malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Nigdy do tej pory, nawet w trakcie tych ostatnich tygodni nie było przecież tak, żeby Flann Rohrbach zniknął. Nadal istniał w sferze artystycznej - niosło go przecież jego nazwisko, jak i zamieszanie jakie generowały jego prace. Istniał również nadal w kolumnach towarzyskich, które z lubością doszukiwały się realnego powodu jego wycofania z życia medialnego, bo tak właściwie wszyscy z zewnątrz mogli zauważyć jedynie to. Mocno doceniał, że reszta informacji w jakiś zupełnie magiczny sposób nie przedostała się do mediów. On był zwyczajny do tego, że dziennikarze z uporem maniaka potrafili grzebać w jego życiu prywatnym, ale był bardziej niż pewien, że dla Desi byłby to już zupełnie ostateczny cios. Najchętniej więc już nigdy więcej nie wychylałby się z ich wspólnego bezpiecznego miejsca, ale szybko przyszło mu zrozumieć że oboje ze swoją dziewczyną potrzebują normalności.
Dokładnie rzecz biorąc przypomniała mu to tak właściwie bezpośrednio Desi, która była prawdopodobnie wystawić go za drzwi, by nie miał czasu wymyślać argumentów na to, by tego jednego dnia jeszcze zostać. Musiał pracować, nie, on c h c i a ł pracować, bo przecież był jednym z tych szczęściarzy, którzy swoją pasję przekuli w zajęcie zarobkowe, więc naprawdę nie mógł w tym temacie narzekać. Powoli wracał do malowania, w końcu i obowiązki raczej steicte-biznesowe dopuszczając do głosu. Pewnie nie pozwalałby sobie na to aż tak szybko, ograniczając się jedynie do znikania we własnej pracowni, ale wystarczyło że asystentka poruszyła przy nim temat wystawy, wernisażu jaki miała przecież organizować Julia i tyle wystarczyło, by wyruszył sprawdzić postępy. Owszem, ich relacja przecież opierała się głównie na tym, jak bliskimi byli przyjaciółmi i był bardziej niż pewny, że za tą dziewczyną niezmiennie byłby w stanie wskoczyć w ogień, bez cienia choćby zastanowienia. Tym razem jednak zamierzał objawić się w jej codzienności w osobie jej szefa, co samo w sobie bawiło go do żywego, trzeba było być bowiem zupełnie ślepym by nie zauważyć że w tym duecie niepodzielnie od zawsze rządziła panna Crane. Papier jednak był w sta je przyjąć zupełnie wszystko i w taki oto sposób on był przełożonym, który wpadał właśnie do centrum artystycznego w Cairns jak do siebie. Porozmawiał krótko ze strażnikiem, po czym ruszył w stronę przygotowywanej już wystawy. Nie spodziewał się Julii tutaj o tej porze, był przecież na tyle zapobiegliwy by wyciągnąć od ich wspólnej asystentki o której, i w jakich chwilach kobieta tu bywała, ale chciał przez moment chociaż ogarnąć sobie wszystko tutaj sam.
Najwyraźniej jednak to nadal działało tak, że jedno ściągało do siebie drugie bo wcale nie zdążył się jakoś bardziej rozejrzeć, kiedy usłyszał kroki. Stał akurat za jednym z elementów ekspozycji, więc dopiero po chwili - niczym najdoskonalsza niespodzianka, za którą się nieskromnie uważał - wychylił się dopiero, kiedy zorientował że będzie miał przyjaciółkę na wyciągnięcie ręki.
- A o której to przychodzi się do biura, panno Crane? - zagadał z tym swoim zupełnie rozbrajającym uśmiechem, szybko jednak zmieniając pozę na poważną i taką surową, jakby naprawdę jej ewentualne spóźnienie (którego nie było) miało być problemem. Aktor był z niego jednak żaden, a nawet gdyby realnie miał być o cokolwiek zły, to na nią akurat nie umiał. Skinął głową w stronę pomieszczenia.
- Całkiem przyjemnie się tutaj urządzasz - najwidoczniej było więc sporo prawdy w tym, że ona doskonale dałaby sobie radę bez jakiegokolwiek jego wsparcia, co z jednej strony napawało go cholerną dumą, a z drugiej wywoływało jakiś niezrozumiały smutek. Jeszcze mocniej doceniał więc, że jednak nadal stawiała na ich współpracę, powodując tym samym, że trochę jakby obrastał w piórka, w końcu nie każdy miał to szczęście by tytułować się jej szefem przyjacielem. Tak naprawdę nawet nie wiedział z której roli dumny jest bardziej.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Niczego tak nie pragnęła jak normalności dla niego. Banał, ale od czasu napaści na Desiree obserwowała go bacznie bojąc się, że spuszczony ze wzroku rozleci się jak jedna z tych porcelanowych figurek. Przecież wiedziała, że tak to działa i człowiek w sytuacji stresogennej reaguje instynktownie sporym wyrzutem adrenaliny, która zabezpiecza go przed kryzysem. Póki dziewczyna wymagała jego opieki, był w stanie nie jeść, nie spać, funkcjonować w tym żałosnym kwadracie, złożonym z domu i szpitala. Cały jego organizm skupiony był na niej i chyba na tym właśnie na tym polega miłość- w sytuacjach tak trudnych bliska osoba oddawała siły witalne osobie, która nie radziła sobie z niczym.
Julia jak dotąd nie miała szczęścia tego tak doświadczyć.
Nie w przeszłości, która teraz wydawała się wreszcie dla niej nabierać sensu. Wszystkie zdarzenia, okoliczności, cały ten niezdrowy chaos, jakim się obdarzała, stał się fundamentem tej wystawy i jednocześnie jej powrotem do miasteczka. Tym chwilowym, ale wszystkie znaki na niebie i na ziemi sugerowały, że tym razem powróci na stałe. Nie z powodu sztuki, która przecież w samym Cairns była w opłakanym stanie i nie mogła się mierzyć z Melbourne czy choćby Sydney, ale ze względu na nową i obiecującą znajomość.
Tę samą, która prędko przerodziła się w związek.
Podejrzewała, że to tempo i ta bliskość były efektem tamtego paskudnego dnia, o którym teraz nawet nie chciała myśleć. Wybiegała z uśmiechem naprzód wiedząc jednak, że wróci w pełni do bycia szaloną Julią dopiero wtedy, gdy okaże się, że z jej przyjacielem wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nie znaczyło to jednak (na szczęścia dla samego Flanna), że zacznie go prześladować w ich domu. Wręcz przeciwnie, ostatnio rzadko nawet się z nim kontaktowała, bo wernisaż miał odbyć się wkrótce, a po nim rzecz jasna, otwarcie wystawy. Nie miała czasu na rozwijanie swojego życia towarzyskiego poza jednym lekarzem, który coraz częściej zostawał u niej na noc. Nie była więc najlepszą przyjaciółką, ale podejrzewała, że po pobycie w szpitalu i całym tym zamieszaniu (okrutnym i mocno wyniszczającym dla Desi) przyda się malarzowi trochę czasu tylko dla nich. W końcu- i Julia wiedziała to z własnego, przykrego doświadczenia- stąpali po niepewnym gruncie i powrót do normalności potrwa dłużej niż oboje myśleli. Z tego też powodu cierpliwie czekała aż pewnego dnia jej przyjaciel sam się upomni i gdy zobaczyła go przed swoim ulubionym autoportretem, uśmiechnęła się szeroko.
- Po pierwsze, dojazdy z Lorne Bay są niedorzeczne. Nagle wszyscy pracują w mieście- zaczęła wspinając się lekko na obcasach i całując go w policzek. - A po drugie, dobrze wiemy, że są ciekawsze rzeczy do robienia rano niż jakaś tam praca- uśmiechnęła się znacząco, to przecież nie tak, że z tego małego miasteczka tłukła się sama.
Postanowiła jednak to zostawić, gdzieś na progu tego centrum, bo przecież teraz oboje byli w pracy i mogła świętować jego udany powrót do tej szarej (jakby taka w sztuce istniała!) rzeczywistości, gdzie należało być człowiekiem dorosłym i skupiać się właśnie na robocie do wykonania. Oboje byli tymi szczęściarzami, którzy mieli od tego ludzi, ale Julia od kilku tygodni wieloma sprawami zajmowała się sama bądź z pomocą Reyah, więc uśmiechnęła się z dumą, gdy stwierdził, że całkiem dobrze się tu urządza.
- Twoja mama mówiła to samo. Musiałam ją oprowadzić po całej ekspozycji, bo chciała mieć ostatnie słowo- parsknęła i wreszcie opadła na podłogę, by zerknąć z tej pozycji na obraz, który zdawał się emanować rozpaczą.
Pamiętała, że ten autoportret tworzyła po poronieniu i do tej pory go nie oglądała, a teraz krzyczał do niej i przywoływał tamte emocje. Na tym polegała dla Crane siła sztuki, nagle nakierowała na ten sam niedorzeczny kierunek, który miało się zostawić daleko za sobą.
- Desiree cię wyrzuciła z domu? Stąd ta twoja niespodzianka?- dopytała próbując odbić myśli gdzieś daleko, gdzieś, gdzie to wszystko nie miało miejsca.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Zwykl sobie z tego ledwo całkiem niedawno żartować, bo mógł być najdoskonalszym artystą odnajdującym się w całym tym artystycznym nieładzie (patrząc po jego twórczości, dosłownie i w przenośni), ale kiedy przychodziło do takiej najbardziej zwyczajnej codzienności, mocno wrósł w pewne stałe. Dziwne to było i pewnie dosyć mocno korespondowało z typowym wizerunkiem szalonego i twórczego malarza, ale Flann Rohrbach nigdy również nie należał do ludzi, którzy przejmują się opinią innych.
I w taki oto sposób mógł być w swojej branży choćby i odpowiednikiem gwiazdy rocka - choć to porównanie w pewien sposób go irytowało, szczególnie od kiedy poznał Desi - ale kiedy przychodziło do Flanna prywatnie, okazywał się mężczyzną ustatkowanym, do nieprzytomności wręcz zakochanym w jednej kobiecie. Po prawdzie, im dłużej o tym myślał, tym śmielej dochodził do - dosyć prywatnego co prawda wniosku - że nie do końca również rozumiał czemu częścią jego wizerunku jest pewna łatka podrywacza czy bawidamka, skoro on wcale jakoś spektakularnie kochliwy wcale nie był, a kiedy już się zakochiwał to było to na lata. Brzmi uroczo, prawda? Można byłoby rzec, że idealny materiał na przyszłego męża, cała rzecz jednak w tym, że raczej spektakularnych sukcesów na tym polu by akurat nie odtrąbiał. Bo zakochany był, owszem, całe lata ale właśnie w Julii i czasem jeszcze odnajdywał (poza nieskończoną sympatią oczywiście) w sobie ten sentyment, który rozgościł się owe uczucie zastępując.
No, może przynajmniej do momentu, w którym sama zainteresowana nie robiła takiego wielkiego wejścia, trochę grając mu na nosie.
Choć nawet wtedy nie był w stanie się na nią gniewać.
- Doprawdy? - zapytał z lekko wyczuwalną kpinką w głowie, choć zadziorny uśmieszek jawnie dosyć zdradzał że nie było w tym choćby krzty zaczepności a co najwyżej lekki prztyczek. W owy nos właśnie. - Ja nie wiem, kto to wymyśla tak skandaliczne warunki pracy. Luksusowa galeria, niech zerknę - teatralnie podszedł do okna. - Wypasiona fura, look za który dziewczyny na całym świecie gotowe byłyby mordować… No ja doprawdy nie wiem jak można tak funkcjonować, to trzeba gdzieś zgłosić. Pewnie do Inspekcji Pracy - wyszczerzył się, niczym zadowolony z siebie dzieciak, który w jednym zdaniu zdążył komuś dopiec, zafundować komplement i jeszcze pochwalić się całkiem zjadliwym poczuciem humoru. Zaśmiał się na dokładkę, kiedy przyznała że są lepsze rzeczy, które można robić o poranku. Nie urodził się wczoraj i w i e d z i a ł co Julia ma na myśli, choć osobiście - dobrze, choć w parze z Desi - był w miejscu, w którym uczył się radości ze zgoła innych rzeczy. I, co też byłoby pewnie dla większości zadziwiające, nie żeby narzekał. - I już, pani zakochana, starczy ci przechwałek. Jeszcze trochę i będziesz mogła to swoje szczęście sprzedawać na kilogramy i wtedy dopiero się dorobisz fortuny i wybijesz na niezależność - i jak przystało na człowieka dojrzałego i dorosłego, którym podobno był jeszcze mało brakowało by do kompletu wystawił jej w tym momencie jęzor, zamiast tego z twarzy nie schodził mu ten bezczelny całkiem uśmieszek, co innych pewnie by odrobinę niepokoiło, ale akurat Julia - jak nikt inny właśnie - pewnie uznawała właśnie za najlepszą przesłankę zdrowienia Flanna.
Przynajmniej dopóki nie próbowała sprawdzać jak mocne ma serce. Ewentualnie jak wysoko ubezpieczonym jest człowiekiem, choć akurat do tego nie trzeba było wiele. Wystarczyła jego matka.
- Kochanie, wypiłem od rana już dwie kawy, nie potrzebuje dodatkowego podnoszenia mi ciśnienia, dziękuję - zaśmiał się krótko. - Choć tak między nami zupełnie, muszę ci przyznać, że jestem wręcz zaskoczony tym, że jeszcze nie wydzwania do ciebie po dwadzieścia razy na dobę, próbując jakoś wpłynąć na twoje decyzje. To pewnie kwestia różnicy czasowej. Nie chce się jej wstawać o niedorzecznych porach, a tylko w takich mogłaby zawracać ci głowę - próbował tłumaczyć, choć dobrze wiedział że akurat dla kobiety, która pewnego pięknego dnia go urodziła - jak przynajmniej głosi legenda - nawet rzeczony brak snu nie byłby żadną przeszkodą.
I już miał dziękować Bogu, za zmianę tematu, kiedy okazało się nim być rzekome wyrzucenie go z domu przez Desi. Obrzucił Julię zdziwionym spojrzeniem.
- Proszę? - dopytał, jakby nie dosłyszał. Po chwili jednak ułożył w głowie dwa do dwóch i zrozumiał, że to był żart. - Ach, tak. Stwierdziła, że ma mnie i mojego narzekania już dosyć, spakowała mi taką małą walizeczkę, wsadziła w samochód i wysłała żebym poszedł, skąd przyszedłem. Czyli do ciebie - zaśmiał się i podszedł bliżej, pozwalając sobie objąć swoją przyjaciółkę. Tak, zdecydowanie brakowało mu takich momentów tej starej normalności, bo choć na tą nową nie chciał narzekać przez choćby minutę swojego życia, wtedy wcale nie było tak źle.
- No, żarty żartami, ale skoro zdążyłaś już oprowadzić moją matkę to może zrobisz tą przyjemność i mnie? - zaproponował z lekkim uśmiechem, odsuwając się od niej na bezpieczną odległość, czyli zapewne taką, w której nie gniótł już materiału jej sukienki.
Strasznie był ciekaw tych lokalnych podbojów swojej uczennicy.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Sama nie była osobą kochliwą. Zaangażowaną również. Lubiła siebie postrzegać jako dziewczynę, która szuka wrażeń do cna i nie musi za to przepraszać. Często miała wrażenie, że społeczeństwo chętnie umieściłoby ją w odpowiedniej szufladce, która miała etykietkę z napisem stateczność, ale ta cecha nigdy dotąd nie należała do Julii Crane. Za wiele się działo, by odpuścić. Miała wręcz wrażenie, że ją nosi z miejsca na miejsca i podobnie reaguje na ludzi, którzy stawali na jej drodze. Byli oni wielkimi przygodami, zagadką do rozwiązania, kluczem, który zapadał jej w pamięć na trochę i który potem przelewała na swoje płótno. Nigdy jednak nie poświęciła im za wiele uwagi, bo przecież za rogiem czaili się następni, a ona mogła przegapić ich nadejście, bo skupiała się na przeszłości.
Dopiero Flann pokazał jej, że można inaczej i Flann też był zupełnie innym echem minionych dni jak choćby Adam, o którym myślała do pewnego czasu z bólem. Obecnie to minęło, ale nadal wolała zagrzebać tamtą znajomość pod płaszczem wspólnego rodzicielstwa i odpowiedzialności za Dianę.
Natomiast kilkuletni związek z Flannem przekuła w coś zgoła innego. W przyjaźń oraz zawodowe wsparcie, które teraz okazywało się niezbędne, gdy wystawa zbliżała się wielkimi krokami, a ona sama bywała niesamowicie rozproszona innymi rzeczami i człowiekiem, dla którego raz na dobre miała pożegnać swoje problemy z zaangażowaniem. Jak na razie jednak nie zamierzała tego nikomu rozgłaszać. Istotnym było, że po wystawie planowała jednak tu zostać i spróbować po raz kolejny zapuścić korzenie, co miało odważnym posunięciem. Ba, Julia przypuszczała nawet, że lżejsze dla niej okazałoby się wyjście na Mount Everest, nawet jeśli zgodnie z samą sobą dokonałaby tego na szpilkach, które i teraz z gracją sunęły się po parkiecie przyjmując utyskiwania swojego szefa. Dokładnie go tak miała- pod swoimi butami, bo przecież jasnym było, że Crane już dawno weszła mu na głowę i rozgościła się w niej na tyle, że już praktycznie urządzała na niej kolonie.
Jego opór był daremny. Wyryje mu to na pięknym nagrobku, gdy już przyjdzie mu zejść na zawał.
Na razie obchodziła się z nim doprawdy delikatnie, bo jeszcze nie zapaliła papierosa i nie przełożyła nogi za nogę, bo przecież miała prawo do artystycznego zmęczenia będąc zrywaną o dziewiątej.
- Myślisz, że mogę złożyć donos na upierdliwego szefa? Mobbing by się znalazł- zauważyła przekornie i roześmiała się, bo nic nie mogła poradzić na to, że trochę tęskniła za tymi ich złośliwościami, nawet jeśli Flann zwykle zmieniał się w Grincha, a ona nie przepadała ani trochę za zielonym stworkiem. Podejrzewała jednak, że to przywilej i skaza ludzi starych, o czym bezustannie mu przypominała, choć dzielił się tylko rok różnicy.
W odróżnieniu od Aidena, ale akurat on posiadł teraz całkiem skuteczne metody na to, by jej móc dogryzać bez szwanku.
Na samą myśl o nim- i o jego metodach- zrobiło się jej na tyle gorąco, że postanowiła nie skomentować tej przygany o szarżowaniu swoim szczęściem. Nawet poczuła się nieco smutno, bo może faktycznie przeginała, a przecież u Flanna ostatnio wcale nie było różowo, więc powinna wziąć na wstrzymanie i zachowywać się jak profesjonalistka.
Ta, która w żartach przywołuje postać matki. Spojrzała na niego i przewróciła oczami, gdy stwierdził, że tej przeszkadza jakaś niedorzeczna strefa czasowa. Była przekonana, że gdyby chciała, profesorka zarządziłaby tak słońcem, by wstawało o dogodnej dla niej porze.
- Twoja matka dobrze wie, że nikt nie może wpłynąć na moje decyzje, więc powodzenia z tym- roześmiała się i rozejrzała się po wnętrzu z dumą. Bądź co bądź, dokonała tego sama i czuła ciężar wystawy tym bardziej, że Flann w końcowej fazie okazał się zupełnie nieosiągalny. Zapewne dopięcie wszystkiego na ostatni guzik razem z nim byłoby prostsze, ale nie smakowałoby to tak jak teraz.
Poza tym musiała przyznać, że nic nie cieszyło ją tak bardzo jak fakt, że Desiree miewa się coraz lepiej i może już wypuścić go z rąk i zostać sama. Dlatego pozwoliła mu się objąć, choć faktycznie jej sukienka miała przez to być w opłakanym stanie.
- Zuch dziewczyna. Tyle, że ja bym cię spakowała na stałe- zauważyła rozbawiona i spojrzała na niego dłużej. - Cieszę się, że robicie postępy- sama wiedziała, że to długi i żmudny proces, więc każdy krok w przód powinien być okazją do świętowania.
- I jasne, oprowadzę cię, ale jak cię znam- a znała całkiem nieźle przecież - to pewnie już sam wszystko obejrzałeś, bo byłeś ciekaw- wytknęła mu, bo już wierzyła, że ktoś taki jak Flann czeka grzecznie na gospodynię, która lekko się spóźniła.
- Jestem zachwycona światłem.
ODPOWIEDZ