ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
  • siedem
    dwa miesiące temu, pod domem Raine
Nie było lepiej. Mówili, że będzie - z czasem - ale wcale nie było. Wręcz przeciwnie nawet. Z każdą kolejną mijającą godziną, z każdym spojrzeniem na milczący telefon, każdej kolejnej przychodzącej nocy miała coraz większą pewność, że będzie tylko gorzej. Co więcej - pierwszy raz picie, wypalenie paru skrętów i przygodne towarzystwo w niczym nie pomagało. Właściwie miała dosyć nawet znajomego jej grona osób, z którymi zwykle się bawiła. Denerwowało ją, że nie mogła z nimi rozmawiać tak, jak z nią. Że słyszała ich głosy namawiające do dalszego znieczulania się, zamiast tego jej, jak zawsze stojącego po przeciwnej stronie barykady, niczym głos rozsądku. Bolało, że jakkolwiek nie próbowaliby odwrócić uwagę Marlee, tak naprawdę nie była w stanie myśleć o nikim innym poza nią. Że ilukolwiek by ich przy niej nie było, tak naprawdę nie mogli zastąpić jej.
Dlatego też Doherty nie chciała, by ktokolwiek ją gdziekolwiek odwoził. Choć samotność wcale nie była łatwiejsza, wolała nie być teraz w czyimkolwiek towarzystwie. Po zamknięciu baru nie ruszyła więc jak zwykle do kogoś ze znajomych, tylko prosto do Sapphire River - tylko że do "domu" też nie chciała wracać. Nie miała pojęcia, jak długo kręciła się po okolicy. Ani jakim cudem w tym całym alkoholowo-maryśkowym otumanieniu nie trafiła w paszczę jakiegoś krokodyla albo nie utknęła w jakimś bagnie. Nie byłaby też w stanie wytłumaczyć, jak to się stało, że w pewnym momencie znalazła się na pace jakiegoś pick-upa. Po prostu zmęczenie w pewnym momencie musiało nad nią wygrać, a jej samej nie robiło już różnicy, gdzie właściwie zaśnie, byle nie bezpośrednio na ziemi.

Nie była pewna, co dokładnie ją zbudziło. Czy to godowe śpiewy lirogona wwiercające się w jej skacowaną głowę niczym świder, chłód wilgotnego poranka paraliżujący jej obolałe kończyny, widok bujającej się na linie Cecily - obraz, którego nie potrafiła się pozbyć nawet po otwarciu oczu... a może czyjaś obecność i głos? Dostrzegła i rozpoznała Raine dopiero po krótkiej chwili, w czasie której przetarła zaspane oczy. - Sory, nie chciałam... - zaczęła i zaraz urwała. Bo czego właściwie nie chciała? Wpakować się na przypadkowego, choć znajomego pick-upa? Zasnąć i nie zdążyć się ulotnić przed tym, jak właściciel auta się zorientuje? A może nie chciała niepokoić właśnie Barlowe? W nocy nie miało to najwyraźniej dla Marlee znaczenia, więc dlaczego teraz miałoby mieć? - Już mnie nie ma - dodała więc, zamiast dokończenia poprzedniego zdania i spróbowała się podnieść. Niestety - pomimo bluzy i nasuniętego na głowę kaptura, była na tyle zziębnięta, że nie wyszło jej to tak szybko i sprawnie, jak miała nadzieję. Właściwie wcale jej nie wyszło. Kto by pomyślał, że spanie na zewnątrz, w środku zimy, nawet w Australii, to będzie taki kiepski pomysł...

Raine Barlowe
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
26.

Wczesny i chłodny poranek spędzała z kubkiem kawy w tarasowych drzwiach. Ciężko jej było spać, kiedy brak ogrzewania nie mógł zostać do końca pokonany przez jej zmarznięte stopy, które za wszelką cenę musiały być nagie i wystające spod kołdry, w innym przypadku bowiem nie potrafiła zasnąć. Teraz jednak opatuliła się ciepłym kocem na ramionach, a na polarowe spodnie naciągnęła wełniane skarpetki, grzejąc się przed rozpoczynającym dniem i już miała odwrócić się w stronę aneksu kuchennego, żeby znaleźć w lodówce coś do jedzenia, a przynajmniej podjąć próbę poszukiwania czegoś do jedzenia, ale zobaczyła jakiś podejrzany ruch w okolicy swojego samochodu.
Pierwszą jej myślą było to, że najzwyczajniej w świecie jakieś zwierzę wdrapało się na pickupa, a wiadomo jak to było ze zwierzętami w Australii - nie do każdego powinno się od razu podchodzić. Postanowiła więc dać sobie chwilę na zastanowienie, czy to akurat coś jadowitego, ale przy kolejnym łyku kawy i wytężeniu spojrzenia odkryła, że daleko tej postaci było od jakiegoś dziwnego krokodyla, czy przerośniętego nietoperza! - Marlee?! - zawołała, stając na progu domku i z kocem na ramionach i kapciach na stopach, ruszyła schodkami w dół. - Czyś ty do reszty oszalała? Co ty tutaj robisz? - przyglądała się jej ze zmarszczonym czołem, coraz bardziej zbliżając się do niej i samochodu. - Gdzie pójdziesz? Teraz? Kiedy tu przyszłaś? Czy ty...? Czy ty jesteś pijana? Chuchnij! - zażądała, jakby była jej matką, a nie rówieśniczką i nawet wyciągnęła szyję, w oczekiwaniu.
Już dawno jej mówiła, że te imprezy to zły pomysł. Ba! Nie chodziło o same imprezy, co o to, jak Marlee się na nich zachowywała, często po prostu przeszkadzając i nie po złości przecież jej Raine ciągle wypominała, że powinna przystopowac, to było z troski, w końcu, cholera jasna, właśnie nad ranem wstawała z paki jej samochodu, a w tym akurat niewiele było normalnego, prawda? Grunt w ogóle, że to samochód Raine, a nie jakiegoś szemranego faceta, takich sąsiadów przecież nie brakowało!

Marlee Doherty
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Żałowała, że nie ulotniła się stąd jeszcze przed świtem. Słuchanie wyrzutów i odpowiadanie na całe serie pytań było ostatnim, na co miała w tej chwili ochotę. Zresztą jej skacowany umysł nie nadążał nawet rejestrować wszystkiego, co się wokół niej działo. Pechowo, że w tej swojej pijackiej tułaczce zeszłej nocy, musiała trafić akurat pod dom Raine. Już lepsza byłaby ta stara rudera Buda... Może podzieliłby się z nią tym swoim własnoręcznie pędzonym bimbrem albo zestrzeliłby jak kaczkę - obie te wersje wydawały jej się w obecnej sytuacji lepsze, niż ten moralizatorski i ganiący ton w słowach Barlowe. Zbyt boleśnie przypominający, jak na całą tę sytuację zareagowałaby Cecily...
- Niedawno - skłamała. - Chciałam chwilę odpocząć - mruknęła jeszcze, już po chwili czując złość, że w ogóle musi się tłumaczyć. Choć była to prawda, wkurzało ją to założenie, że na pewno jest pijana. I że - co już sobie założyła - może planowała nic dobrego. Wraz z przypływem płynącej z irytacji energii, przesunęła się po pace w stronę zejścia i zeskoczyła z niej niezgrabnie, odpychając przy tym nieco Raine. - Pieprz się - warknęła przy tym, bo chuchać nigdzie i nikomu nie zamierzała. Raz, że oddech tylko potwierdziłby, że zeszłej nocy mocno przesadziła z alkoholem, a dwa... Już samo to żądanie ze strony koleżanki było poniżające, a w połączeniu z całą sytuacją wręcz uwłaczające, więc z pewnością nie chciała się mu poddawać. Skostniałe z zimna nogi nieco się pod nią ugięły, ale oparła się bokiem o auto, żeby to zamaskować. - Próbowałam ci w nocy ukraść wóz, ale nie wyszło, więc zmęczona zasnęłam... To chciałaś usłyszeć? - rzuciła z wyraźną zaczepką. Spodziewała się - nie, inaczej! - chciała usłyszeć z ust Barlowe potwierdzenie. Jakby tylko czekała, aż za moralizatorskim tonem i naganą wysunie się na wierzch strach, potępienie i niechęć. Nawet jeśli takie spojrzenie na nią ją wkurzało, było lepsze, niż współczucie i zmartwienie. Z nimi nigdy nie wiedziała, jak sobie radzić...

Raine Barlowe
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Odpocząć w nocy na zewnątrz na podjeździe swojej przyjaciółki? - pokiwała głową i owszem, jej ton był dokładnie taki sam, jaki jej matka miała jeszcze kilka lat temu, gdy Audrey, czy Primrose wracaly nad ranem do domu, biadoląc, że zmarzły, albo boli je głowa po całonocnej imprezie. Nie miała prawa osądzać działań Marlee, ale przez to, że się o nią martwiła, cóż, jednak trochę o tym zapominała. Były w tym samym wieku i zdecydowanie nie powinna jej matkować, tylko nie potrafiła w żaden sposób nie reagować. - Pieprz się? - prychnęła, kręcąc powoli głową. Naprawdę, zachowywała się jak karcący rodzic i dostawała to, czego taki mógł się spodziewać po zbuntowanym dziecku, nawet nie było się co dziwić.
- Marlee, co ty teraz próbujesz w ogóle odpierdolić? - rozłożyła ręce na boki, zaraz na nowo opatulając się kocem, bo chłodny powiew porannego powietrza wdzierał się pod materiał. - Myślisz, że jestem w stanie uwierzyć, że chciałaś mnie okraść? - nawet jeśli przyłapałaby ją na próbie odpalenia samochodu przez kable, ani trochę by w to nie uwierzyła, próbując znaleźć jakiś alternatywny powód dla jej zachowania, bo wbrew temu, że przed momentem potraktowała ją jak osobę, która ma problem z alkoholem, - Chodź do środka i przestań się zachowywać jak dziecko - powiedziała w końcu, bo mogła sobie znosić humorki Doherty, ale wolała to zrobić w domu, gdzie było trochę cieplej i każde jej słowo nie wywoływało chmurki pary wodnej, widocznej w powietrzu. Zaczęła nawet iść w stronę schodów do domu, licząc na to, że dziewczyna po prostu za nią pójdzie. Może nie mogła jej zaserwować wykwintnego śniadania, ale coś na przebranie, prysznic, kawę już tak. Nie, żeby miała przemilczeć cały temat i puścić go w niepamięć - o nie, tak by nie zrobiła, ale jej tyrada mogła trochę poczekać.

Marlee Doherty
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
- A co, to jakaś zbrodnia? - burknęła niezadowolona, że jej kłamstwo nie tylko nic nie zdziałało, co najwyraźniej wręcz zwiększyło niepokój Raine. A mogła milczeć, mogła odejść, mogła nie wdawać się w jakiekolwiek dyskusje... Teraz już było za późno. - Słuchaj, jak to taki problem, to zapłacę jakoś za czyszczenie, czy cokolwiek... - wtrąciła jeszcze szybko, chociaż w duchu dobrze wiedziała, że to w ogóle nie o to chodziło. Że to nie przez auto Barlowe wydawała się niezadowolona i to nie wizja ubłoconej może odrobinę paki pick-upa sprawiała, że kręciła głową z taką dezaprobatą. Marlee umyślnie jednak utrzymywała z daleka od siebie myśl, że ktoś jeszcze na tym świecie może się o nią martwić. Raine zasługiwała na lepszych przyjaciół niż ci, którzy niszczą wszystko na swojej drodzę. Lepszych, niż Marlee.
Wzruszyła niedbale ramionami i odwróciła spojrzenie od twarzy dziewczyny, nagle nie mogąc dalej patrzeć jej w oczy. Na końcu języka miała przyznanie się do winy. Do tego, że właściwie chciała. Może nie tej nocy, bo była wtedy zbyt pijana, by nawet o tym pomyśleć, ale... zdarzały jej się przecież takie pomysły. Stąd zwinąć kilka stówek. Stamtąd w końcu jakiś porządny ciuch. Może zegarek czy złoty łańcuszek do opchnięcia gdzieś w Cairns. Albo auto, którym mogłaby w końcu stąd na dobre spierdolić. Znajomy, ktoś ledwo poznany, wieloletni kumpel - nieważne. Prawda to, że zawsze zatrzymywała się tylko na myślach, ale pomysł, że któregoś dnia jedną z tych myśli miałaby przełożyć na rzeczywistość, nie byłby właściwie wydumany. W końcu człowiek przyparty do muru powoli tracił wszelkie zahamowania. - Nie, Raine. Ja lepiej wrócę do... - urwała, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa do zakończenia tego zdania. Do siebie? Do domu? Do picia? Nie miała do czego, ani do kogo wracać. Mimowolnie zadrżała na całym ciele - przez te myśli czy z powodu zimna, nieważne. Może rzeczywiście zachowywała się jak dziecko - szczególnie teraz, odmawiając zaproszenia do ciepłego wnętrza? - Nie rób tego - wtrąciła nagle nieco ciszej, mimo wcześniejszych słów nie ruszając się z miejsca przy aucie. Pod tym jednym zdaniem mieściło się tak wiele... Nie martw się o mnie. Nie pomagaj. Nie pouczaj. Nie próbuj zmienić. Gdyby Marlee dało się jakkolwiek naprawić, zrobiłaby to przecież Cecily. Ze wszystkich to ona miała największe szanse to zrobić. A zamiast tego sama skończyła na sznurze pod sufitem. Raine co prawda nie mogła znać prawdziwego powodu tego samobójstwa, ale przecież znała je obie. Wiedziała, jaka Doherty potrafiła być. Trudna, samolubna, wymagająca uwagi, destrukcyjna... i to nie tylko dla samej siebie. Marlee czuła, że to tylko kwestia czasu, aż ktoś połączy dwa do dwóch i zacznie podejrzewać, że całe to gówno to tylko i wyłącznie jej wina...

Raine Barlowe
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Czyszczenie, czy cokolwiek? - powtórzyła po niej, prychając. Obie doskonale wiedziały, że Raine ani trochę nie zależało teraz na samochodzie. Owszem, pickup był dla niej ważny, próbowała o niego dbać, spędzała tyle czasu w warsztacie, że była tam stałą klientką i większość pracowników znała po imieniu, a wszelkie zapalone kontrolki, czy stukania silnika miała odnotowane w pamięci, ale nie była to dla niej najważniejsza rzecz na świecie, żeby złościć się przez to na swoich znajomych, przyjaciół. Mogłaby w środku wylać jakąś farbę, a Raine dalej martwiłaby się o nią, o Marlee, bo nie potrafiła obojętnie przejść obok faktu, że od dłuższego czasu źle się u niej działo, że uciekała do rozwiązań, które nie miały żadnego celu, że prowadziła się na ścieżkę zepsucia, z której w pewnym momencie może być jej ciężko zawrócić i nie chciała na to pozwolić. Nie chciała jej też pomagać na siłę, o nie. Barlowe nie była aż tak dobrym człowiekiem, żeby problemy każdego wokół przedkładać na swoje własne, ale nie zamierzała odmówić dziewczynie choćby rozmowy, ogrzania się w jej domu, takich prostych rzeczy, na które zasługiwał każdy.
- Nie, nie lepiej wrócisz gdziekolwiek, chodź do domu - do domu Raine, ale gdyby tylko tak bardzo tego potrzebowała, mógłby stać się on też domem dla Marlee. Kanapa, w większości pusta lodówka i prysznic ze słabym ciśnieniem - tak, nie były to luksusy, bo sama nie mieszkała w warunkach, którymi mogli się pochwalić się jej znajomi, ale miała ten swój kąt, który pozostawał otwarty. - Czego mam, kurwa, nie robić, co? - odpowiedziała nieco głośniej, sama już nie wiedziała czy poirytowana jej bojową postawą, czy tym, że zamiast wejść do środka, stały na chłodzie. - Nie pieprz mi teraz o tym, że próbuję ci matkować - chociaż owszem, tak właśnie się zachowywała. - Nie pozwolę ci wrócić w tym momencie do domu, nawet jeśli będę cię musiała zmusić siłą. Wchodzisz po dobroci, czy będziesz się dalej trzymała swojej świetnej wersji, że poradzisz sobie sama? Obudź się, spałaś na moim samochodzie, Bóg wie z jakiego powodu, więc nie, nie pójdziesz sobie teraz jak gdyby nigdy nic.
Na twarz brunetki wypłynęły rumieńce, może trochę z chłodu, może trochę z nerwów, ale mocno patrzyła teraz na Doherty i miała w chuju, czy się jej podoba pomysł wypicia z Raine herbaty i zjedzenia śniadania. Miała wejść do środka. Koniec, kropka.

Marlee Doherty
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
- No... - mruknęła bezmyślnie, wzruszając niby obojętnie ramionami. Podskórnie wyczuwała, że to wszystko na nic. Że Raine była zbyt uparta i zbyt dobra, by pozwolić jej odejść. I choć jeszcze przez chwilę Marlee próbowała się przed tym bronić, chyba od początku wiedziała, że w końcu pęknie. Że myśl o tym, co lepsze dla Barlowe spadnie na dalszy plan, a gwoździem programu zostaną jej własne potrzeby.
I tak się właśnie działo. Niezależnie od słów koleżanki i samej Lee, ból kończyn stawał się coraz bardziej nieznośny, uczucie głodu nie do wytrzymania, a chłód dostawał się w kolejne zakamarki jej ciała. No i - jakby tego wszystkiego było jeszcze mało - nie mogła już ignorować pełnego pęcherza. Objęła się ramionami, jakby chciała się bronić przed kolejną falą słów Raine, ale zimne, wciąż zwilgotniałe od nocnego powietrza ubrania tylko wszystko pogarszały. Mimowolnie zadrżała, choć w duchu błagała ciało, żeby nie dawało Barlowe kolejnych argumentów. Ale dziś najwyraźniej nic ani nikt nie zamierzało słuchać jej próśb. - Okej - rzuciła w pewnym momencie cicho i zrezygnowanym głosem, ale zdenerwowana dziewczyna chyba tego nie dosłyszałam. - Okej. Powiedziałam, że okej - powtórzyła więc, unosząc nieco ręce w obronnym geście. Nie chciała już słuchać kolejnych wyrzutów. Choć przeczuwała, że może to nie ich koniec, wolała już kontynuować w środku. Musiała wyglądać na przegraną. W środku czuła się nawet gorzej. - Na chwilę - dodała więc, chcąc odzyskać choć odrobinę kontroli. Jeśli już miała zawracać Raine głowę, to zamierzała to zrobić szybko. - Ogrzeję się tylko trochę i skorzystam z kibla, okej? - zaproponowała, robiąc pierwsze dwa kroki w stronę chatki. Kompromis? Może można to było tak nazwać.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Może rzeczywiście trochę przesadziła ze swoim podejściem do Marlee, ale było rano, chłodno i nie miała ochoty na kłótnię o tym, czy powinna wejść do środka, czy może jednak wcale nie potrzebowała jej pomocy. Nie musiały prowadzić poważnej rozmowy, bo żadna z Raine była terapeutka, ale po prostu nie mogła jej tak puścić, więc trochę się uniosła, poirytowana upartością dziewczyny. Oczywiście, że chciała dla niej jak najlepiej, w końcu się przyjaźniły i nie wiedziała powodu, dla którego ta złości się na nią za propozycję ogrzania i zjedzenia śniadania, ale też niespecjalnie chciała w to wchodzić i cieszyła się tylko, że w końcu coś na nią podziałało, kiwnęła więc głową na te jej wszystkie "okej" i sama ruszyła w kierunku schodów do swojego domu. - Nie zamierzam cię przecież trzymać na siłę, Marlee - nie wiedziała, czemu ta potrzebowała tak mocno podkreślić, że wchodzi tylko na chwilę, ale jeśli zje trochę śniadania z Raine i zgodzi się na pożyczenie ubrań, to Barlowe nie mogła już nic więcej zrobić. Jasne, chciałaby nią jakoś potrząsnąć, dojść do porozumienia, zrobić cokolwiek, ale czy w ogóle było to możliwe? Nie potrafiłaby chyba zmienić jej podejścia do wszystkiego tak w jeden moment, w jeden poranek, ale warto było popróbować małymi kroczkami. - Jasne, to chodź już do środka - skinęła głową, skoro osiągnęły jakieś porozumienie i wspięła się po schodkach, wchodząc do środka i zostawiając za sobą otwarte drzwi. Oszczędzając sobie zwyczajowych grzeczności o tym gdzie jest łazienka, kuchnia, a gdzie najlepiej zostawić buty, poszła od razu do kuchni, zajmując się przygotowaniem kolejnej porcji kawy dla siebie i Doherty, zaraz też otwierając lodówkę, żeby zobaczyć co może tam znaleźć dobrego do jedzenia, ale jak zwykle, nie była raczej wypakowana po brzegi, więc wyciągnęła z niej jakiś jogurt pitny i postawiła obok chleba tostowego na kuchennej wyspie.
Dała dziewczynie czas na zajęcie się sobą w łazience i przeszła do swojego pokoju, żeby znaleźć coś miękkiego, wygodnego i ciepłego do ubrania. Obydwie nosiły raczej podobny rozmiar, bo były podobnej postury, a Raine uwielbiała wszystko co luźne i nadające się do wylegiwania na kanapie (prawie tak samo, jak swoją nieskończoną kolekcję jeansow i rockowych koszulek!). - Załóż to, bo inaczej się serio nie rozgrzejesz - powiedziała, kiedy dziewczyna w końcu stanęła w kuchni i sięgnęła po kubek ze świeżą i gorącą kawą.

Marlee Doherty
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Nie była to pierwsza taka sytuacja, kiedy ktoś po prostu okazywał jej życzliwość i nawet w minimalny sposób chciał jej jakoś pomóc, ale nadal nie potrafiła takich gestów przyjmować, a nawet więcej - umyślnie je wciąż od siebie odpychała. Najgorsze, że bardzo dobrze wiedziała, dlaczego jej pierwszą reakcją jest zawsze chęć ewakuacji, a nawet próby odwrócenia całej sytuacji przeciwko niej samej. Nie mogła o tym nie myśleć, kierując się powoli za Raine w stronę wejścia do jej chatki. Jej starsza siostra odeszła tragicznie z tego świata, starając się o lepszą przyszłość dla Marlee. Jej najlepsza przyjaciółka targnęła się na własne życie, nie radząc już sobie z ich relacją. Najwyraźniej była przeklęta. (Będąc już w łazience, na samą tę myśl parsknęła cicho i bez rozbawienia do swojego odbicia w lustrze. Zabawne, że do głowy jej przyszło właśnie to słowo, którym określana w miasteczku była Divina.) Nawet, jeśli nie zabijała bezpośrednio, to i tak czuła się za wszystko odpowiedzialna. Nie chciała, by Barlowe stała się jej kolejną ofiarą...
Toaleta zajęła jej zdecydowanie więcej czasu, niż to przewidywała. Ból pęcherza - który oczywiście wiedziała już, co oznaczał, bo nie zdarzał jej się po raz pierwszy - wydłużył mocno samo oddawanie moczu. Potem jeszcze, myjąc już ręce, sama spojrzała w to przeklęte lusto nad umywalką. Wyglądała właściwie tak, jak możnaby się tego spodziewać po wieczornym melanżu i nocy przespanej na pace auta, na zewnątrz. Sterczące końcówki wilgotnych włosów, blada cera, podkrążone oczy, plamki błota na policzku, brzeg kaptura bluzy odciśnięty gdzieś na czole. Zdjęła bluzę, pochyliła się nad umywalką i przemyła twarz kilkakrotnie, by jak najlepiej zmyć z siebie najlepiej całą ostatnią dobę - a przynajmniej kilka ostatnich godzin. Włosy przeczesała palcami. Niestety niewiele to wszystko dało.
Do kuchni trafiła bez problemu. Z ulgą zauważyła, że Raine nie planowała jej powitać żadnym wykwintnym daniem, ani w ogóle specjalnie dla niej czegoś szykować. Z pewnością miałaby problem z przyjęciem czegoś więcej, niż ten pitny jogurt i kawałek chleba - tyle mogła przełknąć. Wilgotną, zimną bluzę powiesiła chwilowo na jakieś krzesło i zbliżyła się do Barlowe, wyciągającej w jej stronę jakieś ubrania. Sięgnęła tylko po coś wyglądające na luźne, ale ciepłe okrycie i posłała dziewczynie twarde spojrzenie mówiące tyle, że większych przebieranek robić nie zamierza. - Dzięki - mruknęła przy tym cicho i zarzuciła na siebie bluzę Raine. Od razu zrobiło jej się cieplej, kiedy tylko wsunęła ręce do rękawów, owinęła się szczelniej i objęła dłońmi kubek z parującą kawą. Przez krótki moment nawet pożałowała, że nie będzie mogła tu zostać chociaż odrobinę dłużej, niż to konieczne, ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl.
- Serio, przepraszam za tę sytuację, z autem i w ogóle - odezwała się po dłuższej chwili i po kilku łykach kawy, kiedy jej ciało w końcu przestało mimowolnie drżeć i dotarło do niej, że wcześniejsze jej przeprosiny nie wybrzmiały najlepiej - o ile w ogóle. Nawet jeśli Raine nie uważała, że stało się coś złego, to i tak głupio wyszło. - Wiesz, chciałam chwilę gdzieś przycupnąć, posiedzieć, a nie chciałam cię budzić wybierając schodki przed domem. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam - dodała zdecydowanie spokojniej i już nie tak obronnie i z przekąsem, jak wcześniej. Pozornie najłatwiejszym wytłumaczeniem mógłby być zupełnie urwany film i amnezja o tym, jak - tak po pierwsze - znalazła się pod domem Barlowe, ale była na tyle przytomna, by wiedzieć, że nie byłby to w tym przypadku najlepszy argument. Już i tak spodziewała się suszenia jej głowy o "nadmierne" spożywanie alkoholu, więc po co dolewać oliwy do ognia.

Raine Barlowe
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
To chyba zupełnie normalne, że martwiła się o Marlee. Dziewczyna nie była kimś obcym, kogo Raine chciałaby momentalnie przegonić sprzed swojego domu, albo zadzwonić do kogoś ze znajomych, żeby zgłosić, że ktoś plącze się po jej posesji. Wiedziała, że moralizatorska pogadanka o tym, co dziewczyna powinna, albo czego nie powinna robić ze swoim życiem nie miała jakiegokolwiek celu, bo ona nie chciała tego słuchać, szkoda więc było czasu jednej i drugiej na takie rozmowy, a Raine, zrozumiawszy to, próbowała się przed nimi powstrzymywać, chociaż najchętniej potrząsnęłaby nią z całej siły i wykrzyczała, że powinna się w końcu wziąć w garść, bo po prostu nie mogła na to patrzeć. Nie mogła jednak odwrócić wzroku, kiedy wydawało się jej, że Doherty w ten sposób właśnie prosi o pomoc - nawet jeśli nieświadomie, nawet jeśli twierdziła, że wcale jej nie chce i wszyscy powinni jej dać święty spokój, to chyba z jakiegoś powodu pojawiła się właśnie na podwórku Raine, a nie w jakimś przypadkowym miejscu; dała się jej znaleźć w pewien sposób, to nie mógł być przypadek. - Nie ma problemu - resztę ubrań odłożyła gdzieś na bok i nie zamierzała się z nią kłócić, że powinna wymoczyć się w wannie (której Raine nie posiadała), a potem przebrać w czyste, ciepłe i suche rzeczy, bo jeszcze chwilę temu wcale nie chciała wchodzić do jej domu, więc i tak widać było jakiś postęp w tym wszystkim.
- Noo, jakby to, że sobie do niego weszłaś nie robi mi szczególnie żadnej różnicy - samochód ani nie był szczególnie zadbany pod względem technicznym, ani porządkowym, więc i tak lepiej, że Marlee spała tam, zamiast na ziemi, gdzie dużo większy dostęp do niej mogły mieć jakieś nocne stworzenia, jak węże, czy inne krokodyle, które kręciły się czasem w okolicy, a których nie mogło odpędzić dziuraw ogrodzenie Barlowe, które planowała naprawić od dłuższego czasu, tylko ciągle wpadało jej coś ważniejszego do zrobienia. - A czemu w ogóle przyszłaś do mnie? I czemu byłaś sama w nocy? - wiedziała, że nie może być bardziej dociekliwa, bo inaczej nie dowie się niczego, ale bardzo ją zastanawiało co się zadziało tej nocy, że dziewczyna trafiła akurat do niej, szczególnie, że doskonale wiedziała co Raine myśli o jej zachowaniu i piciu. Sama nie była najczystszą i najbardziej niewinną osobą na świecie, ale imprezowe podejście obu dziewczyn znacząco się od siebie różniło i Barlowe ze swoją słabą głową częściej wypijała kilka drinków, śmiała się trochę za głośno i z zupełnie niezabawnych rzeczy, a potem okazywało się, ze trzeba ją odprowadzić do domu i położyć spać, bo już jest zmęczona. Nie robiła raczej nic głupiego, może pomijając moment, w którym zadzwoniła w środku nocy do policjanta, który prowadził sprawę, w której była świadkiem i zaprosiła go na plażę, żeby przyłączył się do opróżniania butelki rumu, a on zamiast tego zaciągnął ją do swojego samochodu i do domu, co zdecydowanie nie było czymś, co wspominała z jakąkolwiek przyjemnością, ale to chyba byłoby na tyle, natomiast o Marlee martwiła się naprawdę.

Marlee Doherty
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Trochę naiwnie wierzyła, że to jej drobne kłamstwo wystarczy. W końcu weszła do środka, prawda? Pozwoliła sobie chociaż odrobinę pomóc. Gdzieś w duchu miała nadzieję, że to odwlecze przynajmniej w czasie kolejne pytania. Chociaż na jakiś czas, do następnej podobnej sytuacji, do której już planowała nigdy nie dopuścić. Ale Raine najwyraźniej tak łatwo nie odpuszczała.
W pierwszej chwili wzruszyła trochę olewczo ramionami, pakując sobie do ust kawałek chleba i popijając go sporym łykiem pitnego jogurtu. Po części po to, żeby dać sobie czas na dobranie odpowiedzi. Nigdy nie była w tym dobra... W udawaniu, że wszystko jest w najlepszym porządku, kiedy wyraźnie nie było. W wymyślaniu dobrych wymówek dla sytuacji, w które pakowała się po pijaku. W tłumaczeniach się z niektórych swoich zachowań. Zresztą dała już tego świetny przykład jeszcze zanim zgodziła się w końcu wejść do chatki Raine. O mały włos i teraz nie wróciła do tamtych metod - sarkazmu, odwracania kota ogonem i antagonizowania samej siebie. Westchnęła ciężko. - Twój dom znajduje się na trasie z centrum do mojego - rzuciła w końcu. I choć jej lekko pytający ton wskazywał wyraźnie, że nie jest to zbyt szczera, a raczej wymyślona na poczekaniu, odpowiedź, jednak teoretycznie nie kłamała. Po prostu nie do końca odpowiadała na zadane jej właściwie pytanie. - I nie miał mnie kto odwieźć - i znów niby nie kłamała. Bo chociaż nikt z ekipy, w jakiej poprzedniego wieczoru się bawiła, nie był w stanie wsiadać za kółko, to jednak do tej pory potrafiła sobie znaleźć jakiś nocleg. Jak nie u tego znajomego, to u innego. W ostateczności zawsze mogła dzwonić do Cecily, jeśli nikt nie miał możliwości jej przenocować lub po prostu sama Marlee nie chciała widzieć nikogo innego poza przyjaciółką. Zacisnęła mocno palce na uchwycie kubka z kawą, czując jak na samą myśl o zmarłej dziewczynie, coś w niej na nowo pęka. Żałowała, że w napoju nie było czegoś mocniejszego. - Serio, nie chciałam sprawiać kłopotu - dodała nieco ciszej, nie zerkając już jednak nawet na Raine, tylko wpatrując się tępo w jakiś punkt na blacie. Czy to był czas na ewakuację?

Raine Barlowe
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Popatrzyła na Marlee w zamyśleniu, kiedy ta rzuciła wymówką. Wymówką, bo Raine nie czuła, żeby w jakimkolwiek stopniu odpowiadała na jej pytanie, jednak może nie powinna drążyć dłużej, skoro ewidentnie nie chciała jej odpowiedzieć? Barlowe wolałaby uniknąć sytuacji, w której będzie dziewczynie matkowała tak bardzo, że ta będzie miała jej dość, że pójdzie i już nigdy nie wróci. Sama nie wiedziała dlaczego, ale chciała jej pomóc - nie tylko teraz, dzisiaj, nie tylko w tym przypadku. Chciałaby, żeby Marlee wyszła na prostą, może trochę odpuściła sobie picie, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie takie proste i nie zadzieje się tylko dlatego, że Raine okaże jej troskę. Jednocześnie chciała, żeby dziewczyna wiedziała, że może do niej przyjść, kiedy będzie miałą taką potrzebę, kiedy będzie miała jakieś kłopoty, ale nie mogła po prostu patrzeć jak ta niszczy sobie życie i nie potrafiła znaleźć kompromisu pomiędzy tym jak się do niej zwracała.
- Marlee, to nie jest kłopot, że spałaś na moim samochodzie. Ale sto razy bardziej wolałabym, żebyś mnie obudziła w nocy i weszła do środka. Myślisz, że ja nigdy nie dzwoniłam do nikogo po pijaku, żeby mnie skądś zgarnął? Od tego się ma przyjaciół - a one przecież były przyjaciółkami, prawda? Tylko ten samochód był naprawdę najmniej istotnym faktem w całej sytuacji. Równocześnie Barlowe nie chciała się bawić w samozwańczego psychologa, ale czy zachowanie Doherty nie było w jakimś sensie wołaniem o pomoc? Albo przynajmniej pokazaniem, że jej potrzebuje? Przecież równie dobrze mogła spać w jakimś rowie, a nawet jeśli była kompletnie pijana, tak do nieprzytomności, musiała sobie jakoś zdawać sprawę z tego, że zostanie zauważona. Czy przytomnie, czy też nie.
- Nie zamierzam na ciebie za to krzyczeć, nie zamierzam się nad tobą litować i użalać, ale nie rozumiem czemu cokolwiek bym nie zrobiła, to i tak mnie od siebie odpychasz - wzruszyła ramionami, bo zachowanie dziewczyny pośrednio też na nią wpływało. - I nie, nie będę ci teraz serwowała jakiejś psychoanalizy, nic z tych rzeczy, ale… no po prostu nie odsuwaj mnie od siebie - przygryzła wargę, bo nie wiedziała nawet czy może o to prosić, ale naprawdę chciałaby, żeby Marlee była w jej życiu - może niekoniecznie w taki właśnie sposób jak teraz, ale tak w ogóle.

Marlee Doherty
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ODPOWIEDZ