transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
one;
'cause when it feels like i'm lost at sea, you're the song i sing again and again

Ucieczka z Sydney była ostatnim, czego mógłby się po sobie spodziewać. Zerkając za siebie, uważał porzucenie dotychczasowego życia za szalone, ale to tylko udowadniało mu, że po prostu nie mogło być inaczej, a w tym szaleństwie właśnie musiała znajdować się metoda. Szukanie jakiegoś racjonalnego sposobu na wyjście z tej sytuacji nie byłoby na miejscu, kiedy okoliczności były tak abstrakcyjne, a więc nie było alternatywnego zakończenia. Musiał uciec. Być może wyszło trochę zbyt teatralnie, być może tęsknił teraz za pewnymi rzeczami, może brakowało mu niektórych przedmiotów, książek... ale koniec końców to nie miało znaczenia. Zawsze sądził, że nie spotka go nigdy coś podobnego i poza oczywistym, złamanym sercem, czuł się po prostu głupio z myślą o tym, że ktoś, komu był skłonny oddać wszystko, tak po prostu, z łatwością wymienił go na zupełnie inną osobę. Wydawało mu się od dawna, że jego życie od pewnego czasu weszło na poziom pewnej stabilizacji, kiedy o niektóre aspekty już martwić się nie musi. I to był błąd. Był pewien, że w ten sposób uśpił swoją czujność, w rezultacie dając zrobić z siebie idiotę. Zdrada była nie tylko cholernie bolesna, ale także stanowiła jakąś skazę, ujmę, nosić której nie był gotów. Oczywiście nocami cała jego pewność nikła, a on zaczynał rozmyślania o tym, w którym miejscu popełnił błędy, odpowiadające za pchnięcie jego miłości w ramiona kogoś innego, ale wcale nie potrafił ich znaleźć. Może coś mu umykało, a może wprost przeciwnie, nie znajdował nic takiego, bo po prostu tego nie było, nigdy nawet nie istniało?
Nie trzeba nawet pytać, czy to był jeden z tych wieczorów. Owszem, był. Nie powiedziałby tego wprost, ale daleko mu było jeszcze do przepracowania zdrady i rozstania z miłością swojego życia, a nawet uciekanie w pracę przestało być wystarczającym rozwiązaniem. Początkowo chciał po prostu napić się whisky i pójść spać (pił tak niewiele alkoholu ostatnimi czasy, że był pewien co do tego, czy jedna szklanka pomoże mu usnąć), jednak po chwili zastanowienia skończył pod kocem z winem, oglądając jakiś nudny serial. Ostatnim, czego spodziewał się o tej godzinie, był dzwonek do drzwi, ale nie ociągał się z ich otwieraniem; całkiem słusznie, bo na widok przyjaciółki po drugiej stronie wiedział już, że coś musiało być na rzeczy, skoro przygnało ją pod jego drzwi o tak szalonej porze. – Nie wiem co się stało, ale mam wino – odparł, podążając za nią do wnętrza mieszkania, ani na moment nie przestając jej przy tym obserwować.

flavia houghton
ambitny krab
son of laërtes
właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Gdyby ktoś zaproponował Flavii ucieczkę z Lorne, najprawdopodobniej by odmówiła. Może rzeczywiście starość dopadała ją małymi kroczkami, ale od zawsze czuła, że rodzinne miasto jest miejscem, w którym już dawno zapuściła korzenie. Wyrwanie ich byłoby jak kolejna bolesna zadra, bo przecież nie znała na świecie przestrzeni, w której czułaby się tak dobrze. Nawet jeśli ilość dobrych wspomnień, goniła liczba tych bolesnych. Szkopuł tkwił również w tym, iż miała niesamowity uraz do takich ucieczek. W końcu na przestrzeni lat jedynie się pogłębiał. Począwszy od zniknięcia matki, które po dziś dzień pamięta z najmniejszymi detalami, każda misja Phillipsa, zadawała jej dodatkowe ciosy, aż wyjazd najlepszego przyjaciela przechylił czarę całkowicie. Może dlatego tak mocno wiązała swoje życie z jednym miejscem? A może całkowicie niepotrzebnie? Skoro nawet nie mogła sobie w nim pozwolić na zaczęcie nowych, dobrych znajomości. Do tego stopnia, iż była zmuszona do wykonania angielskiego wyjścia z randki. Dalej, nogi poprowadziły ją pod mieszkanie przyjaciela.
Usłyszawszy jego słowa, pstryknęła palcami, jak gdyby właśnie zaprezentowano przed nią ideę pierwszej klasy. - Tego właśnie potrzebuję - rzuciła, kiwając głową, po czym przekroczyła próg mieszkania. Wchodząc w jego głąb, po drodze zrzuciła szpilki, które tego wieczoru wyjątkowo dawały jej w kość, jakby wszystkie znaki na niebie i ziemi miały krzyczeć, by uciekała z felernego spotkania. Rzuciła torebkę na fotel, po czym opadła na kanapę wydając z siebie przeciągły jęk rozczarowania.
- Wiesz, jak ciężko jest poznać normalnego faceta? - odezwała się w końcu, zapewne idealnie w momencie, gdy przyjaciel zaczął poważnie analizować przyczynę jej tak marnego stanu. - To tak jakby każdy fajny koleś wyjechał z Lorne i ostały się te najcięższe przypadki - dokończyła, przeciągając połowę koca na nogi. Prawdopodobnie przez krótką chwilę przypominała małą, oburzoną dziewczynkę z opuszczonym nosem na kwintę, jednak jedna udana randka nie mogła być niemożliwą do spełnienia zachcianką. A jednak okazuje się, że prosiła o zbyt wiele. - Uciekłam z randki. Zostawiłam tego pajaca w lokalu, z dodatkowym rachunkiem na drinka, którego zgarnęłam na odchodne. Należała mi się jakaś rekompensata, prawda? - wyjaśniła zajście, po czym wlepiła w przyjaciela wzrok, jakby oczekiwała aprobaty. Nie była w stu procentach dumna ze swojego zachowania, ale tym razem, naprawdę miała za sobą tragiczny wieczór.

odysseus lonsdale
ambitny krab
k.
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Lustrował ją dokładnie spojrzeniem, jakby chcąc wyłapać, co właściwie jest na rzeczy. Jej sukienka, czarna, trochę opięta i jak na jego oko, podkreślająca jej walory, wysokie buty. Zdawało mu się, czy do tego wyprostowała włosy? Aha, wszystko jasne. Szybko dodał dwa do dwóch, właściwie zanim jeszcze wszystko mu wytłumaczyła, bo przecież nie był ślepy, a chociaż miejska legenda mogła głosić inaczej (słyszał już, że mama wszystkim mówiła, że jej młodszy syn jest pracoholikiem), nawet on chadzał na randki. Wprawdzie nie w ciągu ostatnich lat, ale pojęcie pozostawało i wiedział, jak kobieta może się ubrać, kiedy się stara. Zresztą, mieli to już za sobą, zapewne nie raz – nieudane spotkanie, które kończyło się pitym wspólnie winem i oglądaniem seriali, które miały za zadanie poprawić humor. Sęk w tym, że częściej to Oddy przychodził do niej po kolejnych wyjściach, które okazywały się kompletnie nieudane – choć to było wyjątkowo delikatnym określeniem. Za czasów, kiedy oboje żyli tutaj, on praktycznie nie miał udanych randek, a większość dziewczyn, które zgadzały się pójść z nim na film do kina, ostatecznie po prostu chciała spisać od niego zadanie domowe z chemii. Teraz te wspomnienia wywoływały na jego ustach uśmiech, ale wtedy prawie płakał, kiedy opowiadał Flavii o kolejnej spektakularnej porażce i kolejnej szatynce, która odpowiadała za jego złamane serce. Gdyby tylko wtedy wiedział, czym naprawdę było takie uczucie, na pewno by nie płakał.
Nie drążąc tematu zbytnio (wiedział, że sama wszystko mu opowie, jeśli będzie chciała), po prostu ruszył do niewielkiej kuchni, gdzie z szafki wyjął kolejną lampkę na wino, z którą powrócił do salonu. Butelka, delikatnie napoczęta, stała na stoliku kawowym, jakby czekając na to, aż ktoś ją opróżni, a coś mu podpowiadało, że to zdecydowanie miało się dziś wydarzyć. Nazajutrz miał dzień wolny, co było mu wyjątkowo nie w smak, więc lekkie ogłuszenie się alkoholem właściwie brzmiało jak niezły pomysł, zwłaszcza biorąc pod uwagę te wszystkie ponure myśli, które go nawiedzały od wczesnego popołudnia.
Mhm, wiem coś o tym – przyznał bez cienia zaskoczenia. Tutaj, czy nie, poznanie właściwej osoby zawsze przypominało mu bieg z przeszkodami. Zawsze był lekko wycofany, ale nie nazwałby siebie nieprzystępnym, a dodatkowo należał do tej grupy osób, którym jeden drink dodawał drugie tyle odwagi, a więc problem chyba leżał gdzieś indziej. To, że przed laty znalazł kogoś, z kim udało mu się zbudować jakąś wspólną przeszłość, było spektakularne. I spektakularnie się zakończyło zresztą. – Nie chcę cię martwić, ale chyba trochę tak jest – mruknął, przypominając sobie ile osób z ich klasy właściwie stąd uciekło. Zdawało mu się, że nieliczni śmiałkowie zostawali tutaj i to tylko w momencie, kiedy mieli naprawdę dobry powód; reszta jechała w świat, nawet jeśli tym światem było dla nich najwyżej Cairns. Nalał jej wina i podał, zajmując sobie miejsce obok niej na kanapie. Wyciągnął też dłoń w jej kierunku, by mogła się jej złapać, gdyby tego potrzebowała. – Ale nie bierz tego do siebie, okej? Nie wszyscy są fatalnymi przypadkami, a niektórzy wracają też. Nawet ja wróciłem – uznał takim tonem, jakby to miało coś oznaczać. W pewnym sensie... trochę tak było. Był ostatnią osobą, po której ktokolwiek spodziewałby się powrotu, a jednak, właśnie siedzieli tutaj razem, jak za starych, dobrych czasów. A nuż niedługo się okaże, że otworzył sezon powrotu facetów w te okolice? Oby tylko nie byli smutnymi, zdradzonymi przypadkami jak on sam, wtedy na pewno będzie dobrze. – No jasne, dobrze zrobiłaś. Gdzie w ogóle cię zabrał? – dopytał, zerkając na nią. Takie rzeczy często stanowiły wyznacznik człowieka, a przynajmniej w oczach Odyseussa, który wszystko poddawał dogłębnej analizie i doszukiwał się głębszych znaczeń nawet najprostszych, pozornie nic nie znaczących gestów.

flavia houghton
ambitny krab
son of laërtes
właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Nie potrzeba było długiej obserwacji, by wyczuć, że w obrazek zawiera element niepasujący do prezentowanej układanki. Houghton, mimo swojego zaskakująco swobodnego podejścia do życia, nigdy nie opanowała do perfekcji sztuki maskowania emocji - kiedy była szczęśliwa, zarażała pozytywną energią innych, a kiedy wpadała w melancholię, wraz z nią w dół spadał nastrój otoczenia. Tak więc, w momencie gdy na jej twarzy malował się grymas niezadowolenia, chód odrobinę szybszy i gwałtowniejszy, a kąciki ust pod żadnym pozorem nie chciały unieść się ku górze, wiadome było, że to sytuacja z kategorii tych poważnych. Koniec końców, nie miała w zwyczaju chodzić wściekła niczym osa bez konkretnego powodu i Oddy o tym wiedział. Wiedział też, jak w takich przypadkach ma się zachować, nawet jeśli czasami nie wykorzystywał tej karty w pierwszym odruchu, finalnie zawsze kończyło się następująco, pozwalał jej się wyszumieć, rozmawiał i opanowanie przychodziło gdzieś w międzyczasie. A wraz z nim kompletne poczucie winy, za chwilę słabości i utratę kontroli względem emocji.
- Umiesz pocieszyć, wiesz? - odpowiedziała z przekąsem, wydając z siebie głośniejsze od poprzedniego westchnienie zrezygnowania, po czym wsunęła pod głowę dodatkową poduszkę. Planem na dalszą część wieczoru było leżenie w jak najwygodniejszej pozycji i narzekanie na gatunek męski (o ironio, z jednym z jego przedstawicieli), a wszystko to przeplatane z piciem wina. Lub win. Dwóch, może? Jeśli pozwoli jej na to stan, na pewno nie poprzestanie na wyłącznie jednej butelce, ta okazja wymagała wlania w siebie znaczną ilość alkoholu. Ból głowy na drugi dzień, nakaże jej skupić myśli na szukaniu lekarstwa, niż katastrofalnym życiu miłosnym. - Może po prostu powinnam przestać, co? - mruknęła pod nosem, wiercąc się w ułożonym przed chwilą kokonie, po czym złapała wyciągniętą przez niego dłoń, co rzeczywiście sprawiło, iż czuła się odrobinę lepiej. Świadomość, że mimo swojej niedoli miała obok kogoś, komu mogła się wygadać, szukać azylu po nieudanych spotkaniach czy zwyczajnie wegetować wspólnie na kanapie, dawała jej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Nawet jeśli ten ktoś był jej bratnią duszą w sposób czysto platoniczny.
- Restauracja była w porządku, właściwie to jedna z lepszy tutaj - przytaknęła, wyciągając dłoń po lampkę wina, po czym upiła odrobinę trunku i delikatnie się skrzywiła. Nie z powodu alkoholu, był wyborny i prawdopodobnie podarowany mu przez nią samą. Nietęga mina miała ostrzegać przed tym, co nadchodziło. - Jego zachowanie było po prostu żenujące. Wiesz, po czym się poznaje człowieka? Wystarczy obserwować, jak traktuje obsługę w lokalu i chyba nie muszę dalej tłumaczyć, jak wstyd było mi momentami za jego prostactwo - oczywiście, dokonując wielkiej ucieczki zostawiła na barze napiwek od siebie, za to że tak samo, jak i ona, tego wieczoru wystarczająco wycierpieli. Podejrzewała również, że po jej wyjściu, nastąpiła tam istna scena dantejska w roli głównej z nieszczęsnym absztyfikantem, jednak w tamtej chwili mogła z lekkością w głosie i czystym sumieniem rzec, iż nie był to już jej problem. - Zresztą, nie jest wart nawet tej dyskusji. Lepiej opowiadaj, co ciebie skłoniło do otwarcia butelki w środku tygodnia. Czyżby to ilość oglądających się za tobą sąsiadek cię przerosła? - zaśmiała się pod nosem, dając mu kuksańca w bok, na znak tego że jej wypowiedź miała żartobliwy charakter. Nie chciała resztę tego spotkania obracać wyłącznie wokół własnej osoby, chociaż jej historia ukradła znaczną uwagę.

odysseus lonsdale
ambitny krab
k.
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Od progu czuł, że coś było na rzeczy, ale nie byłby sobą, gdyby nie zaczął od kilku słów, którymi próbowałby ją podnieść na duchu. Może nie były najbardziej pocieszające, ale przynajmniej mówił szczerze; Odysseus nie miał w zwyczaju swoich bliskich okłamywać, by poczuli się lepiej. Takie zachowanie uważał zarówno za niemądre, jak i za ogólnie rzecz biorąc szkodliwe, a sam na pewno nie chciałby słuchać jakichś pustych frazesów, kiedy coś go zdenerwowało albo wręcz przeciwnie, rozbiło na drobne kawałeczki. Wierzył jednak, że Flavia za moment napije się z nim wina, weźmie głęboki oddech i opowie mu wszystko tak dokładnie, że powietrze z niej aż ujdzie, a złość minie. Działali zupełnie inaczej, jako osoby; on w takiej sytuacji zaszyłby się gdzieś, udał, że sytuacja nie miała miejsca i najpierw długo trawił zdarzenie, a ona przyszła tutaj od razu, wciąż od stóp do głów wystrojona w to, w czym prezentowała się na randce i na świeżo chciała wszystko z siebie wyrzucić. Podziwiał to trochę, nie tylko teraz, a ogólnie. Wszak znali się nie od wczoraj, a ich znajomość miała już całkiem pokaźny staż i Odysseus sukcesywnie przekonywał się coraz mocniej, że u jego przyjaciółki faktycznie to tak działało. Próbował tym samym siebie przekonać, że faktyczne mówienie o problemach może być niezłą opcją, ale jak dotąd nie udało mu się tego planu wcielić w życie. Metoda małych kroczków to było coś dla niego, a póki co... wszyscy chcący posłuchać o jego problemach musieli zadowolić się półsłówkami w jego wykonaniu. – Co chcesz przestać? Randkować? Obawiam się, że znalezienie kogoś tego wymaga, a o ile wiem, jeszcze niedawno chciałaś kogoś poznać – zauważył jakże bystrze, unosząc jedną brew ku górze. Nie zrozum mnie źle, jego sceptycyzm względem tego szukania nie miał w sobie cienia złośliwości, po prostu to Oddy był taką osobą, co w tego typu poszukiwania niespecjalnie wierzyła. Jego najdłuższy i, nie oszukujmy się, jedyny poważny związek, był tak naprawdę dziełem przypadku. Z biegiem lat zastanawiał się jak do tego doszło, że już na samym początku nie poznał, że z czasem coś będzie nie tak, dlaczego nie przewidział, że coś się popsuje. Zawsze stąpał po ziemi twardo, a w tym jednym wypadku, przy tym jednym człowieku, uśpił całą swoją czujność i poszedł w tę relację na ślepo nieomal. Wpadł jak śliwka w kompot i nic nie wzbudziło jego podejrzeń, aż nie było za późno. I teraz, choć czas mijał, on czuł się jak skończony idiota. Mieszając pomału wino w lampce, dawał jej mówić, czasem potakując albo kiwając głową. Zawsze tak robił, by rozmówca wiedział, że śledzi na bieżąco. Nie znosił, kiedy ludzie w rozmowach z nim nagle się wyłączali i przestawali go słuchać. Czas był przecież cenną walutą. – Mhm, to mówi w zasadzie wszystko. Mam nadzieję, że zostawiłaś go z rachunkiem na tyle wysokim, że odechce mu się wyjść na najbliższych kilka miesięcy – zauważył, a po jego ustach błądził delikatny uśmiech. Bardzo podobała mu się jej zemsta, chciał jeszcze tylko utwierdzić się w tym, czy facet dostatecznie dostał po kieszeni za swoje prostactwo. Nawet jeśli nie było to jakoś wybitnie dojrzałe, Odysseus wychodził z założenia, że nie zawsze dało się czekać, aż ktoś wyciągnie na własną rękę lekcję z jakiejś sytuacji. Karma to jedno, ale czasem trzeba było ją trochę pchnąć do działania. Może przepełniał go wciąż smutek i żal, ale gdyby miał okazję, sam wykonałby ruch, by jego dawna miłość pocierpiała trochę i może przemyślała, co tak naprawdę on poczuł. – Um, w zasadzie nic szczególnego – powiedział szybko, odrobinę zbity z tropu jej odbiciem piłeczki, które było zdecydowanie bardziej nagłe i niespodziewane, niż podejrzewał. Wiedział wprawdzie, że w końcu zapyta o to, ale sądził, że jeszcze wpadnie mu do głowy jakieś wytłumaczenie. – Powiedzmy, że to jeden z gorszych momentów – posłał jej lekki uśmiech, na tyle smutny, że na pewno wiedziała o czym mówi. W końcu to chyba sama Flavia sugerowała mu przed paroma tygodniami wizytę u terapeuty?

flavia houghton
ambitny krab
son of laërtes
właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Zawsze ceniła sobie szczerość. Nawet jeśli w pierwszych momentach nie reagowała na nią przychylnie, tak po chwili realizacji, przychodziło uspokojenie, przemawiał zdrowy rozsądek i zaczynała rozróżniać kto jest jej wrogiem, kto przyjacielem. W przypadku Oddy’ego, wiedziała to od dawna, znała na pamięć każdy jego mechanizm i szczerze żywiła nadzieję, że długa rozłąka nie zmieniła żadnej jego cechy. I chociaż w pierwszej jawiła się w niej chęć mordu, gdy zamiast pokrzepiających słów słyszała od niego gorzką, brzydką prawdę, tak później uświadamiała sobie, że ładnie brzmiące kłamstwa nie są jej potrzebne i naprawdę w niczym nie pomagają. Jedynie wydłużają czas oszukiwania samej siebie, a ten etap już dawno miała pozostawiony za sobą i z pewnością, nie chciała go rozkopywać. A wypluwanie na głos myśli, było nieodłączną cechą Houghton. Czasem rzeczywiście przynosiło to ulgę, momentami jednak wolałaby się ugryźć w język w odpowiednim momencie. Nie ma złotego środka na wszystko, chociaż zdecydowanie wolała, gdy Oddy zawsze sam się przed nią otwierał i nie musiała ciągnąć go za język. 
- Jasne, że chciałam, ale nie takim kosztem. Prędzej dopadnie mnie marskość wątroby, niż porządny facet - parsknęła cichym śmiechem pod koniec, po czym przenosząc ukradkiem wzrok na przyjaciela uniosła lampkę wina ku górze, w ramach małego toastu. - Może problem polega na tym, że tego szukam? Uważasz, że im bardziej czegoś chcemy, tym później to dostajemy? - nigdy nie była desperatką, broniła się również rękami i nogami przed tym tytułem, bowiem w życiu nie pchała się w żadne relacje na siłę. Jednak ostatnimi czasy rzeczywiście, ten dziwny mechanizm popychał ją do wielu przelotnych znajomości i może to sam przesyt sprawił, że wszystko po drodze się waliło. Nie chciała się nad tym nadmiernie zastanawiać, w końcu nie była to największa katastrofa, jaka się w jej życiu wydarzyła. W końcu przez długi czas stanowiła całkiem dobrą solo partię, więc czy aby na pewno niezwłocznie potrzebowała bliskości drugiej osoby? 
Syknęła pod nosem, wiercąc się na kanapie w poszukiwaniu na nowo wygodnej pozycji, po czym wydała z siebie cichy śmiech, zanim finalnie przemówiła. - Wybrałam z karty najdroższe drinki. Nie wiem jak się miewa stan jego portfela, ale gdybym ja zobaczyła taki rachunek to na pewno zrobiłoby mi się słabo - szybkie obliczenia w głowie wskazywały na to, że rachunek będzie trzycyfrowy i ani przez moment nie czuła się z tym źle. Co prawda, sama nie spożyła wszystkich zamówionych trunków, ale warto było dla samej przyjemności po prostu dorzucić je do rachunku. Nigdy przedtem nie podejrzewała samą siebie o taką złośliwość. I w pewnym momencie naprawdę była zadowolona z tego, jaki ten wieczór miał finał. Aż do momentu, gdy spostrzegła, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. - Znowu to robisz - rzuciła odrobinę oschle, jednak w gruncie rzeczy przemawiało przez nią zmartwienie. Surowy ton głosu był jedynie częścią nieplanowanej reakcji. - Znowu zamykasz się w sobie, Oddy i dobrze wiesz, że tak nie można - sprecyzowała, tym razem łagodniej, siadając na kanapie tak, by mieć widok na mężczyznę. Wierzyła, że im większy kontakt wzrokowy nawiążą, tym mniej będzie uciekać od odpowiedzi.

odysseus lonsdale
ambitny krab
k.
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Nie chciał jej okłamywać czy zwodzić pustymi frazesami, że na pewno będzie dobrze i wszystko się ułoży, bo był żywym dowodem na to, że to nieprawda. Nikt nie obiecał, że tak będzie. Wszystko, nawet to co najpiękniejsze i ułożone, mogło zawsze się posypać, choćbyśmy brali to za pewnik nie do poruszenia. Oddy zdecydowanie zbyt długo żył w takiej bańce, gdzie jego życie przypominało raczej piękną, kinową produkcję, niż coś realnego, by teraz skazywać Flavię na obietnice, które nawet nie powinny być przez niego składane. Oczywiście, zrobiłby wszystko, by była szczęśliwa, ale jego możliwości były drastycznie niewielkie przy chęciach. Wiedział, że będzie się gniewać i marszczyć w przypływie lekkiej złości w pierwszej chwili, ale jednocześnie jego słowa nie będą cegiełką do budowania jej własnej bańki, w której mogłaby utknąć. Był gotów na to, by teraz zamknąć ją w swoich ramionach i pozwolić się wypłakać, gdyby tego potrzebowała, ale nie wiedział, czy poradziłby sobie z pozbieraniem jej, gdyby boleśnie zderzyła się z rzeczywistością, która odbiegałaby od tego, co sobie wymarzyła po jego pięknych słowach i zapewnieniach, że wszystko jeszcze będzie idealnie. Życzył jej tego, bo była jedną z najbliższych osób w jego życiu, ale jego własne przejścia nauczyły go, żeby nie mówić rzeczy, których nie mogło się na pewno obiecać i zapewnić, bo to tylko mogło wyrządzić drugiej osobie ogromną krzywdę. – Mhm, na to nie pozwolę. Wiesz ile czeka się na przeszczep? – Ciche prychnięcie wyrwało się z jego ust. On wiedział, wiedział doskonale. Abstrahując już od tego, jak długo schodziło, by odpowiedni organ się znalazł, Oddy nawet nie wyobrażał sobie, by Flavia mogła trafić na jego oddział. Był gotów pilnować jej, by odżywiała się właściwie i sam gotować jej posiłki, byle jadła zdrowo i nie musiała nigdy, przenigdy trafić pod jego skalpel. Ani jego, ani niczyj inny, mówiąc szczerze. Pokiwał głową. – Myślę, że to dużo zmienia, chociaż... z drugiej strony, jeżeli zamkniesz się w domu jak ja, to zaręczam ci, nie poznasz nikogo poza dostawcą chińszczyzny i kurierem, który nie potrafi zapamiętać nawet numeru mieszkania odpowiednio. A to raczej niezbyt obiecujący materiał na męża – przyznał żartobliwie i wyciągnął ramię tak, by mogła się do niego przytulić, gdyby przyszła jej na to ochota. On także nigdy nie był zdesperowany, no, może poza desperacją do ucieczki, jaką poczuł przed kilkoma miesiącami, gdy dowiedział się o zdradzie w wieloletnim związku. Nigdy jednak nie szukał relacji na siłę i czuł się z tym zawsze komfortowo. To nie tak, że potem zadowalał się byle czym, raczej trafiał na pewne rzeczy i osoby w chwilach, gdy nie skupiał się wyłącznie na tym, że chce znaleźć. I gdyby nie to, co przeszedł niedawno, pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że może los wiedział lepiej, co dla niego dobre, ale... chyba to nie było dłużej aktualne. Bo w jaki sposób dobrym mogła być obca osoba w łóżku, z twoim partnerem? – Znowu robię co? – spytał początkowo nie wiedząc, do czego Flavia pije. Dopiero po chwili zorientował się, właściwie jej słowa całkowicie rozjaśniły mu sytuację. Tak, znowu to robił. Bronił się rękami i nogami przed wpadnięciem w dołek, z którego tym razem jeszcze trudniej byłoby mu się wydostać. Westchnął ciężko i odstawił swoją lampkę z winem na stolik nieopodal sofy. – Tak, wiem. Przepraszam – potaknął jedynie, starając się uciec przed jej spojrzeniem, ale nie mógł na dłuższą metę odwracać wzroku, kiedy czuł jak intensywnie się mu przygląda. Nie wiedział, jak inaczej miałby zareagować. Wypieranie się przed Flavią czystej prawdy, jaką było to, że przechodził właśnie spory kryzys w jego odczuciu mijało się z celem. – Wczoraj byłaby rocznica – powiedział tylko, mając szczerą nadzieję, że to jej wyjaśni wszystko, bo tak naprawdę nie był teraz na siłach by opowiadać, jak bardzo tęskni, jak bardzo go to wszystko boli, jak chce mu się płakać na myśl o czymś, co stracił bezpowrotnie. Nie był mocny w słowa, gdy musiał wyjawić jak się czuje, jego charyzma i błyskotliwość nikły całkowicie w takich sytuacjach, a język grzęzł w gardle, z czym nie nauczył się jeszcze walczyć na przełomie tych wszystkich lat. Zakomunikowanie tego, jak się czuł stanowiło dla niego czasami zupełne maksimum możliwości i choć chciał inaczej, to był właśnie ten dzień.

flavia houghton
ambitny krab
son of laërtes
właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Gdyby dłużej się nad tym zastanowić, jej życie rzeczywiście mogło stać obok kinowej produkcji. Nie byłaby ona najwyższych lotów, ale romansidło jak się patrzy! Jednak bardziej, niż doszukiwania się elementów żywcem wziętych z przedstawianych na dużym ekranie romansów, potrzebowała sprowadzenia na ziemię. I tak samo, w kolejnym punkcie. Zamiast poklepywania po plecach, zamknięcia w ramionach i pozwolenie na chwilę słabości, musiała dostać porządnego kopa. Zastrzyk dobrej energii również by się przydał, ale tą część wypracują z czasem. Jak oboje zakończą swój festiwal żalu. Wszakże to był ten ostatni wieczór, tak już w swojej głowie postanowiła Flavia. Ostatni wieczór, w którym oboje pozwolą sobie na wywody.
- Mając takie wtyki, myślę że byłabym pierwsza w kolejce - zażartowała, sięgając ponownie do kieliszka. Takie przekomarzanki były na porządku dziennym w ich relacji. Znali siebie na tyle, by wiedzieć gdzie pada limit, móc dokładnie wyczuć żart a przede wszystkim nie dąsać się, gdy zostanie powiedziane za dużo. W tym wypadku, żadna z powyższych opcji nie została nadużyta, ale z pewnością gdyby wyrwać ich rozmowę z kontekstu, mogłoby się nasunąć wiele felernych wniosków. - Oddy! Ale ja nie szukam męża! - złapała go za słówko, przy czym mówiąc to wykrzywiła się niczym mała dziewczynka. Temat ślubów był jej naprawdę daleki. Nie dlatego że nigdy nie chciała przeżyć podobnej ceremonii, po prostu została jej odebrana możliwość na powiedzenie sakramentalnego tak. Śmiało można by wysnuć wnioski, że zdecydowanie wolała omijać go szerokim łukiem. Co więc skłoniło ją do pociągnięcia tematu? Lampka wina? Czy drinki w restauracji? - Raz.. - w tym momencie wykonała wykonała gestykulację dłonią, celując w sufit palcem wskazującym. Tak, Flavia. Umiesz liczyć. - Raz byłam blisko ślubnego kobierca, ale wierz mi, nie widzę szans na powtórkę - rzuciła, śmiejąc się cicho. Nie była pewna, czy jej chichot spowodowany był nagłym zdenerwowaniem, czy rzeczywiście wizja ślubu wydawała jej się prawdziwie śmieszna. Z resztą, ciężko było jej gdybać, skoro sytuacja, o której była mowa daleka od spełnienia. Może gdyby poznała odpowiedniego faceta to zmieniłaby zdanie? - Poza tym, co jest złego w dostawcy chińszczyzny? Przynosiłby mi jedzenie. I to nie byle jakie. Dobre jedzenie! - mówiąc to energicznie poruszyła głową, na poparcie swojej tezy i rzeczywiście, taki typ mężczyzny w jednej kwestii nigdy cię nie zawiedzie.
W tamtym momencie poczuła, że okazanie mu bliskości i wsparcia przy wstąpieniu na drażliwy temat będzie całkiem naturalne. Tak więc, przesunęła się kawałeczek w jego stronę, uważając by nie rozlać dzierżonego w dłoni trunku. A gdy znalazła się znacznie bliżej, oparła głowę o jego ramię i odrobinę mocniej ścisnęła jego dłoń, którą już od jakiegoś czasu trzymała. Nie mogła powstrzymać się od przybrania na twarz grymasu niezadowolenia na jego słowa. Przez moment wydawało jej się, że nieudolnie próbuje wymigać się od rozmowy. - Nie przepraszaj. - powiedziała spokojnie, jednocześnie starając się by ton jej głosu wybrzmiał dość stanowczo. Nie chciała by czuł się winny temu w jakim stanie się znajdował. - Po prostu boję się, że to cię przytłoczy - starała się, naprawdę starała się nie brzmieć na zmartwioną, jednak po prostu nie mogła. Przyjaźnili się od dziecka, każde wahanie w jej głosie potrafił dokładnie rozpoznać, więc czy był sens ukrywania przed nim swoich obaw? - Wiesz, że nie musisz się z niczym mierzyć sam - nawet jeśli tego potrzebował lub może po prostu nie chciał dzielić się z nią niektórymi zdarzeniami, nie byłaby sobą, gdyby nie przypomniała mu w ten sposób o swojej obecności w jego życiu.

odysseus lonsdale
ambitny krab
k.
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Być może nie powinna się przejmować, gdyby romansidło wyszło z zamienienia jej życia w scenariusz filmowy. Dobrze, może faktycznie nie byłoby z tego nagrody Akademii, ale niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie obejrzał komedii pod kocem i z lodami, by sobie trochę popłakać. Nawet Odysseus miał za sobą takie sytuacje i absolutnie go nie obchodziło, że pewnie w kanon męskości się tym nie wpasowywał. Gdyby martwiły go podobne rzeczy, już dawno by osiwiał od tych zmartwień, a bardzo mu zależało, by doszło do tego możliwie jak najpóźniej. Miał dobre geny, ale był fanem dmuchania na zimne, tak na wszelki wypadek... Lubił swój wygląd i nie chciał jeszcze wyglądać gorzej. Na pewno częściowo brało się to stąd, że nie chciał wyglądać gorzej do Flavii, by się z niego nie naśmiewała zobaczywszy przebłyski siwizny. – Nie mylisz się. Co nie zmienia faktu, mówię ci to zarówno jako przyjaciel, jak i lekarz – uniósł na nią znacząco brwi. Oczywiście, że gdyby zachorowała, Odysseus stanąłby na głowie, by jej pomóc i prawdopodobnie nie było takiej rzeczy, do której by się nie posunął, by ją ocalić. Gdyby miał ułożyć jakieś top dziesięć najważniejszych osób w swoim życiu, miałabym tam pewne miejsce, co więcej, znalazłaby się na podium. Nawet nie chciał wyobrażać sobie, co by czuł, gdyby przyszło mu postawić jej niepozytywną diagnozę, bez względu na to, jaka by nie była - straszna, czy niegroźna w finalnym rozrachunku. – No wiem, że nie szukasz... to znaczy, podejrzewam, że gdzieś tam w środku może byś chciała kiedyś, ale nie szukasz. I dobrze, takich rzeczy się nie szuka w ogóle. I nie miałem nic złego na myśli... słaby materiał na męża, na faceta też, zaufaj mi - wyjaśnił spokojnie, choć pewnie mogło to sugerować, że ma coś do tych kurierów ogólnie, ale to nie była wcale prawda. To był personalny problem, do tych konkretnych osób, które nie chciały z jakiegoś powodu wykonywać swojej pracy. Denerwowało go to okropnie i chyba w sumie miał do tego prawo, by się złościć. Chociaż po chwili nie był pewien, jak od tematu paczek trafiających do sąsiadki przeszli w ogóle do jej kandydatów na życiowego partnera. – A ja widzę szanse - uznał, wzruszając ramionami. Nie skreślał tej opcji, bo niezmiennie uważał, że jest piękną, mądrą, wartościową kobietą, która znajdzie jeszcze kogoś, kto da jej szczęście. Jednocześnie rozumiał także, że mogła wykluczać dla siebie taką opcję ze względu na rany, które nie były do końca zagojone albo po prostu kiepskie wspomnienia. – Ogólnie nic, ale z tym konkretnym całkiem sporo. Zawsze wszystko dostaję zimne i rozwalone. A paczki od kuriera z tej okolicy trafiają do sąsiadki wyżej, notorycznie, nawet gdy akurat jestem w domu... – już się z nią tym dzielił kiedyś, pewnie w wiadomościach. To wciąż nie było rozwiązane i Oddy jeszcze trochę miał przeżywać tę sprawę, bo było to faktycznie dość kłopotliwe z jego perspektywy. Podobne odczucia miał zresztą względem poruszania tematu jego związku, który nadal był nieprzepracowany i nadal był niezabliźnioną raną, która bolała każdego dnia. Nawet jeśli było mu trudno, nie chciał całkiem odcinać Flavii od tej kwestii – wszak była jedyną osobą, z którą odważyłby się o tym w ogóle porozmawiać i być może był to klucz do tego, by zrobić choć maleńki kroczek dalej. Wziął głęboki oddech, pozwalając jej na wszystkie te czułości, które okazywała. Faktycznie, z nią bliżej siebie poczuł się lepiej. – Myślę, że już mnie to przytłoczyło, wiesz? – wyznał szczerze, bo kłamanie w jej obecności byłoby zupełnie nieodpowiednie. Nie czułby się dobrze, gdyby jeszcze coś przed nią zataił. – Obstawiam, że muszę. Nikt tego... nikt tego za mnie nie przetrawi, po prostu chciałbym, żeby to nie było tak cholernie trudne – dodał znacznie ciszej i oparł głowę o jej, którą sama wcześniej wsparła o jego ramię. Mocno zacisnął powieki, czując znajome pieczenie i naprawdę, to było okropne i idiotyczne, bo chociaż wiedział, że nie powinien się swoich emocji wstydzić, to uczucie właśnie go trawiło.

flavia houghton
ambitny krab
son of laërtes
właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Łzawe komedie romantyczne przerabiali już wiele razy, nie tylko w życiu, ale także i na kanapie, rozwodząc się nad decyzjami głównych bohaterów, zupełnie jakby sami potrafili dokonywać lepszych wyborów. Zdecydowanie łatwiej było oceniać działania jako obserwator, osoba wykluczona z problemu, mająca nie skrzywiony emocjami obraz sytuacji. Gdy zaś w grę wchodziło samodzielne dokonywanie wyborów Flavia polegała na całej linii zazwyczaj zostając przy cięższej drodze. To nie tak, że zawsze były tylko dwa rozwiązania - to łatwiejsze i stanowiące wyzwanie. Nic nie jest czarne albo białe. A jednak z tej szerokiej gamy potrafiła typować niekorzystny obrót spraw.
- W porządku, zrozumiałam za pierwszym razem. Jesteś moim aniołem stróżem. - mówiąc to palcem nakreśliła w powietrzu aureolę nad własną głową, po czym zaśmiała się pod nosem. W kwestii poświęceń, czy to jako przyjaciel, czy też jako lekarz doskonale wiedziała, że Oddy był oddany sprawie. Niezależnie o kogo i o co by się rozchodziło, był jedną z nielicznych osób w jej towarzystwie, które w zawodowych ramach były zdecydowanie na swoim miejscu. Jednak mając tego świadomość - lub nawet i bez niej - nigdy nie chciałaby się znaleźć w sytuacji kryzysowej, która na szczęście była wyłącznie gdybaniem w tamtej chwili. Zresztą, znając upartość Flavii trzymałaby wszystkie złe wieści w tajemnicy jak najdłużej. Nie była typem, który lubił przysparzać innym zmartwień. Longsdale coś o tym wiedział.
Bardziej niż pewny był fakt, że się nie mylił. Gdzieś tam w głębi, nawet nie tak mocno ukrytej, chciała kogoś mieć. Jednak nie dążyła do tego desperacko, przynajmniej chciała w to wierzyć przez większość czasu. Miała też chwile słabości i momenty poddania się urokom życia singielki, ale finalnie zawsze wracała do niewypowiedzianego punktu wyjścia. Jak każdy, prawda? - Małżeństwo to zdecydowanie nie nasz temat. - zaśmiała się, podsumowując cały dialog. Ani jemu, ani jej się nie powiodło. Najwyraźniej zasada ich przyjaźni była jawnie nakreślona, jeśli jednemu w życiu nie wychodzi to drugiemu również. Jedyną różnicę stanowili wspomniani kurierzy. Houghton zawsze dostawała swoje paczki pod samiutkie drzwi w stanie nienaruszonym. Może po prostu ładnie się uśmiechała do dostawców i w tym tkwił szkopuł? - A ja nie widzę. - odparła, odrobinę chcąc zrobić mu na złość. Brakowało by wystawiła mu koniuszek języka, zupełnie jakby dalej byli tymi przedrzeźniającymi się nastolatkami. Jego słowa dodawały potrzebnej otuchy, nawet jeśli początkowo nie chciała się do tego przyznać. Aczkolwiek nie lubiła tego skupienia włącznie na niej i tym problemie. Nie chciała wyjść na desperatkę, nawet przed nim, dlatego starała się zejść z tematu najszybciej, jak tylko mogła. Gdyby zaczęli poruszać temat jej ostatnich podbojów miłosnych, sam Oddy złapałby się za głowę. - Do sąsiadki, mówisz? - ożywiła się wyłapując to jedno konkretne słówko. Nie byłaby sobą, gdyby nie zdecydowała się pociągnąć tego dalej. - A fajna chociaż ta sąsiadka? - bo przecież życie pisze różne scenariusze i pozornie mogło im się wydawać, że złośliwości kuriera notorycznie uprzykrzały mu życie, a co jeśli miało to prowadzić do czegoś zupełnie innego? Co prawda, Flavia nie znała zbyt wielu szczegółów tej historii, żeby nie skłamać to w gruncie rzeczy nie wiedziała nic, ale jej wyobraźnia już zaczęła swoje.
Znała go lepiej niż samą siebie. Wiedziała co mu doda otuchy, co go zdenerwuje a co uspokoi. Przez lata nauczyła się, że nie był osobą która kontakt fizyczny traktowała jako podstawowy język miłości, ale doskonale wyczuwała kiedy może sobie pozwolić na przekroczenie jego granic. Tak jak w tej sytuacji, kiedy czułości miały mu pokazać, że jest przy nim. - Oczywiście, że nikt za ciebie tego nie przetrawi, ale to nie znaczy że całą drogę musisz przechodzić sam. - jako najlepsza przyjaciółka czuła się zobowiązana do dołożenia wszelkich starań, by mu pomóc. Nawet jeśli w gruncie rzeczy nie wiedziała od czego mogłaby zacząć. Wykwalifikowanym specjalistą nie była. - Obwiniasz się o to? - o wszystko co go spotkało. O problemy, których jej nie zdradzał. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale też nikt nie ostrzegał, że może być tak ciężko.

odysseus lonsdale
ambitny krab
k.
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Tak, bez względu na wszystko, czy to jego życiową sytuację czy jakieś inne czynniki, faktycznie z rozmysłem miał zamiar zostać jej aniołem stróżem. Czego nawet nie był do końca świadomy, wiele wskazywało na to, że Odysseusowi udawało się tak bardzo wpasować w tę rolę, że nawet jego zaburzony tryb życia nie mógł temu przeszkodzić. Zawsze starał się zachować zdrowy balans, to prawda. Przy czym wraz z powrotem do Lorne Bay trochę zatarły mu się te granice, pogubił gdzieś po drodze część zdrowego rozsądku, który zawsze go cechował. Martwił się tak o Flavię, kiedy sam o siebie przede wszystkim powinien. To zdawało się być jednak absolutnie drugorzędne – by się skupiać na własnych problemach i ich rozwiązywaniu, najpierw należałoby się do nich w ogóle przyznać, a jemu póki co mistrzowsko szło udawanie, że nic się nie działo. Ignorowanie bólu, który wciąż wracał, było o wiele łatwiejsze, niż stawienie mu czoła i choć była to opcja głupia, z drugiej strony ciężko było go winić. Chciał sobie tylko trochę oszczędzić cierpienia, to wszystko.
Tak, nie musisz mi o tym przypominać. Gdzie nasz pakt, Flavia? Wiesz, mam na myśli ten z pobieraniem się w konkretnym wieku, jeżeli do tego czasu nie znajdzie się nikt inny – zagadnął zupełnie swobodnie. Chyba nigdy nie mieli czegoś takiego? Albo Oddy po drodze coś pokręcił, ale w tej chwili sobie nie przypominał. I to było aż dziwne biorąc pod uwagę, że ta kanapa nie na jedną komedię romantyczną już ich gościła, a ich dwójka była naprawdę pokręcona na takie sprawy. Gdyby przeanalizował takie małżeństwo, tak swoją drogą, pewnie na tym etapie nawet nie widziałby w nim niczego złego – życie już mu pokazało, że prawdziwa miłość chyba musiała nie istnieć, skoro najlepsze lata jego życia były zmarnowane, a wszystko, co dostawał w związku, było podyktowane poczuciem winy drugiej strony, która stale zdradzała go na lewo i prawo. Jak miał po czymś takim wierzyć w miłość, to nie było możliwe. Pobranie się z kimś, komu ufał i na kim mu zależało natomiast... brzmiało coraz lepiej, choć wiedział, że Flavia nie szukała czegoś takiego. Znał ją nie od dzisiaj i rozumiał jej potrzeby, nie były znowu tak skomplikowane. – Całkiem miła, tak. Odebrała już za mnie z piętnaście paczek. Wiesz, mieszkanie samo się nie mogło urządzić, musiałem zamówić z pół internetu – z delikatnym uśmiechem rozejrzał się krótko. Wszystko, a przynajmniej większość rzeczy, które się tutaj znajdowały, pochodziła z paczek, które na przełomie ostatnich tygodni zamawiał. Znaczną część z nich odebrała za niego Lucine, przemiła dziewczyna z mieszkania na innym piętrze. Wciąż nie wiedział po prawdzie, dlaczego kurier ciągle zostawiał jego przesyłki u niej, ale grunt, że były bezpieczne.
Bardzo chciał skończyć już trudne tematy, wrócić do opowieści o domniemanym małżeństwie, sąsiadce i paczkach, w dowolnej kolejności i konfiguracji. Rozdrapywanie tego, co bolało najbardziej, było okropnym przeżyciem i czuł, jak pomału rośnie mu gula w gardle, ze stresu. – Oczywiście, że się o to obwiniam. Gdybym wszystko robił tak jak trzeba, do niczego by nie doszło. A do tego... co mnie podkusiło myśleć, że jest aż tak dobrze między nami? To wszystko była gra, efekt jednego, wielkiego poczucia winy, a ja myślałem, że jesteśmy szczęśliwi. Najbardziej winię siebie, za bycie cholernym ślepcem – wyszeptał na koniec, chowając twarz w dłoniach. Powiedzenie tego na głos może miało być wytchnieniem, ale nie było. Nie zmieniło się nic.

flavia houghton
ambitny krab
son of laërtes
właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Zdaje się, że oboje cierpieli na podobną przypadłość. Spychanie siebie samych i swoich problemów na dalszy plan w obliczu niesienia natychmiastowej pomocy swoim najbliższym było całkowitą normą, nie tylko w przypadku Odysseusa, ale także i Flavii. Zapewne często też rzucali złotymi radami, z których żadne nie korzystało w przełożeniu na własne życie i problemy. Często też padali ofiarą tejże pułapki. Eksperckie podejście do cudzych dylematów nie znajdowało sposobu na zajęcie się własnymi. Potrafili postawić wszystko do góry nogami, by pomóc osobom trzecim, ale nigdy sobie. Pod tym względem byli tacy sami, w co rzeczywiście było dość ciężko uwierzyć zważywszy na przewagę różnic między nimi.
- Nasz pakt? - powtórzyła z rozbawieniem, zupełnie jakby nie wierzyła, że dygresja padła właśnie z jego ust. Pamięć podpowiadała, że na nic podobnego się nie umawiali. Ba! Biorąc pod uwagę fakt, iż w młodości Flavia nie miała problemów ze wskakiwaniem w relacje, dałaby sobie rękę uciąć, że takowa rozmowa prawdopodobnie nigdy wcześniej nie miała miejsca. A przecież połowa obejrzanych przez nich komedii romantyczny zawierała ten wątek. - Czyli teraz musimy czekać co przyniesie nam czterdziestka? Opcji mamy dużo, aż dwie, albo weźmiemy ślub ze sobą albo z kimś innym! - w końcu czyż nie te najbardziej udane małżeństwa swoje początki stawiały właśnie w przyjaźni? W istocie daleko im było do ślubnego kobierca, a wszystkie rzucane słowa zostawały w strefie żartu, jednak gdyby pochylić się nad tematem to mogliby dojść do wniosku, że nie była to tak straszna wizja. Od zawsze się dogadywali, zdecydowanie znali swoje granice i potrzeby a to wystarczyło już by uznać ten pomysł za złoty środek problemu ich samotności. Chyba że wcześniej sprzątnie go sprzed nosa sąsiadka, na której temat Houghton zaangażowała się całkowicie. Może tym właśnie powinna się zająć? Swataniem go do momentu, aż nie znajdzie idealnej partii, z którą według pięknej przypowieści będą jak połówki tego samego jabłka. - Piętnaście paczek… miałeś szczęście, że była w domu inaczej bawiłbyś się z kurierem w kotka i myszkę - prychnęła pod nosem. Na miejscu wspomnianej pani sąsiadki zapewne już dawno wyczerpałaby pokłady swojej cierpliwości a do głowy zaczęłyby dochodzić wnioski, że paczkowe pomyłki wcale nie były wyłącznie chichotem losu. - Jak się jej odwdzięczysz? No wiesz, jednak jesteś ogromnym dłużnikiem i jak na mój nos musisz teraz wysilić się piętnaście razy - rzecz jasna ostatnia część wypowiedzi była jedynie niewinnym żartem, czego potwierdzeniem miał być krótki śmiech. Popychanie go w nowe towarzystwo od zawsze należało do jednych z jej zadań w ich przyjaźni. A mimo że wcześniej nie poruszali tego tematu, Flavia podejrzewała, że świeże znajomości mogłyby odrobinę mu pomóc odciągnąć myśli i do reszty nie zwariować.
Nigdy nie była słaba w obserwacjach. Jak więc mogła nie zauważyć, że przekracza pewną linię? Poczuła nieprzyjemne drapanie w gardle automatycznie żałując decyzji o drążeniu tematu w głupiej nadziei, że w końcu będzie w stanie pomóc przyjacielowi. Zapewne na lepsze by mu wyszło gdyby nigdy nie pytała i dlatego czuła narastające poczucie winy, którego zagłuszyć nie mógł nawet kolejny łyk trunku. - Przepraszam, nie chciałam być upierdliwa ani zmuszać cię do tej rozmowy, chyba te kolorowe drinki na mnie źle podziałały - zdawała sobie sprawę, że nie był to moment na wybielanie się i choć wydawać się mogło inaczej, wcale tego nie robiła. Zacisnęła dłoń na jego ramieniu przez moment zastanawiając się czy powinna jeszcze coś dodać. Na usta cisnęło się naprawdę wiele - od przekleństw, frustracji i złości na całą niesprawiedliwość losu i jego toksyczny samokrytycyzm; aż po ciepłe słowa pocieszenia, próbę ponownej pomocy. W ostatecznym rozrachunku nie doszła do żadnych porządnych wniosków przez co czuła się jeszcze gorzej. - Możemy wrócić do tego, jak będziesz gotowy. Powinnam pomyśleć o tym na samym początku, ale już dawno zgubiłam zdrowy rozsądek i teraz musisz mierzyć się z moją głupotą - pokręciła głową, nadal nie czując ulgi ani względnego spokoju. - Co nie zmienia faktu, że jestem naprawdę zła, że tak o sobie mówisz, ale już zamykam się i milczę! - uniosła dłonie w górę, jako symbol swojej chwilowej bezradności, bo gdyby tylko mogła z pewnością rzuciłaby piękną wiązanką. Niesamowite jak szybko zmieniała wątki, najwyraźniej alkohol dodawał jej niezłego kopa. I odbierał rezon. - Na netflixie jest Dirty dancing - dała mu kuksańca w bok, mając nadzieję że chociaż ta wiadomość przywoła na jego twarz mimowolny uśmiech i wspomnienia lat młodzieńczych, kiedy to potykając się o własne nogi nieustannie próbowali nauczyć się tanecznych kroków.

odysseus lonsdale
ambitny krab
k.
ODPOWIEDZ