cukiernik — sugar bakeshop
30 yo — 156 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Całe jej życie, od kiedy pamiętała, kręciło się dookoła wypieków i ogólnie pojętego cukiernictwa. Maślane ciasteczka były pierwszym wypiekiem, jaki Lucine samodzielnie powołała na ten świat. Własnoręcznie, pod nieobecność matki, rozsypując zdecydowanie zbyt wiele mąki, rozbijając kilka jajek o podłogę i zdecydowanie przesadzając z ilością ziarenek wanilii (albo w ogóle całej laski, bo nie wiedziała jeszcze wtedy, jak wziąć z niej to, co najlepsze. Pani Reeves prawdopodobnie wściekłaby się na córkę niemiłosiernie, gdyby nie napis na ciastkach zrobiony tak koślawo, że ledwo dało się to rozczytać. Najlepsza mama mówiły ułożone w szeregu na długości blatu ciastka, a kiedy do kobiety w końcu dotarło, że jest dzień matki i córka chciała po prostu zrobić jej prezent, serce zmiękło, a złość odeszła w niepamięć, zostawiając po sobie tylko radość i rozczulenie z własnoręcznie zrobionego prezentu. Jeszcze wtedy pani Reeves nie wiedziała, że pod dachem rośnie jej mała miłośniczka wszelkiego rodzaju deserów i pyszności, która kiedyś powiąże z tym swoje dorosłe życie. Tym bardziej, że nie rwała się jakoś wyjątkowo szybko do kolejnego cukierniczego dzieła. Musiało minąć parę lat, a Lucine musiała pójść do szkoły, aby po raz kolejny chcieć coś upiec. Wtedy padło na czekoladowe brownies. Zdawało jej się, że zrobiła po prostu zakalca, z załamaniem malującym się na twarzy patrzyła na swoje dzieło zniszczenia, które najchętniej wyrzuciłaby do kosza, jednak nie miała już czasu na robienie niczego innego, a przyniesienie paskudnego ciasta było lepsze niż przyjście z niczym. Na zmianę blada i czerwona stała pod ścianą w czasie świątecznych obchodów klasowych i dopiero kiedy pani wychowawczyni pochwaliła Pris, że zrobiła idealne brownies trochę się uspokoiła. W domu doczytała przepis i okazało się, że rzeczywiście, tak miało wyjść, a jej ciasto było idealne w swej materii. Uwierzyła wtedy, że z odrobiną szczęścia i słodkości może się udać wszystko. Podglądała więc mamę, kiedy ta piekła ulubione ciasta taty na urodziny, ciasteczka, które kochała babcia na rocznicę ślubu z dziadkiem i torty, które mama sama woziła do różnych przyjaciół, którzy akurat potrzebowali pyszności z jakiejś okazji. Nic jednak nie mogło się równać z białą Pavlovą, która była popisowym dziełem mamy, robionym zawsze na święta, która miała zadowolić największych rodzinnych łasuchów. Kiedy jednak zachorowała, to na Lucine spadł obowiązek zorganizowania wszystkiego z okazji Bożego Narodzenia. Płakała i piekła, miksowała, zmywała, doprawiała i na nowo piekła, chcąc, żeby wszyscy zachwycali się jej świętami. Potrawy nie były najlepsze na świecie, brak jej było smaku i umiejętności doprawiania, jednak nikt nie mógł powiedzieć złego słowa na wypieki, a kiedy przyniosła na stół Pavlową udekorowaną owocami, wszystkim opadła szczęka. Pokroiła powoli, każdemu dając kawałek deseru po czym patrzyła, jak przenosi ich to w najdalsze zakamarki dzieciństwa, do momentu, kiedy próbowali tego po raz pierwszy, kiedy ich matki, babcie przedstawiały przed nimi niebo w postaci bezy i była z siebie dumna. Uwierzyła, że dane jest jej zaopiekować się rodziną, kiedy najbardziej tego potrzebowali. Bo o ile sama nie radziła sobie z chorowaniem mamy, o tyle chciała, aby innym było w tym okresie łatwiej, czując się z jakiegoś niezrozumiałego powodu głową rodziny, mimo, że nią wcale nie była. Lata jednak mijały, mama czuła się czasem lepiej, a czasem gorzej i nawet Lucine musiała w końcu znaleźć jakiś sposób na odstresowanie, którym okazało się dekorowanie ciastek. Zwykłych, maślanych ciastek pięknymi kolorami lukru. Gdzieś między testami, egzaminami, wizytami mamy u lekarza, wszystkim tym, co mogło stresować nastoletnią dziewczynę. Początkowo wychodziły jej szkarady, na które sama nie mogła patrzeć i zjadała je czym prędzej, nie chcąc, żeby ktokolwiek okiem na to rzucił, w końcu jednak były coraz bardziej zgrabne, coraz więcej przedstawiały, coraz mniej przerażały. Doszła w tym to punktu, kiedy to pytając, jaki ktoś chce prezent, wszyscy prosili o jej udekorowane ciastka, a nie uważała się za kogoś, kto może mówić ludziom czego powinni pragnąć, dlatego też robiła przeróżne kształty i smaki ciastek, rozdawała je, a z czasem nawet zaczęła okazjonalnie, przed większymi świętami, sprzedawać. Była w tym coraz lepsza. Czuła się w tym coraz pewniej. I coraz częściej zaczęła uważać, że to jest jej plan na przyszłość. Po skończeniu studiów wyjechała na trochę z miasta, aby nabyć doświadczenia, o które w jej rodzinnym miasteczku było dosyć ciężko, jednak nie chciała tak, wiedziała, że pewnego dnia wróci do Lorne i kiedy tylko udało jej się odłożyć trochę pieniędzy i zapełnić swoje CV naprawdę dobrymi miejscami na cukierniczej mapie Australii – wróciła. Pierwsze, własnoręcznie zrobione pyszności, które postawiła w ladzie cukierni w Lorne Bay to były halloweenowe pyszności. Babeczki, lizaki z czekolady, ciastka dekorowane na najstraszniejsze ze stworów i wiele, wiele innych. Czuła się królową wypieków, choć do koronacji było jej naprawdę daleko. Nie potrzebowała nic, poza cukiernictwem, bo i po co miałaby szukać. Jej wszelkie relacje zawsze kończyły się fiaskiem i to właśnie w wypiekach znajdowała ukojenie. Bananowe biszkopty robiła, kiedy pierwszy chłopak, z którym kiedykolwiek się umówiła zerwał z nią mówiąc, że pocą jej się dłonie. Red Velvet zajadała się, kiedy chłopiec, z którym chciała iść na walentynkowego szejka całował się z jej przyjaciółką. Sernik był pociechą po rok starszym koledze, który nie mógł pojąć, jak to Lucine nie chce z nim iść na plażę mając okres. Szarlotka stała się jej lekarstwem na całe zło, kiedy brat przyjaciółki powiedział, nieświadom, że Lucile stoi nieopodal, że jest całkiem fajna jak się nie patrzy na jej twarz. Wypieki nigdy jej natomiast nie oceniały, dawały za to ukojenie i pozwalały rozładować cały stres, który się w panience Reeves gromadził. Stała się dzięki nim najszczęśliwszą osobą na świecie, której przyszło łączyć to, co kochała z pracą, którą wykonywała aby zarobić na życie.
lucine reeves
19.10.1991
lorne bay
cukiernik
sugar bakeshop
opal moonlane
panna | biseksualna
Środek transportu
Zazwyczaj po mieście porusza się pieszo bądź rowerem, choć tym drugim bardziej rekreacyjnie.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie ma żadnego związku ze społecznością Aborygenów, chociaż zawsze lubiła słychać opowieści dziadka o jego przyjacielu, który do nich przynależał.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Najczęściej w domu, pracy bądź na plaży.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodziców

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak
Lucine Reeves
Jenna Coleman
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany