robię zdjęcia — tu i tam
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Your worst sin is that you've destroyed and betrayed yourself for nothing

3:47

Z narzuconym na umięśnione, nagie ciało białym, puchowym szlafrokiem przebywając na balkonie ze spokojem oraz z tlącym się papierosem pomiędzy palcami, ciemnymi ślepiami wpatrywał się w nocną panoramę miasta. Deszcz wciąż nie ustępował, niczym jakby „oberwała się chmura.” Świeże, zimne powietrze zasadniczo oplatało sylwetkę Hucka Langforda wprawiając go w stan błogości. Dziś czuł się dobrze. Zaciągając się po-raz-to-kolejny dymem rozmyślał o ostatnich wydarzeniach - śmierć przyjaciela, niespodziewana choroba młodszego brata, oraz nocna wizyta w mieszkaniu Candeli. Nie zasługiwał na nią (nawet w roli znajomej) - nie tylko dlatego, że trzy miesiące temu w wyniku swojej słabości wkroczył w rejon wcześniej dla mężczyzny nie znany - czyli przekroczył wszelakie możliwe granice, ale dokładało się do tego przeróżność w osobowości Langforda. Arogancja, chamstwo - szkodliwe, gwałtowne wybuchy wściekłości równie nie pomagały w układaniu zdrowego życia. Przy nim by cierpiała - winna znaleźć sobie człowieka, który będzie w stanie bezustannie dawać jej to czego tylko potrzebuję. huck nigdy nim nie był- cofając się w tył w mury przeszłości, kilka - a nawet kilkanaście lat można dostrzec jego bezwzględność w osiągania wymierzonych przez siebie celów. Gdyby tylko mógł doszedłby do władzy „po trupach” - ale taka szansa już dawno przepadła. Depresja z jaką od dwóch lat musiał się mierzyć rujnowała absolutnie każdy aspekt jego marzeń. Przegrał - a pogodzenie się z tym było najtrudniejszym wyzwaniem - dlatego nieświadomie rujnował własne życie, wszystkiego czego się dotknął kończyło klęską. Czy uda mu się przestać? Czy kiedykolwiek słoneczne niebo ponownie nad nim rozbłyśnie? Czy do kresu swojego żywota egzystencja niedoświadczonego fotografa będzie wyglądała jak pogoda dzisiejszej nocy?

Głośne, intensywne walenie do drzwi - gdyby aktualna sceneria miała miejsce pośród typowego niskobudżetowego thiller'u wydawać się mogło jakby mężczyzna miał stanąć naprzeciw jednego z najgroźniejszych bandytów. Jednak był po prostu w swoim wynajmowanym mieszkaniu i z przekonaniem, że nic mu nie grozi w chwili jak otworzy wrota - powolnym krokiem skierował się ku nich, pozostawiając za sobą niedopałek, w międzyczasie mocniej zawiązał sznur od odzienia a kiedy je rozchylił oczom jego ukazała się drobna prawdopodobnie „przemoknięta do suchej nitki” postać. Poznał od razu - z miejsca, a na jego twarzy nieświadomie zagościł delikatniutki uśmieszek - zaczynamy grę? Czy to kolejne błędne koło, którego oboje nie unikną?

- Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek dawał Ci swój nowy adres - albo, żebyśmy byli na tyle blisko, abyś wpadało do mnie o tej porze. - Zaproponowałbym Ci herbaty... - przechylając łepetynę na bok i bezczelnie lustrując sylwetkę dziewczyny, powrócił błękitem do jej oczu. - ...ale nie jestem w nastroju na nocne pogawędki - czyżby ją zbywał? To chyba oczywiste, prawda? Huck pomimo swojego względnie dobrego wychowania - nie należał do osób ponadprzeciętnie kulturalnych.

Gdzieś zza uchylonych drzwi dotarł jego uszu głośny skrzek. Dźwięk, który wyprowadzał go z równowagi każdego poranka i za który przeklinał budowlańców za ustawienie tak cienkich ścian, by zza nich mogły docierać bezczelne, rozsierdzone dźwięki papug sąsiada. Niewiele myśląc, ponaglił kobietę skinieniem głowy, żeby nie stała tak na korytarzu, bo mógłby przysiąc, że dzieliły go minuty od włamania się do ów mieszkania z którego dobywały się odgłosy i pozbycia się papug w mało humanitarny sposób.

reverie beardsley

powitalny kokos
nick autora
a, n, c