Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Nie wiedział, jak wygląda życie z zaburzeniami pokroju nerwicy, nigdy osobiście nie miał z nimi do czynienia, ani on, ani żadna osoba w jego rodzinie czy też bliższym towarzystwie nie cierpiała na nie. Spotkał się z tym jednak i współczuł ludziom, którzy musieli się z tym męczyć. Dla niego było to coś dziwnego, nie potrafił pojąć swoim umysłem, jak to jest bać się wyjść z domu, mieć same czarne scenariusze w głowie i jakby tego było mało, dochodziły symptomy fizyczne. W takich okolicznościach, gdy zarówno ciało jak i psychika odmawiają współpracy, nie da się długo funkcjonować. Wiedział natomiast, że była to wyjątkowo ciężka choroba, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, że dotknęła również Violet. Miał prawo o tym nie wiedzieć, bo może i był powiernikiem jej łez i trudniejszych momentów, nie rozmawiali o swojej przeszłości. Właściwie, choć Dean niewiele o niej wiedział, czuł z tą kobietą jakąś dziwną więź, której nie mógł jasno określić. Miała w sobie to coś, czego nie potrafił nazwać. Nie wiedział, w czym to tak dokładnie było, w jej złotych włosach, głębokim spojrzeniu błękitnych oczu, czy może tym smutku, który towarzyszył jej przez naprawdę długi czas. Codzienne czynności bywały męczące, nawet osobie, która nie miała żadnych problemów zdrowotnych, niektóre rzeczy przychodziły z ogromną trudnością. Co miały powiedzieć osoby przewlekłe chore? Te narażone na stres, oraz te które powoli, z dnia na dzień po prostu umierały, choć nie mówiły o tym głośno, bo choroby przez wiele lat wyniszczały ich organizm?
Dean był strasznie szczegółowy, ale Violet zwracała uwagę na rzeczy na które jemu były obojętne. Nie zauważyłby brakującej filiżanki, a jeśli by to zauważył, to tylko wtedy gdy był to jego ulubiony kubek. Na inną nawet by nie spojrzał. Zwracał natomiast uwagę na zapach perfum. Miał do nich doskonałą pamięć. Wiedział, jakich perfum używała Luna i ten zapach poznałby wszędzie, bo doprowadzał go do wrzenia krwi w organizmie. Zdążył też poznać nuty zapachowe towarzyszące Violet, które również bardzo mu się podobały. Na męskie perfumy również zwracał uwagę, być może dlatego, bo sam miał ich naprawdę dużo i lubił poznawać nowe zapachy. Nic już więcej nie powiedział na temat pokoju Violet. Zostawił ten temat na kiedy indziej, być może będą mieli okazję do niego wrócić.
Przytulając ją do siebie, oparł brodę na złocistym czubku głowy niewiele młodszej nauczycielki. Nie musiał jej na to odpowiadać, na pewno czuła ciche, potakujące mruknięcie, które wydobyło się z jego gardła, gdy zadała pytanie o walizki. Nie zawsze słowa były potrzebne, odnosił wrażenie, że nie musiał jej w tym upewniać — Swan o tym wiedziała.
Podczas gdy delikatne dłonie muskały jego ramiona, on skupiał się na nieco innych partiach idealnego ciała Violet. Obdarzał pocałunkami jej skórę, wywołując przyjemne dreszcze, gładził zgrabne biodra nieco szorstką, typowo męską dłonią i liczył na to, że może pozwoli mu na odrobinę więcej. Miał na to ochotę, pragnął żeby wiedziała, że jest tutaj dla niej, bo przecież... Zasługiwała na ciepło, zasługiwała na uwagę, a on mógł jej to wszystko dać, wystarczyło, że mu na to pozwoli. Nie potrzebował niczego więcej, prócz pozwolenia. Podczas gdy ludzie na zewnątrz zwiedzali miasto, delektując się słoneczną pogodą, Dean pod nieobecność Milesa delektował się ustami i ciałem ich współlokatorki. Wszystko było idealne i po jego myśli. Byli sami w domu, nikt do niego nie wydzwaniał, względny spokój i cisza przerywana rozkosznymi westchnięciami blondynki, które wydobywały się z jej pełnych, zmysłowych ust.
Ta chwila nie mogła trwać jednak wiecznie, musiał się w ostateczności od niej oderwać i zrobił to, bardzo niechętnie. Miał wstać i iść po wodę, lecz słowa kobiety wprawiły go w lekkie osłupienie i zatrzymały na łóżku.
Przekręcił głowę nieco w bok, uśmiechając się łagodnie do Violet.
— Ty jesteś ładniejsza od mojej byłej żony... Nie wiedziałem, że masz męża. O co się pokłóciliście, że musiałaś się wyprowadzić? — Podejrzewał, że gdyby im się układało, Violet nie mieszkałaby tutaj, tylko żyłaby u boku męża.

Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Violet nie była typowym obrazem człowieka, który mierzy się z zaburzeniami lękowymi, albo jakimikolwiek zaburzeniami. Na instagramie w końcu wyglądała jak kobieta sukcesu - piękny ślub, podróże, dobra praca, sukcesy, ubrania, na które nie każdego stać. Przymykamy oko na osoby wysokofunkcjonujące, dochodząc do wniosku, że może coś im jest, ale przecież to nie może być mocne, to nie może być silne, skoro sobie radzą. To nic, że ktoś pije, skoro przecież prowadzi milionowy biznes i codziennie rano wiąże krawat. To nic, że ktoś wymiotuje, skoro tak pięknie wychodzi na zdjęciach i wcale się nie skarży. Nikt nie przejmował się Violet, bo nie wydawała się osobą, o którą należy się martwić. Chyba że akurat płakała - wtedy mogła liczyć przynajmniej na Deana, który nie miał jednak pojęcia, skąd w zasadzie biorą się te łzy i czemu jej oczy niemal nie schną. Mogła po prostu być wrażliwa, po prostu zmęczona, po prostu w drobnym kryzysie. Dopóki nie mówiła, o co chodzi - nie chodziło o nic poważnego. A Violet nie chciała mówić. Nie chciała sprawiać kłopotu.
Ktoś, kto projektował Violet, wyposażył ją w wysoką wrażliwość. Wysoką do bólu, na tyle, by dusiła w sobie wszystko to, co nie było metafizyczne i nie pasowało do jej aury nieśmiałej istoty, która opuściła jakiś równoległy świat, tudzież została wysłana na ten padół łez w ramach jakiejś nieludzkiej kary. Na palcach jednej ręki dało się policzyć sytuacje, w których Swan pękała i pokazywała, że naprawdę jest człowiekiem, i to ulepionym też z rzeczy mniej refleksyjnych i wdzięcznych, niż smutek. W dużej mierze była zbudowana ze złości - na niesprawiedliwość świata, ale też na ludzi, którzy przekraczali jej granice i traktowali ją tak, jak na to nie zasługiwała. Potrafiła w jeden wieczór wytłuc niemal całe szkło, które ukrywało się w domowych szafkach. I potrafiła dać człowiekowi w twarz zwiniętą w rulon gazetą, nie przejmując się tym, czy zostaną ślady. Wściekłość gromadziła się w niej powoli, kumulowała, i gdy znajdowała wreszcie ujście, była wyjątkowo groźna. Rozładowywała się do zera.
Z czasem dopiero nauczyła się nie pozwalać. Rysować szeroką, wyraźną granicę, której nie można było przekroczyć. Musiała stać się swoją własną obrończynią, bo nikt inny nie przejmował się jej kruchym wnętrzem. Przy Deanie odkładała namoczony w czerwonej farbie pędzel i pozwalała mu na więcej, niż innym, wierząc, że gdy na chwilę odpuści, na chwilę porzuci wartę, on się tym zajmie. Był pierwszym od dawna, który jej tak dotykał, i pierwszym od dawna, którego ona dotykała - ale wciąż z niewinnością, która nie wskazywała na to, że chciałaby czegoś więcej, że zmieniła zdanie co do bielizny. Gładziła jego skórę, całowała go, wzdychała, a przy tym nie dawała pozwolenia - jakby istniała jakaś cieniutka linia, wykonana ze słabego sznurka, która nie pozwalała pójść dalej nawet wtedy, gdy Violet opuszczała tarczę.
Ona również przechyliła głowę, z uroczym, dziewczęcym uśmiechem, który sprawiał, że przez chwilę nie wydawała się smutna.
- Miałeś żonę? Żony są beznadziejne - stwierdziła, prawdopodobnie prezentując wewnętrzny głos Jaydena, który zinternalizowała w toku jednej z kłótni. - W sumie to już nie mam męża, bo się ze mną rozwiódł. Bo byłam smutna i wszyscy umierali... Ale mieszkaliśmy razem, wiesz? Po rozwodzie. Bo ja jestem trochę... niestabilna. Bardzo smutna - wyjaśniła, nawet po alkoholu unikając tematu swojego dziecka i swojej choroby. Dzielna dziewczyna. - No ale wystawił mi nagle walizkę za drzwi. Bo sobie znalazł jakąś dziunię. A ja przecież jestem atrakcyjna. Jestem? - upewniła się, zaglądając mu w oczy z niemal błagalnym wyrazem. Dean był jej zapewnieniem. Jej dowodem.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Nie była typowym obrazem osoby chorej, bo świetnie to ukrywała. To nie tak, że każda osoba chora powinna chodzić z etykietką przyklejoną do czoła i napisem ,,mam chAD” albo inne zaburzenie psychiczne. Dało się dostrzec niektóre rzeczy, Dean widział, że Violet była smutną osobą, lecz nie zastanawiał się głębiej nad przyczyną jej smutku. Nie pracował już w policji, nie miał prawa jej przesłuchiwać, choć miał wrażenie, że czasem rozmawiając z kimś, wciąż miał takie naleciałości. Nie potrafił rozmawiać normalnie, jego wnikliwość i ton w którym wypowiadał pytania, może nie brzmiały ostro, ale zadając je, dochodził od razu do sedna. Składał zdania w taki sposób, by osoba z którą rozmawiał, wiedziała o czym powinna mówić. Miało to swoje plusy, łatwiej dzięki temu było mu wyciągnąć informacje, które go interesowały, lecz ten sposób komunikacji nie był pozbawiony wad. Rozmówcy czuli się jak w sali przesłuchań, nawet jeśli byli niewinni i nic nie zrobili, nie czuli się zbyt komfortowo. Między innymi z tego powodu starał się nieco zmieniać ton, by ludzie rozmawiając z nim nie czuli się, jak w więzieniu, tylko normalnie.
Chodziły pogłoski, że osoby, które mają w praktyce wszystko, są tymi mocno skrzywdzonymi przez świat. Zwyczajna osoba szła do psychologa, szukając pomocy, osoba z wyższych sfer tego nie robiła, bo się wstydziła. Washington nie wiedział, że Violet brała leki, że próbowała sobie choć trochę jakoś pomóc, by łatwiej jej się funkcjonowało… Choć ukrywanie emocji nie było dobrym sposobem. Tłamszone wewnątrz negatywne emocje były jak rak pochłaniający powoli komórki ciała, cichy morderca, który zabijał powoli lecz z wysoką skutecznością. Łatwiej się żyło, gdy te emocje były uwalniane na zewnątrz, bądź w jakiś sposób rozładowywane. Poradzenie sobie z własnymi emocjami i samym sobą było kluczem do sukcesu. Wiele osób od dziecka było uczone, że nie powinno się płakać, nie można okazywać słabości, bo jak to?
Musisz być twardy, Dean, jesteś chłopcem. Co z tego, że Cię boli? Nie możesz płakać. Te słowa, musisz być twardy, były powtarzane, jak mantra i zakodowały się w umyśle bruneta na stałe. Musisz być twardy, czyli słowa których Dean nie będzie powtarzał swojemu synowi, córce też nie. Każdy człowiek rodził się z pulą emocji, emocje są po to, by je okazywać, nie po to, by je w sobie tłamsić. W ostateczności, te słowa które były mu wpajane — owszem —nauczyły go twardości i radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, ale w rezultacie, Washington choć okazywał emocje, to często dawał im się ponosić aż za bardzo.
Choć potrafił panować nad swoimi emocjami i żądzami, gdy druga osoba te granice jasno wyznaczała. Tak, jak robiła to Violet. Stawiała granice, nawet będąc w stanie alkoholowego upojenia, których on nie przekraczał, bo nie chciał. Nie zależało mu na tym, by czuła się przy nim źle, nie chciał jej do niczego zmuszać, wolał, żeby miała świadomość tego, że może mu w takiej kwestii zaufać. Nie zrobiłby niczego wbrew jej woli, co niektórych by zaskoczyło. Nie był to mężczyzna, któremu ojcowie chętnie oddaliby rękę swojej córki, bo na pierwszy rzut oka nie wzbudzał zaufania. Ciemne włosy, przenikliwe spojrzenie, chłodny ton głosu i otaczająca go aura dziwnej nieprzystępności nie były cechami pożądanymi przez ojców ukochanych córek. Może kobiety miały inne zdanie, bo przyciągał ich uwagę, ale wielu mężczyzn nie czuło się komfortowo w jego towarzystwie. Było to też w dużej mierze spowodowane tym, że sprawiał wrażenie faceta, który tylko czeka na odpowiedni moment, by poderwać czyjąś dziewczynę.
Dotyk Violet był przyjemny, wywoływał miłe dreszcze, tego typu pieszczoty były… Ujmujące, odczuwał to wewnątrz swojego ciała i na zewnątrz też. Nawet gdy usiedli, a Violet dźwignęła się na łokciu, by z nim porozmawiać, gładził dłonią jej ramiona, tworząc na skórze symbole niewiadomego pochodzenia.
— Miałem, ale.. Nie wyszło nam, więc wzięliśmy rozwód — A w zasadzie to ja zjebałem, gdybym jej nie zdradził to pewnie wciąż bylibyśmy razem. Nie chciał opowiadać o swojej żonie, starał się uciąć odrobinę temat, być może kiedyś opowie jej więcej o tej kobiecie, lecz na chwilę obecną nie chciał psuć sobie nastroju. Wolał posłuchać słów Violet, która opowiadała mu o swoim mężu… Byłym mężu.
— Nie ma osoby w pełni stabilnej, a on powinien Cię wspierać. Zauważyłem, że jesteś smutna. Nie wiem dlaczego i nie powinienem pytać, ale cokolwiek to jest, rozumiem Cię — Dlatego staram się o Twój uśmiech i próbuje zapewnić pozorne szczęście.
Nie bardzo wiedział co powiedzieć na temat tej dziuni, najwidoczniej małżeństwo nie było tym, czego jednak pragnął.
— Nie wiem, czemu to zrobił i nie popieram takiego zachowania — Pieprzony hipokryta, czy sam nie zdradził żony, bo była dla niego nieodpowiednia? Oddała mu całą siebie, ciało, serce i próbowała nadążyć za fochami, niemiłymi słowami, które w jej kierunku rzucał, ale dla niego to pełne oddanie nie było wystarczające.
— Tak, Violet. Jesteś atrakcyjna, myślę, że nie tylko dla mnie, a dla każdego normalnego faceta — Nie brakowało jej niczego i nawet jeśli Miles twierdził, że jej nienawidzi, na pewno zwracał uwagę na jej filigranową urodę.


Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Gdyby wiedziała, że był policjantem, pewnie by się roześmiała. Wydawał jej się raczej typem z drugiej strony mocy. Nie zauważyła też tonu wścibskiego śledczego, może właśnie dlatego, że dobrze się ukrywał z zawodowymi naleciałościami. Violet zresztą raczej nie znała zbyt wielu policjantów, więc nie miała z kim go porównywać. Jej otoczeniem byli raczej nauczyciele i prawnicy, choć z prawnikami od czasu rozwodu nie miała zbyt wiele wspólnego, bo nagle znajomi jej męża przestali być jej znajomymi. Udało jej się przywyknąć do dyskretnego wywracania oczami i tonu mądrości, jak nazywała ten ton, z którym zwykle wypowiadali się ci wykształceni, światli ludzie, z pozoru tak porządni, w praktyce często stający po stronie zbrodniarzy, zupełnie tak, jak jej mąż. Między innymi dlatego nie rozumiała Jaydena. To, co nie mieściło jej się w głowie, co było dla niej zachwianiem porządku wszechświata i zasługiwało na karę - dla niego było szansą na zarobienie niezłych pieniędzy i kolejny wzlot w karierze. Nie mogli być razem szczęśliwi, gdy istniał tak silny rozdźwięk w ich poziomach wrażliwości.
Violet była wychowana jak wzorowa australijska dziewczynka. Lalki, zabawkowa kuchenka, różowa sukienka, długie włosy. Nigdy nie ciągnęło ją w drugą stronę. I choć właśni rodzice nigdy nie powiedzieli jej, że złość dziewczynce nie przystoi, że brzydko jest się gniewać i że nie można pokazywać języka, to chłonęła to, co mówili obcy ludzie, ciotki, nauczyciele i inne dzieci. Zaakceptowała fakt, że gniew nie jest atrybutem drobnych blondynek. Zresztą - okazał się w jej życiu bezużyteczny, prowadził tylko do bezsilności, więc nauczyła się zatrzymywać go w sobie. Wybierała łzy. Łzy pasowały. Społeczeństwo lubiło płaczące dziewczęta.
Jej emocje były ugładzone, a z całym swoim charakterem trafiały tylko w wiersze; papier pochłaniał je, zabierał od Violet, gdy nie mogła już ich unieść i pomieścić w sobie. Smutek był jej natchnieniem. Smutek był generatorem słów, które opisywały jej wewnętrzne rzeczywistości. Im dłużej jej towarzyszył, tym lepiej pisała - ale to znów do niczego nie prowadziło. Wiedziała, że świat nigdy nie zobaczy jej poezji. Jej kariera zakończyła się na etapie szkolnej ławki. Po marzeniach przyszło życie. Zwłaszcza że od śmierci ojca nikt nie potrafił wyjaśnić Violet, że to, co drżącą ręką zapisuje w grubym zeszycie, ma jakąkolwiek wartość.
Czasem wydawało jej się, że jedyną rzeczą w niej, która ma wartość, jest ciało. Nikt nie chciał jej umysłu, był zbyt skomplikowany. Ciało było dobre. Smukłe, zmysłowe, wpisujące się w kanon. Gdy potrzebowała akceptacji, skupiała się właśnie na ciele - jak teraz, gdy wciąż wodził opuszkami po jej skórze. Ona delikatnie muskała palcami jego kolano przez materiał dresów, raczej od niechcenia, po to, by zrobić coś z wolną dłonią, a może po to, by w razie konieczności złapać go za nogawkę i nie dać mu odejść.
Pokiwała tylko głową, mimo znieczulenia alkoholem czując, że Dean nie chce mówić na ten temat. Zresztą, kto chciałby rozmawiać o byłych małżonkach? Chyba tylko Violet, która żywiła do Jaydena żal i może wciąż nie wyleczyła się z niego do końca. Zaraz jednak głową pokręciła, posyłając mu bezradny uśmiech.
- Nie zrozumiesz. Ale on nie rozumiał najbardziej na świecie... Tylko w łóżku mnie rozumiał - zaśmiała się, choć w jej śmiechu pobrzmiewał wyraźnie smutek. Po co miała mówić więcej? To nie była pora na historię jej życia. Zresztą, historia jej życia, pomijając kilka traumatycznych wydarzeń, była do bólu nudna.
- Bo jest strasznym chujem - odparła zdumiewająco poważnym tonem, zdumiewająco wulgarnie jak na siebie. Chyba po raz pierwszy słyszał takie słowo z jej ust, i choć to nie było do końca to, co Violet myślała o swoim byłym mężu, za sprawą alkoholu sprawa nieco się na chwilę spłaszczyła i Swan nie rozkładała tego na części pierwsze.
- No, dla większości - bo dla Milesa nie jest, ale zauważyła, że nie powinna o nim mówić, jeśli chce mieć uwagę Deana. Nawet w tym stanie jest bystra. Z łokcia uniosła się jeszcze trochę, opierając wreszcie o materac dłonią, nieco chwiejnie, tylko po to, by ucałować policzek Deana. W niemym podziękowaniu, bo prawdziwe dziękuję byłoby dla nich zbyt oklepane. - Wody - przypomniała mu, trącając lekko paznokciem jego usta i opadając zaraz na materac. Przeciągnęła się, czując, że robi się senna. Po całej nocy wrażeń wreszcie przyszło zmęczenie.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Nawet by go to nie zdziwiło. Nie byłaby pierwszą osobą, która zadrwiłaby z tego, że pracował w policji. Wiedział, że ludzie prędzej widzieliby go w więzieniu, niż jako dobrego glinę łapiącego złoczyńców. Z drugiej strony, nie był też taki sprawiedliwy. Dean miał słabość do kobiet, nawet tych morderczych. Susan do więzienia nie wsadził, a mógłby to zrobić, gdyby sprawa wyglądała odwrotnie i to jej mąż byłby winny, bez kiwnięcia palcem znalazłby mnóstwo dowodów na to, by poszedł siedzieć. Najwidoczniej Washingotn miał słabość do atrakcyjnych blondynek, nie było żadnego innego wytłumaczenia na jego dziwne, dla wielu ludzi niezrozumiałych zagrywek. Nie tłumaczył się przełożonemu z tego, czemu nie wsadził Susan. Powiedział, że nie znalazł dowodów na jej winę i tym samym uciął temat. Prawda była jednak taka, że specjalnie tego nie drążył, bo poznał ją bliżej niż powinien.
Społeczeństwo, może nie tyle co lubiło płaczące dziewczęta, co po prostu nie było zdziwione faktem, że to kobiety wylewają morze łez, gdy tego potrzebują. Dlatego nikt nie patrzył na to tak, jak na płaczącego chłopca, co było niesprawiedliwie, oczywiście. Bo chłopcy też mogli płakać.
Gdyby usłyszał teorię o ciele, szczerze by się z tym zgodził. Wielu mężczyzn patrzyło na ciało, na zewnętrzne cechy, bo to ciało potrafiło doprowadzić do szału. Zresztą, kobiety na mężczyzn patrzyły podobne. Cechy fizyczne jako pierwsze rzucały się w oczy, dopiero później, powoli dochodziło się do wniosku, czy faktycznie chce się tę osobę poznać bliżej i lepiej, czy niekoniecznie. Zdarzały się sytuacje, w których zwracało się uwagę na charakter drugiej osoby. Przykładowo, gdy jemu rozmawiało się dobrze z jakąś kobietą, był pod wrażeniem jej intelektu, patrzył na nią inaczej. Może nie poszedłby z taką na pierwszej randce do łóżka, ale na następnej? Na następnej prędzej.
— W sumie, do łóżka słów nie potrzeba. Dobrze, że chociaż tam się dogadywaliście — Najwidoczniej to był powód dla którego wcześniej nie wzięli rozwodu. Wbrew pozorom, dopasowanie w łóżku też było bardzo ważne.
Nie spodziewał się, że Violet użyje takiego słowa, określając swojego męża. Było w tym jednak trochę racji, był chujem, bo ją zdradził... A do Deana zaczęło docierać, co musiała przechodzić jego żona. Poruszając ten temat, Violet wywołała w nim lekkie wyrzuty sumienia, od razu dało się dostrzec, że z doskonałego humoru, stał się gorszy. Dean nieco zmarkotniał i na rękę było mu pójście po wodę. Teraz chętniej wstał z łóżka, uciekając od jej dłoni.
— Od razu cały dzbanek przyniosę — Postanowił, po czym wyszedł z sypialni do kuchni. Poszperał po szafkach dopóki nie znalazł litrowego dzbanka. Wyjął też wodę niegazowaną z jakiejś szafki, żeby nie dawać Violet kranówy. Lał tak tę wodę, patrząc przez okno, jakby te ptaki przelatujące za szybą były czymś niesamowitym. Po krótkiej chwili odstawił butelkę, lecz przed tym wlał jeszcze wodę do szklanki.
Do pokoju Violet wrócił ze szklanką wody i dzbankiem. Dzbanek odstawił na stoliczku nocnym, a przezroczyste naczynko podał jej do ręki.
— Chyba jesteś śpiąca — Zauważył i niewiele się mylił, bo tak na dobrą sprawę, gdy tylko odstawiła szklankę, zaczęła ziewać. Washington wrócił do łóżka, zajmując miejsce obok Violet, okrył ją kołdrą, gdy tylko przysnęła. Doszedł do wniosku, że zaraz będzie szedł do swojego pokoju, zajmie się czymś ciekawym, ale podnieść się nie zdążył, bo przysnął, wtulając się w kaskadę długich, jasnych włosów Violet.

Violet Swan
Miles Vanderberg
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
nine


Najstarszy Vanderberg nigdy nie miał większych problemów z agresją. Czasami zdarzyło mu się obić komuś twarz w imię honoru różnych kobiet ze swojej przeszłości — tak jak w liceum bronił pewnie swojej młodszej siostry i delikatnie poprawiał koszule jej bliższym kolegom, tak później przyszło mu pilnować porządku w Moonlight, od czasu do czasu wyjrzeć zza baru i ustawić kogoś do pionu, ale to nie tak, że tłukł kogoś na kwaśne jabłko i zostawiał go w rowie. Nie, Miles miał inne sposoby na wyzbycie się negatywnej energii i jeśli już przychodziło co do czego, uciekał do bardziej pokojowych rozwiązań. Tym razem jednak o żadnej pogadance nie ma mowy.
Wiadomości od Washintgona wybiły go z rytmu, ha! To mało powiedziane! Nie dość, że przejechał trzy razy na czerwonych światłach, to jeszcze początkowo stracił panowanie nad kierownicą i prawie wjechał w tył jadącego przed nim vana, tak go dłonie zaczęły świerzbić! Od początku ich znajomości, miał przeczucie, że to się źle skończy. Oczywiście chodzi tutaj o znajomość Violet i Deana, bo co do przyjaźni z brunetem dotychczas nie miał żadnych zastrzeżeń i dotychczas to bardzo trafne słowo, proszę podkreślić trzy razy. Widok pół nagiej Violet zakopanej w pościeli, wysłane z telefonu kumpla, był jak cios prosto w żołądek. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, w klatce coś go zakuło, w głowie zaczęło huczeć od nadmiaru wyzwisk, a stopa, wręcz samoistnie, przycisnęła gaz do dechy.
I tym razem, Miles ma więcej szczęścia niż rozumu — jakoś udaje mu się złamać z dziesięć przepisów drogowych, prawie potrącić dziesięciolatkę na przejściu i nadal dotrzeć pod apartamentowiec bez jakiegokolwiek mandatu. Opony piszczą niemiłosiernie, kiedy parkuje samochód w poprzek drogi. Nie czeka na windę, od razu zmierza w kierunku schodów, które pokonuje w zastraszającym tempie, nawet nie łapiąc zadyszki. Po minucie może dwóch, udaje mu się dostać do mieszkania, w którym panuje idealna cisza, zmącona jedynie ciężkimi krokami Vanderberga i trzaskiem drzwi frontowych. Sypialnia Violet jest na wpół otwarta, jego przypuszczenia potwierdzają się — jego najlepszy przyjaciel leży tuż obok niej, oddychając we śnie zapachem jej włosów. 

Miles nie kurwi, nie wydobywa z siebie żadnego dźwięku, nie zatrzymuje się z wyjątkiem tego ułamka sekundy, gdy stanął w progu, by ocenić jak to wygląda. A wygląda chujowo, nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Naprawdę miał nadzieję, że Washington odpuści sobie chociaż Violet, chociaż ją. Mógł mieć każdą, przecież nie narzekał na zainteresowanie płci pięknej. Skurwiel miał dwójkę dzieci, byłą żonę, przyszłą żonę, masę kochanek, a teraz jeszcze dotknął jego współlokatorkę?!
To jest ta chwila, w której po trzydziestu latach dobrego braterstwa, Miles musi poprawić temu skurwielowi koszulkę, GDYBY TYLKO JĄ MIAŁ!
Nie robi tego delikatnie, tak jak robił to za dzieciaka. Łapie go za ramię, nie bacząc na to, czy zbudzi śpiącą królewnę obok i czy sam Dean raczy się obudzić — wyciąga go z łóżka, na wpół ciągnąc na korytarz i dopiero tam rzuca go na podłogę i daje mu okazję, by wstał. Przynajmniej Miles ma jakieś resztki honoru, nie to, co tamten!
— TY TAK SERIO KURWA?! — nie ceregieli się już, nie oszczędza w słowach. Wygląda, jakby miał zamiar zabić go gołymi rękami — zrzuca kurtkę, podwija rękawy i zanim tamten zdąży na dobre pozbierać swoje cztery litery z ziemi, wymierza pierwszy sierpowy prosto w szczękę. Dopiero ból w knykciach i lekkie chrupnięcie pod skórą sprawia mu satysfakcję.

Dean Washington
Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Nie miał pojęcia, ile czasu pospał. Wiedział tylko tyle, że było ciepło i przyjemnie, nic więcej go nie interesowało. Słowo było pełni tutaj kluczową funkcję, albowiem w pewnym momencie poczuł szarpnięcie i nie wiedział o co chodzi, a później siedział na podłodze i dostał w ryj.
Musiał to wszystko zanotować, co zajęło mu niedługą chwilę i gdy tylko zobaczył przed sobą Milesa, szykującego pięści, najzwyczajniej w świecie się wkurwił. Dodatkowo, pluł w jego kierunku jadem, jakby nie wiadomo co zrobił.
Siedząc na tej podłodze przejechał zewnętrzną stroną dłoni po ustach, zbierając krew z wargi i spojrzał z wściekłością na Vanderberga. Nie rozumiał o co temu drugiemu chodzi, ale gdyby spojrzenie mogło zabijać, chłop leżałby już martwy. Niestety, żadnej takiej umiejętności nie miał, dlatego podniósł się z podłogi i rozprostował gnaty, strzelając kostkami.
— Wkurwiłeś mnie — Rzucił, starając się brzmieć spokojnie. Człowiek o jednej twarzy, inaczej nie da się tego nazwać. Nie miał jednak zamiaru zachowywać się jak małpa, czyli inaczej mówiąc, jak Miles i mu oddawać. Nie po to został nauczony, jak obchodzić się z takimi ludźmi, nie stosując agresji, tylko używając swojej siły fizycznej, której wbrew pozorom, miał znacznie więcej.
Szybkim krokiem podszedł do Milesa, zaciskając dłoń na jego barku i zmuszając do odwrócenia tyłem, po czym pchnął go na ścianę i unieruchomił. Wsunął kolano między nogi swojego kumpla, dociskając jego głowę do ściany. Oparł przedramię o jego kark, napierając całą siłą na mężczyznę, dzięki temu Miles nie był w stanie odchylić głowy do tyłu, w celu uderzenia. Wolną ręką natomiast, złapał go za nadgarstki — zupełnie jak w interwencji policyjnej, tyle, że Dean nie miał przy sobie kajdanek, ale zaczął rozważać opcję noszenia ich przy sobie. Miles nie był jakimś trudnym przeciwnikiem, jeśli chodzi o takie rzeczy, Washington na szkoleniach i interwencjach miał do czynienia z różnymi ludźmi, jedni nosili przy sobie noże, inni jakieś inne pierdoły, więc facet z pustymi rękoma był tak naprawdę niczym.
— Mam Ci wystrugać maczugę i chcesz wrócić do epoki kamienia łupanego, czy zgłosić sprawę na policję i zrobić Ci sranie, bo nie potrafisz trzymać łap przy sobie? — Proste pytanie. Wolałby mu przypału na psiarni nie zrobić, ale wiecie, atak na funkcjonariusza i te sprawy, a to już podlega pod kodeks karny.
Uderzył go jeszcze otwartą dłonią w tył głowy. Może niezbyt mocno, ale na pewno poczuł.
— Najpierw traktujesz ją jak powietrze, później wchodzisz jak nabuzowany hormonami samiec alfa, bo ktoś raczył się nią zainteresować. Wiesz, dzięki mnie chociaż nie płacze, więc to uszanuj, bo nawet nie wiesz ile wylała łez przez to, że jesteś zjebany. A ona jest albo głupia, albo naiwna, bo wierzy w to, że się nią zainteresujesz, debilu. — Głos Deana przyjął znacznie chłodniejszy ton, w zasadzie, mówił przez zaciśnięte zęby. Fakt faktem, szczęka go bolała i nieco wszystko utrudniała, ale zrobi sobie później zimny okład i wszystko będzie w porządku.
Czemu mu to wszystko mówił? Żeby go uświadomić o głupocie Violet, bo inaczej nie mógł tego nazwać. U niego nie było miejsca na takie rzeczy, jeśli ktoś ignorował jego, on tę osobę ignorował również. Nie chciał się upokarzać, nie liczył również na to, że w końcu ktoś zwróci na niego uwagę.
— Wiem, że zabiłeś Finna niechcący, ale ja w przeciwieństwie do Ciebie, byłem świadomy. Nie zmuszaj mnie więc do agresji, bo nie chce skończyć w pierdlu. Jak się uspokoisz to Cię puszczę. Może i mnie masz w dupie, ale pomyśl o Violet. O tej delikatnej kobiecie o którą jesteś zazdrosny, jak zobaczy, że mnie napierdalasz w szale, to będziesz z góry na przegranej pozycji... A ja będę wciąż święty, miły i pomocny — Święty to on nie był, zdecydowanie, ale czy Violet o tym wiedziała? Nie. Wydawało mu się więc, że wyjaśnił sprawę jasno i solidnie, uderzając w czuły punk Milesa. Być może było to okrutne zagranie, ale chciał mu uświadomić jaka jest różnica w spowodowaniu czyjej śmierci niechcący, a celowo. Szczerze mówiąc było mu naprawdę przykro z tego powodu, że musiał zarówno jemu jak i sobie przypominać o tym, że kogoś zabili, ale tutaj mógł pomóc tylko kubeł zimnej wody i wplątanie w tą całą pogadankę Violet, bo skoro to o nią był tak cholernie zazdrosny, to na pewno szybciej przemyśli swoje zachowanie, gdy dojdzie do wniosku, że mogłaby to zobaczyć.

Miles Vanderberg
Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
To wydawało się właściwe — bronienie honoru kobiety, która była tak bezbronna i delikatna. Dean zdołał przelecieć całe miasteczko, a jak nie całe, to na pewno połowę, a mimo to musiał zajrzeć do łóżka akurat jej, Violet? Może gdyby Swan nie pojawiła się u niego w pokoju poprzedniego wieczoru, gdyby nie to, że odczuł jej obecność wyraźniejszym biciem serca i nagłą nerwowością, może gdyby nie obudziła w nim potrzeby zaopiekowania się nią za każdym razem, kiedy patrzyła na niego tymi swoimi błękitnymi, niewinnymi tęczówkami. Może wtedy — a może nigdy — nie podniósłby ręki na swojego najlepszego przyjaciela. Rzeczywistość mieniła się jednak w nieco innych kolorach, a wraz z widokiem leżącej na łóżku Violet, ubranej w samą koronkę, ogarnął go szał. Zazdrość przysłoniła mu pole widzenia, odebrała resztki zdrowego rozsądku, które wręcz krzyczały mu z tyłu potylicy, by nie zadawał pierwszego ciosu, by się wycofał. 
Ale Miles był mądrzejszy — stłamsił je, a sprawnie zwinięta pięść gwałtownie wylądowała szczęce przyjaciela, zanim ten zdołał na dobre się obudzić. I tutaj Vanderberg po raz kolejny popełnił błąd, dając mu okazję do pozbierania swoich czterech liter z podłogi. Sądził, że Washintgon zachowa się jak mężczyzna, jak godny przeciwnik, powinien przewidzieć jego ruch, a mimo to chwilę potem ląduje na ścianie, podduszony przez ramię przyjaciela w pseudo policyjnym chwycie. 
Ignoruje jego zaczepki, jedynie szamota się jak okoń w siatce, pragnąc dopaść do twarzy kumpla i zetrzeć mu ten parszywy… No dobra, całkowicie mu ją zetrzeć.
— Pierdol się — charcze jedynie, bo co to ten nasz Dean tutaj wygaduje? Że Violet liczy na jego atencję? Że niby to on jest powodem jej rozpaczy i smutku, a nie przeszłość, która kazała jej panować manatki i wylądować w progu ich mieszkania? 

Kolejne uderzenie tylko bardziej go rozwściecza, do tego stopnia, że Washington musi teraz porządnie pilnować okolic swoich jaj, bo Vanderberg ma zamiar wyrwać je z zawiasami. Już szykuje kolano, kiedy kolejne słowa sprawiają, że nieruchomieje. Dobrze, że wróg nie widzi w tym momencie jego oczu, które momentalnie stają się szklane, a przenikliwy ból wypełnia jego serce i dusi go bardziej niż uścisk przyjaciela. Finn. Wiem, że zabiłeś Finna niechcący… Tak naprawdę reszta go pierdoli, jego słowa wciąż odbijają się echem po jego głowie, nie może złapać powietrza. Gdy mężczyzna luzuje uchwyt, skoro Miles przestał tak nagle się rzucać, ten wyrywa się z jego „objęć” i popycha go tak mocno, że tamten leci na ścianę. Tylko wyraz twarzy Vanderberga może go zatrzymać, oczywiście, o ile ta przyjaźń cokolwiek dla niego znaczyła.
— Nie wierzę, że to powiedziałeś — sapie, zaciskając dłonie w pięści po obu stronach swoich bioder. Teraz nie napędza go jedynie wściekłość, a również rozpacz — czyli co, całe to gadanie pod tytułem „to nie Twoja wina” było jedynie bujdą, by poczuł się dobrze? Cała ich przyjaźń była jedynie ułudą, a Dean rzeczywiście uważał go za mordercę, kogoś, kogo istnienia Miles nie mógł i nie chciał zaakceptować?
—Wypierdalaj — mówi cicho, wciąż próbując złapać normalny oddech, a kiedy tamten wciąż stoi w miejscu, Vandeberg podchodzi do niego na tyle blisko, by móc poczuć jego nieświeży, ketchupowy oddech — WYPIERDALAJ RAZ NA ZAWSZE Z TEGO MIESZKANIA, BO OSOBIŚCIE CIĘ STĄD WYPIERDOLĘ.

Dean Washington
Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Mężczyźni. Jakby przez tyle lat nie zdążyła nauczyć się, że są z nimi tylko kłopoty.
Zasnęła słodkim, alkoholowym snem, w którym wszystkie doświadczenia układają się w przedziwne historie. Jedna z nich dopiero się zaczynała - miękki, złocisty poranek, w nim ona, budząca się nago w białej pościeli. Wszystko było piękne i o wiele idealniejsze od rzeczywistości. Ktoś otwierał drzwi, szedł do niej, ona się uśmiechała, czuła niemal ekscytację, i gdy tylko sen zaczął przybierać kształt dobrze napisanego filmu erotycznego, wszystko trafił szlag.
Zawsze spała dość lekkim, czujnym snem, dlatego gwałtowny ruch na łóżku sprawił, że rozchyliła powieki. Początkowo, wciąż trochę przyćmiona alkoholem, nie do końca zrozumiała, co się dzieje. Zmęczony umysł chciał wierzyć, że Dean po prostu wstawał. Potem pojawiło się dziwne szuranie. Potem drzwi jej sypialni niepokojąco się zatrzasnęły. Potem krzyczący głos połączyła z Milesem.
Miles. To nieco ją otrzeźwiło i usiadła tak gwałtownie, że zakręciło jej się w głowie. Odetchnęła i, starając się odciąć od dochodzących zza drzwi dźwięków, by nie nakręcić błędnego koła paniki, napiła się trochę wody, desperacko szukając rozwiązania problemu, który najwyraźniej powstał gdzieś poza nią. Czemu Miles tu wszedł? Skąd w ogóle wiedział, że Dean tu jest? Była zbyt bystra, żeby się nie domyślić.
Pojawiające się w głowie scenariusze same zaprowadziły ją do łazienki. Teraz ruszała się już dużo szybciej, domyślając się, że ciąg dalszy może być jeszcze gorszy, niż początek. Szlafrok. Jasna satyna otuliła drżące z przejęcia ramiona. Gdy jedna dłoń usiłowała wygrać nierówną walkę z paskiem, druga nasączonym płynem do demakijażu wacikiem próbowała usunąć resztki makijażu, którego ślady musiały zostać na poduszce. Przez ściany nie słyszała wyraźnie, a to sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej bezradna - i zestresowana. Nie wiedziała, po co płukała zęby tym cholernym płynem, tracąc czas. Może nie chciała, żeby Miles widział ją w tym stanie. Nie chciała usłyszeć tego wypierdalaj w swoim kierunku - a gdy tylko wybrzmiało, stała już w drzwiach, starając się ocenić sytuację trzeźwo i nie martwić się bardziej, niż to konieczne.
Nie, to jednak było dla niej za trudne.
- Dean? - to imię wyrwało jej się pierwsze, bo początkowo to on wydaje jej się poszkodowanym w tej sytuacji. Potem spojrzała na twarz Milesa. Przygryzła usta i zrozumiała więcej, niż powinna. Choć nie słyszała ich wymiany zdań, zrozumiała, kto w tym układzie jest najbardziej ranny. Mimo braku większych fizycznych dolegliwości. - Miles... - przy tym imieniu świadomość ma już większy udział. Słychać więcej bezradności, więcej żalu. Chciałaby wziąć go za rękę, zamknąć w objęciach, zabrać tę rozpacz, którą w nim zobaczyła. I choć wie, że i ją może odesłać do drzwi, otrzeźwiałą tylko przez silne emocje - złapała go za nadgarstek. Lekko. Jakby miała nadzieję, że jej kruchość powstrzyma go przed atakiem. Chciała coś powiedzieć, jakoś powstrzymać rozwój wydarzeń, uspokoić ich obu, ale nie wiedziała, jak. Przecież nie rozumiała nawet, o co tak naprawdę cała ta awantura, ale w końcu, skoro już stanęła między nimi, musiała zrobić cokolwiek - dlatego najpierw spojrzała bezradnie w oczy Deana, jakby chciała przeprosić. Przeprosić za to, że nie powie, żeby nie wychodził. Przeprosić za to, że dała mu się pocałować. Przeprosić za to, że na tyle mu pozwoliła. Bo nie powinna stawać między nimi aż tak bardzo. - Zostaw go już - szepnęła tylko, unosząc swoje smutne, błękitne spojrzenie na Milesa. Nie chciała go takim widzieć. Nie spodziewała się, że kiedyś go takim zobaczy.

Miles Vanderberg
Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Może to nie do końca tak, że przeleciał całe miasto, albo pół miasta... W zasadzie, z samego Lorne Bay nie było aż tyle kobiet z którymi spał. Największą ich ilość zostawił w Sydney, ale tutaj? Tutaj sporadycznie z kimś sypiał, być może z szacunku do Luny nie chciał pachnieć innymi, damskimi perfumami. Nie chciał, żeby jego dzieciaki oglądały, jak ich matka płacze. Podobno szczęśliwa matka to szczęśliwe dzieci, może trochę prawdy w tym było, ale on żadnym psychologiem nie był, więc nawet nie chciał o tym rozmyślać. Bardziej się zastanawiał, jak wyjaśni swojemu ciekawskiemu dziecku, czemu ma rozciętą wargę. No nic, wciśnie dzieciakowi jakiś kit, że na kogoś wpadł w ciemnej uliczce, czy coś takiego.
Faktycznie poluzował uchwyt, żeby już go nie ściskać. Właściwie, miał zamiar po prostu się odwrócić i wyjść, ale Miles postanowił, że pchnie go na ścianę. Dean posłał mu wkurwione, pełne chłodu spojrzenie i policzył w myślach do dziesięciu, zastanawiając się, ile straci i czy w ogóle coś straci, jeśli mu wyjebie.
— Spierdalaj, Miles. Wyjdę jeśli będę miał ochotę — Rzucił, odbijając się od ściany. Akurat w tym momencie weszła Violet i w sumie... Washington nawet się nie zastanowił, po prostu wyszarpnął z dłoni kobiety rękę Milesa, żeby czasem nie zrobić jej krzywdy, po czym zamachnął się złożoną w pięść dłonią i przywalił prosto w nos Vanderberga.
— Masz chwilę, Violet. Może teraz przestanie Cię zlewać i jednak mu się przydasz, nie spierdol tego — Dodał, prostując palce i odwrócił się plecami do tej nieszczęsnej dwójki, zabierając swoje rzeczy i wychodząc z mieszkania. Zupełnie nie obchodziło go to, że krew cieknąca z nosa Milesa zabrudziła tą piękną, błyszczącą posadzkę. Właściwie, miał zupełnie wszystko w dupie, nawet nie pożegnał się z Violet, obrażony i wkurwiony na cały świat.
Nie miał pomysłu co dalej ze sobą zrobić, prawdopodobnie wrócił po prostu do domu. Pewnie zapalił jednego papierosa, dwa, albo trzy, przykładając do bolących ust kostkę lodu, a wieczorem spędził kilka godzin w kasynie, wygrywając i przepierdalając hajs, którego tak na dobrą sprawę szczególnie dużo mu nie zostało.

Miles Vanderberg
Violet Swan

z/t
sumienny żółwik
blueberry
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Podbite oko, pchnięcie na ścianę czy nawet późniejszy, prawdopodobnie złamany nos — nic tak nie bolało jak kłamstwa Deana. Sądził, że jest mu bratem, że wspiera go akurat w tak ważnej kwestii jak śmierć Finna, a teraz wychodzi na to, że on również widział w nim potwora, który zabił swojego własnego brata. To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że nie może wyjawić prawdy Layli. To by ich zniszczyło. A jeśli wciąż ma trwać w takim kłamstwie, i dusić się z nim przez resztki swojego nędznego życia, to jaki to wszystko miało sens? Jak mógł budować z nią jakąkolwiek przyszłość, skoro nie wiedziała o nim praktycznie nic? 

Ból wypisany na twarzy Vanderberga, zmieszany ze wściekłością i pogardą, jest niczym w porównaniu z tym co czuje w środku. Nie skupia się jednak na emocjach, nie analizuje ich, nie ma na to czasu, bo wszystko rozgrywa się tak szybko, musi zachować kontrolę nad tą parszywą sytuacją. Gdyby nie poczuł dotyku jej dłoni i usłyszał jej głosu, nawet nie zorientowałby się, że Violet stanęła u jego boku. Wciąż patrzy z nienawiścią w stronę przyjaciela, ale udaje mu się na sekundę zerknąć w jej stronę i… Wystarczą te jej pieprzone, błękitne tęczówki, by stracił rezon i pozwolił sobie na utratę kontroli. Musiał przyznać, Washington umiał wykorzystać moment nieuwagi Milesa. Dłonie Violet znikają, nim ten zdołał cokolwiek się odezwać, a Vanderberg czuje mocne uderzenie w twarz. Ciche chrupnięcie poświadcza, że ten skurwiel właśnie złamał mu nos. W imię czego? 

Krew ścieka mu spomiędzy palców, kiedy próbuje ją zatamować. Głupi, mógł być na to bardziej przygotowany. Po cholerę ona się tu pojawiła? To wszystko jej wina! Zostaw go już mówi, a do Vandeberga dociera, że tak naprawdę niepotrzebnie się tutaj pojawił. Nie potrzebowała wcale ratunku, doskonale wiedziała, co robi, zapraszając Deana do siebie. Być może za jego plecami, ta dwójka zbliżyła się do siebie bardziej niż sądził? Chciała, by Miles go zostawił, bo to o niego się martwiła, to on był jej bliższy. Dean nigdy nie był Milesem, nigdy jej nie odtrącił, nigdy nie był wobec niej surowy ani nie rzucał jej nieprzychylnych komentarzy.
I co sobie myślałeś, debilu? — wyrzuca sobie w duchu, wiedząc, że teraz to już na pewno nie tylko nos ma złamany.
Powstrzymał się od ciosu, a to tylko dlatego, bo na jednym by się nie skończyło. Ma ochotę przycisnąć go do ściany, zacisnąć ręce na jego krtani i wydusić z niego ostatnie przekleństwo. Nie robi tego jednak.
— WYPIERDALAJ!!! — drze się za nim, a po chwili mężczyzna wychodzi i pozostawia ich samych. Vanderberg osuwa się na ścianę, nie może oddychać, a jeśli już, to robi to ciężko, czuje jak krew go zalewa i to dosłownie, a obecność Violet, jej zapach i to jak broniła jego zasranego kumpla, tylko przelewa czarę. Ściska mocniej przegub mostka, licząc do dziesięciu, by nie wybuchnąć. Nie warto, nie dla niej.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Naiwność Violet dała swój popis w momencie, gdy Dean wyszarpnął dłoń Milesa z jej kruchego uścisku. Wierzyła, że to po to, żeby uściskali sobie dłonie, uśmiechnęli się i zapewnili, że wciąż są najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Nie wiedziała, jakie słowa między nimi padły. Nie wiedziała, że to coś więcej, niż kumpelska sprzeczka o to, kto z kim sypia pod ich wspólnym dachem. Nie wiedziała - i dlatego w momencie, gdy Dean tak bez oporu uderzył Milesa, gdy rozległo się to chrupnięcie i polała się krew, krzyknęła. Poczucie winy napełniło ją, gdy zrozumiała, że gdyby nie patrzył w tamtym momencie na nią, może zdążyłby się zorientować, uchylić. Łzy napełniły zaczerwienione oczy. Violet nie lubiła przemocy, nie umiała jej nawet oglądać na filmach, nie umiała o niej nawet czytać, a teraz, gdy została zmuszona, by stać się naocznym świadkiem, słowa Deana docierały do niej stłumione, jakby nagły wzrost ciśnienia przytkał jej uszy.
- Ty wszystko spierdoliłeś - nie poznała własnego głosu, gdy mierzyła Washingtona załzawionym, przestraszonym spojrzeniem. Nie chciała go takim widzieć. Chciała wierzyć, że może za jej plecami jest dupkiem, może wcale nie jest rycerzem na białym koniu, który odgarnia zbłąkanym blondynkom włosy z twarzy, zanosi je do łóżka i przynosi im wodę, patrząc na nie z pewnym zatroskaniem, ale że nie jest taki. Chciała wierzyć, że może mu zaufać. Nie mogła. Nie w momencie, gdy sprawił, że po twarzy jego najlepszego przyjaciela popłynęła krew.
A Miles? Miles nawet nie wiedział, że ona jest tu dla niego.
- Nie krzycz - tym razem mówiła już szeptem, bo głos wiązł jej w gardle. Łza popłynęła po policzku. Czuła jego żal. Wiedziała, że to on ukrywa się za wściekłością - bo ją też przepełniała rozpacz, gdy talerze w domu Swanów rozbijały się o podłogę, a gorzki uśmiech rozciągał jej drżące wargi. - Miles... - szepnęła bezradnie, czując, jak jej serce bije szybciej i pojawia się panika. Musiała oddychać głęboko. Nie nakręcać się. Nie płakać. Działać. Pamięć połączyła kropki w przedziwny sposób. W ciągu kilku sekund była w kuchni, a potem znów przy Milesie, z długim kawałkiem ręcznika papierowego w dłoni. Drżącymi palcami dotknęła jego policzka, zastanawiając się, w którym momencie popełniła błąd, który doprowadził do takiego stanu rzeczy. - Musi cię zobaczyć lekarz - udało jej się wydusić, gdy niepewnie dotykała ręcznikiem jego nosa, bojąc się, że uszkodzi go jeszcze bardziej, a przy okazji nie mogąc znieść tej ilości krwi. O takich sytuacjach nie uczyli na nauczycielskim kursie pierwszej pomocy.
Nikt też nie powiedział, jak posklejać własne złamane serce, ale przecież ono mogło poczekać.

Miles Vanderberg
Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
ODPOWIEDZ