Sprzedawca — THINGS FROM ANOTHER WORLD
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I love to watch the castles burn.
#2


Przyjechał na hulajnodze i na hulajnodze zamierzał wrócić. W jakim stanie i kiedy, tego jeszcze nie przeanalizował. Pewnym jednak było, że nawet skuty jak świnia, nie zostawi swojej czarnej, obdrapanej damy na pastwę wandali. Nawet więcej! Odwiezie nią przyjaciela, przemierzą na niej nierówną kostkę brukową, ulicę i trawnik, może nawet zajadą do drive thru po burgera albo frytki, by zajeść głód zwiększony po zjaraniu pierwszej klasy zielska z ogródka Fitzgeralda.
Taki właśnie był. Trochę pojebany, ale koniec końców, do rany przyłóż ziomek, który chętnie opije ostatnie wolne podrygi Rydera, zanim to nie wejdzie na kawalerską ścieżkę usidlenia.
Love chuja o miłości wiedział, o związkach tym bardziej. Wiedział jednak jak się bawić, a przy kolejnym kielonie zatańczył mu nawet na stole, ku ogólnej dezaprobacie barmanki. Czy wlał przyjacielowi porządną ilość tequili do gardła, a później dał mu soczystego buziaka? Owszem. Czy wcisnął mu między wargi blanta, ten jeden, ostatni gwóźdź do trumny, gdzieś koło pierwszej w nocy? Oczywiście. Cieszył się jego szczęściem i nic nie mogło przerwać mu tego pełnego magii wieczoru.
Sam chyba częściowo próbował zapić problemu, a może właśnie ich brak. Stagnację, siedzenie w miejscu, brak adrenaliny, a to doskwierało mu najbardziej. Sklep z komiksami, czasami dostawy, imprezy i tak w kółko. Znudzony był, tak absurdalnie bardzo, że z tego pijaństwa zgubił koszulkę, a stojąc przed klubem uzmysłowił sobie, że ma na sobie nie swoją czapkę, w dodatku obrzydliwie puchatą i ciepłą, chociaż noc była gorąca i parna.
- Więc tak - zaczął, dopalając papierosa i wypuszczając dym nosem, ciężko opierając się o chłodny mur budynku. - Ryder - zaakcentował, jakby próbując utrwalić sobie imię przyjaciela. - Gratulacje, wszystkiego dobrego, ale kurwa. No związki to pojebana rzecz. Patrz, taka Rose i taki Jack. Titanic, mój drogi - pociągnął nosem i pokiwał głową do własnych rozważań. - Co im ta miłość przyniosła? Chuja przyniosła - utkwił spojrzenie w równie niewyraźnym towarzyszu i wyszczerzył się szeroko. - No, ale byli szczęśliwi. Także, obyś z dupą gołą nie latał i żebyście dorobili się dzieci. Czy tam kota. Psa. Jestem wzruszony - może jego słowa miałyby większą moc, gdyby nie odbiło mu się widowiskowo wypitym wcześniej drinkiem.
- Ryder - Elio złapał jego policzki i klepnął go z uczuciem. - Ja Cię jak braka kocham. Ale chodź, skujmy się jak szmaty. Ostatni raz. Co Ty na to? Dasz się porwać w podróż życia? Patrz na mnie, kurwa - parsknął pijackim śmiechem, ściągnął nawet kradzioną czapkę i wsadził ją na głowę przyjaciela. Sięgnął do jego dłoni, oparł ją na jego klatce piersiowej. Sam zrobił to samo, prostując się jak do przysięgi.
- Uroczyście, kurwa, przysięgam, że knuję coś niedobrego!

Ryder Fitzgerald
powitalny kokos
Pharsa
barman/współwłaściciel — Moonlight Bar
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowo skręca blanty, jeszcze lepiej jeździ na desce, a surfuje tak, że się za nim kurzy, do tego polewa piwa w rodzinnym barze, a Lyra go pocałowała
37.

- Takk mam na imię - kiwnął głową, głośno czknąwszy i nawet zadarł brodę do góry, żeby spojrzeć się na Elio (Elia?), bo właśnie rozsiadł się na krawężniku pod klubem, z uporem maniaka próbując rozsupłać zasznurowanego buta, bo jakimś cudem chyba wpadł mu do środka kamień, jak próbował się wycofać przed laskami krzyczącymi -Euphoria! - które przyklejały ludziom brokat na twarz, co też zbyt skomplikowane nie było, bo w środku było na tyle gorąco, że bez żadnego kleju się wszystko przylepiało. - No to powiedz mi jakiś szczęśliwy romans, a nie taki, że umierają, ja nie chcę umierać, wiesz jaka to by była strata dla świata? OGROMNA! - no pewnie, że wiedział, w końcu Ryder prowadził swoją legendarną plantację leczniczych ziółek, do tego miał piękne łydki (Lyra mu sama tak powiedziała!) i czarującą osobowość. Nie chciał tak o sobie mówić, żeby innym nie było przykro, ale jednak był chodzącym ideałem i inni powinni z tym handlować. - Stary, też jestem. Ale nie zapomnę o tobie, obiecuje ci, kurwa - zrezygnował z rozplątywania, zamiast tego się podniósł z tego krawężnika, żeby paść mu w ramiona i powiedzieć, że do niego wyje, czy coś, bo jak Lyra miała złamaną nogę to oglądali You, a tam Dan z Plotkary mówił do swojej ukochanej Love, że do niej wyje, bo Love Love brzmiałoby dziwnie.
- Patrzę przecież, no - wchuj nie patrzył, oczy mu uciekły do przejeżdżającego obok na rowerze ziomka, który miał świecące buty. Świecące buty! Niespełnione marzenie z dzieciństwa Fitzgeralda, bo jak się ocknął, ze chce, to nie było nigdzie jego rozmiaru i nawet przez to płakał. Nie wstydził się swoich łez. Przez ważne rzeczy można było płakać, jeszcze jak!
- Uroczyście przysięgam, że - czknięcie - a to ja mam, czy ty masz, czy w tej czapce trzeba? - starał się mocno spojrzeć sobie na czubek głowy i odchylał głowę tak bardzo do tyłu, że czapka aż mu z niej zjechała, a on się musiał złapać chłopaka, żeby nie wyrżnąć orła na prostym chodniku, do tego stojąc. - Dobra, to dawaj, to zbijamy, gdzie masz rumaka? - kucnął szybko, podnieść tę czapkę, podniósl się duzo wolniej. - Ty tak już przyszedłeś? - dosć szybko zobaczył jego brak koszulki i aż się sam pogładzil po piersi, ale on cale szczęście nie byl golasem. - To dlatego mi życzysz braku golej dupy?

Elio Love
ryder fitzgerald
nata#9784
Sprzedawca — THINGS FROM ANOTHER WORLD
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I love to watch the castles burn.
No to powiedz mi jakiś szczęśliwy romans, a nie taki, że umierają.
No i tu mu kurwa ćwieka zbił, bo Elio nie oglądał filmów ani seriali, uważając to za stratę cennego czasu (w końcu zawsze młody nie będzie). I tylko te komiksy swoje czytał, w tej swojej komikslandii gdzie pracował od poniedziałku do piątku, a czasami też w soboty, kiedy było trzeba posprzątać.
Zamknął otwarte zbyt długo usta, zmarszczył brwi w pozie myśliciela. No kurwa.
- A ten, Spiderman i Mary Jane? Albo Joker i Harley? - wyrzucił w końcu, nie do końca pewien, czy były to pierwszorzędne, romantyczne kreacje.
- Dobra, wiesz co? Chuj. Zawsze możecie być pierwsi. Szczęśliwi - znowu pociągnął nosem, bo chyba brokat drapał go w nozdrza, albo gardło i w nagi kark też. Dobrze, że było parno i całkiem przyjemnie, bo wkurwiłby się niemiłosiernie za zgubienie ulubionej koszulki z logiem WWF, którą dostał kiedyś za wpłacenie datku na pandy, kiedy był kompletnie zjarany i odklejony od rzeczywistości.
Może też dalej myślałby o tych romansach, gdyby przyjaciel nie wpadł mu tak gorliwie w ramiona, aż musiał go powstrzymać, by oboje nie runęli jak dłudzy na nieprzyjemnie twardym betonie.
Lubił tego typa. Naprawdę. Oddałby za niego życie, chociaż swojego auta czy hulajnogi już nie. I życzył mu jak najlepiej, z tą czy inną damą jego serca, byle tylko się nie zmieniał i czasami jeździł z nim na desce. W gruncie rzeczy, Love był sentymentalną pizdą.
- Ja Ciebie też, gracjas - cmoknął go w policzki, trafił chyba nawet w nos. - Nie nie, w czapce musisz - dodał zaraz, jeszcze mocniej naciągając czapkę na jego jasną czuprynę i z powagą pokiwał głową.
- To przysięga, że Ty i ja, że ja i Ty. I tak dalej. Na poważnie trzeba - skarcił go.
Here we go again.
- Dobra - prosto. Jedna noga, druga. Udało mu się zachować równowagę, ale teraz problemem było znalezienie kluczyka do blokady hulajnogi, małego, pierdolonego kluczyka, który utknął mu gdzieś w kieszeni.
- Dzisiaj jesteś moją Rose i zrobię Ci Happy End. Bez śmierci. Gdzie...O jest! - uniósł przed mordę kluczyki wyszczerzył się jak idiota. Wcisnął też peta między wargi, ale zapomniał go odpalić, kiedy zygzakiem przebył drogę od ściany do ich środka transportu.
- Nie przejmuj się ubraniami, Przyjacielu. Nie bedą Ci potrzebne! - zawołał, kucając, żeby odpiąć czarną, podrapaną hulajnogę od metalowej poręczy. Ustawił ją, opierając wygodnie stopę i czekając na towarzysza, nucąc piosenkę Celine Dion, chociaż szczerze? Teraz bardziej przydałaby im się jebana orkiestra grająca do ludzkiej tragedii.

Ryder Fitzgerald
powitalny kokos
Pharsa
barman/współwłaściciel — Moonlight Bar
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
zawodowo skręca blanty, jeszcze lepiej jeździ na desce, a surfuje tak, że się za nim kurzy, do tego polewa piwa w rodzinnym barze, a Lyra go pocałowała
- Nie wiem, a tam nie ma tak, że wszyscy umierają? - Ryder oglądał baaardzo dużo filmów, ale bardzo mało się na nich skupiał, bo najczęściej robił to ze współlokatorami po blancie, albo się do nich przysiadał, jak wracał z pracy o przypadkowych godzinach, w zależności od tego, czy danego dnia było w pracy dużo pracy, klientów i rozbitych kieliszków, którymi trzeba się było zająć. Sam z siebie rzadko coś rzeczywiście odpalał, chyba, że chodziło o jakieś dziwne telenowele, alb reality show, bo w to się potrafił nieźle wkręcić i raz nawet pokłócił się z Lyrą o fabułę jednego serialu. - Jak pierwsi, wiesz, że w sumie jest taka wersja Titanica, że wszystko kończy się dobrze? - a oprócz kwestii góry lodowej, jest jeszcze wątek dalmatyńczyków i wszystko jest kreskówką. Tylko Ryder nie chciał mieć setki psiaków, ani nie chciał, żeby go jakaś szajbuska w futrze z psów prześladowała! Czarne charaktery z bajek i filmów z lat dziewięćdziesiątych to akurat serio były strasznymi postaciami, bleh!
- Dobra, juu - sam się jeszcze klepnął dla pewności w głowę, żeby nie było wątpliwości, że czapka jest dobrze naciągnięta i mocno ścisnął dłoń Elia, patrząc mu się prosto w oczy, co przy jego rozbieganym spojrzeniu oznaczało całą twarz i przy okazji pół ulicy, ale czasem zahaczał o oczy! - Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską! - wydusił w końcu, chociaż ślubu nie brali, na próżno też szukać obok księdza, albo kogoś, kto powie, że na mocy nadanej mu przez internet, ale miał takie kiełbie we łbie, że nie wiedział co sobie jeszcze ludzie mogą przysięgać, więc przysiągł to, co potrafił.
- Nie będą mi potrzebne? - no to jazda! Ściągnął koszulkę przez głowę, zaplątując ją sobie gdzieś w okolicach szyi i mocno się z nią siłował, jakby była pieprzonym golfem, bo mocno stawiała opory, a dodatkowo nie chciał stracić czapki! Zaraz jednak stał z gołą klatą, dumnie wypiętą i w tej czapce, od której było mu gorąco w jego anielskie loki, czekając na swojego księcia na białym koniu. - Ale ty jesteś, kurwa, romantyczny - pokręcił głową, łapiąc za rączki tej hulajnogi i stanął na niej jedną stopą, bo jeszcze się Elio musiał zmieścić. - Obejmij mnie mocno! - zalecił, odpychając się nogą, bo chuj wie jak to startowało.
- NEAR, FAR, WHEREVER YOU AREEEEE - wydarł się, zwracając na siebie jednocześnie uwagę jakiejś równie najebanej laski, która chyba czekała na taksówkę i chciała coś odkrzyknąć, ale w tym samym czasie Ryder odwrócił się do Love'a z szerokim uśmiechem i prosto w ucho krzyknął: - I BELIEVE THAT MY HEART WILL GO OOOON!

Elio Love
ryder fitzgerald
nata#9784
ODPOWIEDZ