dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
#7

Ktokolwiek wymyślił hasło "hoes over bros" najwyraźniej albo nie miał bladego pojęcia o tym, jak działał kobiecy mózg, albo żył w jakimś utopijnym świecie. Dottie naprawdę chciałaby móc powiedzieć z ręką na sercu, że zawsze stawiała przyjaźń nad związki, ale Verde stanowiła żywy dowód na to, iż byłoby to wierutne kłamstwo. Od lat czuła się jak najgorsza przyjaciółka na świecie, w końcu pozwoliła na to, żeby facet stanął między nimi, jednak odkąd zorientowała się, że Hillbury czuje do jej beks męża coś więcej, nie potrafiła patrzeć już na nią w taki sam sposób - w końcu, w przyjaźni najważniejsze było zaufanie, a ona nie była w stanie zaufać Vee przy Westonie (choć czego jeszcze nie wiedziała, nie do końca bezpodstawnie). Zaczęły więc oddalać się od siebie jeszcze zanim wyjechała z Lorne Bay, a jej rozwód stał się gwoździem do trumny, kiedy Verde wzięła stronę Maclarena, zamiast uświadomić mu, że jego podejrzenia były wyssane z palce.
Teraz, ponad pół roku później, miała świetną okazję by jakoś naprawić ich relację, ale nawet kiedy zmierzała w stronę domku przyjaciółki, czuła się paskudnie. Oczywiście, chciała wiedzieć co u niej i trochę się za nią stęskniła, ale gdzieś w głębi duszy wiedziała, że powodem tej wizyty było zupełnie coś innego - aż przebierała nogami, by dowiedzieć się, co z Wesem. Jak się trzymał? Czy znalazł sobie kogoś innego? Nie mogła tak po prostu pójść do niego, w końcu pewnie nawet nie chciał jej widzieć, ale Verde? Verde może się na nią zlituje i ulży jej nieco w tej agonii.
Uzbroiła się więc w blachę swojego sławnego (choć nieco zmienionego) brownie i z sercem na dłoni zadzwoniła do drzwi. - Cześć - powiedziała z ciepłym uśmiechem, gdy ujrzała znajomą twarz brunetki. - Wiedziałaś, że znowu prawie jesteśmy sąsiadkami? Więc skoro nie przyszedł Mahomet do góry to góra przyszła do Mahometa... chociaż jak tak teraz myślę, to chyba było to odwrotnie jednak... no nieważne. W każdym razie, przyniosłam moje ciasto - prawie jak moje brownie, tylko że całkowicie wegańskie i na bazie fasoli, no samo zdrowie normalnie. I przyszłam zapytać co u ciebie - oznajmiła jak to Dottie na jednym wydechu, cały czas powtarzając sobie w głowie, że nie może tak na dzień dobry wypalić z pytaniem o Westona i powinna wpleść je gdzieś w dalszej rozmowie. Tak, cierpliwość to klucz do sukcesu, musiała panować nad sobą. - I u Wesa. Powiedz mi, co u Wesa. Jak on się trzyma? - wypaliła, a niech to szlag.

Verde Hillbury
sumienny żółwik
.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.

W ciągu ostatnich dni życie nauczyło ją tego, że kiedy nie ma ochoty na daną konfrontację, powinna się jej spodziewać. Uzbrojona w tą wiedzę powinna być przygotowana na to, że któregoś dnia to właśnie Dottie stanie pod jej drzwiami, ale obecnie nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli. Kiedy blondynka wyjechała, wysyłały sobie jedynie krótkie, pozbawione większego znaczenia wiadomości, które często czekały w skrzynce odbiorczej dłuższą chwilę, aby któraś z nich zebrała się do odpisania. Na pierwszy rzut okiem widać było, że ich relacja nie była już taka, jak kiedyś, ale mimo to obie udawały, że tego nie zauważały. Verde kierowała się wyrzutami sumienia, choć kiedy w końcu przekroczyła granicę i zbliżyła się do byłego męża koleżanki, te nasiliły się do tego stopnia, iż zupełnie zamilkła. Unikała tego kontaktu, ponieważ miała wrażenie, że nie będzie w stanie spojrzeć blondynce w oczy, a to uczucie pogłębiło się jeszcze, kiedy kilkanaście dni temu test ciążowy pokazał dwie kreski. Choć w Westonie kochała się od lat, gdy ta dwójka pobrała się, jasne stało się dla niej to, że to właśnie oni założą kiedyś rodzinę, a ona w tym obrazku będzie wyłącznie doczepioną ciocią Verde. Przyzwyczaiła się do tej wizji i w żaden sposób nie próbowała w nią ingerować, a jednak wtedy, kiedy to się posypało, zupełnie straciła głowę. Wystarczyło, aby obiekt jej westchnień dał jej odczuć, że się nią interesował, żeby ona popełniła błąd, którego niezmiernie teraz żałowała. I to nie tylko przez wzgląd na ciążę, ale również przez to, że złamała zasady, którymi całe życie się kierowała.
Jak wspomniałam, mogła spodziewać się wizyty Dottie, a jednak kiedy ta stanęła w jej drzwiach, Verde zupełnie nie była na to gotowa. Coś ścisnęło ją w żołądku i poczuła się trochę tak, jakby zaraz miała zemdleć, dlatego mocniej przytrzymała się klamki, a kiedy blondynka zasypała ją gradem pytań, to uczucie tylko się nasiliło. Sąsiadki, Wes. Od nadmiaru informacji zakotłowało jej w głowie, ale wysiliła się na blady uśmiech, a później przesunęła się w drzwiach, żeby umożliwić jej wejście do środka, choć średnio była w nastroju na to spotkanie. - Uhm… - zaczęła, ale to zawieszenie nie powinno być niczym dziwnym, ponieważ miała do przyswojenia tak dużo informacji, że taka reakcja wydawała się logiczna. - Gdzie dokładnie się wprowadziłaś? Miałam ostatnio tyle na głowie, że średnio śledziłam to, co dzieje się dookoła. Napijesz się czegoś? - zapytała, ruszając w głąb mieszkania. Nie kłamała, ostatnio rzeczywiście na jej barkach spoczywało wiele problemów, ale kłopotliwe było to, że część z nich dotyczyła byłego męża Dottie, o którym ta nie zapomniała wspomnieć już na starcie. Dobrze, że Verde była odwrócona do niej plecami, bo dzięki temu zdołała ukryć to, że ewidentnie pobladła. - Chyba w porządku. Nie widzieliście się jeszcze? - zapytała, przystając przy kuchennych szafkach. Odkąd powiedziała mu o ciąży, niewiele ze sobą rozmawiali, co w zasadzie rozumiała. Oboje potrzebowali teraz przestrzeni, aby w spokoju przyswoić coś, co mogło do góry nogami wywrócić życia ich obojga.

Dottie Buchanan
ambitny krab
Magda
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Prawdę powiedziawszy, stojąc w progu drzwi domu dawnej przyjaciółki i trzymając przed sobą blaszkę ze świeżo upieczonym fasolowym brownie, nieco obawiała się, że Verde nie będzie chciała z nią rozmawiać i odprawi ją z kwitkiem. W gruncie rzeczy, chyba wcale by jej się nie dziwiła, bo jeśli tak samo jak Weston była przekonana o zdradzie Dottie, to dlaczego miałaby? Jakaś ciemniejsza część niej mogłaby nawet pomyśleć, że Hillbury przecież właśnie na to czekała, że w końcu usunęła ze swojej drogi i miała Wesa tylko dla siebie, pewnie dlatego uwierzyła w te bzdury, ale... nie, nie chciała tak myśleć. Co ważniejsze, nie potrafiła tak myśleć. Zawsze starała się dostrzegać w ludziach to, co najlepsze i uparcie unikła myślenia w zły sposób o kimkolwiek. A tym bardziej nie o kimś, z kim przyjaźniła się przez tyle lat.
- Herbatki, jeśli to nie kłopot? Wiesz, żeby pasowało do ciasta. Nie chcę ci też zbytnio siedzieć na głowie, zwłaszcza, że wprosiłam się tak bez zapowiedzi i... och, mam nadzieję, że od niczego cię nie oderwałam? - pewnie nie byłby to pierwszy raz, bo Dottie zwykle najpierw działała, a dopiero potem myślała. O ile w ogóle to robiła, w końcu czasem o wiele łatwiej nie zastanawiać się nad konsekwencjami swoich czynów. - A wprowadziłam się tu niedaleko, do chatek tych przy rzece. Moi bracia to się za głowę złapali, jak im powiedziałam, że zamierzam wynająć coś w Sapphire River, ale dobrze wiesz, że czynsz tutaj jest niższy, niż w innych częściach miasta, a u mnie ostatnio jest trochę krucho z kasą, odkąd Wes nie chowa już przede mną kart kredytowych. A poza tym, zbliża się Halloween, a dobrze wiesz co u mnie oznacza Halloween, no i chyba w tym roku przesadziłam trochę z kostiumami, więc... co tam te krokodyle - przynajmniej Verde nie musiała obawiać się, że rozmowa nie będzie się kleiła, gdyż Buchanan praktycznie od wejścia musiała jej zaserwować pokaz swojej paplaniny. Co prawda, mina nieco jej zrzedła kiedy temat zszedł na jej byłego męża, a Vee wciąż nie udzieliła jej żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi, zamiast tego zadając pytanie, którego naprawdę wolałaby nie słyszeć. Zmieszała się więc nieco, wbiła wzrok w swoje palce, a dobry humor szybko ją opuścił. - Nie... ja... nie sądzę, żeby chciał się ze mną widzieć... czy w ogóle rozmawiać, dość jasno dał mi to ostatnio do zrozumienia - naprawdę ciężko było sprawić, aby Dorothy nie wiedziała co powiedzieć. Niemniej, ich małżeństwo zakończyło się choć stosunkowo niedawno, to jednak z dość dużym hukiem i z powodu ogromnego nieporozumienia, którego Weston nawet nie dał jej wytłumaczyć. - Po prostu... muszę wiedzieć czy wszystko u niego w porządku - dodała już nieco ciszej. Ewidentnie wciąż kochała swojego byłego męża jak skończona kretynka i nie potrafiła przestać się o niego martwić nawet mimo tego, że nie chciał jej już w swoim życiu. A przynajmniej mimo tego, że tak właśnie myślała.

Verde Hillbury
sumienny żółwik
.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Czuła się z obecnością Dottie źle, ale wcale nie przez domniemane przewinienia blondynki. Czuła się dziwnie, ponieważ miała wrażenie, że w ostatnim czasie obie trochę zawiodły siebie nawzajem, chociaż kilka lat temu obiecywały sobie, że nic ich nie rozdzieli. Miały być naprawdę dobrymi przyjaciółkami, co wychodziło im, kiedy obie znajdowały się na miejscu. Wystarczyło jednak, aby między ich dwójką stanął dystans, aby pewne sprawy magicznie się skomplikowały. Nagle obie zaczęły mieć na głowie zbyt wiele i przestały być dla siebie wsparciem, którego tak bardzo mogły potrzebować. Dottie nie mogło być przecież łatwo przy okazji rozwodu, a Verde… Verde ostatnio sama notorycznie mieszała we własnym życiu. Może zamiast wsparcia potrzebowała jakiegoś głosu rozsądku, który szturchnąłby ją wtedy, kiedy szykowała się do popełnienia kolejnej głupoty. Może wówczas nie skończyłaby ani ze złamanym sercem, ani też z dwiema kreskami na teście ciążowym, co teraz przytłaczało ją chyba najmocniej. Ona przecież zupełnie nie nadawała się na matkę, a jakaś niewinna istotka nie zasługiwała na to, aby cierpieć przez popełnione przez nią błędy.
Pokręciła lekko głową. Może początkowo nie była co do tego spotkania przekonana, ale czy naprawdę miała się czego obawiać? Trochę się od siebie oddaliły, ale teraz miały okazję te zaległości nadrobić, dlatego Verde prawdopodobnie powinna się cieszyć. Swoją obecnością Dottie podkreślała przecież, że właśnie na tym jej zależało, dlatego uniemożliwianie jej tego byłoby zwyczajnie słabe. A przecież się przyjaźniły. - Mięta, melisa? A może coś smakowego? Kupiłam ostatnio kilka jakichś owocowych - zaoferowała się, po czym obdarzyła blondynkę łagodnym uśmiechem. Zaraz też zajęła się przygotowywaniem herbaty, w międzyczasie uważnie przysłuchując się temu, co Dottie miała jej do powiedzenia. Gdy skończyła, Verde uśmiechnęła się trochę szerzej. - Ostatnio przez godzinę musiałam czekać z wyjściem na zakupy, bo jeden zadomowił się na naszym ganku, więc wiesz… Trochę mają rację z tymi krokodylami. Mieszkanie w ich towarzystwie wcale nie jest przyjemne. Chociaż skoro chodziło o zakupy… Może jednak będą skuteczniejsze niż chowanie kart kredytowych? - zauważyła, chwilę po tym zalewając herbaty gorącą wodą. Z tak przygotowanymi napojami pomaszerowała w kierunku niewielkiej kanapy, przez którą stał kawowy stolik. Odstawiła na niego kubki, a później usadowiła się wygodnie. - Chyba nie jestem osobą, która mogłaby ci pomóc, Dottie. Może po prostu do niego napisz? Co masz do stracenia? - zasugerowała, po czym lekko zagryzła dolną wargę. Niewiele wiedziała o rozwodach, a jednak domyślała się, że sięgnięcie po taki kontakt mogło wcale nie być łatwe. Trochę jej tego współczuła, a jednak nie powiedziała tego na głos. O takich rzeczach przecież się nie rozmawia.

Dottie Buchanan
ambitny krab
Magda
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Akurat Dottie nigdy nie sprawdzała się zbyt dobrze w roli głosu rozsądku i może lepiej, że nie było jej przy Verde, bo mogłaby wpakować ją w jeszcze większe tarapaty. Aż zbyt dobrze wiedziała, jak to jest gdy najpierw się robi, potem myśli, a na sam koniec jeszcze trzeba żyć z konsekwencjami tego wszystkiego - nie byłaby w stanie zliczyć, ile razy sama zawaliła na pełnej linii. Z drugiej strony, jeśli Verde potrzebowała odrobiny optymizmu i pozytywnego spojrzenia na sytuację, Buchanan mogła okazać się nieoceniona - bo być może Hillbury jeszcze nie czuła się gotowa by zostać mamą, ale nie powinna zapominać, że chyba nikt nigdy się tak nie czuł. To maleństwo, które nosiła pod sercem mogło się okazać jej szansą na nowy start, a na blondynkę akurat zawsze mogła liczyć.
Bo oczywiście, że jej zależało - w końcu przyjaźniły się ze sobą przez większość życia, a Dottie stanowczo odmawiała uwierzenia w to, co próbowali wszystkim wmówić scenarzyści nowego "Seksu w Wielkim Mieście" - że przyjaźnie się rozpadają. Dlatego też schowała dumę do kieszeni i postanowiła sama zawitać na progu Verde, święcie wierząc w to, że miały jeszcze co ratować. - Owocowa brzmi bardzo dobrze, mamy wystarczająco dużo zdrowych rzeczy w tej fasoli w cieście - zażartowała, bo trochę nie wierzyła, żeby takie zdrowie brownie mogło przebić jej popisowe, ale zawsze warto mieć nadzieję. - Nawet mi nie mów... już wiem, czemu ten dom był w takiej dobrej cenie. Niby człowiek mieszka w Lorne Bay całe życie, ale dopóki nie przeprowadzisz się do tej konkretnej dzielnicy to nawet nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić - zgodziła się z brunetką. Jako nastolatka kursowała właściwie między farmami, centrum miasta i Kurandą, gdzie znajdowała się rodzinna restauracja Buchananów, a potem też skłaniała się do mieszkań nieco lepiej skomunikowanych niż Sapphire River. Jednak zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? - Ale dopóki jakiś nie zeżre mi portfela, chyba będę skazana na żerowanie na rodzeństwie - dodała po chwili ze śmiechem, w końcu w dzisiejszych czasach zakupy mogła robić też przez internet, a wtedy drzemiące na ganku aligatory stawały się problemem listonosza. - Niby nic, ale... to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nigdy nie zamknę tego rozdziału swojego życia jeśli cały czas będę do niego wracać - westchnęła ciężko, sięgając po filiżankę z herbatą, aby móc czymś zająć ręce. Choć niesamowicie tęskniła za swoim byłym mężem, zdawała sobie sprawę, że rozstali się na dobre, a ona nie powinna tak kurczowo trzymać się przeszłości. Zwłaszcza, że przyszłość miała szansę być jeszcze lepsza. - Ale dość o mnie, nie myśl sobie, że się wymigasz od opowiedzenia mi o wszystkim, co działo się u ciebie od mojego wyjazdu - nawet żartobliwie pogroziła jej palcem, aby wiedziała, że tym razem nie pozwoli jej wykorzystać własnego gadulstwa przeciwko sobie.

Verde Hillbury
sumienny żółwik
.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Choć do niedawna w ogóle o tym nie myślała, chyba odrobinę brakowało jej tego ciepła i pogody ducha, które na ogół biły od Dottie. Brakowało jej tego, jak beztrosko potrafiły godzinami leżeć na łóżku jednej z nich i śmiać się do rozpuku dosłownie ze wszystkiego. Rzecz w tym, że Verde nie wiedziała już czy wówczas na tym właśnie polegał urok ich relacji, czy może ten sentyment wynikał z innej, znacznie prostszej kwestii. Kiedy to miało miejsce, obie były przecież znacznie młodsze, a życie wówczas wydawało się łatwiejsze. Jako nastolatki nie dźwigały przecież na swoich barkach aż takich problemów i teraz, szczególnie teraz, Verde marzyła, aby jeszcze choć na chwilę wrócić do tamtych czasów.
Uśmiechnęła się łagodnie. Czy zdrowych rzeczy można mieć dość? A może raczej powinno się mieć ich pod dostatkiem, na co szczególnie ona powinna zwracać uwagę, ponieważ to właśnie ona miała za kilka miesięcy stać się czyjąś matką. A może inaczej, Hillbury już teraz nią była, dlatego za wszelką cenę powinna tego maleństwa bronić. Fakt, że podobne myśli pojawiały się w jej głowie, sugerował, że może jednak nie była aż tak nieprzygotowana na rodzicielstwo. - Wiesz, to może po prostu kwestia przyzwyczajenia? Pająków i węży też przecież jest wszędzie pełno. Może i nie są tak gigantyczne jak aligatory, ale to najprzyjemniejszego towarzystwa też nie należą - zauważyła, po czym lekko wzruszyła ramionami. Niestety pająka w domu znajdowała średnio trzy razy w miesiącu, przy czym nie były to te małe, nieszkodliwe potworki, a nieco większe i bardziej kudłate. Verde kilka razy dostała już z tego powodu ataku paniki, ale nie było to nic, na co byłaby w stanie cokolwiek poradzić, dlatego jakoś nauczyła się z tym żyć. A może raczej udawała, że się nauczyła? Na kolejną wzmiankę zaśmiała się natomiast pod nosem, później już oddając się kuchennym przygotowaniom. Dopiero kiedy wróciła z herbatami, mogła zająć się dalszą rozmową. - A myślisz, że jesteś gotowa na to, żeby do niego nie wracać? - zapytała odrobinę niepewnie. Przez to, że ich relacja nieco osłabła po wyjeździe Dottie, Verde nie była pewna na ile była upoważniona, aby o takie rzeczy pytać. Bała się trochę, że popełni jakiś nietakt, ale szczerze? Wolała błądzić po grząskim gruncie niż schodzić na kwestie, które dotyczyły jej samej. Właśnie dlatego poparzyła sobie język, kiedy blondynka zapytała ją o to, co słychać u niej. - Wiesz, że w zasadzie niewiele? Lorne potrafi być potwornie nudne, podobnie jak ludzie tutaj. Czasami trochę ci zazdroszczę, że miałaś okazję się stąd wyrwać - przyznała, chyba jeszcze nie czując się gotową na to, aby oznajmić jej, że spodziewała się dziecka. Musiała sobie to przetrawić, a dopiero później informować o tym swoich bliskich. W pierwszej kolejności musiała też chyba rozgryźć, co w ogóle z tą ciążą zrobi, bo przecież nie była wcale tak przekonana do tego, aby to dziecko zostawić.

Dottie Buchanan
ambitny krab
Magda
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Prawdę powiedziawszy, Dottie nadal czuła się jako nastolatka - może dlatego, że wciąż patrzyła na świat przez różowe okulary? Choć z jednej strony czuła się absolutnie gotowa by wyjść za mąż, założyć rodzinę i być odpowiedzialną dorosłą w pełnym znaczeniu tego słowa, to jednak częstotliwość z jaką zmieniała pracę czy miejsce zamieszkania niejako się z tym kłóciło. Czy to miało jednak jakieś znaczenie? Żadnego. Tak długo, jak jesteśmy szczęśliwi sami ze sobą, wszystko jest w jak najlepszym porządku. A jeśli coś nam w życiu przeszkadza, to należy to jak najszybciej zmienić - proste, ale jakie skuteczne. W tym przypadku przeszkadzał jej fakt, że ich drogi rozeszły się na dłuższy czas, więc po prostu zjawiła się u Verde, skrycie licząc na to, że jedno spotkanie naprawi wszystko.
- Ale musisz mi o tym przypominać? - z całą pewnością ciśnienie Dottie podskoczyło do góry w oka mgnieniu, a ona sama nagle zamarzyła o papierowej torebce, do której mogłaby sobie podmuchać. Powód? - Nawet nie wymawiaj przy mnie tego słowa na "p", okej? Teraz się zaczynam stresować, że tu jakiś jest... jesteś pewna, że nie ma żadnego, Vee? Sprawdzałaś za lodówką? - kontrolnie przebiegła wzrokiem wszystkie ściany, ale szczęśliwie nie zauważyła niczego podejrzanego. Arachnofobia dawała jej się porządnie we znaki, zwłaszcza, że Australia była chyba jednym z gorszych na świecie miejsc do życia dla kogoś, kto równie panicznie jak Dottie bał się pająków. Gdy tylko jakiś postanowił wemknąć się do jej domku, zwykle do pionu zostawiała stawiana przynajmniej połowa jej braci, bo nie było szans, żeby weszła do środka. Zdecydowanie wolała przeczekać na ganku i zaryzykować ewentualnym spotkaniem z aligatorem. Jeśli jednak istniało coś, czego obawiała się bardziej, aniżeli pajęczaków, to mogłyby to być rozmowy dotyczącego jego męża. - Nie wiem... kocham go, zawsze będę, ale coraz częściej myślę, że... że on chyba nie kochał mnie? Bo gdyby jednak to przecież nie zostawiłby mnie z takiego powodu, nie pozwalając wyjaśnić, prawda? Z resztą, on nie wróci, a ja... cóż, jest taki jeden facet? I myślę, że mogło by nam wyjść, gdyby... - gdyby nie usiłował za wszelką cenę jej od siebie odepchnąć i nie unikał jej, gdy tylko miał ku temu okazję. Prawdę powiedziawszy, był on jednym z tych powodów, dla których Dottie miała wrażenie, że coś jej się poprzestawiało w głowie, bo zdecydowanie nie myślała już logicznie. Biegała za to za nim jak durna, wciąż czując przekonanie, że on odwzajemnia jej uczucia. Niemniej, jak widać na załączonym obrazku, z Buchanon nie trudno było wyciągnąć jakieś informacje. - Daj spokój, jaką okazję - zaśmiała się, słysząc jej słowa. - Wsiadasz w autobus, jedziesz gdzie cię zawiezie i masz nadzieję, że jakoś ogarniesz - Dottie nigdy nie miała planu, nagranej pracy czy ogromnych oszczędności. Starała się dopasować do tego, co stawiał akurat na jej drodze los. - Dalej pracujesz w Sanktuarium Motyli? - zapytała, starając się wyciągnąć z niej jednak nieco więcej.

Verde Hillbury
sumienny żółwik
.
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Może miały szansę, żeby to naprawić? Ostatecznie przecież nie wymagało to od nich niczego więcej, jak odrobiny chęci i zaangażowania. Verde może i nie znajdowała się teraz w najlepszym punkcie swojego życia, ale właśnie w takich chwilach najbardziej potrzebowało się przyjaciół. I nie, nie zamierzała przykładać się dlatego, że zwęszyła w tym interes dla siebie i nagle kontakt z Dottie miał jej się opłacić, a raczej dlatego, że naprawdę tęskno było jej do czasów, kiedy były sobie bardzo bliskie. Nie mogła uwierzyć, że sama praktycznie to zaprzepaściła.
Zaśmiała się pod nosem, kiedy blondynka zareagowała tak gwałtownie. Choć nigdy wcześniej o tym nie myślała, za tym chyba też odrobinę się stęskniła. Sama również była panikarą, zwłaszcza w otoczeniu wszystkich tych włochatych pająków czy gadów, które w Lorne Bay czyhały na człowieka na każdym kroku. I sprzątanie niewiele tutaj pomagało, ponieważ one i tak jakimś cudem potrafiły się tu wkraść. - Oduczyłam się tego jakiś czas temu. Wiesz, że zamontowałam w oknach moskitiery? Niby powinno pomóc, ale tydzień temu i tak znalazłam pająka w okolicach wanny. Był wielkości mojej dłoni, o taki! Wyobrażasz sobie? - zobrazowała jej to nawet, wyciągając w stronę blondynki własną dłoń. Wówczas myślała, że naprawdę zejdzie na zawał. - Musiałam dzwonić po siostrę, żeby się nim zajęła. Dopiero po tym mogłam wziąć prysznic. Ale nieważne, teraz już na pewno żadnego tu nie ma! - machnęła lekko dłonią, bo zdała sobie sprawę z tego, że dyskutowanie o pająkach przy Dottie może nie być najlepszym pomysłem. Ale może jednak było lepsze niż dyskutowanie o Westonie? Nad tym zresztą Verde zaczęła się zastanawiać, kiedy już przysiadły, a atmosfera zaczęła gęstnieć. - Gdyby? - pociągnęła ją za język, a później sięgnęła po swoją herbatę. Obiecała sobie kiedyś, że nie będzie wchodzić z butami w cudze życie uczuciowe, dlatego starała się trzymać z dala od wszelkich rad, przynajmniej tych, które jasno sugerowały co druga osoba powinna zrobić. Mogła natomiast wesprzeć Dottie w tym problemie i podpowiedzieć, że powinna pójść za głosem serca. I nie dać sobie utknąć w czymś, co nie było dla niej dobre, a właśnie tym było małżeństwo bez zaufania i relacja, która wyglądała jak bumerang. Ale Verde przecież nie wiedziała, co kryło się za tym gdyby, dlatego żadnej z tych rzeczy nie mogła jej jeszcze powiedzieć. - Z moim szczęściem zgubiłabym się po drodze i wylądowała w miejscu, z którego nie ma ratunku. Wydaje mi się, że jednak nie warto ryzykować - przyznała i posłała jej wymowne spojrzenie. Nie ulega wątpliwości, że Verde naprawdę nie umiała spontanicznie podejmować poważnych, życiowych decyzji, bo ostatecznie każda taka kończyła się dla niej katastrofą. - Mhm - mruknęła, kiwając lekko głową. - Ale zapisałam się w końcu na zajęcia wieczorowe z pisania. Nie wiem czy cokolwiek z tego będzie, ale skoro zawsze chciałam spróbować, w końcu dałam sobie szansę - przyznała, bo rozmawiały o tym niejeden raz. Podobnie jak o tym, że Hillbury zawsze brakowało w tej kwestii odwagi. Bała się, że nie była wystarczająco dobra i nie nadawała się na pisarkę, a skoro lubiła robić to w domowym zaciszu, nie chciała usłyszeć od nikogo, że naprawdę miała rację. Trochę jeszcze pogadały, nadrobiły stracony czas, a później Dottie wróciła do siebie.

zt.

Dottie Buchanan
ambitny krab
Magda
ODPOWIEDZ