robię zdjęcia — tu i tam
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Dobry z niego chłopak, tylko się pogubił. Kiedyś te słowa wwierciły się w jego głowę, gdy jeszcze mając lat naście, wciśnięty we wnękę w przedpokoju, nasłuchiwał rozmowy matki z sąsiadką, dobiegającej z przepastnego salonu Langfordów w rodzinnym domu. Z czasem zdanie się zatarło i zniekształciło, ale pozostała z niego jedna, stała wartość - pogubił się. Cholernie się pogubił.

Nigdy nie był najlepszym bratem. Miał wrażenie, że przy narodzinach to Gus odziedziczył wszystkie warte uwagi cechy, które napawały dumą. Huck urodził się potłuczony, wybrakowany, a przede wszystkim pozgubiony. Do pewnego momentu rzeczywiście, był dobrym, nieco krnąbrnym chłopcem, ale to co kształtowało go przez lata, uformowało z niego kupkę nieszczęścia, niedbale wciśniętą w kieszeń i uparcie skrywaną przed światem. Dlatego, jeśli ktoś potrzebował pomocy - Huckleberry Langford był ostatnim wyborem na jaki się decydował. Mimo to, starał się. Naprawdę. W głębi duszy pragnął nie być czarnym charakterem w swojej opowieści, zatem gdy tylko zachodziła taka potrzeba, stawiał się na ratunek. Przeważnie. Zwykle gdy nie zmagał się z własnymi demonami, a te bywały czasem nader absorbujące.

Choć dzisiaj nikt nie wołał o pomoc, to Huck w rzeczywistości jej nie tyle co potrzebował, a po prostu pragnął. Pożądał bycia tym dobrym. Zapukał do mieszkania młodszego brata, a kiedy nikt mu nie odpowiedział, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Jak zwykle otwarte. W środku nic się nie zmieniło. Przestronne pomieszczenia były umeblowane w studenckim stylu, a Ikea mieszała się z dziwaczną zbieraniną czegoś, co niektórzy nazwaliby sztuką, a inni rupieciami. Sięgnął do kieszeni, ale jego ręka zamarła w połowie drogi. Pamiętał, że jego brat nienawidził, gdy Huckleberry z premedytacją odpalał w jego mieszkaniu papierosa. Tym razem nie chciał mu grać na nerwach. Starał się. Serio.

- Huuuuuu-gooooo - jego głos odbił się od ścian, a wzrok leniwie prześlizgiwał po ścianach i kolejnych, mijanych pomieszczeniach. W pewnym momencie naszła go irracjonalna myśl. Może ktoś włamał się i uprowadził młodszego brata? Albo znokautował i okradł? Nie, to głupie. Tak jak z nokautem raczej nie byłoby problemu, tak w kradzieży nie widział większego sensu, poza telewizorem i laptopem, a te tkwiły na swoich miejscach. Zamknięte drzwi do łazienki, zdawały się nawoływać go w swoją stronę, dlatego nie oparł się cichemu głosowi w głowie i podążył za nim prosto do jedynego miejsca, w które jeszcze nie zajrzał.

Nie zastanawiając się, nacisnął drzwi, ryzykując widokiem najmłodszego Langforda pod prysznicem albo na sraczu, ale jego wzrok najpierw zawiesił się na niewielkiej kałuży krwi, rozkwitającej na podłodze, a dopiero potem przeniósł się na ciemnowłosą postać, walczącą ze strużką krwi, wijącą się wstęgą pod nosem.

- Co z tobą? Biłeś się z własnym odbiciem? - prychnął, wchodząc do środka i zbliżając twarz do pobladłej twarzy brata. Krytycznym wzrokiem ocenił jego stan. Nie, to nie to. Nic nie wskazywało na to żeby się z kimś bił. Dopiero teraz uderzyła go pewna myśl. Dziwne zachowanie, poszarzała skóra. - Od jak dawna? - zapytał krótko, zaciskając przy tym usta w wąską linię.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
a, n, c
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
007.
life’s so hard to move in sometimes
When it feels like I’m in the line
and no one even cares to ask me why I feel this way
{outfit}
Hugo był tym trzecim dodatkiem - niespodzianką, która w zasadzie pojawiła się znienacka zaskakując wszystkich dookoła. A mimo to sąsiadki państwa Langford zachwycały się tym jak bardzo przypominał swoich starszych braci a był od nich tak różny - grzeczny, uprzejmy, dobrze wychowany, potrafił ustąpić miejsca, nie kłócił się specjalnie, unikał poważnych rozmów jak ognia, chował się za plecami ojca nie chcąc wychodzić przed szereg wścibskich spojrzeń. Poza tym, z tego co wiedział jeśli już miało być to trzecie (ostatnie) dziecko, państwo Langford pragnęli córki. Nigdy jednak nie odczuł, żeby ojciec czy matka byli zawiedzeni jego istnieniem - wszak pan Lagford jeszcze bardziej obrósł w piórka niż wcześniej. Każdy z braci był inny i na wierzch wychodziły skomplikowane cechy ich charakterów a w rzeczywistości stanowiły wyjątkowy ładunek elektryczny, który każdy z nich przyciągał na swój sposób. Hugo całym sercem kochał swoje rodzeństwo, stał murem zarówno za Gusem jak i Huckiem. Najgorzej było jednak w momentach kiedy trzeba było opowiedzieć się po któreś ze stron - jednego czy drugiego podczas awantur - nie specjalnie wychodziło mu bycie neutralnym, chociaż dla niego samego była to najlepsza opcja, zawsze chowając się za najprostszym rozwiązaniem, żeby rozwiązali spór między sobą. Każdy z braci był ważnym elementem w jego życiu. Nie wyobrażał sobie, żeby któregoś nie miałoby być - nie raz i nie dwa powtarzał ckliwe formułki obu braciom, aby zapamiętali sobie, że dorwie ich jakby próbowali cokolwiek złego planować - najpierw mieli go uprzedzać o czymkolwiek, chociaż pamiętał jak trudno było mu przełknąć fakt zaciągnięcia się Gusa do wojska.
Perfekcyjnie przez ostatni miesiąc udawał jak bardzo było w porządku - uczęszczał w swoim zwyczaju na wszystkie ćwiczenia oraz wykłady na uczelni - choć były nieobowiązkowe to po prostu uwielbiał robić notatki, wtedy miał więcej czasu na naukę do zaliczeń - wypełniały mu też czas, choć prawdopodobnie znalazłaby inne rozwiązanie to studia były dla niego niemiłosiernie ważne i podchodził do tego tematu niezwykle poważnie. Prosto z uczelni dreptał do pracy a tam zasuwał do późnych godzin nie patrząc nawet na to jak czas mu przecieka przez palce, było mu to wręcz na rękę. Odreagowywał w weekendy, szlajając się po różnych imprezach i nie zauważał jak powoli wpadał w zacieśniającą się pętlę uzależnień od różnych specyfików: od zwykłych leków przeciwbólowych, energetyków podtrzymujących go przy życiu i nawet pozwalał sobie czasem (kto by się spodziewał, po tym niewinnym chłopcu) czegoś mocniejszego w żyłę jak miał dobrą wymówkę dla samego siebie. Ostatnio bywały dni w których bardzo dużo pisał z Huckiem na komunikatorze - cieszyło go to, że w ten sposób chociaż utrzymywali kontakt. Bardzo często namawiał wtedy brata by po prostu wpadał do niego w wolnej chwili - obydwoje byli ostatnio pochłonięci swoimi sprawami, które nie pozwalały im na częste wizyty. Nawet przyszedł mu do głowy pewien pomysł, jednakże nie wiedział czy to dobry moment - od paru dni fatalnie się czuł. Nie mógł poradzić sobie z nawracającą migreną, którą próbował zwalczyć tabletkami i alkoholem, jedocześnie robił się przez to bardziej rozdrażniony, nie wspominając już o podkrążonych i sinych oczach. Prawdę mówiąc wyglądał źle a dziś kiedy wrócił po nocnej zmianie do mieszkania wyglądał mizernie.
Już w pracy czuł, że coś dziś było z nim nie tak - jeszcze jako tako udawało mu się oszukiwać wszystkich, że po prostu czuje się zmęczony, ale bolały go również płuca. Ścisk był nieznośny, a oddech powoli stawał się co raz krótszy, ale starał się zachować zimną krew w drodze do mieszkania. Pierwsze co zrobił to wpadł do łazienki i dopiero w niej pozwolił sobie na atak kaszlu - splunął krwią co mocno go zszokowało a gdy podniósł głowę zobaczył w odbiciu lustra jak spływa mu również z nosa. Przeklął cicho ocierając rękawem bluzy i w tym momencie drzwi od łazienki zdążyły się niespodziewanie otworzyć. Szlag, czy on nie miał pecha? Ile by dał, żeby Huck przyłapał go na jakiejkolwiek innej czynności, którą robi się w łazience niż w tej, w którym rozsypuje się na drobne kawałeczki?
Co od jak dawna? - udał, że nie rozumie dziwnego pytania brata a jednak uderzyło go to w jaki sposób patrzył na niego teraz Huck. Nigdy nie patrzył na niego tak jak w tej chwili, nawet w najgorszym momencie kiedy się podcinał. Zajęty wycieraniem nosa i ust pozwolił sobie na chwilę milczenia nie będąc pewny w którą stronę miałby uderzyć, ale najchętniej to by zatopił się pod ziemię 一ahhhh nie przejmuj się Huck, to nic! Byłem na uczelni cały dzień a potem w pracy, dopiero przed chwilą przyszedłem i ...- tłumaczył się tak jakby stał przed matką i rozbitym wazonem. Tylko, że to on teraz był tym rozbitym wazonem, który znów potrzebował pomocy, choć tak bardzo pragnął by po prostu było normalnie.
Huckleberry Langford
ambitny krab
kama
M.Hammett
robię zdjęcia — tu i tam
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Pamiętał nieliczne chwile, z tych które przez lata ulatywały mu z pamięci. Momenty, w których zdawało się, że życie płynie swoistym, zupełnie normalnym nurtem. Te momenty były pozbawione zrozpaczonych spojrzeń matki, rzucanych znad ramienia, gdy kolejno, każdy z braci Langford tłukł się na swój, zupełnie różny od siebie sposób. Najbardziej jednak lubił wracać w myślach do niemal zatartego już przez widmo czasu wspomnienia z wycieczki do Paryża. Miał wtedy osiem lat, a widok monstrualnej, metalowej konstrukcji budził w nim mieszaninę przerażenia i podziwu. Wieża Eiffel'a już do końca życia miała stać się dla niego symbolem tego miasta, a zaraz po niej długie, chrupiące bagietki i tonące w słodkich sosach naleśniki, które były wszechobecne rankiem w każdej restauracji. Ten okres kojarzył mu się ze słodyczą i śmiechem. Pachniał wypiekami i maminymi perfumami. Łzy nie lały się kaskadami, tak jak zaczęły to robić później, a twarzy rodziców nie wykrzywiał grymas bezsilności.

W zasadzie nie umiał sobie przypomnieć co czuł, kiedy dowiedział się, że na świat ma przyjść kolejne dziecko. Nie. Cofnij. To nawet nie było możliwe, bo kiedy pani Langford zaszła w ciążę, miał zaledwie ponad rok. Hugo zatem był od zawsze nikim więcej i nikim mniej niż młodszym bratem, równocześnie w pewien sposób stając się dla niego całym światem. O ile tego nigdy nie okazywał, zwłaszcza publicznie, o tyle był pewien, że w najczarniejszej godzinie, nawet jeśli nie spisywał się wystarczająco dobrze jako starszy brat, Hugo mógł na niego liczyć. Taką przynajmniej żywił nadzieję, bo koniec końców sam siebie nie był pewien.

W tej chwili był zły na siebie, że nie zauważył tego wcześniej. Że nie zwrócił uwagi na gasnący entuzjazm, wiecznie rozognionego Langforda, a przede wszystkim, że nie postanowił wpaść do niego wcześniej, żeby na własnych oczach obserwować jak jego twarz szarzeje, policzki zapadają się o kolejny milimetr, z każdym mijającym dniem, a cienie pod oczami stają się wyraźniejsze. Nawet w najgorszych chwilach, nie wyglądał tak źle, jak teraz, stojąc po środku łazienki. Może to sobie wyobraził, ale miał wrażenie, że młodszy brat niepewnie chwieje się na nogach, jakby jeden mocniejszy podmuch wiatru, mógł zmieść go z posadzki, razem z kroplami krwi, tworzącymi szkarłatny fresk na podłogowych płytkach.

Pokręcił smętnie głową, nie bardzo wiedząc teraz czy powinien się obrazić, że Hugo myśli, iż jego brat nie dostrzeże takich rzeczy, czy zasmucić się, że wykreował właśnie taki, a nie inny wizerunek, człowieka, który nie widzi dramatów rozgrywających się przed jego oczami.

- Hugo, błagam, przestań pierdolić - mruknął, nieco zbyt ostro, zrazu się frapując za swoją reakcję. Nie był nawet zły. Był zawiedziony, że mimo takiej oczywistości, on próbował ukryć przed nim to, że działo się z nim coś złego. - Przecież widzę jak wyglądasz. Dlaczego nie pozwolisz po prostu sobie pomóc? - to pytanie odbiło się echem od ścian i zawisło złowróżbnie w powietrzu. Koniec końców, to Hugo był tym, do którego zwykle wszyscy zwracali się po pomoc. Być może nie nawykł do proszenia o takie rzeczy, ale Huck był jego starszym bratem i teraz za wszelką cenę chciał udowodnić, że zasługuje na to miano. - Nie jestem mamą. Przecież nie nakrzyczę na ciebie za to, że coś jest z tobą nie tak. Chyba, że to kwestia ćpania. Jeśli wpakowałeś się w jakieś gówno, to najpierw dostaniesz w łeb, a potem będziemy myśleć co z tobą zrobić - skrzyżował ręce na piersiach, nie spuszczając z niego wzroku.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
a, n, c
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Wspólny rodzinny album obfitował w fotografie zdradzające jak bardzo szczęśliwi byli. Niezliczone wycieczki, które organizowali im rodzice pozwalały poznać resztę świata. Niezliczona ilość wyjazdów otworzyła go na innych, kształtując w nim tą najbardziej widoczną część jego charakteru - uwypukliła się z czasem, kiedy za każdym razem potrafił wyciągać rękę w geście pomocy, nie oczekując niczego w zamian. To te wszystkie doświadczenia z tych wyjazdów małych i dużych pozwoliły mu zobaczyć, że w rzeczy samej świat był pięknym miejscem jeśli mu tylko na to pozwolimy: chciał czerpać z tej życiowej lekcji jak najwięcej, dlatego nikogo nie dziwiło kiedy całym sobą angażował się w różne zbiórki charytatywne czy pomagał w schroniskach lub zajmował swój czas przy stadninie opiekując się zwierzętami: był cholernie wrażliwy co łączyło się równie z tym z jaką naiwnością obdarzał każdego; choć prawdopodobnie każdy pragnął jego naiwnego patrzenia na ten świat. Nie odtrącał od siebie pod byle pretekstem, badał grunt tak długo jak tylko nie znalazł jakiegokolwiek rozwiązania co by tłumaczyło taki stan rzeczy - zwyczajnie nie poddawał się: być może teraz nie miałby wokół siebie tylu zaufanych ludzi. Był wdzięczny sobie samemu za swój upór, choć niejednokrotnie parzył się przy tym rozpalonym ogniu, zawodzony wszechobecnym egoizmem.

Nikt inny wcześniej nie zranił go tak mocno jak ona - jego własne ego nie mogło znieść tego w jaki sposób go traktowała, jak takiego najgorszego śmiecia, jakby był winowajcą ich wspólnego uczucia, którego nie potrafiła się pozbyć względem niego. Nie potrafił się odpłacić, chociaż miał do tego prawo - nie miał sił prowadzić z nią kolejnej walki, choć odwet mu się jak najbardziej zależał. Mógł to ciągnąć w nieskończość, ale doprowadzał siebie w ten sposób do totalnej destrukcji - co wpływało na wszystkich, którzy go otaczali. Wtedy nie wytrzymał - to było dla niego zdecydowanie za dużo, to dlatego podejmował takie a nie inne decyzje a teraz czuł się z tym okropnie, z przeklętymi wyrzutami sumienia, których prawdopodobnie się nie pozbędzie nigdy. Dlatego tak radykalnie zakończył już ten temat, odciął się od tamtych wydarzeń, byle już do nich nie wracać - a on musiał wrócić do swojej normalności: odzyskać swoje utracone wcześniej szczęście: ukojenie znajdował w nielicznych chwilach spędzonych w towarzystwie swojego konia, zdradzając zwierzęciu wszystkie swoje lęki.

Czy to możliwe, że na wierzch dopiero teraz zaczęły wypełzać, duszone do tej pory w organizmie wszystkie nagromadzone przeżycia znów doprowadzając go do niemalże ruiny? Nie chciał tracić znów kontroli a miał wrażenie, że w ostatnim miesiącu powoli to się działo. Nie raz zauważał jak krew płynęła mu sama z siebie z nosa, jak bardzo szybko się męczył choć nie robił nic takiego. Nie przyszło mu do głowy, żeby iść z tym dalej, na jakiekolwiek badania medyczne, zwalając zwyczajnie winę na oste przemęczenie - bo tak się czuł. Zmęczony, choć spał po kilkanaście godzin czy nawet w ciągu dnia kiedy miał dłuższe okienko, przysypiał nawet na zajęciach co wcześniej mu się nie zdarzało. Przysypiał na imprezach, chociaż nikt na to nie zwracał większej uwagi. Tym bardziej, że przyzwyczaił swoje otoczenie do tego, że zwykle trudno było go namówić do jakiejkolwiek aktywności o czym przekonała się ostatnio Candela z trudem zmuszając go na dłuższy spacer. Rzadziej odwiedzał rodziców, zwalając na napięty grafik na uczelni oraz w pracy przez to ci też mieli uśpioną czujność. Na rękę było mu również, że z braćmi nie widywał się tak często jak powinien - choć w wiadomościach czasami dawał sygnał: bolała go głowa, pisał, że czuje się zmęczony, idzie spać, ale przecież to były niewinne narzekania dnia codziennego, prawda?

Huck miał rację - nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś miał mu pomagać. Zwykle to on był w tej roli i to mu odpowiadało. Miałoby się teraz to zmienić? Czuł jak Huck wierci w nim przenikliwe spojrzenie a on za chwilę nie wytrzyma. Krew powoli już ustępowała i się uspokajała, ale ból w płucach dalej odczuwał 一Dlaczego uważasz od razu, że ćpam? Kurwa, zdarzyło mi się okej? Jak każdemu! Tylko od miesiąca jestem czysty, nic nie brałem, możesz sobie sprawdzić - warknął zły, że zaczął porównywać go do jakichś ćpunów niszczących sobie życie, powinnych leczyć się w zakładach. Kurwa ile razy Huck przesadzał i nikt nie miał o to do niego żadnych pretensji a on już nie mógł? Nie mówił nic bo nie zwracał na to szczególnej uwagi - kiedy czuł się źle po prostu się kładł i zasypiał. To, że budząc się dalej czuł się źle, to była już inna kwestia, ale nie chciał nikogo martwić. Liczył, że w końcu to chroniczne zmęczenie minie, że wróci do formy nikomu nie zdradzając swojego stanu, wiedząc jak dużo innych problemów było wokół nich wszystkich

Nie wiem Huck, co się dzieje. Czuje się...zmęczony. Ciągle. Nie mam siły...wstaję, faszeruję się różnymi rzeczami idę na uczelnię, potem do pracy. Idę spać, jestem zmęczony i tak w kółko...ja...ja nie wiem...naprawdę nie wiem Huck... 一 był teraz z nim wyjątkowo szczery co starszy brat mógł usłyszeć w jego drżącym, powstrzymującym się od zalania łzami głosie.
Huckleberry Langford
ambitny krab
kama
M.Hammett
robię zdjęcia — tu i tam
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Nigdy nie odnalazł odpowiedzi na pytanie, dlaczego mając do dyspozycji cały arsenał wspaniałych chwil i wspomnień, jego historia powędrowała w niewłaściwą stronę. Drobne pęknięcia pojawiły się lata temu, jeszcze zanim Carter zniknął z jego życia. Choć był istotnym elementem opowieści, być może poniekąd miał wpływ na to, że w pozornie idealnej opowieści Huckleberry'ego Langforda zaczęły powstawać maleńkie rysy, rosnące z każdą kolejną wiosną. A może tak naprawdę przez cały ten czas próbował szukać winnego, tchórzliwie uciekając przed przyznaniem racji, że to on sam był sobie tego winien? Dopiero gdy na jego siatkówkach wypalił się trwale obraz najlepszego przyjaciela, oddającego ostatnie tchnienie, pęknięcia zaczęły się pogłębiać. Pękły nie tylko fasady, ale również jego serce. Pokruszyło się na drobne kawałki, każdy kolejny uderzając o ziemię, pękał, roztrzaskując się na kolejne. Od tamtego momentu był permanentnie potłuczony. Niezdolny do posklejania się. I tak jak zauważyła to przed kilkoma dniami Candela - niezdolny do zrozumienia przez innych.

Zazdrościł młodszemu bratu tej niebywałej umiejętności dzielenia się własnymi emocjami z innymi, a kiedy nie potrafił się otworzyć przed ludźmi, robił to w towarzystwie koni. Były jego największymi powiernikami sekretów, takimi, jakim nigdy nie potrafił stać się Huck. Zresztą nie tylko to przychodziło mu opornie. W drugą stronę działało to tak samo. Nawet jeśli próbował się przed kimś otworzyć, ostatecznie nie potrafił wydusić z siebie słowa. Wszystkie tak samo grzęzły w gardle, niewypowiedziane, obracając się w ciężar bagażu który dźwigał na ramionach.

Najgorszą chwilą jaką pamiętał, był moment, w którym dowiedział się, że Hugo się tnie. Że nie umie poradzić sobie z emocjami, trawiącymi jego duszę, a on sam, nie jest w stanie mu w żaden sposób pomóc. Był fatalnym bratem i choć miał tego świadomość, kolejne próby w których starał się temu sprostać, spełzały na niczym. Miał wrażenie, że to Gus zebrał całą empatię przy narodzinach. W zasadzie, był niemalże pewien, że jego bliźniak dysponował wszystkimi cechami które były pożądane, a których Huck nie potrafił odnaleźć u siebie. Nie miał zatem za złe Hugo, że rzadko sięgał na dno duszy żeby wyznać swojemu starszemu bratu, co tak naprawdę spędza mu sen z powiek.

A bywało coraz gorzej. Do tej pory nie powiedział mu o tym, że kilka dni wcześniej złożył wizytę Candeli. I to wizytę, którą wcale nie chciał się chwalić. Brakowało w niej kawałków wspomnień, a przede wszystkim dręczyło go pytanie, dlaczego to właśnie do niej poszedł, w swojej najczarniejszej godzinie. Teraz wiedział, że ten sekret prędzej zabierze do grobu, niż się nim podzieli, zwłaszcza w tej konkretnej chwili.

Obserwował miarowy oddech który unosił pierś Hugo w górę i w dół. Przesuwał wzrokiem po jego zmęczonej twarzy i chłonął wszystkie odcienie szarości, odbijające się od jego twarzy. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Twarz brata spochmurniała, a w oczach pojawił się błysk złości. Wiedział, że trafił w czuły punkt.

- Tak tylko powiedziałem, ale... Od miesiąca? Wcale nie ma się czym chwalić - sam nie był odpowiednim przykładem, jarając zielsko na potęgę, ale to był po prostu Huck. On już dawno był spisany na straty, w przeciwieństwie do Hugo, który zdawał się być ucieleśnieniem samych zalet. - Po co sięgałeś? - zapytał tonem, który z miejsca zapowiedział, że nie da mu spokoju, dopóki nie dostanie odpowiedzi. Chciał wiedzieć, czy Hugo wplątał się w coś paskudnego i jak duże mogło to mieć konsekwencje w nieodległej przyszłości. W tej chwili był jeszcze bardziej zły na siebie, że w ogóle pozwolił żeby do tego doszło.
- Różnymi rzeczami, to znaczy? - po raz pierwszy zaczął się czuć, jakby role się odwróciły. Teraz to on był tym odpowiedzialnym bratem, który obiecał sobie, że da z siebie wszystko. - Byłeś z tym u lekarza? Nie, jasne, że nie. Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej? - jego usta zacisnęły się z troską i mieszaniną przerażenia, jakby w każdej chwili drobne ciało Hugo mogło się przed nim rozsypać.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
a, n, c
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Każdy z tej trójki doświadczył fali wstrząsających doświadczeń, które nie powinny przytrafiać się w tak młodym wieku w jakim byli oni. Hugo nie potrafił zrozumieć, dlaczego zła passa przykleiła się do nich a oni, każdy z nich po kolei przechodził na własny sposób przez trudności na które żaden z nich nie zasługiwał. Każdy z nich miał wachlarz doświadczeń, o których nie chciał opowiadać byle jakiej osobie a mimo to wciąż przyciągali do siebie różne katastrofy. Najmłodszemu Langfordowi zdawało się, że nad każdym z nich wisiała jakaś karma, która faktycznie była sprawczynią tych wszystkich przykrych wydarzeń, zmuszających ich do różnych decyzji. Gdyby tylko Huck wiedział ile razy karcił samego siebie, że nie potrafi jemu poświęcić tyle czasu ile na to zasługiwał - pomimo, że zawsze potrafili ze sobą rozmawiać, zdawał sobie sprawę jak wiele tajemnic chował głęboko w sobie: niejednokrotnie bawił się w detektywa, próbując je wszystkie wystawić na światło dzienne aż w końcu z szacunku do samego starszego brata odpuścił.

Dość długo udawało mu się utrzymywać w tajemnicy swój najgorszy wybór - tęsknota za byłą dziewczyną okazała się bardziej dramatyczna niż on sam by przypuszczał. Oprócz tego, że później żałował swoim gwałtownych reakcji był zły na sobie, że obciążał swoich bliskich takimi widokami: we własnych oczach nie zasługiwał na takich braci jakich miał i wcale nie uważał, żeby Huck coś robił nie tak. Nie miał pojęcia, że starszy brat miał takie myśli o sobie choć starał się jak mógł do niego docierać - co raz częściej rozmawiać, otwierać się ba to co obojgu przychodziło im wyjątkowo trudno. Cały ten bajzel w głowie jaki miał był widoczny na rękach - całe cierpienie było wryte w ślady, które i tak uparcie będą mu o tym przypominać. Ukarał siebie samego, wmawiając sobie, ale było mu to potrzebne: traktował jak zamknięcie rozdziału, ale kosztowało to bardzo wiele wysiłku. Czasem zazdrościł Huckowi zatwardziałości jego serca, że nie dawał tak łatwo sobą manipulować, gardząc wszelkim otoczeniem: brakowało mu tych cech starszego brata.
Wszystkie te przeżycia związane z awanturniczym rozstaniem się prawdopodobnie wreszcie znalazły ujście w jego organizmie, do tej pory skutecznie tłumione przez niego samego, wreszcie wypełzły na światło dzienne, obnażając faktyczny stan w jakim się znajdował od jakiegoś dłuższego czasu - czasami coś napomknął, że kolejny raz w tygodniu boli go głowa ale przecież w pędzie jakim żył miał prawo czuć się zmęczony: ignorował wszelkie objawy uznając je za normalne, nie doszukując się w nich czegoś złego. Było mu to zdecydowanie nie na rękę, że akurat Huck wpadł do niego w takim momencie, być może dalej udawało by mu się ukrywać przed wszystkimi jak fatalnie się czuł.

Ogarnę ten bałagan zaraz - powiedział nagle, próbując wymigać się od odpowiedzi. Ta krew go rozpraszała, nie mógł skupić się na tym co mówił do niego starszy brat. Chciał natychmiast zmyć to z umywalki, nie mogąc dłużej znieść widoku własnej krwi. 一Musiałem, Huck. Nic mi nie pomogło jak chwila zapomnienia od Lily - zdawał sobie sprawę jak żałośnie w tym momencie brzmiał, ale musiała wystarczyć mu ta odpowiedź. Zaczął nerwowo sprzątać nie zwracając w tej chwili uwagi na reakcję brata - nie chciał patrzeć mu w oczy, tym bardziej, że sam czuł, że było mu wstyd. Nie ćpał regularnie, była to tylko zwykła chęć uśnieżenia palącego bólu, który stawał się co raz bardziej nie do wytrzymania. 一Zwykłe tabletki na ból głowy i na gardło, wystarczy tego przesłuchania - wysunął wyprostowaną rękę w geście ''stop'' by Huck powstrzymał się od dalszych uwag. Czuł, że za chwile eksploduje i teraz rozumiał dlaczego Huck tak bardzo unikał szczerych rozmów. Były złe, obnażały z każdej tajemnicy, którą chciało się ukryć przed całym światem. Miał wrażenie, że stał teraz przed rozemocjonowaną matką a nie przed starszym bratem, a mimo to poczuł jaką wewnętrzną ulgę, że to w końcu się wydało, że ktoś się wreszcie o tym dowiedział. Oparł się teraz plecami o umywalkę gdy skończył wycierać pozostałości brudu od krwi 一Wybacz, zdenerwowałem się...ja po prostu do tej pory...nie było to dla mnie jakieś podejrzane, żebym miał iść z tym do lekarza - zruszył bezradnie ramionami, ale wiedział teraz jedno, że będzie bacznie obserwowany przez starszego brata niż do tej pory 一Nic mi nie jest, nie martw się. Mam gorszy okres, czuje się przeciążony: kolokwia, nawalam trochę w pracy potem...czytałem w google, że takie krwawienia czasem występują - próbował go uspokoić i podszedł bliżej do brata pokazując mu w ten sposób, że zdążył się uspokoić a chwilowa złość gdzieś się ulotniła. Przytulił się, czując, że w tej chwili najbardziej tego potrzebuje.
Huckleberry Langford
ambitny krab
kama
M.Hammett
robię zdjęcia — tu i tam
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Czasami zastanawiał się, czy z całej piątki Langfordów, to właśnie nie Hucka, Hugo najbardziej idealizował, mimo że w gruncie rzeczy to rodzicom trzeba było oddać hołd, za to ile siły włożyli w to, aby ich dzieciom żyło się dobrze. Pięć dni w tygodniu zaharowywali się w domu i w pracy, żeby każdy wolny weekend poświęcić synom. Mimo to, najmłodszy z nich nie wodził wzrokiem za ojcem, choć przez jakiś krótki okres w życiu próbował się do niego upodobnić. Zresztą jak każdy z nich na pewnym etapie. Wolał zaś dreptać za bliźniakami, najczęściej nakrywając Hucka na rzeczach, na których nie powinien. Mimo to, za każdym razem sznurował usta i wraz z przysięgą małego palca, obiecywał milczenie. Starszy brat szybko nauczył się, że może mu powierzyć każdą tajemnicę. Być może gdyby z tego skorzystał i nie oddalił się tak bardzo, ktoś kiedyś mógłby go wreszcie zrozumieć. Ale on niestety nigdy nie był skory do zwierzeń.

Do momentu, w którym wytknęła mu to Candela, nie zastanawiał się specjalnie nad tym dlaczego i co przyciąga do niego ludzi. Czy gdzieś w szarej głębinie, osnutej siecią złych wyborów, tkwi urokliwy młodzieniec, nad którym warto się pochylić i pożałować marnego losu. Dopiero kiedy to ona wygarnęła mu to, czego połowicznie był świadom, zaczął analizować to bardziej. Nie podobało mu się to, że zmusiła go do refleksji, a jeszcze bardziej to, że przez to widział każdą rysę i każde pęknięcie na swojej duszy wyraźniej. Gdyby wiedział, że Hugo czegokolwiek mu zazdrości, złożyłby wszystkie pięć palców razem i uderzył w sam środek czoła. Mógł zazdrościć komukolwiek innemu, ale nie akurat jemu. Osobie, która miała najwięcej problemów nie tylko z otaczającymi go z zewnątrz ludźmi, ale przede wszystkim ze samym sobą. Był fatalny w podejmowaniu dobrych decyzji, a jeszcze gorszy w postępowaniu tak jak wypada. Nie umiał zrozumieć własnych potrzeb i od jakiegoś czasu nawet sam nie wiedział, czego tak właściwie chce. Był stracony, wzgardzony, a równocześnie z zupełnie niezrozumiałych pobudek również uwielbiany przez innych. Właśnie dlatego oddałby wszystko żeby zamienić się miejscami z kimkolwiek. Bo czy ktokolwiek inny nie miał lepszego życia niż on?

W zasadzie z niczego ostatnio nie był tak zadowolony, jak z tego, że właśnie dzisiaj postanowił wpaść w odwiedziny do młodszego brata. Tak jak niewiele rzeczy mu wychodziło, tak to, było czymś niespodziewanie pozytywnym, nawet jeśli Hugo sam tego tak nie postrzegał. Spojrzenie mu przygasło, nadając twarzy zmęczenie większe niż w rzeczywistości. Jeśli chciał ukryć przed Huckiem swój stan zdrowia, nie szło mu to najlepiej. Prawdopodobnie zapominał również o jednej, kluczowej rzeczy - starszy Langford był świetnym obserwatorem. Choć nie najlepiej odnajdywał się w społeczeństwie, umiał uważnie patrzeć i wyciągać wnioski. Te zaś nierzadko zachowywał wyłącznie dla siebie, ale nie tym razem.

- Pomogę ci - wtrącił, sięgając po kilka listków papieru toaletowego, którym zgrabnie sięgnął brzegów umywalki. Resztę szkarłatnej kałuży, zalał strumieniem wody, przez chwilę jak zahipnotyzowany obserwując, jak czerwone smugi zaczynają blednąć, aż wreszcie pozostaje po nich jedynie niewygodne wspomnienie.

- Mogłeś przyjść z tym do mnie... Albo do Gusa - mruknął, kręcąc głową. Nie brzmiał przekonująco. Być może dlatego, że był ostatnią osobą, która miało prawo za takie coś oceniać. Sam wiedział jak bardzo potrafi zaboleć strata, a już niebawem miał się przekonać jak to jest nie potrafić zgasić pragnienia wyzbycia się niechcianych uczuć. Niezależnie od wszystkiego był wściekły, jakby tylko on miał prawo spierdolić sobie życie.

- I nie wpadłeś na pomysł, że skoro to nie przynosi od takiego długiego czasu rezultatów, to jednak powinieneś z tym gdzieś się zgłosić? Wiesz, rozumiem gdybym to był ja. Ja jestem idiotą. Ze mnie się nie bierze przykładu. Ale ty? Jesteś chyba najmilszą i najbardziej odpowiedzialną osobą jaką znam. I nie mogę uwierzyć, że... - nie potrafił dokończyć, ale niewypowiedziane słowa wybrzmiały aż nadto. Nie potrafił uwierzyć, że przez tak długi czas, niczego nie zauważył. Rzeczywiście był tragicznym bratem, a Hugo powinien to wreszcie dostrzec i przestać na niego patrzeć z uwielbieniem. Nie zasługiwał na to. Delikatnie wysunął ramiona przed siebie, zamykając w ich objęciach młodszego Langforda. Przez jakiś krótki, zawieszony między czasem, a rzeczywistością moment, wszystko zdawało się funkcjonować jak należy. Ale tak przecież nie było.

- Google nie jest wyznacznikiem. Nie możesz tak dłużej funkcjonować. Mogę z tobą pójść. Choćby teraz, zaraz. Wiesz, że nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało - stracił już najlepszego przyjaciela, ale utrata brata spaliłaby go żywcem.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
a, n, c
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Niestety, kiedy wmawiasz sobie w kółko każdego dnia, ze jesteś inny i nie pasujesz do otoczenia, obraz twojego odbicia potrafi się zmienić - czasami nie wiedział jaki miał być. W pewnym momencie w ciągu ostatnich trzech lat Hugo zdał sobie sprawę, że jest inny niż wszyscy a na pewno inny niż jego starsi bracia. Nie potrafił określić tego uczucia odpowiednim słowem, aby jakoś to wyjaśnić. To było bardziej jak nadwrażliwość z tendencją do błądzenia lub gubienia się we własnej głowie. Nie, „szalony” nie było właściwym słowem. Należał do najspokojniejszego wcielenia Langforda, wtapiającego się w otoczenie, tego niewychylającego się tam gdzie nie powinien się wychylać - czasami nie wiedział czy to nie była oznaka tchórzostwa z jego strony, że tak jak Huck nie potrafił głośno wyrażać swojego zdania a raczej potulnie przytakiwał, znajdując w tym sposobie jakieś wyjście dla siebie. Pasowało to do niego ale reszta to akceptowała - taki już był i nie próbował tego zmieniać. Musiał nauczyć się żyć ze swoimi wadami i nie potrafił zrozumieć dlaczego był odbierany przez ludzi inaczej niż on siebie widział - chyba to była magiczna umiejętność każdego z nich, skoro Huck mierzył się dokładnie z tym samym wrażeniem, że potrafili oszukiwać wszystkich dookoła.

Milczał, nie będąc wstanie odpowiedzieć na drobiazgowe pytanie starszego brata. Siedząc na zamkniętej klapie toalety, a jedna z jego nóg podskakiwała niekontrolowanie - coś, co robił, gdy był zestresowany. Jego wyraz twarzy zmienił się w lekki grymas, a wzrok powrócił do rąk. Przez chwilę panowała cisza, ale gdy stało się jasne, że naprawdę chce wiedzieć, westchnął i zamknął oczy. Poczucie winy przeplatało się z jego wyrazem twarzy, zanim westchnął i schował głowę w dłoniach. Po bladych policzkach spłynęły mu łzy bezsilności, które lśniły w jego niebieskich oczach jak świeżo przecięte szkło. Kiedy Huck otworzył ramiona oparł głowę o jego ramię, niespodziewanie sparaliżowany myślą jak bardzo potrzebował jedynie tego, aby przez krótki moment poczuć się nieco lepiej. Przełknął ciężko dławiącą ślinę i w ramionach brata próbował uspokoić trzęsące się ciało, które uwalniało się od duszonej przez tyle czasu tajemnicy. Mogłeś przyjść z tym do mnie.. Jego słowa dawały tyle samo pocieszenia, co jego ramiona, a dobroć, która go otulała i pierwszy raz od dawna czuł, że naprawdę mógł na nich polegać a mimo to nie chciał tego nadwyrężać u jednego jak i drugiego - był przyzwyczajony, że do tej pory to oni szukali w nim oparcia a nie on u nich. Już od zerwania z dziewczyną zaczynało się to zmieniać, że co raz częściej potrzebował tego rodzaju wsparcia a nie chciał zmienić się w ''miękką kluchę'' - jak sam to określał.

Candela miała poniekąd rację - za bardzo nad sobą lubił się użalać zamiast wziąć się w garść i zmierzyć się ze stratą związku; rysa była zbyt głęboka, zbyt bolała by mógł o tym szybko zapomnieć nawet jeśli tego pragnął najbardziej na świecie.
-Nie chciałem was martwić - przyznał w końcu, nie odrywając się jeszcze od uścisku, chłonąc bliskość brata jak tylko mógł - Sami macie dużo spraw na głowie a ja...myślałem, że zdołam to przeczekać i w końcu... będzie lepiej - mruknął, twarz chowając w jego ramieniu a dłonie zaciskając na jego plecach. Był niebywale zmęczony a to poczucie mocno się nad nim odbijało. Każdy ruch wywoływał falę bólu w mięśniach i nie potrafił powiedzieć dlaczego. Zaciskał jedynie zęby i brał jakieś leki przeciwbólowe by trochę sobie ulżyć i by dalej sprawiać wrażenie wszystkim dookoła, że był w świetnej formie. Chciał tylko by było dobrze, dla całej ich trójki, nic więcej - wiedział, że jeśli odezwie się, cały ten domek z kart, który zdążył zbudować wokół siebie jak ochronną tarczę po prostu runie. Zacznie chodzenie się do lekarzy, szukanie przyczyny, nie zniósłby kolejnego zamartwiania się u rodziców. Tego chciał uniknąć, dlatego do tej pory udawało mu się tuszować swoje prawdziwe poczucie na tyle dobrze, że nikt tego nie zauważył. Nie zapytał, dlaczego Huck przerwał w połowie zdania. Domyślił się, że teraz karcił siebie samego a on jeszcze bardziej poczuł się w tej chwili winny
-Nie zasługuję na was - powiedział cicho, jakby do siebie, nie zważając już na to czy starszy brat usłyszy jego pomruk. Oderwał się od niego i spojrzał przymglonym wzrokiem, przecząco kiwając głową słysząc jego propozycję. Wzbarniał się przy tym, bo bał się, że usłyszy jakąś zwalającą z nóg diagnozę. Nie chciał tego.
-...nie mam teraz na to siły, Huck...chcę...się położyć. Pójdziemy później, dobra? - ścisnął dłoń brata w podzięce. Wysilił się jeszcze na lekki uśmiech, ale oczy same mu zaczynały się zamykać. Był tak cholernie wykończony, chyba rozwaliło to, że Huck przyłapał go w takiej sytuacji - musiał to teraz przespać i jeśli się nie położy, oszaleje. Poklepał brata po ramieniu i wymijając go, zostawił go w łazience, znikając do swojego pokoju by tam położyć się i zasnąć. O szesnastej, ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.
Huckleberry Langford
z/t x2 <3
ambitny krab
kama
M.Hammett
ODPOWIEDZ