aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Każdego starała się zrozumieć, nie uznając przy tym kierujących nimi motywów za głupie - tak też było w przypadku Geordana, a później Jude’a, gdy ci postanowili oddać swe serce wojsku. Nawet jeśli ich przekonania skrajnie się różniły, starała się uszanować ich decyzję i jej nie podważać. - Wiem, że się z tym nie zgadasz, ja też do końca nie, ale on w tym widzi sens, więc mu go nie odbiorę. No i przeprosił. Kiedy… kiedy już wrócił, po kilku dniach milczenia. Głównie tam przecież szukał mojego brata, a teraz z wojskiem już zerwał - wytłumaczyła go spokojnie, mimo licznych protestów Benjamina, z którymi poniekąd się zgadzała. Czy jednak sens było drążyć tę sprawę, skoro dotyczyła dalekiej, zamierzchłej przeszłości, z którą nic już nie mogli zrobić?
- Nawet jeśli ty tu zawiniłeś, to przecież… To go wcale nie usprawiedliwia. Nie rozstaliście się oficjalnie, tylko jak już posprzeczaliście, prawda? To nie daje wcale zielonego światła do zdrady, więc nie odpowiadasz za to, co być może zrobił i wcale nie dałeś mu do tego powodu - zapewniła, uderzając tym stwierdzeniem w samą siebie, ale co zrobić, taka była prawda. Nic nie czyni zdrady dobrym, uczciwym posunięciem, za które można być dumnym. Praca zupełnie wyleciała jej już z głowy, wobec czego nie przejęła się nią nawet, gdy Ben na krótki moment postanowił do niej wrócić. - Ale w przypadku posiadania wspólnie dziecka, jest inaczej. Małżeństwo ułatwi mu wiele rzeczy, tak jest po prostu rozsądniej. Miłość nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia, może być jego dodatkiem, ale nie musi. Liczą się dla mnie tylko odpowiednie papiery - wyznała niby to okrutnie, ale kierowało nią przecież wyłącznie dobro dziecka, które zaraz po porodzie mogła stracić. Gdyby jej bowiem zabrakło, o czym teraz starała się nie myśleć, musiała mieć pewność, że to od razu trafiłoby w dobre ręce, bez żadnych przeszkód. Że zapewnione miałoby dzięki niej spory majątek, że zyskałoby kochających dziadków, że nie byłoby samo.
- Dwadzieścia? - niemal krzyknęła, nie ukrywając szoku, jaki wywołała w niej ta informacja. - Przecież… Przecież ja mam dwadzieścia lat - zauważyła jeszcze, nie potrafiąc odnaleźć się nagle w tej sytuacji. Nie wiedziała, co o tym myśleć, jak to rozumieć, jak zareagować. Nie oceniała go, nie krytykowała, ale… i tak jej słowa nie zabrzmiały chyba zbyt dobrze. - Nie żebym to potępiała, czy broń boże ciebie, ale… cholera, to szmat czasu. Przykro mi, Ben - ostatnie zdanie, wypowiedziane ciszej i zwieńczone spuszczeniem oczu na ziemię, stanowiło chyba niejakie potwierdzenie jego obaw, ale czy faktycznie tym było? Sama już chyba nie wiedziała, co mówi.

benjamin hargrove
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Naiwna wiara w ludzi nakazywałaby mu teraz — jak i w którymś momencie nakazała jej — zaufać wszelkim wyjaśnieniom i słowom. Żywić nadzieję, że w tych cudzych ideałach, szlachetnych pobudkach i odważnych decyzjach skrywa się słuszność. A jednak ciężko było dostrzec w sprawie tej te same pozytywne aspekty, które mu właśnie wymieniła, choć sam nie wiedział czemu tak uparcie doszukuje się w jej narzeczonym obłudy. Ale skoro ona potrafiła zaufać mu bezgranicznie, on postanowił to samo zrobić w przypadku Waltera. — Mam nadzieję, że to prawda i że wiesz, nie będzie jednym z tych stukniętych gości, którzy zamiast zajmować się dzieckiem, jeżdżą na front. I twierdzą, że robią to dla rodziny — mimo starań i słów, które uparcie sobie powtarzał, ta jedna sprawa i tak musiała być wypowiedziana. Interesowało go wyłącznie dobro Sollie, jedynie nim się kierował podczas wygłaszania tychże swoich krytycznych komentarzy.
Wzruszywszy ramionami pozwolił na to, by milczeniem odsunął od siebie te jej słowa, które zapewne posłużyć miały jako swego rodzaju pocieszenie. Tyle że Ben i tak upierałby się przy wersji, w której jedyną winną wszystkiemu osobą był on sam. — Skoro tak uważasz — podsumował jedynie, nie mając sił i chęci na to, by niepotrzebnie ten temat rozwlekać. Nie miał pojęcia o wielu kwestiach, więc jeśli dla Sollie małżeństwo to było ważne, nie zamierzał jej wcale krytykować. Była w końcu rozsądną osobą, a on mimo wszystko nie zamierzał wykorzystywać własnych poglądów ku temu, by jakoś na nią wpłynęły.
To znaczy, że jesteś strasznie młoda — zaśmiał się, starając się mocno, by to jej przerażenie nie udzieliło się i jemu. — To wcale nie jest aż tak dużo — dodał nieco chłodniej, jako że to “przykro mi” nie spodobało mu się ani trochę. Wiedział, że dzielenie się z nią tą sprawą będzie błędem, więc wcale nie mógł teraz oczekiwać, że… W sumie nie miał nawet pojęcia na jaką reakcję liczył. Dlatego zamknął z impetem trzymane teczki i jedną z nich rzucił na biurko. — Musimy przygotować się do tego spotkania, zostało niewiele czasu — oznajmił beznamiętnie, jasno wskazując, że nie zamierza już o tamtej sprawie rozmawiać. Nie po to, by go żałowała, by się litowała i w ciszy go oceniała.

sollie millington

koniec </3 </3 </3
ODPOWIEDZ