onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
007.
you've got a friend
in me
{outfit}
Był podekscytowany. Nawet nie sądził, że można być aż tak. Ostatnimi czasy mocno unikał takich emocji, ale dzisiaj postanowił dać się ponieść. Dzisiaj zamierzał zrobić porządki i w końcu pomalować dziecięcy pokoik. Nie wiedział, jakiej płci jest dziecko, ale to nie miało znaczenia. Pokój miał być jednym, wielkim słońcem. Właśnie taki motyw wybrał Dawsey. Chciał, by to miejsce promieniało radością, sprawiało, że od samego wejścia uśmiech pojawiał się na twarzy. Chciał, by jego dziecko czuło się tutaj wyjątkowo. To miała być niespodzianka. Skorzystał z okazji, że Wanda była w pracy, a później zamierzała odwiedzić rodziców. Nie chciał, by pracowała i zamierzał z nią o tym porozmawiać, ale tych parę dni chciał jeszcze poczekać. Zadzwonił do Rusty’ego. Był silny, a poza tym - był jednym z jego dobrych kumpli. Potrzebował kogoś, kto wyniesie z nim parę niepotrzebnych mebli. To miały być prawdziwe wiosenne porządki. Dawsey chciał przystosować chatkę najlepiej jak się da. Już teraz. Wiedział, że zanim dziecko zacznie choćby raczkować, minie jeszcze bardzo dużo czasu, ale w rzeczywistości ten czas zniknie szybciej niż mu się wydawało. Im bardziej pragniemy, by czas stanął w miejscu, tym szybciej będzie uciekał. A wiedział, że kiedy ujrzy tego szkraba, będzie chciał, by cały czas było takie maleńkie, wyłącznie do tulenia. Tak, Dawsey będzie nienormalnym, nadopiekuńczym ojcem i wiedział to już teraz.
Nie wiedział czy kupienie piwa było dobrym pomysłem, jeśli mieli malować pokój, ale to chyba nie było możliwe, żeby się upili. Podjechał też do burgerowni po jedzenie, bo wiedział, że dowóz tutaj nie wypali. Sam zostawiał samochód w centrum Tingaree, bo nie było możliwości, by dojechał nim do chatki. Takie były uroki mieszkania w lesie. Jeszcze raz zrobił obchód po domku, by podjąć ostateczne decyzje co do tego, co trzeba wyrzucić, a kiedy usłyszał pukanie do drzwi, po prostu krzyknął: - Wchodź. - Rusty naprawdę nie musiał pukać.
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
1.

Rusty nie do końca pojmował ideę posiadania dzieci. Kiedy te kilka miesięcy temu rozstali się z Elianą, jego wizja przyszłości u boku kobiety, z którą związał się na prawie trzy lata, legła w gruzach. Pierścionek zaręczynowy ciążył mu, kiedykolwiek go widział, a jednak nie potrafił zdobyć się na jego sprzedaż. Czy ktoś w ogóle kupował "używane" pierścionki zaręczynowe? Musiał istnieć pełen rynek takich, w końcu wielu facetów szykowało się do wielkiego gestu, przyklęknięcia przed swoją wybranką, otworzenia się, wypowiedzenia swoich uczuć, bez wcześniejszej poważnej rozmowy z ukochaną. Myślał jednak, że są na tym etapie związku i tego samego chcą, a wystarczyła jedna kłótnia, kiedy wyjechał odsapnąć od tej atmosfery w Sydney, a wrócił już do pustego domu.
Dawseya polubił niemalże od razu. Nie dało się ukryć, że bardzo pomógł mu z przygotowaniem materiału o sanktuarium, kiedy większość społeczności posyłała mu nieustannie nieufne spojrzenia i nie chciała zejść z drogi. Bez udziału mężczyzny, pewnie nic z tego by nie wyszło, tym bardziej więc z radością zdobywał świadomość o tym, że ich relacja staje się coraz bardziej przyjacielska. - Gotowy? - zawołał, po głosie odnajdując kumpla w przyszłym słonecznym pomieszczeniu. Miał na sobie znoszoną flanelową koszulę i luźne spodnie, które idealnie mogły się pobrudzić podczas malowania i tym sposobem nie bał się już żadnej pracy! Przenoszenie rzeczy i machanie wałkiem było dodatkowo kuszące, bo nie wymagało chyba zbyt dużo analizowania, a tego miał ostatnimi czasy w pracy zdecydowanie za dużo. - A to co, zaczynamy od przerwy? - zaśmiał się, wskazując na prowiant. Dawsey był nieźle przygotowany jak na taką szybką akcję i choć nie musiał mu się w żaden sposób odwdzięczać, wciąż był to miły gest.

dawsey carleton
przyjazna koala
nata#9784
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Szczerze powiedziawszy - Dawsey też nie. Kiedy na świecie pojawiła się Lily, był najszczęśliwszy, a później to szczęście zaczęło gasnąć. Kiedy zgasło całkowicie, był to dla niego największy cios i wtedy przyrzekł sobie, że już więcej nie popełni tego błędu. Tak, posiadanie dzieci było dla niego błędem. Posiadanie Lily nie, ale cała ta idea była dla niego straszna. Z posiadaniem dzieci wiązało się nie tylko wiele dobrego, ale również wiele zmartwień, nerwów, wiele cierpienia, z którym taki facet jak on nie potrafił sobie poradzić. Myślał tak wtedy. Kiedy Lily zmarła. Po tych paru latach, teraz wydawało mu się, że to wszystko brednie. Co prawda na początku władał nim strach i wstydził się swoich myśli, ale marzył wyłącznie o tym, żeby Wanda usunęła ciążę. Teraz martwił się wyłącznie o to, by dziecko urodziło się zdrowe. Nie wiedział, kiedy zmienił swoje postrzeganie na tę sprawę, ale cieszył się jak głupi. A organizacja pokoiku była tego dowodem. Nie powinien nikogo angażować w tę sprawę, ale Rusty był w porządku facetem i wiedział, że nie wytknie mu jego głupoty, a nawet jeśli, to wiedział, że nie zrobi tego złośliwie. Skinął głową. Oczywiście, że był gotowy. Czekał na to długo, ale musiał wszystko zaplanować. Kiedy już mniej więcej wszystko ukształtowało się w jego głowie, mogli zacząć działać. Tak na poważnie. - Jeśli jesteś głodny, to pewnie - odpowiedział. Sam nie był. Chyba był zbyt podekscytowany, żeby teraz móc jeść. Za to otworzył piwa i podał jedno kumplowi. Ze swojego wypił łyk. - Chryste, Wanda oszaleje jak to zobaczy. Mam nadzieję, że na tych ścianach nie wyjdzie jakaś kupa - westchnął. Bo nie był zbyt uzdolniony. Plus jego lewa ręka, która w pożarze straciła pełną sprawność. Ale starał się myśleć optymistycznie i póki co - udawało mu się to. - Co u ciebie? - zapytał, bo przypomniał sobie, że tego nie zrobił. Ale nie chodziło wyłącznie o kulturę. Naprawdę go to interesowało!
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Może nie aż tak bardzo głodny, ale pachnie dobrze, więc spróbuję - uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po kawałek burgera. Zimne jedzenie nie było dla niego obce, bo często brał zaledwie jeden kęs z obiadu i na krótką chwilę odwracał się w stronę swojego komputera, czy notesu, a potem przepadał zupełnie, a kiedy chciał wrócić do obiadu, okazywało się, że ten nadaje się już tylko do podgrzania. - To za powodzenie prac budowlanych! - uniósł butelkę w gorę, w geście toastu i również upił łyk, nie szarżując jednak szczególnie, bo jeśli chcieli, żeby wszystko im się udało, musieli ostrożnie podchodzić do alkoholu. Chociaż te wszystkie ekipy budowlane jakoś świetnie dawały sobie radę z pracą pod wpływem, tu jednak w grę mogły wchodzić całe lata doświadczenia, których Rusty'emu i Dawseyowi jednak brakowało.
- Masz na myśli kolor? Bo tu może być problem - zaśmiał się, przypominając sobie, jak kiedyś postanowił coś pomalować na piękny, złoty kolor, a wyszło coś na wzór sraczkowatego, co trzeba było natychmiast zamalować na jakiś inny kolor. - Czy jednak wykonanie? Przecież to nie może być takie ciężkie! - co prawda Overgaard nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek zabierał się za malowanie czegokolwiek, ale był wysoki, więc bez problemu mógłby dosięgnąć do tych wszystkich wysokich rogów, trzeba było tylko dobrze pozabezpieczać. - Masz taką taśmę malarską? - zapytał, bo zanim się za cokolwiek zabiorą, chyba od tego muszą zacząć. - U mnie nic nowego, dużo ostatnio pracuję, więc nieszczególnie mam na coś czas i prowadzę chyba nudne życie, starość, Dawsey, starość - wzruszył ramionami, pijąc kolejnego łyka piwa, bo nie narzekał jakoś mocno na brak najnowszych dramatów w swoim życiu.

dawsey carleton
przyjazna koala
nata#9784
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
W tym głupim świecie dobrze było mieć wokół siebie życzliwych ludzi, którzy nie patrzyli na ciebie przez pryzmat niepowodzeń. Rusty był jednym z nich. Dawsey wiedział, że prócz Overgaarda jest jeszcze kilka osób, ale Rusty był z nim na tyle długo, by mógł go nazywać swoim kumplem, a na tyle krótko, by nie poznać Dawseya od tej porąbanej strony. Carleton mógł, więc śmiało udawać, że wcale jej nie ma. Sam również wziął jedzenie i ugryzł porządny kęs. Okazało się, że był bardziej głodny niż sądził i poczuł to w momencie, kiedy burger wpadł do jego pustego żołądka. - Mam nadzieję, że tego nie spierdolimy - stwierdził, śmiejąc się cicho i wypijając łyk z butelki w ramach toastu. To było zaledwie kilkuprocentowe piwo, więc Dawsey nie obawiał się upicia. Bardziej obawiał się tego, że będzie zbyt trzeźwy, będzie brał całą tę robotę tak bardzo na poważnie, że rzeczywiście wyjdą z tego jakieś bohomazy. - Nie, kolor jest całkiem niezły - odpowiedział. Przypomniał sobie, że to była żona pomagała mu wybrać farbę, kiedy przypadkiem spotkali się w sklepie budowlanym. Pamiętał, że obiecał jej wtedy pomoc przy remoncie jej domu. Miała się do niego odezwać, ale tego nie zrobiła. I chyba czuł, że to dobrze. Nie powinni wracać do tego, co było. Skinął głową. Był wybitnie przygotowany, a to wszystko dzięki panu, który powiedział mu, co powinien kupić. Dawsey ogarniał wiele domowych spraw, pamiętał remont poprzedniego domu w Cairns i nie był w tym wcale najgorszy. Był po prostu zapominalski. - To dobrze. Nie będę cię namawiał do szaleństwa, wybacz, to nie ten adres - zażartował, choć po części mówił szczerze. Miał już dość wszelkich zawirowań i podobało mu się to, co działo się teraz. Czuł, że w końcu jest normalnie, a przynajmniej będzie, już niedługo, kiedy jego rodzina będzie w komplecie. Prawie.
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Dobra, to pokazuj to wszystko - zarządził, bo trzeba było sobie jakoś rozplanować pracę, a że żaden z nich nie był specjalistą w malowaniu ścian, powinni się najpierw przygotować, prawda? - A słuchaj, farbę to chyba trzeba najpierw pomieszać? - coś tak kojarzył, że mu w jednym z programów telewizyjnych mignęła informacja o mieszaniu farby, ale nie było to raczej cos, na co zwracał większą uwagę, więc tutaj już liczył bardziej na wiedzę Dawseya. - Wiesz, żeby nie wyszła jakaś kupa - rzucił żartobliwie, nawiązując do jego wcześniejszych słów, ale rzeczywiście może lepiej było się jakoś do wszystkiego przyłożyć, żeby potem uniknąć ewentualnych poprawek, albo kompletnego przemalowania pokoju, chociaż pewnie jak już dziecko przyjdzie na świat i dorośnie, to i tak będą się tym musieli zająć, tym razem może z minimalną porcją umiejętności u obydwu panów.
- Ależ nie mam absolutnie nic przeciwko, stary - zapewnił, klepiąc go po ramieniu. Widział, że Carleton na nowo się statkuje i jakaś część Rusty'ego mu zazdrościła. Mijało coraz więcej czasu od jego rozstania z Regan, a jednak dalej cały czas nie pozbył się pierścionka i przyłapywał na myśli, że to przecież mogliby być oni, gdyby tylko sprawy potoczyły się wtedy inaczej, gdyby się nie rozstali. - To już chyba ten wiek, że nie chce mi się bawić w jakieś młodzieńcze zrywy, inwestować w coraz to nowsze dramaty, kiedy nawet nie jest wiadome, czy jest o co walczyć - nie mówił tu nawet o żadnej konkretnej relacji, ale jeśli tylko w początkowym momencie pojawiał się jakiś element czerwonej lampki ostrzegawczej - mówił stanowcze dziękuję. - To co, robota niby nie zając, ale bierzemy się, żeby skończyć przy dziennym świetle?

dawsey carleton
przyjazna koala
nata#9784
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Skinął głową. - To tak, mam folię, przydałoby się ją rozłożyć i zabezpieczyć tą taśmą - odpowiedział, wyjmując z torby po kolei każdą rzecz, którą kupił. Napił się również ponownie piwa, bo zaczynał się stresować. - Oczywiście farba, tak, musimy ją wymieszać, mam jakiś kijek - sięgnął po śrubokręt, by otworzyć wieko pudełka i wymieszać farbę. Robił to bardzo powoli. Nie chciał niczego rozchlapać. Chociaż właśnie, czy przed chwilą nie powiedział, że powinni najpierw rozłożyć folię? Był naprawdę zakręcony. - Myślisz, że najpierw powinniśmy pomalować błękitne niebo i na to ten żółty? Nie wyjdzie zielony? - naprawdę zaczynał głupieć. Zdecydowanie powinni poczekać aż niebieska farba wyschnie i dopiero na to pomalować żółte słońce. Musiało być ładnie, w tym pokoju miał zamieszkać jego potomek. Pamiętał jak wariował, kiedy przygotowywał pokój Lily. Wiedział, że to będzie dziewczynka i choć jego żona chciała, żeby pokój był w neutralnych pokojach, Dawseyowi odbiło. Kupił tyle różowych rzeczy, ile się dało. W każdym możliwym odcieniu. Później musiał wszystko oddać, bo Leah chciała skopać mu tyłek. Zaczął mieć wątpliwości. Czy zrobienie tego pokoju bez wiedzy Wandy będzie w porządku? Nie chciał pozbawiać jej niczego związanego z macierzyństwem. Chciał, by miała prawo głosu, ale jak mógł jej na to pozwolić, jeśli chciał, by to było niespodzianką? - Daj spokój, nie jesteś jeszcze stary, kiedy postanowisz założyć rodzinę jeśli nie teraz? Jak skończysz pięćdziesiątkę? - teoretycznie nigdy nie było na to za późno, ale praktycznie chyba nikt nie chciał być sam przez większość swojego życia, prawda? Dawseyowi na początku wydawało się, że właśnie tak jest - że teraz potrzebuje samotności, ale kiedy poznał Wandę wszystko się zmieniło. Na Rusty’ego też coś czekało. Tylko pytanie, za którym zakrętem. - Jasne, rozłożę tę folię - powiedział i podniósł się, by rozerwać opakowanie, po chwili materiał fruwał już w pokoju, przykrywając każdy skrawek podłogi.
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Okej, widzę, że jesteś jednak całkiem przygotowany do zadania - pokiwał powoli głową, kiedy Dawsey otwierał pojemnik z farbą. Wyglądał, jakby rzeczywiście wiedział co robi, za to sam Rusty wtrącał raczej oczywiste oczywistości, jak chociażby pytanie o taśmę zabezpieczającą. Czyżby zachowywał się właśnie jak jedna z tych osób, które udzielają tylko irytujących rad, na przykład w przypadku zgubienia kluczy, kiedy ktoś pytał gdzie klucze były zgubione? Przynajmniej miał szczerze dobre intencje! - Chyba wyjdzie - pokiwał głową na potwierdzenie, a zielone słońce pewni nie było pożądanym efektem w tym przypadku. - Słuchaj, a nie ma jakiejś bazy, którą się kładzie na kolor? Albo, nie wiem, takich specjalnych, mocniejszych farb do wzorów? - w końcu niektóre dziecięce pokoje pokryte były kolorowymi malunkami na właściwie całych ścianach, więc ktoś kiedyś musiał wymyślić lepszy sposób niż ryzyko, że wszystkie się jakoś pomieszają. Z drugiej jednak strony, każde dziecko malowało przecież kredkami po wszystkim, po czym sie dało, więc chyba nie wymagało to specjalnie profesjonalnych narzędzi. - Albo możemy wykleić taśmą to słońce i pomalować dookoła? - o ile tylko któryś z nich byłby w stanie w miarę równo to zrobić, to czemu nie?
- A do założenia rodziny jest chyba potrzebne coś więcej niż chęć - uśmechnął się pod nosem. Z jednej strony owszem, chciałby mieć tę swoją drugą połówkę, duży ogródek i dziecko, ale z drugiej - nie chciałby szukać w życiu matki dla dziecka, bo zbyt mocno jeszcze romantyczne myślał na temat wszelkich relacji. Poza tym, sam nie do końca wiedział czy byłby gotowy na malowanie dziecięcego pokoju i oddanie się rodzinnemu życiu, kiedy praca była dla niego dalej tak ważna. - To czekaj, pomogę ci - zaoferował, jednak zanim zdążył zjeść swojego burgera, Carleton uporał się ze wszystkim sam i mogli się zabrać do roboty.

dawsey carleton
przyjazna koala
nata#9784
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Nienawidził robić rzeczy na pół gwizdka. Jeśli już się za coś zabierał, starał się być przygotowany. Nauczyła go tego medycyna, bo tam nie było półśrodków. Albo kogoś operował, usuwał guza w całości albo to nie miało najmniejszego sensu, skoro nowotwór mógł powrócić, prawda? Jeśli kogoś leczył, wkładał w to całego siebie i z każdą inną rzeczą było tak samo. Tak samo przygotowywał się do ojcostwa po raz pierwszy i po raz drugi. Chciał, by było idealnie, bo Dawsey właśnie taki był. Był nudnym perfekcjonistą, który dostawał palpitacji, kiedy zabawki Lily były nieskompletowane. Każdego wieczora układał jej puzzle, by sprawdzić czy nie brakuje żadnego elementu, a kiedy brakowało, sprawdzał każdy zakamarek, by go odnaleźć. Kiedy odkurzał, odsuwał komody, by na myśl o drobnym pyłku czuł, że praca, którą wykonał jest nieskończona. Był wariatem i otwarcie to przyznawał. - Nie wiem. Dobra, namalujemy to słońce, a później będziemy malować niebo, po prostu blisko słońca cienkim pędzelkiem, żeby nie najechać. To proste, prawda? - popatrzył na Rusty’ego, bardzo licząc, że poprze jego słowa. Nie chciał, by wyszło źle, bo będą to poprawiać do upadłego. Liczył, że jednak nie. - Nie, bo taśma jest kanciasta, musielibyśmy ją wycinać - odpowiedział. Nie był inżynierem, nie wiedział, dobrze? Ale zamierzał zrobić tak, żeby było dobrze i tyle. Tak, musieli napić się jeszcze piwa, żeby ręka była wprawniejsza. I to też Dawsey zrobił. - I trochę samozaparcia, wiesz? Jak będziesz siedział na tyłku i czekał na cud, to nic się nie zmieni - odpowiedział. Folia była już rozłożona, farba wymieszana, a oni gotowi do pracy, dlatego Dawsey podał wałek kumplowi, wziął swój i zaczął malowanie. - Chociaż dobra, ja się raczej na tym nie znam, nie słuchaj mnie - odpowiedział. Bo przecież to nie tak, że on szukał Wandy, sama się znalazła.
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Dobra, to ty rysujesz kontury, a ja biorę wałek i robię niebo? - uśmiechnął się szeroko, bo zaklepał sobie tę łatwiejszą część zadania, co mu się niesamowicie podobało. No i chyba nie chciałby czegoś zepsuć zaraz przy samym słońcu, jeszcze Dawsey byłby zły! - Bo tak to bez sensu jak będziemy się razem próbować jakoś wcisnąć blisko tego słońca, jeszcze jeden drugiego szturchnie ręką i wyjdzie jakiś dziwny wybuch na tym słońcu! - a wiadomo, dla dzieci słoneczko było żółte, okrągłe i miało wystające promyki. A serduszko nie miało wokół siebie czerwono-fioletowych naczyń krwionośnych, tylko było piękne, różowe i służyło do kochania, a nie pompowania krwi.
- No wiesz, tylko to jest tak, że jak czegoś nie do końca chcesz, ale wszyscy od ciebie wymagają, to nie masz jakiejś motywacji - a absolutnie wszyscy próbowali Rusty'emu wmówić, że powinien ruszyć dalej i kogoś dla siebie znaleźć, bo jest zbyt zamknięty i samotny. Jedni swoje słowa argumentowali właśnie samotnością i wiekiem, drudzy mówili, że powinien się po prostu rozerwać, a jeszcze inni usiłowali wyswatać go ze swoimi wnuczkami. No właśnie. - Ale nawet idę na jakąś randkę w ciemno niedługo - westchnął, bo dał się namówić na spotkanie z nieznajomą, bardziej dla świętego spokoju niż czegokolwiek więcej, ale przynajmniej w ten sposób miał jak odpowiadać na niewygodne pytania. - Poza tym, muszę też się spotkać z Regan - ślub, na który mieli iśc razem i który potwierdzili, kiedy jeszcze byli razem zbliżał się wielkimi krokami, nie było więc co zwlekać z poważną rozmową. Nie, żeby uważał, że coś z tego jeszcze kiedyś wyjdzie, ale trochę się stresował, tym razem jednak stres zabił kilkoma łykami piwa i chwyceniem za wałek malarski, żeby przygotować sobie kuwetę, farbę i wziąć się do roboty.

dawsey carleton
przyjazna koala
nata#9784
ODPOWIEDZ
cron