obklejonej od rozlanego alkoholu podłodze. Tańczyły ze sobą, migały między ludźmi i raziły w oczy przyzwyczajające się na nowo do panującego w środku półmroku. Nogi automatycznie kierowały się w stronę otoczonego ludźmi baru. Klubowa atmosfera na nowo wstępowała w ciało Lati sprawiając, że mimowolnie kręciła biodrami w rytm uderzającej o ściany muzyki. Dudnienie w uszach przestawało przeszkadzać, a nogi same zstępowały z jednej na drugą w delikatnym tańcu.
Uwielbiała kluby. W Tunezji nie była w żadnym bo konserwatyzm jej matki nie pozwalał jej wyściubić nosa poza dom, a ugruntowania kulturowe nie pozwalały kobiecie się zabawić. Jakkolwiek chciała zaznać imprezowego życia czując, że jest to miejsce stworzone dla niej, nie mogła bo Tunezyjce nie wypada. Dopiero podróż pozwoliła jej dotknąć tego o czym tak długo myślała. We Włoszech jeszcze się trochę bała, zwlekała praktycznie do ostatniej chwili, ale w Paryżu była już stałą klientką kilku okolicznych klubów. Co rusz wybierała się na wycieczkę po wszystkich pubach tak by wypróbować najlepsze drinki wszystkich miejsc. Odnajdywała się w tłumie, w zgiełku, w chaosie tańca i zabawy. Zrywała sobie gardło śpiewając z całych sił nieudolnie próbując przekrzyczeć głośniki. Robiła sobie odciski na stopach od ciągłego tańca. Wracała nad ranem w tak silnym stanie upojenia alkoholowego, że w myślach powtarzała sobie, że to ostatni raz, choć wiedziała, że wcale tak nie będzie. Kiedy indziej chyboczącym krokiem kierowała się w stronę mieszkania nowo poznanego nieznajomego znad baru by w wirze upojnej nocy odejść nad ranem. Zawsze powtarzała: zadzwonię do ciebie jutro i wychodziła zanim zdążył się zorientować, że nawet nie ma jego numeru telefonu.
Stanęła przy barze obserwując ludzi znajdujących się w koło. Nie przepadała za płaceniem za drinki, mimo wszystko nigdy nie była zbytnio przy kasie, a wyuczona doświadczeniem umiała względnie szybko wyciągać od nieznajomych pieniądze na kolejne trunki. W jej oczy wpadł mężczyzna stojący nieopodal, zupełnie samotny, całkiem przystojny. Łączył w sobie wszystkie cechy idealnego nieznajomego. Podeszła do niego lekkim krokiem, oparła się o bar, zasunęła włosy za ucho odsłaniając profil, zerknęła mimochodem na kartę drinków udając, że zastanawia się nad wyborem.
-Cześć-rzuciła swobodnie patrząc nieznajomemu prosto w oczy, z pełną odwagą.-Jaki jest twój drink wieczoru? Bo zastanawiam się nad swoim...-uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku jakby zachęcając do nawiązania dialogu.

Dick Remington
ambitny krab
pianka
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Istniały rzeczy, które nie powinny nawet przyśnić się filozofom, ale ten nieszczęsny Morfeusz na tych swoich skrzydełkach musiał transportować naprawdę zacny towar, bo owe najdziksze wręcz fantasmagorie przybierały kształt życia Richarda Remingtona. Inaczej przecież nie wytłumaczyłby fakt, że pobity przez właściciela klubu (a przynajmniej tak mu się wydawało, ale to mogła być jedna wielka halucynacja) zjawiał się tutaj jak co piątek, łowiąc wzrokiem grzeszne i grzeczne panienki. To brzmiało doprawdy jak kiepski żart, jak anegdotka, którą po latach opowie swoim dzieciom, ale nie mógł wyzbyć się wrażenia, że potrzebował rutyny i stałego zakotwiczenia w czymś, a Shadow było takim miejscem, bo tu barmanką była Saskia i to tu spróbował w dark roomie po raz pierwszy białego proszku, który teraz (ironia wzięła głębokiego bucha i wydmuchała dym w jego stronę) sprawiał, że jego życie było jednym wielkim chaosem.
Burdelem, jeśli chodzi o ścisłość, bo wyglądał faktycznie jak tania, pobita dziwka i nie pomagały w tym drogie ciuchy i twarzowa fryzura, a także wyraz twarzy, który sugerował, że na wszystkich patrzy z góry. Takie detale mógł zostawić w domu, z którego powinien za to zgarnąć przeciwsłoneczne okulary. Może i poczytywaliby mu to za niesłabnący kaprys wielkiej gwiazdy (czytaj synusia kucharza z show), ale przynajmniej nie musiałby prezentować swojego sinego i obitego anturażu otoczeniu, o którym miał zapomnieć już nad ranem.
Gdyby był romantykiem (a nie był, nie bywał i nie zanosiło się) to stwierdziłby, że w morzu tych twarzy do zapomnienia szuka jednej, która wykrzyczała mu, żeby spierdalał, ale przecież nie obeszło go to zanadto. Podobnie jak sprawa z Pearl, która już zdążyła pokryć się patyną złożoną z białego proszku i chęci zemsty na cmentarnej szamance. Właściwie wszystko w jego życiu rozmywało się bądź bledło i niegdyś może poczytywałby to za dobry znak, ot, godzenie się z nieuniknionym jak twierdził Zenon od stoików, ale obecnie wiedział, że wkracza w fazę, gdzie kokaina staje się dla niego wszystkim. Obserwował to u mamy tak często, że już zdołał w głowie rozrysować drabinkę kolejnych kroków, które miały go przybliżyć do zagłady. Ależ on teraz dramatyzował! Chłopiec, który miał koszulę za kilka tysięcy, rolexa, który smętnie przekrzywił się na bok i świadomość, że może i w siniakach, ale i tak stanowi partię nie do zdarcia. I tylko głos w jego głowie powtarzał, że musi to być na raz, bo inaczej zniszczy to, starga i na dodatek wypluje na petenta do spraw uczuciowych swoją zawartość żołądka.
Nie mógł więc zareagować inaczej niż tylko spuścić wzrok, gdy nieznajoma go taksowała spojrzeniem rasowej wyjadaczki złotych kart kredytowych. Nie z powodu zawstydzenia, właściwie piekło i Dick nie znali tego terminu. On zerkał na jej dekolt, przesuwał wzrok na dość długie nogi i dopiero potem łapczywie powracał do ust, które mogłyby być zamknięte na jego gust, ale nie mógł być aż tak wybredny.
- Pieprzyłaś się już ze mną? – ani tak wredny bądź arogancki, ale przecież gestem wskazał barmanowi, by nalał jemu i jej whisky. Drinki zarezerwowane były dla ciot i dla Hectora, którego chętnie by spopielił, gdyby tylko myślenie życzeniowe działało.
A potem rozsypałby jego prochy tutaj, w pobliżu, na bagnach, gdzie zadławiłby się nim jakiś krokodyl.
- Bo jeśli tak to słabo byłoby zaliczać drugi raz to samo. Nie gustuję w podróbkach i w rzeczach drugiego sortu – poinformował ją całkiem poważnie i całkiem skrupulatnie, ale choć raz chciał być dorosły i nie zgrywać miłego chłopca.
Te dziewczyny zawsze potem się rozczarowywały sromotnie, a on czuł się jak skończony skurwysyn. Może i trwało to maksymalnie minutę, ale po ostatnich wydarzeniach postanowił zakopać to wrażenie na amen, najlepiej ze spopielonymi zwłokami tego biednego autostopowicza.

Latifah Massoudi
lorne bay — lorne bay
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niczego nie ukrywa, wszystkiego doświadcza do samego dna.
Wzrok Lati przesuwał się między głębokimi, zamglonymi alkoholem oczami, pełnymi ustami, dużymi dłońmi trzymającymi szklankę pełną whisky, po sine plamy wykwitające na twarzy. Nie dopytywała, przynajmniej nie teraz, ale mózg automatycznie snuł domysły. Pobił się w obronie kogoś czy może u kogoś sobie przeskrobał na tyle, że przyszło mu za to zapłacić obiciem tej ładnej buźki? Prawda była taka, że Latifah miała słabość do bójek. Może nie samych w sobie, nie przepadała za oglądaniem ciosów wymierzanych co rusz i krwi rozbryzgującej się po asfalcie wieczorną porą, ale uwielbiała wyniki ulicznych walk. Ciemne siniaki pod oczami, rozcięte wargi czy łuki brwiowe. To wszystko wydawało jej się niesamowicie pociągające, dzięki czemu Nieznajomy w jej oczach stał się jeszcze bardziej interesujący. Nie musiała wiedzieć o co ani kiedy poszło, komu podpadł, kogo bronił, za co dostał. Liczyło się, że już dostał zdobywając w jej oczach dodatkowe parę punktów.
Zanim się zorientowała pojawiła się przed nią szklanka wypełniona whisky, za którą nie przepadała szczególnie, ale darowanemu alkoholowi nie wytyka się niesmaku. Kiwnęła głową w geście podziękowania i podniosła szklankę by, bez żadnych ceregieli jak zbijanie szkła, napić się. Whisky mieszało się w jej organizmie z wypalonym niedawno blantem, kilkoma papierosami i paroma innymi trunkami spożytymi tego wieczora. Znowu pozwalała sobie folgować, ale czuła, że na to zasłużyła. Imprezy, jeszcze niedawno, były sporą częścią jej życia, kiedy to w Kolumbii przepijała noce i przesypiała dnie, miała wrażenie, że żyła ciągiem, jakby te wszystkie miesiące były jednym bardzo długim dniem, który nie chciał się skończyć. Dosyć późno uświadomiła sobie, że stanowczo pozwala sobie na zbyt dużo i spakowała plecak by wyjechać dalej w drogę prosto do Brazylii, gdzie zamiast wielkich klubów, jasnych neonów i głośnej muzyki, czekała ją przyziemna praca przeciętnej kelnerki.
-Czyli pieprzymy konwenanse- odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. Większość dziewczyn na jej miejscu odwróciłaby się na pięcie i zniknęła między tłumem, ale nie Lati. O ile lubiła te wszystkie gry w podryw, zagadywanie, poznawanie się, o tyle koniec końców i tak liczył się dla niej finał wieczora, a o historiach opowiadanych po pijaku zapominała nazajutrz, kiedy tylko opuszczała mieszkanie nowo poznanego. -Jakbyś się już ze mną pieprzył to byś mnie rozpoznał od razu- upiła kolejny łyk whisky jednocześnie nie zrywając kontaktu wzrokowego z mężczyzną. Miała całą listę facetów, którzy desperacko chcieli kolejnego spotkania, które nigdy nie nadchodziło i w najbliższym czasie nadejść nie miało. To nawet nie było tak, że tych spotkań nie chciała, po prostu za drugim razem to wszystko wydawało się takie...znane? Brakowało temu tego dreszczyku emocji, pierwszych spojrzeń, pierwszych pocałunków, pierwszych dotknięć. Brakowało całej esencji przelotnych romansów. -Za to ja gustuję w poobijanych chłopakach. Komu podpadłeś?- dopytała z czystej ciekawości zawieszając jeszcze na chwilę wzrok na kolorowych plamach na twarzy mężczyzny. W tym wszystkim uświadomiła sobie, że nawet nie zna imienia nieznajomego, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Imiona związywały ze sobą, nadawały więź, której ona w tym momencie zupełnie nie potrzebowała. Nie pamiętała kiedy ostatnio związała się z kimkolwiek, prawdopodobnie było to jeszcze za czasów mieszkania w Tunezji, czyli... W innym życiu.

Dick Remington
ambitny krab
pianka
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nadejść miał czas, gdy Remington pożałuje tego metalicznego smaku krwi w ustach, tych błagań o… szybką śmierć, bo nie o litość, ale obecnie na to się nie zanosiło. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, a nigdy nie nakazywał przelotnie spotkanej lasce w barze wgłębiać się w wiwisekcję chłopca z problemami. Tak, to gładkie, wręcz aksamitnie rozkoszne powiedzonko było chwytliwe i sugerowało coś na pograniczu bałaganiarstwa oraz tego, że och, czasami upije się, ale dobry z niego chłopak, dzień dobry zawsze na klatce mówi! (!). Tyle, że nie, najchętniej błagałby na kolanach tatusia o mieszkanie pozbawione wszystkiego co ludzkie i może dlatego nocami przemykał bezszelestnie po klatce schodowej. Tak jakby to był obecny jego największy problem (ten z kalibru zmartwień białych, uprzywilejowanych mężczyzn), a nie to, że cały jego świat obecnie wyglądał jak wielka bańka mydlana.
Zależnie od tego, czy wciągnął sporo czy tylko przełknął i popił. Na dziś wybierał zaś całkiem zacne towarzystwo dziewczęcia z niższych sfer (wystarczył szybki przegląd szafy, uzębienia i łapczywego pochwycenia alkoholu, który sączyła bez smaku), które nie wyglądało na taką co go będzie usiłowała przeformatować.
Z tym bowiem Dick miał największy problem. Utarło się powiedzenie, że nawet tych złych i niegodnych chłopców można odpowiednio ugłaskać, jeśli ma się do tego instrumenty i rzuciła się na niego zgraja właśnie tych samczych tresek, a on jak ten zblazowany lew pozwolił im zbliżyć się do klatki, by potem urwać im zębami rączkę czy też całą moralność. Zdarzało mu się nawet zabrać jednej czy dwóm dziewictwo, ale to był absolutny przypadek. Nikt – znaczy on, ale przecież był nikim – panienek, które nie znają się na rzeczy.
Ta jednak się znała, może wyczuwał to po jej spojrzeniu, a może po tym, że nie oblała go tą whisky i nie odeszła, cedząc niecenzuralne słowa. Nie zamierzał jednak dać siebie tak łatwo na tacy.
- Aha, bo ty jesteś taka niepowtarzalna? Powiedziała co druga w tym barze – strzelił palcami, brakowało mu takich rozmów, tego przekomarzania się, które niegdyś odczuwał przy boku pewnej dziennikarki śledczej, ale wydawało mu się, że to było lata świetlne temu, w odległej galaktyce, gdzie nie musiał martwić się o właściciela tego przejrzałego dancingu na mapie Lorne Bay. Nie mógł jednak znieść jej miny przy whisky, więc wyrwał jej szklankę z rąk i wypił do dna. – Na miłość boską! To co pijesz? – zapytał niemal po dżentelmeńsku, choć takie dziewczyny zawsze wróżyły kłopoty i nie trzeba mu było do tego magicznej kuli bądź fusów z kawy na kacu, by to wiedzieć.
Tyle, że czasami mimo wszystko należało naocznie się przekonać, zlizać pot z czyichś pleców, wbić paznokcie do krwi w czyjejś ramię albo dać się pobić do nieprzytomności w porcie.
- Komu podpadłem? – powtórzył i uśmiechnął się niemal smutno, ale przecież Richard zawsze tak się uśmiechał, a już zwłaszcza wtedy, gdy zadawał komuś ból i niewiele go to obchodziło. – Mam wymieniać po kolei czy w kolejności alfabetycznej? Dasz radę udawać, że słuchasz i to cię interesuje? Bo jeśli chcesz mi opowiedzieć historię o tatusiu, który cię nie kochał to nie bardzo będę w stanie udawać zaangażowanie– podzielił się całkiem szczerą refleksją, wykonując obrót szklaneczką, zupełnie jakby trzymał klepsydrę, która odmierzała im czas.
Tylko do czego, Richardzie?

Latifah Massoudi
lorne bay — lorne bay
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niczego nie ukrywa, wszystkiego doświadcza do samego dna.
Czy była w jakikolwiek sposób wyjątkowa? Niekoniecznie. Poza historiami, które mogła tylko ona opowiadać, nie była nikim niesamowitym. Ot, tunezyjska dziewczyna z turystycznego miasta pochłonięta życiem typowej muzułmanki, choć wiarę porzuciła dawno temu. Mimo tego religia była wszechobecna w jej życiu, głównie za sprawką matki, która wymuszała na niej chodzenie w hidżabie czy chodzenie do meczetu. Zgadzała się głównie z miłości do rodzicielki i z szacunku do jej ciężkiej pracy, którą włożyła w odpowiednie wychowanie Latifahy. Wychowanie, które rozmyło się, gdy tylko przekroczyła pierwszą granicę. Porzuciła życie grzecznej muzułmanki na poczet imprezowego szaleństwa. Nie zakrywała już włosów, nie pamiętała, kiedy ostatni raz na głowie miała hidżab, nie była pewna, kiedy ostatnio nawet myślała o Tunezji. Jej kraj wydawał się odległym wspomnieniem, do którego nie potrafiła wracać. Prawdopodobnie nigdy nie był jej prawdziwym domem, bo, co odkryła w podróży, jej rzeczywistym domem była droga. Bezkres autostrad, białe ślady na betonie, znaki z ograniczeniem prędkości, których absolutnie nikt nie przestrzegał. Jechała, choć nie wiedziała dokąd i po co. Ale czy to były ważne w życiu pytania? Czy trzeba było wiedzieć po co się cokolwiek robi? Czasem trzeba było dać się po prostu ponieść wiatrowi. Dokładnie tak jak robiła przy Nieznajomym. Dawała się ponieść sytuacji zupełnie zapominając o tym co wypada a czego nie wypada. Jak sama powiedziała, pieprzyła konwenanse. Utarte schematy, gadki szmatki i głupie small talki. To wszystko było nie dla niej. Wolała konkrety i to właśnie pokazywał sobą Nieznajomy. W tym całym anturażu niedostępności i bezczelności było coś niesamowicie pociągającego co sprawiało, że nogi Lati tkwiły uparcie zaraz obok Nieznajomego, może o krok za blisko, ale kto by się tym przejmował.
-Co druga w tym barze nie opowie ci o ćpaniu z kolumbijskim miliarderem, byciu porwaną przez kubańską mafię lub złapaniu wycieczkowca na stopa. Zakładając, że w ogóle by cię to interesowało. Co druga w tym barze też nie zrobi ci takiego loda jak ja.- ostatnie zdanie wyszeptała nachylając się w kierunku Nieznajomego i gwałtownie łapiąc go za udo by zanim ten się zorientuje zabrać rękę na powrót do szklanki z whisky, która to szybko została wyrwana z jej rąk. Pozwoliła Nieznajomemu opróżnić zawartość szklanki i zaśmiała się lekko.-Porywczy.- stwierdziła przyglądając mu się i dostrzegając jego poirytowanie. -Skoro już pytasz... Pije boukhę. - Tunezyjski alkohol przypominający trochę polską wódkę. Wysokoprocentowy, mocny, odbierający w chwilę trzeźwe myślenie. Pijała go ledwie parę razy w samej Tunezji bo kobiecie nie wypada spożywać jakiegokolwiek alkoholu, ale gdy tylko opuściła swój kraj postanowiła wszędzie pić boukhę jako toast za stare lata, które na zawsze już odeszły. Gdy tylko przed nimi pojawiły się kieliszki trunku opróżniła swój w sekundę. Prawdopodobnie odrobinę zbyt łapczywie, ale czy miało to teraz jakiekolwiek znaczenie? Alkohol rozpłynął się po jej krwiobiegu rozgrzewając ją od środka.
-Z tatusiów mogę opowiadać jedynie o tych, którzy płacili za dyskrecję. Przez jeszcze co najmniej trzy kieliszki mogę udawać zainteresowanie historiami, o których jutro rano zapomnę. Po trzech kieliszkach zmieniamy lokalizację na nieco...prywatniejszą.- postawiła twarde stwierdzenia, wręcz dyktując kierunkiem dzisiejszego wieczora nie za bardzo myśląc o tym co na ten temat uważa Nieznajomy. -Wymieniaj. Kolejność dowolna.- wzruszyła ramionami i posłała Nieznajomemu przenikliwe spojrzenie prosto w jego poobijane oczy.

Dick Remington
ambitny krab
pianka
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dick Remington był człowiekiem prozaicznym. Gdzie inni szukali poetycko siebie i zamieniali swoje życie w pasmo nieustannego głodu owego poszukiwania, on malowniczo wzruszał ramionami i osadzał siebie jeszcze mocniej na stałym gruncie. Tym zbudowanym przez tatusia i obwarowanym przez niego wszystkimi przywilejami klasy wyższej. Nie dane mu było zobaczyć świat, ba, ze swoimi nikłymi zdolnościami podejrzewał, że albo by się zgubił albo (co gorsza) znowu upiłby się do nieprzytomności i postanowił ślubować miłość jakiemuś plastikowi w Nowej Zelandii. I choć ludzie uwielbiali melodie, które już znali (stara prawda tłumacząca mu fenomen amerykańskich seriali młodzieżowych, nawet na Netfliksie) to postanowił nie ryzykować kolejnych migren i załamania nerwowego na widok swojego konta po wizycie jego szanownej małżonki i pozostał w sennym miasteczku. Takim w którym diabeł wprawdzie nie mówił dobranoc, ale prowadził Shadow i choć czuł, że może niebawem spłonąć w męczarniach, bo przekroczył próg tego miejsca to i tak siedział sztywno i postanowił poznać dziewczynę, która niekoniecznie była tego warta. Kolejna stara prawda życiowa głosiła bowiem, by nie szukać znajomości w szemranym klubie nocnym, bo można nadziać się na striptizerkę lub co gorsza, zaginioną pannę, która szuka swojego sensu życia w przypadkowych znajomościach.
Może i Richard szanował dziewczyny, który wiedziały jak obsługiwać rurkę, ale do tych górnolotnych myślicielek nie miał za grosz zaufania. Potem takiej się odbiera dziewictwo i się okazuje, że się w nim zakochała czy coś.
Był jednak ciekawy tego przypadku, choć jej słowa sprawiły, że się roześmiał.
- Barmankę też ściga mafia i też stamtąd – bo tak naprawdę nie umiał zapamiętać nigdy ponurego tłumaczenia Saskii i gubił się w takich detalach. A mimo to przyjrzał się jej uważnie, jeszcze nie nauczył się gardzić darowanym lodem, choć chętnie najpierw czymś przepłukałby jej usta. Był dużym chłopcem i cholera wie, gdzie ta dziewczyna się szlajała. Mimo to jak zaczarowany dotknął palcem jej warg, zupełnie jakby próbował oszacować ich kąt rozwarcia.
- Jaki jest twój sekret? Połykasz, wkładasz palec do dupy w międzyczasie, a może drażnisz się zębami? – zgadywał przyciszonym głosem i choć przyszło mu wyrwać jej szklankę i przejść kurs od zaintrygowania do zwykłego wkurwu to pokręcił głową, gdy wydała całkiem słuszną diagnozę. Może dlatego, że jeszcze nie miała szczęścia (i oby nigdy nie miała) widzieć go w stanie absolutnej wściekłości, która od dawna rozszalała się po jego żyłach i płynęła tak jak zatruta woda w wodociągach. Nie umiał nawet stwierdzić na kogo tym razem trafi, ale był dżentelmenem i zazwyczaj unikał kopania ładnych i łatwych panien, które oferują mu orala. – Nie sądzę, by tu coś takiego mieli, wiesz? Musisz się dostosować do bardziej małomiasteczkowych standardów – i nie miał na myśli alkoholu, ale też chłopców, którymi miała się częstować.
Na przykład on, cudnie ubrany i modny, ale wciąż chłopak stąd, a nie żadna miastowa szycha.
Mimo wszystko jednak dopięła swego i dostała wódkę, której nazwy nie umiał wymówić, a on, Dick Remington otrzymał warunki.
- Nie wiem, czy jesteś na tyle ciekawa, by oferować ci trzy drinki, ale mam w mieszkaniu sporo alkoholu, więc powiedzmy, że na razie zdobyłaś moje zainteresowanie – odpowiedział z ociąganiem, taka z niego była zblazowana bestyjka z poharataną twarzą, szwami na głowie i przeświadczeniem, że akurat jej może opowiedzieć wszystko. Dlaczego? Bo jej nie zależy. – Wróciłem do kokainy i trochę mi odpierdala. Trochę znaczy na tyle, że ostatnio pobiłem dziewczynę w porcie i kazałem wypierdalać chłopakowi, którego ruchałem – wzruszył ramionami, zwierzenia były kontrolowane i stanowi bardzo ugładzoną wersję Richarda Remingtona, który może i był dzielnym strażakiem, ale zazwyczaj nie miał w sobie niczego z bohatera.
Poza faktem, że obalał szklankę whisky za szklanką, przesuwając leniwie dłoń po udzie dziewczyny z baru. Jakże on chciał poczuć te delikatnie iskrzące drobinki czystego i zwierzęcego pożądania, które wręcz obezwładnia.

Latifah Massoudi
lorne bay — lorne bay
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niczego nie ukrywa, wszystkiego doświadcza do samego dna.
Prawdopodobnie właśnie na taką osobę nadział się Dick. Na zagubioną dziewczynę szukającą sensu w przypadkowych relacjach zawiązanych po stanowczo zbyt wysokiej ilości alkoholu. Zaczęła tak robić od kiedy wychyliła pierwszy kieliszek boukhi już poza granicami Tunezji, kiedy pierwszy raz w jej żyłach przepłynęła nuta imprezy, kiedy przed oczami zabalansowały światła reflektorów. Dała się pochłonąć niekończącej się fieście, która kończyła się kacem następnego dnia na autostradzie. Jednak ten alkoholowy to był jedyny jaki miewała, moralnego nie miała nie ważne jak wiele kobiet i mężczyzn zostawiała nad ranem samotnych w swoim wielkim łóżku. Każdemu obiecywała to samo-zadzwonię na dniach. W ciągu tych kilku dni przemieszczała się o kolejne sto, dwieście czy trzysta kilometrów a obraz twarzy kochanka rozmywał się niczym balustrady drogi przy wysokiej prędkości. Teraz miało być identycznie. Szybka znajomość by rozmyć uporczywie myśli, by odciąć się od rzeczywistości i najzwyczajniej w świecie... się zabawić. Prawdopodobnie miała nigdy więcej nie zobaczyć twarzy Nieznajomego, choć Lorne Bay było na tyle małym miasteczkiem, że mogłoby im przyjść jeszcze kiedyś się spotkać.
Uśmiechnęła się na wybuch śmiechu Nieznajomego. Zupełnie jakby opowiadała jakiś dobry żart, kiedy prawda była taka, że na Kubie już nie miała po co się zjawiać. Historia jej konszachtów z tamtejszą mafią była długa, zawiła i stanowczo nieodpowiednia do warunków i okoliczności. Zanim jednak zdążyła nawiązać do barmanki, która być może znała tego samego mafiosę, poczuła na swoich ustach dotyk szorstkich dłoni Nieznajomego. Uśmiechnęła się i delikatnie rozwarła usta by po krótkiej chwili lekko ugryźć go w opuszek palca.
- Jak będziesz miał szczęście to przekonasz się na własnej skórze - odparła wszelkie jego przypuszczenia nie zdradzając żadnych swoich tajemnic przedwcześnie. Jeśli warunki będą odpowiednie to wszystkiego dowie się w swoim czasie. - To nie moje pierwsze odwiedziny tutaj. Mają jedną butelkę na okazję mojego pojawienia się. - znała się z barmanami aż za dobrze. Elaborując którejś nocy z barmanką, do której uporczywie zarywała, nad dobrymi i lepszymi trunkami udało ją się namówić na zamówienie jednej butelki Boukhi na spróbowanie. Od tamtej pory za barem zawsze się znajdowała jedna butelka podpisana jej inicjałami. Nie żeby ktokolwiek inny miał wiedzieć o istnieniu tego alkoholu, a co dopiero go wykupić. Gdy tylko kieliszek Boukhi pojawił się na lądzie wychyliła go duszkiem oblizując przy tym wargi koniuszkiem języka. Odstawiła puste naczynie na bar, a w jej oczach od razu pojawiły się iskierki. Ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele, a w dłoni automatycznie zabrakło papierosa. Żałowała, że nie mogła palić w lokalu tak jak to było za czasów Kuby.
- W takim razie co my tu jeszcze robimy, jeśli masz zapas alkoholu w domu? - zapytała kokieteryjnie, niby nachalnie a jednak z pewnym drobnym wysublimowaniem, na które raczyła się resztką energii. Powoli odechciewało jej się zgrywać pozory. Rozmowa, jak na jej standardy, już i tak ciągnęła się dosyć długo. - Dobra, podstawowe pytanie brzmi czy masz te kokę przy sobie? - spytała unoszące pytająco brew. Miała swoją drobną przygodę z kokainą w jednym z krajów i od tamtej pory darowanemu proszkowi w czystość nie zaglądała. Choć tutaj ciężko mówić o darowiźnie, kiedy wprost zapytała o dostępność. - Czyli jesteś damskim bokserem. Przynajmniej będziesz umiał dobrze walnąć w dupe, nie to co ci małomiasteczkowi, przestraszeni chłopcy. - wzruszyła ramionami jakby to zupełnie nie robiło na niej wrażenia. Moralność zostawiła razem z pustym kieliszkiem na lądzie baru.

Dick Remington
ambitny krab
pianka
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wbrew pozorom Dick nie był żadnym ekspertem czy fetyszystą zagubionych we mgle i w daddy issues panienek. To one oblepiały go jak lep albo czaiły się w kącie, by zjawić się u jego boku i jak ten okrutny, australijski pająk wić sieć, która miała sprawić, że on jako ofiara znieruchomieje i całkowicie odda się we władanie jednej z tych uroczo skomplikowanych istot. Tyle, że natura nie znosiła przepychu i Remington – sam jako ofiara kompleksu tatusia i wściekłej i wiecznie zaćpanej Jokasty – uważał, że dwoje tak skrzywionych ludzi to już tłok i robił zazwyczaj wszystko, by unikać trudności. Nie łowił więc wśród ciekawych historii, nie bawiły go nieporozumienia, a wręcz przeciwnie – był żałośnie prostym strażakiem, który może nie żłopał w barze piwa jak podrzędny menel (swoje standardy miał), ale dalej nie różnił się od tych, którzy myślą dość… jednotorowo.
Dlatego sugestie Latifah o jakimś mafijnym życiu zbywał wzruszeniem ramion, bo żeby się bawić takimi faktami to musiałby dojść do poziomu w którym zaczynało mu zależeć, a na razie się nie zanosiło. Przeżył klątwę miejscowej cmentarianki, więc co ta laska mogła wiedzieć o życiu na krawędzi? Syknął jednak, gdy ugryzła jego palec. Kiedyś czytał, że człowiek mógłby zajadać się nimi jak marchewką, ale mózg mu na to pozwala. Jak w przypadku nowych znajomych śmiał wątpić, że kobieta posiada ten organ, więc wolał mieć się na baczności.
Zwłaszcza, że zanosiło się na to, że da jej sobie obciągnąć.
Nie mógł jednak powstrzymać śmiechu, gdy wspomniała, że ktokolwiek tutaj trzyma alkohol na specjalne okazje. Poza Saskią barmani przychodzili i odchodzili, część w foliowych workach albo znikała z powierzchni ziemi, więc śmiał wątpić.
- Taka jestem wyjątkowa, aha – uniósł brwi i uśmiechnął się cynicznie. – Jak jemu też obciągałaś za butelkę to podziękuję. Trzeba mieć jakieś standardy – postukał się po roleksie, zupełnie jakby chciał mimochodem podkreślić, że on jakieś posiada. Tyle, że jego preferencje zmieniały się w zależności od wypitego alkoholu. To znaczy to, że jeszcze na trzeźwo wierzył, że umie dokonać wyboru, a po pijaku znikały wszelkie granice.
Na razie jednak leniwie sączył swoją ulubioną whisky.
- Kokainą dzielę się tylko z najdroższymi przyjaciółmi – podkreślił i zupełnie nie rozumiał czemu w tej chwili przyszedł mu do głowy brunet w śmiesznie damskiej koszulce i w zarzyganych butach. Przymknął oczy i momentalnie obraz zniknął sprzed oczu, została tylko dziewczyna znikąd, która piła jakieś śmieszne badziewie i rozprawiała o jego karierze jako damskiego boksera. Roześmiał się, bo nikt właściwie nie podchodził do tego tak lekko. Pamiętał, że może Divina usiłowała go tłumaczyć, jego była z nim rozmawiać, ale to i tak nie było takie wzruszenie ramion jak napotkał tutaj.
- Preferuję duszenie – rzucił więc rozbawiony, naiwne i niewinne klapsy były dla nastolatek, które zaczytywały się w tych trzydziestu twarzach Dornana czy jakoś tak.
On wolał postrzegać sado- maso bardziej perspektywicznie.

Latifah Massoudi
lorne bay — lorne bay
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niczego nie ukrywa, wszystkiego doświadcza do samego dna.
Uwielbiała te wieczorne polowania, kiedy łowiła swoją zwierzynę niczym orzeł nurkujący w powietrzu by złapać jakąś polną mysz, niczym wędkarz zarzucający raz po raz swoją wędkę w nadziei, że tym razem złapie coś godnego uwagi, niczym nauczyciel polujący na uczniów palących papierosy przed szkołą. Większość ludzi myślała, że to mężczyźni, w takich miejscach jak Shadow, polują na kobiety, jednak w jej przypadku było zupełnie inaczej. To ona przejmowała pozycję łowcy, jak to Nieznajomy nazwał, łowcy złotych kart. Było w tym coś prawdziwego, bo choć Latifah starała się ograniczać do stawiania jej ledwie drinków, tak były sytuacje, gdy zdobywała pieniądze, i to nie małe, za chociażby milczenie. W jej pamięci zamajaczył Chris, któremu całkowicie rozłupała małżeństwo, najpierw pozwalając by zdradzał swoją żonę z nią, a następnie łamiąc obietnicę i mówiąc o wszystkim jego małżonce. Nie było to ani dobre, ani odpowiedzialne i nawet nie wynikało z jakiejś potrzeby sprawiedliwości, by kobieta wiedziała, że jest zdradzana, a wręcz przeciwnie... z czystej złośliwości. Prawda była taka, że Latifah potrafiła być prawdziwą suką. Jeśli tylko tego chciała.
Uśmiechnęła się lekko na syk mężczyzny. Takie dźwięki tylko wprawiały ją w jeszcze lepszy nastrój. A póki co, mimo ciągłego przekomarzania się, zanosiło się, że noc spędzą wspólnie, dzięki czemu wszystkie "ale" odkładała na bok.
-Nie jestem wyjątkowa, tylko mam osobowość, dzięki której ludzie mnie lubią. Wiem, że może być ci ciężko to pojąć, skoro sam takiej nie posiadasz...-wzruszyła ramionami uśmiechając się zadziornie. Może nie powinna tak mówić do kogoś komu chce obciągnąć, ale Nieznajomy zdawał się mieć owe standardy tylko na papierze. Prychnęła rozbawiona na jego sugestię.-Nie za butelkę...Będziemy się teraz przeliczać w body count, żeby "mieć standardy"? Jestem pewna, że sam już się pogubiłeś ile takich lasek jak ja zaciągnąłeś do łóżka. Nie zdziwię się jak masz jakiegoś syfa nieznanego pochodzenia- wychyliła kolejny kieliszek alkoholu czując charakterystyczne ciepło rozpływające się po całym ciele. Miała dosyć mocną głowę, choć teraz już czuła, że jest lekko wstawiona, dzięki czemu niewyparzony język dawał o sobie znać bardziej niż zazwyczaj.
-Aj, niech ci będzie. Bawimy się bez koki.- ponownie wzruszyła ramionami zupełnie nieprzejęta odmową. Była na to stanowczo zbyt wstawiona. Uśmiechnęła się na śmiech Nieznajomego. Zawsze miała słabość do śmiechu innych ludzi. Fakt faktem, może jej brak przejęcia się karierą damskiego boksera był lekko alarmujący, ale nie czuła potrzeby by dywagować o moralności Nieznajomego, jeśli nie miała zamiaru zobaczyć go więcej w swoim życiu. Powinno ją to lekko przestraszyć, ale nie z takimi ludźmi już spędzała wieczory, nie w takie łóżka wchodziła, by się przestraszyć. -Podoba mi się to-na jej usta wstąpił lekki uśmiech na wizję jego szorstkich dłoni zaciśniętych na jej delikatnym gardle. Przed oczami majaczyły obrazy jak zostaje przyparta do ściany, agresywnie i zwierzęco, tylko po ty by ściągnąć z niej te wszystkie wierzchnie, zupełnie niepotrzebne, warstwy. -Co jeszcze preferujesz?

Dick Remington
ambitny krab
pianka
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Gdy był młodszy to mama w przypływie swojego dobrego humoru (wywołanego zapewne działką, ale kto by się skupiał na detalach) opowiedziała mu historię Narcyza. Wprawdzie nie przepadał za tymi mitologicznymi historiami w których roiło się od zjadania własnych dzieci i sypiania z rodzicielką, ale akurat tę zapamiętał i przez lata identyfikował się z tym człowiekiem. W końcu wystarczyło spojrzeć w gładką taflę lustra i Dick zakochiwał się w sobie bez końca. Trudno było znaleźć mężczyznę tak przystojnego i o nienagannym stylu, który podkreślały drogie ciuchy. Sądził więc, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie mu stracić głowę to będzie to osoba podobna do niego – mająca poziom bezczelności, pyskata i momentami za wredna.
Po czym poznał tę dziewczynę w barze i stwierdził, że nie mógł się bardziej pomylić i szczerze zaczął podziwiać ludzi, którzy wytrzymują z nim dłużej niż piętnaście minut. Najwyraźniej bowiem czym innym była tafla lustra odbijającego jego pyszną wręcz powierzchowność, a czym innym oczy w których mogła przeglądać się jego dusza. Dawno nie spotkał nikogo aż tak irytującego i teraz zachodził w głowę czy ludzie faktycznie tak czują się w jego obecności.
- Ale ja cię nie lubię – odrzekł więc zupełnie spokojnie i beznamiętnie. – Więc twoja teza jest lekko przestarzała. Chyba, że przed innymi kreujesz się na bardziej dojrzałą, bo na razie to wypadasz na taką, która nie ma osobowości – i tak właściwie nie mówił tylko o niej, ale i też o sobie, więc sam był zaskoczony, że nie miarkował się w słowach.
- I jeśli mam syfa to złapałem go miesiąc temu. Akurat ja muszę się badać – na obecność narkotyków także, ale przecież to potrafił obejść. Nie umiał jednak poradzić sobie z tym, że dziewczyna – choć fizycznie atrakcyjna – sprawiała, że czuł tak spory niesmak. Może chodziło właśnie o to, że patrzył na swój obraz i podobieństwo i jak Bóg najchętniej zesłałby na Latifah jakiś potop, by móc stworzyć od nowa kogoś na tyle normalnego, żeby móc bawić się jak lubił.
Właśnie rozmyślał nad tym, czy on się zmienił czy chodziło o tęsknotę za Esther, która powoli uświadamiała mu, że to wszystko co robi to zbędny balast, gdy zadzwonił telefon. Uratowany przez dzwonek, przeszło mu na myśl, gdy odebrał.
- Mam wezwanie. Taka małolata jak ty rozjebała się na drzewie. Ktoś musi pozbierać zwłoki – i nim się sprzeciwiła potargał ją po lokach, zostawiając swoje fantazje za zamkniętymi drzwiami, razem jednak z otwartym rachunkiem dla niej tego dnia.
Mogła szaleć do woli, podczas gdy jego wzywały obowiązki.

zt
Latifah Massoudi
ODPOWIEDZ