strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#25

Pogoda naprawdę dała w kość Lorne Bay. Remi miał trochę złamane serce, jak widział te wszystkie powalone drzewa, zatopione domy... albo zatopione domy z drzewem, które się na nie zwaliło! I te wszystkie piękne okolice, które teraz były zdewastowane przez te burze i wichry. No trochę był to przykry widok, zwłaszcza tam gdzie drzewa miały pozrywane gałęzie i teraz były takie sponiewierane i ledwo się trzymające! Poza tym wiele osób nie miało prądu, było odcięte od świata, więc Remi jako strażak miał naprawdę wiele pracy przed sobą! Brali podwójne zmiany, właściwie żyjąc przez ten czas w remizie, co chwile wyjeżdżając z pompami, z piłami, z podnośnikami i apteczkami. Wszyscy potrzebowali ich pomocy, biedni i bogaci, więc Remi (który miał bardzo dużo szczęścia jako mieszkaniec, bo jego dom skończył w bardzo dobrym stanie!), mógł zostawić swoje koty pod czujnym okiem siostry, a sam zajmował się tym co potrafił najlepiej - pomaganiem innym. Nie każde wezwanie jednak było łatwe i przyjemne. Na przykład takie, gdzie jest wiele zawalonych budynków i nie ma pewności, czy mieszkańcy zdążyli się wydostać na czas i ewakuować. Albo czy chcieli. Wiadomo, że niektórzy lubią powierzyć swój dobytek jakimś wyższym, boskim siłom, albo z czystego uporu nie chciały zostawiać swojego dobytku. Więc oto byli tutaj, wśród gruzów, które musieli sprawdzić z pomocą psów.
- Hej Eve! Mam nadzieję, że przyniosłaś dla mnie jakąś kanapkę - rzucił, jak zobaczył, że Eve Paxton i jej psiaki pomagają przy akcji, oczywiście uciekając od trudnych myśli i smutnych tematów. Bo dobrze oboje wiedzieli czemu się spotkali. - Ależ to piękny psi gentleman. Ja zaraz zapomnę jak wyglądają moje... - dodał, z westchnieniem i uśmiechnął się do pieska, chociaż skoro był w pracy, to go nie głaskał na przywitanie. Pies musiał być skupiony.
towarzyska meduza
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie we wszystkich regionach świata praca psów była aż tak bardzo znana. W niektórych miejscach były one wykorzystywane głównie do poszukiwań nielegalnych środków lub broni. Nieco rzadziej do zaginionych osób a jeszcze mniej wykorzystywano je do pracy w terenie po załamaniu pogodowym (bo te nie zdarzały się wszędzie). Australia była idealna pod tym względem. Ulewne deszcze, tornada i pożary. Od koloru do wyboru. Nie żeby Eve cieszyły powstałe zniszczenia i kolejne martwe ciała, ale jej praca była determinowana zdarzeniami podobnie jak praca Remi’ego, którego spotkała na miejscu przy zawalonych budynkach.
Praca na tak niepewnym terenie była bardzo ryzykowna. Chodzenie po zawalisku mogło skończyć się wpadnięciem w głąb gruzów lub kolejnym zawaleniem miejsca, w którym ktoś mógł się kryć. To bardzo trudna i delikatna praca wymagająca spokoju oraz cierpliwości. Tu nie było miejsca na spontaniczne decyzje lub bohaterskie czyny. Zły krok i z jednej ofiary zrobią się dwie albo cała ich grupa. To duża odpowiedzialność, o której Remi doskonale wiedział, a jednak najwyraźniej dopisywał mu humor.
- Kiedy Sue Ann dowiedziała się, że jadę do zawaliska, to spakowała ich parę. – Sue Ann, prawa ręka w ośrodku przypominająca trochę rozpieszczającą wszystkich dookoła ciocię, która karmiła wszystkich, dobrze znała Remi’ego. Nie było więc niczego zaskakującego w tym, że Eve rzeczywiście miała kanapki dla mężczyzny, któremu od razu rzuciła torbę z lunchem.
Stojąc przy aucie przygotowywała Apollo do akcji. Założyła mu kamizelkę i podpięła ją smyczą do swego pasa. W razie ewentualnego upadku będzie mogła przetrzymać psa. Jello za to siedziała w samochodzie ciekawsko zaglądając przez szybę. Najpierw wykorzysta jednego psa, a potem drugiego zależnie od czasu pracy i trudności w terenie. Jak na razie jednak postawiła na owczarka niemieckiego, który całym sobą był gotów do pracy.
- W takim razie, kto z nimi siedzi? – zapytała nieco surowo, bo dbanie o psy miała we krwi i nieco zbyt mocno wymagała tego od innych. – Tak, żałuje twoich psów bardziej niż zapracowanego ciebie. – Wiedziała, ile roboty w sezonie mieli strażacy. Była świadoma ich zaangażowania, a jednak z Remi’m byli już na takiej stopie znajomości, że nie musiała mówić mu aby o siebie dbał i żeby uważał. Na pewno to wiedział.
- Czy ktoś już zgłaszał zaginięcie? – zapytała patrząc na gruzowisko. Liczbę zagrzebanych w środku osób ciężko było ocenić, ale poszukująca ich rodzina, która mogła stać wśród gapiów, jako tako precyzowała tę liczbę. – Jest bardzo niestabilnie? – Była pewna, że strażacy już to sprawdzili, a przynajmniej część zawaliska.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Tak prawdę mówiąc, to Remi chyba najbardziej lubił te wszystkie psy, które na co dzień asystowały człowiekowi w codziennych czynnościach. Czyli wszyscy psi przewodnicy i każdy pies, który wyczuwał ataki padaczkowe, spadki cukru i tak dalej. Jak widział na tik toku jakiś filmik z takim psem, to po prostu nie potrafił się rozczulić nad tym, jak bardzo pomocne, uczynne i niesamowicie troskliwe są psy. Wiedział też oczywiście, że to kwestia wychowania odpowiedniego i że to generalnie psia praca, więc to nie jest takie idealne życie, jak wtedy kiedy pies siedzi na kanapie i bawi się z właścicielem. Nie wiedział też, czy taki pies naprawdę jest szczęśliwy w takim zawodzie… no ale musiał przyznać, że było to niesamowicie wholesome, tak po prostu!
I tak, Remi niestety miał pracę, która… no zależała od tego ile złych rzeczy się ludziom przydarzyło. Czy się zwaliło drzewo w ogródku, czy ktoś utknął w samochodzie w trakcie wypadku, czy zalała się piwnica, czy spłonął dom… no zawsze ktoś był stratny. Nie było to zbyt optymistyczne, ale hej, przynajmniej miał świadomość, że zawsze pomagał ludziom, w ten lub inny sposób.
- I właśnie dlatego to kobiety są szyją, która kręci głową świata - rzucił z ładnym uśmiechem, oczywiście skupiając sie na samych pozytywach. A potem podszedł bliżej do Eve Paxton i złapał od niej przekąski. do których od razu z wdzięcznością się dobrał. Obserwował jej pracę i nie przeszkadzał, żeby jej nie rozpraszać, chociaż pewnie te czynności znała już na pamięć i wykonywała je już tylko mechanicznie.
- Moje rodzeństw, sąsiadki - wymienił bez spiny, bo dobrze wiedział jak wiele osób kochało jego zwierzaki i nie miało problemu z doglądaniem do nich, kiedy Remi był w pracy. No ludzie byli bez domów, potrzebowali pomocy, nie mógł im powiedzieć że ej no, poczekajcie trzy dni na moją następną zmianę,.. - No nie wiem kto ma gorzej - rzucił z lekkim rozbawieniem, bo cóż, jego zwierzaki były rozpieszczane, nie musiała się martwić. Remi był niesamowicie odpowiedzialnym właścicielem, prawie nie jeździł na wakacje…
- Są zaginięcia i brak kontaktu, ale nie wiadomo na ile realne, bo pozrywało druty i jest ogromny problem z zasięgiem - przyznał szczerze, teraz już poważniejąc. - Wiele numerów w ogóle nie odpowiada, więc mogą być rozładowane i nie ma jak ich naładować. W ośrodkach dla ewakuowanych panuje istny chaos - dodał, z ciężkim westchnieniem. To nie ułatwiało im pracy, jak musieli szukać wszędzie, zamiast iść tam gdzie mają pewność, że komuś pomogą.
- Jest dość kiepsko, stabilizujemy jak możemy, ale jest ryzyko obsunięcia się ziemi. Będziemy monitorować sytuację - rzucił banałem, czując się fatalnie z tym, że nie może dać jej większego zapewnienia, że wszystko będzie okej. W tej robocie nikt nigdy nie dostawał 100%. Remi miał wielką bliznę na plecach, która to potwierdzała…
towarzyska meduza
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Czyli szykuje się podwójna zmiana – stwierdziła ni to z niechęcią ni motywacją do pracy. Oczywiście, że nie cieszyła się z powodu zawalonego budynku, ale musiała odnaleźć w sobie siłę do odnalezienia osób. Żywych albo martwych. To nie robiło różnicy acz lepiej, żeby jeszcze oddychali. Wtedy jej praca była bardziej satysfakcjonująca nie licząc sytuacji, w których wiedziała, że poszukuje konkretnie zwłok. Wtedy żywotność nie była w cenie.
- Gruz nigdy nie może być stabilny. Wtedy byłoby za łatwo, prawda? – Pokusiła się o kiepski żart i krzywy uśmiech, acz tylko tak ludzie w podobnym zawodzie mogli radzić sobie z konkretnymi sytuacjami. Żarty były tak właściwie jedną z lepszych reakcji obronnych na okropne rzeczy, które ich spotkały i jakie mogą zobaczyć teraz pod zawaliskiem.
- Wolę nie pytać, kto za to beknie. – Spojrzała z powagą na to co zostało z budynku i już wzięła pod uwagę sprawę sądową wytyczoną przeciwko zarządcy, który nie zgłosił niestabilności lub wad w konstrukcji. Na pewno go o to oskarżą. Kogoś musieli, a przecież nie wezwą przed sąd Matki Natury. Ta z nikim nie będzie dyskutować. Albo ludzie jej się podporządkują albo nara (pierwsze lepsze tornado ich zmiecie).
- Będziesz blisko? – zapytała Remi’ego, bo on już wiedział jak razem pracować. Nie każdy strażak znał zasady, które Eve wdrażała. Nie każdy też się im podporządkowywał, co mogło skończyć się fatalnie. To dlatego wolała mężczyznę od całej reszty zgrai strażaków. Nie potrzebowała ich wielu ani dosłownie „blisko”. Blackwell wiedział, że musi trzymać się dwa lub trzy metry za nią. Nie mogli ryzykować, że ich wspólny ciężar (plus pies) doprowadzi do kolejnego zawalenia. Oboje wpadną do dziury i kto wie, co ich tam zastanie lub czy ich od razu coś nie przysypie. Remi to wiedział, chociaż na początku też był sceptyczny wobec Paxton (i ze wzajemnością). – Chcę mieć przy sobie kogoś zaufanego – dodała wyjaśniając swój wybór. – Poza tym, tylko z tobą pogadam o pierdołach i pośmieje się z powagi sytuacji. – Posłała mu niewinny uśmiech po czym powróciła spojrzeniem na psa. Nie musiała precyzować czego miał szukać. Poznawał kamizelkę, którą mu nałożyła. Wiedział, że dziś będzie musiał odnaleźć ludzi. Żywych, ale zwłoki też wchodziły w grę. Biorąc jednak pod uwagę to, że ciała nie rozkładają się w błyskawicznym tempie, zapach nadal mógł być inny. Psy to wiedziały. Przynajmniej te odpowiednio wytresowane, jak Apollo, który stał prawie na baczność, z wysoko postawionymi uszami i luźno wiszącym ogonem. Był skupiny i gotowy do pracy.
Krótka komenda i już oboje z psem byli na granicy gruzowisk, na które każdy wspinał się bardzo ostrożnie. Nierówny i niepewny teren nie pozwalał na szybkie poruszanie się ani skakanie jak jelonek po lesie.
- Ostatnio nie chwaliłeś się żadną udaną randką – zagadnęła do mężczyzny idącego tych parę metrów za nią.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
- Po tych wichurach i powodziach to mamy nieustanną zmianę, trwa wiecznie. Jak już się położę do łóżka własnego, a nie tego w remizie to chyba będę spać przez cały tydzień - przyznał z ciężkim westchnieniem, bo wiadomo że w remizie się nie da wyspać, tylko się tak śpi żeby złapać jakąś regeneracyjną drzemkę i trzeba być wiecznie czujnym, bo zaraz odezwie się alarm i trzeba będzie gdzieś jechać. Nawet jeśli naprawdę potrzebował chociaż godzinki snu, to i tak się zrywał i szedł pomagać. Więc no, to było bardzo prawdopodobne, że będzie spać potem cały dzień, żeby to odespać. Inna sprawa, że na pewno nie będzie spać przez cały tydzień, bo jego dwa koty i pies na pewno mu to zadanie utrudnią. I pewnie wszystkie koty tymczasowe, które też musiał nakarmić i ogarnąć. Żeby siebie nie pozjadały! Albo no, jego.
- No taką sobie wybraliśmy okolicę, na co dzień prawie nic się nie dzieje, ale jak już, to z wielkim rozmachem - rozłożył ręce, żeby podkreślić ten rozmiar zniszczeń wszędzie dookoła. - A jak Twoja farma, bardzo oberwała? Nic się nikomu nie stało w okolicy? - zapytał, bo nie pamiętał wszystkich interwencji, zlewały mu się w jedno. Poza tym był w trybie jechać - pomagać - wrócić, więc nie zwracał uwagi na adresy i dzielnice, a po prostu na to co i gdzie trzeba zrobić i naprawić.
I w sumie, dopóki jeszcze nie mieli potwierdzonych trupów to mogli żartować. Dopiero później było to trochę niewskazane, więc Remi się uśmiechnął z rozbawieniem na słowa Eve Paxton .
- To była naprawdę okropna wichura, nie wiem czy można ich winić. Są pewne rzeczy, których po prostu nikt nie jest w stanie przewidzieć i się przed tym zabezpieczyć - przyznał, bo niestety widział zbyt wiele krzywd, które nie zostały zadane w złej woli. A takie budynki.. no nie zawsze kogoś było stać na naprawę i tak dalej, nawet jeśli bardzo chciał. Chciwość nie zawsze była argumentem i powodem. Czasami po prostu sytuacja była…. skomplikowana. No ale, jeśli faktycznie ktoś zawinił, to na pewno władze miasta zadbają o kwestię odpowiedzialności, ot co.
- Jak chcesz to jasne - rzucił z uśmiechem, a potem skończył kanapkę i sięgnął od razu po kolejną. Musiał korzystać z okazji do uzupełniania kalorii i energii, czy coś tam! Poza tym kanapka była smaczna, a smaczne rzeczy zawsze powinny iść w duecie. Po co zamawiać jedną pizzę, jak można mieć dwie?
- Więc rozpatrzę pozytywnie Twoją propozycję. Jak tylko skończę kanapkę - zapewnił ją, a potem przyspieszył jedzenie, żeby nie musiała na niego zbyt długo czekać. Mimo, że Eve się jeszcze przygotowała, ale kto wie, może zdążyć zjeść też trzecią kanapkę? Nie narzekałby!
Ale nie zdążył, więc po drugiej odłożył rzeczy na bok i przygotował się do wejścia na gruzowisko. Stał za Eve, obserwując jej działania i… cóż, trochę się speszył na jej pytanie! - No właściwie to były udane… i ostatnia trochę… jakby mniej - dodał, nieco zażenowany, no ale reakcja Posy dalej mu łamała serce….
towarzyska meduza
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
/Przepraszam za obsuwę, ale najpierw choroba a teraz sama wiesz../

- Wiem – przytaknęła, bo zgadzała się z tym, że z prawami natury nie pogadasz, ale.. – ale są ludzie, którzy muszą wskazać winnego. Bez tego nie będą mogli dalej żyć. – Oboje to doskonale wiedzieli. Na pewno nie raz remiza lub pojedynczy strażak był obwiniany za coś, co zrobił na akcji. I to wcale nie musiało być coś złego. Ba, nie raz słyszało się o ludziach sądzonych za to, że komuś pomogli a ten ktoś tego nie chciał. Albo że przy okazji tej pomocy stało się coś poszkodowanemu i to też twoja wina. Nie zdziwi więc nikogo, że i w tym przypadku ktoś będzie szukał winnego. Tak już działał ten świat. Niestety.
Poświęciła chwilę na obserwacje terenu. Nie miała nosa jak pies ani rentgena w oczach, ale wierzyła w swój instynkt. Nie od zawsze. Samo wypracowanie go kosztowało ją sporo pracy oraz wiele godzin nabywanego doświadczenia, ale kiedyś (nie wie dokładnie kiedy) nabrała pewności i po prostu zaufała sobie. Nie ważne czy się pomyli czy nie. To akurat zdarzało się wszystkim acz wierzyła, że błędów robiła mniej niż kiedyś. Ba, była tego pewna.
- Uważaj, bo jeszcze się zadławisz i Sue Ann będzie przykro, że jej kanapka stała się narzędziem zbrodni – skomentowała to jak szybko Remi pochłaniał podarowany przez nią posiłek. Nie żałowała mu. Przyniosłaby mu cały obiad, gdyby tylko Sue Ann zdążyła go ugotować, ale jako dobra znajoma musiała się z nim podroczyć. Lubiła to robić i ktoś, kto ją znał musiał do tego przywyknąć. Albo to albo niech spada.
Szła powoli i ostrożnie mocno trzymając psa na smyczy. Wiedziała, że Apollo był gotów pognać dalej za wyczuwalnym zapachem, ale nie mogła mu na to pozwolić. Była za niego odpowiedzialna. Pies jej ufał, więc musiała zapewnić mu bezpieczeństwo a na gruzowisko oznaczało to, że nie pozwoli mu wpaść w jakąś dziurę lub zagrzebać się razem z ludźmi pod spodem.
- Oh, naprawdę? – Ledwie na moment odwróciła się do tyłu, żeby z uniesioną brwią spojrzeć na mężczyznę. – Czyli było dobrze, ale coś się skiepściło? Rozwiń to. – Starała się brzmieć zachęcająco acz ciężko jej było zobaczyć, jak Remi na to zareagował. Wciąż całą uwagę skupiała na psu, ale nie miała nic przeciwko luźnej rozmowie na poczekanie, bo tak naprawdę to był jedyny sposób, żeby jakoś nie skupić się na stresie. Bo tak. Pomimo lat pracy w tej branży wciąż martwiła się o ludzi i przejmowała widokiem zwłok. Nie wymiotowała przy nich, ale tylko na kimś bez serca nie robiłoby to minimalnego wrażenia.
- Śmiało, mów. Lepsze to niż moja dziura na plecach. Podczas jednej z burz utknęłam w starej szopie i gwóźdź wbił mi się tuż pod łopatką a na moją.. znajomą.. spadło jakieś ciężkie cholerstwo. – Od tamtej pory nie miała kontaktu z Ive i chyba to się nie zmieni.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Przez moment zastanawiał się nad jej słowami, po czym pokiwał głowa.
- No cóż, to chyba jest tylko jeden prawdziwy winny i jest to katastrofa klimatyczna. Więc wiemy kto za nią odpowiada - przyznał, bo przecież kiedyś Australię nie nawiedzały aż takie gwałtowne zjawiska pogodowe i nie trawiły ich ziemi aż takie pożary. To zresztą dotyczyło całego świata. Przez lata przemysł plastikowy i paliw kopalnych wiedział o konsekwencjach swojej zachłanności w kapitalizmie, ale ukrywali to, aż zaczęło być to niemożliwe do ukrycia. I teraz masz babo placek, wszyscy umrą.
I myślę, że raczej nie sądziło się za to pomoc, ale właśnie za brak pomocy. Na strażaków akurat aż tak dużo pozwów nie spadało, co na przykład na lekarzy, bo to ich decyzje mogły być błędne i… no to oni mówili, że ktoś nie przeżył, więc cała złość, szok, niedowierzanie i tak dalej spadało na nich. A strażacy byli bardziej z boku, może i udzielali pierwszej pomocy, ale robili to co mogli na miejscu, później oddając akcję w ręce ratowników.
- No coś ty, nie ruszysz mi na ratunek? - zapytał ze smutkiem - a myślałem, że dobro wraca, jak karma i tak dalej… - pokręcił głową, udając rozczarowanie, że Eve Paxton nie ruszyłaby mu na ratunek. Oczywiście wątpił, żeby doszło aż do takiego czegoś, jak nagłe zakrztuszenie się czy właśnie zadławienie, bo była bardzo dobra i jadł ją szybko, ale dokładnie! W sensie gryzł dokładnie, nie ma co marnować jedzenia kaszląc i plując dookoła…
- Tu jest ta bezpieczna część, stabilizujemy ją. Tylko dalej nie wiemy jak sprawy wyglądają, nie na sto procent przynajmniej - zapewnił ją, kiedy ruszała się dalej i zerknął jeszcze na swoich kolegów, którzy bardzo pilnie pracowali. Sam też pozostał w niedalekiej odległości, żeby w razie czego interweniować. Kto jak kto, ale Remi nie obawiał się ratować ludzi, nawet zakrywając ich własnym ciałem! Nawet jeśli tutaj nie do końca miał na to warunki, skoro chodzili po gruzach, a nie pod nimi…
- No chyba… chyba zrobiłem coś głupiego - przyznał, zażenowany. Nie do końca chciał się tym chwalić, poza tym nie wiedział za jakiego głupka samego siebie będzie uważać, jak usłyszy o tym wszystkim tak na głos, z własnych ust… ale no, pewnie mu się należało!
- Ooo, ale nic jej się nie stało? - zapytał zmartwiony - a Twoja dziura już ma się dobrze? Może nie powinnaś się narażać na więcej szkód, co? - zapytał, oczywiście zmartwiony nią i to do tego stopnia, że przegapił fakt, jak dziwnie może zabrzmieć to co powiedział o jej “dziurze!”. Nawet jeśli nie miał na myśli niczego dwuznacznego… - a ja zrobiłem coś głupiego na walentynki chyba… - przyznał, czując jak idiotyczne jego problemy wyglądają w porównaniu z tym, że Eve miała w sobie dziurę (dodatkową), a na jej znajomą spadło coś ciężkiego!
towarzyska meduza
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Głupiego – powtórzyła znów rzucając mu krótkie i pytające spojrzenie, bo to jedno zdanie niewiele jej dawało. Potrzebowała konkretów. – Jestem zaintrygowana – stwierdziła odczekując chwilę, ale nie doczekała się rozwinięcia tematu. Nie była pewna, czy powinna ciągnąć Remi’ego za język. Z jednej strony była ciekawa, ale z drugiej ciężko rozmawiało się o czyichś błędach w trakcie pracy, kiedy człowiek musiał być bardzo mocno skupiony. Zwłaszcza teraz, gdy oboje chodzili po dość niepewnym gruncie.
- Mocno zbiła bark i miała dużego krwiaka, ale wyjdzie z tego. – Przynajmniej tyle zdołała dowiedzieć się od lekarzy, kiedy obie trafiły do szpitala. Później już nie miała kontaktu z kobietą i nie wiedziała, czy w ogóle powinna zawracać jej dupę. Dobrze wiedziała, co Ive o niej myślała i choć mogłaby zmienić jej zdanie na swój temat, to po prostu łatwiej było zostawić to tak jak jest. Po co znów miały się o coś kłócić? A na pewno by do tego doszło, bo żadna by nie odpuściła, nawet jeśli Paxton jako tako przeprosiła za swoje zachowanie.
- Moja dziura nigdy nie miała się lepiej. – Gdyby nie okoliczności zaśmiałaby się głośno, bo oczywiście, że wyłapała kryjącą się w wypowiedzi dwuznaczność. Czy Blackwell zrobił to świadomie czy nie. – Dzięki, dam radę. – Nie ważne czy była po wypadku, w żałobie czy cokolwiek innego. Eve była pracowitą osobą i nigdy w tej kwestii nie odpuszczała. Inna sprawa, że nieraz zajeżdżała organizm, który był na wykończeniu, ale i w takich chwilach dawała radę.
Wyłapała słowa o walentynkach, ale w tym samym czasie Apollo przystanął i wysoko postawił uszy. Pociągnął nosem raz oraz drugi, ale wyraźniej skupiał się na tym co słyszał, bo znów poruszył uszami i nagle pociągnął za smycz. Paxton musiała mocno go trzymać, żeby nieopatrznie nie nadepnął na mniej stabilną część zawaliska. Szła za nim jednocześnie patrząc pod cztery łapy. W trakcie tego gwałtownego szarpania Eve posłała Remi’emu krótkie spojrzenie na znak, że pies coś znalazł. Mógł dać sygnał kolegom, że zaraz wskażą im miejsce, co nastąpiła po kolejnych trzech metrach. Apollo wcisnął nos w gruzy, znów wciągnął powietrze i poruszył uszami. Dopiero po tym pomachał ogonem na znak, że „to właśnie tutaj”.
- Słyszysz? – zapytała kolegę i kucnęła starając się wyłapać jakikolwiek dźwięk. – Chyba ktoś krzyczy. – Znów zamilkła wraz z mężczyzną, który również zaczął się temu przysłuchiwać. – Są głęboko. – Pociągnęła Apollo i cofnęła się robiąc miejsce strażakom. Teraz po ich stronie stało wyciągnięcie znajdujących się tam ludzi albo tylko jednej osoby.
To jeszcze nie był koniec. Apollo pociągnął ją dalej a Eve zawołała Remi’ego, żeby dalej jej towarzyszył, ale nie była pewna czy usłyszał. Może był zbyt zajęty pomagając kolegom w próbie wygrzebania osoby, którą znalazł psi pracownik?

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Ona była zaintrygowana, a on zawstydzony. To nie był pierwszy raz, kiedy przestrzelił z oczekiwaniami i ze swoimi gestami, ale… no na starość ludzie powinni mądrzeć, nie? Czyli robić mniej takich samych głupot. A on najwyraźniej w ogóle się nie uczył, bo bardzo możliwe, że zrobił coś najgłupszego w swojej karierze. - No.. no dobra.. .powiem Ci - westchnął sobie ciężko. - Bo no… były walentynki, nie? No i wypadały razem z naszą trzecią randką, więc chciałem, żeby było wyjątkowo i uroczyście… - przyznał, nieco zawstydzony i wbił wzrok w swoje buty - więc zorganizowałem kilka rzeczy… - dodał, przygryzając na moment wargę, zanim nie zaczął mówić dalej. - Na przykład bryczkę z końmi i… no kwartet smyczkowy… i kwiaty… - dodał, jasno pokazując, że to nie było wszystko z tego, co wtedy zaplanował. Ale póki co czekał na reakcję Eve Paxton , bo jak zamierzała go totalnie wyśmiać, to może tyle informacji wystarczy!
- Ulalala… no to dobrze, że skończyło się tylko tym - przyznał, chwilę oceniając w głowie skalę obrażeń. Remi nie miał fantastycznej intuicji i nie wiedział, czy coś więcej było między kobietami, więc nie dopytywał o więcej detali.
- To dobrze dla Twojej… dziury - pokiwał głową, powstrzymując się także z roześmianiem się. - Ale jeśli coś się będzie dało to mów, znajdziemy Ci zastępstwo albo odciążymy cię - dodał, żeby nie robiła z siebie bohaterki. Jeśli będzie ją bolało, to cóż… siła w ręce się osłabi tak czy siak i może bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
- Coś jest na rzeczy? - zapytał cicho i obserwował co Eve robi, kiedy nagle pies wyłapał jakieś krzyki. Obserwował, nie przeszkadzał i machnął do ekipy, żeby się przygotowali, że może być jakaś akcja.
- Nie, nie słyszę - przyznał po chwili, a potem się nachylił. Zmarszczył brwi - to albo ludzie albo jakieś urządzenie… - przyznał, bo nie potrafił na sto procent określić, czy to ludzie, zwierzęta, czy coś jeszcze innego.
- Dobra chłopaki, sprawdzamy tutaj. Stabilizujemy, a potem oczyszczamy - zawołał, bo no musieli do tego podejść odpowiedzialnie, żeby nie zaszkodzić! - Eve jedno miejsce na raz, nie wiemy czy się nie zawali - odpowiedział jej, kiedy do niego pomachała.
towarzyska meduza
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie spodziewała się, że Blackwell rozwinie temat. Nie była pewna, czy chciał o tym rozmawiać teraz z możliwością bycia podsłuchanym przez kolegów z pracy. Nie zamierzała jednak mu przerwać, dlatego szła powoli dalej słuchając jego słów i całe szczęście, że aktualnie patrzył na psa a nie idącego za nią kolegę, który nie widział malującego się na jej twarzy zaskoczenia. Bryczka, kwartet i kwiaty.. nie miała nic do romantyzmu. Uważała, że każdemu należały się podobne gesty, ale trzecia randka to chyba za dużo na kwartet.
- To.. bardzo dużo – stwierdziła tylko i zaraz dodała: - Chyba jej się nie oświadczyłeś, co? – zapytała unosząc jedną brew i znów zerknęła za ramię na idącego za nią mężczyznę. Miała nadzieję, że w tym pytaniu nie kryła się część ukrytej prawdy. To byłoby zdecydowanie za dużo, a jednak czy mało par oświadczało się sobie po krótkim czasie? Byli tacy, co żyli razem dziewięć lat i nie potrzebowali zmian oraz tacy co po miesiącu już planowali ślub. Każdy żył swą miłością inaczej, ale Eve nie spodziewała się, że w przypadku Remi’ego to coś aż tak bardzo poważnego.
- Dobrze wiesz, że w okolicy nie ma lepszego przewodnika psów ode mnie. Ba, na całym wschodnim wybrzeżu! – Była skromna. Nigdy nie chwaliła się osiągnięciami ani tym co przeżyła lub co robiła. To dlatego teraz jej ton głosu brzmiał na bardziej komediowy niż poważny. W duchu wiedziała jednak, że mówiła prawdę. Po prostu nie ceniła siebie aż tak bardzo, jak powinna. Z drugiej strony, jeżeli chodziło o udowodnienie swej wartości wobec osób, które jej nie znały (zwłaszcza w pracy, kiedy miała do czynienia ze sceptykami), była na pierwszym miejscu. Potrafiła to zrobić. Umiała pokazać, że była dobra a jej psy jeszcze lepsze. Nigdy jednak nie chwaliłaby się tym pusząc jak paw, bo więcej w niej było pokory niż chęci bycia dostrzeżoną.
- Według Apollo, to ludzie. – A ona wierzyła swemu psu, który posiłkował się nie tylko doskonałym słuchem, ale także węchem i wskazał jej to miejsce głównie na podstawie tego drugiego. Jej samej wydawało się, że coś słyszała. To mogło być wszystko, ale ufała swemu towarzyszowi na tyle na ile go wyszkoliła a zrobiła to bardzo dobrze. Cholera, była profesjonalistką. Nie pchałaby się do akcji gdyby nie miała pewności, że pies albo ona się do tego nie nadają.
Niechętnie się zatrzymała, bo nie lubiła stopować psa w pracy. Wiedziała jednak, że grunt był niestabilny i każda swawola mogła zakończyć się tragicznie. Nie mogła tak ryzykować, nawet jeśli życie tych ludzi zależało od uciekającego przez palce czasu. To okrutne, ale musiała brać też pod uwagę dla siebie, bo jak kiedyś komuś powiedziała „nikomu nic nie była winna”. Robiła co mogła by pracować dobrze i jednocześnie odpowiedzialnie a to niestety równa się temu, że coś musiała odwlec albo zrezygnować. Tylko, że Apollo nie odpuszczał a po jego mocnej ekscytacji wyczytała, że byli bardzo blisko kolejnego znaleziska. Ostatni raz obejrzała się na strażaków i postanowiła, że dalej niż dwa góra trzy metry (bo teren był niestabilny) nie odejdzie. Co się mogło stać? Dużo. Wiedziała, że tak, ale jednocześnie gdzieś tam blisko czekało kolejne miejsce do wskazania.
Zrobiła krok, a potem drugi.. przy trzecim usłyszała trzask i uderzenie się o siebie ciężkich cegieł. Nim zdążyła zareagować, Apollo przymocowany smyczą do jej bioder osunął się w dół. Gwałtownie upadła obijając sobie pośladki. Całe szczęście nierówny teren umożliwił zaparcie się stopami o ostające części. Czuła jak ciężar psa ciągnie za jej biodra, ale nie było to nic czego nie dałaby rady utrzymać. Znalazła się jednak w tak niekomfortowej pozycji, że podciągnięcie owczarka niemieckiego było utrudnione. Nie miała też pewności, jak długo smycz utrzyma ciężkiego psa uczepionego na szelkach.
- Remi! – zawołała pewna, że mężczyzna był zbyt zajęty pracą, żeby zobaczyć całe zdarzenie. – Trzeba go wciągnąć! – Utrzyma go jeszcze trochę, a nawet dłużej. Problemem stawała się konstrukcja smyczy i tego, czy się nie zerwie. Wolała tego nie sprawdzać, dlatego od razu wezwała pomoc. Oby przy okazji i Remi nie wpadł pod osuwającym się gruntem..

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Remi nie był najbardziej zgrabnym człowiekiem na świecie, a jego życie uczuciowe… no cóż, można po prostu śmiało powiedzieć, że nie obawiał się w życiu zawstydzenia i tak dalej, bo miał w tym doświadczenie. Poza tym jeśli jego opowieści o nieudanych randkach komuś poprawiały humor, to mógł jej opowiadać, nie musiał zachowywać jakiejś pozy macho… nawet jeśli opis tej randki trochę sprawiał wrażenie, jakby sobie coś chciał sobie dodać w ten sposób.
- Nie, to dopiero była trzecia randka, za wcześnie na takie rzeczy… - zapewnił od razu Eve Paxton , chociaż mówiąc to na pewno się pogrążył jeszcze bardziej. Bo która kobieta nie chciałaby uciec z krzykiem po czymś takim? - To były walentynki, chciałem, żeby było… walentynkowo i wyjątkowo - przyznał, zażenowany, czekając na jej śmiech, czy jakąś no reakcję inną. Wolał nie dodawać co jeszcze zaplanował na tamten wieczór, bo podejrzewał, że jeszcze bardziej by się pogrążył…
No ale, nie powiedzieli sobie nawet słowa na ‘k’, nie przeszli nawet do drugiej bazy, zdecydowanie było zbyt wcześnie na takie pytania. I wtedy to na pewno Posy by uciekła. Z miasta. I zmieniła tożsamość.
- Oczywiście że wiem, powinnaś dostać order, żeby go dumnie nosić - rzucił z rozbawieniem. Może nawet jej taki zrobić, ale z ziemniaka, więc nie wiem czy to będzie wystarczająco profesjonalne. I trwałe. Może go bardzo szybko zgubić! Tyle dobrze, że będzie względnie eko..
- Okej - kiwnął głową i zajął się organizowaniem. Nie chciał podważać zdania psa, bo nie ma co się narażać komuś, kto ma dużo zębów i wprawę w gryzieniu. Zamiast tego zajął się tym, w czym sam miał wprawę, czyli ratowanie ludzi i pomaganie im w sytuacji kryzysowej. Od razu wszedł w tryb odpowiedzialnego strażaka i przeszedł do działania.
Musieli postępować zgodnie z procedurami, bo zamiast pomóc tym ludziom, tylko im zaszkodzą, zawalając kolejne elementy budynku na nich. A tego mogliby nie przeżyć bardziej, niż czekania. Po pierwsze nie szkodzić, nawet lekarze promują taką zasadę. Szkoda, że Eve nie.
- EVE! - krzyknął, kiedy poszła dalej, mimo wskazówek, bo oczywiście że usłyszał hałas. Nawet zmarszczył brwi, bo bał się, że wali się na ludzi… ale ogólnie nie zwlekał, szybko pobiegł po linę, żeby jej ją rzucić - wszystko okej? Jesteś cała? - zawołał, bo nie widział w jakim stanie jest kobieta i jej pies.
towarzyska meduza
-
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Pracowała i była ostrożna głównie ze względu na psy, ale musiała przyznać, że ostatnimi czasy była nieco bardziej narwana. Wpływ na to miało wiele nieprzyjemnych sytuacji, przedziwnych momentów i cała reszta szajsu, która wydarzyła się w ostatnim czasie. Nie czuła się bezpiecznie, dobrze i wciąż chodziła bardziej podenerwowana niż zwykle. Miała tego wszystkiego dość, a jednak w pracy starała się zachować profesjonalizm względem współpracowników, nawet tych tymczasowych. Nie dawała po sobie poznać, że coś było nie tak, ale jej ryzykowne działania mówiły same za siebie. Owszem, nad własnym bezpieczeństwem by się nie zastanawiała, ale nigdy nie naraziłaby psa na duże ryzyko. Kochała je bardziej od siebie, dlatego dbała o nie sto procent lepiej niż o swoje własne życie. Nie ważne, jak źle by się czuła, chroniła swoje psy – a jednak teraz to jej nie wyszło.
Coś było nie tak, ale nikomu o tym nie mówiła. Nie była malkontentem.
Zamiast tego pakowania się tam gdzie nie trzeba teraz mocno zapierając się nogami i trzymając rękoma naciągniętą jak struna smycz. Kontrolnie rzuciła okiem na koniec przypięty do specjalnego pasa, który miała wokół bioder. Przypięcia były mocne, ale nie była pewna, jak długo utrzyma się smycz. Była specjalna i dodatkowo wzmacniana, ale Eve zawsze trzymała rękę na pulsie i nie wierzyła producentom w stu procentach.
Odruchowo odkaszlnęła słysząc, że coś uderza o jej lewe udo, ale z początku nie zwróciła na to uwagę.
- Gruz zawalił się pod Apollo! – odkrzyknęła dopiero po paru mrugnięciach, które pozwoliły pozbyć się pyłu z oczu, zauważyła linę. – Trzymam go, ale nie wiem.. – Kaszlnęła po raz drugi. – ..na jak długo! – Starała się nie brać głębokich wdechów, chociaż bardzo miała na nie ochotę.
Ostrożnie jedną ręką puściła smycz i złapała za linę. Potrzebowała obu dłoni, ale mimo wszystko nie potrafiła w pełni zaufać rzeczom, o których zależało życie Apollo. Słyszała jak piszczał i parę razy szczeknął. Mimo wszystko się nie ruszył ani nie wiercił jak człowiek opanowany paniką.
- Remi! Nie wiem, czy dam radę! – Musiała informować go na bieżąco. Postarała się zaprzeć nieco mocniej stopami jednocześnie nieco podwijając biodra, które zaczynały boleć od ciężaru szarpiącego za pas. Ostrożnie puściła naciągniętą smycz upewniając się, że ta nagle nie pięknie tuż przy jej ciele i wtedy bez gwałtownych ruchów złapała za linę, którą obwiązała sobie wokoło talii. Podsunęła ją niżej i końcówkę dodatkowo zawiązała przy pasie.
Przez emocje i stres niekontrolowanie wzięła głębszy wdech przez usta, co skończyło się długim duszącym kaszlem.
- Muszę najpierw wyciągnąć Apollo! Potrzebuje pomocy. – Wiedziała, że to ryzykowne, ale nie mogła pozwolić aby strażacy ciągnęli ją i razem psa, który mógłby po drodze się o coś zahaczyć, uderzyć albo zranić o ostre krawędzie. Jedna osoba musiała ciągnąć za smycz a druga asekurować psa przy krawędzi. To nie łatwe zadanie..

remi blackwell
ODPOWIEDZ