strażak — lorne bay fire station
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i wanna be a cowboy baby
4.


Nigdy nie potrafił stwierdzić, czy kochał święta, czy też może darzył je specyficzną niechęcią, ale tak jak każdego roku, akuratnie spełnił wszystkie warunki uczestniczenia w rodzinnych posiadach. Po pierwsze, prezenty. Nieważne, jak bardzo rodzeństwo broniło się przed otrzymywaniem podarków, Wesley zawsze coś przynosił. Swoją drogą nie tylko on. Obdarowywanie bliskich upominkami mieli we krwi, jak i w rodzinnej tradycji. A te były sumiennie kultywowane. Kolejny punktem na liście był ubiór. W końcu na imprezę do Buchananów wymagany był dress code, to nie byle jaka uroczystość. Obciachowy sweter w komiczne, zimowe wzorki prezentował się na nim, o dziwo, całkiem nieźle a jeszcze gorsza czapka zdecydowanie uzupełniała outfit. Gdzieś pod ręką zgarnął pacynkę bałwanka, bo czemu nie? Im więcej świątecznych elementów, tym lepiej. W kwestii potraw, wolał polegać na doświadczonych kucharzach, jakimi byli jego matka oraz brat, jednakże nie mógł pojawić się z pustymi rękoma. Takim oto sposobem, gdzieś pośród wszystkich tobołów, jakie ze sobą taszczył znajdował się pojemnik z piernikami, które sam piekł, jak i sam dekorował. A o tym, że lukier nie chce się zmyć z blatu wolał już nie wspominać.
Zawsze gdy odwiedzał farmę na Carnelian Land czuł wewnątrz ten charakterystyczny ścisk, a wspomnieniami automatycznie wracał do przeszłości. Jeszcze większą podróż do lat minionych zapewniały mu takie uroczystości, jak ta; gdy wszyscy zbierali się przy jednym stole i wspólnie świętowali. I chociaż ten rok nieco różnił się od innych - w końcu pierwszy raz od wielu lat zjawił się sam, bez żadnej partnerki - to mimo wszystko, był dobrej myśli. - ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE NIKT NIE MA LEPSZEGO SWETRA! - krzyknął, przechodząc przez próg. Najprostszy sposób, by zwołać całą rodzinę.

Lyall Buchanan Dottie Buchanan lauriel buchanan odell buchanan TJ Buchanan Cookie Buchanan
powitalny kokos
k.
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
Ej, ja dobrze czuję, że my już teraz gramy świąteczną grę?! :lol: CZAAAD! :lol:
Zdejm swetr, nie siej wiochy

Noszenie świątecznych swetrów w Australii, gdzie temperatura była subtropilkana było całkowicie chorym pomysłem, ale kimże był on, Taylor John Buchanan, aby dyskutować z rodzinna tradycją? Ano nikim, przedostatnim dzieckiem. Może jako ostatni miałby więcej do gadania? Kto wie.
Bez zbędnego fanzolenia, przyjechał na farmę, był o czasie. Torba pełna prezentów, w tym roku postanowił ofiarować kalendarze, w których glównymi bohaterami byli Taylor, John oraz TJ. I jeszcze Buchanan. Tak, dokładnie. Kalendarze ze sobą w roli głównej, okraszone fotoshopkami rodem z painta i jakimiś głupiomądrymi powiedzonkami na każdy miesiąć typu: "Szacunek za szacunek, frajerstwo za frajerstwo" jako motto lutego, "kupa na słońcu twardnieje" okraszająca styczniowe Australijskie upały, czy też: "Som słowa co raniom jak kolce" przy okazji Wielkanocy. I takie tam.
- Czolem, czolem - jako że zjawił się parę minut po Wesley'u, to trochę się musiał przepchnąc, przywitał i tak dalej - Słuchajcie, sprawa jest, szedłem sobie ostatnio ulicą i jakiemuś typowi wypadł z torby aligator. Albo kajman. Taki mały. To uznałem, że go adoptuję na czas świat i proszę, oto specjalny gość imprezy: Pan Kokodryl. Swoją drogą, pasuje mi do stylówki - tutaj dumnie zaprezentował takie nosidło dla kotów, w którym przebywał Pan Kokodryl. - Na pewno przemówi ludzkim głosem - puścił jeszcze oczko do brata, mama była lekko przerażona, ale... są święta, nie wywala się aligatorów na mró... no, na zbity pysk.
sumienny żółwik
TJ Buchanan
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
#12

Dottie kochała święta - i to do tego stopnia, w którym stawała się dość irytująca dla otoczenia. Choinkę zaczynała ubierać zaraz po Halloween, wydawała fortunę na świąteczne dekoracje, którymi obwieszała wszystko, co tylko się dało (zaczynając na posterunku policji, a kończąc na swoich bliskich) i niczym zacięta płyta śpiewała świąteczne piosenki. Prezenty były starannie dobrane pod obdarowanego, zapakowane tak, że mogłyby zawstydzić te z katalogów i przywiezione na rodzinną farmę już kilka dni temu, bo przecież nie zabrałaby się z tym wszystkim na raz. Zwłaszcza, że zawsze musiała przytargać ze sobą również swoje sławetne brownie (oczywiście wyjątkowo udekorowane lukrem, aby wpisywało się w świąteczny klimat) i masę innych przysmaków, które trafiały na stół, gdyż w kuchni czuła się jak ryba w wodzie. W konkurencji na najbardziej świątecznego Buchanana, Dottie wygrywała w przedbiegach.
Gdyby jednak zbierać zakłady, kto z rodzeństwa w tym roku wyjdzie z rodzinnej kolacji najbardziej pijany, to... chyba właśnie zdyskwalifikowała wszystkich na wstępie, bo ukochane, radosne słoneczko Buchananów na farmę wpadło napruta jak Messerschmidt, z butelką ajerkoniaku w ręce. Dlaczego? Ano dlatego, że miały to być pierwsze święta odkąd skończyła jedenaście lat i wciąż wyczekiwała opóźnionego listu z Hogwartu, kiedy była singielką. I pierwsze święta, odkąd nie miało być przy niej Westona. Najwyraźniej rozwód i świadomość tego, że nikt nie pocałuje jej pod jemiołą znosiła na tyle źle, że postanowiła się jakoś znieczulić.
Oczywiście, musiała wywalić się już na wejściu i wpaść prosto na Wesleya, który runął na ziemię razem z nią. - Kryj mnie przed tatą, to umówię cię z jakąś ładną koleżanką, ok? - szepnęła konspiracyjnie do brata i zaplotła mu ramiona na szyi, żeby już w ogóle nie mógł jej odmówić, bo wiadomo, że jak papa Buchanan zobaczy ją w takim stanie to się wkurzy. - Jestem prawie pewna, że to podpada pod jakiś paragraf, TJ. Ale jakbyś chciał, to takie pływają wokół mojego domu, możesz założyć całą rodzinkę - oceniła, starając się nieco chwiejnie pozbierać siebie i Wesleya z podłogi. - LYALL! ZRÓB MI MIEJSCE, NADCHODZĘ! - zapowiedziała głośno i zygzakiem udała się do kuchni. W końcu zawsze pomagała przy gotowaniu, nie mogło być inaczej!

odell buchanan lauriel buchanan Lyall Buchanan wesley buchanan TJ Buchanan Cookie Buchanan
sumienny żółwik
.
radca prawny — ratusz
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
  • 002.
Lauriel bardzo lubiła świąteczny klimat, ale niekoniecznie podobał jej się szereg zwyczajów związanych z tym okresem. Na przykład nie rozumiała, dlaczego na stole wigilijnym miało pojawić się aż dwanaście potraw, bo przeciętna rodzina pewnie nie była w stanie zjeść ich wszystkich. Co innego z jej własną, której zdecydowanie nie dało się nazwać standardową. Miało to swoje blaski i cienie, choć z biegiem lat Lauriel nauczyła się doceniać, że ma wokół siebie tyle wspaniałych osób, na które może liczyć. Dlatego, mimo że jako dziecko nie przepadała za rodzinnymi schadzkami, w tym roku nawet cieszyła się, że spotka się ze swoim rodzeństwem. Długo zastanawiała się, co mogłaby przynieść, bo głupio byłoby tak przychodzić z pustymi rękami i ostatecznie postawiła na pierniki. Nie nazwałaby się wybitną kucharką, ale potrafiła co nieco, szczególnie jeśli chodziło o pieczenie. Chyba najlepszą częścią robienia pierników było ich późniejsze dekorowanie i rzeczywiście było to widać, bo na jej wypiekach dało się zauważyć najróżniejsze wzory. W dodatku w związku z tym była z siebie naprawdę dumna, dlatego do domu rodzinnego dotarła w bardzo dobrym humorze.
Wejście do środka było dla niej nie lada problemem, ponieważ przywiozła ze sobą kilka blaszek do pieczenia, na których znajdowały się zrobione przez nią pierniki. Kiedy wchodziła, jedna z nich prawie spadła, ale na szczęście Lauriel w ostatniej chwili zdołała zapobiec tragedii. Nie zamknęła jednak za sobą drzwi, bo było to dla niej fizycznie niemożliwe z taką ilością rzeczy.
Hejka! — przywitała się, wchodząc w głąb domu. Uśmiechnęła się szeroko, widząc znajome twarze. Od razu przeszła do kuchni, gdzie zostawiła dwie blachy. — Wracam jeszcze do samochodu. Nie zjedzcie pierników, bo nie dostaniecie prezentów! — zagroziła, śmiejąc się. Zrobiła jeszcze dwa kursy do auta i dopiero wtedy zamknęła za sobą drzwi, a następnie rozebrała się i nareszcie odetchnęła. Nie był to jednak koniec, bo zostało jej jeszcze umieszczenie kupionych przez siebie prezentów pod choinką. Tej właśnie części świąt nie lubiła, ponieważ nigdy nie była dobra w wybieraniu tego, co komu kupić. — Czy trzeba jeszcze w czymś pomóc? — spytała, patrząc po zebranych.

Lyall Buchanan
Dottie Buchanan
wesley buchanan
Cookie Buchanan
TJ Buchanan
odell buchanan
powitalny kokos
zimna matcha latte
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
Lyall również uwielbiał świąteczne klimaty. Nie był nigdy szczególnie bogobojny, tak naprawdę z wiarą miał niewiele wspólnego i nigdy się w tego typu rejony nie zagłębiał na poważnie jako dorosły facet. Święta miały jednak pewien niepodważalny urok i rodzinne ciepło, do którego tęskno mu było przez dobre trzy czwarte roku. Cała ta sentymentalna otoczka wynikała głównie z tego, że Buchanan przez ciągłe podróże, których doświadczył za dzieciaka, czuł silną więź z rodzeństwem. To w ich towarzystwie czuł się najlepiej, to oni byli jego najwierniejszymi kompanami i wsparciem. W natłoku codziennych obowiązków z biegiem lat spędzali ze sobą coraz mniej czasu, toteż kilka wolnych dni, które mogli poświęcić na radosną biesiadę, było na wagę złota. Szczególnie że świąteczny czas po raz kolejny mieli spędzać na ukochanej farmie dziadków, pełniącej równocześnie funkcję azylu Lyalla. To właśnie z farmą wiązało się wiele przewspaniałych wspomnień z dzieciństwa bruneta, tak więc nie mógł być szczęśliwszy, gdy przyszło mu przygotowywać świąteczną ucztę jako gospodarzowi imprezy.
-Wesley!- zwołał uradowany na widok brata w przedziwnym świątecznym swetrze.-Mój miał mieć lampki na baterię, ale wyprałem go w pralce i jest, powiedzmy, że trochę niedysponowany.- skrzywił, się, bo na tym polu oczywiście poniósł koncertową klęskę. Koszula musiała ratować, więc sytuację, podobnie jak grzebień, który wyciągnął z dnia szuflady, by nieco ogarnąć swoją bujną, potarganą czuprynę. -O cholera, on jest prawdziwy?- pisnął przerażony, trudno powiedzieć czy to na widok kolejnego z braci, czy aligatora, którego ten przyprowadził na ich rodzinną ucztę. W rodzinie każdy pełni jakąś rolę. Są rozsądni dyplomaci, dowcipnisie i takie właśnie świry jak TJ. Choć jego troska o niewinną istotę w zasadzie chwytała za serce to była też trochę niepokojąca.-Niech zostanie, ale z daleka od pieczeni i...moich kostek.- westchnął, wracając do kuchni, w której to czekało na niego kilka dodatkowych sprawunków. Co z tego, że stół praktycznie uginał się pod ciężarem tych wszystkich frykasów, Lyallowi wciąż było mało. W końcu miał okazję na przetestowanie nowych przepisów, które pragnął wprowadzić do restauracyjnego menu. -CZEKAM I JA I PIECZEŃ.- odparł w oczekiwaniu na swojego ulubionego pomocnika. Dottie, która zresztą pracowała niegdyś w ich rodzinnej knajpce, zawsze wiedziała jak odciążyć brata w kuchennych obowiązkach, nie doprowadzając go przy tym do szału. -Musimy tylko dopilnować tę pieczeń i ogarnąć tłuczone ziemniaki.- stwierdził, fachowo wodząc wzrokiem po kuchennym pobojowisku. -Damy sobie radę, możecie już siadać do stołu, zaraz będziemy.-zawołał, wychylając się zza kuchennych drzwi, gdy jego uszu dobiegło pytanie Lauriel.
odell buchanan
Dottie Buchanan
lauriel buchanan
Cookie Buchanan
wesley buchanan
TJ Buchanan Buchanan
ambitny krab
e.
strażak — lorne bay fire station
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i wanna be a cowboy baby
Z rodziną dobrze tylko na zdjęciu, jednak gdyby w tamtym momencie uwiecznić Buchananów w zaistniałej scenerii z pewnością osoby trzecie widząc fotografię mogłyby się zastanawiać co autor miał na myśli, bo jak zawsze w ich przypadku - od samego początku panował rwetes. Nie było czasu na moment zastanowienia, tym bardziej gdy wszyscy jak na jedną komendę zjawili się w podobnym czasie prawdopodobnie rozsadzając rodzinną farmę. W dodatku sweter - który leciał do niego prosto z Chin i to dwa miesiące - niesamowicie go gryzł, więc stawiając każdy kolejny krok w głąb posiadłości wzdrygał się jeszcze bardziej, zupełnie jakby oblazły go mrówki. Pokraczne podrygi nie trwały długo, jego uwaga została skutecznie odwrócona przez nietypowego osobnika w domu i krokodyla, hehe żartuję tylko. Krokodyl zrobił furorę, przynajmniej tak czuł Wes przyglądając mu się jakby pierwszy raz w życiu widział jakiegokolwiek gada. - Przypomina mi naszego wuja Roberta - stwierdził, po krótkiej obserwacji niespodziewanego gościa i to by było na tyle z pozostałych wrażeń. Fakt faktem, zawsze twierdził, że ich wuj Robert miał w sobie coś z jaszczurowatych. Też nie specjalnie dziwił go fakt, że w końcu i krokodyl pojawił się na ich świętach. Chociaż można by było teraz rzucić żart, że z gadami to spędzał całe życie. Jednak byłaby to ogromna nieprawda, bo rodzinę miał najlepszą! Przypominał sobie o tym na każdym kroku, na przykład łapiąc Dottie przed zaliczeniem spotkania trzeciego stopnia z podłogą, jak przystało na starszego brata (bo nigdy nie wyjdzie z roli otaczania Dots opieką, jakby nadal była tą dziewczynka z warkoczami). Przytaknął głową, deal to deal. Randki potrzebne mu były jak psu piąta noga jednak w akcie desperacji, czemu nie. Przywitał się z Lauriel, ściskając ją chyba najmocniej jak mógł, pewnie gdzieś dobiegła go prośba by odrobinę sfolgował, ale co poradzić, że tak dawno się nie widzieli i musiał nadrobić ten czas jednym uściskiem! Witaniu się nie było końca, a ja pisząc to dostaję pierdolca. - Jeśli na metce nie ma nadruku przekreślonej pralki to możesz ich pozwać - zażartował, chociaż w USA taki trik na pewno by przeszedł i Lyall mógłby zostać srogo bogaty. Korzystając z okazji i nieuwagi matki krzątającej się w jadalni, zwinął z szafki nalewkę ojca. - No ten… ja potrzebuję szybkiej pomocy! - rzucił zwinnie uciekając z salonu, bo przecież miał lat siedemnaście nie prawie trzydzieści i rodzice nie mogli go zobaczyć z alkoholem w ręku. Zaoferował trunek KOMUKOLWIEK (zapraszam, na trzeźwo się nie da) właściwie, kto pierwszy ten lepszy, bo jego partner in crime (Dottie) zniknęła mu z radaru i pijana jak szpadel rządziła w kuchni. Może powinien ją stamtąd wyciągnąć? Na wszelki wypadek odchrząknął głośno chcąc zwrócić na siebie uwagę.

TJ Buchanan Dottie Buchanan lauriel buchanan Lyall Buchanan Cookie Buchanan odell buchanan
przypominam, że możecie pisać poza kolejką!
powitalny kokos
k.
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
- WIESZ, ŻE NIE JEM MIĘSA, TY ZDRAJCO! - wykrzyknęła w stronę Lyalla, wpadając jak burza do kuchni. Co prawda, rodzina pewnie od jej powrotu do Lorne Bay zbierała zakłady ile tak właściwie wytrzyma jako weganka, skoro jako born & raised in USA jej ulubionymi potrawami były burgery i pizza. Stanęła za plecami brata, objęła go rączkami w pasie (przy okazji wylewając na blat trochę otwartego ajerkoniaku) i oparła mu głowę na ramieniu, zerkając tęsknie na pieczeń. - Ona na mnie patrzy, Lyall. Patrzy i mówi zjedz mnie, zjedz mnie. A ja nie mogę jej zjeść, bo ona kiedyś żyła i miała rodzinę... mamę, tatę, pewnie takiego brata jak ty... i może nawet dzieci miała, jak ją mogę zjeść, jeśli miała dzieci, a ja nadal nie mam? - pociągnęła nosem i poczuła, że to jest właśnie ten moment, w którym powinna obalić nieco więcej ajerkoniaku, jeśli miała przetrwać dzisiejszy wieczór. Usiadła więc sobie w najlepsze na kuchennym blacie (mama na szczęście krzątała się gdzieś w jadalni, bo pewnie zaraz by ją przegoniła), przejęła przyniesione przez Lauriel pierniczki i zaczynając wyjadać je prosto z pudełka. - Możesz pozanosić to wszystko do jadalni i pomóc mamie nakryć do stołu, nikt tak równo nie układa serwetek jak ty - zarządziła, chociaż zdecydowanie nie była w stanie, żeby koordynować cokolwiek. - A ja się zajmę ziemniakami! - co oznaczało tyle, że zajmie się nimi jak już skończy z pierniczkami, bo trzeba było mieć w życiu priorytety. - Ej, Wesley! - zawołała konspiracyjnie, widząc jak jej mentalny bliźniak zajumał ojcu nalewkę. Pokazała palcem na butelkę, potem podniosła do góry pudełko z piernikami i porozumiewawczo poruszała brwiami. Zawsze dobrze mieć konkurencję w byciu najbardziej narąbanym Buchananem na święta!

odell buchanan lauriel buchanan Lyall Buchanan wesley buchanan TJ Buchanan Cookie Buchanan
sumienny żółwik
.
lorne bay — lorne bay
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Idealna panienkaw końcu zajechała do pałacu. Niezależnie od tego, czy wszyscy ucieszą się na jej widok, czy zabiją za kolejne spóźnienie. W końcu zazwyczaj nie miała czasu na takie rzeczy. Na rodzinę, zanurzona po nos w świecie zabawy, rozrywki, alkoholu i tej iluzji, która utworzyła dla świętego spokoju. Cookie musiała znowu udawać, że prowadzi idealne życie. Chciała nawet wymigać się od pojawienia na świątecznym obiekcie. Ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli wymówiłaby się kolejna grypą żołądkową - wówczas cała rodzona Buchanan zwaliłaby się do jej kawalerki, w której dostrzegliby, że zamiast książek Cookie kolekcjonowała bardziej lub mniej fikuśne kostiumy. A do karnawału jeszcze daleko. Wzięła głęboki oddech i z przyklejonym do twarzy uśmiechem wkroczyła do jakże głównego salonu. Zawsze tak było, każde pokolenie przy jednym stole, kanapie, czy tarasie. I ona wkraczająca niczym intruz. Z czasem przyzwyczaiła się do tego, że musiała udawać. Chociaż czy nie byłoby łatwiej przyznać się do życiowych porażek? Może nie byłoby tak źle. Odrobinę za mocno pchnęła drzwi, przez co łupnęły o ścianę bardzo głośno, anonsując jej przybycie. Wywróciła tylko oczami wkrótce dołączając do rodziny, spóźniona. Jak zawsze.
- Dlaczego nigdy nie możecie na mnie poczekać i to co najlepsze dawno zostaje wypite - krzywiąc się delikatnie niby zniesmaczona. Oczywiście udając. Ucałowała policzki wszystkich domowników, rozglądając się za jakimś koncie, w którym będzie mogła przycupnąć. Wybrała jedną z miękkich kanap z których będzie widziała całą swoją familię, krzątającą się po domu w przygotowaniu do biesiady. Oparła stopki o malutki stolik. Trzeba było przeżyć starcie tytanów rodziny Buchanan, aby potem wrócić do swojego normalnego życia. Mogła usiąść do stołu, ale wolała przyglądać się zabieganemu rodzeństwu. Kątem oka dostrzegła Wesleya zwijającego dobrze jej znaną w smaku karafkę i już miała do niego dołączyć, gdy spotkała wzrok matki. Niczym skarcone dziecko podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę stołu, przy którym powinni niebawem zasiąść. Zabrała się za wycieranie sztućców i zostawienie talerzy. Chyba zalowala, że nie poszła pomagać w kuchni.
- Masakra... - burknęła tylko pod nosem, wychylając się w kierunku kuchni nawiązując jakikolwiek kontakt z rodzeństwem.- Może potrzebujecie kogoś do pomocy?- co jednoczenie miało znaczyć: zabierzcie mnie stąd....

Dottie Buchanan odell buchanan lauriel buchanan Lyall Buchanan wesley buchanan TJ Buchanan
powitalny kokos
M.
radca prawny — ratusz
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Szczerze mówiąc, czuła się trochę przytłoczona całym tym zgiełkiem. Odzwyczaiła się nieco od przebywania z całym swoim rodzeństwem w jednym pomieszczeniu, więc nic dziwnego, że tak reagowała. Na początku miała wrażenie, że zaraz rozboli ją głowa, ale z czasem zaczęła się przyzwyczajać do tego stanu rzeczy. Co prawda mniej więcej w tym samym momencie została mocno (wręcz boleśnie) uściśnięta przez swojego brata Wesleya, co sprawiło, że dogłębnie poczuła wszystkie swoje żebra i potrzebowała chwili, żeby odzyskać rezon, ale ogólnie rzecz biorąc, zaczynała powoli czuć cały ten świąteczny i rodzinny klimat. Aczkolwiek po bliższym przyjrzeniu się całemu temu zajściu można było odnieść wrażenie, że tutejszy klimat jest bardziej imprezowo-alkoholowy niż świąteczny. Lauriel miała tylko nadzieję, że nie dojdzie do żadnej katastrofy, choć z jej rodzeństwem to nigdy nie wiadomo; coś mogło się wydarzyć w najmniej spodziewanym momencie.
Jasne, nie ma sprawy — odparła, gdy na jej pytanie odpowiedziała Dottie. Zaśmiała się, słysząc jej komentarz o rozkładaniu serwetek. Cóż, Lauriel miała to do siebie, że była perfekcjonistką, więc nic dziwnego, że nawet w takich błahych sprawach wykazywała się tą cechą charakteru. Odpowiadało jej to, że w tym zamieszaniu będzie mogła się czymś zająć, bo nie lubiła stać bezczynnie.
Nakrywanie do stołu mijało jej na przyjemnej rozmowie z mamą, dopóki w pobliżu nie pojawiła się Cookie. Wtedy Lauriel oderwała się od swojego zajęcia i uściskała lekko młodszą siostrę. — Dobrze cię widzieć. Możesz wziąć sztućce i zacząć je rozkładać — powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy. Buchanan rozkładała właśnie drugą połowę serwetek, więc tak naprawdę była to jedna z ostatnich, którą trzeba było zrobić przed rozpoczęciem kolacji, jeśli chodziło o stół.
Niedługo po naniesieniu ostatnich poprawek (które oczywiście musiały się pojawić, bo Buchanan stwierdziła, że nakrycie musi być idealne), Lauriel postanowiła zacząć zbierać wszystkich do stołu. Jeśli zacznie teraz, to może za godzinę wszyscy przyjdą przy odrobinie szczęście. — Hej! Chodźcie, siadamy do stołu! — krzyknęła z całych sił, mając nadzieję, że było ją słychać w całym domu. W końcu nie wiadomo, gdzie pochowali się niektórzy członkowie jej rodziny. Lauriel nawet nie była pewna, czy wszyscy byli już w domu, czy może jeszcze kogoś brakowało. Czasami naprawdę ciężko było się doliczyć każdego.

odell buchanan
Cookie Buchanan
Dottie Buchanan
TJ Buchanan
wesley buchanan
Lyall Buchanan
powitalny kokos
zimna matcha latte
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
-ALE JA JE JEM, PODSTĘPNA BEZMIĘSNA EGOISTKO.- zawołał, spoglądając na nią przez ramię. Wiedział, że jego młodsza siostra obecnie przezywa po raz kolejny fazę, kocham zwierzęta, w mym brzuchu jest miejsce tylko dla roślinek, ale on już niekoniecznie przejawiał tego typu zapędy. Zresztą jako kucharz przywykł do tego, że musi być otwarty na różne smaki i składniki. Chcąc podawać dania w swojej restauracji, musiał opracować wszystkie receptury i kompozycje przypraw, a tego nie byłby w stanie zrobić, nie jedząc produktów odzwierzęcych. No, chyba że Buchanany zdecydowałyby się na przechrzczenie swojej knajpki na wegańskie bistro. Wtedy to byłoby wykonalne, ale póki co raczej tego nie planowali.
-Miała braci, rodzinę, ale już ich nie ma. Teraz jedyne co jej pozostało to sos pieczeniowy, który ją zalałem. Jeśli ci to pomoże, możesz wyobrazić sobie, że to najmniej lubiany członek rodziny. -westchnął, bo nie takie cuda już słyszał, wychowując się z trzema siostrami. Nie czekając jednak na kolejne docinki Dottie względem swoich popisowych dań, zgarnął z kuchennego blatu kilka półmisków i ruszył do salonu.
-Mam nadzieję, że będzie wam smakowało.- zawołał, stawiając dania na zastawionym już stole. Usiadł sobie wygodnie koło Wesleya, na którego to spojrzał porozumiewawczo. - Pozwałbym ich, ale ten sweter jest tragiczny w świetle i bez niego. Przynajmniej będzie z niego dobra ścierka.- dodał, poprawiając koszule i sięgając za jeden z kieliszków.-To, co pijemy? - zapytał w końcu, bo i pod tym aspektem zgadzał się z młodszym bratem. Na trzeźwo nie było co zaczynać tej kolacji. -Czy to już ten moment na wytypowanie tegorocznej czarnej owcy, czy to dopiero po kilku kieliszkach?- zapytał, nakładając sobie od razu pokaźną łychę tłuczonych ziemniaków. Nie miał słabej głowy, ale wolał już na zaś naszykować sobie stosowną zagryzkę co by nadążyć za najsprawniejszymi koneserami trunków wyskokowych w ich rodzinie.
odell buchanan wesley buchanan Dottie Buchanan Cookie Buchanan lauriel buchanan TJ Buchanan
ambitny krab
e.
strażak — lorne bay fire station
29 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i wanna be a cowboy baby
W duchu dziękował, że jego jedyną powinnością na rodzinnych świętach było opróżnianie szkła z cieczy, czy to tej zawierającej dziwne wynalazki osób odpowiedzialnych za posiłki czy to ukradkiem gwizdniętej karafki z nalewką. Nie musiał długo szukać kompanów do picia, dziwnym trafem w tym domu było zdecydowanie dużo rąk do pomocy przy czynnościach, które w teorii były uznawane za złe. No bo kto normalny pije bez podkładu tak na pusty żołądek? Dwa razy mocniej kopie, dwa razy lepiej znosi się tradycyjne i niewygodne pytania, ale też przy odrobinie nieszczęścia dwa razy gorzej przechodzi się chorobę dnia poprzedniego. Jednak w święta liczyło się na cuda, a jak wiadomo, dzień święty należy święcić na każdy sposób, nie tylko w ten skrajnie nieodpowiedni. Dlatego nie zamierzał doprowadzić matki do szału i gdy tylko padło hasło “siadamy do stołu”, bardzo grzecznie wykonał dane polecenie. Nieważne jak bardzo upierałby się, że nie lubi świąt, uśmiech nie schodził mu z twarzy zasiadając z całą familią przy stole. Chociaż na co dzień nie ze wszystkimi utrzymywał stały kontakt, chwile takie jak tamta pozwalały mu doceniać ich obecność. Co było dość poruszające, a więc dla dobrej odmiany - coby nie było tak kolorowo i cukierkowo - gdy padło pierwsze pytanie o ślub i wnuki, automatycznie wstał od stołu by przytargać z powrotem niedopitą nalewkę. Polewał wszystkim, taki syndrom środkowego dziecka, w nadziei że może w końcu ktoś upije się na tyle, że zboczy z toru tradycyjnych pogadanek. Jak znane są wszystkim rodzinne zjazdy - nikt nie spuszczał z tonu, na pewno raz lub dwa prawie doszło do kłótni, ktoś zdecydował się na uzupełnienie karafki alkoholem a ktoś inny stwierdził, że to pora na kolędy i prezenty. Wszystko dobrze się skończyło a za rok na pewno przemyślą czy swetry w lecie to na pewno taki dobry pomysł.

zt. dla wszystkich
powitalny kokos
k.
ODPOWIEDZ