kucharz — Beach Reatsaurant Lorne Bay
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuję realizować swoje marzenia o własnej knajpie, rozkochać w sobie dziewczynę marzeń, ale moja dawna miłość wróciła do miasta
#13

Po ostatnim spotkaniu z Vivian, Adonis zaczynał się powoli zastanawiać nad tym, czy jego życie nie zamienia się w jeden wielki i dość mało śmieszny żart. On naprawdę nie miał pojęcia, co takiego zrobił, że wszystko powoli zaczynało mu się wymykać z rąk.
Najpierw Lucy, która odrzuciła jego miłość w dość podły sposób nie dając mu nawet szansy na to, by się wytłumaczył, czy wyjaśnił wszystko. Tak po prostu wywaliła go ze swojego życia, nie mówiąc kompletnie nic. Zaczęła nawet bujać się po mieście z jakimś ruskim mafiozo.
A potem, powrót Vivi. To chyba najbardziej go zaskoczyło. Adonis nigdy nie sądził, że jeszcze kiedyś ją spotka, i że jego uczucia do niej wciąż były tak żywe. Był pewien, że zapomniał. Był pewien, że teraz to właśnie Lucy tkwiła w jego sercu. Ale chyba jednak się pomylił.
Po felernym spotkaniu w herbaciarni, pojechał nawet do swojego domu rodzinnego po swoje cenne pudełko. Zebrało mu się na wspomnienia, więc kolejne kilka dni spędził na przeglądaniu wszystkich pamiątek, które tam zgromadził. Dawne czasy, rzeczy które robili, słowa, które do siebie wypowiadali – wszystko to wróciło do niego ze zdwojoną siłą, sprawiając, że czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej.
Za trzy miesiące biorę ślub. Zbitek pięciu słów, który ranił go za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominał. Nie potrafił tego zrozumieć, a może po prostu nie chciał. Nie umiał sobie wyobrazić Vivian z kimś innym, niż on sam. Zawsze mu się wydawało, że gdyby kiedykolwiek wróciła do Lorne Bay, wróciłaby do niego. Że w końcu, może wtedy byliby razem.
Siedząc samotnie w swoim mieszkaniu, szczerze żałował, że nie oświadczył jej się wtedy na lotnisku. Owszem, ostatnie osiem lat od czasu do czasu się nad tym zastanawiał, jednak teraz, w ciągu tych kilku ostatnich dni, te myśli wracały do niego, niczym natrętne komary, boleśnie go kąsając. Wiedział dlaczego tego nie zrobił. Nie był w stanie jej wtedy ograniczać. Nie mógł kazać jej zostać. Wyszedłby wtedy na totalnego samoluba, który nie chce, by kobieta jego życia spełniała swoje marzenia.
Puścił ją do tego Maine, a teraz wróciła z nowym narzeczonym, a jemu pękało serce.
Adonis nie mógł się nawet ostatnio skupić na pracy. Mieli wkrótce omówić z Mavis kolejne etapy realizacji swojego biznesplanu, a on przeglądał przyniesione przez nią papiery i nie rozumiał, co czyta. Nawet gotowanie przestało sprawiać mu przyjemność.
Któryś już dzień z rzędu siedział zamknięty w swoim mieszkaniu, patrząc na te zapisane przez przyjaciółkę kartki i myślał o wszystkim, tylko nie o tym. Wiedział doskonale, że musi wziąć się w garść. Przecież nie każe Vivian zerwać zaręczyn. Przecież nie wolno mu ingerować w jej życie i mieszać w nim. Puścił ją wolno osiem lat temu i musiał wiedzieć, że ułoży sobie życie na nowo. Przecież on też próbował.
Dopiero dzwonek do drzwi wyrwał go z zamyślenia. Początkowo, Adonis nawet nie podnosił się z miejsca, bo ani nikogo nie zapraszał, ani nikogo się nie spodziewał. W końcu jednak wstał z cichym westchnieniem i poprawił spodnie od dresu, które nieco zsunęły mu się z bioder.
- Vivi? - Zapytał zaskoczony, kiedy otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się brunetka, która od kilku dni spędzała mu sen z powiek i zaprzątała wszystkie myśli. Nagle wydało mu się niestosowne to, że był półnagi. - A co ty tu robisz? - Zapytał, patrząc jej w oczy. - Skąd masz mój adres? - Dopytał jeszcze. Nie mogła go przecież znać. Mieszkał tutaj dopiero od roku i był niemal pewien, że przy ich ostatnim spotkaniu jej go nie podawał.

Vivian Ebenhart
sumienny żółwik
BlackSwan90#4142
Właścicielka kawiarni — Shapphire Cafe
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do Lorne Bay przekazać rodzinie wiadomość o ślubie, ale spotkanie z dawną miłością burzy wszystko co udało jej się zbudować na przestrzeni lat
#4

Gdyby wiedziała, że spotka Adonisa w tej cholernej herbaciarni to pewnie by tam nie poszła. Jego widok.. spotkanie po tylu latach uświadomiło ją tylko, że nie przestała za nim tęsknić. A to, że wyszedł jak poparzony kiedy dowiedział się o ślubie, pokazało że on również tęsknił. Nie wiedziała czy uczucia mogły odżyć po tylu latach. Czy mogły odżyć, skoro przecież był inny mężczyzna w jej życiu?
Dwie noce, tyle nie spała przekręcając się z boku na bok i myśląc… myśląc o wszystkim. Wszystkim co było związane z Adonisem. O ich przeszłości i ostatnim spotkaniu. O jego oczach, które nagle tak zgasły kiedy mu powiedziała, że wychodzi za mąż. Teraz szykowała się taka trzecia noc. Pełna rozmyślania i wracania do starych czasów. Tylko ona już nie mogła, nie mogła wytrzymać tej napakowanej tym wszystkim głowy, która ciążyła niemiłosiernie, tych plątających się wspomnień za każdym razem kiedy zamykała oczy. Wszystko było nie tak…
Naprawdę nie wiedziała co nią kierowało kiedy wychodziła z jego rodzinnego domu. Pani Brooks ochoczo podała jej adres syna, pytając jeszcze z 3 razy kiedy Vivian wpadnie na herbatę. Uwielbiała tą kobietę… I pewnie w innych okolicznościach chętnie zostałaby troszkę dłużej. Ale teraz były ważniejsze rzeczy do załatwienia. Więc już po chwili stała pod drzwiami z numerem 38 i wpatrywała się w nie chyba z 10 minut zanim odważyła się zapukać. W głowie układała wszystko, co chciała mu powiedzieć. Każde słowo, przemyślane kilka razy. Skoro już tu przyszła, to chciała mu powiedzieć wszystko…
Vivi? Jego głos był jak aloes na rany. Stare rany, które na nowo zostały rozdrapane.
Położyła dłoń na jego nagiej klatce piersiowej, starając się zignorować to jak cudowna była jego skóra i to, że stoi przed nią tylko w tych cholernych dresach i pchnęła go lekko w głąb mieszkania. Ustąpił. Cofnął się o krok, pozwalając wejść jej do środka i zamknąć za sobą drzwi.
- Kiedy osiem lat temu, samolot wylądował w Maine nie mogłam sobie poradzić z tym bólem który rozrywał mnie od środka. - Zaczęła, patrząc mu głęboko w oczy. Widziała, że chciał coś powiedzieć ale nie pozwoliła mu dojść do słowa. Musiała wyrzucić z siebie wszystko. Wszystko co nazbierało się przez te 8 lat. - Nie mogłam sobie poradzić z Twoją nieobecnością. Brakiem Twojego głosu, dotyku. Twojego śmiechu i twoich żartów. Nie mogłam znaleźć sobie tam miejsca i przepłakałam każdą noc przez następny tydzień. - Nie było łatwo jej o tym mówić. Nie lubiła wracać do początków swojego życia w Lewiston, ponieważ były one takie szare i bezbarwne. Była z tym sama i nie do końca potrafiła sobie poradzić z natłokiem myśli, jakie bombardowały jej głowę. To właśnie wtedy zaczęła często odwiedzać bary, dużo pić, palić, chodziła na dyskoteki i lądowała w łóżkach przypadkowych mężczyzn licząc, że wtedy zapomni o Adonisie i choć na chwilę zmniejszy swój ból. - A potem myślałam, że jest lepiej. Że pogodziłam się z Twoją nieobecnością w moim życiu. Pogodziłam się ze stratą, ale ilekroć lądowałam w łóżku innego faceta… widziałam Ciebie. - Nie wiedziała dlaczego mówiła mu to wszystko. Żeby się wytłumaczyć? Żeby go zapewnić, że po tym wszystkim po prostu zasługuje na szczęście. - Potrzebowałam dwóch lat. Dwóch lat, żeby przyzwyczaić się do bólu, który ciążył mi na sercu bez Ciebie. - Nadal ciąży… - Minęło mnóstwo czasu… I ułożyłam sobie życie z kimś innym. I kocham go… - Podeszła do niego, na tyle blisko że czuła jego perfumy. Na tyle by swobodnie ułożyć swoją chłodną dłoń na jego policzku. - Ale bez względu na to, czy minie 8, 10 czy 20 lat część mojego serca będzie należała od Ciebie. Już zawsze... - To były szczere słowa. To wszystko co przed chwilą powiedziała, wzięło się z serca i wiedziała że musiała to z siebie wyrzucić. Musiała zakończyć ten rozdział, by móc zacząć w spokoju następny. Nie wiedziała tylko, dlaczego oddech nagle stał się taki płytki kiedy stała tak blisko. I dlaczego, mimo zabrania dłoni z jego policzka, nie potrafiła się od niego odsunąć. Powinna wyjść. Pójść już i położyć się spać, bo było już późno i on był pół nagi…. A ona… zdecydowanie powinna wyjść. A mimo to nadal twardo stała w miejscu.

Adonis Brooks
powitalny kokos
Carly
kucharz — Beach Reatsaurant Lorne Bay
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuję realizować swoje marzenia o własnej knajpie, rozkochać w sobie dziewczynę marzeń, ale moja dawna miłość wróciła do miasta
Jej pojawienie się na progu jego mieszkania, zaskoczyło Adonisa na tyle, że nie był wstanie powiedzieć więcej, niż te kilka słów, które wyszły z jego ust po otwarciu drzwi. Nic więc dziwnego, że miała szansę wykorzystać jego dezorientację i wejść do jego domu. Nie żeby miał zamiar protestować, jednak w głowie mu się nie mieściło, że tu była. Po co jeszcze do niego przychodziła? Po co rozdrapywała stare rany, krzywdząc przy tym i jego, i samą siebie. Powinni byli odpuścić, żyć tak, jak to sobie obiecali żegnając się na płycie lotniska – pełnią życia, korzystając ze wszystkiego, co miał zamiar dać im los. A mimo to, przeznaczenie ponownie postawiło ich na swojej drodze. I to kilka miesięcy przed ślubem Ebenhart. Ktoś tam na górze ewidentnie musiał sobie z nich kpić.
Już miał jej coś powiedzieć, kiedy to ona zaczęła swój monolog, a on nawet nie miał jak się odezwać, bo nie dała mu dojść do słowa. Zresztą, jej dłoń na jego policzku przywoływała wspomnienia, sprawiała że zrobiło mu się gorąco, a ciało poczuło, że oto pojawiła się kobieta, do której zawsze należał. Patrzył więc na nią tylko, zastanawiając się nad tym, jaka jest piękna i jak bardzo mu jej brakowało. A kiedy skończyła, nie zamierzał siedzieć cicho. O nie! On też miał jej coś do powiedzenia.
- I przyszłaś tu tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć? - Zapytał, nieco zaskoczony jej wyznaniem. - Gdybyś kochała go tak jak mówisz, nasze spotkanie w kawiarni byłoby tym ostatnim i nigdy więcej nie chciałabyś mnie widzieć, Vivi. - Powiedział, bo był pewien, że ma rację. Podszedł do niej krok bliżej, zmuszając ją tym samym, by to ona się cofnęła i oparła o drzwi. - Myślisz, że ja nie tęskniłem? Że nie chciałem zadzwonić, albo napisać? Że było mi łatwo zostać tutaj, a ciebie puścić tam w wielki świat? - Pytał, nie dając jej nawet dojść do słowa. - Cholera, Vivi! Kochałem cię do szaleństwa. Więc pytam jeszcze raz, po co tutaj przyszłaś? Czego chcesz? - Patrzył jej prosto w oczy. Wiedział, że podjęła decyzję i nie mają dla siebie już zbyt wiele czasu. - Powinnaś planować własne wesele, a nie przychodzić do mnie w środku nocy. Powinnaś plotkować z siostrami o sukienkach, tortach i tych wszystkich innych bzdetach. Powinnaś... - ale Vivian nie miała się dowiedzieć, co powinna była jeszcze zrobić.
Powinnaś wyjść za mnie, a nie za niego.
To chciał jej powiedzieć, jednak ani nie mógł tego zrobić, ani też nie potrafił. Jej dotyk, ciepło jej ciała i oczy, w które się wpatrywał skutecznie odebrały mu rozum i zdrowy rozsądek.
Sam nie wiedział, co na niego zadziałało. Chwycił brunetkę pod brodę i na sekundę przed tym, zanim nie połączył ich ust w pocałunku, spojrzał jej w oczy. A kiedy nie zaprotestowała, pogłębił pocałunek, chwytając ją w talii i przyciągając do siebie jeszcze bliżej, żeby nie dzielił ich nawet milimetr przestrzeni. Wiedział, że kiedy skończą, oboje tego pożałują. Jednak teraz o tym nie myślał. Liczyła się tylko Vivi. To, że znów była obok, że trzymał ją w ramionach, że ją całował. Nie myślał też o jej tajemniczym narzeczonym. Liczyło się tylko to, że byli oni. Znów razem po tych długich ośmiu latach. I Adonis miał wrażenie, że było tak, jakby tej rozłąki wcale nie było.


Vivian Ebenhart
sumienny żółwik
BlackSwan90#4142
Właścicielka kawiarni — Shapphire Cafe
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do Lorne Bay przekazać rodzinie wiadomość o ślubie, ale spotkanie z dawną miłością burzy wszystko co udało jej się zbudować na przestrzeni lat
- Wierzysz w miłość, Vivian? - Spytała jej współlokatorka, kiedy siedziały na puchatym dywanie i popijały wino. Mieszkanie tonęło w ciemnościach, a ich twarze rozświetlało tylko słabe światło latarni zza okna. Gdzieś dookoła walały się puste butelki po winach, które zdążyły wypić już wcześniej. Zegarek wskazywał wpół do drugiej i to chyba był idealny czas na właśnie takie pytanie. Filozoficzne, rozdrapującę stare rany. Alkohol już szumiał w głowie, więc rozmowa wydawała się znacznie łatwiejsza…
- Oczywiście. Ludzie zostali stworzeni żeby kochać. - Powiedziała z pełną mądrością, kiwając głową i po chwili upijając łyk z kieliszka. - Zakochują się raz, a potem to uczucie wlecze się za nimi i nie potrafią sobie z nim poradzić. - Dziwna pogarda w jej głosie sprawiła, że druga rozmówczyni uniosła zaciekawiony wzrok na twarz dziewczyny. W końcu Vi na trzeźwo pewnie machnęła by ręką, mówiąc że takie pytania powinna zadawać wykładowcy od filozofii, a nie jej. Ale teraz był środek nocy, a ona była podpita i z chęcią podłapała rzucony temat. - Ja się tak zakochałam. Minęły trzy lata, a on nadal siedzi mi w głowie, wiesz? To takie zabawne. Bo przed moim wyjazdem obiecaliśmy sobie, że o sobie zapomnimy. Ale nie da się zapomnieć o kimś, kto wrył się w serce tak mocno. - Pokiwała zrezygnowana głową i wbiła wzrok w karmazynowy płyn w naczyniu. - Wierzę, że kiedyś ułożę sobie życie. Że wyjdę za mąż za człowieka, którego będę darzyć jakimś uczuciem ale wiem, że moja miłość już na zawsze pozostanie do chłopaka który zawrócił mi w głowie w wieku 16 lat…. A najgorsze jest to, że boje się jaki wpływ będzie to miało na moje życie…. - Wyrzuciła z siebie i jednym haustem wypiła zawartość kieliszka.

Ta pijana Vivian ze wspomnienia, które zaatakowało ją w nocy, miała rację. Mogła być zakochana w swoim narzeczonym. Mogła uważać go za najważniejszego mężczyznę w swoim życiu i wziąć z nim dziesięć ślubów, mieć piątkę dzieci i tworzyć wspaniałą rodzinę jak z reklamy. Ale to Adonisa będzie kochać już zawsze. To on zostawił ślad na duszy, który zaczął palić żywym ogniem w momencie ich ponownego spotkania. Nie wiedziała więc, co robiła w jego domu o tak późnej porze. Może chciała, żeby powiedział jej że dobrze robi. Że ma wziąć ten cholerny ślub i żyć szczęśliwie u boku innego mężczyzny. Przyszła, bo chciała żeby zapewnił ją, że to dobra decyzja… Ale on tylko zasiał większą niepewność.
Nie wierzyła w przeznaczenie. Sądziła, że ludzi przez życie prowadzą tylko i wyłącznie ich własne wybory i podjęte decyzję. Ale fakt, że spotkali się po tylu latach w tej pierdolonej herbaciarni o tak późnej porze był jakimś znakiem. Może, żebyś przemyślała ten ślub? Ale przecież chciała wyjść za mąż, za mężczyznę z którym dzieliła życie już od pewnego czasu. Więc dlaczego zaczęła oddawać pocałunek? Nie wiedziała. Ale wiedziała, że nie chce przerywać. Chciała czuć jego ciepłe wargi na swoich, jego dłonie na własnym ciele. Czuć ciepło jego ciała i perfumy. Chciała, żeby dociskał ją do tych drzwi jeszcze mocniej i żeby ta chwila się nie kończyła bo wydawała się snem.
Znów go miała. Tak blisko. Całego. Nie liczyło się już nic. Ten cholerny ślub, te słowa które chwile temu padły. Nie liczył się pierścionek zaręczynowy na palcu i to, że będzie tego żałować do końca życia, a wyrzuty sumienia zjedzą ją od środka. To nie miało znaczenia.
Czuła jego rozgrzaną skórę pod palcami… I chciała czuć więcej. Błądziła dłońmi po jego plecach, barkach, klatce… Nasycając się jego bliskością, tym jak żywy był i jaki prawdziwy. Wiedząc, że kiedy wyjdzie z tego mieszkania… Nigdy więcej już tu nie wróci.
Ale na to przyjdzie czas później, jutro, rano może… Teraz najważniejszy był on. I to jak wszystko budziło się w niej do życia po długim śnie zimowym. Adonis był jak wiosna… sprawiał, że rozkwitały w niej pączki, budziły się motyle i ciepło rozpływało się po niej całej. Był wiosną… jej prywatną wiosną, która miała trwać tylko chwilę… Zanim na zawsze w jej wnętrzu zapadnie sroga zima, która zmrozi wszystko to co właśnie postanowiło zacząć żyć.
- Proszę, nie puszczaj mnie już nigdy więcej… - Wyszeptała między pocałunkami. Teraz kontrolę przejęły uczucia, odcinając zdrowy rozsądek. Nie było już hamulców. Była tylko miłość, która po tylu latach obudziła się na nowo, zalewając ich swoją nadmiernością która wezbrała się przez taki okres czasu….

Adonis Brooks
powitalny kokos
Carly
kucharz — Beach Reatsaurant Lorne Bay
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuję realizować swoje marzenia o własnej knajpie, rozkochać w sobie dziewczynę marzeń, ale moja dawna miłość wróciła do miasta
Adonis doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powinni byli przestać. Wiedział doskonale, że powinien był kazać iść Vivian do domu. Było późno, on był półnagi i mimo że kiedyś coś ich łączyło, nie powinni byli doprowadzać do sytuacji, w której po raz kolejny zostaliby sam na sam.
Przecież miał Lucy. Dziewczynę, którą kochał. Którą chciał odzyskać, a mimo to uczucia, które od tylu lat gdzieś w nim siedziały, nie pozowały mu odepchnąć brunetki.
Dopiero teraz, kiedy znów trzymał ją w swoich ramionach, zrozumiał, że była kobietą jego życia. Że to jej tak bardzo brakowało mu w dotychczasowym życiu. Była jego drugą połówką, tą idealną, której tak długo szukał. Bratnią duszą, której potrzebował, by w końcu być spełnionym.
Całował ją tak, jakby zapomniał o tym, że ma narzeczonego. Że za trzy miesiące bierze ślub, a on znów zostanie sam.
W tamtym momencie to się nie liczyło. Była tylko ona. Jego Vivian.
- Nigdy... - szepnął tylko w odpowiedzi na jej prośbę, wiedząc, że to tylko marzenia. Że następnego dnia, oboje zrozumieją co zrobili i będą musieli się rozstać na zawsze.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Vivian Ebenhart
sumienny żółwik
BlackSwan90#4142
Właścicielka kawiarni — Shapphire Cafe
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do Lorne Bay przekazać rodzinie wiadomość o ślubie, ale spotkanie z dawną miłością burzy wszystko co udało jej się zbudować na przestrzeni lat
Kiedy to się wydarzy, Vivian nie będzie mogła spojrzeć w oczy sobie, swojemu narzeczonemu, Adonisowi i… dziadkom. Którzy przecież od razu by powiedzieli pełnymi żalu słowa nie tak Cię wychowaliśmy. Ale gdzieś w tych słowach czaił by się fałsz.. Właśnie tak mnie wychowaliście. Zawsze powtarzając, że przede wszystkim trzeba być szczerym z samym sobą. A przecież chciała go. Chciała czuć jego dłonie na sobie i wargi na swoich. Chciała żeby jego zapach i ciepło otulały ją jak przyjemny koc. I może jutro ten zapach będzie dusił, tak jak wyrzuty sumienia i nienawiść do samej siebie. Ale jutro wydawało się teraz takie odległe, że kto by się nim tam przejmował… Przecież nie Vivian.
Słowa obietnicy z jego ust wydawały się być takie szczere. Jakby jutro mieli obudzić się w jednym łóżku, zjeść wspólnie śniadanie i pójść na romantyczny spacer przed pracą. Ale nic takiego się nie wydarzy, bo to co zaraz zrobią zepsuje wszystko co na przestrzeni ostatnich 8 lat zbudowali… Albo próbowali zbudować.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Adonis Brooks
powitalny kokos
Carly
kucharz — Beach Reatsaurant Lorne Bay
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Próbuję realizować swoje marzenia o własnej knajpie, rozkochać w sobie dziewczynę marzeń, ale moja dawna miłość wróciła do miasta
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Vivian Ebenhart
sumienny żółwik
BlackSwan90#4142
ODPOWIEDZ