Wstał rano, jak zawsze bez budzika i wykonał swoją poranną rutynę, tym razem jednak wziął ze sobą Yogi. Mała już jest coraz większa i Colin postanowił zabierać ją na jogging, aby mogła się poruszać. To nie pierwszy raz, więc puchata kulka z niecierpliwością czekała na swojego pana przy drzwiach. Na ten widok zawsze się śmiał – niecierpliwa po swoim panu. Zapiął jej szelki i wyszli po cichu z domu.
Colin nie biegał jakoś szybko, więc nie było obaw, że Yogi się zmęczy, w końcu nie wykonuje kardio, a chce się poruszać. Spotkał po drodze kilka znajomych postaci, zamienił z nimi parę słów i tak zleciały mu dwie godziny, więc kiedy wszedł do domu było trochę po godzinie siódmej.
Colin zabierze dzisiaj Arielle w nietypowe miejsce na randkę, co prawda później pójdą na kolacje, ale chciał zrobić z ukochaną coś innego, wesołego, co obojgu przypadnie do gustu.
Zapakowali się do samochodu Colina po południu i pojechali do Cairns. Oboje mieli ochotę opuścić na trochę miasteczko, aby przewietrzyć głowy. Donoghue zdawał sobie sprawę, ze nawet w takim mieście jak Cairns spotka się znajomych z miasteczka, to nieuniknione.
Zaparkował samochód pod Oceanarium czy jak to się tam zwie.
- Kupiłem dla nas bilety przez internet, więc nie będziemy musieli stać w kolejce - uśmiechnął się Colin biorąc Arielle za rękę, kiedy wysiedli z samochodu. Na szczęście była osobna kasa dla ludzi, którzy kupili bilety online.
Arielle Adams
Arielle była podekscytowana. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na randce z prawdziwego zdarzenia. Ostatnie miesiące były dla niej bardzo intensywne. Kiedy uciekła sprzed ołtarza, w jej życiu zmieniło się niemal wszystko. Niedługo później odkryła, że spodziewa się dziecka. Była szczęśliwa, choć miała pewne obawy. Nie wiedziała, czy będzie dobrą mamą. Uważała, że okoliczności mogłyby być lepsze. ale kochała Colina i była pewna, że wszystko się ułoży. Arielle śmiała się, że trochę się ze wszystkim pospieszyli, ale takie było życie. Pewnych rzeczy nie dało się zaplanować. Ale może to i dobrze? Oboje cieszyli się, że niebawem powitają na świecie swoje pierwsze dziecko, a to było najważniejsze. Zapewne wielu rzeczy będą musieli się nauczyć, ale nikt nie staje się rodzicem przed jedną noc.
Colin jak co rano zerwał się bladym świtem, aby pójść pobiegać. Arielle spojrzała na niego jednym okiem, a następnie obróciła się na drugi bok i wróciła do krainy Morfeusza. W przeciwieństwie do swojego chłopaka była śpiochem. Uwielbiała aktywność fizyczną, ale swoje treningi wykonywała późnym popołudniem lub wieczorem. Ostatnio trochę zwolniła tempo, ale wciąż ćwiczyła pilates, jej lekarz nie widział ku temu żadnych przeciwskazań. Prosił jedynie, żeby nie forsowała się przesadnie. Kiedy Colin wrócił, zjedli wspólne śniadanie. Później Arielle popracowała chwilę zdalnie. Popołudniu zaczęła szykować się na ich randkę. Zrobiła delikatny makijaż i wskoczyła w sukienkę, która podkreślała jej już okrągły lekko brzuch. Nie zamierzała ukrywać swojego stany.
Kiedy dotarli na miejsce była zaskoczona. Uśmiechnęła się i spojrzała na Colina. — Wspaniała niespodzianka. Chyba ze sto lat nie byliśmy na randce — stwierdziła z rozbawieniem, gdy weszli do budynku oceanarium. Arielle uwielbiała oglądać ryby, w jej ciemnych oczach tliła się radość i ekscytacja.
Chciał zabrać gdzieś Arielle, ale nie chciał, aby to była jakaś taka oklepana randką, typu jakaś kolacja czy kino. Coś innego, coś czym mogą się cieszyć, a przede wszystkim odpocząć, bo o to głównie chodzi. Dlatego wpadł na taki pomysł, bo w końcu nie trzeba zawsze chodzić na sztywne randki, a chodzi o spędzanie czasu wspólnie.
- Dokładnie, dlatego dzisiaj mamy taką super randkę i dodatkowo zarezerwowałem nam hotel, więc nie będziemy musieli wracać do domu po nocach tylko odpoczniemy - powiedział z szerokim uśmiechem Colin patrząc na swoją ukochaną. Zaplanował to wszystko bardzo dobrze. - Po wycieczce pójdziemy sobie zjeść coś dobrego, ale nie wiem gdzie, zdecydujemy sami jak wyjdziemy - dodał z uśmiechem Colin idą za rękę z Arielle oglądając żyjątka w akwariach. - Chciałem mieć kiedyś akwarium, ale tyle z tym roboty i czyszczenia, że mi się ode chciało - zaśmiał się Colin patrząc na Arielle. Wyglądało to naprawdę spektakularnie, ale roboty z tym jest sporo roboty, a mu się nie chciało. Wolał sobie odpocząć niż czyścić kilka godzin miejsce zamieszkania ryb.
Arielle cieszyła się, że plotki na ich temat ucichły. Nie bardzo odpowiadała jej rola naczelnej gwiazdy Lorne Bay. Na początku wszyscy o nich roznawiali. Arielle nie mogła nawet spokojnie pójść do sklepu czy na siłownię, bo wszędzie ktoś szeptał o jej spektakularnej uciecze sprzed ołtarza. Obecnie Arielle nie myślała już za wiele o tamtym dniu. Na dobre zamknęła tamten rozdział, a jej były narzeczony stał się dla niej zupełnie obcą osobą. Adams starała się skupić na teraźniejszości i na przyszłości, którą budowała razem z Colinem. Najbliższe miesiące będą dla nich bardzo ekscytujące. Ari nie mogła się doczekać się kolejnej wizyty u lekarza. Chciała ponownie zobaczyć swoje dziecko. Na pierwszej wizycie za wiele nie zobaczyła, ponieważ jej ciąża była wtedy na wczesnym etapie. Mimo wszystko zostawiła na pamiątkę pierwsze zdjęcie z USG.
Jej uśmiech mówił wszystko. Była szczęśliwa. Colin przygotował dla niej wspaniałą niespodziankę. Niczego nie podejrzewała, więc była zaskoczona, oczywiście pozytywnie. — Widzę, że o wszystkim pomyślałeś — odparła z uznaniem. Zaimponowało jej to, że Colin tak bardzo się postarał.
Kiedy weszli do środka, zaczęli iść zgodnie z kierunkiem zwiedzania. Arielle z zachwytem spoglądała na ryby w akwariach. Miały niesamowite kolory i kształty! — Wszystko przed tobą. Może na emeryturze sprawisz sobie akwarium? Gdybyś zrobił to teraz, nasze koty byłyby zachwycone — rzuciła z rozbawieniem I zachichotała, przykładając rękę do ust. Spojrzała na Colina, w jej ciemnych oczach można było dostrzec radosne iskierki. — A jeżeli chodzi o jedzenie, to znam kilka fajnych restauracji w okolicy. Coś wybierzemy — odparła, oglądając ryby. Arielle często chodziła na spotkania biznesowe, więc miała swoje sprawdzone lokale gastronomiczne.
Uśmiechnął się do Arielle.
- Miała być porządna randka, więc taką zaplanowałem - mówił cały czas z uśmiechem patrząc na swoją ukochaną. Bardzo się cieszył z tego, że Arielle się podobało, bo naprawdę dość długo się zastanawiał jak ma wyglądać ich randka. Nie chciał czegoś sztampowego, bo takich randek na pewno będą mieli wiele. Chciał zaplanować coś co obojgu się spodoba i dodatkowo będą się świetnie bawić. - Na emeryturze to ja będę odpoczywać i łowić ryby, a nie dawać zabawę kotom - powiedział, ale czy tak naprawdę będzie wyglądać jego emerytura? Cholera wie jak to wszystko wyjdzie. - No i super, czyli ta randka zapowiada się zaprawdę dobrze - uśmiechnął się po raz kolejny. Lubił jeść I naprawdę nie jest wybredny pod tym względem. Bywa dość często w Cairns. - Może z czasem przyjdzie nam ochota na coś konkretnego, ale stawiam raczej, że to nie będą ryby - zaśmiał się Colin oglądając piękne okazy.
Arielle Adams
Ludzie w miasteczku dzielili się na dwie grupy. Jedni wymyślali niestworzone plotki, drudzy powtarzali po nich jak papugi. Uciekając sprzed ołtarza, Arielle za wiele nie myślała. Działała instynktownie, ponieważ kochała Colina. Mężczyzna był miłością jej życia. Dopiero później dotarło do niej, jakie poniesie konsekwencji. Przez kilka tygodni była na ustach wszystkich. No dobra, nie wszystkich, bo byli też ludzie, którzy nie interesowali się plotkami. Mimo wszystko dla Arielle było to trudne doświadczenie. Colinowi było trochę łatwiej, ale Adams musiała przyznać, że jej ukochany stanowił dla niej nieocenione wsparcie.
— Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byliśmy na takiej typowej randce. Chyba jeszcze zanim zaczęło się to całe szaleństwo — przyznała z zastanowieniem. Potrzebowała chwili, aby się zastanowić, ale w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy. Arielle była romantyczką, lubiła piękne gesty, ale nie to było dla niej najważniejsze. Najbardziej liczyło się dla niej to, że mogła polegać na nim w każdej sytuacji.
— Jedno jest pewne, dalej będziemy wtedy mieć koty — zachichotała i teatralnie wywróciła oczami. Arielle była typową kociarą. Nie wyobrażała sobie życia bez kota. Obecnie miała aż dwa i w pełni ją to satysfakcjonowało, chociaż znając życie znalazłaby jeszcze miejsce na trzeciego. — Żadnych ryb ani owoców morza — skwitowała z rozbawieniem. Arielle z zachwytem spoglądała na ryby, które pływały za wielkimi szybami. Musiała przyznać, że robiły na niej ogromne wrażenie. Było tu wiele wspaniałych okazów. — Te wyglądają jak Nemo — wskazała palcem i przystanęła na chwilę obok Colina, oparła głowę na jego ramieniu. Ari czuła spokój. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była taka spokojna. Ostatnie wydarzenia spędzały jej sen z powiek. Spotkanie z ojcem mocno na nią wpłynęło.
Zastanowił się.
- To prawda, dlatego właśnie dzisiaj mamy taki super dzień. Czasem trzeba się po prostu rozluźnić i na chwile zapomnieć, że jest się dorosłym człowiekiem - powiedział Colin z uśmiechem patrząc na swoją ukochaną. Colin czasem jest brany za gbura, który żyje tylko pracą i nie potrafi być odpowiedzialnym człowiekiem. Jest to cholernie dalekie od prawdy. Donoghue to niezwykle odpowiedzialny człowiek, który ma łeb na karku. - I psa - dodał pewnym głosem, chociaż dla niego to bez różnicy, ponieważ kochał zwierzęta, jednak w jego życiu zawsze był psiak i po prostu jest przyzwyczajony do tego, że jest on w jego życiu, chociaż pożegnanie się ze swoim wieloletnim przyjacielem jest najgorszą rzeczą w posiadaniu pupila. - Owoce morza to dziwne określenie, zawsze mnie bawi - zaśmiał się Colin, ale taka była prawda. wiedział o co chodzi z tym, jednak zawsze go to bawiło, za każdym razem kiedy słyszał te nazwę. - To błazenek - powiedział Colin popisując się lekko swoją wiedzą.
Arielle Adams
Arielle uśmiechnęła się i pokiwała głową. Wiedziała, że takie dni były ważne. Czasem człowiek musiał zrzucić z siebie ciężar i po prostu odpocząć. Często nie było to łatwe, ale dziś Arielle odrzuciła wszystkie zmartwienia gdzieś na bok. Chciała skupić się na swoim mężczyźnie. Chyba dalej nie do końca potrafiła uwierzyć w to, że dostali kolejną szansę. Colin był miłością jej życia. Kiedy go straciła, była świadoma, że zapewne już nigdy nie pokocha nikogo w ten sam sposób. Niestety na pewnym etapie ich rozstanie było nieuniknione. Pragnęli różnych rzeczy, a ich wizja przyszłości zupełnie się nie pokrywała. Adams nie przypuszczała, że zmieni zdanie. Stało się jednak inaczej. Z wiekiem zmieniła punkt widzenia. Przepracowała pewne traumy, które wywodziły się z jej dzieciństwa. Dorastała w niepełnej rodzinie i wpłynęło to na nią bardziej, niż by tego chciała. — To prawda, czasem chciałabym wrócić do czasu, kiedy się poznaliśmy. Życie było wtedy łatwiejsze — przyznała nieco nostalgicznie, ale na jej twarzy wciąż malował się uśmiech. Kiedy mieli po te dziewiętnaście czy dwadzieścia lat mieli na głowie zdecydowanie mniej zmartwień. Tamten czas był bardziej beztroski. — Albo psy, z nami nigdy nie wiadomo — stwierdziła z rozbawieniem. Cóż, w tej chwili mieli w domu mini zoo. Arielle nie miała nic przeciwko, bo uwielbiała zwierzęta, ale obecnie mieszkali w mieszkaniu i u musieli oszczędzać miejsce.
Słysząc jego słowa delikatnie zmarszczyła czoło. Wyraz jej twarzy sugerował, że była zaskoczona. — Nie wiedziałam, że taki z ciebie mądrala. Lepiej poszukajmy Dori — rzuciła i zaczęła szukać niebiesko-żółtej rybki, która także była jedną z bohaterek popularnej animacji. Arielle uwielbiała tą bajkę. — Będziemy puszczać tą bajkę naszemu dziecku — oznajmiła z uśmiechem, dalej wypatrując rybki, która ją interesowała.