Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To zaproszenie na Nowy Rok nie było do końca spodziewane. Pomimo tego, że oboje wyznali już sobie co do siebie czują, nie sprawiało to, że ich sytuacja stawała się w jakikolwiek sposób mniej skomplikowana. Ona nadal miała na głowie potencjalny rozwód, chociaż o tym nie rozmawiali jeszcze głośno ponieważ Carter niczego na Leonie nie miał zamiaru wymuszać, podobnie jak tego by powiedziała córce, kto tak naprawdę jest jej ojcem. Na pewno miała wystarczająco dużo kłopotów próbując jej jakoś wytłumaczyć dlaczego się przeprowadziły i dlaczego ojciec coraz rzadziej je odwiedza. On natomiast mógł na razie wykradać tylko pojedyncze momenty z jej życia jak pieczenie razem pierniczków na święta czy pomoc przy ciastach, bo cóż byłyby to za święta bez słodkości, a nie ma nikogo lepszego w tej dziedzinie niż on. Przynajmniej w Australii.
Z jego strony natomiast nadal piętrzyły się problemy z jego matką. Wiedzieli, że nie będzie lepiej, ale nie byli też przygotowani na to, że może być tylko gorzej. Na dzień dzisiejszy starczało jej sił by wybudzić się może raz czy dwa razy dziennie i zamienić z nimi kilka słów. Zostały jej prawdopodobnie dni, nawet nie tygodnie, więc Bancroft zaczynał się już przygotowywać na to, co ma nadejść. Obiecał Leo, że będzie o siebie dbać, lecz tej obietnicy nie był w stanie dotrzymać. Poruszał się tylko pomiędzy szpitalem, rodzinnym domem oraz swoim mieszkaniem. Pozwalał sobie tylko na pojedyncze momenty spędzone z kobietą, którą kochał oraz jej córką.
Zaproszenia pewnie też by odmówił, gdyby nie jego ojciec, który powiedział, że zostanie z matką tej nocy i nie chce go tam nawet widzieć. Senior po raz pierwszy od miesięcy był w czymś stanowczy i Carter miał zamiar go posłuchać. Powinien był w końcu przespać jedną, całą noc, ale nie wyobrażał sobie by mógł odmówić Leo. To była ich szansa na spędzenie czasu razem, tylko we dwójkę. Takie okazje nie zdarzały się zbyt często. Zwłaszcza w tak ważne dni.
Dlatego zwlókł się z łóżka, wziął dłuższy prysznic i zaczął się szykować. Musiał się jakoś dobrze zaprezentować żeby nie dać po sobie poznać jak bardzo był już tym wszystkim zmęczony. Na szczęście pomimo natłoku zajęć oraz zmartwień nie zapomniał o swojej codziennej higienie i jakiś krem był w stanie podratować jego lekko podkrążone oczy. Odkurzył nawet swój smoking, który jakimś cudem nadal na niego pasował chociaż nie odwiedzał ostatnio ani siłowni ani piekarni. Jeszcze trochę perfum i był gotowy by wsiąść do swojego samochodu i ruszyć w drogę.
Tak, jak miał w zwyczaju, pojawił się na czas. Z butelką wina oraz całkiem przyjemnym uśmiechem pod drzwiami domu, który sam pomagał wybrać. Pomimo wszystkiego, co teraz działo się w jego życiu czuł ekscytację wiedząc, że zaraz znów zobaczy Leo. Zupełnie jak lata temu gdy przychodził odebrać ją z domu i zabrać na bal. Dzisiaj wyglądał jednak trochę lepiej niż wtedy, a ona na pewno go przyćmi zupełnie jak wtedy.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
outfit

Ostatnie tygodnie nie należały do najłatwiejszych w życiu Leonie Turner. Na własne życzenie skomplikowała sobie codzienność tak bardzo, że właściwie nie wiedziała od czego powinna zacząć, by jakkolwiek to wszystko wyprostować.
Zajęła się więc przede wszystkim pracą oraz córką. Rozmowa z Michalem o przeprowadzce Leo i Tessie do Pearl Lagune była trudna, ale obyło się bez zbędnych krzyków. Wyjazd do Hiszpanii na urodziny Turner, chyba już odpowiednio zaalarmował Winstona i przygotował poniekąd na to, że blondynka ucieka z zasięgu jego rąk gdzieś zupełnie indziej... Teresa za to była bardzo podekscytowana nową okolicą, ogródkiem i koleżankami w sąsiedztwie, bo okazało się, że ukochana koleżanka o imieniu Mary mieszka teraz tylko dwa domy dalej. Z każdym dniem jednak ekscytacja dziewczynki malała, rosła tęsknota za ojcem, a i humorki małej blondyneczki zaczynały być coraz bardziej uciążliwe w organizacji dnia.
Leo jednak jakoś to spinała, poświęcając całkiem sporo czasu na wideokonferencje, by dopiąć nową, letnią kolekcję. I gdzieś w tym wszystkim próbowała pamiętać jeszcze o nim, o Carterze, choć czasem tak trudno było zmieścić się w zakręt... Udało się jednak jakoś kobiecie wygospodarować czas na wspólne pieczenie pierników, układanie puzzli czy zabawy w ogródku. Tessie zdawała się lubić towarzystwo Bancrofta, ale wciąż wieczorami wspominała o Michaelu... Tym bardziej, że w święta szanowny małżonek się rozpłynął i nie pojawił u swoich rodziców na kolacji, a uprzedził o tym raptem dzień wcześniej. Tak po prostu wyjechał. Nie wrócił po dziś dzień, najgorsze jednak było to, że nie odbierał telefonów, a sam do Tessie dzownił rzadko. Właściwie tylko w święta, może na piętnaście minut, co oczywiście, że zawiodło blondyneczkę. Dwojenie i trojenie Leonie niewiele dało, towarzystwo dziadków czy Cartera też. Mała tęskniła i nie można jej za to winić.
Dlatego Turner nie była przekonana, że te sylwestrowe pidżama-party u Mary to dobry pomysł. Długo jednak namawiała ją do tego Carol, zapewniając, że bedzie mieć wszystko pod kontrolą, a i jej należy się chwila dla siebie, zwłaszcza w taki dzień. Uległa. I nie chciała żadnych wielkich bali, pomyślała o Carterze. I cóż, cieszyła się jak nastolatka, kiedy zgodził się przyjść.
Cały dzień, a właściwie ostatnie dwa, minęły Leo na przygotowaniach. Nie brała się za żadne słodkości, ale słone przekąski potrafiła zrobić, tak więc pewnie przesadziła z ilością, ale trudno. Czas spędzony w kuchni też był dość przyjemny, bo Tessie dzielnie pomagała matce. Później obie szykowały się na swoje imprezy, a kiedy Leo odstawiała córkę u sąsiadów czuła się lekko. Jakby postępowała tak jak trzeba. Tessie też zasługiwała na chwilę radości, a wydawało się, że sylwester z przyjaciółką i paroma innymi dzieciakami to nie taki znów najgorszy pomysł.
Niemniej był już wieczór, rozległ się dzwonek do drzwi, a blondynka z drżącym sercem niczym nastolatka podeszła do frontowych drzwi, żeby przywitać w nich Bancrofta. Cała promieniała na jego widok, a uśmiech miała od ucha do ucha.
-Cześć, nie wiedziałam, że obowiązuje nas aż tak formalny dresscode - mruknęła, kiedy zobaczyła mężczyznę w smokingu. Cóż, tego wieczoru raczej nie była w stanie go przyćmić w tej przykrótkiej jak na jej wiek oraz stan cywilny spódniczce. -Chodź tu - dodała szybko, wyciągając dłoń w stronę Cartera, złapała go za skrawek marynarki i wciągnęła wręcz do środka. Zamknęła drzwi, by zaraz zachłannie pocałować mężczyznę. Przy Tessie nie mogła się z nim tak witać. Dziś jednak... Mogli wszystko. -Od razu uprzedzam, że te wszystkie złote dekoracje to sprawka Tessie - dodała jeszcze, bo faktycznie miała w domu sporo balonów. I serpentyn. Nie umiała jednak odmawiać córce. Kiedyś będzie miała przez to problem. Pewnie spory. -I mam nadzieję, że jesteś głodny - skłoniła się w podziękowaniu, odbierając wino od Cartera i skierowała się w głąb domu. Nie będą stać w korytarzu.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przez to wszystko, co ostatnio piętrzyło się w jego życiu całkowicie zapomniał o tym, że pewnie wypadałoby przygotować coś słodkiego ze swojej strony. Nie powinien był polegać w tej kwestii całkowicie na Leonie. Mając na głowie Tessie na pewno nie było jej łatwo, chociaż ten mały szkrab był całkiem skory do pomocy czy to swojej mamie czy jemu. Prawda była jednak taka, że nawet przez myśl nie przeszło mu w ostatnim czasie pieczenie czegoś dla siebie, a zwłaszcza dla kogoś. Robił to tylko dla ojca, aczkolwiek nie było to nic wymyślnego. Naprawdę proste pieczywo, którego przez większość czasu i tak nie zjadał do końca. Zawsze pochodził do pieczenia całym swoim sercem. Wierzył, że uczucia, które wkłada się w ten fach są niezmiernie istotne i to one decydują o końcowym efekcie. W zaistniałej sytuacji po prostu się do tego nie nadawał, ale głupio było mu teraz stać pod drzwiami tylko z butelką wina.
Nie sądził, że jeszcze w swoim wieku będzie potrafił się denerwować, lecz po zadzwonieniu dzwonkiem serce zabiło mu trochę szybciej. Chociaż wyglądał raczej nienagannie, poprawił jeszcze raz włosy, sprawdził oddech. Zupełnie jak przed tamtym szkolnym balem. Pomimo tego, że był już w jej nowym domu, nawet pomagał go wybierać, czuł się jak na pierwszej randce. Było to dziwne uczucie ponieważ znali się już kilkanaście lat. Byli ze sobą, praktycznie mieszkali razem w Paryżu, jednak to tutaj, po latach odnaleźli siebie na nowo. Nie zważając na niesprzyjające okoliczności, które pojawiły się w obu ich życiach, próbowali stworzyć coś na nowo. Oboje trochę odmłodnieli, a sam Carter nigdy nie sądziłby, że połączy ich dziecko. Nigdy o nich nie rozmawiali, ale los wybrał za nich.
Nie wiedział nawet do końca, co właściwie działo się teraz z ich córką. Chyba miała być na swoim własnym przyjęciu, co samo w sobie wydawało mu się bardzo dziwne, lecz w tego typu sprawach zupełnie nie miał doświadczenia, więc stanie się to jeszcze nie raz i nie dwa. O tym wszystkim jednak szybko zapomniał gdy tylko drzwi się otworzyły i stanęła w nich Leo. Od razu rozpromienił się na jej widok. Wyglądała świetnie, jak zawsze z resztą. Co by o sobie w tym momencie nie myślała, w oczach Bancrofta była najpiękniejszą kobietą na świecie. Te jej przykrótkie sukienki cały czas skutecznie pobudzały jego libido, przez co czuł się jeszcze bardziej jak jakiś napalony szczeniak, ale kto by jej odmówił. Kto by uwierzył, że jest już matką?
- Skorzystałem z okazji. - uśmiechnął się do niej szeroko u puścił jej oczko dając wciągnąć się do mieszkania.
Najwyraźniej ich myśli podążały w tym samym kierunku, gdyż jak tylko drzwi zostały zamknięte ich usta złączyły się w łapczywym pocałunku. Tak, dokładnie to chciał zrobić gdy tylko ją zobaczył, ale tak w progu nie wypadało. Teraz natomiast mógł sobie pozwolić na przeciągnięcie tego momentu i chwilowe przyciśnięcie jej do drzwi swoim ciałem. Miał zamiar czerpać pełnymi garściami z tego czasu, który udało im się wygospodarować tylko we dwójkę, a brakowało mu ostatnio tej bliskości.
- Z tego, co pamiętam, po kimś to ma. - uśmiechnął się nieco zadziornie przyglądając się dekoracjom, które Leo swego czasu też lubiła, ale gusta mogą się zmieniać - Trochę... Mam nadzieję, że wybaczysz mi to faxu pas z pustymi rękoma, bo wino się nie liczy, ale zupełnie z głowy mi wypadło by coś przygotować. - uśmiechnął się przepraszająco podążając za nią do salonu - Świetnie wyglądasz... - mruknął przyglądając jej się od tyłu nie ukrywając nawet, że wzrok sam zjeżdżał mu w okolice jej pośladków.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Niczego od niego Leonie nie oczekiwała. Może to, że nie przygotowała żadnego słodkiego deseru wynikało też z faktu, że się obawiała kompromitacji przed mistrzem. To na pewno istotny powód. Jeden z, bo drugim też była niewielka ilość czasu jaki miała przy codziennych obowiązkach. Zapewne ledwo zdążyła uszykować siebie i cały dom, ale mniej lub bardziej można to uznać za sukces. Przygotowała to co najważniejsze, a Carter przyszedł. Czego chcieć więcej do szczęścia? Dziś blondynka nie potrzebowała niczego innego.
Ach, może dobrej zabawy dla własnej i córki. I tak, z tyłu głowy Turner miała w głowie Tessie, która wbrew pozorom była bardzo blisko, bo raptem dwa domy dalej. I to nie pierwszy raz, kiedy odwiedzały się z Mary na nocowanie. Nowością było dziś to, że dziewczynki miały mieć nieco więcej towarzystwa, a Carol wsparcie dwóch innych mam. Zresztą Turner też coś pomagała i w tamtych przygotowaniach, a rano była umówiona, że wpadnie na wspólne śniadanie. A później się zmyją. Jak to miały w zwyczaju. Nic złego nie powinno się stać, nie było to też dziwne, przynajmniej nie dla nich. Choć może dla innych rodziców poniekąd tak, ale mimo wszystko... Nic tu nie zwiastowało żadnych problemów, bo Tessie była naprawdę podekscytowana, kiedy z ukochanym misiem pod pachą i plecaczkiem z ekwipunkiem została u cioci Carol. To naprawdę wydawał się całkiem niezły pomysł.
Turner zaskoczyło też to jak bardzo Bancroft skorzystał z okazji na tę chwilę namiętności, ale to było całkiem przyjemne zaskoczenie. Znów czuła się jakby miała dwadzieścia parę lat i spotkali się przypadkiem gdzieś w Paryżu. W końcu tylko tam pozwalali sobie na podobne chwile, niezmiennie przyprawiające o przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele.
-O nie, pamiętasz moje szesnaste urodziny? - jęknęła zarumieniona, bo cóż, zawsze Carter był dobry w zawstydzaniu blondynki. Jak widać z wiekiem ta umiejętności u mężczyzny nie zanikła. Nawet kiedy odwoływał się do przeszłości to potrafił to zrobić... -Chyba mam gdzieś nawet zdjęcia - dodała jeszcze, bo na pewno musiała je mieć. Chociaż chyba nie będą ich oglądać? Nie było tam nic ciekawego. Do niej wtedy podbijał Mark, a może Arthur, a Carter... Był zajęty koszykówką o wiele bardziej niż swoją przyjaciółką, z którą pewnie najwięcej czasu spędzał właśnie na boisku. -Przestań jesteś dziś moim gościem i postaram się być dobrą gospodynią, chociaż zapomniało mi się o deserze. Będziesz musiał mi to wybaczyć albo pozwolić improwizować... - powiedziała, podchodząc do stołu, gdzie czekały już na nich talerze z przystawkami, zapalone świece, a w tle leciała jakaś sylwestrowa playlista. Może przesadzała Leonie nieco z romantyzmem, ale nie do przesady, chyba. Niemniej, tak, zdecydowanie Tessie po kimś miała te zamiłowanie do dekoracji... -Cieszę się, bo właśnie tak chciałam dziś wyglądać - przyjęła komplement z lekkością, ale prawda jest taka, że od dawna nie miała z tym problemów, kiedy wiedziała czego chciała. Albo kogo. A choć to było tak cholernie niewłaściwe to chciała... Cartera. Byli tu sami, nie musieli udawać, że jest inaczej. Ten jeden raz... Mogli po prostu być sobą, jak kiedyś. Zostawić wszystkie troski za sobą, choć tej jednej nocy. I nie martwić się innymi osobami. -Zajmij się winem, jeśli chcesz to i przystawkami, a ja zaraz przyniosę główne danie, które się podgrzewa w kuchni - zaproponowała, wskazując Bancroftowi leżący na stole korkociąg. I zniknęła dosłownie na chwilę, by nałożyć praktycznie gotowe danie - pieczoną kaczkę w pomarańczy z puree ziemniaczanym - ale porcje nie były za duże. W końcu stół uginał się od przystawek, a i chyba oboje mieli zupełnie inne plany na ten wieczór niż zajadanie się tym, co tak starannie przygotowywała... Niemniej wróciła szybko, stawiając na stole potrawy i choć można byłoby spodziewać się, że umieści ich po różnych stronach stołu, to jednak posadziła ich blisko. Bo tego wieczoru zdecydowanie chciała być blisko Cartera w każdej możliwej sekundzie. -Smacznego - mruknęła zestresowana, bo tak, obawiała się recenzji Bancrofta. I tak, chciała mu zaimponować tym jak się rozwinęła w kuchni.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carter powoli zaczynał się przyzwyczajać do roli ojca, chociaż przyzwyczajać to chyba za dużo powiedziane. Zaczynał się z tym godzić było lepszym stwierdzeniem. Nigdy w żadnym ze swoich związków, chociaż nie to żeby było ich dużo, nie doszedł do momentu, w którym zacząłby się zastanawiać nad potomstwem. Ten fakt zawsze jakoś umykał jego świadomości. Nie widział się w roli ojca tylko dlatego, że nigdy o tym nie myślał, a jego interakcje z dziećmi były raczej ograniczone do wymiany kilku zdań w piekarni, a te które były nieznośne... Cóż, irytowały go. W takich chwilach myślał sobie, że wolałby chyba jednak nie mieć dzieci. Nigdy nie czuł do tego wielkiego pociągu, aczkolwiek chyba niewielu ojców czuje, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Z Tessie było trochę inaczej. Była pierwszym dzieckiem, które swoim zachowaniem nie działało mu na nerwy. Niewątpliwie miało to związek z faktem, że był przez dekady zakochany w jej matce, ale może było w tym coś więcej? Może rzeczywiście istnieje jakiś ojcowski instynkt, który już wtedy zaczął się w nim wybudzać? Nie miał pojęcia, ale fakt faktem, jeszcze zanim Leo mu o wszystkim powiedziała potrafił się z małą całkiem dobrze dogadać. Teraz, gdy wszystkie tajemnice zostały wypowiedziane zaczynał o niej myśleć nawet w takich chwilach jak teraz. Co będzie robić na tej zabawie, czy wszystko będzie w porządku, czy nie potrzebowała może żeby podrzucił tam jakieś wypieki? Zaczynała być częścią również jego życia, chociaż była kompletnie nieświadoma tego kim dla niej jest. Było na to zdecydowanie za wcześnie, ale chciałby usłyszeć od niej to jedno słowo... Tato. Wiedział, że nie może sobie do tego tytułu rościć żadnych praw, w końcu do niedawna w ogóle nie istniał w jej życiu, lecz jest tutaj teraz. Może uda im się nadrobić jakoś ten czas?
- Oczywiście, że pamiętam. - uśmiechnął się do niej chytrze wykorzystując fakt, że znał ją na długo przed jej mężem na swoją korzyść - Pamiętam je wszystkie. - powiedział trochę ciszej, a jego rysy twarzy zdecydowanie zmiękły.
Może nie był na tyle sentymentalny by zachować ich wszystkie zdjęcia, chociaż znaczną część nadal miał pewnie gdzieś na strychu u swoich rodziców, ale nie posunął się jeszcze w swoim wieku na tyle by zapomnieć ich wszystkie wspólne wspomnienia. Leonie zawsze była ważna w jego życiu. Tego się po prostu nie zapomina, czasami nawet jeśli usilnie się próbuje.
- W takim razie to chyba ty powinnaś mi pozwolić coś zaimprowizować w świetle mojego faux pas. Jaki byłby ze mnie cukiernik gdybym nie potrafił zmajstrować czegoś z tego, co zostało ci w domu? - zadarł lekko nos przypominając o tej nieco aroganckiej części siebie, która wykształciła się kiedy zerwali ze sobą kontakt, a on zdobył prawie wszystkie najwyższe nagrody we Francji. Trochę mu z tego francuza zostało.
Podobał mu się wystrój. Nie liczył na nic przewrotnego. W końcu miała dziecko na głowie oraz własne problemy. Jemu naprawdę w zupełności wystarczyłby wieczór spędzony razem na kanapie wspominając stare czasy, ich uczucia oraz cóż... Trochę namiętności by rozpocząć kolejny rok czymś przyjemnym i zapomnieć na chwilę o tym co czeka go niedługo później.
- Zdecydowanie Ci to wyszło. Chociaż pewnie jestem słabym jurorem bo mnie podobasz się nawet w zwykłym dresie. - zaśmiał się cicho pochylając się nad przystawkami i wybierając sobie jeden z koreczków - Jednak teraz bardzo... Bardzo mi się podobasz. - zebrał przekąskę zębami nie odrywając od niej ciepłego wzroku.
Dobrze było być z nią znów sam na sam. Nareszcie mogli zachowywać się tak, jak kiedyś. Po prostu normalnie. Nie obawiając się jak to wygląda z boku oraz czy ktoś zacznie gadać. Liczyło się tu i teraz. Byli sobą, ze sobą i zamierzali dobrze wykorzystać te kilka godzin, które oboje wyrwali ze swojego życia.
- Tak szybko chcesz się ze mnie pozbyć tej koszuli? - zażartował sięgając po korkociąg ponieważ zdawała sobie sprawę, że pomimo pobytu we Francji Carter miał to szczęście, że zawsze ubrudził się winem, tak po prostu było - No to może nie tym razem..? - mruknął sam do siebie odkorkowując butelkę odchylając się maksymalnie do tyłu.
Spojrzał po sobie upewniając się, że nawet kropla nie pobrudziła jego ubrań. To musiał być jego szczęśliwy dzień. Karma wraca. Całkiem dumny z siebie nalał do obu lampek oczekując gospodyni z szerokim uśmiechem prezentując się nadal nienagannie. Czując specyficzny zapach kaczki oraz pomarańczy kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej. Pamiętała, że uwielbiał kaczkę i zawsze kosztował jej w każdej restauracji, do której poszli. Zachowując wszelkie maniery wziął pierwszy kęs i ku jego zaskoczeniu mięso rozpływało się w ustach. Leo zdecydowanie podbudowała swoje zaplecze kuchenne. Zaczekał aż i ona spróbuje po czym nachylił się do niej i biorąc jej podbródek między palce skierował twarz w swoją stroną by ją pocałować.
- Jest pyszna. Dziękuję. - uśmiechnął się do niej ciepło kradnąc jeszcze jednego całusa zanim wrócił do kolacji.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Oczywiście, że pamiętała. Leonie też bardzo wiele rzeczy z ich wspólnej przeszłości nosiła w głębi siebie, a czas ich nie zatarł pomimo wielu starań blondynki. Teraz miała już dość udawania, że mogła inaczej i przestała z tym walczyć. Pozwalała sobie na to, by pokazywać, że nie zapomniała. Że to jego pragnie. Z uśmiechem odwzajemniła delikatny pocałunek, mimo wszystko znów nieco nim zaskoczona. Dawno nie mieli takiej swobody. Braku pośpiechu. To miła odmiana.
-Mhhmm, mogłabym popracować nad jej soczystością, ale nie jest najgorzej... - zdążyła jedynie powiedzieć tyle, przyjmując ten komplement odnośnie umiejętności kulinarnych z wyraźną trudnością, bo znów Carter zamknął usta Leo pocałunkiem. Na szczęście. O ile dobrze radziła sobie z miłymi słówkami o urodzie, o tyle zdolności w kuchni wciąż bywały dla Turner wyzwaniem i zdecydowanie trudniej szło jej po prostu przytaknięcie na nie. Niezmiennie nie czuła się zbyt pewna w tej sferze życia, choć tak, zdecydowanie zaliczyła tu spory progres.
-Tak myślę... Może jednak odstąpisz mi ten deser? Mam parę pomysłów na coś ciekawszego - zaproponowała, sięgając po wino. Nie zjadła za dużo ze swojej porcji, z którą talerz zresztą odsunęła już na bok. Popijając wino obserwowała Bancrofta, bo to było o wiele ciekawsze od jedzenia. A i po jego pocałunkach przestała mieć ochotę na zajmowanie się kolacją.
Telefon Turner zawibrował dwukrotnie. Odruchowo przeprosiła i sięgnęła po smartfona, na którym znalazły się dwie wiadomości. Dwa zdjęcia zadowolonych dzieciaków bawiących się w nieco łatwiejszą wersję Twistera. Zaśmiała się do ekranu, a widząc nieco zdezorientowaną minę Cartera podsunęła mu ekran. W końcu pewnie też chciałby wiedzieć co u Tessie.
-Wygląda, że nie marnują czasu na głupoty, tylko korzystają z tego wieczoru, póki nie padną - odparła zgodnie z prawdą, bo w trakcie oglądania tych zdjęć przyszła kolejna widomość. Tym razem z nagraniem jak dzieciaki tańczą do Baby Shark. Uroczy widok.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carter zdawał sobie sprawę, że to wszystko było co najmniej niestosowne i dość niemoralne, lecz im więcej czasu spędzał w towarzystwie Leo tym mniej zaczynał się tym przejmować. Z początku na każdym kroku pilnował się by nie zrobić czegoś nie na miejscu albo po prostu głupiego, jednak odkąd znów wylądowali ze sobą w łóżku przestał się tak hamować. Nabrał już pewnej pewności, że to, co robią razem nie jest znów tylko jakimś jego uwodzicielskim wpływem. Oboje tego chcieli, o tym był już przekonany. On zdecydowanie chciał ją odzyskać. Już we Francji zdążył sobie uświadomić, że to właśnie ona jest tą kobietą, z którą chciał spędzić swoje życie. Nie liczył na to, że to się kiedyś ziści. W końcu nadal była mężatką, aczkolwiek skoro dawała mu jeszcze jedną szansę nie miał zamiaru jej zaprzepaścić. Na pewno miała na to wpływ cała sytuacja z chorobą jego matki, lecz to tak naprawdę może tylko wyjść im na korzyść. Inaczej może byłby zbyt zaślepiony swoim honorem by czegokolwiek spróbować, chociaż mówiąc szczerze tym razem to on czuł się trochę uwodzony. Przynajmniej tamtej nocy.
- Przesadzasz. Jest bardzo dobra. Nikomu nie wychodzi zawsze taka sama, wszystko zależy od produktu. - przewrócił lekko oczami kręcąc głową - Zrobiłaś duże postępy od ostatniego razu kiedy mi gotowałaś. - uśmiechnął się wymownie i nieco złośliwie przypominając sobie ich ostatnią kolację w Paryżu, która nie do końca poszła po jej myśli, ale hej, on mimo wszystko zjadł wszystko bez zająknięcia chociaż prawie wypaliło mu kubki smakowe.
- Oh...? - spojrzał na nią z zainteresowaniem kończąc już swoją porcję i podobnie jak ona odsuwając talerz na bok by sięgnąć po lampkę wina - Co takiego chodzi ci po głowie..? - podparł podbródek na otwartej dłoni z tym, znanym jej, lekko uwodzicielskim uśmiechem.
Chociaż żaden z jego pocałunków nie miał żadnego ukrytego podtekstu trudno było by jego myśli nie zeszły na zupełnie inny tor niż papranie się teraz jakimś deserem. Również miał kilka pomysłów na to, gdzie mógłby skończyć się dla nich ten wieczór i na pewno nie była to kuchnia. Pokusił się nawet na położenie dłoni na jej kolanie i już miał ją przesunąć nieco wyżej, gdy jej telefon zawibrował i moment prysnął. Spojrzał na nią z lekko uniesioną brwią kiedy zaczęła chichotać, a widząc fotki swojej córki szeroko się uśmiechnął. Nie można jeszcze powiedzieć by napawała go ojcowska duma, ale cieszył się jeśli i Tessie była szczęśliwa, a to już dobry początek.
- Może my też powinniśmy tak zrobić? - uśmiechnął się szarmancko przesuwając swoją dłoń nieco wyżej i nachylając się do przodu pocałować ją w to miejsce na szyi, które najbardziej lubi, a na które nie była teraz przygotowana.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Carter jak nikt potrafił zawstydzić Leonie Turner. Nie tylko dotykiem, ale także słowami, komplementami czy odniesieniami do ich wspólnej przeszłości. Teraz też mu się to udało, a Leo spłonęła rumieńcem na samo wspomnienie tamtej kulinarnej katastrofy. Może to głupie, ale lata wstecz, bardzo poważnie traktowała jako jeden z powodów czemu im nie wyszło, właśnie swoje niezbyt wysokie kwalifikacje w kuchni.
-Wtedy gotowałam okazjonalnie, teraz to już moja codzienna rutyna - odgryzła się, mając nadzieję, że szybko temat utnie. I nie będą go rozwijać. Prawda jest taka, że Leonie nigdy nie miała zadatków na idealną panią domu, a jednak dała się zamknąć w tym schemacie. I może to też ją poniekąd męczyło? Że zostawiła cały ten wielki świat, by mieć rodzinę, spełniać się jako matka... I to nie tak, że nie lubiła tego życia, ale po prostu nie tak to sobie wyobrażała. Chciała łączyć to co miała, z tym czego pragnęła, a ostatecznie wybrała inną drogę i to stało się dla niej pułapką, która też miała wpływ na obecne zagubienie w relacjach pani Turner. No, bo była zagubiona. I nie postępowała dobrze. Ale nie umiała nad tym panować. Ewentualnie nie chciała. Dzisiejszej nocy nie zamierzała jednak nad tym się zastanawiać - co jest dobrym działaniem, a co złym - ani przez chwilę. Miała inne plany.
-Miałam dwie opcje zanim się pojawiłeś... Kolacja albo wspólna kąpiel. Może... To jednak nie musi się wykluczać i możemy pozwolić sobie na jedno i drugie? - zapytała, wzruszając ramionami, jakby nie była pewna czy to dobry pomysł, ani czy faktycznie istnieje taka możliwość. A to przecież i tak należało do nich. -Ewentualnie możesz poprosić mnie na parkiet, bo naprawdę, tylko to sekret, lubię kawałki Duy - co z tego, że parkietu nie mieli. Ważne, że była muzyka. Parkietem mogła być każda część podłogi, a ostatecznie... Carter znów odciągnął myśli Turner zarówno od kąpieli, jak i od tańczenia zupełnie innymi aktywnościami. Dzisiejszego wieczoru to on był bardziej zdecydowany w swoich gestach. Od samego początku. I nie bawił się w gierki, marnując przy tym czas.
-Może... - mruknęła, zagryzając wargę z zadowolenia, kiedy Bancroft odnalazł słaby punkt na jej odsłoniętej szyi. Zapomniała o telefonie, ba odłożyła go na bok, by im nie przeszkadzał. O wiele bardziej ciekawiło ją teraz, gdzie zaprowadzi Cartera ta wędrówka po jej udzie. I jak szybko dotrze tam, gdzie zapewne planował, a już sama myśl napełniała Leo ogromnym podnieceniem. -Życzysz sobie deser podczas kąpieli, na górze po krótkiej sjeście czy może... Tu i teraz? - zapytała z błyskiem w oczach, którego nawet nie starała się skryć. Na policzkach blondynki widniały dwa rumieńce. Cóż, przynajmniej dogadali się w kwestii tego, że oboje mają ochotę na to samą pozycję w menu. Mniejsza z tym, jak cholernie niewłaściwa była w ich przypadku, a zwłaszcza kobiety. Mniejsza, bo przy Bancrofcie, Turner kompletnie traciła rozum oraz wszelkie wartości, jak widać. Nie istniała żadna świętość, tylko on - Carter Bancroft, którego chciała mieć najlepiej tu i teraz. Tylko dla siebie. Przeklęty.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak naprawdę zawstydzanie Leo nigdy nie było na jego liście zadań na ich każdym spotkaniu. Czasami nie mógł sobie po prostu tego odmówić, ponieważ zawsze kiedy była onieśmielona wyglądała bardzo uroczo. Przypominały mu się wtedy stare czasy, kiedy robił to jeszcze jako podlotek w szkole średniej żeby zwrócić na siebie jej uwagę, albo pokazać, że jest o wiele lepszą partią niż chłopak do którego akurat w danym momencie robiła maślane oczy. To uczucie zawsze tam gdzieś między nimi było tylko cholernie długo im zeszło by w końcu się do niego przyznać i cieszyć efektami wypowiedzianych po latach słów. Chociaż okoliczności były mocno niesprzyjające po obu stronach najwyraźniej tego potrzebowali by w końcu się przemóc. Bancroft nie zamierzał się już dłużej kryć za tym co wypada, a czego nie. Nadal będzie ją zawstydzał i jak zawsze w ten zabawny, pozytywny sposób. Nigdy nie zrobiłby tego by ją upokorzyć.
- Rutyna, czy nie, ważne żeby nie pozwolić jej się nią stać. Ja też teoretycznie w kółko piekę to samo, jednak nie nazwałbym tego rutyną. Co chcę powiedzieć to to... Że świetnie ci to idzie. - uśmiechnął się do niej całkiem wesoło zapominając już o całym droczeniu się z nią.
Zdawał sobie sprawę, że ta kobieta nigdy nie chciała spędzać swojego życia w kuchni. Była bardzo popularną i docenianą modelką. Teraz prowadzi własną firmę, została projektantką. Jest przykładem zdrowego feminizmu. Nigdy nie odnajdowała się w tych stereotypowych rolach narzucanych kobietom przez społeczeństwo. Prócz bycia matką oczywiście, bo w tym była świetna. Pewnie sama tego nie widzi i tak nie myśli znajdując sobie tysiąc powodów dla których nie robi wystarczająco dużo, lecz taka już jej natura. Może uda mu się sprawić by dostrzegła wszystkie swoje plusy i w końcu skupiła się w takiej samej części na sobie, co na swojej córce. W końcu nie do końca jest z tym sama. Może nie powiedzieli Tessie całej prawdy i pewnie jeszcze długo nie powiedzą, aczkolwiek to nie znaczy, że nie może być częścią ich życia.
- Nie, wcale nie musi. - uśmiechnął się filuternie znad swojej lampki wina - Myślę, że na parkiet zaproszę cię tuż przed północą. Przyjemnie będzie wejść w nowy rok tanecznym krokiem, nie sądzisz? - puścił jej oczko z tym swoim szarmanckim uśmiechem.
Nie zaszkodzi jej przecież przypomnieć, że nadal jest piękną kobietą i są faceci, którzy bardzo chętnie będą o nią zabiegać i mówiąc faceci mamy oczywiście na myśli tego siedzącego obok niej, który właśnie bezwstydnie wykorzystywał wiedzę zgromadzoną przez te kilka lat w których byli razem. Jego dłoń sunęła po wewnętrznej stronie jej uda podwijając nieco i tak już krótką spódnicę, jednak tuż zanim dosięgnęła celu przesunął ją na zewnętrzną stronę uda spoczywając na jej pośladku. W między czasie odłożył już kieliszek z winem żeby nie narobić bałaganu, a wolną dłonią zaczął ją gładzić po policzku.
- Może tu i teraz, a później kąpiel? Coś czuję, że się przy tym deserze narobimy... - mruknął nie przestając całować jej szyi.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To co Carter chciał ostatecznie powiedzieć Leonie, a do czego tak pokrętnie dążył, sprawiło, że blondynka uśmiechnęła się szczerze. I w milczeniu przyjęła ten komplement, dziękując jednocześnie skinięciem głową. Wystarczy tych dyskusji oraz zaprzeczania. Wiedziała, że szło jej coraz lepiej. Może doszła do poziomu świetnie. Niemniej najbardziej satysfakcjonującym wydawał się fakt, że widział to Bancroft, a najistotniejsze to z jaką dumą na nią patrzył. Zdecydowanie to kobietę napełniało radością.
Cóż, Turner akurat w kwestii swojej kariery mogłaby dyskutować... O ile rzeczywiście poświęciła bardzo dużo na aktywność w modelingu, o tyle prowadzenie swojej firmy... To trochę fikcja. Prawda jest taka, że Leonie miała od tego ludzi, a sama inwestowała po prostu pieniądze. Projektowała kreacje, które nosili inni, bo tęskniła za chodzeniem po wybiegu, a tak mogła na koniec pokazu przemaszerować i zebrać oklaski za to, co stworzyła. Czasem. Bo czasem zdarzało się tak, że musiała zostać z Tessie, bo na przykład chorowała albo była za malutka... I to nie tak, że Leo żałowała swojego macierzyństwa, ale po prostu czasem blondynka tęskniła za tym światem, który straciła. Zawsze chciała mieć dzieci, ale to żaden sekret, że Teresa nie była planowana. Turner nie chciała dziecka tuż po ślubie, ale życie zdecydowało za nią. I naprawdę kochała Tessie, ale wolałaby mieć chyba nieco więcej czasu do oswojenia się z tą zmianą. Może inaczej wtedy uporządkowałaby swoją codzienność, może lepiej... Więc... No tak, tu Leonie pewnie nie dałaby za wygraną, ale... Tego wieczoru Tess miała opiekę inną niż swojej matki. Ten jeden raz od dawna miała zamiar Leonie pozwolić sobie na spełnianie swoich pragnień, fantazji, zachcianek...
-Mam nadzieję, że nie zapomnisz o tym obiecanym, tanecznym kroku - odparła przyciszonym głosem, zawierając w swoim tonie może nieco prowokacji, która miała sugerować, że bardzo łatwo będzie Carterowi zapomnieć o tym co mówi tu i teraz, kiedy skupi się całkowicie na niej. No, ale czy to nie tak właśnie działała ich dwójka? Kiedy się spotykali, świat dookoła zdawał się nie mieć znaczenia... Kompletnie.
-A czy ten deser... Musimy przygotowywać tak spokojnie, krok po kroku, wręcz powolnie? - zapytała z wyraźnym rozczarowaniem, wzdychając ciężko, kiedy dłoń znalazła drogę ucieczki. Nie tego się spodziewała. Wyraźnie Leonie nie spodobało się takie rozwiązanie. Pocałunki składane na szyi skutecznie jednak zdawały się rekompensować i nieco uspokajać blondynkę, która dopiła wino. Odstawiła pusty kieliszek i cóż, wyraźnie zniecierpliwiona podniosła się ze swojego miejsca, by usiąść okrakiem na kolanach bruneta. -Przez lata nabawiłam się problemów z czekaniem - mruknęła z przekąsem, bo w sumie nigdy nie była zbyt cierpliwa w większości kwestii. Tylko na jego wyznanie potrafiła czekać tak długo... A i to nie do końca. Niemniej, kiedy już znalazła się tak blisko Cartera, nie czekała na żadne zaproszenia. Pocałowała go zachłannie, a palce odnalazły guziki śnieżnobiałej koszuli i w ekspresowym tempie zaczęły je rozpinać. Tak, Bancroft miał rację, Leo chciała bardzo szybko go jej pozbawić.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Choć do tej pory nie mieli tak naprawdę okazji by usiąść we dwójkę i pomyśleć o tym, co może się dalej między nimi rodzić Carter gdzieś pomiędzy odwiedzinami w szpitalu, a doglądaniem swojego ojca znalazł kilka chwil by zastanowić się nad tym do czego tak właściwie dążą. Wyznali sobie miłość, wreszcie, po tylu latach, jednak był to dopiero pierwszy krok w tym, co mogli razem stworzyć. W swoich lepszych momentach wyobrażał sobie jak mogliby sobie z tym wszystkim poradzić we trójkę. Leo na pewno nie miała zbyt wiele sposobności by naprawdę zająć się swoją własną pasją, którą kiedyś był modeling. Zdawał sobie sprawę, że pewnie odkąd została matką to był jej priorytet i zapewne nie zastanawiała się nawet nad tym jak mogłoby wyglądać jej życie gdyby potoczył się inaczej. On mógłby poniekąd dać jej tę szansę. Nie pogodził się jeszcze z faktem, że jego własna kariera legła w gruzach. Może nigdy się nie pogodzi, aczkolwiek byłby w stanie zostać w domu z córką by dać kobiecie, którą kochał trochę wolności. Kto wie, może odnalazłby nową pasję w uczeniu tego szkraba wszystkich swoich najlepszych wypieków? Może nie miał już wszystkich tytułów, ale nadal uważał się za jednego z najlepszych piekarzy oraz cukierników na świecie. Tymczasem jej mama mogłaby na nowo rozwinąć skrzydła. To wcale nie byłaby najgorsza przyszłość, jednak do tego wszyscy musieli jeszcze trochę poświęcić. W końcu jego córka nawet nie wiedziała kim dla niej jest.
- Gdzież bym śmiał. Wiesz, że nigdy o tobie nie zapominam kochana. - uśmiechnął się subtelnie wiedząc, że nie może mu tego odmówić.
Nigdy o niej nie zapomniał, nawet jeśli próbował w pewnym momencie ułożyć sobie życie na nowo z inną kobietą. Koniec końców to właśnie ona, Leonie Turner zawróciła mu w głowie te wszystkie lata temu do tego stopnia, że nie potrafił po prostu przejść obojętnie obok wszystkiego, co kiedyś razem tworzyli. Tak oto został starym kawalerem, który raz jeszcze próbował uwieść swoją miłość ze szkoły średniej z całkiem udanym skutkiem, jak widać...
Ich poprzednie spotkania zdecydowanie pokazywały, że nie potrafili trzymać rąk przy sobie. Tym razem nie było inaczej i choć Bancroft zazwyczaj zmierzał prosto do celu nie widział nic złego w tym by od czasu do czasu podroczyć się z blondynką. Jak widać i tym razem wyszło mu to na dobre, ponieważ zaledwie kilka chwil później znalazła się już siedząc okrakiem na jego kolanach. Dokładnie tam, gdzie chciał ją mieć, przynajmniej w tym momencie.
- Nie... Znam kilka deserów, które można przyrządzić bardzo szybko. - spojrzał w jej oczy z błyskiem pragnienia.
Odwzajemniał każdy z jej łapczywych pocałunków w miedzy czasie zrzucając z siebie marynarkę, ściągając muchę, a gdy skończyła z jego guzikami również swoją koszulę. Wszystko wylądowało na ziemi gdzieś za jego plecami w zupełnym nieładzie. Nie pozostawał jej dłużny. Równie szybko, co ona wziął się za rozpinanie również jej koszuli ześlizgując ją z jej ramion by w końcu powrócić dłońmi do jej pośladków, które mocno ścisnął i podnosząc się razem z nią z krzesła usadził ją na stole pozostając między jej nogami. Tak zdecydowanie chętnie zakończy i rozpocznie nowy rok.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To co mogliby tworzyć wydawało się bardzo odległe. Leonie wciąż nie uporządkowała swojego życia osobistego. Pozostawała mężatką, tak więc dzisiejszy wieczór był cholernie niemoralny, nieodpowiedni i czynił z niej najgorszą, ale z drugiej strony powiedziała wprost małżonkowi, że chce odejść. Musi odejść, bo nie jest w stanie być tylko jego. Wyznczyła jasną granicę. A on zniknął, unikając kontaktu. Jednocześnie nie było więc rozwiązania, choć ono wydawało się tak proste. Nie było. I dlatego za każdym razem, gdy widziała się z Bancroftem to miała wyrzuty sumienia, bo robiła źle. Powinni poczekać. Szczególnie z tymi momentami, które dzielili jedynie we dwoje. Ale nie potrafili. Ona nie umiała być rozsądna. I czuła, że będzie za to palić się pewnego dnia w piekle... Całkowicie na to zasługując. Stała się okropną osobą.
I nie planowała powrotu do modelingu. Nie dlatego, że Michael to by jej całkowicie uniemożliwiał, ale głownie ze względu na realia branży, z których Turner zdawała sobie sprawę. Nie miała tam czego szukać w swoim wieku, który można tam uznać już za emerytalny. Do tego zawsze marzyła o dzieciach, a wciąż miało jedno. To był najwyższy czas na to, by Tessie doczekała się rodzeństwa, ale z drugiej strony był cholernie nieodpowiedni więc... Skupiała się na tu i teraz. Nie miała planów. Próbowała ogarnąć ten bałagan, który sama zrobiła, ale on jedynie ją przygniatał. Musiała więc odetchnąć. Nawet jeśli to było tak... Złe.
To wcale złe się nie wydawało, kiedy dłonie Cartera badały każdy centymetr jej ciała, kiedy mogła zatracić się w tych łapczywych pocałunkach, błądzeniu po odsłoniętej skórze pleców mężczyzny... Badać na nowo każdy skrawek jego ciała. Lubiła to. Może nieco za bardzo. Świat nie istniał, problemy znikały, nie martwiła się o jutro, ani o to z jakimi trudnościami przyjdzie się jej zmierzyć. Przez jedną krótką chwilę, którą oboje przeciągali jak najdłużej, czuła się idealnie. Na swoim miejscu. Właśnie w jego ramionach.
Raz jeszcze obdarzyła bruneta pocałunkiem, po czym zsunęła się ze stołu. Nie zbierała swoich ubrań, które zgubiła dawno temu, tylko zarzuciła na siebie jego koszulę. Planowała iść na górę, przygotować dla nich kąpiel, zrzucić powoli ten aksamitny materiał na oczach Bancrofta, by mógł nacieszyć się pełnym widokiem jej osoby, ale telefon nieznośnie wibrował. Zerknęła na niego od niechcenia, ale zaraz dość szybko się otrzeźwiła. Przestał dzwonić, ale Leo zobaczyła kilka nieodebranych połączeń od Carol i wiadomości. Złapała komórkę i od razu oddzwoniła, odchodząc na bok. Bez żadnych przeproszeń, drżąc na całym ciele ze stresu, co się wydarzyło.
-Muszę iść po Tessie, mógłbyś... Tu jakoś ogarnąć... Proszę - mruknęła wyraźnie pobladła, przepełniona też wyrzutami sumienia. Wystrzeliła do swojej sypialni, wciągnęła na siebie pierwsze lepsze dżinsy i bluzkę, po czym równie prędko zniknęła z domu. Nie było jej dość długo, biorąc pod uwagę, że mała znajdowała się tylko dwa domy dalej. Leo jednak najpierw musiała raz jeszcze poznać relację Carol oraz Jessici z całego zajścia, później namówić upartą Tessie do tego, by przeprosiła małego Tima, co wcale łatwo nie było i dopiero wtedy mogły wrócić do domu. Obie niezbyt zadowolone z takiego obrotu sytuacji. Turner dlatego że miała cholerne wyrzuty, iż nie poszła tam z małą Winston, że zostawiła ją samą, kiedy ewidentnie nie powinna i nie odbierała telefonu, kiedy też jej córka jej potrzebowała. A Tessie nie była zadowolona, że ktoś mamę obrażał. Musiała więc interweniować. Tima już nie lubi. W końću zepsuł jej i koleżankom zabawę. A tak daleko było do północy! Całą drogę też spędziły na rozmawianiu raz jeszcze o tym, że Tess nie może kopać kolegów, pluć na nich i trzaskać im przed nosem drzwiami, nawet jeśli mówią, że to przez mamę nie ma taty, bo jest puszczalską flądra. Co też ciekawiło Tessie, co niby te głupoty znaczą. A Leo nie miała siły tego córce tłumaczyć. Ani ochoty. Czemu w ogóle Tim znał takie słowa? Turner zdawała sobie sprawę, że pewnie podsłuchał rodziców, ale... Nie, nie miała siły z kimkolwiek tam się kłocić. Po prostu zabrałą Tess, która i tak nie miała ochoty tam dłużej być i cóż, miała cholerne wyrzuty sumienia, że faktycznie była tą puszczalską flądrą...
Weszły do środka. Tessie od razu pobiegła do salonu, skąd wciąż dochodziła muzyka, a Leo oparła się o ścianę zmęczona ostatnim rokiem swojego życia. Czy myślała, że znajdzie się w takim punckie teraz? Absoltunie nie. Nawet przez sekundę... I powoli żałowała, bo czy to wszystko było warte tego zamętu w życiu tej małej istotki? Tylko... Czy nie za późno na żal?
-Carter... Co tu lobisz? - dotarł do uszu Leo zdziwiony głos córki. No tak... Bancroft tu był. Wciąż. Nie zniknąl. Sama nie wiedziała czy to lepiej, czy gorzej. Ale obiecała mu wspólne powitanie nowego roku... A to wciąż było przed nimi. -Powiesz mi kto to puszczalska flonfra? - zapytała, nie widząc nic aż tak dzinwego w obecności mężcyzny ubranego elegancko w ich domu. Dość często tu bywał. Cześćiej niż Mick. Przyzwyczaiała się do obecności Bancrofta. Zaczynała mu ufać, lubiła z nim rozmawiać. Jak widać, nawet teraz szukała porady właśnie u niego. -Bo mam nie wie - dodała jeszcze, kiedy zrezygnowana mama stanęła w wejściu, opierająć się o framugę. Pokręciła jedynie głową, by o nic mężczyzną ją nie pytał i bezgłośnie wypowiedziała przepraszam. Nie tak miał w końcu wyglądać ten ich wieczór, prawda?

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ