bezdomna dziennikarka — THE CAIRNS POST
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka, samozwańcza pani detektyw, która za wściubianie nosa w nieswoje sprawy, aktualnie szuka nowej pracy.
- 3 -

Pierwszy raz zawróciła się żeby sprawdzić, czy na pewno zamknęła drzwi. Choć klamka ugięła się pod naciskiem jej dłoni, zamek pozostawał niewzruszony. Za drugim razem postanowiła odwołać spotkanie. Długie palce miarowo wystukiwały rytm na telefonie, odnajdując właściwe klawisze. Zawahała się tylko w miejscu, w którym widniał przycisk "wyślij". Przez kilka sekund stała w miejscu, ze wzrokiem utkwionym w wygasający ekran, czując jak serce zastyga jej w krtani. O ile nie jest to możliwe ze względów czysto fizycznych, o tyle była niemalże pewna, że w tym momencie zdarzył się cud, a całe zajście rzeczywiście miało miejsce. Prychnąwszy pod nosem z czystej dezaprobaty dla samej siebie, wsadziła telefon z powrotem do kieszeni i postanowiła, że tym razem nie zawróci.
Trzeci raz miał miejsce tuż przed wejściem do kawiarni. Szyby odbijały promienie słoneczne, jakby z czystej złośliwości, uniemożliwiając jej zajrzenie do środka. Nawet samotny, zagubiony na niebie obłok, ominął je, stając po przeciwnej stronie barykady. Kolejny raz zawahała się i nim dłoń powędrowała w stronę pośniedziałej klamki, cofnęła ją i zniknęła za winklem, pospiesznie odpalając papierosa.
Nie paliła od dwóch dni. Kiedy Twoim mieszkaniem staje się na bliżej nieokreślony czas wnętrze samochodu, zaczynasz bardziej zwracać uwagę na niepotrzebne wydatki. Tym razem uległa, połykając dym, jakby od tego zależało jej życie. Czas również nie był jej sprzymierzeńcem. Dwa razy się zakrztusiła.
Choć nie była ani o krztynę spokojniejsza, czwarty raz już nie zawróciła. Uniósłszy głowę dumnie do góry, skierowała się do wnętrza kawiarni. Przyjemny chłód otulił jej ciało. Przez chwilę stała w wejściu, pozwalając żeby oczy przywykły do półmroku panującego na sali. Dopiero po kilku sekundach dostrzegła w kącie znajomą twarz. Twarz budzącą w niej mnóstwo skrajnych emocji. Najczęściej tych, które namawiały ją do odwrotu. Chociaż całe jej ciało w jednej chwili zaczęło drżeć, jakby jej żyły wypełniła kipiąca, niezidentyfikowana substancja, nie opuściła głowy nawet o milimetr, kierując się w stronę stolika.
- Więc... Potrzebujesz mojej pomocy? - nacisnęła spust i wymierzyła kpiący uśmiech w jego stronę. Być może dostrzegł jak kącik jej ust zadrżał, zdradzając gryzący niepokój. Zajęła miejsce na przeciwko, opierając podbródek na ciasno splecionych palcach. - Wiesz, może i jest tak jak mówiłeś, nie pracuję w policji, ale to też jest moja sprawa i gwarantuję Ci, że oprócz tego co posiadam, mam jeszcze parę asów w rękawie - znaczącą kwestią w tym wypadku był fakt, że Crei nie obowiązywały żadne procedury. Straciła też pracę, na której jej naprawdę zależało, więc nie miała nic do stracenia. Z takiego przynajmniej wychodziła założenia, wbijając czerń swoich oczu w jego twarz, bez cienia skruchy.

jude westbrook
ambitny krab
nick
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Kim byś dziś była, Cressido, gdybyś chwilę wtedy poczekała?
Jesienne słońce kąsało swym ciepłem zmęczone letnią porą ciała, zapowiadając, że nie tak prędko odpuści. Siedzący niedaleko niego turyści śmiechem komentowali ten odwrócony świat, jakby znajdowali się w cyrku abstrakcji i zachwiań rzeczywistości — to nie zoo, chciałoby się wykrzyczeć. Kiedy Jude po raz pierwszy opuszczał Australię mając lat trzynaście, a jego ciekawskie oczy przypatrywały się angielskiej pogodzie, i on był pewien, że przyjechał do jakiegoś obcego, sztucznie wykreowanego miejsca. To tam świat stanął do góry nogami. Potem wszystko się rozmyło, a on nauczył się już, że wtedy, gdy australijskie krajobrazy nikną w zimowym śnie, na całym świecie budzi się lato. Cała jego przygoda z Cressidą Henderson była równie dziwna, jak cykl pór roku. Jak przeskakiwanie z jednego kontynentu na kolejny, z jesieni w sam środek wiosny, jak gubienie słońca i łapanie go nowo. Raz — tylko raz — pozwolił sobie na wysnucie życia, którego nie dane było im zaznać. W tym innym, lepszym świecie nie tylko by do niej powrócił, ale i ona nigdy nie oddałaby mu pierścionka zaręczynowego. Wzięliby ślub. Mieliby dwójkę dzieci. Duży dom z widokiem na ocean. Tymczasem stali się karykaturami tychże postaci, a ich życia, wiedzione naturalnie osobno, były jak pastisz idealnego obrazu, który kiedyś wspólnie zamierzali namalować. I choć zarzekał się, że wcale niczego już do niej nie czuje i że mógłby być jej przyjacielem, skrzywił się, gdy dostrzegł jej niepewne spojrzenie.
Sprawy się pokomplikowały. Zniknęła Hemingway, a więc i jedyna osoba, której na posterunku ufał. Nowy szef odsunął go od głównej sprawy, więc i pewnie ta miała mu zostać odebrana. Dowodów brakowało, świadkowie nie istnieli, a skoro do morderstwa doszło na terenie motelu nie było mowy, by zgodnie z australijskimi tradycjami, winę zrzucić na krokodyle, meduzy czy kazuary. Poza tym jego życie uległo tak drastycznym zmianom, że ciężko było mu w sposób odpowiedni skupić się na dochodzeniu. Tak więc poprosił Creę o pomoc, naturalnie tylko dlatego, że innych opcji nie miał. Wcale nie dlatego, że jak sypie ci się jeden związek, zaczynasz rozmyślać nad tym pierwszym poważnym, który to nie wiesz tak właściwie dlaczego się zakończył.
Nie potrzebuję — wycedził, wbijając w nią złowrogie spojrzenie. Odłożył na stolik szklankę z wodą i bóg mu świadkiem, gotów był wstać i zrezygnować z tego idiotycznego pomysłu. — Gdybym tylko miał inne opcje, Crea, nie podzieliłbym się z tobą nawet najgłupszym spostrzeżeniem. Ale moja partnerka wyjechała, a ja na posterunku nie ufam nikomu, więc… — odkaszlnął, nie zrozumiawszy, że tym samym wskazał jej, że obdarza ją zaufaniem. — Nie rozumiem dlaczego ta sprawa jest dla ciebie taka ważna — rzucił, wyciągając dłoń w kierunku aktówki, w której to zgromadził wstępne ustalenia. Jak mogli taktować się tak oschle i protekcjonalnie, kiedy mieli za sobą tę całą barwną przeszłość?

crea henderson
bezdomna dziennikarka — THE CAIRNS POST
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka, samozwańcza pani detektyw, która za wściubianie nosa w nieswoje sprawy, aktualnie szuka nowej pracy.
Niech mnie piekło pochłonie, jeśli wtedy pojęłabym czym jest prawdziwe szczęście życie.
Im rzadziej zastanawiała się nad tym co by było gdyby, tym lepiej zasypiała. Ale i sny nie zwykły być spokojne. Choć ktoś mógłby rzec, że minął szmat czasu, istniały pewne rany, których nie sposób było zagoić. Był blizną na jej białym, półprzezroczystym ciele. Świeżo zasklepioną, ale gotową otworzyć się w najmniej spodziewanym momencie. Wystarczyła chwila nieuwagi. Zapędzenie myśli o jeden zakręt za dużo i sen zamieniał się w marę zawisłą między tęsknotą, a świadomością.
Gdyby nie oddała mu wtedy pierścionka, przewracając się na prawy bok, stykałaby się z nim czubkiem nosa. Rankiem zaglądałaby w jego zaspane oczy, łaskocząc go wstążkami koszuli nocnej o policzek. Tupot małych nóżek dobiegałby z dołu, odbijając się echem wśród ścian wąskiego korytarza na dole, jeszcze nim wysunęłaby stopy z przesiąkniętych sennym ciepłem pieleszy. Ale w tym lepszym świecie nie mieli szansy. Został zamknięty za drzwiami, za które nie dane im było wejść. Może tylko przez chwilę, trwającą tyle co mrugnięcie powiek, które przeoczyli.
Jej ciało napięło się jak struna, choć za wszelką cenę usiłowała utrzymać na twarzy maskę oportunistki. Zdradzały ją gwałtowne mikro drgania, dreszcze przeskakujące z przedramion na plecy i ta przeklęta warga poddana wibracjom. Mimo to, gdy przemawiała, głos miała czysty, nieskażony chwilą wahania. Być może dlatego przez ułamek sekundy pożałowała swojego tonu, nim on zadał kolejny cios, mierząc ostrzem w okolice serca. Co dziwne, uspokoiła się.
- Więc? - nie dodała nic więcej, przebijając go na wylot wzrokiem. I to właśnie to spojrzenie ciemnych jak palona żywica oczu, mówiło za nią. Czyli jej potrzebował, to było jasne, choć sam przed sobą nie chciał tego za wszelką cenę przyznać. Mimo, że jeszcze chwilę wcześniej sama zastanawiała się nad ucieczką, postanowiła zostać. Powodów było kilka. Jedne mniej, inne bardziej szlachetne, ale to fakt, że Jude równie mocno nie chciał z nią współpracować, sprawiał, że czuła na duszy osobliwy spokój.
- Nie muszę ci się chyba z tego tłumaczyć? - unosząc jedną brew nieco wyżej niż drugą, spojrzeniem poszybowała w krzyżowy ogień z jego ciemniejącymi oczami. Odkąd pamięta, nie potrafiła nazwać tego koloru, który jak zauważyła każdy jego uśmiech ozdabiał jaśniejącą zielenią, a spod nastroszonych brwi wyzierał chłodem zimnej stali. Coś znowu w niej przeskoczyło. Jakiś pordzewiały przełącznik, który odpowiadał za butę, która tak głęboko się w niej zakorzeniła przez ten czas. Cień smutku zawisł nad nią, ześlizgując się po twarzy, by utopić się w kubku czarnej kawy, która się przed nią pojawiła. Skinęła głową, wyrwana z transu, nawet nie odwracając się za ręką, która ją przyniosła.
- Jude, po prostu... - walczyła ze sobą. To nawet nie tak, że nie chciała jemu o tym mówić. Nie chciała mówić o tym nikomu. I nie mówiła. Rąbka tajemnicy uchyliła przed siostrą, ale dotąd nikomu nie zwierzała się z prawdziwej przyczyny odejścia z poprzedniej redakcji. - Ktoś poprosił mnie o pomoc, już jakiś czas temu. Wiem, że są osoby, którym się to nie podoba. I wiem, że odkryłam coś, co musiało kogoś wkurzyć, bo... Wiesz, przed miesiącem zaczęłam pracę w lokalnej gazecie. Nie pracuję już tym gdzie kiedyś, więc... Sam widzisz. Nie wiem tylko... - wdech, wydech. Niewidzialny ciężar, który od dłuższego czasu nosiła na sercu, zelżał. Najbardziej ze wszystkiego nie potrafiła wybaczyć sobie światu, że odebrał jej kogoś, komu swego czasu mogła powiedzieć o wszystkim. - ... Co to dokładnie jest. Dlatego myślę, że jeśli odłożymy na bok uprzedzenia, może z tego wyjść coś dobrego - omiotła spojrzeniem dokumenty, które wyciągnął z aktówki, a potem przerzuciła spojrzenie w okolicę jego czoła, przez krótką chwilę nie mając wystarczająco odwagi żeby przenieść je na oczy.

jude westbrook
ambitny krab
nick
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
W odbiciu jej oczu skrywała się przeszłość; dwie karykatury o znajomych rysach, pogodnych uśmiechach i młodzieńczej werwie, wierzące jeszcze wtedy, że każdą przeszkodę da się pokonać. Bolało go to chyba najmocniej — ta nieznośna pewność, że kiedyś (teraz zdawało się mu jakby było to w innym życiu), tych kilka lat temu, człowiekiem był zupełnie innym. I choć trzeźwy jeszcze rozum podpowiadał mu, że i wtedy zdarzały się im dni ciężkie, że z tej ich młodości niewiele wynikało, że skrywali się pod woalem smutku i cierpienia (ostatecznie i tak nigdy nie mogło im wyjść, w głębi serca był tego pewien), nienawidził się w tej swej nowej roli. Siedział oto przed nią zgorzkniały tetryk, dla którego nadziei już nie było. Winę za swą złość zrzucał jednakże na sprawy prywatne, których było od groma; zbyt wiele, by wyliczyć można by je na palcach jednej dłoni. Złość ta jednak była naturalną konsekwencją tegoż faktu, iż dopiero teraz, po latach rozłąki i kreacji oddzielnych światów, przyszło im znów na nowo spleść swe życia ze sobą. Mogli doszukiwać się w tym licznych wyjaśnień i wymówek, ale prawda była przecież taka, że oboje ulegli drzemiącej w nich ciekawości, prowadzącej do jednego tylko pytania: czy uda im się znów przyjaźnić?
Oczywiście, że nie, Henderson. Z niczego nie musisz się mi tłumaczyć — ze spraw bieżących czy dawno już zapomnianych; po prostu nie musiała. Ani teraz, ani nigdy. Nie bez przyczyny pozostawione bez odpowiedzi pierwsze pytanie, nieznośnie obijało się o ostre kanty jego myśli. Więc jej potrzebował. Nie jej pomocy, a jej osoby. Być może samodzielnie dałby sobie jakoś radę, być może po kilku miesiącach triumfowałby z typowym chłodnym uśmiechem na twarzy, ale nie odnajdywałby w tym krzty dumy. Z tego jednak dumny chciał być; z tego, czyli z nich. W tym innym świecie nie przeszłoby mu przez myśl, że kiedyś połączy ich coś tak trywialnego, jak praca.
Przypatrywał się jej ukradkiem. Niepostrzeżenie czepiał się tych momentów, w których zaabsorbowana była kawą bądź nieznanymi mu sprawami, a podczas których na wierzch wypływały jej najszczersze uczucia. — Może — przyznał obojętnie, palce zaciskając na teczce. Utkwiwszy w niej wzrok westchnął cicho, by następnie przyniesione materiały wyciągnąć w jej kierunku; wstępne plany zakładały długie toczenie gry wstępnej, liczne docinki i podłości, jednakże utracił na to wszystko ochotę. — Realizujesz jakieś prywatne zlecenie, czy potem całość w niecenzuralny sposób trafi na pierwszą stronę gazety, gdzie ubolewać będziesz nad tym, jak bardzo niekompetentna jest tutejsza policja? — spytał przezornie, choć na wycofanie się było w pewien sposób już za późno. Wiele ryzykował spotykając się z nią tutaj i zezwalając na to komiczne połączenie sił, ale wiedział, że bez niej sobie nie poradzi. — Jeśli skopię to śledztwo, pewnie będę mógł się pożegnać z odznaką — wyznał, nieco bardziej otwarcie.

crea henderson
ODPOWIEDZ