Zeimer czuł się już trochę lepiej, nadal miał problemy z poruszaniem się, dlatego używał do tego kul, ale powoli wychodził z domu swojego starszego brata, który zgodził się na to, aby Dominic zamieszkał z nim, mimo tego, że jego żona również jest w miasteczku. Sytuacja bardzo pokręcona, ale tak w zasadzie przez ostatnie kilka tygodni wyglądało jego życie, którym był już naprawdę bardzo zmęczony. Pragnął sobie wszystko przypomnieć. Funkcjonowanie w takiej pustce dla niego jest czymś okropnym, czuje się zagubiony i bardzo samotny mimo tego, że ma przy sobie swoich najbliższych. Są oni dla niego obcymi ludźmi, nie ma z nimi najmniejszych wspomnień. Zdawał sobie sprawę z tego, że bardzo cierpieli, Dominic musiał im wierzyć na słowo w każdej sytuacji, która mu opowiadali chcąc choć trochę mu pomóc w przypomnieniu sobie jego życia. Stawał się przez to bardzo nieufny i sam nie wiedział w co ma wierzyć, a w co nie. Nie chciał tym nikomu sprawić przykrości, bo to nie jego zamiar, jednak instynkt w jego przypadku jest dość silny.
Dzisiaj siostra wyciągnęła go na plaże. Na szczęście już tam był, więc wiedział gdzie ma iść, ale mimo wszystko czuł się bardzo niepewnie, ponieważ ludzie machali do niego i pytali jak się czuje, a on ni cholery nie wiedział kim są, jednak robił dobrą minę do złej gry i po prostu rozmawiał chwile i odchodził. Miał ze sobą Rory, która jest jego stałą towarzyszką przy wyjściach, dzięki psu czuł się pewniej i była też powodem, dzięki któremu Dominic wychodził z domu, bo musiał wyjść ze szczeniakiem na spacer.
Brisa odsiedziała go kilka razy, więc już wiedział jak wygląda. Czekała na niego przy zejściu na plaże.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, po czym ruszył do siostry trochę szybszym krokiem, oczywiście na tyle, na ile pozwoliły mu kule.
- Cześć, mam nadzieje, że długo nie czekasz - powiedział z zakłopotanym uśmiechem, kiedy przywitał się z siostrą.
Come away with innocence and leave me with my sins
The air around me still feels like a cage
And love is just a camouflage for what resembles rage again
Beztroskie dzieciństwo minęło. Obecnie wszyscy bez wyjątku skrywali swoje demony – większe czy mniejsze – z którymi próbowali zmierzyć się w pojedynkę. Nie tak powinna funkcjonować rodzina, którą nadal byli, która dla Brisy była świętością oraz największą wartością w życiu.
Nieubłaganie zbliżała się godzina spotkania. Dwukrotnie telefonicznie konsultowała z bratem czy aby na pewno ma siły i chęci. Nie chciała czegokolwiek na nim wymuszać. Wolała by wszystko miało swój naturalny bieg. Z drugiej jednak strony pierwszy raz od bardzo dawna obudziło się w niej nagłe i przekorne podekscytowanie, które nie było związane z pracą.
Z uśmiechem na twarzy wytargała z garażu stary rower. Wyczyściła go i oporządziła co sprawiło jej wiele frajdy. Przypomniała sobie dziecięce czasy, kiedy ojciec i bracia pomagali jej przełamać strach podczas pierwszych rowerowych wycieczek. Na samym początku bała się nawet wsiąść na coś co nie miało czterech kółek. Zawsze musiał ktoś przy niej być, pilnować by nie spadła. Zdała sobie sprawę, że jazdy na rowerze nauczył jej właśnie Dominic. Kolejny uśmiech przyozdobił jej twarz, kiedy to krótkie wspomnienie przemknęło przez jej umysł.
Wsiadła na jednoślad i popędziła w umówione miejsce. Była piętnaście minut przed czasem, dlatego zdecydowała się ulokować tak by nikt im nie przeszkadzał. O tej porze i przy takiej temperaturze plaża nadal była mocno oblega. Rozłożyła mały koc a z plecaka wyciągnęła niewielką skrzyneczkę, od której tajemniczo odbijały się pojedyncze promienie słońca. W oczekiwaniu na brata oczyściła umysł z wielu niedorzecznych i niepotrzebnych myśli. Nie planowała wcześniej co mu powie, chciała by to spotkanie wyglądało jak najbardziej naturalnie. By miało posmak ich wcześniejszej relacji.
Kiedy zjawił się Dominic poczuła chwilowe spięcie. Przez ułamek sekundy jej oczy wyrażały wewnętrzny niepokój. Było to jak oczekiwanie na coś nieuchwytnego, co powinno się wydarzyć, a nie nadchodziło. Sytuację rozładowała Rory i jej głośniejsze – radosne – szczekanie. – Przyszłam niedawno – uśmiechnęła się w odpowiedzi z widoczną ulgą. Dominic wyglądał coraz lepiej a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Okoliczności, które towarzyszyły jego powrotowi musiały być niezbyt sprzyjające. Brisa nie wiedziała, czy umiałaby się odnaleźć w podobnej sytuacji. Nagle wszystkie bliskie osoby, stają się obce – to musiało być okropne. – Zapytałabym, jak się czujesz ale podejrzewam, że słyszysz to pytanie przynajmniej kilka razy w tygodniu więc…- zamiast cokolwiek dopowiedzieć drgnęła jak człowiek nagle wyrwany ze snu i po prostu go uścisnęła. Jej twarz ożywiła się nikłym uśmiechem, rysy złagodniały. – Przygotowałam coś dla nas tylko nie wiem, czy będziesz zadowolony – spojrzała kątem oka na tajemniczą skrzyneczkę, którą w końcu otworzyła. Wyciągnęła z niej spory plik postarzałych fotografii, które znalazła na strychu. W tamtym momencie pomyślała, że będzie to wspaniała okazja do powspominania tego co już było. Teraz jednak zaczynała wątpić w swoją niespodziankę. Była na siebie zła za ten idiotycznie sentymentalny pomysł, za tę całą niepotrzebną zagrywkę. Dominic miał przecież problemy z pamięcią, dlaczego więc miałby chęć zagłębiać się tak daleko w przeszłość? – Wiem, że to głupie, ale wczoraj wydawało mi się świetnym pomysłem. Nie obrażę się, gdy nie będziesz chciał tego robić. Mam piwo i sok, możemy po prostu pomilczeć – na jej twarzy pojawił się cień zażenowania, zaraz po nim niepewny uśmiech zwieńczony cichym westchnieniem. Położyła dłoń na jego ramieniu jakby chciała dodać mu otuchy a może sama potrzebowała wsparcia. Miała mu tyle do powiedzenia a jedyne co w tym momencie pojawiło się w jej głowie to pustka i irracjonalny lęk. Chciała w swoim życiu dawnego Dominica, by był takim człowiekiem jak kiedyś, by znowu byli rodzeństwem i mogli śmiać się wspólnie zapominając o wszystkich zmartwieniach.
- Widać na załączonym obrazu - powiedział rozkładając ręce, ale nie było to niczym złośliwym. Świadczyło o tym, że po swoich słowach się zaśmiał. - Ale jest dobrze - i tak było, po części. Czul się coraz lepiej, oczywiście w fizycznym aspekcie, bo amnezja bardzo go męczyła, jednak Dom nie poddaje się tak łatwo. - Wszystko będzie super, serio. Nie musisz się obawiać, chce wrócić do normalności, a takie coś bardzo pomaga - powiedział z uśmiechem patrząc na młodsza siostrę. Naprawdę doceniał to co dla niego zrobiła.
Posiedział trochę z siostrą, pogadali, ale musiał się zbierać, ponieważ bardzo się zmęczył. Pożegnał się i powolnym krokiem ruszył do domu.
Brisa Zeimer