neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
W szklistej tafli oddzielającej świat zewnętrzny od czyjegoś prywatnego uniwersum utonął przed momentem ostatni snop światła, wprowadzając niemałe zamieszanie w rozległej sypialni umiejscowionej w lewym skrzydle budynku. Z początku oddech wiatru jedynie pokąsał pogrążonego w śnie mężczyznę swoim chłodem, próbując jakby wybadać jego reakcję, a potem, nie skradając się już dłużej, wdarł się do środka pomieszczenia z takim hukiem, że — Walter mógłby dać słowo — zdołałby postawić na nogi także kilku nieboszczyków. Unosząc powieki ujrzał kropelki deszczu lawirujące wokół łóżka, szafek i jakichś niepotrzebnych bibelotów, a także naprzemiennie otwierające się i zamykające drzwi balkonowe, będące lustrzanym odbiciem zachmurzonego nieba. Przekręcił się niechętnie na sprężynach kanapy, ignorując naprzykrzającą się pogodę i chcąc jakby zapaść w dalszy, głęboki sen, ale docierający do uszu brzęk domofonu ostatecznie zmusił go do zerwania się na równe nogi i pomaszerowania najpierw w kierunku okna, do którego zamknięcia musiał użyć więcej siły, niż podejrzewał, a potem w stronę niewielkiego ekraniku zawieszonego na ścianie, na którym nieprzytomnie wcisnął największy guzik, otwierający furtkę prowadzącą do wnętrza obszernej posesji. Na ten moment nie interesowało go nawet, kto przyszedł — w obecnie toczonej walce z niesfornie zamykającymi się powiekami nie miało to najmniejszego znaczenia. Przed opuszczeniem pokoju wyprostował się jeszcze, napiął i przyciągnął do siebie zesztywniałe ramiona a potem nałożył na klatkę piersiową pierwszy lepszy t-shirt wyjęty z szafy, by nie paradować tak przed przybyłym intruzem w samych dresowych szortach. Gdy już dotarł do drzwi wejściowych, mijając pogrążone w półmroku popielatych chmur pomieszczenia, przed otwarciem ich przejechał jeszcze dłonią po zaspanej twarzy, a dostrzegając za nimi blondyna, przywdział pytające spojrzenie zwieńczone zmarszczeniem czoła. Utrzymał je przez krótką chwilę, układając sobie wszystko w głowie, a potem uniósł dość szelmowsko kącik ust i zrobił trzy kroki do tyłu, wpuszczając tym samym mężczyznę do środka domu. — Musisz za każdym razem przynosić ze sobą deszcz? — zapytał całkiem poważnie, gdy przesiąknięte ulewą powietrze natarło na niego po raz drugi, ze zdwojoną siłą.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— czternaście —


Oczy niezmrużone od przeszło dwunastu godzin, uporczywie śledzące pęknięcie tynku w suficie, jakby oczekujące, że lada moment doprowadzi ono do jakiejś katastrofy; bezsenność, owszem, której głównym czynnikiem miało być przyrzeczone odgrywanie roli plenipotenta. W razie „w” odwleczonego w czasie, bo zgodnie z otrzymaną w przeddzień informacją, operacja zakończyła się pozornym sukcesem — czy się powiodła, czy nie, miało jednak tuzinkowe znaczenie. Istotne było wyłącznie to, że Mari przetrwała tenże zabieg, co oznaczać miało, że przetrwa wszystko inne — tego typu myśli wolał się w każdym razie trzymać. Bezsenność powinna więc minąć wraz z dobrą nowiną; powróciwszy późną porą do domu, nie był w stanie do wczesnych godzin porannych pozbyć się jednak jakiegoś ciężaru z klatki piersiowej. Było to wielce irytujące i niedorzeczne, a nie pomagało na to nic: pochwyciwszy w dłoń jakąś zagubioną książkę, której obecność w jego mieszkaniu była konsekwencją znajomości z Walterem, zamiast znudzić się nią odpowiednio, wciągnięty został w sam środek fabuły. Nie spodobało mu się to. Nie, nie książka, o niej samej mógłby zapomnieć prędko, innych okłamując, że w tejże swej postawie krytycyzmu wobec literatury jest nieugięty. Chodziło o to, że Wainwirght miał znaczy wpływ na jego życie. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy to właśnie przez niego nie może choćby na godzinę zmrużyć oczu, ale uznał ostatecznie, że byłoby to zbyt proste. A więc musiało chodzić o pracę, a raczej jej brak. O telefon milczący, chociaż nawet jeśli nie chciał tego, ktoś powinien mu już proponować stanowisko w konkurencyjnej kancelarii. Kiedy o piątej nad ranem zdał sobie z tego sprawę, wygrzebał się z łóżka, krążąc po skąpanym w mroku nieustępliwej nocy mieszkaniu i wściekał się na siebie za tak megalomańskie zapędy. Czyżby odkrywał w sobie kompleks Arystotelesa? Odpowiedź wyklarowała się przed nadejściem ósmej, gdy miasto zaczęło się wreszcie budzić; uprzątnąwszy wszelkie papiery, które odesłane miały być do Winston & Strawn, uznał, że nazbyt krytycznie się ocenia. W niezbyt dobrym humorze opuszczał więc mieszkanie, bo po tak ciężkiej nocy, dzień musiał okazać się równie ciężki, ale i tak wmusił w siebie całe to swoje pozytywne nastawienie. Tym bardziej, że kierując się najpierw w stronę Pearl Lagune, a nie do Cairns, zadowolony był dość szczerze. Naturalnie cieszył się z tego, że nie widzieli się podczas tego mrocznego czasu (zaledwie kilku dni), który zakłócony był operacją Mari. Nie chciał się chyba przyznać po prostu do tego, że nie jest to dla niego tak błaha sprawa, jak początkowo usiłował zakładać. Nie zamierzając się też z niczego tłumaczyć, łatwiej było mu ukryć się z tymi swoimi uczuciami, które zdradził wyłącznie Blake. W każdym razie, spokojny już i wyzbyty tych wszelkich idiotycznych myśli, zaparkował samochód przed posesją mężczyzny i pewnym krokiem ruszył w kierunku drzwi frontowych.
— Muszę, to moja sekretna moc. Tylko nikomu nie mów — odparł z uśmiechem, wchodząc do środka. W całym tym życiowym zagubieniu nie zwrócił większej uwagi na beznadziejną pogodę trawiącą miasto. Ba, nawet deszcz zdawał się mu niewidzialny, a dopiero wskazanie Waltera uświadomiło mu, że z nieba leje się woda. Również reakcja Waltera zdawała się niedostrzeżona, choć może raczej Ben po prostu mocno się postarał, by ją zignorować; doświadczając w tej relacji raz po raz rozczarowań, miał się przecież wyzbyć wszelkich nadziei. Łatwiej było więc nie przywiązać wagi do tego, że Walter najprawdopodobniej nie spodziewał się, że Ben faktycznie go dziś odwiedzi. — Mam nadzieję, że w tej swojej pustej kuchni masz przynajmniej kawę — dorzucił z lekkim zwątpieniem, nie czekając jednak na dalsze zaproszenia — znając już rozkład tego nazbyt dużego domu, niepoznanego co prawda w całości, skierował się do wspomnianej kuchni. Zmęczenie dopiero teraz poczęło o sobie przypominać, co prawda w stopniu minimalnym, ale wobec tego Ben potrzebował sporej dawki kofeiny. Może działał dość nierozsądnie, ale i tak nie uznawał insomnii za wielce niezdrową — było to wszakże lepsze niż cierpienie na somnambulizm.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Niewielkie smugi deszczowej wody, w której tonęły skrawki wychodzącego czasem zza chmur słońca nadającego im pozornego koloru, skupiły sobą całą jego uwagę. Podbijały coraz więcej terenów obcej ziemi, pełniącej funkcję kafelek o stalowej bieli i sprawiały, że czuł się trochę niespokojnie — nie tylko z powodów czysto pedantycznych, ale też przez to, z kim tutaj dzisiaj przyszły. — Nie bardzo miałbym komu powiedzieć — zauważył, podążając wzrokiem za kapiącą pozostałością deszczu, która teraz zamierzała najechać na jego kuchnię. Leniwie pomaszerował ich śladem, zaraz po upewnieniu się poprzez precyzyjne pchnięcie przedramieniem, że drzwi zostały zamknięte odpowiednio. Kierując się przezornością, chciał oszczędzić sobie kolejnych niespodzianek przyszykowanych dla niego przez kapryśną pogodę. — W tej swojej pustej kuchni mam ciebie. O kawie nic nie wiem — odparł na wysunięte przed momentem przeświadczenie, którego nie był w stanie ani potwierdzić, ani obalić. Zgromadzone w tym nigdy nieużywanym przez niego pomieszczeniu produkty znoszone były przez przypadek — kiedy ktoś go odwiedzał, co nie zdarzało się często, zazwyczaj przynosił ze sobą jakiś niewielki podarunek, a jeśli — o zgrozo — zamierzano zagrzać u niego miejsce nieco dłużej, w oko wpadała nagle nieobecność kilku, podobno, niezbędnych artykułów, po które gnano od razu do sklepu. Poza tym owszem, jego kolekcję nieprzydatnych ustrojstw dwudziestego pierwszego wieku wypełniał ekspres do kawy, umiejscowiony na samym końcu blatu i włączony zaledwie kilka razy, ale nigdy przez niego samego. Nie miał najmniejszego pojęcia, czy w środku tej obcej maszyny znajdowały się jakieś kapsułki i prawdę mówiąc nie wiedział nawet, jakich to dziadostwo w ogóle kapsułek potrzebowało. Ani czy w ogóle ich potrzebowało, ale chyba tak.
Nie dając się pochłonąć nietaktownemu ziewnięciu, przymknął oczy, uniósł twarz w kierunku sufitu i wyciągnął ręce ku górze, zginając je w ramionach i pozwalając dłoniom skrzyżować się, a potem opaść na obszar pleców. — Zaraz przyjdę — uprzedził, gdy wrócił już do normalnej pozycji i zatonął w głębi domu, otwierając szklane drzwi dzielące budynek na pół, z których wybiegły wzburzone psy, szczekające wściekle od chwili, w której do ich długich i futrzanych uszu dotarł obcy głos. — Zwolnili cię już w końcu, czy uznali, że to za dużo papierkowej roboty? — zapytał, gdy po wypuszczeniu psów do ogrodu i upewnieniu się, że w tym nie skrywa się jakaś dzika kuoka, dingo, wąż czy kazuar, wrócił do mężczyzny — bo dotychczas usunięcie go ze stanowiska było tylko pozorne, prawda? Nie trzeba było zdobyć certyfikatu z psychologii, by dostrzec w jego twarzy skrywane strapienie, które objawiło się dzisiaj w kilku niewielkich gestach. Walter uznał więc od razu, że chodzić może albo o pracę, albo o Marienne, ale to pierwsze wydawało się bardziej prawdopodobne. Na tym też wolał skupić teraz swoje myśli, odpychając od siebie fakt, że dzisiejsza wizyta blondyna może być zapowiedzią niedalekiej przyszłości; że ten może się tak krzątać częściej po jego kuchni, domu, życiu.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Kroki stawiane z pewnością, podążające znanym już sobie szlakiem, kroczyły swego rodzaju rytmem. Może to zmęczenie mąciło umysł Bena, a może po prostu przez moment chciał udawać, że to wszystko jest nader naturalne. Ta jego śmiałość i brak wyraźnego skrępowania, jakby z Walterem byli już na tym etapie. Dopiero dotarłszy do kuchni zrozumiał, że pozwala sobie może na zbyt wiele. Nie to jednak sprawiło, że odczuł lekki niepokój, a to zdziwienie Waltera, które dopiero teraz w niego uderzyło. Skoro nie spodziewał się go, ewidentnie nie przywiązując większej wagi do ostatniego ich spotkania, czy będzie pytać o powód tejże wczesnej wizyty? Czy domagać się będzie jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia? Cóż, Benjamin takowego nie posiadał. Uśmiechając się więc tylko na jego słowa (w innym przypadku bardziej by go rozbawiły, słowo) odwrócił się od niego i uwagę swoją skupił wyłącznie na ekspresie do kawy. Zagwarantować miało mu to kilka dodatkowych minut na zebranie myśli i wymyślenie jakiegoś powodu, ale w zaspanym, zmęczonym umyśle nie pojawiała się ani jedna mądra odpowiedź. Ku jego niezadowoleniu, ekspres jednak okazał się pusty, a więc Ben pozwolić musiał sobie na jeszcze większą śmiałość. — Jeśli w którejś szafce trzymasz trupa, to dobry moment, żeby mnie stąd wyprosić — uprzedził go lojalnie, chociaż naturalnie gdyby Walter ów trupa w szafie posiadał, Benjamin pomógłby mu z zakopaniem go w ogrodzie. Co do tego nie powinno być żadnych wątpliwości. Podwijając uprzednio rękawy jasnego swetra, bo w mieszkaniu Wainwrighta panowały nienaturalne upały, zabrał się za szperanie po szafkach, szukając desperacko dość tychże kapsułek do kawy. Wzrok podniósł na moment tylko wtedy, gdy Walter odezwał się ponownie, po czym powrócił do tej swojej haniebnej czynności. Zdecydowanie przesadzał, prawda? Kawa jednak była dość niezbędna, a on skupiając się na niej mógł przestać strofować się za to wtargnięcie do domu Waltera. Bo przecież gdyby był tu w istocie niechciany, to już dawno usłyszałby, że to nienajlepsza pora na odwiedziny, prawda? Odnajdując w końcu coś, co mogło się sprawdzić, odetchnął poniekąd z ulgą — zamiast jednak skorzystać z ekspresu, nastawił wodę w czajniku. — Masz rosyjską kawę — poinformował go w odpowiedzi na zadane pytanie, machając dłonią, w której trzymał przedziwne opakowanie kawy. Ale cóż, nie zamierzał wcale narzekać. — Zwolnili — potwierdził po chwili krótko, niby swobodnie, a jednak nie do końca potrafił ukryć to, że nie jest z tego faktu zadowolony. Wściekał się na siebie za to, bo naprawdę nie potrzebował tej pracy do szczęścia — ta jego gorycz była więc zupełnie nieuzasadniona. — Ale to nic, Jonathan zatrudnił mnie jako psią opiekunkę, więc nadal się rozwijam — to miał być żart, zabawny bardzo, ale nie do końca wyszło to tak, jak sobie w głowie to zaplanował. Zabrał się jednak za przyrządzenie kawy, choć nie mogła ona smakować wcale dobrze — wsypując do dwóch kubków po łyżeczce kofeinowego proszku, zalał je wodą i obserwował już tylko, jak uparte fusy utrzymują się na powierzchni.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nie zwykł więzić w swym umyśle prawdy, nawet jeśli ta niejednemu mogłaby wyrządzić krzywdę — wychodził z założenia, że lepiej być człowiekiem szczerym i autentycznym, niż zatracić się w cudzych emocjach niemogących przecież kierować własnymi przekonaniami. Gdyby więc nie chciał Benjamina w swoim domu, o tej godzinie i w takim wydaniu, niezwłocznie by go wyprosił. Może by wskazał, że pora za wczesna, że dopiero co wrócił, że ma za sobą skomplikowaną operację, która obdarła go z energii a nawet chęci do rozmowy, może nawet by przeprosił, a może wcale by się nie tłumaczył, tylko szybko całą sprawę rzucił w zapomnienie. Nie było co nad tym debatować, bo choć powieki jego dawno nie były aż takie ciężkie, a umysłu nie spowijała gęsta mgła apatyczności, tak dla tej błahej i niewinnej konwersacji gotowy był wypowiedzieć swojemu organizmowi wojnę, którą póki co dzielnie znosił. — Nie słuchałeś mnie? Nie wiem, co mam w szafkach; jeśli znajdziesz w nich trupa, to ktoś z zewnątrz musiał go tu zostawić. Tej wersji się trzymajmy — zarządził, zanim jeszcze zniknął w odmętach własnego domu. Teoretycznie żarty takie nie powinny go jako lekarza bawić, bo do ludzkiego życia mogącego ulecieć na jego stole operacyjnym powinien nabrać większego szacunku, ale zamiast wybitnego szacunku nabrał wybitnego dystansu, proste. — To pewnie pozostałość po zlocie miłośników Tołstoja — zażartował z samego siebie (i z mojego [Zosi] męża hehe), gdy już wrócił do kuchni i do uszu jego dotarła ta przedziwna rewelacja. Dzięki ostremu, świeżemu powietrzu, jakie natarło na niego zaraz po otwarciu psom drzwi prowadzących do ogrodu, zdążył się lekko rozbudzić. Chciał też już podejść do blondyna, pozwalając sobie na całkiem odważny i niepodobny do niego ruch, ale zatrzymał się w połowie drogi za sprawą docierającej do niego nowiny, która przepełniła jego umysł konsternacją. — Psią... Jonathan? Mój brat? Żartujesz sobie, prawda? — w głosie jego dało się odszukać niezamierzone oburzenie, a czoło przeciął szereg zmarszczek, wyglądających jakoś złowrogo. Nie był przyzwyczajony do podobnych newsów — bo to dość niedorzeczne, gdy zastanawiasz się od kilku a może i kilkudziesięciu dni, jak poinformować brata o nowym "związku" wzbudzającym pewne kontrowersje, a tu okazuje się nagle, że wystarczy powiedzieć "spotykam się z twoją psią opiekunką". I od kiedy Jonathan miał psa? Zignorował już nawet przygotowanie dwóch kubków kawy, której sam pić absolutnie nie zamierzał na pusty żołądek (ani wcale), bo w głowie grała mu symfonia myśli dotyczących jednego tylko tematu, który wzburzył (i chyba przeraził) go mocniej, niżby się tego spodziewał.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Emfatyczna barwa zdawała się na zawsze zniknąć z tych ich spotkań, mniej przypadkowych, a staranniej dobieranych. Choć wciąż Benem kierowała niepewność i obawa przed popełnieniem gestu zbyt śmiałego, dość dobrze czuł się w towarzystwie Waltera; a już na pewno lepiej, niż przy kimkolwiek innym. Niewiele rzeczy zdawało się mieć więc znaczenie, gdy ten uśmiechem przystrajał swą twarz, pozwalając sobie na żarty wszelkiego rodzaju. Poza tym, wbrew lekkim obawom, Ben naprawdę chciał wierzyć w to wszystko — że odwiedziny te nie są błędem, że nie naprzykrza się, że to wszystko dokądś zmierza. O tym powinni pewnie porozmawiać. Określić jakoś to wszystko, by nie doprowadzić tejże relacji do ruiny. Benjamin jednak w sprawach tego typu mówcą był kiepskim, co z całą pewnością było jednym z kilku powodów, dlaczego nigdy nie potrafił zbudować niczego trwałego. Prawdziwego. Tyle że przy nikim innym nigdy nie czuł też tego, co przy Walterze.
— Brzmi fascynująco. Co się robi na takich zlotach, poza piciem dziwnej kawy? — kawy, która swym zapachem wystarczająco mocno stawiała na nogi, co mogło być jej zaletą — ciecz wyglądająca jak słoma niekoniecznie zachęcała do skosztowania choćby jednego łyka. Oparłszy się o kuchenny blat wpatrywał się więc w Waltera, na moment odpuszczając już tę potrzebę wmuszenia w siebie kofeiny. Całkiem słusznie, skoro kolejne słowa — lub przede wszystkim reakcja — mężczyzny całkowicie sprawiły, że zapomniał o zmęczeniu. — To miało być zabawne — wskazał mu, marszcząc przy tym lekko czoło. Zaskoczenie usiłowało jakoś nadać temu wszystkiemu sens, jak i wskazać, co niewłaściwego zrobił. Skoro jednak nigdy o niczym poważnym nie debatowali, ciężko było odkryć znaczenie tego oburzenia. — Gdybym wiedział, że się wkurzysz — począł mówić, plecy odrywając od blatu, by wykonać krok do przodu. —... udałbym wtedy, że nie ma mnie w domu — wyjaśnił głosem spokojnym i łagodnym, nie chcąc, by wywiązała się z tego jakaś sprzeczka. On sam naturalnie nie zamierzał stawać się częścią kłótni, uznając, że być może gniew tamtego jest słuszny. Dlaczego, nie wiedział, ale począł już snuć wszelkiego rodzaju domysły. Czy Walter sądził na przykład, że Ben z jakiegoś powodu, przedziwnego i absurdalnego, specjalnie zaczepia jego brata? Że prosi się o to wszystko? Że się aż tak narzuca? — Poprosił mnie o pomoc pewnie dlatego, że Mari kazała się mu ze mną zaprzyjaźnić. Bo on mnie przez długi czas raczej nie lubił — wyjaśnił dość nieumiejętnie, bo raczej niewiele informacji z tychże słów wynikało. I chociaż początkowo chciał zmniejszyć ten dystans ich dzielący, przystanął w jednym miejscu i skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. — A ten pies to niespodzianka dla Mari — rzucił na koniec jeszcze, czując się jakby przesłuchiwany był w jakiejś poważnej sprawie; jakby odpowiadał za potworną zbrodnię, którą popełnił jakimś komicznym, nieplanowanym przypadkiem.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Skąd pomysł, że Walter lepiej odnajdywał się w tego rodzaju relacjach i że nie był mówcą równie horrendalnym, co Benjamin? Jego małżeństwo przetrwało przecież tak wiele lat z jednego tylko powodu — właśnie dlatego, że Wainwright nie potrafił sprecyzować swoich uczuć, uciekając bez przerwy w objęcia ciszy. W tym konkretnym przypadku dochodziła jeszcze jedna kwestia; tego, że nie wiedział kompletnie, czy ten związek sens było urzeczywistniać.
Wykrzykuje feministyczne hasła — kolejny beznadziejny żart wydobył się z jego ust, które uniosły się w lekkim uśmiechu. Prędzej wypiłby dziesięć filiżanek mocnej kawy doprawiając to wszystko tanim papierosem, niż wziął udział w takim spotkaniu. Na szczęście była to tylko niewinna rozmowa, która nie obligowała go do tego typu fatalnych posunięć. Do jego nozdrzy także dopłynął aromat czarnego jak smoła napoju, znad którego unosiła się para biała jak blask zdetonowanej bomby jądrowej, którą swoją drogą ta substancja poniekąd była, a zaraz potem znów uciekł w świat flauty, stojąc sztywno w jednym miejscu i słuchając słów mężczyzny bez większych emocji. Wyraz jego twarzy nieco się rozluźnił i być może stał się nieco bardziej przystępny, ale z potwierdzeniem tych przypuszczeń wolał się wstrzymać jeszcze przez kilka sekund. — I chciał się z tobą zaprzyjaźnić poprzez zrzucenie na ciebie odpowiedzialności za psa, bo praca jego, znacznie ważniejsza od twojej, nie pozwalała mu się nim zająć samodzielnie? — zapytał powoli, jakby na bieżąco rozwiązując niezwykle zawiłą zagadkę, która zresztą ani trochę mu się nie podobała. Musiał jednak doprecyzować swoje słowa, które teraz nasączone były jakąś przedziwną wrogością wobec własnego brata. — Chciałbym po prostu, tak dla odmiany, żeby nie miał wglądu w każdy aspekt mojego życia, rozumiesz? Widuję go w pracy, w twoim budynku, w swoim domu i miło byłoby mieć kogoś tylko dla... Nieważne, to nic takiego. To znaczy wciąż uważam, że z jego strony jest to oburzające — pogubił się, zagalopował, prawie palnął coś, czego potem by żałował, bo zupełnie to do niego nie pasowało. Bo zdradzało zbyt wiele. Bo otwierało przedziwne rany, o których nie zwykł nigdy z nikim rozmawiać. Chyba jednak wciąż jego organizm trawił sen, dlatego zachowywał się tak nielogicznie. — Za godzinę muszę wyjść — zapowiedział, gdy oderwał się już od zajmowanego przez ostatnie kilka minut miejsca i podążając wzrokiem za naściennym zegarem, namierzył aktualną godzinę. — Franklin skończył już z adwokaturą, polecił mi jakiegoś młodego fircyka, który ma dzisiaj negocjować warunki mojej umowy z uniwersytetem, w jakim zlecono mi prowadzenie badań — dopowiedział jeszcze, by nie pozostawić w tym przypadku żadnych niejasności.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Trzy kroki do przodu. Dokładnie wymierzone w każdym calu, postawione z pewnością, której głównym celem, owszem, było narzucanie się. W brzuchu jakieś drgnienie, porównywalne do tych, jakie miewa się we wczesnej młodości; bo to po raz pierwszy, bo się tylko coś sprawdza, bo wszystko jest jeszcze nowe, a więc i intensywne. Ale teraz też tak było, nawet jeśli było w tymże spostrzeżeniu coś zabawnego. Były też niejasności, a więc niepewność, a rozsądek raz po raz uwagę jego skupiał na jakichś faryzejskich szczegółach. I może faktycznie gdyby mu nie zależało na tym wszystkim, na Walterze, dawno już byłby w drodze do Cairns, usiłując zapomnieć jakoś o tym spotkaniu. Podejmując jednak pewne decyzje, nieugięty miał pozostać na ten sceptycyzm Wainwirghta, przez który ciężko było się przebić.
— W takim razie koniecznie muszę w końcu coś od Tołstoja przeczytać — rzucone w odpowiedzi słowa, przyozdobione naturalnie w uśmiech, w pewien sposób odwracać miały uwagę od tych spraw ważniejszych. Od kawy i pytania po co przyszedł. I czego chciał. Z tym że rozmowa, która przecież miała pozostać dość niewinna, przeistoczyła się w coś, co ciężko było zrozumieć. — Sądzę, że nie to jest ważne w tej sprawie — ośmielił się wejść mu w zdanie, lecz nim dokończył swą myśl pozwolił, by to Walter wyrzucił z siebie wszelkie pretensje. I sam nie wiedział, nie do końca, czy gniewa się tylko na Jonathana, czy na niego też, ale postanawiał niczym się nie zrażać. Tylko wyjaśnić, nawet jeśli wymawianie pewnych słów przychodziło mu z trudem; gdyby tylko chodziło o kogoś innego, zmieniałby już temat na inny. Bezpieczniejszy. — I pewnie zgodziłbym się w ciemno na cokolwiek, o co by poprosił — dodał, trochę mimo wszystko z nadzieją, że Walter mu przerwie. Żenujące było to wszystko, a mimo to do wypowiedzi dołączył jeszcze jeden krok do przodu. Mógł spytać, czy rozumie dlaczego. Ba, mógł po prostu oznajmić, że musi to wiedzieć, bo to wcale nie było takie skomplikowane. Nie chodziło przecież o jego charakter, tak jak i nie chodziło o Mari. Rozwiązanie tej sytuacji było aż nazbyt proste. — Bo jest powód, dla którego chciałbym, żeby twój brat mnie lubił — odparł lakonicznie, brzmiąc dziecinnie i po prostu głupio, ale słowa te musiały paść. Może nie były już najważniejsze w tym wszystkim, ale z całą pewnością wypowiedzenie ich było ważne. Dla Bena. — Ale gdybym wiedział to wszystko, to naprawdę nie otworzyłbym mu drzwi — rzucił pokrzepiająco, powracając do wyrazistego uśmiechu — nawet jeśli każde ze wcześniejszych słów wymawiał łagodnie, bez ucieczki w wzburzenie czy patetyzm. Uciekał za to Walter, znów, tradycyjnie, wobec czego Ben westchnął tylko cicho. Wymamrotał więc tylko w odpowiedzi coś nawiązującego do „aha”, sprowadzony nieco na ziemię. Nawet spodziewając się tego, że prędzej czy później wyproszony zostanie, miał chyba nadzieję, że jakoś inaczej się to potoczy. I to nie w sposób, który Benjamina atakował także na innym polu. — Szkoda, że nie znasz jakiegoś dobrego adwokata, co do którego mógłbyś mieć pewność — odparł nieco zgryźliwie, przyglądając się mu badawczo. Jeśli Ben kiedykolwiek w przyszłości miałby wskazać moment, w którym odczuł najprawdziwszą zazdrość, to właśnie teraz, w tej kuchni. Kierując się infantylnym głosem powinien wyjść teraz z wyraźnym wzburzeniem, ale stał po prostu, czując się niby źle, ale też nie do końca. Bo gdzieś tam sobie powtarzał, że do niczego nie ma prawa. I że głupi był tylko w chwili, gdy oczekiwał czegokolwiek.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Może te skurcze w brzuchu to była niestrawność... Rezygnując już jednak z tych żartów niskich lotów, Walter czuł się tak, jakby podążał niezwykle zawiłą amfiladą zdającą się nie mieć końca; niby przejrzystą, a jednak skrywającą na każdym kroku czyhające w ciemnych kątach komplikacje, którym albo mógł stawić czoła, albo zwyczajnie minąć bez zawahania. Dotychczas decydował się na to drugie, ale dzisiaj nadejść miała pewnego rodzaju zmiana, naznaczona rozmową, która nie miała prawa nigdy zaistnieć. Nie liczył ze strony blondyna na pociągnięcie tego nieszczęsnego tematu, na próbę zrozumienia wylewających się nieustannie pretensji, które go samego zaskoczyły swym kuriozalnym znaczeniem. Bo były po prostu głupie. Targająca nim złość natomiast nie była wymierzona w znajdującą się naprzeciw sylwetkę, a raczej w cały beznadziejny świat, jaki zawodził go raz za razem od pewnego czasu, a może już od najmłodszych lat. Nie mając jednak siły na wyjaśnienie tego; na tchnięcie jakiegokolwiek zapewnienia, które uspokoiłoby nieco obawy Hargrove'a tańczące mu zapewne w głowie walca wiedeńskiego, po prostu wsłuchiwał się w jego ostrożnie komponowane słowa, które mroziły go nieco swą destynacją. Bo nie mogli sobie przecież pozwolić na podobne wyznania; nie teraz, ledwo po przekroczeniu startu, który wciąż dostrzec mogli kilka kroków za sobą. A jednak mu nie przerwał. — Nie, to naprawdę nic takiego. Właściwie było to niebywale żenujące i nie na miejscu, przepraszam. I pewnie nie muszę tego mówić, ale jeśli chcesz pilnować jego domniemanego psa, czy jakiegoś kredensu albo lodówki, to absolutnie nie kieruj się moją osobistą zadrą, która brzmi, jakbym miał pięć lat — z trudem skleił tę układankę myśli w pełne zdanie, ujawniające tylko, jak bardzo wcześniejszych słów żałował. I może nie chciał od niego takich wielkich gestów, nie chciał żadnych wyrzeczeń i solidaryzowania się na siłę z jego animozjami, ale ta krótka deklaracja wypełniła jego żołądek jakąś przyjemną, ciepłą miksturą, która pchnęła go naprzód. Zmniejszając nieco dzielący ich dystans, twarz jego rozjaśniła się uśmiechem będącym także wstępną odpowiedzią na wytoczone przed momentem oburzenie dotyczące nowego adwokata Waltera. — Pomyślałem sobie — zaczął, wykonując jeszcze kilka kroków do przodu, a oczy jego rozjarzyły się jakimś niespotykanym, ciężkim do rozszyfrowania błyskiem. — Że nie tylko byłoby to nieprofesjonalne, ale że adwokat ten, którego naturalnie nie znam, nie interesuje się tak mało poważnymi sprawami — domknął swoje przekonanie, które doprawił ułożeniem rąk na jego gorsie pokrytym gładkim, miłym w dotyku swetrem. Przejechał dłońmi delikatnie w stronę ramion, na których zacisnął swe palce, pozwalając im zatonąć w kaszmirowym materiale i skrył twarz w jego szyi, bijącej błogim dla skóry ciepłem. Począł składać na jej powierzchni krótkie, miarowe pocałunki, eksperymentując nieco z ich natężeniem, aż w końcu, błądząc tak chwilę po tym chropowatym, nierównym płótnie, oderwał się niechętnie od wykonywanej czynności i rozluźnił uścisk dłoni. — Szkoda, że nie mogłeś stracić pracy wcześniej; jak ja sam jej nie miałem — stwierdził z minimalnym rozbawieniem, przez moment jeszcze nie ruszając się z miejsca.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Senność zdawała się na zawsze opuścić to zaciemnione pomieszczenie, zewsząd wciąż otaczane przez miarowy, cichy deszcz. Szarzejący na zewnątrz krajobraz zdawał się jednak nie sięgać swą siłą do kuchni otulanej zapachem kofeiny, niepotrzebnej teraz wcale. Wystarczyło poruszyć sprawy ważne, zupełnie przypadkowo, by naraz zapomnieć o domniemanym zmęczeniu i zniechęceniu. I choć może Walter żałował wszystkiego, kajając się za wymówione słowa, Benjamin nie potrafił spojrzeć na to w podobny dla niego sposób. Tym bardziej, że rozumiał przecież jak wielkim utrapieniem potrafi być rodzina, nawet jeśli nie do końca szczerze zrzuca się na nią wszelakie pretensje. — Nie powinieneś przepraszać — ośmielił się mu przerwać, bo Walter miał przecież prawo do tego wszystkiego. A gdyby odwrócić sytuacje, to z całą pewnością Ben zachowałby się podobnie, nawet jeśli zwady z jego siostrą mieściły się w innych kategoriach. Mimo wszystko nie spodobałoby się mu jednak to, że Blake bez jego wiedzy i wyraźnego przyzwolenia, dość nieświadomie z przedziwnych powodów prosi o coś Wainwrighta. Mniej więcej dlatego nie chciał, by ich dwójka kiedykolwiek się poznała, choć z rzadka o tym myślał. Co do Jonathana, sprawy wydały się mu dość jasne. Nie chcąc niczego w ich relacji pogarszać, wolał postanowić, by ten swój kontakt z jego bratem ograniczyć; nie mieszkali nawet znów tak blisko siebie, by przypadkowo na siebie wpadać. I to dopiero Mari mogła sprawić, by Ben ponownie się tych ich psem mógł zająć, jeśli zaistniałaby taka potrzeba. Te wszystkie sprawy rozmyły się jednak, przybierając rangę zupełnie nieważnych. Bo to zazdrość teraz z niego samego wydusiła jakąś żałość, której początkowo nie miało pomóc nawet to, że Walter znalazł się tak blisko. I jego słowa miały zostać niezauważone w tym uniesieniu dumy, dopiero po chwili przebijając się jednak przez strapiony umysł Bena. Bo wymówki, których oczekiwał, okazywały się mieć zupełnie inne znaczenie. — Bardzo absurdalne założenie — słowa zawarte w półgłosie, wciąż nie skrywające oburzenia, rozpraszane były jednak przez coś innego. Dłoń jego dość machinalnie sięgała już ku koszulce Waltera, by jej palce mocno ściskając skrawek materiału, mogły przyciągnąć mężczyznę bliżej. Wobec tejże bliskości, tak bardzo natężonej, przymknął na moment oczy, drgając lekko zawsze wtedy, gdy ciepłe usta dotykały jego skóry. A potem na moment powrócił do rzeczywistości, uśmiechając się gorzko. — I co by to zmieniło? — spytał nie oczekując odpowiedzi, bo może i też żałował, bo może barwniej by się to potoczyło, ale nie było sensu o tym teraz myśleć. Zamiast mówić cokolwiek, sięgnął zachłannie ustami do jego miękkich warg, by to w ich smaku się na moment zatracić. — Gdzie masz to spotkanie? — spytał po kilkudziesięciu sekundach, chociaż zdawało się to nie mieć teraz znaczenia.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
sorka, odpisywałam najpierw na szipki

Nie było sensu dopisywać większego znaczenia kilku gniewnym słowom, które tylko na moment przecięły ciszę. Nauczony od zawsze radzić sobie z podobnymi zwadami samodzielnie, teraz nie zamierzał wyłamywać się spod schematu, który być może nie był najlepszy, ale za to sprawdzony. Nie chodziło tu więc tyle o sens wyjawionej zadry, a niekompatybilność z osobistym kodeksem. — Ubrałem to w nieodpowiednie słowa. W każdym razie, potrzebowałbym po prostu od tych ludzi odpocząć, co zresztą miałem w planach całkiem niedawno — westchnął, nie dodając już, że Benjamin był tym, który owe plany mu pokrzyżował. Poniekąd. Nigdy bowiem nie uzależniłby swojej przyszłości od jednej osoby, nieważne jak bardzo dla niego istotnej. Co zaś tyczyło się Jonathana — wspomniana animozja sięgała pamięcią do początku rozwodu, kiedy to kobieta nazywana wówczas jego żoną, wykorzystując swą przyjaźń z młodszym Wainwrightem, ich samych nieco poróżniła. Walter nie wspomniał o tym nigdy na głos, nie obwiniając brata o tę niepomyślność bezpośrednio, ale była to rzecz, która wzbudzać miała w nim niesmak jeszcze przez długi czas. Bo przyjaźnie tego typu po prostu istnieć nie powinny — za duże spustoszenie ostatecznie siały.
Krótki i być może lekko zagadkowy uśmiech posłużyć miał za jedyną odpowiedź na spostrzeżenie Hargrove’a, którego nie było czasu teraz podważać, jako że po raz pierwszy od dawna pozwolił sobie na tak śmiały i wymowny ruch przejmujący pełną kontrolę nad obecną chwilą. Dopiero gdy powietrze wypełnił jego głos, układający się w mało istotne pytanie będące dość zabawną pomyłką, Walter oderwał się lekko od jego klatki piersiowej i prychnął cicho, wyraźnie rozbawiony. — Teraz? Pewnie niewiele, ale na myśli miałem raczej niedaleką przyszłość. Mam już plany na ten miesiąc — wyznał, podejrzewając, że następne tygodnie nieść będą ze sobą wiele pracy, z której nie potrafiłby przecież zrezygnować. Decydując się na tę uczciwość może i unicestwił oplatającą ich atmosferę, wyjątkowo krótką, niespotykaną w ich przypadku i ujmującą, ale od zawsze słynął przecież ze sprowadzania innych na ziemię. Nagły dotyk jego warg miał na nowo przenieść go w tamten nieistniejący świat iluzji, w którym wszystko stawało się jakby łatwiejsze, ale po niedługim czasie znów naparła na nich rzeczywistość. — W Cairns. Wybierasz się tam dzisiaj? — pozwolił sobie zapytać, zwiększając już dystans między nimi i ciesząc się lekko, że Hargrove ostatecznie nie napił się kofeiny niewiadomego pochodzenia, którą sam byłby teraz przesiąknięty.

benjamin hargrove
sad ghost club
skamieniały dinozaur
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
ja już nie pamiętam o czym ta gra jest
(jakość pociągowa, więc będzie gorzej niż zwykle)

Wzrokiem naznaczonym spokojem przypatrywał się mężczyźnie, godząc się na wskazywane przez niego wyjaśnienia. Pewne fakty ciężko było zaakceptować, nawet jeśli pretensje czynione w afekcie nie odzwierciedlają nigdy pełnej prawdy. Mimo to skrywające się w niej znamiona tego, co umysł trapi, sprawiły, że zbagatelizowanie wszystkiego miało być niekorzystnym pomysłem - cóż jednak, skoro nie o jego życie tu chodziło. Mógł pozostawać tylko wdzięczny za to, że Walter zaczął się przed nim otwierać, co równoznaczne musiało być że zdawkowym zaufaniem, którym - miejmy nadzieję - ponownie go zaczął obdarzać. - No to odpocznij - nawet jeśli oznaczać to miało daleki wyjazd, pozorne rozstanie, powrót do początku ich znajomości. Skrywana w uśmiechu jego sympatia wskazywała, że dla Bena to wszystko jest niezwykle proste. Jeśli Wainwright dusił się tym miastem i wszystkimi ludźmi, miał prawo uciec. Na chwilę bądź na zawsze, przecież nie miało to znaczenia. Nie skoro jego szczęście było tu najważniejsze. Prawdopodobnie w tym właśnie momencie Ben począł żałować, że gdy dowiedział się o tych jego planach wyjazdu, tak dziecinnie to tego podszedł.
Z każdym kolejnym spotkaniem przyzwyczajał się do tego, że wszystko będzie wyglądać inaczej. Że w cokolwiek znajomość ta się przekształci, odbiegać znacznie będzie od wszelkich związków, w których bywał - tak nudnych i znienawidzonych przecież przez niego. Nie wzruszały go więc te zmiany w jego gestach czy słowach, w których skrywało się sporo chłodu. I choć miało to być niezdrowe, to właśnie te wszelkie odstępstwa od tego, co zwykł doświadczać, przyciągały go do Waltera najmocniej. - Ale wpiszesz mnie do swojego kalendarza na przyszły miesiąc? Godzinę też trzeba ustalić z wyprzedzeniem? - zdążył jeszcze spytać, drażniąc się z nim naturalnie, bo gdzieś tam przecież świadom był tych wszelkich utrudnień. Nie uważał jednak, że spędzać muszą ze sobą każdą wolną chwilę, nawet jeśli byłoby to niezwykle przyjemne. I żałował już tylko, że powróć trzeba było w końcu do rzeczywistości, bo on sam najchętniej zamarzłby w tym jednym momencie. - Obiecałem Mari, że ją odwiedzę - odparł swobodnie, wzdychając lekko. Nieświadomy zupełnie tego, że przywołanie jej postaci wywołać może kolejną przedziwną dyskusję. Czy wobec tego mógł proponować, żeby razem do Cairns się udali? Najchętniej porzuciłby dla niego swoje plany, zajmując się ta jego sprawą, ale wszystko zależało wyłącznie od Waltera. Od samego początku przecież to on właśnie wyznaczał rytm tej ich znajomości.

Walter Wainwright
ODPOWIEDZ