starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Pogoda w Australii naprawdę bywa złudna, czego już nie raz był świadkiem. Niby tak ciepło, a jednak, kiedy człowiek nie jest ostrożny, bardzo łatwo może się przeziębić mimo wszystko. Jedynym rozwiązaniem jest dbanie o odporność, ale wiadomo, że mało kto tego pilnuje. Nawet on czasem zapomina łykać jakichś witamin, choć, dzięki niemal codziennym treningom, ma zapewne lepszą odporność, niż przeciętna osoba.
Niestety, indiańskich tańców nie znam. Ale podobno herbata z cytryną i miodem jest dobra. No i zdecydowanie gorący prysznic — śmieje się, bo kto jak kto, ale Caden jest całkowicie przyziemnym człowiekiem. Nie wierzy w żadne rytuały, modły czy inne czary, a rzeczy, które zostały sprawdzone wiele lat temu. — Ale jeśli chcesz, mogę ci później podesłać kontakt do kilku Aborygenów, a nuż znają jakieś sposoby. Może złożą kozę w ofierze? — mówi niby całkiem poważnie, a jednak kącik jego ust drga niebezpiecznie, oczywiście sobie żartując. Po pierwsze wątpi w to, że Aborygeni składają jakiekolwiek zwierzęta w ofierze, a po drugie nie ma tak naprawdę do żadnego kontaktu.
Sęk w tym, że raptem chwilę później nic z tego nie ma żadnego znaczenia — liczy się tylko Dottie i jej miękkie usta na jego wargach. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo za tym tęsknił. Nic dziwnego, że teraz trudno się mu od niej oderwać, ale wie, że nie mogą tak siedzieć w samochodzie w nieskończoność. Kiedy więc się od siebie odrywają, wzdycha cicho, godząc się z końcem tej słodkiej chwili.
Powinnaś — mówi cicho, wciąż jednak się od niej nie odsuwając, jakby sam nie był pewien swoich słów. I poniekąd tak właśnie jest, bo jej przyjemny, słodki zapach miesza mu w głowie i sprawia, że najchętniej nie wypuściłby jej ze swoich ramion. Gdzieś z tyłu dobija się jednak zdrowy rozsądek, podpowiadając mu, że jeśli nie odeśle jej zaraz do domu, może zrobić coś, czego potem będzie żałował. Nie dlatego, że jej nie chce, a dlatego, że powinien najpierw ułożyć w swoim życiu parę spraw, aby być fair wobec blondynki — i nie tylko wobec niej. Już i tak za bardzo namieszał, czas wreszcie zachować się jak człowiek dorosły. — Idź. Zobaczymy się w poniedziałek — rzuca już nieco pewniej, z lekkim uśmiechem, wreszcie powoli się od niej odsuwając. Delikatnie też zabiera jej dłoń ze swojego policzka, składając na jej wierzchu subtelny pocałunek, zanim odkłada ją na jej kolana. W końcu nie chce, aby poczuła się odrzucona, nie o to tym razem chodzi. Najpierw musi poukładać sobie wszystko w głowie i w życiu, a dopiero potem będzie mógł myśleć o niej… Może nawet o nich, choć wciąż obawia się tej myśli. Ciągle się boi, a jednak coraz bardziej uzmysławia sobie, że nie potrafi trzymać się od niej z daleka, że jest to zwyczajnie niemożliwe.
Pierwsze, co masz zrobić, to wypić jakieś witaminy, żebyś się przypadkiem nie rozchorowała — odzywa się po chwili milczenia, już z nieco szerszym uśmiechem, próbując grać całkowicie wyluzowanego, choć pewna jego część jest cholernie spięta. Bo co jeśli Dottie dowie się o wszystkim, zanim on zdąży pewne rzeczy w swoim życiu naprostować? Właśnie tego się obawia — jej reakcji. Tego, że kiedy dowie się, że kogoś ma, nie da mu szansy i po prostu ucieknie. Akurat wtedy, gdy on wreszcie dorasta do tego, aby spróbować z nią być; spróbować się zmienić — właśnie dla niej.

Dottie Buchanan
ambitny krab
nonsens#5543
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Dottie dbała o swoją odporność podobnie jak o wszystko inne w swoim życiu (poza kostiumami do cosplaya) - czyli nieszczególnie. Oczywiście, po ostatnim rozstaniu wkręciła sobie fazę zdrowego odżywiania się i ćwiczyła jogę codziennie na tarasie, ale nawet ona zdawała sobie sprawę, że to nie potrwa długo, bo jej miłość do fast foodów szybko pokona zdrowy rozsądek. Z drugiej strony, zbliżała się już do trzydziestki, więc jej metabolizm też nie był już taki jak u nastolatki.
- Gorący prysznic ma działanie lecznicze tylko w towarzystwie. Jesteś pewien, że nie przydałby się i tobie? - zapytała przewrotnie i zachichotała, bo przecież nie mogła mu odpuścić, gdy sam się tak jej podkładał. - Podziękuję, zdecydowanie wolałabym abyś to ty troszczył się o moje zdrowie - całe szczęście, Dottie nie wpadła na to, by poprosić go o ten kontakt. Z resztą, mieszkali w takim miejscu, że gdyby rzeczywiście chciała znaleźć jakiegoś aborygena do odprawienia lokalnego voodoo, nie miałaby z tym większych kłopotów.
- W takim razie bardzo dobrze, że zwykle nie robię rzeczy, które powinnam - szepnęła, czule gładząc go po policzku. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, tak samo jak ona sama mogłaby nie opuszczać jego ramion. Czekała na to prawie osiem lat, a jednak choć miała go na wyciągnięcie ręki wciąż nie czuła, że był przy niej. - Caden... - zaczęła tylko, ale on już zdołał się od niej odsunąć i odciągnąć jej dłoń od swojej twarzy. Nie chciała poczuć się odrzucona, jednak nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak. Przygryzła tylko wargę, wciąż nieświadoma o co tak właściwie mogło mu chodzić, budując w sobie ciche postanowienie, że tym razem nie da mu uciec.
- Poważnie myślisz, że mam w domu jakieś witaminy? - zapytała rozbawiona, bo Caden chyba naprawdę miał ją za odpowiedzialną dorosłą. Może to i dobrze? Pokręciła tylko głową, westchnęła bezradnie i nachyliła się nad nim, by skraść mu jeszcze jednego, szybkiego całusa. - Dzięki za bluzę, kiedyś oddam - puściła do niego zalotnie oczko, złapała swoje rzeczy i pobiegła prosto do swojej chatki.
Bo jak nie chciał wejść, to co ona biedna może?

ztx2
sumienny żółwik
.
ODPOWIEDZ